niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 34...

-Czego chcesz? - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
-Nie mogę najnormalniej w świecie przyjść i zobaczyć, jak czuje się mój kochany kuzyn? - uniósł pytająco brwi, a z jego twarzy nie znikał ten cholernie irytujący, kpiący uśmieszek.
Chwilę później przeniósł wzrok na Maję, która w dalszym ciągu siedziała na kanapie, patrząc to na mnie, to na Danny'iego.
-Hej, ślicznotko. - posłał jej łobuzerski uśmieszek. - To twoja dziewczynka, Chris? - spojrzał na mnie znacząco, natomiast ja zacisnąłem pięści.
-Odpierdol się. - warknąłem, przewracając oczami.
-Zaraz, zaraz... - mruknął, a uśmiech na jego twarzy znacznie się powiększył. - To laska Biebera...
Zacisnąłem szczękę, czując ogarniającą mnie złość. Jakby tego było mało, chwilę później w sali pojawił się Conor.
-No pewnie. - rzuciłem sarkastycznie. - Jeszcze ciebie tu brakowało. - mruknąłem, wywracając oczami.
-Stęskniłeś się za mną, Robens? - spytał z rozbawienie.
-Cholernie.. - zaszydziłem, wkładając dłonie do kieszeni.
Wzrok Conora wylądował na Mai, a na jego ustach pojawił się ten pieprzony, łobuzerski uśmieszek.
-Co to za ślicznotka? - spytał, przenosząc wzrok na Danny'iego.
-Nie uwierzysz, stary. Laska Biebera. - wymienili między sobą znaczące spojrzenia, przez co moje ciśnienie podskoczyło do dwustu.
-Naoglądałeś się już? - warknąłem. - To teraz spierdalaj.- wskazałem ręką na drzwi.
-Widzę, że Bieber lubi takie młode... Ciekawe czy jest z nią tylko dla seksu czy...
-Słucham? - Majka powoli podniosła się z kanapy, przez co tym razem na moich ustach pojawił się uśmieszek.
-To, co słyszałaś, kicia. - zaśmiali się, przyglądając się dziewczynie.
-Zapytam po raz kolejny... - wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Czy ja wyglądam na dziwkę?
-Ale mi mogłabyś dać, co kochanie? - zbliżył się do niej, w dalszym ciągu utrzymując swój cholerny uśmieszek.
I w tym momencie Majka nie wytrzymała. Uderzyła Danny'ego w twarz, ciskając w niego piorunami.
-Kurwa, ostra jest. - zaśmiał się Conor, wkładając ręce do kieszeni.
-Lubię takie. - szepnął kuzyn Biebera, ponownie zbliżając się do Mai.
-Weź stąd, kurwa, spierdalaj. Jak widzisz, nie jesteś tu mile widziany. - warknąłem, stając pomiędzy nim, a blondynką.
-Co ty taki nerwowy? - zaśmiał się Danny, unosząc ręce w geście obronnym.
-Jak widzisz nie mam humoru. - rzuciłem bez emocji, po czym pchnąłem Danny'ego w stronę drzwi.
-Ale szczęście mamy niesamowite... - odezwał się Conor. - Nie dość, że Bieber leży w szpitalu, to jeszcze poznaliśmy jego panienkę. - ostatni raz obdarzył blondynkę cwaniackim uśmiechem, po czym, razem z Dannym wyszli z sali.
-Pierdolony idiota. - mruknąłem, patrząc, jak drzwi od pokoju powoli się zamykają. - A tak poza tym, kolejny facet przybył na twojej liście. - posłałem jej znaczące spojrzenie, na co blondynka przewróciła jedynie oczami.
Usiadłem na kanapie, odchylając głowę. W pewnym momencie Maja zerwała się z miejsca, stając kawałek przede mną. Otworzyłem jedno oko, spoglądając na nią pytająco.
-Popatrz na mnie i powiedz czy ja na prawdę wyglądam jak dziwka. - podniosła głos. - Tylko szczerze, o to samo pytałam Justina i Austina, ale wiadomo, co oni powiedzieli. - dodała, wyrzucając ręce w powietrze.
-Mała, ty nie słuchaj tego debila. To największy kretyn na świecie. - mruknąłem, lecz blondynka nie wydawała się do końca przekonana. Z głośnym westchnieniem podniosłem cztery litery z sofy. - Jak nie wierzysz, to chodź coś zobaczyć. - podszedłem do niej i złapałem ją za rękę. Podeszliśmy do łóżka, na którym leżał Justin. - Patrz, co ten skurwiel mu zrobił. - odsłoniłem lekko kołdrę Biebera, wskazując na jego ramię, na którym widniała blizna.
Dziewczyna podeszła bliżej i przejechała po niej opuszkami palców.
-To jest...
-Tak, od noża. - dokończyłem za nią, obserwując reakcję dziewczyny.
-Skurwiel... - mruknęła pod nosem. - I to jest jego kuzyn? - uniosła brwi z lekkim niedowierzaniem.
-Tsa... - odparłem, unikając wzroku blondynki.
Jeśli Bieber będzie chciał jej powiedzieć, dlaczego tak się nienawidzą, zrobi to. Ja nie zamierzam się mieszać.
-A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie... - zacząłem, zwracając przy tym uwagę Mai. - Wyglądasz kurewsko seksownie, a nie jak dziwka. - posłałem jej łobuzerski uśmieszek, przez co oberwałem lekko w ramię...
***
Była godzina ósma rano, a my nadal rozmawialiśmy. Ta dziewczyna okazała się najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Był tak naturalna i delikatna, że na moje usta automatycznie wkradał się szczery uśmiech.
-Chcesz kawy? - spytałam, podnosząc się z kanapy.
-Chętnie. - odparłem, a dziewczyna udała się w stronę drzwi.
Podszedłem do leżącego na łóżku Biebera.
-Oj stary, lepiej się obudź, bo nie będę miał żadnych oporów, żeby ci ją ukraść. - mruknąłem, uśmiechając się łobuzersko.
-Tylko spróbuj... - usłyszałem znajomy, zachrypnięty głos, przez co moje oczy rozszerzyły się w lekkim szoku.
-Bieber... Witamy wśród żywych. - zaśmiałem się cicho.
-No tak, siema... - zmrużył lekko oczy. - A tak w ogóle, to co się dzieje...? - podrapał się z zakłopotaniem po głowie. - Ja pierdole, ale mam kaca..
Wybuchnąłem głośnym śmiechem, zwracając przy tym uwagę szatyna.
-Miałeś wypadek samochodowy i z tego co mówiła Majka, byłeś już po drugiej stronie, a ty tu teraz o jakimś kacu... - pokręciłem ze śmiechem głową. - Cały Bieber...
-Spierdalaj od mojej dziewczyny. - mruknął, patrząc na mnie sceptycznie. - I w ogóle co ty tu robisz? - dodał, unosząc brwi.
-Przyszedłem w nocy i dotrzymywałem Mai towarzystwa. - wyszczerzyłem się do niego. - I powiem ci, że bardzo dobrze, że tu byłem. - spojrzałem na niego znacząco. - Danny i Conor tu przyszli.
Widziałem, jak szczęka Justina się zaciska, a on stara się powstrzymać gniew, który ogarnął jego ciało.
-Wiedzą? - spytał, a ja od razu zrozumiałem, co ma na myśli.
-Tak. - mruknąłem, wypuszczając głośno powietrze.
-Kurwa. - mruknął cicho, przeczesując włosy. - No nic, tym będę się martwił później. Nie zrobili jej nic, prawda?
Zachichotałem cicho pod nosem, przypominając sobie wczorajszą noc.
-Majka mu przyjebała. - uśmiechnąłem się łobuzersko, zarażając tym chłopaka.
-Tak swoją drogą, gdzie ona jest? - spytał, wpatrując się we mnie.
-Poszła po kawę. - odparłem, wskazując na drzwi.
Na ustach szatyna momentalnie pojawił się cwaniacki uśmiech.
-Co ty znowu kombinujesz, Bieber? - zmarszczyłem brwi, czekając na jego odpowiedź.
-Zobaczysz... Udawaj tylko, że jeszcze się nie obudziłem. - mruknął, a następnie zsunął się na łóżku, przykrywając kołdrą po samą szyję...
***Oczami Mai***
Po wyjęciu kawy z automatu udałam się z powrotem do sali, w której leżał Justin. Chociaż nie spałam całą noc, nie czułam zmęczenia. Wszystkie emocje, przepełniające moje ciało całkowicie wyeliminowały zmęczenie.
Doszłam do pokoju i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Zastałam obu chłopaków w takich samych pozycjach i w tych samych miejscach. Podeszłam do Chrisa i podałam mu kawę, za co podziękował mi serdecznym uśmiechem.
Swoją drogą, nie spodziewałam się, że Chris może tak się zmienić...
Postawiłam swój kubek na szafce, po czym usiadłam na krześle koło Justina. Przygryzłam dolną wargę, obserwując jego idealne rysy twarzy. Pogładziłam go opuszkami palców po policzku, uśmiechając się pod nosem. Nagle chłopak drgnął, a po chwili jego ciężkie powieki zaczęły się powoli podnosić.
-Justin... - szepnęłam, czując, jak po moim policzku spływa jedna, pojedyncza łza.
-C- co się dzieje? - wychrypiał. - Kim jest Justin...
Moje serce na moment stanęło, a ja wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami.
-Ki- Kim ty jesteś? - zapytał cicho. - Umarłem? Jestem w niebie? Jesteś aniołem? - pogładził mnie delikatnie po policzku, patrząc prosto w moje czekoladowe tęczówki.
-Nic nie pamiętasz? - wyszeptałam, spoglądając na niego niepewnie.
-Ja... nie mam pojęcia, co się dzieje... Ja...
Nagle przerwał mu głośny wybuch śmiechu Chrisa. Popatrzyłam na blondyna z niedowierzaniem, lecz już po chwili do moich uszu doszedł dźwięk śmiechu Justina.
-Teraz normalnie przeszedłeś samego siebie, Bieber. - wydukał Chris.
Momentalnie przeniosłam wzrok na szatyna, który pękał ze śmiechu.
-Ty... - wyjąkałam. - Wy... - nie potrafiłam złożyć normalnego zdania. - Nie! - pisnęłam, wstając z krzesła.
-Przepraszam, skarbie. Nie potrafiłem się powstrzymać. - powiedział przez śmiech.
Przenosiłam wzrok to na Chrisa, to na Justina, którzy w dalszym ciągu śmiali się wniebogłosy.
-Nienawidzę was! - krzyknęłam, starając się powstrzymać wybuch śmiechu. Zaczęłam się cofać w stronę drzwi, jednak już po chwili poczułam czyjeś dłonie na swojej talii.
-Bu! - do moich uszu doszedł stłumiony krzyk, przez co podskoczyłam lekko.
W całej sali rozległy się głośne śmiechy. Natychmiast odwróciłam się, stając twarzą w twarz z uśmiechniętym od ucha do ucha Austinem.
-Jezu! Chcesz, żebym zawału dostała? - spojrzałam na niego z wyrzutem, łapiąc się za serce.
-Mi też miło cię widzieć. - odparł ze szczerym uśmiechem.
-Nie pozwól jej uciec. - rzucił Justin, posyłając brunetowi znaczące spojrzenie.
Spojrzałam na niego sceptycznie, zakładając ręce na piersi.
-Kocham cię, kicia. - posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech, czym przekupił moje serce.
-Ja ciebie też. - odparłam, po czym podeszłam do szatyna i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, obejmując dłońmi jego twarz. Chłopak ułożył ręce na moich biodrach, pogłębiając pocałunek.
Ponownie stałam się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Osoba, którą kocham ponad własne życie wróciła do mnie.
Nasze języki walczyły ze sobą o dominację, żaden nie chciał ustąpić. I w tamtym momencie ani trochę nie przeszkadzał mi fakt, że zaraz obok stali Chris i Austin, patrząc się na nas.
-Proszę wszystkich o opuszczenie sali. - do moich uszu doszedł głos pielęgniarki, która, razem z lekarzem, weszła do pokoju.
-Dokończymy to później. - szatyn jęknął cicho w moje usta, łapiąc mnie za tyłek. Przewróciłam teatralnie oczami, ostatni raz muskając jego usta.
Wyszłam za Austinem i Chrisem na korytarz, a następnie usiadłam na jednym z krzeseł.
-Danny przyjechał. - odezwał się Chris, spoglądając na Austina.
-No to zaczną się kłopoty. - mruknął brunet, opadając na krzesło koło mnie.
-Gdzie Abby? - spytałam nagle, kiedy zorientowałam się, że nigdzie nie widzę mojej przyjaciółki.
-Musiała iść z rodzicami do tej szkoły. - odparł, opierając łokcie na kolanach. - Pamiętasz, że za dwa dni rozpoczęcie roku szkolnego, prawda? - uniósł brwi z wyraźnym rozbawieniem.
-O nie... - jęknęłam, odchylając głowę.
Jakimś cudem wypadło mi to z głowy...
***Oczami Justina***
W ogóle nie słuchałem tego, co mówił do mnie lekarz. Myślami cały czas byłem przy Mai.
-Justin! - usłyszałem głośny głos lekarza, przez co wzrok z drzwi przeniosłem na jego twarz. - Pytałem czy coś cię boli. - spojrzał na mnie sceptycznie. - Rozumiem, że stęskniłeś się za swoją dziewczyną, ale musisz mnie słuchać.
-Tak, jasne. - mruknąłem, chcąc, aby jak najszybciej stąd wyszedł.
-Więc boli cię coś? - ponowił pytanie.
-Mam kaca. - rzuciłem krótko, wzruszając przy tym ramionami.
-Młodzi ludzie w tych czasach... - westchnął, przewracając oczami. - Twoje serce przestało bić, a po obudzeniu się jedyną rzeczą jaką mówisz jest to, że masz kaca. - zironizował, jednak ja wyłapałem z jego nudnego wykładu jedną ważną informację.
-Skoro moje serce przestało bić, to czy nie powinienem...
-Teoretycznie tak. Lekarze nie dali rady cię reanimować i twoje serce się zatrzymało. Uznaliśmy cię za martwego, ale... - zaciął się, ubierając swoje myśli w słowa. - Ale na korytarzu siedzi pewna dziewczyna, która tak mocno cię kocha, że przywróciła cię do życia. - zakończył, posyłając mi znaczące spojrzenie, a mi momentalnie opadła szczęka.
-Ona mnie... mnie uratowała...? - spytałem niepewnie.
-Tak. - posłał mi lekki uśmiech. - Kiedy powiedziałem jej, że odszedłeś, ona stwierdziła, że do niej wrócisz. I faktycznie wróciłeś. - opowiadał, dalej będąc w lekkim szoku. - Musisz ją bardzo mocno kochać, prawda? - uniósł pytająco brwi, a na moich ustach mimowolnie zakwitł lekki uśmiech.
-Najmocniej na świecie. - odparłem rozmarzony.
-To w takim razie po jaką cholerę wsiadałeś do samochodu po alkoholu? - spojrzał na mnie z wyrzutem. - Przecież ona by nie przeżyła bez ciebie. Kiedy dowiedziała się, że nie dajemy ci żadnych szans zemdlała i oprócz ciebie musieliśmy ratować również ją.  - opowiadał mi to wszystko, a ja czułem, jak moje serce, oprócz wyrzutów sumienia przepełnia również przyjemne ciepło.
Ona na prawdę mnie kocha.
I to bardzo...
-Na razie to wszystko. I tak widzę, że mnie nie słuchasz. - pokręcił głową, wzdychając ciężko. Wyszczerzyłem się do niego, kiedy odchodził w kierunku drzwi. - Tylko się nie przemęczaj. - rzucił na odchodne, po czym razem z pielęgniarką opuścili salę.
Nie przemęczę się, ponieważ zaraz obok będą Austin i Chris. Gdybyśmy byli sami...
Drzwi od sali ponownie się otworzyły, a w progu ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę na świecie, przez co na moich ustach momentalnie pojawił się szczery uśmiech.
-Siema, stary. - usłyszałem głos Austina.
-No witam. - odparłem, śmiejąc się cicho pod nosem.
Jednak już po chwili mój wzrok z powrotem wylądował na blondynce. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nic nie mówiąc, jednak przerwało nam głośne kaszlnięcie.
-Tak się składa, że my też tu jesteśmy. - rzucił Austin, przyciągając do siebie krzesło.
Przewróciłem oczami, opierając się o barierki łóżka.
-Ten lekarz jest jakiś pojebany. Ja mu mówię, że mnie łeb napierdala, a on tylko przewraca oczami. - westchnąłem, wyrzucając ręce w powietrze.
-Powiem ci szczerze, że bardzo ci tak dobrze. - Maja spojrzała na mnie sceptycznie, na co zaśmiałem się cicho.
-Też cię kocham, niunia...
***
-W końcu zostaliśmy sami. - mruknąłem cicho, kiedy chłopaki opuścili salę.
-To teraz mogę cię w końcu opieprzyć. - zamknęła drzwi, zakładając ręce na piersi. Podeszła powoli do łóżka, opierając się o jego ramę.
Posłałem jej wymijający uśmiech, drapiąc się po karku.
-Co ci strzeliło do tej ślicznej główki, idioto? - wyrzuciła ręce w powietrze.
Zaśmiałem się nerwowo, zsuwając się na łóżku.
-Mamo, nie bij mnie... - załkałem, zakrywając głowę kołdrą.
Maja z głośnym westchnięciem podeszła do łóżka, siadając na nim, po czym ściągnęła ze mnie kołdrę.
-Justin, dobrze wiesz, że ja bym bez ciebie nie przeżyła.
-Przecież wiesz, że nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Miałem wygrać, a nie wylądować w szpitalu. - przygryzłem lekko dolną wargę. - Przepraszam, skarbie. Nie chciałem cię tak wystraszyć. Tak jakoś wyszło. Jedno piwo za drugim i skończyłem zataczając się na wszystkie strony...
Maja zachichotała cicho, przez co uniosłem pytająco brwi.
-Przypomniała mi się pierwsza noc, jak się poznaliśmy. Wtedy też byłeś porządnie pijany. Utopiłbyś się w tej cholernej rzece... - mruknęła, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Ale mój anioł stróż zawsze jest przy mnie. - pochyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach.
-Masz być ostrożniejszy, rozumiesz? - objęła moją twarz dłońmi, patrząc mi głęboko w oczy. - Cholernie cię kocham i nie chcę cię stracić. - pogładziła skórę na moich policzkach, uśmiechając się delikatnie.
-Przepraszam, niunia. - mruknąłem, przyciągając jej ciało bliżej siebie. - Kocham cię, słonko. - dodałem, po czym objąłem ją ramionami w talii i zatopiłem twarz w jej włosach, wtulając jej ciało w swoje.
***Trzy dni później***
-Udało nam się... - rzucił Austin, a ja przeniosłem na niego wzrok. - Nie wnieśli sprawy do sądu.
Odetchnąłem głęboko. Nie chciałem pójść siedzieć...
-Ale mojego autka już nie ma... - wydąłem dolną wargę, robiąc minę szczeniaczka, czym rozśmieszyłem, siedzącą obok, blondynkę.
-Wiesz, że Danny przyjechał, prawda? - Austin spojrzał na mnie, unosząc pytająco brwi.
-Tsa... - mruknąłem, wzdychając głośno.
Kątem oka zauważyłem, jak Maja przygryzła dolną wagę. Przeniosłem na nią wzrok, posyłając dziewczynie pytające spojrzenie.
-Tak w ogóle, to czemu ty i twój kuzyn tak bardzo się nienawidzicie? - spytała cicho, jakby czegoś się obawiała.
Wymieniłem z Austinem porozumiewawcze spojrzenia, po czym skupiłem całą swoją uwagę na blondynce.
-Przeleciałem kiedyś laskę Danny'iego, ale nie miałem pojęcia, że to jego dziewczyna. - wyrzuciłem z siebie na jednym tchu, obserwując jej reakcję.
Dziewczyna pokręciła głową z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Wyszczerzyłem się do niej, przez co zaśmiała się cicho.
-No tak, mogłam się tego domyśleć... - westchnęła, roztrzepując lekko moje włosy.
Z uśmiechem na ustach pochyliłem się i złączyłem nasze wargi. Objąłem dłońmi twarz blondynki, natomiast ona wplątała palce w moje włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki. Jęknąłem cicho w jej usta, nie przerywając pocałunku. Przejechałem językiem po dolnej wardze dziewczyny, prosząc o dostęp, który niemal od razu mi dała. Nasze języki zaczęły walczyć o dominację, przenosząc nas tym samym do całkowicie innego, odległego świata, w którym liczyła się tylko ta chwila.
-Przepraszam... - w pokoju rozległ się głos pielęgniarki. Niechętnie oderwałem się od słodkich warg Mai, spoglądając z rozdrażnieniem na dziewczynę, która weszła do sali. Miała może z dwadzieścia lat. Podeszła do mnie, odpychając Maję od łóżka.
-Ty widzisz, co robisz? - rzuciłem do niej, zaciskając lekko pięści. Maja posłała mi karcące spojrzenie, lecz ja nie miałem zamiaru tak tego zostawić.
-Ale co ja takiego robię? - spytała słodko, zakręcając kosmyk włosów wokół palca.
-Wiesz co? - prychnąłem z pogardą. - Jesteś żałosna.
-Ja jestem żałosna? - uniosła wysoko brwi, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-No a nie? - zaśmiałem się sarkastycznie. - Przychodzisz tutaj, uśmiechasz się jak idiotka, popychasz moją dziewczynę... - wymieniałem, patrząc na nią z kpiną. Kątem oka zauważyłem, jak Maja i Austin stoją obok, tłumiąc śmiech.
-Serio? - popatrzyła na mnie z niedowierzaniem. - Chodzisz z takim dzieciakiem? - wskazała na Maję.
W tym momencie drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a do środka weszła uśmiechnięta Abby.
-Hej. - przywitała się, nie zwracając uwagi na zdezorientowaną pielęgniarkę. Podeszła do Austina, który objął ją w talii, a następnie złączył ich usta.
Wymieniliśmy z Mają porozumiewawcze spojrzenia, tłumiąc śmiech.
-On też? - sapnęła z niedowierzaniem. - Ja was nie rozumiem. Popatrzcie sobie na nie, a potem na mnie. I co? - uniosła brwi, zakładając ręce na biodrach, a ja musiałem się na prawdę powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-To, że one są prześliczne, a ty wyglądasz jak dziwka. - rzuciłem od niechcenia, wzruszając przy tym ramionami.
  Dziewczyniemomentalnie opadła szczęka.
-Jak możesz, ty...
-Coś ci się nie podoba? - do rozmowy wtrąciła się Abby, przez co wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę. - Tu są drzwi. Odprowadzić cię? - uśmiechnęła się słodko, a ja i Austin momentalnie parsknęliśmy śmiechem.
-Przyszłam tylko powiedzieć, że po południu wychodzisz ze szpitala. - warknęła, po czym wyszła z sali, trzaskając drzwiami.
Momentalnie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Maja jednak stała, wpatrując się w drzwi.
-Szkoda mi jej... - mruknęła, a mi i Austinowi momentalnie opadła szczęka.
-Serio? - uniosłem brwi, wpatrując się w mojego aniołka.
-Nie musieliście jej potraktować tak brutalnie... - wydęła dolną wargę, po czym podeszła do łóżka i usiadła na jego krańcu.
Przewróciłem oczami, po czym zsunąłem z siebie kołdrę.
-Chodź tu, DZIECIAKU. - podkreśliłem ostatnie słowo, przez co z ust Mai uciekł cichy chichot. Przysunąłem się do niej maksymalnie blisko, układając ręce na talii dziewczyny.
-Kocham cię, kotuś. - mruknąłem, po czym złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku...
***Trzy dni później***
Siedziałem w domu, wpatrując się w ekran telewizora. Właściwie, nic mnie już nie bolało, czułem się jak nowo narodzony.
Był tylko pewien problem...
Maja chodziła do szkoły i nie widziałem jej od paru godzin. Miałem ochotę zerwać się z tego pieprzonego łóżka i pojechać do szkoły, żeby zobaczyć ją chociażby na chwilę. Wiedziałem jednak, że już bym jej nie puścił, a wtedy miałaby problemy...
Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się powoli, a w progu stanęła moja mama.
-Cześć, synku. Masz gości. - uśmiechnęła się do mnie, na co ja uniosłem wysoko brwi.
W tym momencie do pokoju wszedł mój kuzyn z typowym dla niego uśmieszkiem na ustach, a za nim pojawiła się postać Conora,
Momentalnie zacisnąłem pięści oraz szczękę.
-To ja wam nie będę przeszkadzać. - rzuciła moja mama, po czym wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Jak miło was widzieć. - zaszydziłem, zakładając ręce za głową.
-Wzajemnie, Bieber. - odparł Danny, zakładając ręce na piersi i opierając się o ścianę.
-Co was do mnie sprowadza? - uśmiechnąłem się do nich słodko.
-Muszę przyznać, że masz prześliczną dziewczyną. - wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
-Trzymaj się od niej z daleka. - wstałem z łóżka i podszedłem do niego.
-Tak daleko, jak ty trzymałeś się od mojej? - uniósł wysoko brwi, zaciskając szczękę.
-Kurwa, ile razy mam mówić, że nie miałem pojęcia, że to twoja laska? - wyrzuciłem ręce w powietrze.
-Widzę, że lubisz takie młody, Bieber. - zignorował mój ostatni komentarz, uśmiechając się pod nosem. - Musi być zajebista w łóżku. - mruknął z rozmarzeniem.
-Spróbuj ją tylko dotknąć. - warknąłem, zaciskając ręce na jego koszulce. - Tak swoją drogą, to ona cię tak urządziła? - zakpiłem, wpatrując się w jego policzek.
Odepchnął mnie od siebie, poprawiając koszulkę.
-To teraz ty mi powiedz, skąd ta nagła zmiana u Chrisa. - oblizał powoli wargi wpatrując się we mnie.
-Nie twoja spra... - przerwało mi ciche otwieranie drzwi.
-Danny. - zaćwierkała wesoło Jazzy, podbiegając do chłopaka.
-Hej, maleńka. - ukucnął, biorąc ją na ręce. - Ale ty wyrosłaś.
-Przyjdziesz do mnie zobaczyć moje lalki? - spytała, robiąc słodkie oczka.
-No jasne. - rzucił, uśmiechając się do niej.
Cała trójka wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego. Chwilę zajęło mi uspokojenie się. Następnie wyszedłem z pokoju, schodząc schodami na parter. Skierowałem się prosto do kuchni, gdzie z hukiem postawiłem na blacie szklankę, nalewając do niej wody. Wypiłem sporego łyka, opierając się o blat.
Kątem oka zauważyłem, jak mama przygląda mi się uważnie, lecz postanowiłem to zignorować.
Po jakiś dziesięciu minutach usłyszałem kroki na schodach, a moim oczom ukazał się Danny i Conor.
-Do widzenia, ciociu. - pożegnał się, po czym przeniósł wzrok na mnie.
-Do zobaczenia, Bieber. - posłał mi znaczący uśmieszek, przez co krew zagotowała się w moich żyłach.
-Spierdalaj. - rzuciłem do niego, przez co mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
Chłopak jedynie zaśmiał się pod nosem, a następnie razem z przyjacielem opuścili dom.
-Co to miało znaczyć!? - krzyknęła moja mama.
-To, na co sobie zasłużył. - mruknąłem, wzruszając ramionami.
-Co się stało między tobą, a Dannym? - spytała, odkładając kubek do szafki. - Kiedyś tak dobrze się dogadywaliście, a teraz co? - założyła ręce na piersi, wpatrując się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Westchnąłem głośno, drapiąc się po karku. Zastanawiałem się czy powiedzieć jej o wszystkim czy może znaleźć sprytną wymówkę.
-Na pewno chcesz wiedzieć? - spytałem, przeczesując palcami włosy.
-Tak, masz mi powiedzieć. - odparła, patrząc na mnie sceptycznie.
-Pieprzyłem się z jego laską. - wyrzuciłem na jednym tchu. - Ale nie miałem pojęcia, że to jego dziewczyna. Bzykałem się z nią na jakiejś imprezie. - wzruszyłem ramionami, robiąc minę niewiniątka.
Mama wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Oj, synku... - westchnęła. - Czy mam rozumieć, że na każdej imprezie sypiałeś z różnymi dziewczynami? - spytała, patrząc na mnie sceptycznie.
-Z kilkoma na każdej imprezie... - poprawiłem ją, uśmiechając się słodko i drapiąc z zakłopotaniem po karku.
-Boże, Justin... - mruknęła, kręcąc głową. - A Maja wie, co ty robiłeś, zanim ją poznałeś? - uniosła brwi, czekając na moją odpowiedź.
-Tak, wie... - odparłem, szczerząc się do niej.
-Ta dziewczyna jest na prawdę święta... - kolejny raz pokręciła głową.
-Oj, nie jest taka święta, na jaką wygląda. - mruknąłem pod nosem, uśmiechając się łobuzersko.
-A przez kogo? - uniosła pytająco brwi. - Przez ciebie. - uderzyła palcem w moja klatkę piersiową. - Przez ciebie i te twoje nieogarnięte hormony.
-Jestem tylko facetem, mamo. - uniosłem ręce, śmiejąc się pod nosem. - A Maja...
Myślami wróciłem do momentu, w którym bzykaliśmy się pod prysznicem. Na moje usta momentalnie wkradł się łobuzerski uśmiech.
-Nie chcę wiedzieć, o czym teraz myślisz... - mruknęła moja mama.
-Masz rację. - zaśmiałem się. - Nie chcesz wiedzieć...
Przez moją głowę przelatywały przeróżne obrazy. Moment, w którym się poznaliśmy, wyjazd nad jezioro, ucieczka przed Chrisem i Dylanem...
Zawsze uważałem ją za najgrzeczniejszą dziewczynkę na świecie. Jednak z biegiem czasu zacząłem myśleć zupełnie inaczej.
I zupełnie mi to nie przeszkadzało...
Nie... Nie jest święta...
Jest cudowna...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!
Postanowiłam już dzisiaj dodać rozdział ;)
Następny powinien pojawić się do piątku, ponoeważ wyjeżdżam na weekend i nie będę miała możliwości dodania kolejnego rozdziału...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;)
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Ostatnio miałam ustawiony zwiastun bloga jako prywatny, teraz ustawiłam na publiczny. Sorki ;)
 (Wiem, że nie dostosowałam długości filmu, ale nie mogę już tego zrobić. Poprawię ten zwiastun---> zrobię go ponownie...)

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 33...


W momencie, kiedy zatrzymało się serce Justina, zatrzymało się również moje. Przestałam oddychać, a nogi niemalże odmówiły mi posłuszeństwa.
Jeśli wtedy z moich oczu wypływały litry łez, teraz było to morze, a wręcz ocean.
-Nie!!! - wrzasnęłam tak głośno, że zaraz w pomieszczeniu pojawili się moi przyjaciele oraz rodzice Justina. - Nie możesz mnie zostawić!!! - jęknęłam zdesperowana, a następnie, niewiele myśląc, pchnęłam szklane drzwi, wpadając do pokoju, w którym leżał Justin.
-Proszę stąd wyjść. - lekarz złapał mnie za ramię, starając się wyprowadzić z pomieszczenia.
-Nigdzie nie idę! - krzyknęłam przez łzy, wyszarpując się z jego uścisku.
Dobiegłam do... nieżyjącego... Justina, ledwo widząc przez napuchnięte od płaczu oczy.
-Nie możesz tu być. On nie żyje i nic z tym nie zrobisz. - pielęgniarka starała się przemówić mi do rozsądku, lecz w tym momencie żadne słowa nie docierały do mojej głowy.
-Justin, kocham cię! Nie zostawiaj mnie! - krzyknęłam z desperacją w głosie.
Dobiegłam do jego łóżka i złapałam go za rękę.
Była jeszcze ciepła...
-Proszę cię! Wiem, że mnie słyszysz! - moje łzy kapały na nagą klatkę piersiową chłopaka. - Idioto, wróć do mnie! Ja bez ciebie nie przeżyję! - szybkim ruchem otarłam łzy, które uniemożliwiały mi widzenie.
-On odszedł. - powiedział łagodnie lekarz, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Ale do mnie wróci. - warknęłam przez zaciśnięte zęby, a następnie, niewiele myśląc, pochyliłam się nad Justinem i złączyłam nasze wargi. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, gładząc opuszkami palców skórę na jego twarzy. - Masz do mnie wrócić,rozumiesz? - przeczesałam dłonią jego włosy, ciągnąc za ich końcówki, a następnie ponownie złączyłam nasze usta.
Nagle poczułam, jak dłoń Justina delikatnie ściska moją.
-Puls wrócił! - krzyknął jeden z lekarzy, odciągając mnie od Justina.
Niemalże wypchnęli mnie za drzwi, ponownie zajmując się moim ukochanym. Pomimo łez, na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, kiedy zobaczyłam, że serce Justina ponownie zaczęło bić. Ułożyłam swoją dłoń na sercu, przygryzając dolną wargę.
-Wiedziałam, że mi tego nie zrobisz... - szepnęłam, a następnie, omijając przyjaciół i rodziców Justina, wyszłam na korytarz, siadając na jednym z krzeseł. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, układając na nich głowę. Chwilę później poczułam, jak na oby dwóch krzesełkach obok mnie, siadają moi przyjaciele.
-On się nie podda... - wyszeptałam, pociągając nosem.
-Jestem tego pewien... - odparł Austin, gładząc mnie uspokajająco po plecach.
Z pomieszczenia wyszli rodzice Justina razem z dwoma lekarzami. Podeszli bliżej, patrząc na mnie z wdzięcznością.
-Jak ty to zrobiłaś? - spytał jeden z lekarzy, przypatrując mi się uważnie. - On... nie żył...
-Co znaczy nie żył!? - spytała z przerażeniem pani Bieber, a wszystkie pary oczu, oprócz moich, wylądowały na lekarzu.
-Jego serce się zatrzymało, przestało pracować. On... umarł... - powiedział cicho. - Ale wtedy weszła ta dziewczyna... - wskazał na mnie. - Nie wiem, jakim cudem, ale wrócił do nas... - pokręcił lekko głową, w dalszym ciągu będąc w ogromnym szoku. - Ona przywróciła go do świata... żywych...
Wszyscy popatrzyli na mnie, a ja przygryzłam dolną wargę, ponownie spuszczając głowę.
-Powiedz mi tylko, jak... ? - lekarz ukucnął przede mną.
-Nie mam pojęcia. - pociągnęłam nosem, wycierając załzawione oczy wierzchem dłoni. - Po prostu do końca wierzyłam, że mnie nie zostawi... - wyszeptałam.
-Niesamowite... - lekarz pokręcił powoli głową, a następnie odszedł razem ze swoim pomocnikiem.
-Jak mamy ci dziękować? - spytała mama Justina, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Uratowałaś naszego syna.
-Ja przecież nic nie zrobiłam. Tylko go... pocałowałam. - ponownie przygryzłam wargę.
Na ustach wszystkich momentalnie pojawił się lekki uśmiech, który udzielił się również mnie.
-Dziękuję, kochanie. - szepnęła pani Bieber, a następnie przytuliła mnie, gładząc uspokajająco po plecach.
***
Parę godzin później lekarze skończyli operować Justina. Jego stan był stabilny. Przenieśli go na jedną z sal szpitala.
-Panie doktorze, można do niego wejść? - spytała mama Justina, widząc lekarza, przechodzącego przez korytarz.
-Tak, ale proszę zachowywać się cicho. - odparł, odchodząc.
Rodzice Justina weszli do niego, zamykając za sobą drzwi.
-Tak w ogóle, to co wam strzeliło do głowy, żeby się ścigać? A tak poza tym, to dla was normalne, żeby upijać się w środku dnia? - spytałam, spoglądając sceptycznie na Austina.
Chłopak podrapał się z zakłopotaniem po głowie, a następnie oparł łokcie na kolanach.
-Justin postanowił świętować to, że się z tobą bzykał. -wyrzucił na jednym tchu, a mi momentalnie opadła szczęka.
I już nawet nie mówię o tym, że Austin wiedział, co robiłam z Justinem w łóżku, ale o sam idiotyczny pomysł.
-Że co proszę? - spojrzałam na niego, nie dowierzając.
-To jest właśnie Justin i jego pomysły... - mruknął pod nosem, pocierając skronie. - Ale mnie łeb napierdziela...
-I bardzo ci tak dobrze. Może to was czegoś nauczy... - westchnęła Abby, kręcąc z dezaprobatą głową.
Chłopak rozłożył się na krzesłach, układając głowę na kolanach mojej przyjaciółki. Zaczął bawić się jej włosami, patrząc prosto w jej oczy.
Przyglądałam im się z uśmiechem na ustach. Do mojej głowy ponownie napłynęły wspomnienia, w których byłam na prawdę szczęśliwa. Momenty, w których byłam w objęciach Justina...
Moje przemyślenia mimowolnie zeszły na temat naszego seksu. Nic nie poradzę na to,że znów do tego wracam...
To, jak mnie dotykał. To, ile wkładał w to uczuć. Jego wargi sunące po mojej rozgrzanej skórze i te wszystkie słowa, które szeptał mi do ucha...
Na moje usta automatycznie wkradł się uśmiech, co nie uszło uwadze Abby i Austina.
-To, co myślę? - spytała Abby, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Dokładnie. - przytaknęłam, uśmiechając się lekko.
-Ej ! Ja też chcę czytać wam w myślach. - mruknął Austin, po czym wydął wargę i założył ręce na piersi.
-Nie ma szans, skarbie. - moja przyjaciółka posłała mu łobuzerski uśmieszek, po czym krótko pocałowała go w usta.
Nagle z pokoju wyszli rodzice Justina. Jego mama miała w oczach łzy, przez co mój nastrój od razu się pogorszył. Przyjaciele spojrzeli na mnie pytająco, na co ja lekko skinęłam głową.
Weszli do pokoju Justina,zamykając za sobą drzwi.
-Co powiedział lekarz? - spytałam.
-Justin nadal jest pod narkozą. Może wybudzić się w ciągu najbliższych paru godzin, lecz nie wiadomo, czy nie zapadnie w śpiączkę. - odparła smutno pani Bieber. - Musimy być dobrej myśli. - dodała, po czym razem z mężem skierowali się na koniec korytarza.
Siedziałam w ciszy, starając się odgonić od siebie przeraźliwe myśli.
Justin nie może być w śpiączce.
Po prostu nie może...
Parę minut później z pokoju, w którym leżał Justin, wyszli Abby z Austinem.
-Ja się zbieram, kochanie. Trzymaj się. - dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła.
-Dziękuję. - szepnęłam, posyłając jej przyjazny uśmiech.
Podeszłam do Austina i pożegnałam się z nim przyjacielskim uściskiem.
-Gdyby tylko coś się działo, dzwoń. - powiedział do mnie, na co przytaknęłam głową. - Będziemy rano.
-Możecie powiadomić moich rodziców, że zostaję w szpitalu? - poprosiłam ich.
-Oczywiście. Do zobaczenia.
Kiedy zniknęli za dużymi drzwiami, odwróciłam się przodem do pokoju Justina, biorąc głęboki oddech.
Pchnęłam drzwi, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowało się jedno łóżko, szafka nocna, krzesła oraz kanapa.
Mój wzrok niemal natychmiast wylądował na Justinie. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi,podchodząc bliżej łóżka.
-I co ty najlepszego narobiłeś... - westchnęłam, siadając na krześle obok łóżka. - Obiecuję, że jak tylko się obudzisz, oberwiesz w ten pusty łeb. - mruknęłam, łapiąc go za rękę. Zaczęłam gładzić opuszkami palców jego skórę, patrząc prosto w zamknięte oczy chłopaka.-Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co ja tu przeżywam? - spytałam, składając delikatne pocałunki na jego dłoni. - Kocham cię, Justin. Musisz wyzdrowieć, musisz z tego wyjść. - mówiłam, wierząc, że słyszy każde moje słowo. - Musisz jutro rano otworzyć oczy i znowu się uśmiechnąć. Musisz znowu mnie pocałować i musisz ponownie sprawić, że będę najszczęśliwszą osobą na świecie... - poczułam, jak po moich policzkach spływają pojedyncze łzy. - Chcę, abyś znowu był tylko mój i mógł mnie pocieszyć... - nie wytrzymałam. Rozpłakałam się, układając głowę na nagiej klatce piersiowej chłopaka. - Tak strasznie cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim i wiedz, że jeśli byś tego nie przeżył, ja również oddałabym swoje życie. Ja bez ciebie nie istnieję. Pamiętaj o tym... - całowałam jego klatkę piersiową, kierując się w górę. Chwilę później złączyłam nasze usta, chcąc chociaż na chwilę zapomnieć o tym, że Justin leży tutaj nieprzytomny.
Siedziałam przez jakiś czas, wpatrując się w jego idealne rysy twarzy. W końcu wstałam, zakładając ręce na piersi. Stanęłam przy barierce łóżka, opierając się o nią.
-Wiesz, że jesteś kompletnym kretynem, prawda? - zaśmiałam się cicho, pociągając nosem.
-Chciałbym zobaczyć jego minę, kiedy powiesz mu to, jak się obudzi. - usłyszałam cichy śmiech za sobą, a chwilę później dłonie, gładzące moje odkryte ramiona.
-Chris... - wyszeptałam, rozpoznając głos.
-Jak on się czuje? - spytał po chwili, w dalszym ciągu gładząc uspokajająco moje ramiona.
Stałam tam, jak sparaliżowana. W dalszym ciągu się go bałam, zwłaszcza, że oprócz nieprzytomnego Justina, nie było tu nikogo.
-Nie bój się mnie... - wyszeptał, a przez moje ciało przeszły dreszcze. - Nic ci nie zrobię.
Odwróciłam się powoli, stając na przeciwko Chrisa. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez parę dobrych chwil, nic nie mówiąc.
-Nie skrzywdzę cię. - powtórzył, głaszcząc delikatnie mój policzek.
-Boję się ciebie. - wyszeptałam, spuszczając wzrok.
Chłopak uniósł moją głowę tak, abym ponownie mogła spojrzeć mu w oczy.
-Nie masz się czego bać. - wypowiedział każde słowo głośno i wyraźnie. Jeszcze przez chwilę patrzył prosto w moje oczy, a następnie westchnął głośno, zakładając ręce na karku.- Chcę zacząć od nowa. Proszę cię, zapomnijmy o tamtym i skupmy się na tym, co jest teraz.
-Możemy spróbować... - wyszeptałam,unikając jego wzroku.
-Przepraszam za wszystko co ci zrobiłem, co wam zrobiłem. - spojrzał przelotnie na Justina. - Wiem, że byłem dupkiem, ale chcę to wszystko naprawić.
-Wierzę ci... - szepnęłam.
-W takim razie... - zaczął nieśmiało. - Chris... - wyciągnął do mnie dłoń.
-Maja. - zaśmiałam się cicho, chwytając jego rękę.
-To część oficjalną mamy już za sobą. - westchnął blondyn. - A teraz powiedz, jak on się czuje? - wskazał na Justina.
-Nie jest najlepiej, ale jego stan jest już stabilny. Na chwilę jego serce przestało bić, ale dzięki Bogu, wrócił do nas. - szepnęłam, podchodząc do łóżka szatyna.
-Bieber, jeśli mnie słyszysz to wiedz, że nigdy za tobą nie przepadałem, ale masz z tego wyjść. - skrzywił się lekko, jednak już po chwili na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek. - Co jak co, ale szczęście to on ma. - mruknął Chris, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Już wylądował po drugiej stronie, a tę śliczną buźkę nadal ma w nienaruszalnym stanie. - zaśmiał się, czym zaraził również mnie.
-Tak... - mruknęłam cicho, podchodząc do szatyna. Pogładziłam go delikatnie po policzku,przejeżdżając opuszkami palców po minimalnym zadrapaniu przy jego skroni. - Która godzina? - spytałam po chwili, odwracając się przodem do blondyna.
-Za dwadzieścia dwunasta. - odparł, po wcześniejszym wyjęciu komórki.
-Jakim cudem cię tutaj wpuścili? - zmarszczyłam brwi. - Godziny odwiedzin kończą się o dziesiątej.
-Nie pytałem o pozwolenie. - wzruszył ramionami,siadając na kanapie. - A tobie pozwolili zostać? - spytał, przyglądając mi się uważnie.
-Słodki uśmiech potrafi zdziałać cuda. - powtórzyłam jego gest.
Chris zaśmiał się cicho, opadając na kanapę.
-Bieber będzie załamany... - westchnął, opierając łokcie na kolanach.
-A to czemu? - uniosłam pytająco brwi.
-Z jego pięknego autka zostały tylko części, a on na prawdę kochał ten swój samochodzik. - odparł.
-Byłeś tam z nimi? Widziałeś wypadek? - spytałam od razu.
-Nie, ale Austin zadzwonił do mnie, żebym przyjechał i zabrał dragi z samochodu Biebera. - powiedział głosem niezdradzającym żadnych emocji.
Westchnęłam cicho, po raz kolejny przenosząc wzrok na Justina.
-Ale powiem ci szczerze, że jak go zobaczyłem w tym samochodzie, byłem niemal pewien, że on... nie żyje...
Niewidzialna siła ścisnęła mnie właśnie za serce. Niby byłam przy nim w momencie, kiedy zatrzymało się jego serce, lecz usłyszeć to z czyiś ust...
Okropne uczucie.
-A wtedy ja zająłbym jego miejsce... - dodał ciszej, podchodząc do mnie. Patrzył prosto w moje tęczówki, przez co ja spuściłam wzrok.
-Chris, ja kocham jego i tylko jego. - postanowiłam w końcu się odezwać.
-Wiem. - zaśmiał się cicho. - Ale to nie zmienia faktu, że bym próbował. - wsunął dłonie do kieszeni, odchodząc w stronę kanapy.
***Oczami Chrisa***
Wiecie, jak się teraz czuję?
Może to i głupie, ale jestem szczęśliwy...
Wybaczyła mi, zgodziła się zacząć wszystko od nowa.
To niesamowite... Ja przecież wcale nie znam tej dziewczyny, a mimo wszystko ją... kocham...
Wiem, że brzmi to na prawdę dziwnie w moich ustach, lecz nic na to nie poradzę. Takie są fakty...
Obserwowałem ją, jak z miłością patrzyła na Justina. Z jej oczu można było wyczytać wszystkie uczucia, jakimi darzy Biebera.
Przyglądałem się jej idealnym rysom twarzy, która, swoją drogą wyglądała, jakby należała do anioła.
Mimowolnie mierzyłem wzrokiem również jej ciało, które było... no po prostu cudowne...
-Byłabym wdzięczna, gdybyś przestał się tak na mnie gapić. - z zamyśleń wyrwał mnie cichy głosik blondynki.
-Przepraszam, skarbie, ale będzie ciężko. - mruknąłem, śmiejąc się pod nosem.
Dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową, a następnie usiadła na krześle obok łóżka.
-Gdzie się poznaliście? - spytałem nagle, zakładając ręce na piersi.
-Justin i Austin spędzali pierwszy weekend wakacji tam, gdzie ja i Abby. - odparła, w dalszym ciągu wpatrując się w Justina. Po chwili wstała i podeszła do kanapy,siadając koło mnie. Oparła się o oparcie sofy,przymykając powieki.
-Zmęczona? - spytałem.
-Właściwie, to nie. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. - odparła, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się maleńki uśmieszek.
-Nie będę wnikać w to, co robiliście przed tym wypadkiem. - uniosłem ręce, poruszając znacząco brwiami.
-Dziękuję. - zaśmiała się cicho, przez co i na moich ustach pojawił się uśmiech.
-Mogę cię o coś spytać? - uniosłem pytająco brwi.
-Cały czas o coś pytasz. - wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się lekko.
-Czy kiedy znalazłyście się wtedy w barakach... - posłałem jej znaczące spojrzenie, na co skinęła lekko głową. - Byłaś z Bieberem? - dokończyłem, obserwując jej reakcję.
-Nie, dopiero trzy godziny później. - wzruszyła ramionami, na co zaśmiałem się pod nosem.
Po raz kolejny...
Nagle wybuchnąłem głośnym śmiechem. Blondynka posłała mi pytające spojrzenie, lecz ja nadal śmiałem się do rozpuku.
-No co jest? Też chcę sobie poprawić humor. - założyła ręce na piersi, robiąc minę pięciolatki.
-Przypomniała mi się mina mojego kuzyna, kiedy opowiadał, jak oberwał od ciebie w mordę. - odparłem, posyłając jej znaczące spojrzenie.
Blondynka zmarszczyła brwi, lecz na jej ustach zakwitł lekki uśmieszek.
-Ja kogoś uderzyłam? - zrobiła minę niewiniątka.
-Kochanie, ty już nawet nie pamiętasz, ilu facetów od ciebie oberwało... - posłałem jej łobuzerski uśmiech. - Pozwól, że ci przypomnę. - odkaszlnąłem cicho, przybierając poważny wyraz twarzy. - Ja, Jason - chłopak z imprezy, Nick - mój kuzyn czyli ten koleś z hotelu, Dylan, dwójka ludzi Dylana no i oczywiście Luke. - zakończyłem moją przemowę, uśmiechając się pod nosem.
-Skąd wiesz o tym wszystkim... ? - spytała dziewczyna, a jej oczy rozszerzone były dwukrotnie.
-Ja wszystko wiem, skarbie... - posłałem jej łobuzerski uśmiech. - Tak swoją drogą, śmiałem się z Luke'a przez kilka tygodni, kiedy dowiedziałem się, że laska złamała mu nos. - zachichotałem cicho.
-Każdy z was zasłużył sobie na to. - mruknęła zabawnie, zakładając ręce na piersi. - Pozwól, że teraz to ja coś ci uświadomię. - popatrzyła na mnie znacząco. - Twój kuzyn nazwał mnie dziwką, ty próbowałeś mnie zgwałcić, Jason próbował mnie zgwałcić, Dylan chciał mnie zgwałcić, jego ludzie tak samo, a z Lukiem to była całkiem inna historia... - zakończyła głośnym westchnięciem.
-Przepraszam... - mruknąłem cicho, przypominając sobie dzień, kiedy pierwszy raz spotkałem Maję. - Ja... nie chciałem... I wiem, jak głupio to teraz brzmi, ale ja na prawdę nie chciałem cię skrzywdzić...
-Chris, wyjaśniliśmy to już sobie. Ja nie chcę do tego wracać. Wybaczyłam ci, więc nie patrzmy już wstacz. - przerwała mi.
-To może... przyjacielski uścisk na zgodę...? - wyszczerzyłem się, na co blondynka jedynie przewróciła oczami.
-Chodź tu. - mruknęła cicho, przez co na moich ustach pojawił się szczery uśmiech.
Objąłem ramionami jej drobne ciałko, układając głowę w zagłębieniu szyi blondynki.Dziewczyna również objęła mnie w pasie.
Wiecie, jak się wtedy czułem?
Właśnie wtedy poczułem, że jestem nic nie warty, gnojem, zasłaniającym się bronią - dokładnie to, co powiedziała mi Maja, podczas naszego pierwszego "spotkania"...
I w tym momencie się przeraziłem...
A wiecie dlaczego ?
Spod mojej powieki wypłynęła jedna, pojedyncza, samotna łza. Po raz pierwszy w życiu...
Byłem kompletnie zdezorientowany. Ja... płaczę?
Przecież nigdy nie pokazuję swoich emocji.
Nigdy !!!
Nigdy.
Nigdy...
-Chris... - usłyszałem cichy głos Mai. - Ty... płaczesz? - spytała niepewnie.
-Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje... - szepnąłem, unikając jej zatroskanego wzroku.
-To ja powinnam płakać. W końcu to ja kocham chłopaka, który leży zaraz obok, kompletnie odcięty od świata...
Popatrzyłem prosto w jej przepiękne tęczówki, a spod mojej powieki uciekła kolejna, ciężka łza.
-Ale ja kocham ciebie... - szepnąłem, kolejny raz obejmując jej ciało ramionami.
Jestem cholernie ciekawy, jak zareagowaliby moi współpracownicy oraz wrogowie, kiedy zobaczyliby, że Chris Robens wyznaje miłość piętnastolatce i wypłakuje się w jej ramię...
Ale dopiero teraz zrozumiałem, że najnormalniej w świecie właśnie tego potrzebuję. Porozmawiać z kimś szczerze, wyżalić się...
-Nie płacz. Nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie płakał. - szepnęła, ścierając z moich policzków łzy.
-Nie powiesz nikomu, prawda? - spytałem, nawiązując do mojego chwilowego załamania. - A tym bardziej Justinowi.
-Nie martw się. Nie powiem. - uśmiechnęła się lekko. - A jeśli ma ci to poprawić humor, nie jesteś jedynym, który przy mnie płacze... - posłała mi znaczące spojrzenie, przez co automatycznie uniosłem brwi. - Justin i Luke nie są tacy twardzi, na jakich wyglądają. - wzruszyła ramionami.
-No właśnie. - do mojej głowy wpadła pewna myśl. - O co chodziło w tej akcji z Lukiem i Jakiem? - spytałem.
Z ust blondynki uciekło ciche westchnienie.
-Abby chodziła kiedyś z Jakiem, a Luke przystawiał się do mnie. Tyle że wtedy byli takimi idiotami, że założyli się o to, który z nich jako pierwszy pozbawi nas dziewictwa. - zakończyła, przewracając oczami.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Mój wzrok utkwiony był w idealnie wypolerowanej podłodze.
-A jesteś dziewicą? - spytałem, a na moje usta mimowolnie wkradł się łobuzerski uśmieszek.
Dziewczyna spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jak i rozbawieniem.
-Nie wierzę, że o to zapytałeś... - pokręciła głową, a na jej ustach mimowolnie zakwitł lekki uśmieszek.
-Jestem po prostu ciekawy... - wzruszyłem ramionami, uważnie obserwując jej reakcję. - Więc jak? - dodałem, posyłając jej bezczelny uśmiech.
-Nie, nie jestem. - odparła, spuszczając wzrok.
-A od ilu? - zaśmiałem się pod nosem, przez tematy, o których właśnie rozmawiamy.
-Od dwudziestu czterech godzin. Jeszcze jakieś pytania, dotyczące mojego dziewictwa? - założyła ręce na piersi, wpatrując się we mnie sceptycznie.
-Resztę pytań będę miał do Biebera. - posłałem jej znaczące spojrzenie, przez co oberwałem lekko w ramię.
-Jesteście okropni. - mruknęła z miną pięciolatki.
-Tak swoją drogą, już rozumiem, dlaczego Bieber był naćpany. - pokiwałem lekko głową. - On ćpa tylko w specjalnych okazjach... - zaśmiałem się cicho.
Maja przewróciła oczami, wzdychając głośno.
-Na prawdę zaczynam się czuć tak, jakby ten wypadek był moją winą. - mruknęła.
-Wiesz, że nie to miałem na myśli. On cię po prost tak cholernie kocha. Pamiętam dokładnie, jak tego dnia, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, on miał cię... - urwałem, nie chcąc wypowiadać tego słowa. - Jego mina, kiedy powiedziałem mu, że go kochasz była...
-Że co? - blondynka uniosła głos. - Powiedziałeś mu o tym?
Pokiwałem twierdząco głową.
-A ja tak się starałam, żeby on się niczego nie domyślił... - sapnęła.
Z moich ust uciekł cichy chichot, kiedy zobaczyłem zażenowanie, widoczne na jej twarzy.
-Przepraszam, skarbie... - zrobiłem minę niewiniątka.
Nagle drzwi od pokoju zaskrzypiały. W progu ukazała się postać, która chwilę później weszła do pomieszczenia. W momencie, kiedy odwróciła się przodem do nas, słabe światło lampy oświetliło jej twarz.
-Danny... - warknąłem, zaciskając pięści.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Pomimo tego, że w rozdziale właściwie mało się dzieje, mi się on na prawdę podoba...
W notce pod ostatnim rozdziałem mogłam trochę źle sprecyzować parę zdać...
NIE ZAMIERZAM KOŃCZYĆ JESZCZE TEGO OPOWIADANIA...
Nie martwcie się. Tu się jeszcze duuużo wydarzy...
I jeszcze jedna sprawa...
Pod ostatnim rozdziałem zostawiłam Wam link do zwiastunu stworzonego przez Kadu;*.
Postanowiłam również zrobić swój ( własnoręcznie). Nie wiem, jak wyszedł, ponieważ pierwszy raz coś takiego robiłam. Mam nadzieję,że obejrzycie i skomentujecie. W tym zwiastunie występuje NASZA Maja...


Wpadajcie na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Czy ja jestem popieprzona? Właśnie przed chwilą napisałam prolog czwartego opowiadania...

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 32...

***Oczami Austina***
Nagle samochód Justina wpadł do rowu. Wyleciał w powietrze i dachował, na koniec uderzając w drzewo. Momentalnie nacisnąłem hamulec, uderzając głową o boczną szybę. Syknąłem cicho, łapiąc się z skroń. Poczułem, że mam rozciętą skórę, lecz w ogóle się tym nie przejąłem. Wyskoczyłem z samochodu, ocierając krew koszulką. Momentalnie poczułem, jakby większość alkoholu wyparowała z mojego organizmu. Dodatkowo czułem ból w lewym barku.
Dobiegłem do całkowicie zmasakrowanego samochodu Justina. Pociągnąłem z frustracją za włosy, widząc obraz przede mną.
-Kurwa! - wrzasnąłem. - To nie miało się tak skończyć!
Otworzyłem drzwi od strony kierowcy, co nie było zbyt łatwe. Cały przód był wgnieciony w drzewo.
Chwilę później zobaczyłem Justina...
Mogę przysiądź, że moje serce na moment się zatrzymało, żeby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej.
Chłopak miał opartą głowę o kierownicę, cały był we krwi.
-Kurwa,stary! - wrzasnąłem. - Justin... - jęknąłem, czując się całkowicie bezsilnym.
Cholera! Musiałem się zrywać ze szkoły, kiedy mieliśmy lekcje pierwszej pomocy!?
Momentalnie wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer na pogotowie.
-Słucham? - w słuchawce usłyszałem głos jakiejś kobiety.
-Mój przyjaciel miał wypadek samochodowy. Jest nieprzytomny.
-Gdzie? - spytała krótko.
-Na obrzeżach miasta. Drugi zjazd z drogi wylotowej. - powiedziałem szybko, czując, jak zaczyna ogarniać mnie panika.
-Proszę podać jeszcze imię i nazwisko.
-Kurwa! Mój kumpel umiera, a pani mi tu zadaje setki pytań! - krzyknąłem zdesperowany.
-Takie są procedury. Karetka została wysłana. - odparła spokojnym głosem, czym jeszcze bardziej podniosła mi ciśnienie.
-Austin Mahone. - warknąłem, a następnie zakończyłem połączenie.
-Stary, proszę cię. Trzymaj się. - kolejny raz jęknąłem. - Zrób to dla Majki. Ona nie przeżyje bez ciebie...
Ponownie odblokowałem telefon i wybrałem numer, tym razem jednak do kogoś zupełnie innego.
-Co jest? - usłyszałem w słuchawce głos Chrisa.
-Gdzie jesteś? - spytałem spanikowany.
-Właśnie wjeżdżam do miasta. - odparł, a ja usłyszałem, jak zaciąga się papierosem. - Austin, co się dzieje,  kurwa.
-W ile dojedziesz na tę drogę, na której zawsze urządzaliśmy wyścigi? - spytałem, kopiąc jakiś kamień, który akurat leżał pod moim butem.
-W niecałą minutę, ale kurwa, stary, co jest!? - podniósł głos, wyraźnie zniecierpliwiony.
-To przyjeżdżaj tu, bo inaczej Bieber pójdzie siedzieć. - odparłem, rozłączając się.
Pociągnąłem z frustracji za włosy, po czym wyszedłem na drogę, za wszelką cenę starając się uspokoić.
Po chwili zobaczyłem czarne ferrari, jadące z bardzo dużą prędkością. Chris zatrzymał się koło mnie z piskiem opon, po czym z impetem wyszedł z samochodu. Podszedł do mnie, witając się po męsku.
-Stary,co się dzieje? - spytał od razu, przyglądając mi się uważnie. - Co ci się stało w głowę ?- zmrużył lekko oczy.
Odwróciłem się, odchodząc w stronę rowu.
-To się dzieje. - wskazałem na zmasakrowany samochód Justina.
-O kurwa!!! - wrzasnął, podchodząc bliżej. - Bieber, słyszysz mnie!? - krzyknął do niego.
-Jest nieprzytomny. - powiedziałem, czując jak mój głos się załamuje.
-Kurwa, co wam odjebało. - wyrzucił ręce w powietrze. Nagle jego wzrok wylądował na mnie. Podszedł bliżej i uniósł moją głowę, spoglądając prosto w oczy. - Przecież ty jesteś pijany i naćpany! - ryknął.
-Co ty nie powiesz... - rzuciłem z ironią, jednak w środku miałem cholerną ochotę najnormalniej w świecie się rozpłakać.
Podszedłem do bagażnika samochodu Justina, który jako jedyna cześć nie został roztrzaskany, i otworzyłem go, wyjmując sportową torbą.
-Weź to lepiej i stąd spieprzaj, bo zaraz przyjadą tu psy. - rzuciłem do niego.
Chłopak od razu zrozumiał, co znajduje się w torbie i bez słowa przejął ją ode mnie.
-...On...żyje...? - spytał niepewnie.
-Nie mam pojęcia... - odparłem przez zaciśnięte zęby, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.
-Dobra, ja spieprzam. Napisz mi, do jakiego szpitala go zabrali. - pożegnał się ze mną, po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon.
Chwilę później usłyszałem nadjeżdżające pogotowie i dźwięk policyjnych syren.
Oczywiście. Ci skurwiele zawsze muszą wszystko wywęszyć...
-Ty dzwoniłeś na pogotowie? - spytał facet, który właśnie wysiadł z karetki.
-Tak. - mruknąłem i od razu wskazałem im miejsce, gdzie jest Justin.
Kiedy mężczyzna zorientował się, nawet na odległość, jaki jest stan samochodu, rozszerzył lekko oczy.
-Szybko! - krzyknął do innych lekarzy, po czym razem pobiegli do Justina.
Założyłem ręce na karku, kucając.
-Ma bardzo słaby puls! - krzyknął jeden z mężczyzn. - Tracimy go! - dodał, a spod mojej powieki wypłynęła jedna, samotna łza.
Położyli Justina na noszach i zanieśli do karetki. Jeden z lekarzy podszedł do mnie i pociągnął w stronę karetki.
-Ciebie również zabieramy do szpitala. - powiedział do mnie, wskazując na ranę na mojej głowie.
Nic nie mówiąc wsiadłem do karetki i, spoglądając na poturbowanego kumpla, zająłem swoje miejsce.
Samochód ruszył w szybkim tempie, włączając syreny.
Lekarze zaczęli reanimować Justina, a ja patrzyłem na ich starania z zaszklonymi oczami. Chłopak w dalszym ciągu nie dawał żadnych oznak życia.
-Powiedz nam, co się stało. - zarządził facet po czterdziestce, stojący obok mnie.
-Ścigaliśmy się na tym torze. Justin wjechał do rowu, dachował, a potem przypierdolił w to jebane drzewo. - pociągnąłem z frustracji za włosy.
-Jesteś pijany. - lekarz przyjrzał mi się uważnie, świecąc latarką po oczach. - I naćpany. - dodał,a ja spuściłem głowę, przeklinając pod nosem. - On też był pod wpływem? - spytał, wskazując na Justina.
-Tak. - warknąłem, nie mogąc znieść widoku mojego nieprzytomnego kumpla.
-Co wam strzeliło do tego zjaranego łba, żeby się ścigać po pijaku? - lekarz pokręcił z dezaprobatą głową.
-To były idiotyczne żarty. - jęknąłem, ponownie czując ból w lewym barku.
Doktor, zauważając to, podciągnął trochę mój rękaw, ukazując rozciętą rękę. Syknąłem cicho, zaciskając zęby.
-Boli cię coś jeszcze, oprócz głowy i barku? - spytał, przypatrując mi się uważnie.
-Nie. - odparłem krótko, ściągając rękaw.
Po chwili dotarliśmy do szpitala. Lekarze pospiesznie wyciągnęli Justina z karetki, przekazując go innym pracownikom szpitala.
-Nie oddycha! - krzyknęła jakaś pielęgniarka, a następnie zniknęli z zasięgu mojego wzroku.
 Wy człapałem się powoli z samochodu i wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Wybrałem numer do Abby i przyłożyłem telefon do ucha.
-Halo? - usłyszałem jej głos, przez co na moich ustach mimowolnie utworzył się lekki uśmiech.
-Abby, czy Majka jest z tobą? - spytałem,opadając na jakieś krzesło.
-Tak. - odparła od razu. - Austin, co się stało ? - wyczuła, że nie dzwonię bez powodu.
-Justin jest w szpitalu. Ulica Hope Street. - mruknąłem, po raz kolejny przypominając sobie widok jego nieruchomego ciała. - Przepraszam, muszę kończyć. Policja chce ze mną rozmawiać. - dodałem, po czym rozłączyłem się, widząc nadchodzących policjantów.
-Musimy zadać ci parę pytań. - zaczął oficer, na co przewróciłem oczami.
-Zdążyłem się domyślić. - mruknąłem, nie kryjąc niechęci.
-Widziałeś sam moment wypadku, Mahone? - spytał, otwierając swój notes.
Razem z Justinem wiele razy trafialiśmy na komisariat. Zazwyczaj przez bójki, lecz nasze nazwiska były tam dosyć dobrze znane...
Już miałem odpowiedzieć, kiedy pojawiła się jakaś pielęgniarka.
-Przepraszam, ale w tej chwili muszę go zabrać na obserwację. - zwróciła się do policjantów.
Skinęli lekko głowami, przyglądając mi się uważnie.
-Dokończymy tę rozmowę. - posłał mi znaczące spojrzenie, kierując się w stronę wyjścia.
***Oczami Mai***
-Justin jest w szpitalu... - wyszeptała Abby, a ja momentalnie upuściłam mojego czekoladowego loda.
-J-jak to w szpitalu? - spytałam, czując ogarniającą mnie panikę.
-Nie mam pojęcia. Zadzwonił do mnie Austin i jedyne, co zdążył powiedzieć to to, że Justin jest w szpitalu, a potem musiał kończyć, bo policja chciała z nim rozmawiać.
-Policja!? - wytrzeszczyłam na nią oczy. - Boże,w co oni się wpakowali. - złapałam się za głowę, czując, jak robi mi się słabo. - Na jakiej ulicy?
-Hope Street. - odparła krótko.
Momentalnie ruszyłam przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, przy Justinie. Nie wiem, w jakim jest stanie. Nie wiem, co się stało.
Słyszałam, jak Abby zmierza zaraz koło mnie, lecz nie odzywała się, nie wiedząc, jak zareaguję.
-Co mu strzeliło do tego pustego łba!? Jaka policja!? - dałam upust swoim emocjom.
-Nie mam pojęcia, Maja. Im szybciej tam będziemy, tym szybciej się dowiemy. - odparła, delikatnie głaszcząc mnie po ramieniu.
-Abby, on był kompletnie pijany... - jęknęłam, czując nową falę paniki, przechodzącą przez moje ciało.
Po około piętnastu minutach dotarłyśmy do szpitala. Szybkim krokiem podeszłam do recepcji, zwracając na siebie uwagę młodej kobiety, siedzącej za ladą.
-W czym mogę pomóc? - spytała od niechcenia, mierząc mnie wzrokiem.
-Gdzie leży Justin Bieber? - spytałam od razu, lekko poddenerwowana postawą recepcjonistki.
-Jesteś kimś z rodziny? - uniosła wysoko brwi, czekając na moją odpowiedź.
-Nie, ale jestem jego dziewczyną. - odparłam szybko, chcąc jak najszybciej zobaczyć się z moim chłopakiem.
-Przykro mi, nie mogę udzielać informacji obcym. - posłała mi wymuszony, sztuczny uśmiech, przez co podniosła mi ciśnienie.
-Na miłość Boską! Jakim obcym? Jestem jego dziewczyną! - podniosłam lekko głos, lecz kobieta nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. - Ugh, sama sobie poradzę. - warknęłam, po czym skierowałam się w stronę schodów.
Weszłyśmy razem z Abby na pierwsze piętro, rozglądając się w poszukiwaniu lekarza, czy kogoś z personelu. Nagle moim oczom rzuciło się dwóch mężczyzn w mundurach policyjnych. Wymieniłyśmy z Abby znaczące spojrzenia, po czym ruszyłyśmy w tym samym kierunku.
-Na razie to wszystko, Mahone. Poczekamy jeszcze na wyniki krwi twojej i Biebera. - rzucił oficer, po czym oboje odeszli, ukazując nam siedzącego na krześle Austina, z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Austin, co się dzieje? - spytałam natychmiast, zwracając przy tym uwagę bruneta.
-To nie miało tak być... - westchnął, ciągnąc za włosy.
Abby usiadła koło niego, kładąc swoją dłoń na zabandażowanym ramieniu chłopaka.
-Co się stało? - ponowiła moje pytanie.
-Justin miał wypadek samochodowy... - szepnął, ponownie spuszczając głowę.
W tym momencie moje serce zatrzymało się, żeby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej.
-J-ja-jaki wypadek? - wyszeptałam, czując, że pod moimi powiekami zbierają się tony łez, proszące o wydostanie się na światło dzienne.
-Mieliśmy się ścigać na torze na obrzeżach miasta. Zawsze urządzaliśmy tam wyścigi. - powiedział, a moje serce podskoczył mi do gardła.
-Przecież wy byliście kompletnie pijani... - wyszeptałam, czując, że mój głos jest na skraju załamania się.
-No właśnie... - dodał brunet.
Nagle z pokoju lekarskiego wyszła jakaś pielęgniarka, idąc w naszą stronę.
-Muszę przekazać wasze wyniki policji. - zwróciła się do Austina. - Zarówno w twojej krwi jak i tego chłopaka wykryliśmy obecność narkotyków. - mój wzrok momentalnie wylądował na Austinie. - A on ma dodatkowo ponad dwa promile alkoholu. - dodała,po czym odwróciła się na pięcie.
-Pani doktor, co z nim? - zatrzymałam ją,podbiegając do kobiety.
-Jesteś jego dziewczyną? - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Przytaknęłam głową, bojąc się tego, co miałam za chwilę usłyszeć. - Przykro mi. Jego stan jest krytyczny...- powiedziała, po czym odeszła, zostawiając mnie tam całkowicie roztrzęsioną.
-Jak krytyczny...? Jak jego stan jest krytyczny? O czym ona mówi, do jasnej cholery!? - wrzasnęłam, czując,  jak robi mi się słabo.
-Majka, oni nie dają mu żadnych szans... - wyszeptał Austin, unikając mojego wzroku.
I w tym momencie poczułam, jak obraz przed moimi oczami zaczyna się rozmazywać. Nogi zrobiły się jak z waty, całkowicie odmawiając posłuszeństwa. Po chwili poczułam tylko parę silnych ramion, powstrzymujących mnie przed upadkiem, a potem jedynie ciemność...
***
Podniosłam powoli powieki, przykładając dłoń do czoła. Zamrugałam parę razy oczami, przyzwyczajając się do jasnego światła, panującego w pomieszczeniu. Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozglądając się po pokoju.
Nagle do mojej głowy powróciły ostatnie słowa Austina. Wtedy wszystko do mnie dotarło...
Momentalnie zerwałam się z łóżka i pomimo mocnych zawrotów głowy, wybiegłam na korytarz, nie zważając na głośne krzyki lekarza. Zobaczyłam Austina z Abby oraz rodziców Justina, siedzących na plastikowych krzesełkach.
-Musisz z powrotem się położyć, bo zaraz ponownie zemdlejesz. - powiedział lekarz wychodząc na korytarz. Wzrok wszystkich spoczął na mnie, lecz dla mnie nie liczyło się teraz nic, poza Justinem.
-Nie mam zamiaru teraz leżeć. A pan nie powinien zajmować się mną, tylko Justinem. - wybuchnęłam głośnym płaczem. Natychmiast poczułam, jak Abby wtula mnie w swoje ciało. Objęłam ją rękoma w pasie i ułożyłam głowę w zagłębieniu jej szyi. Spod moich powiek wylewały się litry łez, których nie potrafiłam zatrzymać. Myśl, że Justin leży teraz podpięty do tych wszystkich maszyn, walcząc o życie, sprawiała, że całe moje życie traciło powoli sens.
Ale nie mogłam się poddać. Musiałam wierzyć, że mu się uda. Jest silny i nie da się pokonać...
Przypomniały mi się ostatnie słowa, które do mnie wypowiedział.
"Kocham cię, kotuś..."
Wspomnienia wywołały u mnie nową porcję łez. Jeszcze parę godzin temu leżałam wtulona w jego ciepłe ciało. Jeszcze parę godzin temu kochałam się z nim. Jeszcze parę godzin temu byłam po prostu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie...
Usiadłam na krześle, podciągając nogi do klatki piersiowej. Objęłam je ramionami, ukrywając twarz. Z moich oczu nadal leciały gorzkie łzy, świadczące o moim smutku, żalu i totalnej bezsilności.
-Maja, dziecko, nie płacz, proszę. - wyszeptała mama Justina, która usiadła zaraz koło mnie.
-Przepraszam... - wychlipałam. - Nie potrafię... - dodałam, czując nową porcję łez, gromadzącą się pod moimi powiekami.
Spojrzałam załzawionymi oczami na drzwi, za którymi lekarze starali się uratować Justina.
Wiecie, jakie to uczucie, siedzieć parę metrów od swojego umierającego chłopaka i nie móc nic zrobić?
Okropne uczucie...
Czułam się tak bezsilna, jak jeszcze nigdy. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz wyrwie się z mojej piersi i żadne uspokajające słowa nie mogły tego zmienić.
Usłyszałam, że ktoś kuca przede mną, więc podniosłam powoli głowę. Wierzchem dłoni wytarłam łzy, spoglądając na zatroskanego Austina.
-On jest silny. Nie podda się. Będzie walczył do ostatniej sekundy dla ciebie. Nie zostawi cię... - powiedział, patrząc prosto w moje oczy. - On cię kocha jak jakiś psychol. Chwilę przed wypadkiem darł się wniebogłosy, jak bardzo cię kocha i że zaraz oszaleje. To nie jest normalne... - zaśmiał się cicho, przez co i na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. - Za dużo dla niego znaczysz, żeby mógł cię tak po prostu opuścić. - dodał, posyłając mi ciepły uśmiech, a następnie wstał i usiadł na krześle.
Nagle z sali wybiegła jakaś pielęgniarka, znikając za drzwiami pokoju lekarskiego.
-Doktorze! Przestał oddychać! Puls słabnie! -krzyknęła, a po chwili razem z lekarzem wybiegła z pomieszczenia.
Nie czekając dłużej, zerwałam się z miejsca i udałam się za nimi. Popchnęłam pierwsze drzwi, wchodząc do środka. Przede mną były jeszcze drugie, tyle że szklane, przez które wszystko mogłam zobaczyć.
Z moich oczu ponownie wypłynęły litry łez, kiedy zobaczyłam Justina...
Chłopak leżał, nie ruszał się, nie oddychał, nie dawał żadnych, nawet najmniejszych oznak życia.
-Praca serca zanika! - krzyknęła pielęgniarka.
A ja w dalszym ciągu stałam tam i patrzyłam, jak najważniejsza dla mnie osoba na świecie umiera...

-Hej laleczki. Możemy się przyłączyć? - szatyn posłał mi swój olśniewający uśmiech.
-Jasne, że tak. - odparłam z uśmiechem.
Podeszłam do kajaku i chciałam wyciągnąć go na brzeg, jednak chłopak mnie uprzedził.
-Czekaj, czekaj, kotuś. Nie przemęczaj się. - złapał kajak i wyciągnął go na trawę...

Już wtedy poczułam, że nasze drogi nie rozejdą się po tym jednym spotkaniu...

Zatkało mnie, kiedy w progu zobaczyłam Justina i Austina.
-Siema, nie wiedziałem, że z was takie niegrzeczne dziewczynki. - szatyn popatrzył znacząco na nasze sukienki oraz drinki w dłoniach.
-Dużo rzeczy o nas nie wiesz. - posłałam mu łobuzerski uśmiech.

***
Chłopak ułożył dłonie na mojej talii i przyciągnął do siebie. Zawiesiłam mu ręce na szyi, patrząc prosto w oczy. Zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm muzyki, skupiając się jedynie na sobie, jakby wszystko inne nie miało znaczenia...
Ten dzień był w pewnym sensie magiczny. Ten taniec i to, co utworzyło się między nami...
Niesamowite...
Nasza znajomość zaczęła się rozwijać podczas wyjazdu nad jezioro...

-Chłopcy, to jest Maja. Maju, to nasz syn Au...
-Znamy się. - przerwał jej chłopak.
Podniosłam wzrok, na dźwięk dobrze znanego mi głosu. Przede mną stali Justin i Austin.
-Tak? - moja mama uniosła brwi. - To wspaniale. - uśmiechnęła się do nas.
-W takim razie idziemy do recepcji. - rzuciła do nas mama Austina, po czym wyszli, zostawiając nas samych.
Podeszłam do wolnego łóżka i rozłożyłam się na nim.
-Co za spotkanie... - szatyn posłał mi łobuzerski uśmieszek, siadając koło mnie.

***
Szliśmy leśną ścieżką, słuchając śpiewu świerszczy. Skręciliśmy w boczną dróżkę, prowadzącą na polanę, oświetlaną jedynie blaskiem księżyca. Usiedliśmy na mokrej od rosy trawie, niepewnie spoglądając na siebie.
-Mogę ci zadać pytanie? - odezwał się chłopak, po dłuższej chwili ciszy.
-Oczywiście. - posłałam mu zachęcający uśmiech.
-Co byś zrobiła, gdybym cię teraz pocałował...?

Tak. Nasz pierwszy pocałunek był cholernie niesamowity i cudowny. Taki... taki nierealny. Jak z jakiejś bajki...
Potem wszystko potoczyło się stosunkowo szybko...

Chłopak złapał mnie boleśnie za włosy i szarpnął tak, że upadłam przed nim na kolana.
-Twoje ostatnie słowa, kochanie... - przybliżył się do mnie i ostatni raz pocałował moją szyję, przez co po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.
-Kocham cię, Justin... - wyszeptałam, spuszczając głowę...


Następnie wyjazd, wspólna ucieczka, obrona przed wrogami i pewien mały hotel przy głównej drodze...

Wiedziałam, że muszę go teraz przycisnąć. Muszę poznać prawdę.
-Dlaczego to dla mnie robisz? - spytałam cicho, bojąc się jego reakcji.
-Nie mogę patrzeć, jak cierpisz. - odparł, unikając mojego wzroku.
-Ale dlaczego? - dalej drążyłam temat.
Szatyn wziął głęboki oddech, ciągnąc za końcówki swoich włosów.
-Bo cię, kurwa, kocham! - krzyknął, opadając koło mnie na łóżko...


Potem było cudownie, do czasu, kiedy Dylan próbował mnie zgwałcić. Uciekliśmy, wróciliśmy do domu i...

-Maja... - jęknął cicho chłopak. - Jeśli teraz tego nie przerwiemy, nie będę w stanie się kontrolować.
-W takim razie, nie przerywajmy. - odparłam, przygryzając lekko dolną wargę. Sunęłam delikatnie dłońmi po jego nagim torsie, badając delikatną powierzchnię jego skóry.
-Na pewno tego chcesz, skarbie? - spytał, patrząc prosto w moje czekoladowe tęczówki.
-Tak, na pewno. - odparłam, łącząc nasze usta w cholernie namiętnym pocałunku.

***
-Justin... - wyjęczałam. - Potrzebuję cię we mnie...
-A co, jeśli zrobię ci krzywdę? - spytał z troską, gładząc moją skórę.
-Nie zrobisz... - mruknęłam cicho.
Chłopak uniósł mnie na wysokość swoich bioder, a następnie wszedł we mnie gwałtownie, rozsyłając po całym moim ciele nową falę podniecenia.


Położyłam rękę na sercu, czując ciężkie łzy, spływające po moich policzkach.
-Dajcie większą dawkę! - krzyknął jeden z lekarzy, a ja w dalszym ciągu stałam tam i wpatrywałam się w nieruchome ciało mojego anioła.
-Tak cię kocham, skarbie... - szepnęłam. - Proszę cię, wróć do mnie. Moje małe serduszko bije tylko dla ciebie...
Nagle lekarze zatrzymali wszystkie swoje działania, patrząc ze smutkiem w oczach na szatyna. Niegdyś falowana linia, ukazująca bicie serca, zmieniła się w prostą.
-Straciliśmy go... - powiedział jeden z lekarzy, po czym odszedł, zostawiając ciało chłopaka...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Oto mój pierwszy prezent świąteczny ;-*
Przerażeni? To dobrze, ale nie martwcie się.
To by było zbyt proste...
Drugim prezentem jest zwiastun naszego opowiadania, wykonany przez cudowną Kadu;* z http://creative-trailers.blogspot.com.
I trzecim, takim mini prezentem (takim samym, jak na my-heaven) jest prolog mojego trzeciego opowiadania, które za jakiś czas mam zamiar zacząć publikować (za jakiś czas znaczy kiedy skończę to).

Najpierw słońce, kwiaty, tęcza i pełno uśmiechów dookoła. Z czasem przerodziły się jednak w ból, strach, rozpacz i nieustanną walkę o przetrwanie. Gdy zgaśnie światło, a świat pogrążony zostanie w mroku, wszyscy stracą nadzieję - jedyne, co im pozostało. W blasku cierpienia, krzyków i łez są również oni. Jedynie w nich pali się malutki płomień nadziei, który z każdym kolejnym dniem gaśnie, niczym świeczka ustawiona na silnym wietrze.
Mogło być pięknie. Mogło być kolorowo, lecz tylko na początku. Następnie nadeszło to, czego nikt się nie spodziewał, czego nikt nie mógł przewidzieć.
Z każdą godziną coraz więcej wylanych łez. Z każdą minutą coraz więcej martwych ciał. Z każdą sekundą coraz bliżej końca, który był początkiem czegoś nowego...

Co o nim sądzicie...? (opowiadanie oczywiście będzie o Justinie)

Dziękuję Wam za wszystko i chciałabym Wam życzyć cudownych świąt Bożego Narodzenia, dużo uśmiechu, spełnienia marzeń i wszystkiego, co tylko sobie wymarzycie... ;-*
Kocham Was ;-*
Wpadajcie na mojego aska :
Ps. Chciałam również polecić dwa wspaniale zapowiadające się blogi:
http://troska-przeciwko-ignorancji.blogspot.com/
Ps2. Macie już bilety na Believe? Ja właśnie kupiłam i już się nie mogę doczekać!!! 

Zrbcie mi prezent na święta i skomentujcie rozdział ;-*

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 31...

 Całkowicie nie planowałam tego rozdziału...
***Oczami Mai***
Przecież ona mnie zabije.Jestem już pięć minut spóźniona,a Abby jest strasznie niecierpliwa.
Zauważyłam dobrze znaną mi postać siedzącą na ławce.Na moje usta automatycznie wkradł się uśmiech.Zaczęłam biec,aby jak najszybciej znaleźć się koło mojej przyjaciółki.
-Hej.-wydyszałam.
-Majka ! Uduszę cię !-pisnęła.-Pięć minut !
-No wiem,wiem,ale coś mnie zatrzymało.-podrapałam się z zakłopotaniem po głowie.
-A tak dokładniej ?-założyła ręce na piersi,wpatrując się we mnie sceptycznie.
-Nutella.-westchnęłam,przykładając dłoń do czoła.
Szatynka momentalnie wybuchnęła śmiechem,przez co i ja lekko się zaśmiałam.
-Maja,co ty robiłaś ?-Abby spojrzała na mnie z udawanym przerażeniem w oczach.
-To wszystko przez Justina.-sapnęłam,zakładając ręce na piersi.Zauważyłam pytające spojrzenie szatynki,więc postanowiłam kontynuować.-Nie dość,że najpierw obrzucił mnie mąką,to później wysmarował nutellą.Normalnie byłam caaała w czekoladzie.-wstrząsnęłam się lekko,po chwili parskając śmiechem.
-Spałaś u niego ?-spytała powoli.
Skinęłam głową,przygryzając lekko dolną wargę.Wiedziałam,że Abby w każdej chwili dojdzie do sedna sprawy.
-Maja...?-spytała nieśmiało,przyglądając mi się uważnie.-Bzykałaś się z nim ?-na jej ustach można było zobaczyć cień łobuzerskiego uśmiechu.
-Tak.-mruknęłam cicho,spuszczając głowę.
-Majka !-pisnęła szatynka,przez co zatkałam uszy.-Uprawiałaś z nim seks !?-krzyknęła,a ja od razu zatkałam jej usta dłonią.
Kilku chłopaków,którzy siedzieli kawałek dalej na ławce,spojrzeli na nas z łobuzerskimi uśmieszkami na twarzy.Posłałam im wymijający uśmiech,przenosząc wzrok z powrotem na Abby.
-Może jeszcze głośniej,co ?-syknęłam,przewracając oczami.
-Sory,ale po prostu nie mogę w to uwierzyć.-wyrzuciła ręce w powietrze.-Moja kochana Maja mi dorosła.-złapała mnie za policzki,jak babcia swojego wnuczka.
-Abby...-westchnęłam,kręcąc z rozbawieniem głową.
Nagle moja przyjaciółka odsunęła się lekko ode mnie,patrząc mi prosto w oczy.
-Używaliście gumek,prawda ?-zmrużyła lekko oczy.
-Yyy...nieee...?-odparłam niepewnie,unikając wzroku mojej przyjaciółki.
-Majka !-wydarła się na mnie,przez co grupka chłopaków kolejny raz spojrzała w naszą stronę,śmiejąc się pod nosem.-Co ja ci mówiłam o małych Bieberkach ? W ogóle to czemu się nie zabezpieczyliście,hm ?-wzrokiem wypalała mi dziurę w twarzy.
-No za pierwszym razem zapomnieliśmy,a...-momentalnie mnie zatkało,kiedy zorientowałam się,co właśnie powiedziałam.Spuściłam głowę,przygryzając dolną wargę,a na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek.
-Co.to.znaczy.za.pierwszym.razem...?-wypowiedziała każde słowo głośno i wyraźnie,na co ja zaśmiałam się nerwowo.
-Idziemy na lody ?-chciałam jak najszybciej zmienić temat.
-Majka !!!-wrzasnęła,a do moich uszu doszedł głośny śmiech chłopaków.
Czy mi się wydaje czy oni przez cały czas nas obserwują...?
-Czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć,co wy robiliście ? Masz mi dokładnie wszystko opowiedzieć.-powiedziała,wpatrując się prosto we mnie.
-No bo...-zaczęłam,kolejny raz przygryzając dolną wargę.-Jak przyjechaliśmy wczoraj do niego,to najpierw chciał we mnie wmusić kolację,ale dzielnie się broniłam,więc wepchnął we mnie żelki.Później poszliśmy na górę,do jego pokoju i po krótkim czasie zaczęliśmy się całować.-opowiadałam wszystko w skrócie.Niekoniecznie chciałam zagłębiać się w szczegóły naszego seksu.-No i tak wyszło,że skończyliśmy w łóżku.-wzruszyłam ramionami.
-A potem...-dziewczyna pospieszyła mnie gestem dłoni.
-A potem,czyli rano poszliśmy pod prysznic i...-nie dane mi było jednak skończyć.
-Co !?-Abby wytrzeszczyła na mnie oczy.-Robiłaś to z nim pod prysznicem !?-dziękowałam Bogu,że jej głos brzmiał bardziej jak głośny szept.
Raczej nie chciałam,żeby ci kolesie siedzący obok na ławce dowiedzieli się,że dzisiaj rano uprawiałam ostry seks pod prysznicem,a znając Abby,mogłaby to przez przypadek wykrzyczeć.
-Tak.-kolejny raz przytaknęłam,lekko zirytowana.-Bzykałam się z nim pod prysznicem.Nie,nie będzie małych Bieberków.I tak,było zajebiście.-uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie wczorajszego wieczoru i dzisiejszego ranka.-Czy coś jeszcze chciałabyś wiedzieć,mamo...?-spytałam,zakładając ręce na piersi.
-Tak.Chciałabym wiedzieć czy to przez wasze zabawy masz tego siniaka.-dziewczyna wskazała na moje odsłonięte udo.
Powędrowałam wzrokiem na dół,spotykając mały,siny ślad.Przygryzłam dolną wargę,przypominając sobie w jakich okolicznościach mógł powstać ten siniak.
-Musieliście się na prawdę ostro pieprzyć...-powiedziała,kiwając lekko głową.
-Abby !-tym razem to ja podniosłam wzrok,posyłając jej karcące spojrzenie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Mówiłaś coś o lodach,prawda ?-wstała,a następnie złapała mnie za rękę,kierując się w stronę wyjścia z parku.
***Oczami Justina***
Wciągnąłem na siebie ciemne jeansy,opuszczając je w kroku,a na górę założyłem zwykłą czarną bokserkę.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się cicho,ukazując w progu moich rodziców.
-Cześć,synku.Nie przeszkadzamy ?-spytała mama.
-Jasne,że nie.-posłałem im ciepły uśmiech.
Wzrok moich rodziców od razu wylądował na moim łóżku.Spojrzeli na mnie sceptycznie,zakładając ręce na piersi.
-Chcieliśmy z tobą porozmawiać.-odezwał się ojciec.
-A o czym ?-uniosłem pytająco brwi.
-No właśnie o tym.-matka wskazała na moje łóżko,a ja zaśmiałem się cicho pod nosem.
-Więc słucham.-oparłem się o biurko,zakładając ręce na piersi,a na moich ustach widniał łobuzerski uśmiech.
-Możesz nam to wytłumaczyć...?-kobieta westchnęła głośno,przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.-Chyba coś ci o tym wczoraj mówiliśmy.
-Ale co ja mam wam tłumaczyć ?-wzruszyłem lekko ramionami.-Mam dziewczynę,którą cholernie kocham,więc to chyba nic dziwnego,że z nią sypiam.
-Justin,ty masz prawie dwadzieścia lat,a Maja piętnaście.Nie uważasz,że to trochę za wcześnie ?-uniosła lekko brwi z łagodnym wyrazem twarzy.
-A tak w ogóle,to skąd wiecie ?-spytałem,patrząc na nich podejrzliwie.-No bo weszliście tutaj z wyraźnym zamiarem rozmawiania ze mną o seksie z Majką.-zawsze jestem tak bezpośredni.
Moja mama odkaszlnęła niezręcznie,przez co zaśmiałem się cicho pod nosem.
-Wróciliśmy rano od babci i przed odprowadzeniem dzieci do przedszkola wstąpiliśmy na chwilę do domu.Weszliśmy do twojego pokoju,chcąc zobaczyć czy jesteś w domu i wtedy zauważyliśmy...prezerwatywy na szafce.-wskazała głową na małe opakowanie.
Kolejny raz zaśmiałem się cicho,przypominając sobie wczorajszy wieczór.Byliśmy tak nakręceni,że...nie zdążyliśmy się zabezpieczyć.Nie wspominając już o seksie pod prysznicem.
Kurwa ! To było zajebiste !
Na moje usta mimowolnie wkradł się łobuzerski uśmieszek,który nie uciekł uwadze rodziców.
-Justin,chcemy ci po prostu przypomnieć,że Maja jest jeszcze bardzo młoda i...-nie dałem im dokończyć.
-Wiem,ile ma lat,wiem,że jest bardzo młoda,wiem,że jest niepełnoletnia i wiem,że jest jeszcze dzieckiem.Ale wiem również,że cholernie ją kocham i jest dla mnie wszystkim.Nie zrobiłbym niczego bez jej pozwolenia.Nie jestem hujem-dobra,przegiąłem...-który wykorzystuje niewinną piętnastolatkę jedynie do seksu.I mówię po raz kolejny-nie zrobiłbym nic,czego ona by nie chciała.-zakończyłem swoją przemowę,wzdychając ciężko.
Rodzice patrzyli na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Na prawdę ją kochasz...-odezwał się ojciec,po dłuższej chwili milczenia.
-Bardzo,bardzo,bardzo.-spojrzałem mu prosto w oczy.
-Masz się nią opiekować.-zagroziła moja mama,lecz już po chwili na jej ustach pojawił się ciepły uśmiech
-Właśnie taki mam zamiar.-odparłem,odwzajemniając uśmiech.
Rodzice wyszli z mojego pokoju,a ja opadłem ciężko na łóżko.Przetarłem dłońmi twarz,a następnie zwlekłem się powoli z materaca.
Chwyciłem czapkę,zakładając ją na idealnie postawione włosy,a następnie schowałem telefon do kieszeni jeansów.Chwyciłem kluczyki od samochodu,po czym wyszedłem z pokoju,schodząc na dół.
-Wychodzę z Austinem.Będę później.-dodałem,po czym skierowałem się w stronę przedpokoju,gdzie wsunąłem na nogi białe buty.Wyszedłem z domu,zabierając wcześniej klucze.Skierowałem się do mojego cacka,stojącego na podjeździe.
Czarne,matowe BMW...
Tak,to jest to,co uwielbiam...
Otworzyłem samochód,wsiadając do niego po chwili.Odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu.Od razu skierowałem się na główną drogę wylotową z miasta.
Po jakiś dziesięciu minutach znalazłem się na obrzeżach,skręcając w boczną,leśną drogę.Po chwili ujrzałem samochód Austina,przez co na moich ustach pojawił się uśmiech.
Zaparkowałem obok auta mojego kumpla,a następnie zgasiłem silnik,wysiadając z samochodu.
-Siema,stary.-rzucił Austin,kiedy tylko mnie zobaczył.
Podszedłem do bruneta i przywitałem się z nim po męsku.
-No siema.-odparłem,po czym razem skierowaliśmy się do starego baraku.
Przychodziliśmy tutaj od lat.To miejsce zawsze należało do nas.Kiedy tylko coś szło nie tak,kiedy któryś z nas miał doła,zawsze przychodziliśmy tutaj.
Dzisiaj jednak miałem niesamowicie dobry humor...
Weszliśmy do wnętrza opuszczonego budynku,siadając na betonie.Chwyciłem puszkę z piwem (zawsze mieliśmy zapas alkoholu),a następnie otworzyłem ją,biorąc sporego łyka.
-Coś ty taki wesoły ?-Austin uniósł pytająco brwi,uśmiechając się pod nosem.
-Nawet nie pytaj...-westchnąłem z rozmarzeniem,a następnie zgiąłem kolana i,opierając na nich łokcie,schowałem głowę,uśmiechając się do siebie,jak skończony idiota.
-Czekaj,czekaj...Znam ten uśmiech.-brunet szturchnął mnie w ramię.-Bzykałeś się z Majką.-dodał,a mnie momentalnie zatkało.
-Nic się przed tobą nie ukryje,prawda ?-westchnąłem,kręcąc z rozbawieniem głową.
-Wiedziałem !-wykrzyknął uradowany,a ja niemal od razu parsknąłem głośnym śmiechem.-Trzeba to uczcić,stary.-podniósł drugą puszkę z piwem i otworzył ją,biorąc sporego łyka.
-Mam lepszy pomysł.-posłałem mu znaczące spojrzenie.
Wstałem z ziemi,udając się w stronę wyjścia.Doszedłem do swojego samochodu,a następnie otworzyłem bagażnik,wyciągając z niego sportową torbę.
-Jakby złapały mnie psy,miałbym ostro przejebane.-mruknąłem do Austina,stojącego obok.
Wyciągnąłem ze środka parę skrętów,po czym zapiąłem torbę i zamknąłem bagażnik.
Wróciliśmy do wnętrza opuszczonego budynku,z powrotem siadając na betonie.Wyjąłem z kieszeni jeansów zapalniczkę oraz paczkę papierosów.
-A jeszcze wczoraj obiecałem Majce,że nie będę brał z jej powodu.-zaśmiałem się pod nosem,podpalając końcówkę skręta.-Ale obiecałem,że nie będę brał przez nią,a teraz biorę dzięki niej.-wyszczerzyłem się do Austina,który prychnął pod nosem.
Włożyłem zapalonego już skręta do ust i mocno się nim zaciągnąłem.Wypuściłem powoli dym,wpatrując się w ścianę przede mną.Czułem,jak moje mięśnie zaczynają się rozluźniać,przez co na moich ustach pojawił się uśmiech.Wziąłem kolejnego łyka z puszki,oblizując powoli wargi.
Do głowy powróciły mi wspomnienia z dzisiejszej nocy.Dźwięk jej pisków i jęków zdecydowanie zapamiętam do końca życia.Jej głos,kiedy krzyczała moje imię...Coś pięknego...
-Stary,wróć na ziemię,bo ci stanie.-poczułem szturchnięcie w ramię.
-Ta,to dobry pomysł.-mruknąłem,po czym oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Odpaliłem kolejnego skręta,podając zapalniczkę Austinowi.Chłopak zrobił to samo co ja,zaciągając się mocno.
-To teraz opowiadaj.-zaczął,wypuszczając z ust dym.-Jaka jest w łóżku ?-uniósł pytająco brwi,spoglądając na mnie.
-Zajebista,stary...-westchnąłem rozmarzony,uśmiechając się pod nosem.
Tak.Rozmawialiśmy z Austinem o wszystkim.Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic...
-Seks z piętnastolatką.-zaśmiał się cicho.-Coś nowego,prawda ?-spojrzał na mnie znacząco.
-Coś zajebistego.-poprawiłem go,po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
***
Po paru kolejnych piwach i wypalonych skrętach oraz papierosach byliśmy...bardzo weseli.
Śmialiśmy się dosłownie ze wszystkiego.Czułem,jak po całym moim ciele rozeszły się procenty oraz cudowna moc marihuany.
Po raz kolejny wybuchnąłem głośnym śmiechem,przytrzymując się ściany,aby nie upaść.Cały czas zataczałem się na boki i nie potrafiłem skleić normalnego zdania.Język plątał mi się niemiłosiernie,zresztą tak samo jak nogi.
Austin wcale nie był w lepszym stanie...
-Bzykałeś się kiedyś pod prysznicem ?-wybełkotałem,po raz kolejny wybuchając głośnym śmiechem.
-Jeszcze nie.-podkreślił pierwsze słowo,na co oboje parsknęliśmy śmiechem.
-To jestem,kurwa,lepszy !-wrzasnąłem,kładąc się na betonie.
Totalnie nie ogarniałem tego,co dzieje się dookoła mnie.Byłem nachlany i naćpany,przez co całkowicie odcięty od rzeczywistego świata.
-Muszę zadzwonić do mojego aniołka.-wybełkotałem,niezdarnie wyciągając z kieszeni telefon.
Wybrałem numer swojej dziewczyny,po czym przyłożyłem komórkę do ucha.
-Halo.-usłyszałem przepiękny głos Mai,przez co na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech.
-Hej,skarbie.Nawet nie wiesz,jak się za tobą stęskniłem.-wybełkotałem,uśmiechając się do siebie jak idiota.
-Oj Justin,Justin.-do moich uszu doszedł odgłos cichego śmiechu blondynki.-Jest dopiero piętnasta,a ty już jesteś kompletnie pijany.-oczami wyobraźni mogłem zobaczyć,jak teatralnie przewraca oczami.
-Ja pijany ?-zaśmiałem się głupio.-Ależ skąd.-parsknąłem śmiechem,biorąc kolejnego łyka z puszki.
-Oczywiście,że nie.-zaśmiała się,lecz nie złośliwie czy sarkastycznie.Ten śmiech był w stu procentach szczery i naturalny.
-Muszę ci powiedzieć,że to była najlepsza noc w moim życiu !-wydarłem się,bełkocząc.
-Wyobraź sobie,że moja też...-westchnęła,lecz już po chwili z jej ust wydobył się cichy śmiech.
-Maleńka...-wychrypiałem.-Byłaś zajebista !
Podświadomie mogłem zobaczyć,jak dziewczyna kręci z rozbawieniem głową.
-Austin,debilu,gdzie leziesz !?-wydarłem się do odchodzącego kumpla.
-Musze się odlać !-odparł,zataczając się na boki.
Usłyszałem,jak Maja wybuchnęła śmiechem,przez co i na moich ustach pojawił się uśmieszek.
-Oj chłopaki,chłopaki...Zostawić was na chwilę samych...-westchnęła z rozbawieniem.
-Kocham cię,skarbie,aniołku,kochanie,kotku,maleńka,niunia,myszko,laleczko,koteczku...-wymieniałem po kolei,uśmiechając się do siebie jak idiota.
-Justin...-westchnęła blondynka.-Coś czuję,że będzie cię mocno boleć główka.
-Strasznie się za tobą stęskniłem...-wydąłem dolną wargę.
-Ja za tobą też,skarbie.A teraz postaraj się nie narobić z Austinem żadnych głupot,bo będę zła,dobrze ?-mówiła do mnie,jak do pięcioletniego dziecka,lecz w tym momencie nic do mnie nie docierało.
-Dooobrze.Kocham cię,kotuś...-wyśpiewałem do telefonu.
-No ja ciebie też...-zaśmiała się cicho,a następnie zakończyła połączenie.
-Ludzie ! Jak ja ją kocham !!!-wrzasnąłem tak,że chyba usłyszeli mnie nawet w centrum Las Vegas.-Kurwa ! Chyba zaraz oszaleję !-po pijaku zebrało mi się na publiczne okazywanie uczuć.
-Czego się tak drzesz,pedale.-do baraków wszedł,zataczający się na wszystkie strony,Austin.
-Bo tak ją,kurwa,kocham !!!-wydarłem się,ciągnąc z frustracją za włosy.
-Na prawdę się cieszę.Szczęścia życzę.-wybełkotał,a następnie pociągnął sporego łyka ze szklanej butelki.
-Ej,stary.Masz jakiś problem ?-wstałem powoli,podchodząc do bruneta.
-Ależ skąd !-uniósł ręce w obronnym geście,chwilę później wybuchając śmiechem.
Pociągnąłem go z bara,wychodząc przed budynek.
-Kurwa,co jest ?-mruknął Austin,podążając moimi śladami.
-Nic.-wybełkotałem.-Ale jak coś ci się nie podoba,możemy to załatwić naszym starym sposobem.Trochę adrenaliny nikomu nie zaszkodzi.-na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.Brunet od razu zrozumiał,co mam na myśli i skinął lekko głową.
Udałem się do swojego samochodu,otwierając go.Nieudolnie wsiadłem na miejsce kierowcy i zamknąłem za sobą drzwi.Odpaliłem silnik i ruszyłem powoli leśną drogą.Austin zrobił to samo,trzymając się zaraz za mną.
W dalszym ciągu byłem kompletnie pijany.Co chwila parskałem śmiechem,nie wiedząc z jakiego powodu.
Kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać,na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.Ustawiłem się na początku szerokiej,prostej drogi,czekając,aż Austin stanie obok.
-Cholernie mi tego brakowało.-powiedział brunet przez otwartą szybę.
-Czego ?-posłałem mu bezczelny uśmiech.-Porażki ? Mam zamiar zmieść cię z powierzchni ziemi.-wybełkotałem,wybuchając śmiechem.
-Zobaczymy,kto wygra,Bieber.-brunet zmierzył mnie wzrokiem.
-To czas zaczynać.Do startu.-zacząłem.
-Gotowi.-rzekł Austin,skupiając swój wzrok na drodze.
-Start !-wrzasnęliśmy równocześnie,naciskając pedał gazu.
Prędkość,którą udało mi się osiągnąć wbiła mnie w fotel,przez co na twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.Zmieniłem bieg,ponownie dociskając pedał gazu.Austin minimalnie wyszedł na prowadzenie,co tylko dodało mi skrzydeł.Docisnąłem pedał gazu do końca,czując niesamowite przyspieszenie mojego cacka.Spojrzałem na prędkościomierz,który wskazywał 280 kilometrów na godzinę.Kątem oka zauważyłem,że Austin został kawałek  z tyłu,przez co z moich ust wydobył się cichy pomruk zadowolenia.
Co powiecie na to,że właśnie jadę samochodem z prędkością prawie trzystu na godzinę,będąc kompletnie pijanym i naćpanym...?
To nie może się dobrze skończyć...
Nagle poczułem,że tracę panowanie nad samochodem.Promile w mojej krwi wcale nie pomagały normalnie myśleć.Powieki same mi opadały,a wzrok był tępy i nieprzytomny.W pewnym momencie samochód zjechał z drogi,wpadając do rowu.
Jedyne,co pamiętam,to przeraźliwy huk i ból,przechodzący przez całe moje ciało...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Niespodzianka ! Dodaję rozdział już dzisiaj...;-*
Szczerze mówiąc,dopiero kiedy napisałam ten rozdział,zdałam sobie sprawę,co narobiłam...
Planowałam,że w tym rozdziale zacznie się akcja z kuzynem Justina,no ale cóż...
JEŚLI PRZECZYTAŁAŚ/EŚ ROZDZIAŁ,SKOMENTUJ GO ! CHCĘ POZNAĆ TWOJĄ OPINIĘ !
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was i do następnego ;-*
Wpadajcie na mojego aska :
ask.fm/Paulaaa962
Ps.Wczoraj pobiliście liczbę odwiedzin...430 jednego dnia !!! Dziękuję ;-*
 Aaaaaa !!! Teledysk do Wait for a minute z Justinem !!!
http://www.youtube.com/watch?v=xkL1PCBI9sQ