niedziela, 2 marca 2014

Epilog...

Trzymając się za ręce, szli pustą drogą, wśród zielonych drzew i kolorowych kwiatów. Ich palce były idealnie ze sobą splecione, jakby miały się już nigdy nie opuścić.
-Mówiłem, że nam się uda. - powiedział cicho szatyn, gładząc wierzchem dłoni policzek swojej siostry, a jednocześnie dziewczyny. - Mówiłem, że będziemy szczęśliwi.
-Tu jest piękniej niż tam, niż na ziemi. - wyszeptała poruszona blondynka.
Zatrzymali się na chwilę aby złączyć swoje usta w krótkim, lecz namiętnym pocałunku.
Ruszyli dalej, nie wiedząc, dokąd prowadziła kręta droga.
Po chwili ujrzeli w oddali starca, mężczyznę z białą brodą, siedzącego na kamieniu. Podeszli do niego, uśmiechając się delikatnie.
-Witajcie. - w powietrzu rozbrzmiał jego głos. - Witajcie w mojej krainie, w moim świecie.
Zakochani przywitali się z nim, stojąc w swoich objęciach.
-Doszliście już tutaj, dlatego teraz czeka was wybór. Najtrudniejszy wybór. - spojrzał na nich znacząco.
Justin i Maja spojrzeli na kilka, rozchodzących się na boki, dróg. - Musicie zdecydować, w którą stronę chcecie pójść. Pierwsza droga zaprowadzi was do życia z tamtego świata. Wrócicie na ziemię, aby żyć tak, jak dawniej. Wśród swojej rodziny, przyjaciół, bliskich... - starzec przez chwilę wpatrywał się w odległą przestrzeń, po chwili przenosząc wzrok na drugą drogę. - Idąc w tym kierunku spełnią się wasze najskrytsze marzenia. O co tylko poprosicie, zostanie spełnione. - wskazał dłonią, kiwając lekko głową. - Trzecia droga prowadzi do życia w bogactwie. Będziecie tam mieli wszelkie dobra materialne.
Maja i Justin wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
-A dokąd prowadzi czwarta droga? - spytał szatyn. - Dlaczego o niej nie opowiedziałeś?
Starzec uśmiechnął się, mocniej ściskając w dłoniach drewnianą laskę.
-Nie opowiedziałem wam o czwartej drodze, ponieważ jeszcze nikt jej nigdy nie wybrał i wątpię, że kiedykolwiek ktoś uda się w tamtym kierunku.
-Dlaczego? Dokąd prowadzi? - blondynka zmarszczyła brwi ze zdezorientowaniem.
-Idąc czwartą drogą dojdziecie do polany, na której nie ma nic, prócz trawy i kwiatów. Będziecie tam tylko i wyłącznie wy i wasze uczucia. Żadnych dóbr materialnych, żadnych innych ludzi. Nikt nie wybrał tej drogi, ponieważ każdy ma pewien określony, najważniejszy punkt w swoim życiu. W tamtym miejscu, nie ma nic, oprócz was...
W tym samym momencie na ustach Mai i Justina rozkwitły uśmiechy.
-Właśnie po to tu przyszliśmy. Żeby już nikt nas nie osądzał, żebyśmy już zawsze mogli być szczęśliwi. - szatyn spojrzał z miłością na swoją dziewczynę. - Wybieramy czwartą drogę. Chcemy być razem, nic innego nie jest nam potrzebne.
-Jesteście pierwszymi i, jak podejrzewam, ostatnimi ludźmi, którzy wybierają tę drogę. Dlatego będziecie mogli być razem, pomimo tego, że jesteście rodzeństwem, mimo tego, że ty... - spojrzał na szatyna. - Zabiłeś wielu ludzi.
Chłopak spuścił głowę, czując, jak dziewczyna ściska uspokajająco jego dłoń.
-Będziecie mogli być szczęśliwi, kochać się ze sobą i nie martwić się problemami. Udowodniliście, że miłość jest silniejsza niż śmierć. Chcecie być razem, bez względu na wszystko. Bądźcie ze sobą szczęśliwi. - dodał, po czym uśmiechnął się do nich, uderzył drewnianą laską o ziemię i rozpłynął się w powietrzu.
Maja i Justin, wtuleni w siebie, podążali czwartą drogą, aż doszli do ogromnych, białych drzwi. Chłopak złapał za klamkę i przepuścił dziewczynę, wchodząc zaraz za nią.
Przenieśli się do krainy, w której nie liczy się nic, poza szczęściem i miłością. Spojrzeli na siebie z uwielbieniem. Szatyn wplątał palce w jej włosy, opierając swoje czoło o czoło blondynki.
-Już zawsze będziemy razem... - szepnął w jej usta.
-I nikt nam tego nie zniszczy... - dodała, po czym złączyła ich wargi, na wieczność...
***
"Kiedy osiągniemy w życiu pewien punkt, zawsze gdzieś będą ludzie, którzy tylko czekają na nasz upadek, a wtedy tylko grawitacja będzie w stanie ściągnąć nas w dół. Czasami po prostu musisz wziąć sprawy w swoje ręce i... polecieć."
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Eh... Tym oto epilogiem kończę moje pierwsze opowiadanie. Od tego zaczęła się moja przygoda z pisaniem. Wątpiłam w ogóle, że coś z tego wyjdzie. Tak właściwie, to zaczęłam pisać to opowiadanie, ponieważ cholernie mi się nudziło, kiedy czekałam na rodziców w samochodzie. No i jakoś tak wyszło, że postanowiłam pisać dalej, ale bardziej dla zabawy. W końcu, kiedy zdecydowałam się zacząć publikować to opowiadanie, zaczynałam na blog.onet.pl
Hahahaha, jak teraz patrzę, "dużo" pisałam przez  "rz" xD
Na bloggera przeniosłam się tylko i wyłącznie ze względu na szablon, który uwiódł mnie od pierwszego wejrzenia, ale teraz widzę, że tutaj jest dużo lepiej.
Jejku, koniec tej mojej przemowy, w końcu czas na konkrety...
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM Z CAŁEGO MOJEGO MAŁEGO SERDUSZKA, ZA TO, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ, CZYTALIŚCIE TE MOJE STARANIA I ZA KAŻDYM RAZEM PODNOSILIŚCIE MNIE NA DUCHU.
I WIECIE, ZA CO JESZCZE DZIĘKUJĘ? ZA TO, ŻE NIE SPOTKAŁAM SIĘ Z ŻADNYM "HEJTEM", CHOCIAŻ BYŁAM NA TO PRZYGOTOWANA.
KOCHAM WAS ANIOŁKI MOJE I ZAPRASZAM NA INNE MOJE OPOWIADANIA.
MAJA I JUSTIN MÓWIĄ "PAPA" ;-*
Mój ask:
ask.fm/Paulaaa962 

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 50...


Szatynka założyła na siebie czarną sukienkę i podeszła do swojego chłopaka. Brunet przełożył delikatnie jej włosy na jedną stronę, a następnie zapiął zamek, gładząc ją po plecach.

-Kochanie, nie płacz. - wyszeptał, obejmując jej ciało ramionami. Wtulił ją w siebie, ponieważ wiedział, że ona teraz potrzebuje tego najbardziej.
-Nie potrafię. - odparła, oplatając go rękoma w pasie. Ułożyła głowę na jego klatce piersiowej, a po jej policzkach spływały łzy. Od kilku dni, cały czas płakała.
Rodzice Abby pozwolili nawet Austinowi, aby został z ich córką. Był przy niej przez cały czas. Rano, kiedy otwierała załzawione powieki, w południe, kiedy siedziała na łóżku i wpatrywała się w zdjęcie swojej przyjaciółki, a także wieczorem, kiedy kładła się spać. Wiedział, że nie może jej teraz opuścić choćby na minutę. Lecz najcięższym dla niego zadaniem było chowanie przed dziewczyną swoich uczuć. I nie chodziło tu o to, że wstydził się swoich łez. Wiedział, że swoim załamaniem, jeszcze bardziej pogłębi rozpacz szatynki.
-Musisz być silna, skarbie. Oni nie chcieliby, żebyś płakała. Jestem tego pewien. - wyszeptał, ponieważ bał się, że jego głos może się załamać. Pocałował dziewczynę w główkę, głaszcząc ją po plecach.
Drzwi od pokoju otworzyły się powoli, ukazując postać mamy Abby.
-Musimy już iść. - powiedziała cicho, a następnie posłała chłopakowi spojrzenie pełne wdzięczności. Wiedziała, że gdyby nie on, jej córka wpadłaby w jeszcze głębszą depresję.
Abby powoli wyswobodziła się z objęć bruneta, podchodząc do swojej szafy. Wyjęła z niej czarne szpilki, zakładając je na stopy. Chłopak podniósł z łóżka skórzaną kurtkę piętnastolatki i delikatnie założył na jej ramiona. Owinął ramię wokół talii dziewczyny, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Zeszli po schodach, zastając pusty salon. Szatynka ze smutkiem w oczach podeszła do szafki i wzięła z niej klucze. Odwróciła się przodem do bruneta, zapinając kilka ostatnich guzików jego czarnej koszuli.
Austinowi łamało się serce, kiedy patrzył na przygnębioną i zalaną łzami twarz dziewczyny, którą kochał ponad własne życie. Nie dziwił się jej jednak, ponieważ sam miał ochotę się rozpłakać. Justin był dla niego jak brat. I pomimo tego, że czasami się kłócili, mógł powiedzieć, że go kochał. Jak najlepszego przyjaciela...
Wyszli z domu, trzymając się za ręce. Chłopak otworzył szatynce drzwi od strony pasażera, a sam zajął miejsce kierowcy. Zjechał z podjazdu, kierując się w stronę cmentarza. Co chwila spoglądał na Abby, która starała się zatrzymać potok łez. Ułożył dłoń na jej odsłoniętym kolanie, gładząc je delikatnie. Nie wiedział, jak może jej pomóc. Czuł jej ból, ale nie potrafił sprawić, żeby poczuła się lepiej. W ostatnich dniach zastanawiał się nawet razem z Chrisem, czy nie dać jej kilku działek do wciągnięcia. Chociaż przez chwilę zapomniałaby o całym świecie i uśmiechnęła się. Jednak pomysł ten umarł tak szybko, jak się narodził. Próbował zalać jej smutek alkoholem, lecz to jeszcze bardziej pogarszało jej stan psychiczny. Nie wiedział już, co ma robić. Czuł, że oddalają się od siebie, a to bolało go najbardziej. Nie miał do niej pretensji, wiedział doskonale, jak ona się czuje. Chciał jedynie, aby na jej ustach znów zagościł ten uśmiech, który pokochał...
Parę minut później dojechali na cmentarz. Chłopak zaparkował na niewielkim parkingu przed bramą, po czym zgasił silnik, wysiadając z samochodu. Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je przed dziewczyną, jednak ona nie wysiadła z auta, tylko postawiła stopy na ziemi, siadając bokiem na fotelu.
-Co się stało, kochanie? - brunet ukucnął przed nią, opierając się o jej kolana.
-Nie wiem, czy dam radę. - wyszeptała, spuszczając głowę. Austin ułożył rękę pod jej brodą, unosząc ją lekko.
-Jeśli nie chcesz, nie musimy tam iść. Nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. - ujął jej dłonie w swoje i złożył na nich kilka pocałunków. Dziewczyna pogładziła go po policzku i delikatnie zaczesała do tyłu jego czarne włosy, przez co spojrzał jej prosto w oczy.
-Przepraszam cię, Austin. - powiedziała cicho, nachylając się i składając pocałunek na jego czole.
-Za co? - spytał, nadal kucając przed nią. Ułożył dłonie na talii dziewczyny i sunął nimi po materiale dopasowanej sukienki.
-Za to, jaka jestem. Widzę, że się o mnie martwisz i cierpisz. Przepraszam za to, jak cię traktuję. Nie chcę cię ranić. Po prost nie mogę się pogodzić z tym, że ich już nie ma... - spod jej powieki uciekła kolejna łza, jednak zanim zdążyła spłynąć wyznaczoną drogą po policzku, chłopak otarł ją wierzchem dłoni.
-Nie masz za co przepraszać, skarbie. - dziewczyna wstała z fotela i ułożyła brunetowi ręce na szyi. Najnormalniej w świecie wtuliła się w niego, układając głowę na jego ramieniu.
-Nie chcę, żebyśmy się od siebie oddalali, Austin. - szepnęła mu do ucha, wdychając jego perfumy.
-Ja też nie chcę, maleńka. - odparł cicho, ciasno obejmując ramionami jej ciało. - Bardzo, bardzo mocno cię kocham. - oparł swoje czoło o jej, patrząc prosto w tęczówki piętnastolatki.
-Ja ciebie też, Austin. - posłała mu blady uśmiech, a następnie delikatnie złączyła ich wargi. Źle się czuła z tym, że przez ostatnie kilka dni nie okazywała mu uczuć. Widziała, jak chłopak troszczył się o nią, a w zamian otrzymywał jedynie wymuszony uśmiech. Dzisiaj w nocy chciała pokazać mu, co do niego czuje. Kochać się z nim, tak, jak kiedyś i choć na chwilę zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
Po chwili odsunęła się od niego, patrząc brunetowi głęboko w oczy. Widziała w nich miłość i troskę, a także szczęście. Chciała odbudować ich relacje, chciała ponownie się do niego zbliżyć. I w sposób fizyczny i w sposób psychiczny.
Parę metrów dalej stał Chris, Luke i Jake. Obserwowali, jak Austin i Abby wymieniają się uczuciami i wzajemną miłością. Nie chcieli im przeszkadzać. Wiedzieli, że im najtrudniej jest się pogodzić ze śmiercią Mai i Justina. Chris oraz Luke byli myślami gdzie indziej, jednak Jake nie spuszczał wzroku z zakochanej pary. Patrzył na Abby i dopiero teraz zrozumiał, ile stracił. Jeszcze niedawno to jego kochała. To on był tym, na którego widok się uśmiechała. On ją całował, dotykał i przytulał. To on z nią był i to przy nim czuła się szczęśliwa.
Dopiero kiedy ją stracił zrozumiał, że ją kocha. Zrozumiał, że oddałby wszystko, aby znowu była przy nim. Czuł ból w sercu, kiedy patrzył na Abby i Austina. Wybrała jego przyjaciela, którego kocha. Jednak kiedy patrzył na jej uśmiechniętą twarz, kiedy patrzył w roześmiane oczy dziewczyny, którą kocha, czuł, że jest szczęśliwy. Zrozumiał, że najważniejsze dla niego jest szczęście Abby. Wiedział, że nie przestanie jej kochać, lecz teraz mógł jedynie wspominać czasy, kiedy ona kochała jego...
Zakochana para dołączyła do trójki chłopaków i razem weszli na teren cmentarza. Austin cały czas obejmował swoją dziewczynę w pasie. Żadne z nich nic nie mówiło. Ciszę przerywał jedynie wiatr i odgłos szpilek szatynki, uderzających o betonowy chodnik. Po paru minutach, całą piątką, doszli wreszcie do miejsca, w którym zebrana była reszta ludzi. Najbliżej trumien stała matka Mai oraz matka Justina. Z oczu Abby momentalnie zaczęły lecieć łzy. Tym razem jednak minęła Austina i podeszła do Jake'a, wtulając się w jego ciało. Chłopak objął ją ramionami, głaszcząc po plecach. Austin patrzył na nich, jednak nie czuł zazdrości. Wiedział, że Abby go kocha, a Jake'a traktuje jako przyjaciela.
Zostawmy na razie tę trójkę, a skupmy się na dwóch chłopakach, którzy przybliżyli się do miejsca, w którym stały trumny. Justin był ich przyjacielem, jednak do Mai czuli coś więcej. Luke, owszem, znał blondynkę, miał czas, aby ją poznać i się w niej zakochać. Jednak Chris... nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego pokochał tę drobną piętnastolatkę. Nie znał jej, prawie wcale. Zanim wyznał swoje uczucia chciał ją skrzywdzić. Chciał ją zgwałcić, jak wiele innych dziewczyn. Nie rozumiał, dlaczego nagle się zmienił. To był jeden moment, krótka chwila. Może po prostu potrzebował w swoim życiu miłości. Może zrozumiał, że nie może żyć dalej jako bezduszny i bezuczuciowy, damski bokser, który wykorzystuje dziewczyny tylko w jednym celu. Może chciał poczuć coś więcej niż tylko przyjemność fizyczną. Może chciał się zakochać. Może chciał być kochanym...
A Luke... Dla niego na początku Maja miała być zabawką do łóżka. Miał pobawić się nią, do czasu, aż mu się znudzi. Nie przewidział jednak, że zacznie czuć do niej o wiele więcej. Nie sądził, że zakocha się w piętnastolatce. Dopiero wtedy, kiedy zobaczył ją, w ramionach swojego przyjaciela, zrozumiał, że jest dla niego kimś więcej. Zrozumiał, że ją kocha...
Na pogrzeb przyszła również pewna dziewiętnastolatka, dziewczyna Justina. Nigdy nie wspominał Mai, że był z kimś na stałe. O Kelly, bo tak miała właśnie na imię, chciał raczej zapomnieć. Czy się kochali? Ciężko stwierdzić. Na pewno nie byli sobie obojętni, jednak wątpię, czy można nazwać to miłością. Ona chciała być z Justinem, jednak on wybrał życie gangstera. Nie mogła zrozumieć tego, że jej chłopak diluje dragami i zabija ludzi. Nie potrafiła być z takim człowiekiem. Dziewczyna spojrzała na Austina, trzymającego w objęciach jakąś nastolatkę. Rozmawiała z nim i słyszała, dlaczego Justin popełnił samobójstwo. Cieszyła się, że znalazł tę jedyną, dla której był w stanie zrobić wszystko.
Na cmentarzu pojawił się nawet Conor, przyjaciel kuzyna Justina. Chociaż przed jego śmiercią, nienawidził szatyna, teraz nie czuł satysfakcji z tego, że Justin nie żyje. Miał do niego pretensje jedynie o to, że zabił jego przyjaciela. Jednak musiał przyznać, że sam zachowałby się tak w stosunku do człowieka, który zgwałciłby jego dziewczynę, osobę, którą kocha.
Rodzice Mai i Justina czuli żal. Żal do siebie. Obwiniali się o śmierć swoich dzieci. Czuli, że powinni chociaż postarać się zrozumieć sytuację, w jakiej znaleźli się Maja i Justin. Zamiast tego, bezdusznie kazali im się rozstać. Dopiero teraz zrozumieli uczucie, jakim darzyli się wzajemnie. Dopiero po ich śmierci poczuli, że źle postąpili...
Wszyscy zebrani podeszli do miejsca, w którym czterej mężczyźni spuszczali trumny pod ziemię. W momencie, kiedy zaczęli zasypywać piaskiem ich ciała, z oczu wszystkich poleciały łzy. Już nie kryli swoich uczuć. Każdym wstrząsnęła ta historia.
Jedynie oczy Austina były suche. To nie tak, że nie potrafił się rozpłakać. Miał wielką ochotę to zrobić, jednak musiał wspierać Abby. Obejmował ją od tyłu w pasie, opierając brodę na jej ramieniu. Czuł, jak jej drobne ciałko się trzęsie, przez cichy płacz. Złożył kilka pocałunków na jej szyi, patrząc, jak jego przyjaciele znikają pod czarną ziemią.
W momencie, kiedy nie było widać już trumien, Abby nie wytrzymała. Wybuchnęła płaczem, odwracając się przodem do swojego chłopaka. Wtuliła się w niego, układając główkę na jego klatce piersiowej. Po jej policzkach spływały łzy. Kiedy słyszała, jak ksiądz wygłasza ostatnie słowa, nie pomogły nawet czułe słowa Austina. Wyrwała się z jego objęć i pobiegła w przeciwną stronę. Wszyscy spojrzeli na nią, jednak nikt nie miał pretensji do szatynki.
Brunet nie wiedział, co ma zrobić. Pękało mu serce, kiedy widział ją w takim stanie. Jego gesty nie pomagały. Nie potrafił jej pocieszyć...
Chris, widząc zatroskany wzrok Austina oraz łzę, spływającą po jego policzku, przeszedł obok niego i poklepał lekko po ramieniu. Następnie odszedł w kierunku, w którym pobiegła Abby.
Zastał ją, siedzącą na jednej z ławek przy kościele. Podszedł powoli do szatynki i usiadł obok niej.
-Nie płacz, skarbie. - mruknął, zakładając kosmyk jej włosów za ucho.
-Nie mogę się pogodzić z tym, że ich już nie ma. - wychlipała, pociągając nosem.
-Pomyśl o tym inaczej. - ułożył dłoń na jej udzie, sunąc po nim delikatnie. - Oni chcieli być po prostu szczęśliwi.
-A są szczęśliwi? - uniosła wzrok, wpatrując się w Chrisa załzawionymi oczami.
-Jestem pewien. - odparł, a następnie objął dziewczynę ramionami. - Cii, kochanie. Nie płacz... - przytulił ją do siebie, kołysząc delikatnie jej roztrzęsionym ciałem. Głaskał ją po włosach, czując, jak dziewczyna powoli się uspokaja. Pocałował ją w czółko, gładząc po plecach.
-Skoro oni tego chcieli... - wyszeptała, odsuwając się od chłopaka.
-Razem z Austinem rozmawiałem z Bieberem dwie godziny przed... - urwał, nie chcąc kończyć tego zdania. - To, co czuł do Majki było wręcz chore. On nie chciał niczego więcej, tylko być z nią.
-Dziękuję, Chris. - mruknęła, ponownie się w niego wtulając.
Z jednej z głównych alejek zaczęli wychodzić ludzie z pogrzebu. Rodzice Abby zdziwili się, kiedy zobaczyli swoją córkę w objęciach obcego, dużo starszego chłopaka. Znali Austina, lecz nie mieli pojęcia, kim są ci trzej młodzi mężczyźni.
-A teraz uśmiechnij się i idź pobzykać się z Austinem. - klepnął ją lekko w tyłek, przez co dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową.
-Prawdę mówiąc mam taki zamiar. - mruknęła, podnosząc się z ławki.
-W takim razie już mu zazdroszczę. - uśmiechnął się do niej.  Stanął przed szatynką i pogładził ją po policzku. - Jesteś prześliczna. - dziewczyna spuściła głowę na dźwięk jego komplementu.
Austin razem z Lukiem i Jake'iem wyszli z jednej z alejek. Brunet poczuł lekkie ukłucie zazdrości. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać. Cieszył się, że Abby w końcu przestała płakać.
***
Kochani Rodzice!
Skoro to czytacie, to znaczy, że nas już tu nie ma. Nie chcemy, żebyście obwiniali się o naszą śmierć. To nie wasza wina. Poza tym, jesteśmy szczęśliwi. Nie potrzebujemy niczego innego, tylko siebie. Tutaj nie mogliśmy być razem, dlatego postanowiliśmy znaleźć inny sposób. Nie zrozumielibyście naszego uczucia. To, co do siebie czujemy jest dużo silniejsze, niż moglibyście sobie wyobrazić. Nam nie przeszkadza to, że jesteśmy rodzeństwem. Nie czujemy do siebie tego, co powinni czuć brat i siostra. Chcieliśmy być tylko szczęśliwi. Czy to tak dużo...?
Kochamy Was, Maja i Justin...
***
Trzy miesiące po pogrzebie, Austin zdradził Abby po pijaku. Bardzo ją kochał i chciał, aby mu wybaczyła, jednak ona nie potrafiła zapomnieć, że przespał się z inną dziewczyną. Rozstali się i chociaż Austin wielokrotnie przepraszał szatynkę, nie wrócili do siebie. Abby za to znalazła szczęście i miłość w ramionach kogoś innego. To Chris stał się mężczyzną, którego pokochała. On również pokochał tę drobną piętnastolatkę. Od samego pogrzebu zaczął o niej myśleć w inny sposób. Zrozumiał, że to, co czuł do Mai było bardziej głębokim zauroczeniem. To do Abby poczuł prawdziwą miłość, to w niej się zakochał i przy niej chciał spędzić resztę życia.
Abby i Austin zostali przyjaciółmi. Brunet pogodził się z tym, że stracił miłość swojego życia i nie starał się zniszczyć związku swoich przyjaciół. W dalszym ciągu kochał ją niewyobrażalnie mocno, jednak wiedział, że jest już za późno.
W wieku siedemnastu lat Abby zaszła w ciążę z Chrisem. Urodziła synka, któremu dali na imię Justin. Zamieszkała razem z chłopakiem, którego kochała. Bardziej niż Jake'a, a także bardziej niż Austina. Zrozumiała, że to Chris jest jej pisany.
Cztery lata później urodziła dziewczynkę, Maję. Austin zakochał się w jej oczkach niemalże od pierwszego wejrzenia. Czuł się, jakby to on był ojcem tej malutkiej dziewczynki. Chciał być jej opiekunem, kimś, do kogo zawsze będzie mogła przyjść.
Kiedy Abby miała dwadzieścia jeden lat, wyszła za Chrisa. Tworzą szczęśliwą rodzinę, taką, o jakiej dziewczyna zawsze marzyła.
Nigdy nie zapomnieli o Mai i Justinie. O ich miłości i poświęceniu. Byli dla nich jak wzór. Traktowali ich jak bohaterów. Mieli nadzieję, że jeszcze kiedyś się z nimi spotkają. W tym drugim życiu. Że będą mogli im powiedzieć, jak dużo im zawdzięczają i że będą mogli podziękować, za wszystko co zrobili.
Największą rozpacz przeżywał Luke. On nigdy nie pogodził się ze śmiercią Mai. Dziewczyny, która jako jedyna ukradła jego serce.
Reszta chłopaków, i Austin i Jake, ułożyli sobie życie. Jake związał się z Kelly, byłą dziewczyną Justina, natomiast Austin, co było ogromnym zaskoczeniem, zakochał się w Jazzy, siostrze Justina. Między nimi było aż dwanaście lat różnicy, jednak nie stanęło im to w drodze do szczęścia.
Każda z tych par kochała się całym sercem, lecz ich miłość była tylko niewielką częścią tego, co czują do siebie Maja i Justin.
Tak, czują nadal. Ich miłość przetrwała nawet śmierć, bo nawet śmierć nie jest zbyt wielkim powodem, aby przestać kochać...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Co mogę powiedzieć... Abby i Chris tak cholernie mi do siebie pasowali, że musiałam ich połączyć.
A Justin chyba by się wściekł, gdyby się dowiedział, że Austin sypia z jego malutką siostrzyczką, prawda ? Hahaha ;)
Został nam już tylko epilog. Mam nadzieję, że zostaniecie do końca, ponieważ przeniosę Was do miejsca, w którym są Maja i Justin ;-*
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska:
http://ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;-*