wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 42...

 Spokojnie, dziecko jest Justina...
***Oczami Mai***
-Ale jak... - zdołałam wydukać, kiedy szatyn w dalszym ciągu leżał na mnie.
-Po prostu, skarbie. - wyszczerzył się do mnie.
W dalszym ciągu miałam lekko uchylone usta i, wpatrzony w Justina, wzrok.
-Ale...
-Nie ma "ale", kotek. - przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu.
-Ale...
-Też cię kocham, słonko. - mruknął, muskając moje usta, a następnie wyszedł z samochodu, pozostawiając mnie tam całkowicie zdezorientowaną.
-Wracaj tu natychmiast! - krzyknęłam, wybuchając śmiechem.
-Ohoho... - zaśmiał się chłopak. - Widzę, że zaczynają się humorki. - przybrał poważny wyraz twarzy. - Już na mnie krzyczysz... - wydął dolną wargę.
-Wracaj tu, gówniarzu! - kolejny raz parsknęłam śmiechem.
-Stara się odezwała... - zironizował, wypinając mi język.
Złapałam pierwszy lepszy przedmiot, który miałam akurat pod ręką i rzuciłam nim w szatyna. Na moje nieszczęście, okazało się, że była to... paczka prezerwatyw...
-Pierwsza zachcianka... - potarł ręce, po złapaniu gumek. - Takie to ja mogę spełniać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Seksoholik! - wypięłam do niego język.
-Ale wychodzi, że to ty jesteś niewyżyta seksualnie, kochanie... - posłał mi swój czarujący uśmiech, potrząsając opakowaniem prezerwatyw.
-Bieber, oddaj mi to w tej chwili! - krzyknęłam, wystawiając przed siebie otwartą dłoń.
-Spokojnie kochanie. - uniósł ręce  obronnym geście. - Chyba mi nieco bardziej się to przyda, nie sądzisz...? - zaśmiał się. - Ale obawiam się, że zużyliśmy wczoraj wszystkie... - zrobił minę dziecka, które nie dostało swojej wymarzonej zabawki. - Widzę, że odkąd moja laleczka jest w ciąży, zrobiła się bardziej napalona. - zaćwierkał wesoło.
-Twoja laleczka zawsze była napalona. - wyszeptałam mu kusząco do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam pod swoimi dłońmi, jak mięśnie Justina lekko się spinają, przez co na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek. Chciał w to grać? Chciał się ze mnie naśmiewać? Dobrze, ale ja odpłacę mu się tym samym.
-Wiem, kochanie. I ani trochę mi to nie przeszkadza. - ułożył dłonie na mojej nagiej talii, mrucząc mi seksownie do ucha.
-Tak? - udawałam głupią, sunąc delikatnie dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. - I co  zamierzasz z tym zrobić? - zjeżdżałam swoimi dłońmi coraz niżej. Czułam, że z każdą sekundą jego mięśnie się napinają. W końcu dotarłam do jego krocza, układając dłoń na przyrodzeniu chłopaka, osłoniętym jedynie przez czerwone bokserki. Nie odrywając oczu od twarzy Justina, sunęłam delikatnie po jego członku, wiedząc, że doprowadzam go tym do szaleństwa.
-Maja... - jęknął dość głośno, odrzucając głowę do tyłu z przyjemności. - Kurwa, ja przy tobie zwariuję. - dodał, a następnie przeniósł ręce pod zapięcie mojego stanika.
-Nic z tego, kochanie. - zaśmiałam się pod nosem, wiedząc, że chłopak najlepiej od razu przeszedłby do konkretów. - Powiedziałam ci wczoraj. Nie ma gumek, nie ma seksu. Takie są zasady... - zaćwierkałam słodko, obserwując uważnie minę Justina.
-Kicia... - jęknął, a moim oczom rzucił się nabrzmiały "kolega" Justina, przez co zachichotałam cicho.
Wyjęłam z samochodu ubrania, zakładając je na swoje ciało. Czułam na sobie wzrok szatyna, na co przewróciłam oczami.
-Przestaniesz się na mnie gapić czy nie? - sapnęłam w końcu, zakładając ręce na piersi.
-Skarbie, nie denerwuj się. Ja rozumiem, huśtawki nastrojów i te sprawy, ale... - nie zdążył dokończyć, ponieważ zawiązałam mu usta moją bluzką.
Stanęłam przed nim, układając ręce na biodrach.
-Teraz możesz sobie pogadać, kochanie. - wypięłam do niego język, a następnie sięgnęłam po koszulkę Justina, leżącą na siedzeniu. Założyłam ją na siebie, przeczesując palcami włosy.
-Jak przyjemnie posiedzieć w takiej ciszy, prawda kotku? - zaćwierkałam radośnie, zakładając mu ręce na szyję. - NIKT NIC NIE MÓWI... - spojrzałam na niego znacząco, przez co zachichotał pod nosem.
Nagle przerzucił mnie sobie przez ramię i, pomimo moich pisków, nie postawił mnie na ziemi. Doszedł do maleńkiej plaży nad brzegiem rzeki, stawiając mnie na piasku.
-Dokładnie w tym miejscu stałaś, kiedy się poznaliśmy. - powiedział, odwiązując moją bluzkę. - A twój wzrok mówił "Idźcie sobie". - udał ton mojego głosu, za co oberwał lekko w ramię.
-No bo najpierw myślałam, że to jacyś starsi panowie przyjechali połowić sobie rybki. - przewróciłam oczami, słysząc, jak chłopak wybuchnął śmiechem.
-Ten starszy pan okazał się osobą, która zrobiła ci dzieciaczka. - zachichotał, układając ręce na mojej talii.
-Ten starszy pan okazał się osobą, którą pokochałam ponad własne życie. - szepnęłam, a następnie stanęłam na palcach i, zarzucając mu ręce na szyję, wpiłam się w jego wargi.
Szatyn całował mnie delikatnie i z oddaniem, jakby chciał zapamiętać moje usta do końca życia. Wplątałam palce w jego włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki.
-Wiesz, że całujesz się i będziesz miała dziecko z gejem...? - uniósł kpiąco brwi, za co kolejny raz oberwał, tym razem w klatkę piersiową.
-Sam sobie na to zasłużyłeś. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Czy mógłbym odzyskać swoją koszulkę? - spytał, przyjmując taką samą pozycję.
-Nie. - odparłam od razu, kierując się w stronę samochodu.
-Czyli że ja mam założyć twoją, tak? - zaśmiał się pod nosem, udając się za mną.
-Dokładnie. - odparłam, zapinając guzik od swoich spodenek.
-Sama tego chciałaś. - mruknął, a następnie zaczął zakładać na siebie moją bluzkę. - Kurwa, Majka. Jaki ty rozmiar nosisz? Ja nawet jednej ręki nie mogę przez to włożyć. - warknął cicho, mocując się z materiałem. Parsknęłam śmiechem, obserwując jego starania. Po paru minutach przeklinania na moją koszulkę, włożył ją na siebie.
-Ja pierdole, jak ty się w to mieścisz? - rzucił, obserwując siebie w moim ubraniu. - Przypomniało mi się, jak podczas pierwszego wyjazdu założyłem twój stanik. - zaczął, a ja momentalnie prychnęłam śmiechem. - W tym mi jest cholernie ciasno, ale wtedy było tutaj baaadzo dużo miejsca. - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Podszedł do mnie, układając obie dłonie na moich piersiach. - Zdecydowanie ty masz co tam zmieścić. - przygryzł dolną wargę, nie zmazując z twarzy uśmieszku.
-Ej! - pisnęłam cicho, odpychając go od siebie. - Rączki przy sobie.
-Wczoraj mówiłaś zupełnie co innego, skarbie... - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Ściągnął z siebie moją koszulkę, podając ją mnie. To samo zrobiłam z jego ubraniem, czując wzrok szatyna na swoim biuście.
-Mama znowu będzie się mnie czepiać, gdzie jestem, co robię... - westchnęłam, przeczesując włosy palcami.
-Chyba już mnie nie lubi... - mruknął chłopak, spuszczając głowę. - I ma do tego święte prawo. - dodał, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-To będzie musiała polubić cię na nowo. - uniosłam jego brodę tak, że patrzył mi prosto w oczy. - Chociaż będzie to dosyć trudne, kiedy dowie się, że zrobiłeś mi dzieciaka. - zaśmiałam się, spoglądając ukradkiem na mój brzuch. Szatyn ułożył na nim obie dłonie.
-Zastanawiam się tylko nad jednym... - mruknął, marszcząc lekko brwi. - Jak ten szczeniak się tu zmieści... - pogładził mnie delikatnie po brzuchu. - Przecież ty jesteś taka maleńka... - wydął dolną wargę, obejmując moją twarz dłońmi. - Ten gówniarz cię wykończy. No i, kurwa, on się tam fizycznie nie zmieści. - przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, mierząc wzrokiem mój brzuch. - Nie ma szans...
-Justin, nie dobijaj mnie. - sapnęłam. - Ja już teraz się boję, a co dopiero, kiedy zaczniesz mnie straszyć. Wyobraź sobie, że ja się boję tej ciąży. Nie wiem, jak to będzie. Nic nie wiem... - zakończyłam, wtulając się w chłopaka.
-To nie jest ważne. Ja wiem tylko, że będziemy tworzyć razem szczęśliwą rodzinkę. Ja, ty i ten mały gówniarz, który jest... - zaciął się nagle. - Majka, co to jest?
-Pomyślmy... - udałam, że poważnie się nad tym zastanawiam. - Dziecko...?
-Miałem na myśli czy chłopiec czy dziewczynka. - przewrócił teatralnie oczami.
-Jeszcze nie wiem. Muszę iść na USG. - wzruszyłam lekko ramionami.
-A jak czujesz? - dopytywał, uśmiechając się delikatnie.
-Nie mam pojęcia. Mam wrażenie, jakby to był i chłopiec i dziewczynka.
-Masz na myśli bliźniaki, kochanie? - uniósł lekko brwi. - Biorąc pod uwagę nasze zdolności łóżkowe, mogą wyjść nawet dziesięcioraczki... - zachichotał, a ja ponownie uderzyłam go lekko w klatkę piersiową.
-Jakbyś nie zauważył, mam jeden brzuch. Nie dziesięć... - wyrzuciłam ręce w powietrze, śmiejąc się cicho pod nosem. - Justin...? - zaczęłam nieśmiało, sunąc opuszkami palców po jego mięśniach. - Na prawdę tak wszystko dokładnie pamiętasz?
-Tak, kochanie. Dokładnie wszystko.  - uśmiechnął się do mnie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Myślałam, wy nie przywiązujecie do tego wagi... - mruknęłam, chociaż w głębi ducha, cieszyłam się. I to bardzo...
-Może dlatego, że inni faceci nie kochają swoich dziewczyn tak, jak ja ciebie. - objął mnie ramionami, układając dłonie w okolicach mojego tyłka.
Poczułam ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele, a w szczególności po sercu. Musnęłam jego usta, przeczesując palcami włosy chłopaka.
-Musimy już wracać, Justin. - szepnęłam w jego usta, głaszcząc go po policzku.
-Ja mógłbym tu zostać... - mruknął cicho. - Tylko z większym zapasem gumek...
-Ty tylko o jednym. - zachichotałam pod nosem.
Wzrok Justina utkwiony był w jednym punkcie za mną. Odwróciłam się, spoglądając w to samo miejsce.
-Co tam robi moja koszulka? - spytał powoli. Podeszłam do niej, podnosząc ubranie z trawy.
-Musiała tu leżeć od naszego poprzedniego wyjazdu. - zachichotałam cicho.
-Ale czemu w krzakach? - podrapał się po karku. - Przecież nikogo wtedy nie pieprzyłem... - zmarszczył brwi, przez co ja wybuchnęłam śmiechem.
-Jakby to powiedzieć... - założyłam ręce na piersi. - Ty i Austin byliście troszeczkę... nietrzeźwi... - zaśmiałam się, co razem ze mną uczynił szatyn.
-A co mówiłem? - spytał, przygryzając wargę.
-Jaka jestem cudowna i wspaniała, a potem wrzuciłeś mnie do wody. - mruknęłam, kierując się w stronę samochodu.
-Od początku miałem rację. - pobiegł za mną, otwierając mi drzwi od strony pasażera.
Zajęłam swoje miejsce, czekając, aż szatyn zrobi to samo, po przeciwnej stronie.
Po chwili usiadł na fotelu, odpalając silnik. Spojrzał na mnie kątem oka, a następnie wychylił się lekko, zapinając mi pas. Przewróciłam ukradkiem oczami, przenosząc wzrok na przednią szybę.
-Robisz się przewrażliwiony, Justin. - powiedziałam, chichocząc cicho pod nosem.
-Ty się nie śmiej, maleńka. Zaraz obok siedzą dwie, najważniejsze osoby w moim życiu. To stresujące. - mruknął, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Boję się... - powiedziałam nagle.
-Czego, niunia? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Reakcji moich rodziców. - odparłam, wzdychając ciężko. - Mama tyle razy mnie ostrzegała, a teraz tak po prostu mam jej powiedzieć, że zostanie babcią?
-Spokojnie, kochanie. Jeśli chcesz, ja im powiem. - położył dłoń na moim udzie, sunąc po nim delikatnie, a zarazem uspokajająco.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego, co od razu odwzajemnił.
Podtrzymując kierownicę kolanem, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, a chwilę później sięgnął do drugiej po zapalniczkę.
-Patrz, co znalazłem. - zaśmiał się, unosząc w górę prezerwatywy.
-Przygotowany na każdą okoliczność, prawda? - pokręciłam z rozbawieniem głową.
-Przy tobie muszę... - posłał mi swój łobuzerski uśmiech.
Podpalił końcówkę papierosa, wkładając go do ust. Uchylił okno, wypuszczając przez nie dym.
-Justin... - zaczęłam niepewnie, odwracając się w jego stronę.
-Tak, skarbie?
-Nie myślałeś kiedyś o tym... - zacięłam się, przygryzając dolną wargę. - Nie myślałeś kiedyś o tym, żeby iść na odwyk? - wydukałam w końcu, obserwując reakcję szatyna.
-Odwyk? - spojrzał na mnie ukradkiem. - Nie jestem uzależniony.
-Justin, ty tego nie widzisz. - szepnęłam.
-Maja, nie potrzebny jest mi żaden odwyk. Mogę nie brać, jeśli ty tego chcesz.
-Jesteś pewien? Moim zdaniem potrzebujesz pomocy.
-Na prawdę jest w porządku. - uspokajał mnie, układając rękę na oparciu mojego fotela.
Nagle mój wzrok padł na puste woreczki po narkotykach, leżące w skrytce w samochodzie.
-W porządku? - powtórzyłam, biorąc do ręki opakowania po dragach. - To też jest w porządku?
-Maja... - przeciągnął wyraz, przewracając oczami.
-Zrozum, że ja chcę ci pomóc. Przemyśl to, co ci powiedziałam. - posłałam mu łagodny uśmiech.
-Dobrze, kochanie. - odparł, zakładając niesforny kosmyk moich włosów za ucho. - A teraz nie myśl już o tym, dobrze? - wyrzucił przez okno niedopałek papierosa.
-Spróbuję. - mruknęłam, opierając głowę o szybę. - Justin, gdzie ty jedziesz? - spytałam nagle, kiedy zauważyłam, że przejechał zjazd na moje osiedle.
-Jak to, gdzie? - zaśmiał się chytrze. - Zrobiłaś ze mnie geja, więc teraz musisz to odkręcić. - wyszczerzył się do mnie.
-Chyba nie jedziesz do Chrisa...? - spytałam z lekkim przerażeniem.
-Dokładnie, skarbie. - kolejny raz ukazał mi rządek swoich białych ząbków.
-Nie, Justin. Nie żartuj sobie nawet. - cały czas kręciłam głową.
-Utniesz sobie małą pogawędkę z Chrisem przy chłopakach. - kontynuował, nie zwracając najmniejszej uwagi na moje słowa.
-Kurwa, Justin! Nie rób sobie ze mnie jaj! - pisnęłam cicho, wyrzucając ręce w powietrze.
-Cukiereczku mój kochany! - zaćwierkał wesoło, pocierając ręce. - Wiesz, jaka jesteś cudowna, prawda? Taka śliczniutka, taka słodziutka, taka malutka...
-Justin, przestań... - jęknęłam, pocierając skronie. Musiałam szybko coś wymyślić. Nie miałam najmniejszego zamiaru rozmawiać z Chrisem, a już tym bardziej przy reszcie gangu. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl, a na moich ustach zakwitł minimalny uśmieszek. - Boże, jak mnie głowa rozbolała. - mruknęłam, obserwując kątem oka jego reakcję. - I brzuch... - dodałam, układając dłoń na miejscu, w którym znajdował się nasz maluszek.
-Ej, Bieber. Uspokój się, bo mamusia musi porozmawiać z twoim wujkiem. - mruknął, gładząc mnie po brzuchu.
-Chyba musisz zawieźć mnie do domu. - skrzywiłam się lekko.
-Im szybciej dojedziemy, tym szybciej wrócimy. - mrugnął do mnie, mocniej dociskając pedał gazu.
Zrezygnowana opadłam na fotel, przykładając rękę do czoła.
-Nie rób mi tego... - jęknęłam, robiąc minę zbitego psa.
-Wczoraj było raczej "zrób to, Justin..." - udał ton mojego głosu, przez co ja sapnęłam z niedowierzaniem.
-Mam cię dość... - mruknęłam, parskając śmiechem.
-A ja ciebie nie, myszeczko. - pocałował mnie w policzek.
Po paru minutach Justin skręcił w boczną drogę, prowadzącą do baraków. Pomimo moich sprzeciwów i prób zatrzymania go, chłopak jechał dalej. Doszło nawet do tego, że wmawiałam mu, że rodzę. Prawie udało mi się go nabrać, lecz w ostatniej chwili przypomniał sobie jedną z lekcji biologii, na której AKURAT był. Po tym, nie miałam już żadnych pomysłów.
Justin zaparkował przed barakami, a ja głośno przełknęłam ślinę.
-Chodź, kochanie. Nikt cię tu nie zje. - zaśmiał się, widząc moje zdenerwowanie.
-Może teraz... - mruknęłam zakładając ręce na piersi.
Chłopak wyszedł z samochodu, a następnie podszedł do drzwi pasażera i otworzył je, podając mi rękę.
-Nigdzie nie idę. - wzruszyłam ramionami, wpatrując się w przednią szybę.
-Idziesz, idziesz, kochanie. Ja sam tłumaczyć się nie będę. - rzucił, po czym wziął mnie na ręce, wynosząc  z samochodu. Postawił mnie po chwili na ziemi, a kiedy już chciałam się cofać, złapał mnie w talii. Pociągnął mnie za rękę w stronę wejścia, jednak ja zaparłam się nogami.
-Oj chodź, chodź, koteczku. - zaśmiał się, przerzucając sobie moje ciało przez ramię.
-Gówniarzu głupi! Puszczaj mnie! - pisnęłam, uderzając piąstkami w jego plecy.
-Nie denerwuj się, kochanie. To może zaszkodzić naszemu maleństwu. - pouczył, klepiąc mnie w tyłek. - A tak w ogóle, to ile ma ten nasz kurdupel? - spytał ze śmiechem, w dalszym ciągu trzymając ręce na moim tyłku.
-Prawie miesiąc. - odparłam, podpierając się na łokciach o jego plecy. - To się musiało stać wtedy, pod prysznicem. - dodałam, wracając myślami do tamtego poranka.
-Będzie ciekawie... - zachichotał szatyn. - Jak nasz dzieciak będzie starszy i zapyta się, gdzie go zrobiliśmy, to tatuś odpowie, że pod prysznicem...
-Tylko wtedy, kiedy okaże się, że to chłopczyk. Dziewczynki nie mają takich dziwnych pytań. - pokręciłam z rozbawieniem głową.
Chłopak postawił mnie przy samym wejściu do baraków, a ja, kolejny raz, przełknęłam nerwowo ślinę. Wepchnął mnie lekko do środka, wchodząc za mną.
-Siema, chłopaki. - rzucił do kumpli, przebywających w środku.
-Kurwa, Bieber! Ty się do mnie nie zbliżaj, pedale! Ja na prawdę nie mam nic do gejów, ale... - przerwał, kiedy jego wzrok spotkał się z moim. Wyszczerzyłam się do niego, kątem oka zauważając Austina, siedzącego pod ścianą. - Majka, ty wiesz z kim chodzisz?
-Ja właśnie w tej sprawie...
***Oczami Justina***
Rozsiadłem się pomiędzy Austinem, a Natem, wyciągając z kieszeni telefon.
-Chcecie zobaczyć, jaką mam CUDOWNĄ dziewczynę? - spojrzałem znacząco na Majkę, która stanęła obok Chrisa, zakładając ręce na piersi. Wszedłem w ostatnie wiadomości, otwierając rozmowę z Chrisem.
Chłopaki pękali ze śmiechu, czytając smsy, na co Maja jedynie przewróciła oczami.
-Justin został pedałkiem... - zachichotał Matt, stojący z tyłu.
-Ludzie, ja nadal nie wiem, o co tu chodzi. - Chris ze zdezorientowaniem podrapał się po karku.
-No bo wiesz... - zaczęła Maja, a ja rozsiadłem się wygodniej, przyglądając się mojej dziewczynie.
-Co wiem, skarbie. - chłopak uniósł brwi, opierając się o ścianę.
-Tylko nie skarbie, debilu. - warknąłem, posyłając mu sceptyczne spojrzenie.
-No byłam na was wkurzona. - Maja wyrzuciła ręce w powietrze. - Czy faceci nie mają innych tematów do rozmów? Tylko to czy im staje czy nie... - wszyscy parsknęliśmy śmiechem, na co Maja kolejny raz przewróciła oczami.
-Mi staje... - Nate uniósł w górę ręce, przez co ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-No właśnie o tym mówię. Nic tylko seks i seks. Dziewczyny mają wiele poważniejszych tematów do rozmów. - mruknęła.
-Tak. Jaką kieckę albo torebkę kupić. - rzucił Matt z rozbawieniem.
-Boże. Nie wszystkie dziewczyny są takie. Może te, z którymi wy się zadajecie nie widzą nic poza zakupami. To już nie moja wina. - wzruszyła ramionami, spoglądając na nas po kolei.
-A może ty po prostu zadawałaś się z facetami, którzy gadają tylko o tym czy im staje. Dlatego znalazłaś pocieszenie w rękach Justina. - chłopaki parsknęli śmiechem, klepiąc mnie po plecach. - On się podnieca, jak widzi Chrisa.
Przewróciłem oczami, kręcąc z rozbawieniem głową. Zsunąłem się na kanapie, przyglądając się blondynce, która z trudem powstrzymywała śmiech.
-Justin ma po prostu... inne zainteresowania. - mruknęła dziewczyna, po czym ponownie wybuchnęli śmiechem.
Oblizałem powoli wargi, układając w głowie plan. Ona chciała w to grać? Dobrze...
-Ciekawe czy jakbym miał "inne zainteresowania", krzyczałabyś w nocy tak głośno, kochanie...
Chłopaki momentalnie parsknęli śmiechem, obserwując reakcję Mai. Oczy blondynki rozszerzyły się dwukrotnie, wpatrując się we mnie.
-Nie powiedziałeś tego... - wydukała w całkowitym niedowierzaniu, kręcąc głową.
-Wręcz przeciwnie, skarbie. - zaćwierkałem słodko.
-Bieber, więcej szczegółów prosimy. - rzucił Nate, patrząc to na mnie, to na Maję.
-Obiecuję ci, że jeśli wypowiesz chociażby jedno słowo, pożałujesz tego...
-Uważaj stary, bo mała cię zgwałci! - parsknął Chris, układając Mai rękę na ramieniu.
-Mała, to może być twoja pała. - mruknęła cicho, a my jak na zawołanie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Z oczu chłopaków leciały łzy, kiedy Maja stała wpatrzona we mnie.
-Przez nią, to ja mógłbym być gwałcony kilka razy dziennie... - powiedziałem, słysząc gwizdy ze strony kumpli. - Chcecie zobaczyć, jak mam pięknie plecy podrapane? - uśmiechnąłem się łobuzersko w stronę Mai, która w dalszym ciągu wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
-Obiecuję, że jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, nie dotkniesz mnie przez miesiąc. - założyła ręce na piersi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, przez co nie wiedziałem czy żartuje czy, nie daj Boże, mówi prawdę.
-Kochanie, nie mówisz tego serio, prawda...? - spytałem z lekkim przerażeniem w głosie.
-Bardzo serio... - przymrużyła oczy, a moja mina momentalnie zrzedła. Chłopaki powstrzymywali się od śmiechu, obserwując mój wyraz twarzy.
-Ale ja nie wytrzymam... - jęknąłem w desperacji, patrząc na nią błagalnie.
-Trzeba było tyle nie pieprzyć. - mruknęła, wzruszając ramionami.
-Ale ciebie czy...
-Justin! - pisnęła blondynka, przerywając mi w połowie zdania. Moi kumple kolejny raz parsknęli śmiechem, trzymając się za brzuchy.
-Miałem wrażenie, że bardzo tego chciałaś. Biorąc pod uwagę twoje jęki... - zachichotałem pod nosem.
-Justin! Zamknij się wreszcie! Mam cię dość! - blondynka parsknęła śmiechem.
-Ja tylko stwierdzam fakty, kochanie. - uśmiechnąłem się do niej szeroko.
-Skończ już z tym. - szarpnęła z frustracją za swoje włosy. - Dzięki tobie już niedługo wszyscy dowiedzą się, co robimy w łóżku. - wyrzuciła ręce w powietrze, a ja z chłopakami kolejny raz parsknęliśmy śmiechem.
-Trzeba było nie bawić się moją komóreczką, skarbie. - potrząsnąłem lekko telefonem, na co dziewczyna przewróciła teatralnie oczami.
-Jak bawić? Bieber, o czym ty mówisz? - Chris zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie, natomiast mój wzrok, jak i całej reszty chłopaków, utkwiony był w Mai.
-No dobra, dobra... - mruknęła, przeczesując włosy. - To ja pisałam te smsy, bo byłam wkurzona zarówno na Justina, jak i na ciebie. Kto normalny wymienia się swoimi przeżyciami seksualnymi? - zmarszczyła brwi.
-Każdy facet. - odparliśmy zgodnie, ponownie wybuchając śmiechem.
-Czyli że to ty pisałaś wszystkie te smsy, tak? - dopytywał Chris, przyglądając się uważnie blondynce.
-No tak... - odparła powoli, ukazując mu rządek swoich białych ząbków.
-Boże kochany! Ty chciałaś mnie zabić!? Ja prawie zawału dostałem. - chłopak złapał się za serce, oddychając głęboko.
-Przepraszam...? - mruknęła niepewnie dziewczyna. - Chciałam tylko zemścić się na Justinie. - zmroziła mnie wzrokiem, na co ja posłałem jej bezczelny uśmiech.
-Normalnie byłem przerażony, kiedy to czytałem. - jęknął Chris. - Wszystko przez ciebie. - lekko uderzył Maję w ramię i w brzuch.
-Kurwa, stary. Nie przeginaj. - warknąłem. Pomimo że widziałem, że zrobił to na prawdę lekko, włączył mi się jakiś instynkt.
-Justin, uspokój się. - blondynka przewróciła oczami.
-Martwi się o ciebie, jakbyś była w ciąży... - rzucił Chris w stronę Mai.
Momentalnie wymieniliśmy między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna przygryzła dolną wargę, a ja podrapałem się z zakłopotaniem po karku.
-Co się dzieje? - Chris zmarszczył brwi, przyglądając się nam uważnie.
-Jest taka sprawa... - zacząłem, patrząc niepewnie na Maję.
-Tylko nie mówcie, że bzykaliście się bez gumek... - powiedział powoli Chris.
-Teraz to brzmisz, jak moja mama. - mruknęła cicho dziewczyna, opierając się o ścianę.
-Ja pierdole. Majka, ty jesteś w ciąży? - spytał z niedowierzaniem Austin, wytrzeszczając oczy.
-No przecież nie ja... - rzuciłem, przewracając oczami.
-O kurwa! Będziesz miała dziecko z Bieberem!? Współczuję, maleńka... - Matt poklepał mnie od tyłu po plecach.
-Dzięki, stary! Pomogłeś... - mruknąłem, przewracając oczami.
-Zostanę wujkiem. - Chris pokiwał głową, a uśmiech na jego ustach znacznie się poszerzył.
-Ale to ja będę tym ulubionym wujkiem. - rzucił Austin, klepiąc się dumnie po piersi.
-Nie no, facet! Trzeba to uczcić! - zawołał wesoło Nate, wyciągając butelki z piwem.
-Nie tym razem. - odparłem od razu, spoglądając znacząco na Maję.
-No tak, rozumiem. Obowiązki tatusia wzywają... - zaśmiał się, przez co oberwał ode mnie w tył głowy.
-Wyobrażasz sobie Biebera z pieluchą? - zakpił Matt. - Trzeba będzie to uwiecznić. - dodał, chichocząc pod nosem.
Wywróciłem oczami, a następnie powoli podniosłem się z kanapy, obniżając lekko spodnie w kroku.
-Austin możesz na chwilę? - zwróciłem się w stronę kumpla.
Chłopak pokiwał głową, wstając. Podszedłem do Mai i objąłem ją ramionami w pasie, prowadząc do wyjścia.
-Siema. - rzuciłem do kumpli, po czym opuściliśmy baraki.
-Ja pójdę do samochodu, żeby wam nie przeszkadzać. - blondynka musnęła mój policzek, udając się w stronę czarnego BMW. Jeszcze przez chwilę obserwowałem, jak jej biodra kołyszą się seksownie, kiedy idzie, a następnie przeniosłem wzrok na Austina.
-Chciałem cię przeprosić, stary. Nie panowałem nad sobą. - mruknąłem cicho.
-Wiem. - odparł, patrząc na mnie sceptycznie.
-Sory. Cokolwiek powiedziałem, nie chciałem tego.
-Wiem i dlatego ci wybaczam. - podszedł bliżej mnie i poklepał przyjacielsko po plecach. - A teraz spadaj, bo ktoś cię potrzebuje. - poklepał się lekko po brzuchu, przez co na moich ustach pojawił się uśmiech.
-Rozumiesz to? Ja zostanę ojcem... - pokręciłem z niedowierzaniem głową. - Aż mi się wierzyć nie chce...
Pożegnałem się z kumplem, odbiegając w stronę samochodu. Zająłem miejsce kierowcy, odpalając silnik.
-A teraz masz mi to wszystko wytłumaczyć! - pisnęła dziewczyna, wyrzucając ręce w powietrze.
-Co się stało, maleńka? - udawałem kretyna, odwracając się w jej stronę z głupawym uśmieszkiem na ustach.
-Ciebie kompletnie popieprzyło! - krzyknęła, uderzając mnie w ramię. - Na prawdę musisz opowiadać wszystkim o swoich przeżyciach seksualnych!? 
-Spokojnie, słoneczko... - parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z rozbawieniem. - Musiałem się pochwalić, jaką mam zajebistą dziewczynkę. - posłałem jej łobuzerski uśmiech.
-Justin! Ty na prawdę nie możesz zatrzymać tego dla siebie!?
-Nie. - pokręciłem przecząco głową, z wielkim uśmiechem na ustach. - Zresztą ja mówiłem jedynie prawdę, kochanie. Twoje krzyki i jęki były przepiękne. - wyszczerzyłem się do niej.
-Kurwa, Justin! Zamknij się wreszcie! Ty też cichutko nie byłeś... - zmierzyła mnie wzrokiem.
-Przy tobie się nie da. - posłałem jej znaczące spojrzenie, za co kolejny raz oberwałem w ramię.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, zagłębiając się w fotelu.
-Kicia... - mruknąłem, zakręcając sobie kosmyk jej włosów na palcu. - No nie gniewaj się na mnie... - trąciłem nosem jej szyję, uśmiechając się delikatnie.
-Nie potrafiłabym. Jesteś za słodki. - złapała mnie za policzki.
-Ale mogę być również niegrzeczny. - warknąłem cicho, wsuwając dłonie pod jej koszulkę.
-Justin! - pisnęła, kiedy zacząłem ją łaskotać. - Zdążyłam zauważyć. Gdybyś był grzeczniutki, nie wyszedłby nam dzidziuś. - mruknęła, klepiąc się lekko po brzuszku. - Odwieziesz mnie do domu? - spytała słodko.
-Jasne, kotuś. - odparłem, ruszając spod baraków. Po chwili jednak zatrzymałem się, zdobywając pytające spojrzenie od blondynki. - Pasy, kochanie. - mruknąłem, zapinając ją w siedzeniu.
Dziewczyna zachichotała cicho, po czym złapała mnie za koszulkę i krótko, lecz namiętnie, złączyła nasze usta.
-A teraz jedź. - kiwnęła głową w stronę drogi, a ja z uśmiechem na ustach ruszyłem przed siebie.
-Kiedy chcesz powiedzieć rodzicom o dziecku? - spytałem, zerkając na nią kątem oka.
-Jak będzie dobra okazja... - odparła, przeczesując włosy palcami.
-To znaczy kiedy? - dopytywałem, zmieniając bieg.
-Nie wiem, Justin. Na pewno zanim zacznie mi rosnąć brzuch... - zachichotała, czym zaraziła również mnie.
-Boję się tego, że jak moja mama dowie się, że zostanę ojcem, będzie mnie uczyć zakładać pieluchy... - mruknąłem, krzywiąc się lekko, a Maja momentalnie wybuchnęła śmiechem.
-To dobrze. - spojrzała na mnie znacząco. - Będziesz zmieniać pampersy swojemu dzieciaczkowi. - wyszczerzyła się do mnie.
-O Boże... - jęknąłem, słysząc kolejny chichot z ust Mai.
Po dwudziestu minutach zatrzymałem się na podjeździe przed domem mojego aniołka.
-Może wejdziesz? - spytała, zakładając torbę na ramię.
-Bardzo chętnie, skarbie, ale muszę zmierzyć się z rodzicami. - wzdrygnąłem się lekko, posyłając jej po chwili delikatny uśmiech.
-W takim razie do zobaczenia. - odwzajemniła uśmiech, muskając mój policzek.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz? - spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Złapałem ją za koszulkę, przyciągając bliżej siebie. Wpiłem się w jej usta, zsuwając dłonie na tyłek dziewczyny. Wsunąłem język do jej ust, kiedy Maja wplątała palce w moje włosy. Pociągnęła lekko za ich końcówki, pogłębiając pocałunek.
-Muszę iść... - szepnęła w moje usta, pocierając delikatnie moje policzki.
-Nie chcę... - mruknąłem, niczym rozkapryszone dziecko.
-Ja też nie chcę, ale muszę. - posłała mi delikatny uśmiech.
-W takim razie do zobaczenia. - powiedziałem, po czym klepnąłem ją lekko w tyłek, kiedy wychodziła z samochodu.
-Jesteś niewyżyty, Justin... - pokręciła z rozbawieniem głową, a następnie, nie czekając na moja odpowiedź, zamknęła drzwi, podbiegając w stronę wejścia do domu.
-Jestem, skarbie. Oj jestem... - szepnąłem sam do siebie, odpalając silnik, kiedy upewniłem się, że moja księżniczka bezpiecznie dotarła do domu.
Skierowałem się w stronę mojego osiedla, na które dotarłem po piętnastu minutach. Zgasiłem silnik, parkując na podjeździe, a następnie wysiadłem, poprawiając na głowie czapkę oraz opuszczając lekko spodnie w kroku.
Wszedłem do domu, ściągając po cichu buty. Odwiesiłem kurtkę na wieszak, słysząc kroki, dochodzące z salonu.
-Natychmiast do salonu. I nie interesuje nas to, że masz prawie dwadzieścia lat. - powiedziała ostro moja mama.
Spuszczając głowę, udałem się prosto do pomieszczenia. Opadłem na kanapę, obserwując, jak moi rodzice siadają na przeciwko mnie.
-Co się z tobą dzieje, do cholery jasnej!? - ojciec podniósł głos.
-My ciebie nie poznajemy! - dołączyła moja mama, wyrzucając ręce w powietrze. - Jak mogłeś pobić tak Danny'ego?
-Nie wspominaj przy mnie o tym skurwielu. - warknąłem, zaciskając pięści.
-Justin, jak ty się wyrażasz!?
-Tak, jak sobie na to zasłużył.
-Jazzy w dalszym ciągu jest przerażona tym, co zobaczyła. Gdzie byłeś przez te dni? Co się z tobą działo?
-Zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem był robić. Skrzywdziłem Maję i musiałem to naprawić.
-Co masz na myśli, mówiąc "skrzywdziłem"? - mama zmarszczyła brwi.
-Po prostu zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem zrobić. - mruknąłem, wymijająco.
-Justin, jak ją skrzywdziłeś!? - kobieta była coraz bardziej przerażona.
-Pobiłem ją i wyzwałem. - powiedziałem najciszej, jak mogłem.
-Słucham!? - krzyknęła. - Jak mogłeś tak ją potraktować!? Przecież to jeszcze dziecko! - przyłożyła dłoń do ust. - Przez te kilka dni, jedyne co wiedzieliśmy to to, że dziewczyna Austina, która podobno jest przyjaciółką Mai, chciała urwać ci... - nie dokończyła, jednak ja dobrze wiedziałem, co miała na myśli.
-Justin, w tej chwili masz wyjąć wszystko z kieszeni. - rozkazał tata, a ja popatrzyłem na nich z niedowierzaniem.
-Może bez przesady. Należy mi się trochę prywatności.
-My się o ciebie martwimy, Justin. Jesteśmy twoimi rodzicami i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Tak więc w tej chwili opróżnij kieszenie. Tutaj, przy nas...
Przewracając oczami, sięgnąłem do kieszeni i zacząłem powoli wyjmować z niej przedmioty. Pierwszy był telefon, więc rodzice kazali mi kontynuować. Ułożyłem na stoliku paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
-Dostaniesz od tego raka. Nie powinieneś palić.
-Ale nie skończę z tym. - wzruszyłem ramionami. Mama wskazała gestem dłoni, abym kontynuował opróżnianie kieszeni.
Powoli wyciągnąłem prezerwatywy, układając je obok pozostałych przedmiotach.
-Tego mogliśmy się domyślić. - ojciec przewrócił oczami, na co ja zachichotałem cicho.
-Zawsze przygotowany. - mruknąłem, robiąc minę niewiniątka.
Pod wpływem intensywnych spojrzeń rodziców, włożyłem rękę do kieszeni, wyjmując kolejny przedmiot, którym okazały się narkotyki. Położyłem na stoliku parę skrętów oraz woreczków z kokainą i heroiną, patrząc niepewnie na rodziców.
-Boże, Justin... - szepnęła moja mama, przykładając dłoń do czoła. - Dziecko, co ty ze sobą robisz...
Nic nie odpowiedziałem, tylko spuściłem głowę, podpierając łokcie na kolanach.
-Justin, ty musisz coś z sobą zrobić. Nie możesz brać.
-Maja chce mnie wysłać na odwyk. - mruknąłem, przeczesując palcami włosy.
-I ma rację. Powinieneś się leczyć.
-Nie jestem ćpunem. - warknąłem, zaciskając pięści. - Może wciągnę raz na jakiś czas, ale to nie znaczy, że muszę iść na odwyk.
-Wrócimy do tego. Możesz być pewien. - zagroził tata. - Jeszcze tylne kieszenie.
Zaciskając nerwowo szczękę, sięgnąłem ręką po broń.
-Matko kochana! - krzyknęła moja mama, łapiąc się za serce.
-Także no... - mruknąłem pod nosem.
-Pistolet!? Po jaką cholerę nosisz to w kieszeni!?
-Czasami się przydaje... - potarłem skronie, unikając spojrzeń rodziców. - A tak w ogóle, to ja nie muszę się wam spowiadać. Mam dwadzieścia lat i mogę robić to, co mi się podoba.
-Jesteś naszym synem, a my chcemy dla ciebie jak najlepiej. - mama wyrzuciła ręce w powietrze.
Nagle z góry zbiegła roześmiana Jazzy, lecz kiedy tylko mnie zobaczyła, zatrzymała się nagle.
-Jazzy, przepraszam... - mruknąłem, wyciągając zza siebie pluszowego misia. - To dla ciebie, księżniczko. - wyszczerzyłem się do siostry, wręczając jej zabawkę.
-Dziękuję. - powiedziała nieśmiało, wtulając się w pluszaka.
-Nie gniewaj się na mnie. Po prostu byłem zdenerwowany. - ukucnąłem przed nią. - Chodź tu do mnie. - rozłożyłem ręce, a dziewczynka, po chwili zawahania, wtuliła się we mnie. - Przepraszam...
Po chwili Jazzy podeszła do stolika, na którym leżały interesujące przedmioty z moich kieszeni.
-Boże, dziecko, nie dotykaj tego! - krzyknęła moja mama, kiedy ręka siostry powędrowała na pistolet.
-Spokojnie. Jest zabezpieczony. - mruknąłem
-A co to takiego? - spytała, podnosząc prezerwatywy.
Rodzice wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia, a ja zachichotałem pod nosem.
-Używasz to, kiedy chcesz się zabawić i nie ponosić później żadnych konsekwencji. - powiedziałem. - Jak przyjdzie Maja, to ci wytłumaczy. Ja nie mam do tego talentu...
-A co to takiego? - spytała, wskazując na narkotyki.
-Coś, dzięki czemu możesz się odstresować. - mruknąłem, zabierając od niej prochy.
-Justin...? - zaczęła słodko, na co przewróciłem oczami. - A co ty masz w kieszeni? - zaćwierkała wesoło, wskazując na moją tylną kieszeń.
Wzrok rodziców niemal natychmiast wylądował na mnie, a ja przełknąłem nerwowo ślinę.
-Nic. - odparłem wymijająco .
-Justin, wyjmuj to.- powiedziała ostro mama, wyciągając przed siebie otwartą dłoń.
Powoli sięgnąłem po ostatni przedmiot. Wyjąłem go, zaciskając w dłoni, a na moje usta automatycznie wkradł się uśmiech. Podałem mamie test ciążowy, obserwują, jak jej źrenice rozszerzają się dwukrotnie.
-O Boże... - szepnęła, przykładając dłoń do ust. - Czy to znaczy, że...
-Tak. - odparłem od razu. - Maja jest w ciąży.
-Zrobiliście sobie dzidziusia! - pisnęła uradowana Jazzy, klaszcząc w rączki.
-No wyszedł nam taki mały szkrab. - zaśmiałem się, kiwając głową.
Moja siostra pognała na górę, a rodzice w dalszym ciągu wpatrzeni byli w test ciążowy.
-Boże, przecież Maja ma piętnaście lat... - wyszeptała kobieta. - A ty jesteś niedojrzałym gówniarzem. - spojrzała na mnie sceptycznie.
-I właśnie ten gówniarz zostanie tatusiem. - mruknąłem, opadając na kanapę.
-Kiedy się dowiedziałeś? - spytał ojciec.
-Wczoraj wieczorem. - odparłem od razu, podpierając łokcie na kolanach.
-A ile ma ten wasz maluszek? - mama nieco się uspokoiła.
-Prawie miesiąc.
Rodzice przyglądali mi się jeszcze przez parę chwil, aż w końcu kobieta wstała i podeszła do mnie, a następnie przytuliła mnie do siebie.
-Nie mogę uwierzyć, że mój synek zostanie ojcem. Ty wiesz, jaka to jest odpowiedzialność? Musisz się teraz opiekować Mają. W ogóle, jak ona się czuje?
-Dobrze. - odparłem krótko. - Już mnie ostrzegała, że będę musiał znosić jej humorki, bawić się w pieluchy...
-Ty wiesz w ogóle, co to znaczy być ojcem? - mama potrząsnęła mną lekko. - Biedna Maja. Będzie musiała się z tobą użerać jeszcze przez bardzo długi czas...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
I jak się podoba rozdział?
Wiecie, co Wam powiem? Właśnie przeczytałam rozdział na pewnym blogu i nadal nie mogę się otrząsnąć. Chyba jeszcze nigdy nic tak na mnie nie zadziałało... Aż zapomniałam, że mam wstawić rozdział ;D
Tak więc, jeśli ktoś z Was nie czytał jeszcze http://true-big-love-jb.blogspot.com/ , nakazuję Wam natychmiast wejść. Boże, nadal się trzęsę xD
Zapraszam na mojego aska. Uwielbiam czytać Wasze opinie i odpowiadać na Wasze pytania ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 41...

I w tym momencie wyciągnąłem z kieszeni pistolet, przykładając go do skroni. Nic już nie miało znaczenia. Uśmiechnąłem się lekko, a następnie ułożyłem palec na spuście.
-Jus - Justin co ty robisz...? - wydukała przerażona blondynka.
-Dziękuję ci, słoneczko, za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Za to, że mogłem się w tobie zakochać. Za to, że przy mnie byłaś i za to, że przy tobie przeżyłem najpiękniejsze chwile swojego życia. - na moich ustach gościł łagodny uśmiech, a z oczu wypływały gorzkie łzy.
-Justin, przestać! - krzyknęła, lecz do mnie nie docierało prawie nic. - Zostaw to! - spojrzała z przerażeniem na broń w mojej dłoni.
-Po co ja mam żyć, skoro ciebie nie będzie przy mnie...? - wydukałem przez łzy. - To ty jesteś moim życiem. Ja bez ciebie nie istnieję... - upadłem na kolana, mocniej dociskając broń do głowy.
-Justin, proszę cię! Nie możesz tego zrobić! - krzyknęła w desperacji, podchodząc parę kroków bliżej. - Odłóż ten pistolet! Pomyśl o swojej rodzinie!
-Kurwa! Dla mnie tylko ty się liczysz, nie rozumiesz!? - ułożyłem palec na spuście i zacząłem go powoli przyciskać, kiedy nagle poczułem jej usta na swoich. Objęła moją twarz dłońmi, klękając przede mną. Mocniej naparła na moje wargi, powoli wyjmując z mojej dłoni pistolet. Objąłem ramionami jej drobną talię, przyciągając ją bliżej. Czułem spływające po jej policzkach łzy, które starłem kciukami. Po paru chwilach oderwaliśmy się od siebie, spoglądając sobie głęboko w oczy.
-Po wszystkim? Już umarłem? Jestem w niebie? - szepnąłem, gładząc delikatnie jej policzki.
-Nie umarłeś, ty mój idioto... - odparła, uśmiechając się przez łzy. - Jesteś tutaj. Ze mną. I już zawsze będziesz. - dodała, wtulając się we mnie.
Poczułem, jak moje serce na nowo zaczyna bić. Ciepło rozeszło się po całym moim ciele, sprawiając, że znowu stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
-Tak cholernie cię przepraszam, Maja... - wyszeptałem, składając delikatne pocałunki na jej twarzyczce.
-Zapomnijmy o tym. - mruknęła. - Udowodniłeś, że na prawdę ci na mnie zależy.
-Zajebiście mocno. - poprawiłem, kolejny raz muskając jej usta.
Podnieśliśmy się powoli z pozycji klęczącej, w dalszym ciągu nie odrywając od siebie wzroku.
-Na prawdę byś to zrobił...? - spytała cicho, na co ja powoli skinąłem głową. - Na prawdę byś nam to zrobił...? - powiedziała, spuszczając głowę.
Ułożyłem rękę pod jej brodą, podnosząc ją tak, że patrzyła mi prosto w oczy.
-Maja, co masz na myśli, mówiąc "nam"...? - nie spuszczałem z niej wzroku, chcąc wyczytać nawet najdrobniejsze emocje dziewczyny.
-Ono cię potrzebuje... - mruknęła cicho, biorąc w swoje dłonie moją. Ułożyła ją na swoim brzuchu, a następnie spojrzała w moje oczy.
-T - to znaczy ż - że... - nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa, głaszcząc delikatnie jej brzuszek.
-Tak, Justin. - przerwała mi. - Będziesz musiał wstawać w nocy, kupować pieluchy, znosić nocne krzyki i tolerować moje zmiany nastrojów przez następne dziewięć miesięcy... - mruknęła niepewnie, jakby obawiając się mojej reakcji. - Później będziesz musiał zaprowadzać swoje dziecko do przedszkola, trzymając je za rączkę, a jeszcze później chodzić do szkoły na wywiadówki. Jeżeli będzie to dziewczynka, będziesz musiał pilnować wszystkich chłopaków, którzy będą kręcić się koło niej, a jeśli chłopiec, opowiadać do czego służą prezerwatywy. - mówiła dalej, z tą samą niepewnością w głosie.
-O Boże... - szepnąłem, czując, jak spod moich powiek po raz kolejny wypływają łzy. Tylko tym razem, słodkie łzy... - O Boże... - powtórzyłem, a na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech. - O Boże, nie mogę w to uwierzyć... - w tym momencie nie wytrzymałem. Rozpłakałem się, obejmując moją kruszynkę ramionami. Ułożyłem głowę w zagłębieniu jej szyi, a moim marzeniem było, aby nigdy w życiu już jej nie puścić...
-Cieszysz się...? - spytała nieśmiało.
-Czy się cieszę!? - mój głos przepełniony był niedowierzaniem. Objąłem jej twarz dłońmi, pocierając jej lekko zaczerwienione policzki kciukami. - Kurwa, głuptasie! Ja jestem w siódmym niebie! - ponownie wtuliłem ją w siebie, składając delikatny pocałunek na jej główce.
-Bałam się, że nie zaakceptujesz tego dziecka. - mruknęła cicho.
-Żartujesz sobie ze mnie!? - spojrzałem na nią z niedowierzaniem. - Majka, kocham ciebie i nasze dziecko! Jesteście dla mnie najważniejsi na świecie, rozumiesz? - ponownie objąłem jej twarzyczkę dłońmi, chcąc, aby zapamiętała to raz na zawsze.
Dziewczyna pokiwała głową, wtulając się w moje ciało.
-Kiedy się dowiedziałaś? - spytałem po chwili ciszy, całując ją w główkę.
-Trzy godziny temu. - mruknęła. - Siedziałam u Luke'a, kiedy nagle spojrzałam na kalendarz i zorientowałam się, że dzisiaj już dwudziesty.
-A co to ma wspólnego z... ciążą...? - podrapałem się po głowie, marszcząc lekko brwi.
-Justin, mogę cię o coś spytać? - oparła ręce na biodrach, a ja skinąłem głową. - Co miałeś z biologii? - zaśmiała się cicho, unosząc brwi.
-Dwójkę... - wyszczerzyłem się do niej.
-Właśnie widzę... - mruknęła, kręcąc z rozbawieniem głową. Ponownie wtuliłem ją w swoje ciało, głaszcząc delikatnie po plecach.
-I co dalej, bo nadal nie do końca rozumiem. - zachichotałem cicho, na co blondynka jedynie westchnęła.
-Powinnam dostać okres tydzień temu. - powiedziała, a ja dopiero teraz zrozumiałem, o co chodzi. Nagle dziewczyna odsunęła się ode mnie, patrząc na mnie podejrzliwie. - Wiesz, co to jest okres, prawda...? - spytała, marszcząc brwi.
-Miałem dwójkę, a nie jedynkę, skarbie... - zaśmiałem się cicho. - Coś tam jeszcze pamiętam. A zwłaszcza to, żeby nie chodzić na biologię między dziesiątym, a siedemnastym każdego miesiąca...
-A to dlaczego? - Maja założyła ręce na piersi, przyglądając mi się uważnie.
-Bo ta idiotka miała zły humor, kiedy miała okres i zawsze wstawiała nam...
Przerwał mi nagły wybuch śmiechu mojego aniołka.
-Nie wiesz, co się dzieje, kiedy kobieta zachodzi w ciąże, ale wiesz, kiedy nauczycielka miała okres, tak? - zachichotała cicho.
-Tak jakoś wyszło... - zrobiłem minę niewiniątka, ponownie ją w siebie wtulając.
-Jesteś niemożliwy, Justin... - mruknęła, obejmując mnie w pasie.
-Ale nadal nie dowiedziałem się, co dalej. - przypomniałem, bawiąc się jej blond włosami.
-Wybiegłam z domu Luke'a, a następnie poszłam do apteki, żeby kupić test ciążowy. - wzruszyła lekko ramionami, a ja przysłuchiwałem się każdemu słowu. - Tak swoją drogą, te panie z apteki patrzyły na mnie, jakbym była z innej planety i kilka razy pytały się czy na pewno po to przyszłam, a kiedy zapewniałam je, że tak, zaczęły gratulować mojej mamie, cały czas patrząc na mnie podejrzliwie. - parsknąłem śmiechem. - Kiedy ja nie odezwałam się ani słowem, pytały, dla kogo jest ten test, no więc ja powiedziałam, że dla mnie. A wtedy zaczął się horror... - mruknęła, przeczesując włosy. - Kochanie, ile ty masz lat, żeby w ciążę zachodzić. Tobie się chyba coś w główce poprzestawiało. Ty sama jesteś jeszcze dzieckiem. Powinnaś się jeszcze lalkami bawić, a nie wskakiwać do łóżka jakiemuś facetowi. W końcu się wkurzyłam, wyrwałam jej z ręki ten test, zostawiłam kasę i wyszłam. - zakończyła z miną pięcioletniej dziewczynki. - Ja rozumiem, że wyglądam, jakbym miała trzynaście lat, no ale bez przesady. To moja sprawa, z kim chodzę do łóżka... - założyła ręce na piersi.
-To ja jestem tym szczęściarzem. - wypiąłem się dumnie, za co oberwałem lekko w ramię. - Ale, kurwa... Nadal nie mogę uwierzyć w to, że zostanę ojcem.
-Tu masz dowód, Justin. - zaśmiała się cicho, a następnie wyciągnęła z tylnej kieszeni spodenek test ciążowy.
Spojrzałem na, widoczne na nim, dwie kreski, a w moich oczach kolejny raz pojawiły się łzy.
-Kurwa, dzisiaj wypłakałem więcej łez niż w ciągu całego swojego życia... - mruknąłem, pociągając nosem. - Co ty ze mną robisz, kochanie.
-Zmieniam cię, skarbie... - szepnęła, a następnie stanęła na palcach i, zarzucając mi ręce na szyję, złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku. Wsunęła swój język do moich ust, po chwili ocierając się o mój. Ułożyłem dłonie na jej tyłku, ściskając go lekko, przez co z ust Mai wydobył się cichy jęk. Blondynka zacisnęła piąstki na mojej koszulce, jeszcze bardziej się do mnie przybliżając.
-Wiesz, że zasługujesz na karę...? - szepnęła uwodzicielsko, przez co moje mięśnie momentalnie się spięły.
-Od ciebie mogę dostać każdą karę, laleczko... - odparłem z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
-Na pewno...? - zawiesiła mi ręce na szyi, po czym zatrzepotała słodko rzęsami.
-Zdecydowanie. - mruknąłem szybko.
I w tym momencie blondynka odepchnęła mnie od siebie, sprawiając, że z głośnym pluskiem wpadłem do wody. Wypłynąłem po chwili, nadal będąc w kompletnym szoku. Spojrzałem na uśmiechającą się słodko dziewczynę, przez co pokręciłem z rozbawieniem głową. Chwilę później Maja wskoczyła do wody, odrzucając do tyłu swoje mokre włosy.
-Wiesz, jak cholernie seksownie teraz wyglądasz, kicia? - przygryzłem dolną wargę, zbliżając się do dziewczyny.
-I co w związku z tym...? - kolejny raz zatrzepotała rzęsami.
-To, że mam na ciebie cholerną ochotę... - odparłem, układając dłonie na jej biodrach. Przysunąłem ją do siebie maksymalnie blisko. Tak blisko, że czułem jej ciało dociśnięte do swojego krocza. Złączyłem nasze usta, wsuwając dłonie pod koszulkę dziewczyny. Chwilę później podniosłem jej ciało na wysokość swojego pasa, a dziewczyna oplątała mnie dookoła nogami. Nasze usta poruszały się w idealnej synchronizacji. Moje dłonie sunęły przez jej odkryte uda aż do idealnego tyłeczka. Maja wplątała palce w moje włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki. Jej dłonie dotykały moich mięśni, widocznych przez mokrą koszulkę. Czułem jej krocze dociśnięte do swojego przyrodzenia, przez co jęknąłem cicho w usta dziewczyny.
Na prawdę miałem wrażenie, że jestem w niebie. Nic innego nie miało dla mnie znaczenia. I chociaż mało brakowało, a popełniłbym dzisiaj samobójstwo, muszę przyznać, że jest to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Miłość mojego życia wybaczyła mi to, jak cholernie ją potraktowałem, a na dodatek dowiedziałem się, że zostanę ojcem...
Nagle Maja wyplątała się z moich objęć, zeskakując do wody, a następnie wybiegła na brzeg, otrzepując mokre włosy.
-Gdzie się wybierasz, kochanie? - zawołałem, przyglądając się, jak przesyła mi buziaka. - Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz... - mruknąłem, a następnie wybiegłem za nią z wody. - Nigdzie cię nie puszczę. - mruknąłem. Blondynka pisnęła głośno, kiedy złapałem ją od tyłu w pasie. - Nigdy... - dodałem, a następnie kolejny raz złączyłem nasze spragnione usta. Ułożyłem ją na masce samochodu, opierając się na jednym łokciu za jej głową. Drugą rękę położyłem na jej biodrze, napierając swoim ciałem na jej. Majka objęła dłońmi moją twarz, pogłębiając pocałunek. Wsunąłem dłonie pod jej koszulkę, unosząc ją powoli. Dziewczyna rozłączyła na chwile nasze usta, pozwalając mi ściągnąć z niej górną część garderoby. Ułożyłem dłonie pod jej pleckami, składając delikatne pocałunki na dekolcie blondynki.
W tym momencie do naszych uszu doszły głośne gwizdy. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie, spoglądając w stronę źródła dźwięku. Na leśnej drodze pojawiło się kilku chłopaków w moim wieku.
-Stary, jak skończysz, to daj znać! - rzucił jeden z nich, po czym cała czwórka parsknęła śmiechem. - Też chętnie bym się z nią zabawił!
Poczułem, jak krew w moich żyłach zaczyna płynąć szybciej. Zacisnąłem pięści, starając się uspokoić. Policzyłem w myślach do dziesięciu, lecz i to nic nie dało.
-Justin, odpuść... - powiedziała cicho blondynka, widząc moje zdenerwowanie.
-Ej, laleczko! Ile bierzesz za godzinę? - krzyknął drugi, doprowadzając mnie na granicę wytrzymałości. Nie chciałem jednak stracić nad sobą kontroli. Nie chciałem ponownie wystraszyć Mai...
-Podobno seks z taką gówniarą jest najlepszy! Niedługo się o tym przekonamy! - krzyknął inny, a ja już przygotowywałem się, żeby się na niego rzucić.
-Przygotuj się, maleńka! Będziesz dzisiaj miała wielu klientów! - i tym przegiął.
Szybkim krokiem udałem się w stronę tych debili, szukając wzrokiem tego, który wypowiedział ostatnie słowa.
-Chcesz sobie znaleźć dziwkę na parę godzin, to idź do burdelu. - warknąłem, a następnie uderzyłem kolesia z pięści w nos. Ponownie zbliżyłem się do niego, tym razem uderzając w brzuch.
-Nie denerwuj się, koleś. Poczekam aż skończysz. - zaśmiał się, wycierając krew z nosa.
Uderzyłem go w szczękę, czując, jak zupełnie tracę nad sobą kontrolę.
-Nigdy... - jedno uderzenie. - Nie mów tak... - drugie uderzenie. - O mojej... - trzecie uderzenie. - Dziewczynie... - kopnięcie z kolana w brzuch.
Chłopak upadł na ziemię, a mój wzrok padł na resztę chłopaków, którzy nawet nie zwrócili uwagi na to, że pobiłem ich kumpla. Obserwowali blondynkę, czym jeszcze bardziej podnieśli mi ciśnienie. Złapałem pierwszego z brzegu za koszulkę, kopiąc ko kolanem w brzuch.
-Ktoś was, kurwa, nauczy szacunku. - warknąłem, powtarzając czynność kilkukrotnie.
-Uspokój się. My tylko chcemy po bzykać najlepszą laskę na świecie.
Moja złość osiągnęła punkt kulminacyjny. Ostatni raz kopnąłem drugiego z chłopaków, a następnie zająłem się pozostałą dwójką, którzy starali się odciągnąć mnie od swojego kumpla. Chwilę później sięgnąłem po pistolet do tylnej kieszeni spodni. Oczy tych idiotów rozszerzyły się lekko, kiedy mierzyłem w nich bronią.
Nagle poczułem malutką dłoń na swoim ramieniu. Maja sunęła delikatnie po mojej skórze, uspokajając mnie.
-Mogę...? - spytała cicho, wskazując na broń.
Bez słowa opuściłem pistolet, kierując go powoli do otwartej dłoni dziewczyny.
-Dziękuję. - mruknęła. - A teraz chodź. Nie ma co zaczynać z idiotami. - dodała, starając się odciągnąć mnie od frajerów.
-Lepiej stąd spierdalaj. - warknąłem do pierwszego. - Bo nie będę taki miły.
Odszedłem z Mają w kierunku samochodu, obserwując kątem oka, jak ci kolesie znikają z naszego pola widzenia.
-Justin, do cholery! Czy ja mam cię nauczyć, jak panować nad swoimi nerwami!? I ja i ty dobrze wiemy, że kretyn zawsze pozostanie kretynem. Nie ma co zaczynać z takimi.
-Wkurwił mnie. - warknąłem. - Nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny.
-Dziękuję ci za to, że mnie bronisz i doceniam to, co robisz, ale nie możesz każdemu wymachiwać przed nosem bronią! To nie na tym polega! Musisz się nauczyć nad sobą panować!
-Ale...
-Nie przerywaj mi, Justin. - uderzyła leciutko w moją klatkę piersiową. - Nie możesz bić każdego człowieka, który krzywo na ciebie spojrzy. Kontrolowanie samego siebie jest na równi z kupowaniem pieluch. Justin, ty za dziewięć miesięcy zostaniesz ojcem! Musisz stać się chociaż trochę bardziej ODPOWIEDZIALNY. - poklepała mnie po klatce piersiowej. - Będziesz szedł ze swoją córeczką na spacer, jakiś facet się na nią spojrzy, a ty od razu rzucisz się na niego, twierdząc, że to pedofil! - wyrzuciła ręce w powietrze, na co z moich ust uciekł cichy chichot. - Zrozum, ja i ono... - ułożyła moją rękę na swoim brzuszku. - Nie chcemy cię później odwiedzać w więzieniu, rozumiesz...? - objęła moją twarz dłońmi, muskając delikatnie moje usta. Z Austinem też się dzisiaj pobiłeś. Musisz go przeprosić. I Abby... - powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.
-Abby już przeprosiłem. Nawet nie wiedziałem, że ją uderzyłem. Nie pamiętam nic z tego co się sta... - nagle zaciąłem się, przypominając sobie słowa blondynki. - Pobiłem się z Austinem...?
-Tak, Justin. - odparła, patrząc na mnie łagodnie. Nagle jej wzrok wylądował na moich poharatanych nadgarstkach. - O Boże... - szepnęła, a ja zauważyłem, jak pod jej powiekami zbierają się łzy. - Abby miała rację... - przyłożyła delikatnie opuszki swoich palców do moich rozcięć, sunąc po nich ostrożnie. - Jak mogłeś to sobie zrobić...? - spytała, podnosząc moją brodę. - Jak mogłeś!? - podniosła lekko głos.
-Maja, spokojnie. To mnie nie boli, ani nie bolało. - mruknąłem, głaszcząc ją delikatnie po policzku. - Zapomnijmy o tym. Od tej pory będzie już wszystko dobrze, kotuś. - uśmiechnąłem się do niej łagodnie. - A teraz byłbym na prawdę wdzięczny, gdybyś oddała mi pistolet. - zaśmiałem się nerwowo, spoglądając na broń w ręce szatynki. - Mam wrażenie, że zaraz zrobisz sobie tym krzywdę... - założyłem ręce na piersi, opierając się o maskę samochodu.
Dziewczyna z głośnym westchnieniem oddała mi moją własność, wkładając dłonie do tylnych kieszeni swoich spodenek.
-Ale masz pamiętać o tym, o czym ci mówiłam. - spojrzała na mnie sceptycznie. - Zrobiłeś dzieciaka, to teraz będziesz się nim zajmował...
-Z wielką chęcią, mamusiu... - wyszczerzyłem się do niej, na co blondynka przewróciła z rozbawieniem oczami.
-A teraz wydaje mi się, że musimy coś dokończyć. - mruknęła z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, a następnie podeszła do mnie i, łapiąc mnie za koszulkę, wpiła się w moje usta. Ułożyłem dłonie na jej zajebistym tyłku, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.
-Proponuje, żebyśmy przenieśli się z tym w bardziej ustronne miejsce, bo znowu stracę nad sobą kontrolę. - mruknąłem w jej usta.
Otworzyłem tylne drzwi od swojego samochodu, wpuszczając Maję do środka, a następnie wsiadłem za nią, zamykając za nami drzwi.
-Teraz jest dobrze. - mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, po czym ułożyłem dłonie na bioderkach blondynki, przyciągając ją do siebie tak, że usiadła okrakiem na moim kroczu. Mój wzrok automatycznie zjechał na jej piersi, osłonięte jedynie skąpym, koronkowym stanikiem.
-Stęskniłem się za tobą. - wychrypiałem cicho, sunąc delikatnie po jej odkrytym ramieniu. - Cholernie się za tobą stęskniłem. - poprawiłem, po czym rozbiłem swoje wargi o jej.
Dziewczyna przysunęła się jeszcze bliżej, tym samym ocierając się o moje, i tak już nabrzmiałe, przyrodzenie. Maja powoli zjechała dłońmi do krańców mojej koszulki. Uniosłem ręce, pozwalając jej zdjąć z siebie część garderoby. Odrzuciła ją na siedzenie pasażera, układając swoje malutkie dłonie na mojej klatce piersiowej. Nie przerywając pocałunku, kreśliła niewidzialne wzorki wokół moich tatuaży. Objąłem ramionami jej drobną talię, gładząc delikatnie po pleckach.
-Justin... - wydyszała w przerwie pocałunku. - Zrobisz coś dla mnie? - spytała, przygryzając dolną wargę.
-Dla ciebie wszystko. - odparłem, sunąc dłońmi po jej nagiej skórze.
-Kochaj się ze mną. - powiedziała, patrząc mi głęboko w oczy.
-Na pewno tego chcesz, skarbie? - upewniłem się, nie chcąc robić nic na siłę.
-Tak, Justin... - mruknęła, a następnie powoli i delikatnie złączyła nasze wargi.
Ułożyłem jej drobniutkie ciało na fotelach, zawisając nad nią. Zacząłem składać pocałunki na jej szyi, dekolcie i, częściowo odsłoniętych, piersiach. Maja wplątała palce w moje włosy, przeczesując je powoli.
-Tak cholernie cię kocham... - mruknąłem cicho, zjeżdżając dłońmi do zapięcia jej spodenek. Odpiąłem guzik, a następnie rozpiąłem rozporek, zsuwając z blondynki kolejną część garderoby. Odrzuciłem spodenki na podłogę, składając delikatne pocałunki na udach blondynki. Sunąc ustami po jej brzuchu, do głowy napłynął mi pewien bardzo ważny szczegół.
-Witam... - mruknąłem, całując jej brzuszek. - My się chyba jeszcze nie znamy. - uśmiechnąłem się lekko. - Tatuś jestem...
Usłyszałem, jak z ust blondynki wydobył się cichy chichot. Wsunąłem ręce pod zapięcie jej stanika, odpinając go powoli. Ściągnąłem z jej ramion górną część bielizny, odrzucając ją do tyłu. Popatrzyłem z uwielbieniem na jej pełne piersi, a następnie zacząłem składać na nich słodkie pocałunki.
-Justin... - jęknęła cicho dziewczyna, czym wywołała u mnie triumfalny uśmiech. Jednak parę chwil później poczułem, że nie jestem już górą, kiedy jej delikatne dłonie zjechały po mojej klatce piersiowej, podbrzuszu, aż do paska od spodni. Odpięła go i zrzuciła na podłogę, biorąc się za odpinanie guzika i rozporka. Już po chwili zsunęła ze mnie spodnie, w czym chętnie jej pomogłem. Tak, jak reszta naszych ubrań, wylądowały one na podłodze. Zahaczyłem palce na dolnej części jej bielizny, zsuwając z niej ubranie. Już po chwili moja księżniczka leżała pode mną całkowicie naga.
-Justin, masz gumki, prawda? - spytała cicho, pocierając delikatnie mojego członka przez bokserki.
-Kurwa, słonko... - wyjęczałem, czując, jak całe moje ciało ogarnia podniecenie. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa... - wydyszałem.
-To masz czy nie...? - jej ton głosu brzmiał bardzo kusząco. - Bo wiesz, nie ma gumek, nie ma seksu. - mruknęła cicho, dalej sunąc opuszkami palców po moim przyrodzeniu.
Byłem pewien, że robiła mi to specjalnie, lecz nie narzekałem, ponieważ dzięki temu, kolejny raz czułem się jak w niebie.
Lekko drżącą z podniecenia rękę sięgnąłem po paczkę prezerwatyw, schowaną w schowku. Otworzyłem ją i wyjąłem ze środka  opakowanie z jedną gumką. Zsunąłem z siebie bokserki, a następnie rozerwałem małą paczuszkę, zakładając prezerwatywę na swojego penisa.
-Gotowa...? - szepnąłem mojemu aniołkowi do ucha.
-Jak nigdy. - odparła pewnie, uśmiechając się delikatnie.
Wszedłem w nią ostrożnie, nie chcąc sprawić jej bólu. Już dość się przeze mnie nacierpiała...
Poczułem nagłą falę podniecenia, przechodzącą przez całe moje ciało. Z ust Mai wydobył się głośny jęk, kiedy zacząłem poruszać swoimi biodrami.
-Justin... - wyjęczała, dostosowując się do mojego tępa.
Jęcząc cicho, przyspieszyłem swoje ruchy, chcąc sprawić nam jak najwięcej przyjemności. Ułożyłem dłonie pod pleckami dziewczyny, po czym schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi, dysząc jej ciężko do ucha.
-Boże, Maja... - wyjęczałem, posuwając ją coraz szybciej i coraz mocniej.
-Justin! - piszczała, wijąc się pode mną.
-Krzycz moje imię, skarbie. Tutaj nikt cię nie usłyszy. - wysapałem, czując, jak podniecenie rozrywa mnie od środka. - Pokaż, jak ci się podoba...
Dziewczyna dalej krzyczała i piszczała, wbijając mi paznokcie w plecy.
-Jesteś taka piękna, kochanie. Jest mi tak dobrze... - wydyszałem, czując, że oboje zbliżamy się do końca.
-Justin, szybciej! Błagam! - pisnęła, unosząc się lekko.
-Kurwa, dla ciebie wszystko, kochanie... - warknąłem, przyspieszając swoje ruchy do maksimum.
Wystarczyło parę mocnych pchnięć, żeby doprowadzić nas na szczyt. Doszliśmy w tym samym momencie, jęcząc głośno.
-Justin! - pisnęła, unosząc lekko swoje biodra.
-Ja pierdole, Maja... - wychrypiałem prosto do jej ucha.
Jeszcze przez chwilę staraliśmy się unormować nasze ciężkie oddechy. Po jakimś czasie wyszedłem z niej delikatnie, a następnie ściągnąłem prezerwatywę ze swojego członka i wyrzuciłem ją przez okno.
-O kurwa. - zakląłem pod nosem, opadając ostrożnie na jej kruche ciało, zważając na to, że zaraz pode mną znajdowało się nasze, nienarodzone jeszcze, dziecko. - Zaraz chyba zwariuję... - mruknąłem, wtulając się w nią.
-To nie wariuj, Justin, bo mam ochotę na kolejną rundę... - przygryzła kusząco dolną wargę, przez co mój członek na nowo zesztywniał.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, księżniczko...  - powiedziałem, uśmiechając się łobuzersko...
***
Chłopak obudził się w nocy, czując na sobie drobne ciałko dziewczyny, którą kochał ponad własne życie. Pogładził ją delikatnie po włosach, całując w główkę. Jego sercem zawładnęło niesamowite uczucie. Jakby poczuł, że ma dwa serce. W jednym znajduje się jego miłość do blondynki, a w drugim, miłość do nienarodzonego jeszcze dziecka. Dziecka, które stworzył razem z najważniejszą dla niego dziewczyną na świecie.
Ostrożnie wyswobodził się z objęć blondynki, a następnie, w samych bokserkach, wyszedł z samochodu. Z uśmiechem na ustach udał się w stronę pomostu. Usiadł na jego brzegu z głową przepełnioną myślami. Czuł się najszczęśliwszym człowiekiem i był pewien, że nikt nie odbierze mu tego szczęścia.
Jednak były rzeczy, których nikt nie mógł przewidzieć. Coś, czego nie wyobrażaliby sobie nawet w najgorszych snach. Coś, co miało zdarzyć się niebawem...
W tym samym czasie blondynka uniosła ciężkie powieki. Zorientowawszy się, że chłopaka nie ma obok niej, otworzyła po cichu drzwi, wysiadając z samochodu. Rozejrzała się po polanie, oświetlonej jedynie słabym światłem księżyca, dostrzegając chłopaka, siedzącego nad brzegiem rzeki. Z delikatnym uśmiechem na ustach skierowała się w stronę pomostu. Weszła na niego po cichu, zbliżając się do szatyna. Kiedy była już wystarczająco blisko, objęła chłopaka od tyłu, całując go w policzek.
-Hej, kochanie... - powiedział cicho, a po jego sercu rozlało się przyjemne ciepło.
Dziewczyna usiadła obok niego, a szatyn objął ją ramieniem, przytulając do siebie. Maja ułożyła głowę na jego ramieniu, obejmując swojego chłopaka w pasie. Nic nie mówiąc, wpatrywali się w księżyc. Oboje pogrążeni byli we własnych myślach, które sprowadzały się do tego samego. Oni, ich wspólna przyszłość, ich dziecko...
-Na prawdę się cieszysz...? - spytała cicho blondynka. Nie musiała mówić, o czym myśli, ponieważ chłopak doskonale wiedział.
-Kochanie, sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. - spojrzał jej prosto w oczy. - To dzięki tobie tu jestem. Kocham ciebie i tego naszego dzieciaka... - zaśmiał się cicho, układając rękę na jej brzuchu.
-Ale wiesz, że to ty będziesz musiał powiedzieć mojej mamie, że zostanie babcią? - spojrzała na niego znacząco. - Przecież ona mnie zabije jak się dowie... - blondynka przeczesała swoje długie włosy.
-Będzie dobrze, słoneczko. Najważniejsze jest to, że się kochamy. Nic innego nie ma znaczenia. - Pocałował ją w główkę, głaszcząc po pleckach. - A teraz chodź, bo widzę, że marzniesz.
Wstali i razem zeszli z pomostu, udając się z powrotem do samochodu chłopaka. Otworzył przed nią tylne drzwi, a następnie sam wsiadł do środka.Kiedy tylko zajął miejsce na fotelach, dziewczyna ułożyła się między jego nogami, układając główkę na klatce piersiowej chłopaka.
-Śpij, aniołku. Niech ci się przyśnią same tęcze, kwiatki i serduszka... -szepnął jej do ucha, na co dziewczyna zaśmiała się cicho.
-Już wiem, kto będzie opowiadał dziecku bajki na dobranoc. - mruknęła, a następnie wtuliła się w tors szatyna, zasypiając.
Justin jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w miłość swojego życia. Przyłożył jej dłonie do swoich ust, zauważając, że było jej zimno. Sięgnął po koc, leżący z tyłu, a następnie okrył nim blondynkę. Podniósł z podłogi spodnie, w których była jego komórka, a następnie wyjął ją z kieszeni, odblokowując.
"Kulka w łeb, dziki seks na zgodę w samochodzie i żyli razem długo i szczęśliwie..."
Wysłał wiadomość do Chrisa, po czym odłożył komórką na fotel, odpływając w krainę snów.
***Oczami Mai***
Obudziłam się rano, czując promienie słoneczne na swojej twarzy. Przeciągnęłam się, ziewając cicho. Spojrzałam na szatyna, który w dalszym ciągu smacznie spał. Uśmiechnęłam się lekko, odrzucając do tyłu grzywkę, opadającą na jego czoło.
Nagle w samochodzie rozniósł się dźwięk przychodzącego sms'a. Spojrzałam najpierw na Justina, który nie zareagował w żaden sposób, a następnie na jego komórkę, leżącą obok. Wzięłam ją do ręki i odblokowałam, widząc na ekranie nową wiadomość od Chrisa. Weszłam w nią, a moim oczom od razu ukazał się sms, którego Justin wysłał do chłopaka wczoraj w nocy.
Szczęka opadła mi na ziemię, kiedy zobaczyłam tę bezpośredniość w jego słowach.
Dziki seks na zgodę...
Pokręciłam lekko głową, przeczesując palcami włosy. Postanowiłam zemścić się na Justinie, więc odczytałam wiadomość od Chrisa.
"Cała noc z Mają w ciasnym samochodzie. Kurwa, marzenie..."
Złapałam się za głowę, rozszerzając oczy. Czy oni nie mogą pisać choćby o pogodzie? Na prawdę muszą się wymieniać swoimi przeżyciami seksualnymi...?
"Jesteś tego taki pewien...?"
Wystukałam na klawiaturze kolejnego sms'a i, nie mówiąc Chrisowi, że pisze ze mną, wysłałam wiadomość.
Po kilkunastu sekundach przyszła odpowiedź...
"No oczywiście, stary. Jest cholernie gorąca. Wystarczy na nią spojrzeć, a człowiekowi staje. Chętnie spędziłbym z nią noc w tym samochodzie..."
Pokręciłam ze śmiechem, jak i z niedowierzaniem głową, zerkając na śpiącego Justina.
-Czas się zemścić, kochanie... - szepnęłam, a następnie, z diabelskim uśmieszkiem na ustach, napisałam kolejnego sms'a.
"Chris, a ze mną nie chciałbyś spędzić nocy? Na mój widok ci nie staje? Czuję się zazdrosny..."
Nacisnęłam "wyślij" i, tłumiąc śmiech, czekałam na reakcję Chrisa.
"Stary... czy ty się dobrze czujesz? Upał ci zaszkodził, Majka cię w nocy wykończyła czy znowu się czegoś naćpałeś...?"
Z trudem tłumiłam śmiech, lecz postanowiłam grać w to dalej.
"Chris, ja już dawno chciałem ci to powiedzieć, tylko nie miałem odwagi..."
Poczekałam chwilę, aż przyszedł kolejny sms.
"Dobra, Bieber. Skończ, bo zaczynam się ciebie bać. Jak chcesz, to ja ci nawet wolne dam, tylko błagam, nie mów mi, że stałeś się gejem."
Z moich oczu poleciały łzy, oczywiście przez nadmiar śmiechu.
"Kurwa! To jest silniejsze ode mnie! Nie potrafię nad tym zapanować! Myślałem, że jak zacznę chodzić z Majką, to wszystko minie. A teraz jest jeszcze gorzej! Chris, ja cię kocham! Nie odrzucaj mnie, proszę! Daj nam szansę! To się może udać! Będziemy razem szczęśliwi! Zobaczysz!“
Kliknęłam wyślij, zastanawiając się czy Chris odpowie na tego sms'a czy może raczej zapisze Justina do psychologa.
"Ja pierdole! Tobie się w mózgu poprzewracało! Wrażeń łóżkowych szukasz, czy co? Boże, Bieber. Opanuj się!"
Prawie pękałam ze śmiechu, wyobrażając sobie minę Chrisa.
"Wierzę, że nam się uda! Kocham Cię i chcę być z tobą! Wiem, że czujesz to samo! Dlatego musisz dać nam szansę. Cholernie mnie pociągasz i wiem, że ja ciebie też! Jestem pewien, że byłoby nam zajebiście w łóżku!"
-O nie, kochanieńka, teraz przesadziłaś. - prawie zawału dostałam, kiedy usłyszałam za sobą głos Justina. - Będzie nam zajebiście w łóżeczku. Tego jestem pewien. - ułożył moje nadgarstki nad głowę, siadając na mnie okrakiem. - Tylko kiedy to pisałaś, zapomniałaś chyba, że jesteś w samej bieliźnie, a ja jestem napalonym skurwielem. - mruknął cicho.
-Justin ja... - starałam się wytłumaczyć, lecz nie dał mi dokończyć, przez usta, które rozbił na moich.
-Nie tłumacz się, maleńka. - rzucił z rozbawieniem, a ja odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że nie jest na mnie zły. - Po prostu osobiście będziesz musiała to wszystko wytłumaczyć Chrisowi...
Już sięgałam po telefon, żeby do niego napisać, kiedy Justin wyrwał mi komórkę z ręki.
-Nie, nie, kochanie. Twarzą w twarz. Przy całym gangu...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~* 
Hejka Kochani ;-*
Boże! Ja zawału DZIĘKI WAM prawie dostałam!
31 komentarzy!? Przecież to jest jakiś piękny sen, a nie rzeczywistość...
Dziękuję Wam za to z całego serduszka ;-*
Jezu... Cały wczorajszy dzień spędziłam na płakaniu. Może i za bardzo się przejmuję, ale tak strasznie martwię się o tego Naszego Justinka... Co on sobie robi...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Pytajcie o co chcecie ;) 
  ask.fm/Paulaaa962 
Kocham Was i do następnego ;-* 
Ps. Jeśli myślicie, że w opowiadaniu dramat się skończył, jesteście w wielkim błędzie...

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 40

***Oczami Justina***
Musiało minąć dobre parę minut, kiedy chłopakom udało się wreszcie rozdzielić mnie i Austina.
-Jebany idiota, kurwa. - warknął pod nosem brunet, jednak tak, żebym mógł go usłyszeć.
-Co powiedziałeś, debilu? - ponownie zacząłem wyrywać się z uścisku Chrisa.
-Prawdę. Ktoś ci musiał to wreszcie uświadomić. - Austin, tak samo, jak ja, starał się wyrwać Mike'owi.
Mocniej odepchnąłem od siebie Chrisa, podchodząc do Austina. Zacisnąłem ręce na jego koszulce, w tym samym czasie, kiedy on zdołał wyszarpać się chłopakowi.
-Przestańcie! Stop! - krzyknęła Abby, podchodząc do nas, jednak zanim zdążyła zbliżyć się na niebezpieczną odległość, Chris objął ją w talii, odsuwając parę metrów do tyłu. - Przecież oni się tu pozabijają! - pisnęła, wyrzucając ręce w powietrze.
Chłopaki kolejny raz odciągnęli nas od siebie i w tym samym momencie na korytarzu rozległ się odgłos kroków.
-Co tu się, do jasnej cholery, dzieje? - krzyknęła pani dyrektor, przepychając się przez tłum uczniów. - O nie! Nie dość, że były z wami problemy, kiedy chodziliście do tej szkoły, to jeszcze teraz przychodzicie tu i urządzacie sobie bójki! To jest szkoła, a nie podwórko! - wyrzuciła ręce w powietrze.
Austin wytarł koszulką krew z twarzy, a następnie podszedł do Abby.
-Szukam Mai. Wiecie, gdzie ona jest? - w tym momencie wśród uczniów rozległ się szmer rozmów.
Spojrzałem na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą klęczała przede mną, lecz zastałem jedynie pustą podłogę. Ani śladu po dziewczynie.
-Jeszcze przed chwilą tu była. - powiedziała Abby, rozglądając się w poszukiwaniu blondynki.
Ja natomiast, potrącając po drodze paru uczniów, udałem się do wyjścia ze szkoły. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyjąłem jednego, podpalając jego koniec zapaliczką. Wsadziłem papierosa między wargi, zaciągając się nim mocno, po chwili wypuściłem dym z ust.
-Kurwa, czy ciebie kompletnie pojebało!? - usłyszałem za plecami głos Chrisa.
-Może... - mruknąłem, ponownie zaciągając się dymem.
-Potraktowałeś ją gorzej niż psa! Jak szmatę, jak kurwę, która nic dla ciebie nie znaczy, a obydwoje wiemy, że to nie prawda! - podszedł do mnie i zacisnął pięści na mojej koszulce. - A wiesz, dlaczego to zrobiłeś? - uniósł pytająco brwi. - Bo kochasz ją jeszcze mocniej! Ty zwariowałeś, koleś! Bez niej całkiem cię już popieprzyło! Tylko ona potrafiła cię uspokoić! A teraz tak po prostu pozwalasz na to, żeby najważniejsza osoba w twoim życiu odeszła! Uwierz mi, że gdyby Majka mnie kochała tak, jak ciebie, nie opuściłbym jej na krok! Byłbym z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę! A przede wszystkim, miałbym do niej bezgraniczne zaufanie! Wystarczy na nią spojrzeć! Kurwa, to jest anioł w ludzkiej postaci, a nie dziwka, która puszcza się z pierwszym lepszym facetem! - kolejny raz mną potrząsnął.
-Ja pierdole! Ja już tego nie wytrzymuję! Chciałem, żeby poczuła się tak, jak ja! Żeby ona też cierpiała za to, co mi zrobiła! - krzyknąłem, czując gromadzące się w moich oczach łzy.
-Jesteś największym idiotą na świecie, wiesz? A teraz zabieraj stąd swoją dupę. Jedziemy do mnie. A kiedy wytrzeźwiejesz, przejedziemy się do tego twojego kuzyna... - Chris podał mi rękę. Wstałem z murku, rzucając na ziemię papierosa. Przydeptałem go butem, a następnie udałem się za blondynem...
***Oczami Mai***
Nie zważając na ludzi, posyłających mi dziwne spojrzenia, dobiegłam do parku. O tej porze nie było tam prawie nikogo, więc w spokoju mogłam się wypłakać. Moje oczy napuchnięte były od łez, a serce rozbite na miliardy maleńkich kawałeczków. Nie wierzyłam, że to wszystko prawda. Nie chciałam w to uwierzyć, chociaż wiedziałam, że będę musiała.
Usiadłam na jednej z ławek, schowanej w cieniu wysokiego drzewa. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, układając na nich głowę.
Chciałam zniknąć. Zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć. Nie chciałam odczuwać tego bólu, który zawładnął całym moim ciałem i duszą. Przez te wszystkie słowa Justina, uwierzyłam mu. Na prawdę poczułam się, jak szmata, kurwa, dziwka. Na prawdę poczułam, że to wszystko jest moją winą, że sobie na to zasłużyłam.
Z jednej strony chciałam być sama, ze sobą, ze swoimi problemami, ze swoimi łzami. Jednak z drugiej strony, miałam ochotę najnormalniej w świecie przytulić się do kogoś, dla kogo jestem ważna. Chciałam poczuć się bezpiecznie.
I w tym momencie mój wzrok spotkał postać dobrze zbudowanego chłopaka. Kiedy tylko się odwrócił i spojrzał na mnie, od razu wiedziałam, co zrobić. Zerwałam się z ławki i pobiegłam w jego kierunku, żeby chwilę później wpaść w jego ramiona. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, ponownie wybuchając płaczem.
-Maleńka, co się dzieje? - spytał Luke, gładząc mnie po plecach. Ja jednak nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Z moich oczu cały czas wpływały gorzkie łzy.
Chłopak pociągnął mnie lekko w stronę ławki. Usiadł na niej, a następnie posadził mnie na swoich kolanach. Objął ramionami moją drobną talię, a ja wtuliłam się w niego, chowając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka.
Tego właśnie potrzebowałam. Przytulić się do kogoś, wypłakać.
-Kochanie, co się stało? Kto ci to zrobił? Powiedz, a zabiję skurwiela. - powiedział z niesamowitym opanowaniem w głosie.
Mocniej wtulił mnie w swoje ciało, składając delikatne pocałunki na moim odkrytym ramieniu.
-Nie płacz, proszę cię... - mruknął, starając się mnie uspokoić.
-Justin... - wychlipałam. - Potraktował mnie jak zwykłą dziwkę... - wydusiłam z siebie.
-Justin!? - wytrzeszczył oczy, nie mogąc uwierzyć w moje słowa.
-Tak. - pociągnęłam nosem. Luke otarł mi z policzków łzy, posyłając mi smutne spojrzenie.
-Opowiedz, co się stało. - zachęcił , sunąc dłonią po moim nagim udzie.
-Zna - znasz kuzyna Justina? - wydukałam, starając się zachować normalny ton.
-Danny'ego? - uniósł pytająco brwi, na co skinęłam głową. - Kurwa, jak ja go nie cierpię.
-Podobno się z nim przespałam... - mruknęłam, spuszczając głowę.
-Że co!? - podniósł głos, przez co ja zadrżałam lekko. Miałam dość krzyków, a głos Justina nadal rozbrzmiewał w moich uszach.
-Wczoraj Justin przyszedł do mnie wściekły, zaczął mnie wyzywać, mówić, że puściłam się z jego kuzynem, uderzył mnie, zaczął rozbierać... - nie wytrzymałam, a z moich oczu ponownie wypłynęły łzy. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, zawieszając mu ręce na szyi. - Przecież ja go nie zdradziłam... - wyszeptałam mu przy uchu.
-Nie wierzę, że Bieber uwierzył Danny'emu. - Luke pokręcił głową, zaciskając pięści. - A teraz co się stało, niunia?
-Przyszedł do szkoły i było jeszcze gorzej. - wychlipałam. - Szmato, dziwko, kurwo... - zasłoniłam twarz włosami, czując, jak Luke wzmacnia uścisk. - Pobił mnie i powiedział, że... - zacięłam się, czując nową porcję łez pod powiekami. - Powiedział, że nadaję się tylko do tego, żeby mnie posuwać. - dokończyłam, mocno zaciskając powieki. - Luke, on mnie potraktował jak seks zabawkę na jakiś czas. Chciał tylko wykorzystać, przelecieć. Potrzebował mnie jedynie do seksu, do jego zabaw w łóżku. A ja głupia myślałam, że mu zależy. Tak po prostu oddałam mu swoje dziewictwo. Oddawałam mu się, kiedy tylko tego chciał, a teraz... - ponownie wybuchnęłam płaczem. - Luke, co ja mam zrobić?
-Na twoim miejscu kopnąłbym go w dupę. - warknął cicho. - Ale powiem ci szczerze, że on cię na prawdę kocha. To widać, zmienił się dzięki tobie, bo mu cholernie zależy. Prawie oszalał, kiedy Dylan i Chris cię porwali...
-Dzisiaj powiedział mi wprost, że nic dla niego nie znaczę, że potrzebna byłam mu tylko w łóżku i żebym już nigdy więcej się do niego nie odzywała. Ale ja go kocham! A poza tym muszę mu jakoś udowodnić, że go nie zdradziłam. Kurwa, nie jestem dziwką, żeby się puszczać na prawo i lewo! Czy on nie może tego zrozumieć? Bo mi się wydaje, że po prostu nie chce. Znalazł pretekst, żeby ze mną zerwać. Znudziłam mu się, więc znalazł szybki sposób, aby się mnie pozbyć. Ja pierdole! Czy w tym jebanym życiu wszystko musi kręcić się wokół seksu!? - złapałam go za koszulkę i spojrzałam prosto w oczy.
-Skarbie, nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. - pogładził mnie po włosach, całując w czoło. - Facetom najczęściej chodzi tylko o seks. - mruknął cicho, ścierając łzy z moich policzków. - Justin lubił zabawiać się z wieloma panienkami... na raz... - pokiwał lekko głową. - Ale przy tobie był całkowicie inny. Ty byłaś, jesteś i będziesz dla niego najważniejsza na świecie. I jeszcze jedno... - zmarszczył lekko brwi. - Bieber był naćpany, prawda?
-Tak. - wychlipałam. - Luke, ja się go po prostu boję. Mam wrażenie, że on znowu przyjdzie i mnie uderzy, albo dokończy to, co zaczął u mnie w domu. Luke, on chciał mnie zgwałcić... - powiedziałam cicho, spuszczając głowę.
-On po dragach jest nieobliczalny. Jest teraz sam? - uniósł pytająco brwi.
-Nie, z Chrisem. Austin jest na niego wściekły, bo Justin uderzył Abby. Wybiegłam ze szkoły, kiedy zaczęli się bić.
-Przy Chrisie przynajmniej nie strzeli sobie w łeb. - mruknął cicho, a przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Pomimo tego, jak mnie potraktował, kocham go ponad wszystko. Jeśli coś by sobie zrobił, winę wzięłabym na siebie. - Maja, ty masz pamiętać tylko jedno. - objął moją twarz obiema dłońmi, patrząc głęboko w moje czekoladowe tęczówki. - Jesteś najwspanialszą osobą na świecie, którą cholernie kocham. Więc teraz przestań płakać i uśmiechnij się, niunia. Nikt nie jest wart twoich łez...
-Dziękuję ci, Luke... - szepnęłam, wtulając się w jego ciało...
***Oczami Abby***
-Chodź. - mruknęłam, łapiąc Austina za rękę i ciągnąc go w kierunku łazienek.
-Kurwa, jak jeszcze raz go spotkam, odstrzelę mu ten pusty łeb. - warknął, obejmując mnie ramieniem.
Otworzyłam drzwi od damskiej toalety, lecz kiedy chciałam tam wejść, natrafiłam na opór ze strony mojego chłopaka. Posłałam mu pytające spojrzenie, na co on lekko się skrzywił.
-To damska, nie wejdę tam. - wzdrygnął się, na co z moich ust uciekł cichy chichot. - Tam wchodził tylko Bieber, żeby się pieprzyć. My wybieraliśmy męską. - wyszczerzył się do mnie, a ja uderzyłam go lekko w ramię.
-W takim razie pierwszy raz wejdziesz do łazienki z dziewczyną, nie po to, aby ją przelecieć. - posłałam mu sceptyczne spojrzenie.
Pociągnęłam Austina w stronę męskich toalet. Otworzyłam drzwi, wchodząc razem z brunetem do środka.
-Na pewno, skarbie? - chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech, przypierając moje ciało do ściany. Zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi, co jakiś czas ssąc i przygryzając moją skórę. Wplątałam palce w jego włosy, przymykając powieki. Chłopak wsunął jedną rękę pod moją bluzkę, układając dłoń na mojej nagiej talii.
W tym momencie drzwi od łazienek otworzyły się, a do środka weszło kilku chłopaków z najstarszej klasy. Ich wzrok niemal natychmiast wylądował na nas.
-Kurwa, Austin. Nie chcieliśmy wam przeszkadzać. - rzucił jeden z nich, z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
No tak, mogłam się domyślić, że to jego znajomi...
-Ale popatrz. Szkołę skończył w tamtym roku, a cały czas przychodzi, żeby posuwać laleczki z najmłodszych klas. - zaśmiał się drugi, na co ja przewróciłam teatralnie oczami.
-Spierdalaj, stary. - rzucił z rozbawieniem, nie odrywając się ode mnie.
-Austin. - syknęłam cicho, odpychając go lekko od siebie.
-No kicia... - mruknął, robiąc minkę szczeniaczka.
-Nie. - odparłam stanowczo, jednak z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Dokończymy to później, kochanie. - szepnął mi na ucho. - A wy co się tak gapicie? - rzucił z rozbawieniem do kumpli.
Złapałam Austina za rękę i pociągnęłam w stronę umywalek. Kątem oka zauważyłam, jak reszta chłopaków wyciąga z kieszeni narkotyki. Przewróciłam oczami, a następnie wyjęłam z torby chusteczki. Zmoczyłam jedną do połowy w wodzie, a następnie chwyciłam Austina za koszulkę.
-Chodź tutaj i się nie ruszaj. - mruknęłam, a następnie zaczęłam zmywać zaschniętą krew z jego twarzy. Przejechałam po rozciętym łuku brwiowym oraz wardze. Pogładziłam opuszkami palców siniaka wokół jego oka, a następnie wyrzuciłam chusteczkę do śmietnika.
-Boli cię to? - spytał, obejmując dłonią mój zaczerwieniony policzek.
-Nie. - odparłam od razu.
-Mam dość tego idioty. On potraktował Majkę jak zwykłą dziwkę. - warknął, zaciskając pięści.
W tym momencie wyciągnęłam z kieszeni telefon. Wybrałam numer do Mai i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Halo? - usłyszałam jej cichy głos.
-Maja, gdzie jesteś? Martwię się o ciebie. Nie zrób niczego głupiego. - powiedziałam od razu, opierając się jednym biodrem o umywalkę.
-Spokojnie, jestem z Lukiem. Pilnuje mnie. - mruknęła cicho, pociągając nosem.
-To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko. - Do zobaczenia później. - dodałam, po czym zakończyłam połączenie.
***
-Austin, to mi nie daje spokoju. - mruknęłam, siadając na miejscu pasażera. - Justin mówił coś o jakimś filmie. Ja muszę poznać prawdę.
-Też cały czas o tym myślę. Musimy pojechać do Danny'ego. - powiedział, odpalając silnik.
-Muszę przejrzeć jego komórkę. - rzuciłam, wpatrując się w przednią szybę.
-I jak masz zamiar to zrobić? - uniósł pytająco brwi, wyciągając ze schowka papierosy.
-Ty go zagadasz, a ja ukradnę mu telefon. - wzruszyłam lekko ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Chłopak parsknął śmiechem, zaciągając się papierosem.
-Nie śmiej się. Tak właśnie zrobimy. - założyłam ręce na piersi.
Dziesięć minut później byliśmy już pod domem Danny'ego. Brunet zgasił silnik, wyciągając ze stacyjki kluczyki. Przeczesał palcami włosy, kiedy ja wpatrywałam się w jego twarz.
-Jesteś śliczniutki, wiesz? - wyszczerzyłam się, łapiąc go za policzki, jak babcia swojego wnuczka.
-Nie powiem, kto tu jest śliczniutki, kochanie... - objął moją twarz dłońmi, po czym wpił się w moje usta.
-Dobra, Austin. Musimy już iść. - mruknęłam, odpychając go od siebie. Chłopak westchnął głośno, czym wywołał u mnie cichy chichot. - Pójdziesz z nim porozmawiać, a ja w tym czasie zabiorę ten jebany telefon, rozumiesz? - uniosłam pytająco brwi.
-Zawsze to Bieber wymyślał plan. Zastąpiłaś go. - mruknął, po czym wysiadł z samochodu.
Zrobiłam to samo co on, a następnie weszłam przez bramkę, udając się do ogrodu. Zauważyłam, że jedno z okien było otwarte, więc wdrapałam się, wchodząc do sypialni jednego z chłopaków. Rozejrzałam się, zauważając telefon, leżący na szafce nocnej. Złapałam go, a następnie weszłam w galerię. Serce podeszło mi do gardła, kiedy zauważyłam filmik sprzed dwóch dni. Bez namysłu schowałam komórkę do tylnej kieszeni spodni, po czym wyskoczyłam przez okno. Słyszałam tylko jakieś krzyki, dochodzące z wnętrza domu. Podeszłam do samochodu Austina i ukucnęłam za nim, aby nie mogli mnie zobaczyć. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk trzaskających drzwi, a moim oczom ukazał się Austin, który właśnie stanął przede mną.
-Witam panią. Co taka śliczna istota robi tutaj sama? - przybrał poważny ton głosu. - Może gdzieś podwieźć? - wyciągnął do mnie rękę.
-Nie wiem czy to bezpieczne, wsiadać do samochodu z nieznajomym, starszym chłopakiem. - udałam głos małej dziewczynki.
-Nic ci nie zrobię, maleńka. - mruknął mi do ucha, po tym, jak podniósł mnie i przyparł moje ciało do samochodu.
-Nie zgwałcisz mnie w krzakach? - zawiesiłam mu ręce na szyi.
-Tylko wtedy, kiedy będziesz tego chciała, ślicznotko. - warknął mi seksownie do ucha.
Zaśmiałam się pod nosem, a następnie musnęłam krótko jego wargi, udając się na miejsce pasażera.
Po paru minutach dojechaliśmy do parku. Usiedliśmy na jednej z ławek, a ja wyciągnęłam z kieszeni komórkę jednego z chłopaków.
-Boże, on na prawdę nakręcił jakiś film... - szepnęłam cicho, kiedy weszłam już w galerię. - Przecież Maja nie zrobiłaby tego Justinowi...
Lekko drżącą ręką nacisnęłam "play", odwracając komórkę lekko w stronę Austina.
Na wyświetlaczu pojawił się dom Majki, a tak konkretnie, widok salonu z ogrodu. Danny otworzył drzwi tarasowe, wchodząc po cichu do środka. Serce podeszło mi do gardła, kiedy zobaczyłam, że wyjmuje z kieszeni woreczek z białym proszkiem. Wsypał go do kubka Mai, a następnie wymieszał jego zawartość. Wrócił do, nagrywającego całe zdarzenie, Conora, przybijając z nim piątkę. W tym momencie w salonie pojawiła się Maja. Niczego nie świadoma, wzięła do ręki kubek, wypijając z niego parę łyków.
-Do dna, maleńka. Do dna... - mruknął Danny, śmiejąc się pod nosem.
Przyłożyłam rękę do ust, powoli rozumiejąc, co tak na prawdę się stało.
Maja razem ze swoim napojem udała się na górę, a w tym samym czasie Conor i Danny weszli do jej domu. Poczekali jakiś czas w salonie, a następnie weszli schodami na pierwsze piętro. Po cichu otworzyli drzwi do jej sypialni, zastając blondynkę, leżącą na łóżku.
-Widać, że nigdy nie miała do czynienia z prochami. - zaśmiał się Conor. - Od razu na nią zadziałały.
Danny oblizał wargi, podchodząc do nieprzytomnej dziewczyny.
-Austina też możemy tak załatwić. - zaśmiał się kuzyn Justina, posyłając znaczące spojrzenie swojemu przyjacielowi.
-Ale jego laska jest moja... - mruknął, uśmiechając się łobuzersko.
-Zabawimy się, maleńka... - mruknął chytrze Danny, odpinając pasek od swoich spodni.
Następnie usiadł na łóżku, a jego dłonie wylądowały pod koszulką Mai...
-O Boże... - szepnęłam, wyłączając film.
-Kurwa, on ją zgwałcił... - warknął Austin, zaciskając pięści.
-A Justin zobaczył tylko moment, w którym... - nie mogłam wydusić z siebie żadnych słów.
-Ja pierdole... - chłopak przeczesał swoje włosy palcami. - Chociaż nadal jestem na niego wkurwiony, muszę do niego jechać. Bieber jest teraz nieobliczalny. Dobrze chociaż, że Chris jest przy nim...
-Ja idę do Mai. - powiedziałam, patrząc tępo w przestrzeń. - Nie powiem jej o tym, ale muszę z nią być. - cała się trzęsłam, nadal nie mogąc sobie tego przyswoić. - Widzimy się później. - dodałam szybko, po czym pocałowałam Austina w policzek, wstając z ławki.
Udałam się w stronę domu Mai, wybierając najkrótszą drogę. Weszłam w jedną z pustych uliczek, idąc szybkim krokiem. Nagle stanęłam jak wryta, a krew w moich żyłach zaczęła płynąć szybciej. Wpatrywałam się w dwie postacie, oparte o mur. Zacisnęłam pięści i, niewiele myśląc, ruszyłam w ich stronę.
-Ty gnoju! - krzyknęłam, uderzając go w twarz. - Jak mogłeś jej to zrobić!?
Danny i Conor spojrzeli na mnie z lekkim rozbawieniem, zaciągając się swoimi papierosami.
-Nie denerwuj się tak, laleczko. - rzucił Conor, mierząc mnie wzrokiem.
-Ty ją po prostu zgwałciłeś! - wyrzuciłam z siebie.
Miny chłopaków zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Danny zacisnął pięści, popychając moje drobne ciało na ścianę. Docisnął mnie do muru, podpierając się na łokciach, za moją głową.
-Nie wiesz, że należy siedzieć cicho? - warknął, wkładając mi rękę pod bluzkę. Chciałam go powstrzymać, jednak złapał oba moje nadgarstki. - Teraz skończysz tak, jak twoja przyjaciółeczka, tylko że ty będziesz wszystko dokładnie pamiętać.
Starałam się wyszarpać, jednak był zbyt silny. Moje serce zatrzymało się, żeby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej...
***Oczami Justina***
Kiedy wszystkie narkotyki uszły z mojego organizmu, czułem się jeszcze gorzej. Miałem wrażenie, że cały ból zaraz rozerwie moje serce. Nie potrafiłem przestać o tym myśleć, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. W głowie cały czas miałem jej oczy, jej uśmiech, jej głos. Chciałem o niej zapomnieć, ale nie potrafiłem. Chciałem zdmuchnąć wszystkie wspomnienia, lecz to było za trudne.
Nagle usłyszałem jakieś krzyki. Zmarszczyłem brwi, ponieważ ten głos wydał mi się znajomy. Schowałem się za rogiem budynku, po czym wychyliłem lekko głowę. Ciśnienie skoczyło mi do dwustu, kiedy zobaczyłem Abby, uderzającą w twarz mojego kuzyna.
-Jak mogłeś jej to zrobić!? - krzyknęła, a ja przysłuchiwałem im się ze skupieniem.
-Nie denerwuj się tak, laleczko. - rzucił Conor.
-Ty ją po prostu zgwałciłeś! - pisnęła i w tym momencie, moje serce się zatrzymało. Kolana odmówiły posłuszeństwa, a kolory z twarzy odpłynęły w ciągu jednej sekundy. Ze stanu całkowitego osłupienia wybudził mnie głos Danny'ego.
-Teraz skończysz tak, jak twoja przyjaciółeczka, tylko że ty będziesz wszystko pamiętać. - warknął, wkładając jej rękę pod bluzkę.
W tym momencie nie wytrzymałem. Ruszyłem prosto na niego, odpychając go od dziewczyny.
-Ty huju! - ryknąłem. - Zabiję cię! - uderzyłem go z pięści w nos, a następnie w brzuch. - Pożałujesz tego, że w ogóle położyłeś swoje brudne łapy na mojej dziewczynie! - podkreśliłem dwa ostatnie słowa, kopiąc go kolanem w brzuch. - Nie daruję ci tego, że ją tknąłeś! Rozumiesz, kurwa!? - złapałem go za włosy i uderzyłem jego głową o mur. - Zabiję cię, skurwielu! - przewróciłem go na ziemię i zacząłem go kopać. Oberwał w żebra, w nogi w plecy. Poczułem, jak Conor odciąga mnie od niego, lecz ja jedynie odwróciłem się przodem do niego i zadałem mu kilka kopnięć z kolana w nos. Uderzyłem chłopaka z pięści w brzuch odpychając jego ciało na ścianę z tyłu.
-Pożałujesz tego, że chociażby zbliżyłeś się do niej! - warknąłem, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.
-Było warto, Bieber... - wychrypiał z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy. - Chociaż chwilę poczuć się, jak w niebie... - dodał, wypluwając krew.
-Zamknij mordę, skurwysynie! - wrzasnąłem przez łzy, a następnie wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni, naładowaną broń. Złapałem Danny'ego za włosy, przykładając mu pistolet pod brodę. -Dlaczego mi to zrobiłeś...?
-Bo chciałem, żebyś poczuł się tak, jak ja.
-Ona ma, kurwa, piętnaście lat!
-To nie miał znaczenia. - zaśmiał się, przez co ułożyłem palec na spuście. - Zabijesz własnego kuzyna? - zakpił.
-Nie jesteś moim kuzynem. Nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Nic nas ze sobą nie łączy. - warknąłem, pociągając nosem.
-Mimo wszystko cieszę się, że mogłem zobaczyć twoje łzy. Chciałem tylko tego...
Mocniej docisnąłem broń do jego brody i kiedy już miałem strzelić, poczułem małą dłoń na swoim ramieniu.
-Justin, przestań... - szepnęła Abby, gładząc mnie delikatnie po plecach.
-Wiesz dobrze, co ten skurwiel zrobił Mai. - warknąłem, jednak odsunąłem palec od spustu.
-Wiem, ale ona nie chciałaby, żebyś to zrobił. - mruknęła cicho, odciągając mnie od Danny'ego.
Opuściłem pistolet, chowając go do kieszeni.
-Spierdalaj stąd, albo dokończę to, co zacząłem. - warknąłem, spoglądając na Danny'ego, wycierającego z twarzy krew.
Z trudem wstał z ziemi, a następnie, razem z Conorem bez, słowa udali się w stronę parku.
Oparłem się rękoma o mur, czując, jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Zamknąłem powieki, czując, jak na ziemię skapują ogromne, gorzkie łzy. Wytarłem oczy zewnętrzną stroną dłoni, pociągając nosem. Poczułem, jak Abby głaszcze mnie delikatnie po plecach, chcąc mi dodać otuchy.
-Nie ma co płakać, to nic nie zmieni. - powiedziała cicho.
Popatrzyłem na nią załzawionymi oczami i dopiero teraz zauważyłem, że miała cały zaczerwieniony policzek.
-Co ci się stało? - przejechałem opuszkami palców po jej policzku, pociągając nosem.
-Justin, nie kompromituj się. - rzuciła, posyłając mi sceptyczne spojrzenie.
-Chyba nie ja ci to... - zaciąłem się. - O Boże... Przepraszam...
-Nic nie pamiętasz? - spytała z niedowierzaniem, na co pokręciłem przecząco głową.
-Proszę, powiedz mi, że nie zrobiłem nic jeszcze bardziej głupiego. - mruknąłem z lekkim przerażeniem w głosie.
-Justin! Ty wyzwałeś Majkę od dziwek, od szmat. Powiedziałeś, że jest nic nieznaczącą kurwą. Pobiłeś ją. Szarpałeś za włosy tak, że klęczała przed tobą i powiedziałeś, że nadaje się tylko do tego, żeby ją posuwać! I to na dodatek przed całą szkołą! - krzyknęła, a w tym momencie moje kolana odmówiły posłuszeństwa. Zsunąłem się po murze, siadając na ziemi. Złapałem się za głowę, chowając twarz w kolanach. - A pamiętasz, co zrobiłeś u Mai w domu? - wysyczała, a ja miałem ochotę zatkać uszy, żeby tego nie usłyszeć. - Chciałeś ją zgwałcić! - krzyknęła, uderzając mnie w ramię.
Szarpnąłem za włosy z frustracji. Z moich oczu leciały łzy, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
-Wiesz, co ci...
-Abby, kurwa, przestań! Nie wiesz, jak ja się teraz czuję! Najchętniej, kurwa, skoczyłbym z mostu albo się powiesił! Zrozumiałem co zrobiłem. Wiem, jakim byłem skurwielem. Gorszym niż Danny. Ale przestań mnie już dobijać! Nie wiedziałem, co robię! Nie byłem sobą! - krzyknąłem, wycierając rękawem łzy.
Dziewczyna ukucnęła obok mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Przepraszam, Justin, ale ktoś musiał ci to uświadomić. - mruknęła cicho.
-Muszę do niej jechać. Teraz, od razu...
-Gdybym była na miejscu Mai, nie wybaczyłabym ci tego. Nie wiem, co zrobi Maja.
-Abby, jak ty się dowiedziałaś, że on ją... - zaciąłem się, nie potrafiąc wypowiedzieć tego słowa.
-Ukradłam Conorowi telefon. - powiedziała cicho. - On jej wsypał pigułki gwałtu do herbaty. To dlatego Maja nic nie pamięta. A Danny puścił ci kawałek filmu, kiedy ją...
Przetarłem rękoma twarz, rozumiejąc, co ma na myśli.
-Pojedziesz ze mną do Mai? - spytałem po chwili. - W ogóle co z nią?
-Wybiegła ze szkoły, kiedy zacząłeś bić się z Austinem. Ale była z Lukiem, więc nic się jej nie stało.
Podniosłem się z ziemi i otrzepałem, brudny od piachu, tyłek. Ruszyłem w kierunku, gdzie zaparkowałem samochód. Abby szła koło mnie, nie odzywając się już. Po paru minutach doszliśmy do mojego samochodu, jednak kiedy chciałem wsiadać, dziewczyna złapała mnie za rękę. Objęła moją twarz dłońmi, patrząc mi głęboko w oczy.
-Jeśli jesteś naćpany, nigdzie z tobą nie jadę. - mruknęła, zakładając ręce na piersi.
Mówiłem już, że ta laska mnie wkurza...?
-Zdążyłem wytrzeźwieć... - rzuciłem, zajmując miejsce kierowcy.
Dziewczyna usiadła po drugiej stronie, a ja odpaliłem silnik, wyjeżdżając z parkingu.
-I jeszcze jedno, Justin. - zaczęła, na co ja uniosłem pytająco brwi. - Ona nie może się dowiedzieć, że Danny ją zgwałcił... - spuściła głowę, układając ręce na kolanach.
Poczułem, jak łzy kolejny raz szczypią mnie w kącikach oczu.
-Nie powiem jej. - odparłem, zaciskając ręce na kierownicy.
Parę minut później byliśmy pod domem najważniejszej dla mnie dziewczyny na świecie. Wysiedliśmy z samochodu, udając się prosto do drzwi.
-A co, jak nie będzie chciała ze mną rozmawiać? - wpadłem w lekką panikę, pukając do drzwi.
-Przepraszam cię, Justin, ale nie zdziwię się... - mruknęła Abby.
Dopiero teraz zrozumiałem, że mogę ją stracić na zawsze. Mogę już nigdy nie złączyć jej ust ze swoimi, mogę już nigdy nie wtulić jej w swoje ciało, mogę już nigdy nie poczuć jej cudownego zapachu, mogę już nigdy jej nie dotknąć, mogę już nigdy nie wyszeptać jej do ucha, jak bardzo ją kocham. Może już nigdy nie być moja...
Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła mama Mai. Najpierw spojrzała na Abby, a następnie na mnie.
-Jak śmiesz jeszcze tu przychodzić? - podniosła głos. - Pobiłeś moją córkę. Przez ciebie płakała całą noc. Cholernie ją skrzywdziłeś.
-Przepraszam, nie byłem sobą,nie chciałem tego. - spojrzałem na nią błagalnie.
-Ale uderzyłeś ją. Widziałam jej siniaki na policzku, plecach i na nadgarstkach.
Przetarłem dłońmi twarz, czując, jak po moich policzkach spływają kolejne łzy.
-Proszę pani, ja muszę z nią porozmawiać. Wiem, że zachowałem się jak skurwiel, ale niech mi pani pozwoli z nią porozmawiać. - spojrzałem na nią przez łzy.
-Mai nie ma w domu. - odparła już nieco łagodniej.
-Jak to nie ma? - do rozmowy wtrąciła się Abby.
-Nie wróciła jeszcze.
Abby zaczęła rozmawiać z mamą Mai, natomiast ja wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybierając numer do Luke'a.
-Czego chcesz? -warknął, na co ja przewróciłem oczami.
-Stary, gdzie ona jest? - spytałem od razu, ignorując jego ton głosu.
-Myślisz, że powiem ci, żebyś mógł po raz kolejny ją pobić i potraktować jak dziwkę!? - krzyknął, przez co odsunąłem telefon od ucha.
-Kurwa, chcę ją przeprosić. - warknąłem, nie zwracając uwagi na to, że mama Mai stoi zaraz obok.
-Myślisz, że zwykłe przepraszam wystarczy!? Ona jest załamana. Myśli, że potrzebna ci była tylko do seksu.
-Ja pierdole. - mruknąłem, przeczesując palcami włosy. - Pieprzyłem wiele panienek, ale z Majką było inaczej i dobrze o tym wiesz. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie założyłem się o...
-Skończ, facet. Może i wtedy byłem hujem, ale nie próbowałem jej zgwałcić!
Zamilkłem. Zacisnąłem szczękę, nie chcąc nawet myśleć o tym, jak bardzo skrzywdziłem Maję.
-Musisz mi pomóc. Jest u ciebie? - spytałem, czując się w tym momencie całkowicie bezsilnym.
-Wyszła jakiś czas temu, a raczej wybiegła. - odparł z lekkim zmieszaniem w głosie.
-Dlaczego? - zareagowałem od razu, marszcząc brwi.
-Właśnie nie wiem. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, a jej nagle jakby coś się przypomniało. Zerwała się z miejsca, pożegnała się ze mną i poszła.
-Nie mówiła ci dokąd? - spytałem z nadzieją
-Nie. - rzucił krótko.
-Dobra, stary. Dzięki. - powiedziałem, po czym zakończyłem połączenie.
-Nie ma jej u Luke'a? - zapytała od razu Abby, która razem z matką blondynki przyglądały mi się uważnie. Pokręciłem przecząco głową, zaciskając pięści.
-Znajdę ją. Nawet, jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu, znajdę ją i przeproszę. - mruknąłem, wpatrując się tępo w chodnik. - Jeszcze raz przepraszam i do widzenia. - rzuciłem do mamy Mai, po czym udałem się do samochodu. - Abby, idziesz?
-Tak. - odparła, po czym pożegnała się z kobietą i podeszła do mnie.
Zajęliśmy miejsca w samochodzie, a ja odpaliłem silnik.
-Wiesz, gdzie jedziesz, Justin? - mruknęła cicho, spoglądając na mnie pytająco.
-Nie mam pojęcia. - odparłem, kręcąc głowa. - A co, jeśli ona coś sobie zrobi? Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Ja ją, kurwa, kocham. Cholernie kocham. Muszę ją znaleźć.
Ponownie wyciągnąłem telefon, starając się dodzwonić do Mai, lecz nie odbierała.
-Może ja spróbuję. - powiedziała nieśmiało Abby, przykładając swój telefon do ucha. - Też nic...
I w tym momencie stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Poczułem ją. Jej obecność. Poczułem to, że ze mną jest. Poczułem, że moje serce daje o sobie znać. I nagle w mojej głowie pojawiły się obrazy.
-Kurwa, wiem, gdzie ona jest. - powiedziałem szybko. - Na tej polanie, gdzie się poznaliśmy.
-Jesteś pewien? - szatynka spojrzała na mnie pytająco.
-Tak. - docisnąłem pedał gazu, aby wyprzedzić parę samochodów.
-Musisz tam pojechać sam. - stwierdziła, zawieszając na ramieniu torbę. - Ja wam jestem niepotrzebna. - dodał, posyłając mi znaczące spojrzenie. - Podwieziesz mnie do Austina?
-Jasne. - odparłem, skręcając w jedną z uliczek.
Parę chwil później byłem już pod domem kumpla. Dziewczyna złapała za klamkę i chciała wychodzić, kiedy złapałem ją za rękę.
-Dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko. - I przepraszam. - wskazałem na jej policzek.
-Nie ma za co. - poklepała mnie po ramieniu. - A teraz jedź i zrób wszystko, żeby Maja znowu była szczęśliwa. - dodała, po czym wysiadła z samochodu, zamykając za sobą drzwi.
Z piskiem opon ruszyłem w stronę głównej drogi wylotowej z miasta. Znacznie przekraczałem prędkość, jednak to nie było żadnym zmartwieniem. Musiałem jak najszybciej się przy niej znaleźć. Musiałem ją zobaczyć, upewnić się, że z moim aniołkiem wszystko w porządku. Cholernie się o nią bałem. Wiedziałem, jaka jest delikatna i jak łatwo ją zranić. Do końca życia nie wybaczę sobie tego, że przeze mnie płakała. Lecz najgorsze było to, że ją uderzyłem. Sprawiłem jej ból nie tylko psychiczny, ale również fizyczny...
Wyjąłem z kieszeni telefon, aby napisać sms'a do Chrisa.
"Miałeś rację. Ten skurwiel ją zgwałcił. Jeśli mi nie wybaczy, kończę ze sobą."
Nacisnąłem "wyślij", a następnie usunąłem wiadomość, aby Maja nigdy się o tym nie dowiedziała.
Po jakiś dwudziestu minutach dojechałem do miejsca, z którego odchodzi leśna droga na polanę. Skręciłem w nią, jadąc powoli w kierunku dobrze znanego mi miejsca.
-Boże, pomóż mi... - szepnąłem, chwytając w rękę krzyżyk, który miałem na szyi.
Po niecałych dwóch minutach drzewa zaczęły się przerzedzać. Wszystkie moje mięśnie się spięły, a oddech przyspieszył. I w tym momencie zobaczyłem ją. Siedziała na brzegu, z głową schowaną w kolanach.
Płakała...
Równocześnie z moich oczu zaczęły skapywać łzy. Zaparkowałem na polanie, lecz nie mogła tego usłyszeć przez dość silny wiatr. Oparłem głowę o kierownicę, pozwalając swobodnie wypływać moim łzom. Spoglądałem na miłość mojego życia, uświadamiając sobie, jak wiele przeze mnie przeszła, jakim byłem dla niej potworem.
I w tym momencie zobaczyłem coś, przez co moje serce stanęło i nie chciało z powrotem zacząć pracować. Maja trzymała w dłoniach tabletki...
Bez namysłu wysiadłem z samochodu i szybkim krokiem udałem się w stronę dziewczyny, w ostatniej chwili wyrywając jej z dłoni coś, czym chciała się zabić.
-Nie możesz tego zrobić, rozumiesz? - odrzuciłem tabletki, które z cichym pluskiem wylądowały w rzece. - Nie możesz...
Blondynka ze strachem wymalowanym na twarzy odsunęła się ode mnie, a ja dopiero teraz zrozumiałem, że ona najnormalniej w świecie się mnie boi.
-Majeczka, kochanie... - próbowałem się do niej zbliżyć, lecz z każdym moim krokiem w przód, ona się odsuwała. - Proszę cię, nie bój się. Nie skrzywdzę cię... - wyszeptałem, czując, jak moje serce opada coraz niżej. Dziewczyna jednak nadal była przerażona. - Maja... - wyciągnąłem rękę, żeby pogłaskać ją po policzku, jednak ona odskoczyła jak oparzona.
-Nie dotykaj mnie... - wychlipała, trzęsąc się lekko. - Boję się ciebie...
Upadłem przed nią na kolana, a łzy zaczęły mimowolnie wypływać spod moich powiek. Te słowa były jak cios prosto w serce.
Ja ją kochałem, a ona się mnie bała...
-Maja, proszę cię. Zabij mnie, ale mi wybacz. - wydusiłem przez łzy.
Dziewczyna nie odezwała się jednak ani słowem, tylko wpatrywała we mnie swoje przepiękne oczka.
Tak strasznie chciałem móc się w nią wtulić, lecz wiedziałem, że takim gestem jedynie bym ją wystraszył.
-Tak cholernie cię kocham. - wyszeptałem, przecierając twarz dłońmi. - Nigdy sobie tego nie wybaczę. - mówiłem, siadając na trawie i zginając kolana.
Maja usiadła w takiej samej pozycji co ja, obejmując swoje kolanka ramionkami.
-Maleńka, nawet nie wiesz, jak ja cholernie się z tym czuję. Zachowałem się jak skurwiel i dobrze o tym wiem. Przepraszam cię, niunia. Byłem naćpany. Dopiero Abby uświadomiła mi, co zrobiłem. Kurwa, przepraszam cię. - przysunąłem się odrobinę bliżej, tym razem nie odsunęła się ode mnie, tylko wpatrywała się tępo w wodę. - To ty sprawiłaś, że stałem się innym człowiekiem. Wystarczył jeden dzień bez ciebie, żebym na nowo stał się hujem. - wyszeptałem, czując, jak mój głos się załamuje. - Maja, proszę cię! Uderz mnie, nawrzeszcz na mnie, wyzwij mnie, zrób cokolwiek, tylko mnie nie olewaj! Daj znak, że w ogóle mnie słyszysz! Że żyjesz! - krzyknąłem w desperacji, patrząc na nią błagalnie.
-Ty nie chciałeś mnie słuchać, Justin. - wyszeptała. - Ty nie pozwoliłeś mi nic powiedzieć...
-Maja, nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wiem, że przepraszam nie wystarczy. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? Zrobię wszystko, co tylko zechcesz! - cały się trzęsłem. - Dziękuję ci za to, że przy tobie moje życie nabrało sensu. Przepraszam cię za to, że przeze mnie twoje życie straciło sens. Dziękuję, że dzięki tobie poczułem się szczęśliwy. Przepraszam, że odebrałem ci twoje szczęście... - wychlipałem, chowając głowę między kolanami. - Nigdy nie czułem się tak, jak przy tobie. Teraz wiem, czym jest życie, miłość, szczęście. Teraz wiem, co to znaczy kochać. Teraz wiem, co to znaczy być kochanym. Teraz wiem, jak to jest stracić najważniejszą osobę na świecie. I wiem również, że bez tej osoby nie potrafię już żyć. Jeśli zatrzyma się jej serce, zatrzyma się również moje... - zacisnąłem powieki, nie chcąc wypuścić wodospadu łez. - Dopiero teraz zrozumiałem po co żyję. Żyję po to, żeby móc być z tobą. Żyję po to, żeby codziennie mówić ci, jaka jesteś piękna i jak cię kocham. Żyję po to, abyś ty mogła mnie zmienić. I wiem również, po co ty żyjesz. Ty żyjesz po to, abym każdego dnia mógł wstawać z uśmiechem na ustach. Żyjesz po to, abym ja nigdy nie czuł się samotny. Żyjesz po to, żeby pokazać mi, jakie życie jest piękne. Razem jesteśmy po to, aby się kochać. Razem jesteśmy po to, aby czerpać radość z każdego dnia. Razem jesteśmy po to, żeby po prostu żyć. Razem żyjemy, osobno już nie... - w tym momencie nie wytrzymałem. Wybuchnąłem płaczem, opierając czoło o jej ramię. - Maja, proszę cię. Ja bez ciebie nie wytrzymam. Po cholerę mam być na tym świecie, skoro ciebie nie będzie obok. To ty jesteś moim życiem, nic innego się nie liczy. Nie widzę nic oprócz ciebie. Miłość do ciebie zasłoniła wszystko inne. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak moje serce wali, kiedy ty jesteś obok. Zresztą sama zobacz. - złapałem jej dłoń i położyłem na swoim sercu. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w moją klatkę piersiową, po czym zabrała rękę, przenosząc wzrok na trawę. - Kicia, błagam cię. Pozwól mi naprawić to wszystko. Daj mi szansę. - nie poddawałem się, w dalszym ciągu patrząc na jej tęczówki.
Tęczówki, w których widziałem jedynie pustkę...
-Chcę każdego dnia budzić się koło ciebie. Chcę każdego dnia zasypiać z myślą, że jest osoba dla której żyję. Chcę mieć tą świadomość, że nigdy nie zostanę sam, bo będę mieć ciebie. Maja, ja zwariuję, jak nie będę mógł podziwiać twojego uśmiechu, twoich oczu. Jak nie będę mógł cię przytulać o każdej porze dnia i nocy. Jak, najnormalniej w świecie, nie będę mógł przy tobie być. To dzięki tobie otworzyłem swoje serce. Ono należy tylko do ciebie. Już dawno mi je ukradłaś. - w oku Mai zakręciła się łza, lecz dziewczyna szybko ją otarła, podnosząc się z miejsca. - Maja, ja cię błagam. - wydusiłem przez łzy. Złapałem ją za rękę, odwracając w swoją stronę. Uklęknąłem przed nią, patrząc prosto w czekoladowe tęczówki dziewczyny. - Ja zrobię wszystko, tylko mnie nie zostawiaj. Kocham cię ponad wszystko. Jesteś miłością mojego życia. Proszę, nie rób mi tego. Ja się zmienię, obiecuję. Będę spełniał każdą twoją zachciankę. Będę do końca życia nosił cię na rękach. Tylko proszę, daj mi ostatnią szansę. - moje łzy skapywały na jej dłonie. - Majka, kurwa! Wykrzycz mi to prosto w twarz, ale mnie nie olewaj! Odezwij się! - blondynka z nieodgadnionym wyrazem twarzy ukucnęła przede mną.
-Jest coś takiego, jak zaufanie w związku, wiesz Justin? - spytała cicho, patrząc mi prosto w oczy. Nie potrafiłem znieść tak intensywnego spojrzenia, przez co spuściłem głowę. - Ty go nie miałeś. Nie dałeś mi dojść do słowa... - powiedziała, z powrotem się podnosząc.
-Wiem i przepraszam. Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć. - przyłożyłem jej dłonie do swoich ust, składając na nich delikatne pocałunki. - Przepraszam cię za to, jak cię zraniłem. Jedynym pocieszeniem dla ciebie może być to, że z każdym wypowiedzianym słowem wbijałem sobie nóż prosto w serce... - otarłem rękawem łzy, uniemożliwiające mi widzenie. - Nikt, nigdy nie kochał nikogo tak, jak ja kocham ciebie, rozumiesz? Nikt, nigdy nie był tak zaślepiony miłością, jak ja. Nikomu, nigdy nie zależało na drugiej osobie tak, jak mi na tobie. Jesteś moim pieprzonym ideałem, wiesz. Nie ma na świecie drugiej dziewczyny, która chociażby w jednym procencie mogła się równać z tobą. Bo to przy tobie chcę spędzić resztę swojego  życia. To z tobą chcę codziennie patrzeć na słońce. To z tobą chcę chodzić na spacery w deszczu. To z tobą chcę spędzić każdą chwilę. To ty jesteś moim tlenem. To ty jesteś moim powietrzem. To ty jesteś mi tak cholernie potrzebna do życia. To ty potrafiłaś mnie zmienić. To ty pokazałaś mi, jaki świat jest piękny. To z tobą chcę podziwiać to, co piękne. To przy tobie chcę się zestarzeć. To razem z tobą chcę oglądać idiotyczne seriale, aż do usranej śmierci. To ciebie chcę trzymać za rękę w parku. Chcę, żebyś tylko ty siadała na moich kolanach, żebyś tylko ty sprawiała, że czuję się, jak w niebie. To ty jesteś moim własnym kawałkiem nieba. To ty jesteś darem zesłanym mi przez Boga, przez życie, przez los. To tobie mogę się zwierzyć ze wszystkiego. Tylko ty możesz sprawić, że zapominam o całym dotychczasowym życiu. To z tobą chcę witać każdy nowy rok. To tobie chcę szeptać do ucha, jak bardzo cię kocham. To przy tobie chcę przeżywać te radosne chwile, jak i te gorsze. To z tobą chcę założyć rodzinę. Chcę, żebyś to ty w przyszłości została moją żoną i matką moich dzieci... - w tym momencie dziewczyna wybuchnęła płaczem, łapiąc się za brzuch. - Maja, co się stało?
-Odejdź, Justin. Zostaw mnie... - wyszeptała, wyrywając rękę z mojego uścisku.
Poczułem, jak w miejscu, w którym jeszcze kiedyś było serce, teraz znajduje się pusta dziura...
-Dobrze... - mruknąłem cicho. - Zrozumiem, jeśli powiesz, żebym zniknął z twojego życia raz na zawsze. Jeśli tylko to powiesz, jeśli powiesz że mnie nie kochasz i nie chcesz mnie znać, odejdę i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Jednak wierze, że w przeciwieństwie do mnie, jesteś dobrym człowiekiem i wiesz również, że jeśli to powiesz, to ja odejdę na wieczność. Nigdy więcej się nie spotkamy, ponieważ ty, za kilkadziesiąt lat pójdziesz do nieba, ja za parę sekund znajdę się w piekle... - powiedziałem cicho, robiąc parę kroków do tyłu.
-Justin, o czym ty mówisz. Jakie piekło? - blondynka odwróciła się twarzą do mnie, ocierając rękawem łzy.
Zacząłem się cofać, aż w końcu znalazłem się na pomoście.
-Mam nadzieję, że kiedy mnie już tu nie będzie, ułożysz sobie życie na nowo, z kimś, kto pokocha cię chociaż w niewielkiej części tak, jak ja. Chris cię kocha i może on cię nie skrzywdzi. Może to przy nim poczujesz się szczęśliwa. Przepraszam, że kiedykolwiek mnie poznałaś. Przepraszam, że musiałaś przez to przejść. Przepraszam, że zniszczyłem ci życie. I chociaż już za chwilę mnie tu nie będzie, musisz wiedzieć, że ja niczego nie żałuję, bo przez te parę chwil poczułem się na prawdę szczęśliwy. Miałem ciebie, więc miałem wszystko...
I w tym momencie wyciągnąłem z kieszeni pistolet, przykładając go sobie do skroni. Nic już nie miało znaczenia. Uśmiechnąłem się lekko, a następnie ułożyłem palec na spuście...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy...?
Mam nadzieję,że rozdział się Wam podoba...
Dziękuję Wam za te 21 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nawet nie wiecie, jakie to dla mnie ważne i jaki mam dzięki temu uśmiech na twarzy...;-*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Możecie pytać, o co tylko chcecie...:
Kocham Was i do następnego ;-*