czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 49...

 Jeśli jesteście wrażliwi, przygotujcie chusteczki...
W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosem, skapujących na ziemię, łez.
-Jak to siostrą...? - wyszeptał Chris.
-Po prostu, siostrą. Jestem zakochany we własnej siostrze, pieprzę się z własną siostrą i, kurwa, będę miał dzieci z własną siostrą.
-Ja pierdole, przecież to niemożliwe... - Austin przeczesał swoje włosy.
-Też tak myślałem, dopóki nie zrobiliśmy badań genetycznych. Wyszło jasno, że jesteśmy rodzeństwem.
-O kurwa... - zaklął Chris.
-Co ja mam teraz zrobić? - wydukałem przez łzy. - Nasi rodzice zabraniają nam się spotykać. Musieli mnie siłą odciągać od Majki. Ja ją kocham i chcę z nią być. Tak cholernie mocno...
-Nawet nie wiem, co mam ci powiedzieć, stary. - Austin pokręcił lekko głową.
-Jedyne, czym mógłbyś mnie pocieszyć, to powiedzieć, że to wszystko jest jakimś pieprzonym snem. Nie, ja nie potrafię uwierzyć w to, że nie możemy być razem. Kurwa, przecież ona jest moim pieprzonym ideałem! Pod każdym względem. Dlaczego Bóg aż tak mnie nienawidzi... - wziąłem puszkę piwa i otworzyłem ją, biorąc porządnego łyka. - Chyba się powieszę...
-Bieber, ogarnij się. To jeszcze nie koniec świata. - Chris poklepał mnie przyjacielsko po plecach.
-Kurwa, Majka jest całym moim światem! Nie możecie tego zrozumieć!? Dla mnie tylko ona się liczy! Nie, jako siostra, tylko jako dziewczyna...
Zauważyłem, jak Chris wyjmuje z kieszeni mały woreczek z kokainą i podaje mi go. Wysypałem jego zawartość na skraj dłoni i zacząłem powoli wciągać biały proszek, czując, jak na chwilę moje spięte mięśnie się rozluźniają. Narkotyk nie pozwolił mi całkowicie zapomnieć o problemach, ale przyniósł ukojenie, którego teraz najbardziej potrzebowałem.
Położyłem się na zimnym betonie, wpatrując się w sufit. Moje myśli biegały w mojej głowie, jednak nad żadną nie mogłem się skupić dłużej, niż przez pięć sekund. Przetarłem dłońmi twarz, przymykając powieki. Nie chciałem nawet dopuścić do siebie myśli, że mogę już nigdy nie pocałować Mai, nie kochać się z nią, nie być przy niej. To wszystko przerosło mnie.
Nie wiem, ile tak leżałem. Dziesięć minut, godzina, dwie, nie mam pojęcia. Narkotyki przestawały działać, przez co z oczu wypłynęły kolejne łzy. Wstałem z ziemi, łapiąc równowagę. Uderzyłem pięścią w ścianę, aby chociaż w niewielkiej części wyładował swój gniew.
-Gdzie idziesz? - spytał Austin, kiedy dotarłem do wyjścia z baraków.
-Do Majki. - powiedziałem, lekko bełkocząc.
Nie czekając na odpowiedź kumpli wyszedłem na dwór, udając się do swojego samochodu. Zająłem miejsce na fotelu kierowcy i odpaliłem silnik, a następnie wjechałem na leśną drogę.
***
Zaparkowałem na podjeździe przed domem mojej księżniczki. Wyszedłem z samochodu i skierowałem się do drzwi. Nie pukając, wszedłem do środka, zastając moich rodziców i rodziców Mai, rozmawiających w salonie. Kiedy tylko spojrzeli na mnie, przewróciłem oczami.
-Justin, nie możesz do niej przychodzić. - zaczęła moja mama, na co prychnąłem pod nosem.
-A kto mi niby zabroni. - starałem się powstrzymać lekko plączący się język.
-Jesteś pijany. - stwierdziła. - I może jeszcze naćpany, co?
-Dziwisz mi się? - warknąłem. - Chcecie odciągnąć mnie od dziewczyny, która jest dla mnie całym światem. Musiałem jakoś odreagować.
Skierowałem się w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro, jednak zatrzymał mnie uścisk na moich ramionach.
-Justin, zostaw ją. - mój ojciec razem z tatą Mai powstrzymywali mnie od pójścia na górę.
-Kurwa, chce się z nią tylko zobaczyć! Nie będziemy się przecież pieprzyć! - wyrwałem się mężczyzną, po czym wszedłem po schodach.
Po cichu otworzyłem drzwi od pokoju blondynki, zastając ją leżącą na łóżku, śpiącą. Spojrzałem na tabletki na szafce nocnej. Zrozumiałem, że Maja, tak samo jak ja, chciała chociaż przez chwilę o tym nie myśleć. Ja zatopiłem smutki w alkoholu i narkotykach, a ona w tabletkach nasennych, które na jakiś czas przeniosły ją do innej krainy.
Ukucnąłem obok jej łóżka, gładząc dziewczynę po włosach. Maja uniosła powoli powieki, spoglądając na mnie swoimi zaspanymi oczkami.
-To był tylko sen, prawda? - spytała cicho, przez co spuściłem głowę.
-Niestety nie. - wyszeptałem, opierając się o skraj łóżka.
Spod powiek blondynki ponownie zaczęły wypływać łzy, które otarłem kciukami, całując ją w czółko.
-Justin, przemyślałam to wszystko. - zaczęła, siadając na łóżku. - Skoro nie możemy być razem, ja już nie chcę żyć...
***
Z lekkim uśmiechem na ustach, chłopak złapał swoją dziewczynę, a zarówno siostrę, za rękę. Blondynka podniosła się z łóżka, udając się za szatynem w stronę wyjścia z jej pokoju. Zeszli schodami na dół, gdzie w salonie siedzieli ich rodzice.
-Gdzie wy idziecie? - mama dziewczyny posłała im pytające spojrzenie.
-Na spacer. - odparła Maja, tak samo jak chłopak, uśmiechając się delikatnie.
-Możecie nie trzymać się za ręce? - wtrąciła jego mama, przez co chłopak, wyraźnie chcąc zrobić matce na złość, przyciągnął do siebie blondynkę, całując ją w czółko.
Nie czekając na nic więcej wyszli z domu, objęci. Udali się w stronę parku. Kiedy znaleźli się wśród drzew, usiedli na jednej z ławek. Tak konkretnie, dziewczyna usiadła na kolanach chłopaka. Chcieli jeszcze przez chwilę czuć to szczęście, które towarzyszyło im przez ostatnie dwa miesiące. Już nie płakali. Teraz na ich twarzach gościły uśmiechy. Jedyne, czego chcieli, to być razem. Być razem bez względu na wszystko. Byli w sobie, wręcz szaleńczo, zakochani. Wiedzieli, że teraz ludzie uznaliby ich miłość za chorą, a nawet patologiczną. Jednak dla nich nie liczyło się nic, oprócz ich wzajemnej miłości. Wiedzieli również, że tylko w jeden sposób mogą być razem. Tylko w jeden sposób mogą czuć się szczęśliwi. Nie ważne, jaką będą musieli zapłacić za to cenę.
Nic już nie miało znaczenia...
Chłopak nie odrywał oczu od jej tęczówek. Były dla niego jak morze czekolady, w którym pływał, przy każdym spojrzeniu na tę drobną osóbkę, siedzącą na jego kolanach. Trzymając ją w swoich ramionach, czuł, że ma przy sobie cały swój świat. Ona była jego powietrzem, jego wodą. Była dla niego po prostu wszystkim.
W pewnym momencie szatyn wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę. Dziewczyna przyglądała mu się, kiedy on ukucnął przed ławką i zapalił zapalniczkę. Zaczął wypalać coś w drewnie, poświęcając się temu całkowicie. Po chwili uśmiechnął się do siebie, przejeżdżając palcami po wypalonym miejscu. Były to pierwsze litery ich imion, otoczone sercem. Spod powieki dziewczyny uciekła pojedyncza łza, tym razem ze szczęścia. Ich serca przejęły kontrolę nad umysłami. Zatracili się w tej chwili, przestali racjonalnie myśleć.
Blondynka wstała z ławki i delikatnie ujęła dłoń Justina. Skierowali się w stronę niewielkiego jeziorka. Usiedli na pomoście, przytuleni do siebie, wpatrując się w falującą wodę. Dziewczyna oparła się o ramię swojego chłopaka, jak i brata, wzdychając cicho.
Czuli się na prawdę szczęśliwi. Udało im się przezwyciężyć wszystko. Strach, bezsilność i smutek - to wszystko jest już za nimi. Wychodzą na długą prostą, którą kończy jedynie ciemność.
Nagle chłopak zsunął się z pomostu i wszedł do wody, która sięgała mu do pasa. Dziewczyna zaśmiała się, kiedy on ułożył dłonie na jej biodrach i podniósł lekko, opuszczając jej ciało do chłodnej wody.
Oboje nie przestawali się uśmiechać. Według nich, nie mieli już powodu do smutku.
Justin ułożył ciało Mai na tafli wody, podtrzymując je jedną ręką pod plecami dziewczyny, a drugą pod jej udami. Wpatrywał się z miłością w każdą część jej ciała, w każdą, nawet najmniejszą cząstkę jej duszy. Wiedział, że teraz będzie już łatwo. Nic nie stanie na drodze do ich szczęścia, a nie potrzebował niczego innego. Uwolnią się od problemów i zmartwień raz na zawsze. Przestaną odczuwać jakiekolwiek negatywne emocje, pogrążeni w ich wzajemnej miłości.
Po paru minutach wyszli z wody na brzeg. Wyszli z parku na zatłoczone ulice Las Vegas. Nie przejmowali się tym, że ludzie posyłają im dziwne spojrzenia. Ich ubrania były całe mokre, tak samo jak ich ciała. Jedyne, co było suche, to ich oczy. Nie było w nich widać łez, które jeszcze kilka godzin temu wypływały litrami.
Trzymali się za ręce, śmiejąc się i biegnąc po chodniku. Nie widzieli nikogo, poza sobą. Jakby wszyscy ludzie dookoła nagle zniknęli. Oni nie myśleli już racjonalnie. W tym momencie w ogóle nie myśleli.
Co jakiś czas do ich uszu docierały komentarze przechodniów, ale zdawali się ich nie słyszeć. Jedynym dźwiękiem, jaki wyłapywali było bicie ich serc. Biły dokładnie w takim samym rytmie, co do najmniejszych części sekundy.
W pewnym momencie doszli do wypożyczalni motorów. Chłopak spojrzał ukradkiem na swoją dziewczynę, uśmiechając się pod nosem. Wziął jeden z motorów, podając jakiemuś mężczyźnie plik banknotów. Zajął miejsce z przodu, a sam polecił Mai, aby usiadła za nim i mocno się trzymała.
Już po chwili pędzili z zawrotną prędkością po ulicach Las Vegas. Nie zwracali uwagi na zdenerwowanych kierowców, którzy rzucali w ich stronę wyzwiska.
Dziewczyna odchyliła się do tyłu, przymykając powieki przez rażące słońce. Mogła głęboko odetchnąć. Poczuła wiatr we włosach, przez co zyskała nową energię. Przytuliła się od tyłu do swojego chłopaka, składając delikatne pocałunki na jego plecach.
Po jakimś czasie szatyn zatrzymał się przed wejściem do najwyższego budynku w Las Vegas. Oparł motor o drzewo, po czym podniósł blondynkę, stawiając ją na ziemi. Ponownie splątali ze sobą swoje palce, czując dreszcze, wstrząsające ich ciałami. Weszli do budynku, kierując się w stronę schodów. Na każdym piętrze zatrzymywali się, aby wspominać najpiękniejsze momenty ich wspólnego życia. Stosunkowo krótkiego, lecz pięknego. Wracali myślami do ich pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku, pierwszej, wspólnie przeżytej, namiętnej nocy. W żadnym z tych momentów nie było czasu na smutek.
Tak, jak teraz...
Po kilkunastu minutach dotarli na najwyższe piętro. Skierowali się w stronę drabinki, prowadzącej na dach. Wyszli na dwór, czując silny wiatr. Oboje odwrócili się w stronę zachodzącego słońca, wciągając głęboko powietrze.
-Dziękuję, kochanie... - zaczął szatyn, kiedy podeszli do skraju dachu. Objął jej twarz dłońmi, patrząc głęboko w oczy. - Dziękuję, że mogłem się w tobie zakochać. Dziękuję za to, że byłaś przy mnie wtedy, kiedy cię potrzebowałem. Dziękuję, że pokazałaś mi, czym jest miłość. Nigdy nie czułem się tak, jak przy tobie. To ty otworzyłaś mi oczy i pokazałaś świat. Nie wiem, gdzie bym był, gdyby nie ty. Nie wiem, co by się ze mną stało. Znalazłbym się na dnie. - oboje utrzymywali na ustach delikatne uśmiechy.
-Ja też ci dziękuję, Justin. - wyszeptała blondynka. - Za to, że pokazałeś mi, co to znaczy być szczęśliwym. Dziękuję, że wkradłeś się do mojego serduszka. Dziękuję, że każdego dnia mogłam czuć się, jak księżniczka, w ramionach swojego księcia z bajki. Czułam, że jestem dla ciebie najważniejsza. - pogładziła szatyna po policzku, a on przymknął powieki, pod wpływem jej delikatnego dotyku.
-Dziękuję, że przy tobie czuję się jak w niebie. Jesteś moim słoneczkiem, kochanie. Moim centrum wszechświata. Dziękuję.
-Mogę cię o coś spytać? - uniosła pytająco brwi.
-Oczywiście, maleńka.
-O co chodziło z twoim kuzynem. Nie chciałam powracać do tego tematu, ale to nie daje mi spokoju. - wyszeptała w jego usta.
-Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć, skarbie. Zaufaj mi.
Dziewczyna skinęła głową, opierając swoje czoło o jego. Wpatrywali się w siebie przez dobre parę minut.
-Pierdolę to. - mruknął w końcu szatyn, po czym cholernie namiętnie wpił się w jej usta.
To był zdecydowanie najpiękniejszy pocałunek w historii wszystkich pocałunków. Był zarazem delikatny, jak i brutalny, wolny, jak i szybki. Namiętny, cudowny i... ostatni.
Podczas ich pierwszego pocałunku poznawali się, witali. Ten był pożegnaniem. Ostatnim dowodem miłości.
Ich uczucie było najsilniejszym na całym świecie. Nikt nigdy nie czuł czegoś takiego, jak oni. Ich miłość była wyjątkowa i niepowtarzalna. To tak jakby stali po dwóch stronach świata, a mimo wszystko usłyszą bicie swoich serc. Byli dla siebie idealni pod każdym możliwym względem.
W tym momencie nie czuli do siebie pożądania. Była tylko i wyłącznie miłość.
Przepiękna miłość...
Prawdziwa...
Taka, która zdarza się raz na milion.
Taka, która zostaje nawet po śmierci...
Po chwili oderwali od siebie swoje spragnione wargi, oddychając szybko. Chłopak oparł swoje czoło o jej, głaszcząc kciukami zaróżowione policzki nastolatki.
-Kocham cię, siostrzyczko... - wyszeptał w jej usta.
-Ja ciebie też, braciszku... - spod jej powieki wypłynęła jedna samotna łza. Szatyn zacisnął wargi, lecz nic to nie dało, a z jego oczu wypłynął maleńki strumień ciepłych łez. Przytulił ją do siebie, czując, jak ciało blondynki zaczyna drżeć.
-Jesteś moim aniołkiem, wiesz? - głaskał ją po włosach, całując każdą część jej zapłakanej twarzyczki.
Następnie uklęknął przed dziewczyną i ułożył dłonie na jej brzuchu. Ponownie z jego oczu wypłynęły łzy, tym razem było ich o wiele więcej. Podwinął lekko jej koszulkę, sunąc opuszkami palców po brzuchu dziewczyny.
-Przepraszam. - wyszeptał, składając na nim kilka pocałunków. - Rodzice bardzo mocno was kochają, ale nie potrafią tak dalej żyć. - tym razem spod powiek Mai wypłynął strumień łez. - Musimy to zrobić. Inni nie rozumieją uczucia, jakim się darzymy. - ponownie złożył serię pocałunków na skórze blondynki. - Nie chcieliśmy odbierać wam życia, ale nie możemy postąpić inaczej. To jest silniejsze od nas... - załamał się. Usiadł na betonie i rozpłakał się na dobre. Nie potrafił pohamować łez. To wszystko przerosło go psychicznie. Nigdy nie sądził, że będzie w takiej sytuacji. Pociągnął nosem i otarł łzy, a następnie ponownie ułożył dłonie na brzuchu Mai. Tam, gdzie znajdowały się jego, nienarodzone jeszcze, dzieci.
-Cholernie mocno was kochamy, ale nie możemy postąpić inaczej. Nie możemy być szczęśliwą rodziną. To nie wasza wina. Wy jesteście dowodem naszej miłości. Przepraszamy... - wytarł, zalaną łzami, twarz w koszulkę. - Nawet nie wiecie, jak to boli. Myśl o tym, że musimy wam to zrobić. Ale nie ma innego wyjścia. Tylko tak możemy oderwać się od tego świata i być szczęśliwi. Kochamy was najmocniej na świecie, jesteście dla nas tak cholernie ważni. - szatyn toczył ze sobą walkę. Chciał być szczęśliwy razem z Mają. Chciał tego, pragnął, jak niczego innego. Jednak z drugiej strony nie mógł dopuścić do siebie myśli, że swoim egoizmem pozbawi życia te dwie malutkie istotki. Nie potrafił ich ochronić.
I to bolało najbardziej...
-Przepraszam... - wyszeptał, po czym wstał i złapał Maję za rękę.
Dziewczyna spojrzała na niego ze łzami w oczach, a następnie skinęła głową, dając chłopakowi sygnał. Podeszli do skraju dachu, spoglądając w przepaść pod nimi.
-Kocham cię... - wyszeptali w tym samym momencie, robiąc krok w przód.
Czuli, że już za chwilę oderwą się od swoich problemów i zmartwień. Trafią do świata, w którym będą tylko oni, ich szczęście i ich miłość...
Parę sekund później ich dusze nie znajdowały się już wśród żywych. Przenieśli się do swojego własnego świata. Zabili się z miłości. Oddali życie, aby być razem. Chcieli być szczęśliwi. Razem, nie osobno. Wiedzieli, że tylko tak mogą połączyć się na wieczność. Jedynie śmierć mogła przynieść im szczęście. Dostali to, czego pragnęli najbardziej.
Dostali siebie...
I już nikt, nigdy ich nie rozdzieli...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Myślałam, że napisanie tego rozdziału pójdzie mi tak samo, jak pisanie innych.
Myliłam się...
Końcówkę pisałam i cały czas płakałam, a zwłaszcza jeden moment.
To straszne, kiedy ojciec żegna się z, nienarodzonymi jeszcze, dziećmi...
Nie wiem, może to ja się po prostu rozkleiłam, wiedząc, że to już końcówka the other side.
I powiem Wam, że jeszcze zanim zaczęłam pisać to opowiadanie, miałam dokładnie ułożony ten rozdział.
Po prostu...
PAMIĘTAJCIE, ŻE TO JESZCZE NIE KONIEC. CZEKA NAS JESZCZE ROZDZIAŁ 50 I EPILOG, KTÓRY, MOIM ZDANIEM, BĘDZIE CIEKAWY. MAM NADZIEJĘ, ŻE ZOSTANIECIE ZE MNĄ DO KOŃCA.
Zapraszam Was na mojego aska. Odpowiem na wszystkie Wasze pytania:
Ps. Chciałam Was zaprosić na świetne opowiadanie ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*
Nie miejcie mi tego za złe. Nie wszystkie historie kończą się happy endem...

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 48...

-Maja! - do moich uszu doszedł zrozpaczony głos Justina. - Maja, obudź się!
Powoli uniosłam powieki, mrugając nimi kilka razy.Niekontrolowanie z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które Justin otarł wierzchem dłoni.
-Przecież to niemożliwe. - wyszeptałam, siadając na łóżku, na którym położył mnie szatyn.
-Dziecko, o co chodzi z tym zdjęciem? - spytał mój ojciec, patrząc na mnie ze zmartwieniem, wypisanym na twarzy.
-By - byliśmy dzisiaj u biologicznej matki Justina. - zaczęłam przez łzy. - I ona dała Justinowi zdjęcie jego ojca. - wybuchnęłam płaczem, ale chłopak momentalnie objął mnie ramionami, przytulając do swojej klatki piersiowej.
-Tato, ty jesteś biologicznym ojcem Justina. - spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
Na jego twarzy wymalowany był szok, kiedy szatyn w dalszym ciągu głaskał i całował mnie po włosach.
-Spokojnie, kochanie. Zrobimy badania DNA, może to jakaś pomyłka. - chłopak starał się mnie uspokoić.
-Jedźmy teraz. Od razu. - powiedziałam, a następnie wstałam i złapałam go za rękę.
Wyciągnęłam go ze swojego pokoju, schodząc na dół. Kiedy tylko moja mama zauważyła, w jakim stanie jestem, podeszła do nas.
-Co się stało? - spytała z troską, jednak ja zignorowałam ją i, będąc jakby w transie, skierowałam się razem z Justinem do przedpokoju.
Wsunęłam nogi w buty i założyłam jeansową kurtkę, czekając, aż szatyn zrobi to samo. Otworzyłam drzwi od domu i wyszłam na dwór. Podeszłam do samochodu Justina, kiedy on otworzył przede mną drzwi. Po chwili zajął miejsce na fotelu kierowcy, a ja poczułam, że mogę dać upust swoim emocjom.
-Przecież to nie może być prawda... - powiedziałam, łamiącym się głosem.
-Spokojnie, maleńka. Nie wiadomo, z iloma facetami spała. Równie dobrze moim ojcem może być jakiś inny, przypadkowy koleś. - szatyn kolejny raz starał się mnie uspokoić. - Poza tym, nie możesz się denerwować, skarbie. - ułożył rękę na moim brzuchu, gładząc go delikatnie. Następnie pocałował mnie w czoło i odpalił silnik, zjeżdżając z podjazdu.
Po dwudziestu minutach Justin zaparkował pod szpitalem. Chociaż cały czas powtarzał, żebym się nie denerwowała, całym moim ciałem wstrząsał niepokój. Żyłam nadzieją, że biologiczna matka Justina pomyliła się. Źle wyliczyła dzień, w którym zaszła w ciążę.
Wierzyłam w to, ponieważ nie chciałam nawet myśleć, co by było, gdyby okazało się, że jesteśmy z Justinem spokrewnieni.
Wysiadłam z samochodu, a szatyn objął mnie jedną ręką w pasie, prowadząc w stronę wejścia do szpitala. Będąc w środku, podeszłam do recepcji, przy której siedziała młoda kobieta.
-Przepraszam, na którym piętrze znajduje się laboratorium? - spytałam, trzęsącym się głosem.
-Drugie piętro, od windy w lewo. - odparła, uśmiechając się delikatnie.
-Dziękuję. - mruknęłam, odchodząc od recepcji.
Złapałam chłopaka za rękę kierując się do windy. Kiedy tylko weszliśmy do środka, mocno wtuliłam się w Justina, mocząc łzami jego koszulkę.
-Boję się... - wyszeptałam, czując, jak chłopak odwzajemnia uścisk, gładząc mnie po plecach.
-Spokojnie, kochanie. Jestem pewien, że to pomyłka. - złożył kilka delikatnych pocałunków na mojej szyi.
Drzwi od windy otworzyły się, a my wysiedliśmy na drugim piętrze. Zgodnie ze wskazówkami pielęgniarki z recepcji, doszliśmy do laboratorium.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - podeszła do nas jakaś pielęgniarka. Zacisnęłam zęby, powstrzymując potok łez.
-Chcieliśmy wykonać badania DNA. - powiedział Justin, widząc, że ja nie potrafię z siebie nic wydusić.
-Na wykrycie pokrewieństwa? -uniosła brwi, wpatrując się w szatyna.
-Tak. - odparł krótko. - Bardzo zależy nam na czasie.
-W takim razie zapraszam. - wskazała na wejście do pomieszczenia.
Usiadłam na krześle, czekając, aż pielęgniarka podejdzie do mnie. Złapała moją rękę i podwinęła rękaw nad łokieć. Przyłożyła igłę do mojej żyły, a następnie wbiła ją powoli.
Czułam, że razem z krwią, której przybywało w strzykawce, jesteśmy coraz bliżej poznania prawdy.
Prawdy, która miała zadecydować o naszym dalszym życiu...
Kobieta przyłożyła wacik, nasączony spirytusem do miejsca, z którego pobierała krew. Zgięłam rękę, wstając z krzesła, natomiast moje miejsce zajął Justin. Ułożył prawą rękę na oparciu fotela, zerkając na pielęgniarkę.
-Daj mi drugą rękę. - wskazała na lewą, na co Justin przygryzł dolną wargę.
-Wolę z tej.
-Nie interesuje mnie, co ty wolisz. - posłała mu sceptyczne spojrzenie, a szatyn, z głośnym westchnieniem ułożył lewą rękę na oparciu. Od razu mogłam zobaczyć ślady po wkłuciach w żyły.
-Teraz rozumiem, dlaczego tak broniłeś tej ręki. - mruknęła kobieta, przejeżdżając gumową rękawiczką po jego żyłach. - Może od razy zrobimy ci badania na obecność narkotyków?
-Już miałem sprawę w sądzie. - skłamał. - Może sobie pani odpuścić.
Kobieta westchnęła cicho, po czym wbiła igłę w jego żyłę. Obserwowałam, jak krew przepływa przez igłę, prosto do strzykawki. Czułam jeszcze większy stres, ogarniający moje ciało. Otarłam z policzków łzy, kiedy chłopak posłał mi uspokajające spojrzenie.
-Wyniki powinny być za jakieś pół godziny. - uśmiechnęła się do nas, znikając za drzwiami kolejnego pomieszczenia.
Wyszliśmy na korytarz, siadając na białych, plastikowych krzesłach. Szatyn zaczął bawić się moimi włosami, chcąc w ten sposób oderwać mnie od natłoku myśli.
-Będzie dobrze, kochanie. - trącił nosem moją szyję, a następnie złożył na niej kilka pocałunków.
-A jeśli nie będzie? - nie wytrzymałam i wyrzuciłam ręce w powietrze. - A co, jeśli okaże się, że to prawda?
-Jestem pewien, że ona się pomyliła. Może i spała z twoim ojcem, ale to nie oznacza, że mnie wtedy zrobili. - sunął dłonią po moim odkrytym udzie.
-Justin, przestań. Nie mam nastroju. - zrzuciłam jego rękę, przez co westchnął głośno.
Przeczesałam włosy opierając się o kolana.
-To czekanie jest najgorsze. Tak samo, jak wtedy, kiedy trzymałam w ręce test ciążowy. - mruknęłam, przypominając sobie moment, w którym na malutkim ekranie pojawiły się dwie kreski.
Justin uśmiechnął się, jednak ja nie potrafiłam tego odwzajemnić.
Nie teraz...
Po paru minutach z jednego z pomieszczeń wyszła pielęgniarka.
-Tutaj są wyniki. - uśmiechnęła się do nas, podając mi białą kopertę, a następnie odeszła w drugą stronę.
Na korytarzu nie było nikogo, oprócz mnie i Justina. Dookoła panowała przerażająca wręcz cisza. Mogłam usłyszeć każde uderzenie swojego serca, jak i serca Justina. Podeszłam do chłopaka i ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej, w okolicach serca.
Nie myliłam się. Justin denerwuje się tak samo, jak ja...
Nagle do mojej głowy zaczęły powracać wspomnienia. Otworzyłam szerzej oczy, a spod moich powiek wypłynęły słone łzy.
-Justin, to mi się śniło. To miejsce, ta koperta... - wychlipałam.
-Spokojnie, sny o niczym nie świadczą. - mruknął, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Justin, ty to otwórz. Ja nie mogę... - podałam chłopakowi białą kopertę, a on przełknął głośno ślinę.
Spuściłam głowę, słysząc dźwięk szeleszczącego papieru. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając zęby na dolnej wardze. W tym momencie, czekałam na swoje dalsze życie...
-O Boże... - wyszeptał Justin, siadając na krześle. Z jego ręki wyleciała biała kartka, opadając na podłogę. - To niemożliwe...
W tym momencie moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Drżącą ręką podniosłam z ziemi wyniki, mierząc wzrokiem małe literki.
Momentalnie zalałam się łzami, które zamoczyły kartkę. Opadłam na krzesło obok Justina. Nie mogłam opanować trzęsącego się ciała.
-Kurwa, nie wierzę w to. - zaklął Justin, kopiąc krzesło, które przewróciło się z hukiem. Podskoczyłam na swoim miejscu, obserwując, jak szatyn pociera dłońmi twarz i ciągnie z frustracją za końcówki swoich włosów.
-Ty wiesz, co to oznacza...? - wychlipałam, spoglądając na niego.
-Tak, kurwa, wiem. - warknął, zaciskając pięści. - Że jestem zakochany we własnej siostrze. Kurwa, ja sypiam z własną siostrą.
Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem.
-Przepraszam, kochanie. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał, siadając na krześle obok mnie. Ułożył dłonie na moich biodrach,a następnie przyciągnął mnie do siebie, sprawiając, że usiadłam na jego kolanach.
-Justin, ty nie możesz być moim bratem. Po prostu nie możesz. - wyszeptałam, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Oplątał ramiona wokół mojej talii, mocniej wtulając moje ciało w swoje.
-Boże, dlaczego akurat moja matka musiała się pieprzyć z twoim ojcem. Mało było facetów w tym klubie? - warknął cicho. - Ja już teraz nie wiem, czy mam do ciebie mówić kochanie, czy... siostrzyczko...
Siedzieliśmy w takiej ciszy parę minut, aż w końcu przerwały ją dłonie Justina, ułożone na moim brzuchu.
-Jestem w ciąży z własnym bratem... - wyszeptałam przez łzy.
-Ja pierdole, to ja będę w końcu ojcem, czy wujkiem. - mruknął, łamiącym się głosem. - Kurwa, to jest pojebane...
-Justin, nie chcę tu siedzieć. Możemy już stąd jechać? - odsunęłam się od niego, ścierając z jego policzka jedną, samotną łzę.
-Oczywiście, skarbie. - odparł, po czym musnął moje usta.
Przez jego gest z moich oczu wypłynęło jeszcze więcej łez. Miałam świadomość tego, że jako rodzeństwo nie możemy się ze sobą spotykać, całować, kochać...
Nie możemy być razem, a to zabijało mnie od środka...
Wyszliśmy ze szpitala, kierując się do samochodu Justina. Chłopak otworzył przede mną drzwi, a ja zajęłam swoje miejsce, tępo wpatrując się w przednią szybę. Odpalił silnik i wjechał na drogę, prowadzącą do mojego domu. Przez cały czas siedzieliśmy w ciszy. Widziałam smutek, wymalowany na jego twarzy. A wiecie, co ja czułam?
Strach...
Strach i bezsilność...
Nie wiedziałam, jak teraz wyglądać będzie moje życie. Potrzebowałam Justina, jako mojego chłopaka i ojca moich dzieci, a nie jako mojego brata. My nie kochamy się jak rodzeństwo. Nasze uczucie jest dużo silniejsze. Nie potrafię go nawet opisać słowami...
Po jakimś czasie szatyn zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał się przed moim domem.
-Moi rodzice tu są. - wskazał na samochód, stojący na podjeździe.
Wysiadłam z auta i razem udaliśmy się do drzwi. Z moich oczu nie przestawały wypływać łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Nie po tym, czego się dowiedziałam.
-No i co? Wiecie już coś? - od progu przywitał nas głos mojego ojca. Udaliśmy się za nim do salonu, gdzie siedzieli nasi rodzice.
-Jesteśmy rodzeństwem. - powiedział Justin, oschłym głosem. Widziałam, że nie chciał ukazać swoich emocji przed wszystkimi. Starał się zatrzymać łzy, chociaż ja widziałam, że nie było to dla niego proste.
-O Boże... - szepnęła mama Justina, przykładając dłoń do ust.
Usiadłam na kanapie, na przeciwko dorosłych, a szatyn zajął miejsce obok mnie. Patrzyli na nas smutnym wzrokiem, przez co jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Nie potrzebowałam współczucia. Chciałam po prostu odzyskać Justina. Chciałam, żeby to wszystko okazało się jedynie snem, a nie chorą rzeczywistością.
-Maja... musisz usunąć ciążę. - do moich uszu doszedł niepewny głos, ale nie potrafiłam nawet powiedzieć, do kogo on należał.
-Nie zabiję własnych dzieci. - wychlipałam, łapiąc się za brzuch. Czułam, jak Justin obejmuje mnie ramionami, a ja tak po prostu miałam ochotę się w niego wtulić i żyć tak, jak dawniej.
Ale wiedziałam, że to niemożliwe...
-Maja, nie możesz urodzić dzieci własnego brata. Jedynym wyjściem jest aborcja. Trzeba to zrobić, zanim będzie za późno.
-I co? Mamy tak po prostu zabić własne dzieci? - warknął Justin, zaciskając pięści.
-A widzisz inne rozwiązanie? Maja jest twoją siostrą. Wy nie możecie być razem, nie możecie ze sobą sypiać, nie możecie mieć dzieci.
-Majka jest moją dziewczyną. Tylko wy wiecie, że jesteśmy rodzeństwem...
Spojrzałam na niego spod kurtyny rzęs, przecierając wierzchem dłoni załzawione oczy.
-Co chcesz przez to powiedzieć. - jego mama zmarszczyła brwi.
-Ja ją kocham i chcę z nią być. - odparł ostro.
-Nie możecie być razem. Jakbyś nie wiedział, to jest nielegalne.
-Ale ja, kurwa, nie potrafię tratować ją jak siostrę. Ona samym spojrzeniem mnie podnieca, więc o czym my w ogóle mówimy. To jest fizycznie niemożliwe. - podniósł lekko głos. Pogładziłam go po ramieniu, czując jak jego mięśnie się rozluźniają.
-Nie możecie się spotykać i koniec. - powiedziała moja mama. - Maja, usuniesz ciążę.
Momentalnie zerwałam się z kanapy i pobiegłam do siebie, na górę. Trzasnęłam drzwiami, po czym rzuciłam się na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Czułam, jak materiał pod moją głową robi się coraz bardziej wilgotny, przez łzy, wypływające litrami spod moich powiek.
Justin był dla mnie wszystkim. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Nosiłam pod sercem nasze dzieci, które kazali mi zabić...
Jak można zabić własne dzieci?
Nie mogłam tego zrozumieć. Nie usunę ciąży, chociażby mieli zaciągnąć mnie do lekarza siłą. Zrobię wszystko, żeby je uratować. One nie są niczemu winne. To ja przespałam się z własnym bratem, chociaż wtedy nie wiedziałam, że jesteśmy rodzeństwem.
Chwilę później drzwi od pokoju otworzyły się cicho. Justin wszedł do środka, podchodząc do mojego łóżka. Usiadł na jego skraju, sunąc dłonią po moich nagich udach.
-Justin, ja nie zabiję tych dzieci. Nigdy. - wychlipałam, przewracając się na plecy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wycierając z policzków łzy.
-Spokojnie, kochanie. Nie mogą cię do tego zmusić. - pogłaskał mnie po włosach, całując w czoło.
-Nie możemy się spotykać. Nie możemy ze sobą być... - wyszeptałam, obejmując swoimi dłońmi jego.
-Ale ja cie kocham. - jęknął cicho, a ja widziałam, że był bliski płaczu.
-Ja też cię kocham, Justin. - wplątałam palce w jego włosy, opierając swoje czoło o jego. - Najmocniej na świecie.
Spod jego powiek wypłynęło kilka łez, które starłam kciukami. Złożyłam delikatne pocałunki na jego powiekach, a następnie na czole. Objęłam jego twarz dłońmi, patrząc szatynowi głęboko w oczy.
-Jesteś moim bratem, Justin. Nie możemy, rozumiesz...?
Chłopak, ignorując moje słowa, momentalnie wpił się w moje usta, wplątując palce w moje włosy. Odwzajemniałam brutalny pocałunek, a z moich oczu wylewały się strumienie łez. Wiedziałam, że nie możemy tego robić, a jednak nie potrafiłam przerwać. Nie miałam wystarczająco dużo silnej woli, aby go od siebie odepchnąć. Zamiast tego pogłębiłam pocałunek, wprawiając w namiętny taniec nasze języki.
-Justin, ja jestem twoją siostrą... - wyszeptałam, kiedy oderwaliśmy od siebie nasze spragnione usta, aby zaczerpnąć powietrza.
-Wiem. - mruknął cicho, a następnie ponownie złączył nasze wargi.
Przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej, chcąc czuć każdą jego część. Opadłam delikatnie na poduszki, a Justin naparł na moje ciało. Jego dłoń błądziła po moim ciele. Uniósł lekko moją nogę, sprawiając tym samym, że był jeszcze bliżej mnie.
W jednym momencie chciałam płakać ze smutku i ze szczęścia. Miałam świadomość tego, że to co robimy jest złe, a dla wielu ludzi wręcz chore. Z drugiej jednak strony, czułam bliskość Justina. Czułam jego ciepłe wargi na swoich. Czułam jego miłość...
W tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka weszła moja mama, razem z mamą Justina.
Justin zsunął się ze mnie, stając na podłodze, a ja poprawiłam bluzkę, siadając na łóżku.
-Czy wy nie rozumiecie, że nie możecie być razem? - zaczęła pani Bieber, przez co momentalnie spuściłam głowę.
-A czy wy nie rozumiecie, że to jest silniejsze od nas? - warknął chłopak. - My się, kurwa, kochamy. Nie zaczniemy z dnia na dzień traktować się jak rodzeństwo.
-Justin, powinieneś stąd pójść.- powiedziała jego mama, łapiąc go za ramię.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - wyrwał się z jej uścisku.
-Nie możesz tu być. - tym razem jej głos brzmiał dużo ostrzej.
-Mogę, ponieważ Maja jest moją dziewczyną.
-Nie, ona jest twoją siostrą. - ponownie starała się go wyprowadzić z pokoju, jednak Justin wyszarpał swoją rękę, chcąc podejść do łóżka.
***Oczami Justina***
Kierowałem się w stronę blondynki, kiedy do pokoju wszedł mój ojciec, razem z ojcem Mai, czyli równocześnie z moim biologicznym ojcem.
-Jeremy, musicie go stąd wyprowadzić. - mruknęła moja mama, a ja poczułem uścisk na ramieniu.
-Zostaw mnie. - warknąłem, wyrywając się.
-Justin, uspokój się.
-Jak mam się, kurwa, uspokoić, skoro chcecie odebrać mi najważniejszą osobę w moim życiu!? - ryknąłem, przez co mama Mai oraz moja zadrżały.
Ponownie poczułem uścisk na ramieniu, tym razem z oby dwóch stron. Mężczyźni siłą wyprowadzili mnie z pokoju. Wkurwiony, zbiegłem schodami na dół, wychodząc z domu. Trzasnąłem drzwiami, kierując się do swojego samochodu. Wyjąłem z bagażnika butelkę wódki, po czym zająłem miejsce kierowcy. Wyciągnąłem z kieszeni spodni komórkę, a w oczach zebrały mi się łzy.
"Kocham cię, maleńka. I nigdy nie przestanę..."
Wysłałem sms'a do Mai, po czym odpaliłem silnik. Zjechałem z podjazdu, otwierając butelkę wódki. Wypiłem dwa łyki, trzymając szklany przedmiot w jednej ręce...
***
Zaparkowałem przed starymi barakami. Wyłączyłem silnik, po czym wysiadłem z samochodu, biorąc ze sobą butelkę, z której ubyło część zawartości. Z twarzą zalaną łzami wszedłem do środka. Nie przejmowałem się w tej chwili tym, czy kumple zobaczą mnie w takim stanie.
Wszystko miałem już w dupie...
Zastałem siedzących w środku Austina i Chrisa, z puszkami piwa w ręce. Ich wzrok niemal natychmiast wylądował mnie, a wyraz twarzy z wesołych zmienił się ma zdezorientowane.
-A tobie co się stało? - Austin uniósł brwi. - Tylko mi nie mów, że znowu ubzdurałeś sobie, że Majka puściła się z Dannym. - mruknął, po czym razem z Chrisem zaśmiali się cicho.
-Zabiłem skurwiela tydzień temu. - warknąłem, siadając pod ścianą.
-Sprzątnąłeś Danny'ego? - spytał Chris, na co skinąłem głową, a z moich oczu wypłynęły kolejne łzy.
-W takim razie co ci jest? - chłopaki patrzyli na mnie z lekką ironią w oczach.
-Życie mi się spieprzyło. - powiedziałem cicho, wpatrując się tępo w ziemię.
-A co? Majka nie chce się z tobą bzykać? - parsknęli śmiechem, wyprowadzając mnie tym z równowagi.
Rzuciłem, w połowie pełną, butelką wódki o ścianę, momentalnie wstając z miejsca. Szybkim krokiem podszedłem do Austina, przykładając mu broń do gardła.
-Ja pierdolę! Opanuj się człowieku! - krzyknął, odpychając mnie od siebie.
Ze wściekłością rzuciłem pistolet na ziemię, wybuchając płaczem. Oparłem się o ścianę i zsunąłem po niej, siadając na ziemi.
-Nie mogę być z Majką...
Chłopaki zmarszczyli brwi, kucając obok mnie.
-Dlaczego? - Austin poklepał mnie lekko po ramieniu. - Ty kochasz ją, ona kocha ciebie...
-Majka jest moją siostrą... - wyszeptałem, chowając głowę w kolanach...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Nie wiem, czy wam się to podoba, czy uważacie to raczej za chore, ale dla mnie TAKA miłość pomiędzy bratem, a siostrą jest przepiękna...
Wiecie, że zostały już tylko dwa rozdziały i epilog...?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania.
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Chciałam Was zaprosić na pięknego bloga/ opowiadanie. Jest właśnie o tym, co dla mnie jest piękne. O miłości, takiej, jak między chłopakiem, a dziewczyną, tylko że główni bohaterowie od początku wiedzą, że są rodzeństwem...

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 47...

***Tydzień później***
Te parę dni było najpiękniejszym czasem w moim życiu. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. Przy Justinie nie trzeba mi było niczego innego. Dosłownie. Jestem przekonana, że nie ma na świecie drugiej, tak zakochanej pary, jak ja i Justin.
Skończyłam właśnie pakować swoje ubrania do torby. Zapięłam zamek, opadając na łóżko, obok szatyna. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej.
-Nie wyjeżdżajmy. - mruknął w moje włosy.
-Też najchętniej bym tu została, ale muszę chodzić do szkoły, Justin. - zachichotałam cicho, kreśląc niewidzialne wzorki na jego ramieniu.
-To ja cię będę uczyć. - wzruszył ramionami, na co ja parsknęłam śmiechem.
-A czego ty mógłbyś mnie nauczyć? - poklepałam go lekko po klatce piersiowej.
-Biologii... w praktyce. - mruknął seksownie, a następnie odwrócił nas tak, że ja leżałam na poduszkach, a on górował nade mną, napierając swoim ciałem na moje.
Wpił się w moje wargi, siadając na mnie okrakiem. Złapałam go za koszulkę, przyciągając bliżej siebie. Jedną dłoń ułożyłam na policzku chłopaka, gładząc go delikatnie opuszkami palców. Nasze języki ocierały się o siebie, powodując falę dreszczy oraz jęków, wydobywających się z naszych ust.
-A teraz na prawdę musimy już jechać. - odepchnęłam go lekko od siebie, przez co zrobił zawiedzioną minkę małego chłopca. - No już, złaź ze mnie. - poklepałam go po tyłku, przez co zachichotał pod nosem, zsuwając się ze mnie. Podniósł z podłogi moją torbę, a następnie udał się w stronę wyjścia z domku. Westchnęłam głośno, ostatni raz rozglądając się po sypialni. Na moje usta wkradł się uśmiech, kiedy do głowy powróciły wspomnienia wielu erotycznych chwil, które przeżyliśmy tu z Justinem. Zamknęłam drzwi od pokoju, a następnie wyszłam z domu. Wolnym krokiem podeszłam do samochodu. Szatyn otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, za co podziękowałam mu delikatnym uśmiechem. Zajęłam swoje miejsce, opierając głowę o szybę. Chłopak odpalił silnik, wyjeżdżając z ośrodka. Zauważyłam, jak zerka na mnie kątem oka, przez co uniosłam pytająco brwi.
-Co? - zaśmiałam się cicho, kiedy chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Po prostu jestem szczęśliwy. - wzruszył lekko ramionami, układając rękę na moim kolanie. - Gdyby ktoś jeszcze kilka miesięcy temu powiedział mi, że będę zakochany w piętnastolatce i zostanę ojcem, nigdy bym nie uwierzył. - pokręcił z rozbawieniem głową.
Pocałowałam go w policzek, po czym oparłam się o boczną szybę, przymykając powieki.
***Oczami Justina***
Dwie godziny później zaparkowałem na podjeździe przed białym domem.
-Kochanie... - przeczesałem włosy Mai, obserwując, jak mój aniołek słodko śpi. - Czas wstawać.
Dziewczyna otworzyła powoli oczy, ziewając cicho. Spojrzała na mnie lekko zaspanymi oczami, odwzajemniając gest. Spojrzała przez boczną szybę na nieznany dom, przygryzając lekko dolną wargę.
-Jesteś pewien, że mam iść z tobą? Może powinieneś sam z nią najpierw porozmawiać. - mruknęła cicho, patrząc na mnie niepewnie.
-Nie. Chcę, żebyś poszła ze mną. Ja nawet nie wiem, o czym mam z nią rozmawiać. - skrzywiłem się lekko.
-Czyżby Justin Bieber się denerwował? - uśmiechnęła się łobuzersko, na co przewróciłem z rozbawieniem oczami. - Rozmawiałeś z nią? - spytała po chwili.
-Tak, dzwoniłem do niej z dwa dni temu. - Maja pokiwała ze zrozumieniem głową.
-Nie bój się. To w końcu twoja... matka. - powiedziała niepewnie.
-Ona jest raczej kobietą, która mnie urodziła. Moją matką jest ktoś inny. Moją matką jest osoba, którą kocham, a tej nawet nie znam. - wzruszyłem lekko ramionami, układając dłoń na klamce. - Już czas...
Wyszedłem z samochodu, a następnie obszedłem go dookoła, otwierając drzwi od strony Mai. Dziewczyna wysiadła, po czym złapała mnie za rękę, udając się w stronę wejścia do domu.
-A może jednak się wycofam... - mruknąłem niepewnie, zatrzymując się zaraz przed drzwiami.
-Nie, Justin. Jesteś już tutaj, to nie możesz teraz uciec. Przecież to parę minut rozmowy. - mocniej chwyciła mnie za rękę, nie pozwalając tym samym odejść.
Z głośnym westchnieniem uniosłem rękę i zapukałem w drzwi. Po chwili usłyszeliśmy kroki, a drzwi od domu otworzyły się, ukazując w progu kobietę, wyglądającą na jakieś trzydzieści osiem lat.
-Dzień dobry. - przywitałem się. - To ja do pani dzwoniłem. - uśmiechnąłem się do niej lekko, co niemal natychmiast odwzajemniła.
-Witajcie. - otworzyła szerzej drzwi. - Zapraszam. - wskazała gestem dłoni, abyśmy weszli do środka.
Pokierowała nas do salonu, gdzie zajęliśmy miejsca na kanapie. Czułem się niepewnie. Nie wiedziałem, czy to ja mam rozpocząć rozmowę, czy może ona coś powie. Kobieta usiadła na przeciwko nas, układając ręce na kolanach.
-Ciszę się, że zdecydowałeś się ze mną spotkać, Justin. - zaczęła, na co ja odetchnąłem w duchu. - To twoja dziewczyna? - uśmiechnęła się do Mai.
-Tak. - odparłem, również utrzymując na ustach uśmiech. - To Maja.
-Bardzo mi miło. - blondynka przywitała się z moją biologiczną matką.
-Mi również, kochanie. - zwróciła się do piętnastolatki. - Myślę, że teraz chciałbyś się dowiedzieć prawdy. - przeniosła swój wzrok na mnie.
-Tak. To było dla mnie na prawdę ogromne zaskoczenie. Dopiero trzy miesiące temu dowiedziałem się, że jestem adoptowany. Nie ukrywam, że to był dla mnie szok.
-Przepraszam cię. Byłam młoda, kiedy zaszłam z tobą w ciążę. Młoda i głupia. To zdarzyło się na jednej z imprez. Miałam wtedy osiemnaście lat. Nie potrafiłabym się tobą zająć, zwłaszcza bez pomocy twojego ojca. Nie chciałam, żebyś był nieszczęśliwy, dlatego uznałam, że będziesz miał lepsze życie w innej rodzinie. Przepraszam.
-Nie mam pani tego za złe. - sprostowałem od razu, posyłając kobiecie serdeczny uśmiech. - Najważniejsze jest to, że nie usunęła pani tej ciąży, że mnie pani nie... zabiła. To pani mnie urodziła i dała mi żucie. Dzięki pani tu jestem, żyję, mam wspaniałą dziewczynę i niedługo sam zostanę ojcem. Na prawdę nie ma mnie pani za co przepraszać.
Kobieta lekko uniosła brwi, spoglądając to na mnie, to na Maję.
-Jesteś w ciąży? - spytała, uśmiechając się delikatnie.
-Tak. - odparła nieśmiało dziewczyna.
-Przepraszam, muszę o to zapytać. Ile masz lat?
-Piętnaście. - Maja spojrzała na mnie ukradkiem.
Kobieta pokiwała lekko głową, po czym westchnęła głośno.
-Dwa lata po twoim urodzeniu wyszłam za mąż. Ponownie zaszłam w ciążę, tylko wtedy z osobą, którą kochałam i kocham nadal.
-Czyli mam rodzeństwo? - uniosłem lekko brwi, oczekując odpowiedzi.
-Tak. Masz brata, ma siedemnaście lat. Niedługo powinien wrócić ze szkoły.
Jeśli ten "brat" będzie chciał mi odbić Majkę, nie ważne, że jesteśmy spokrewnieni. Obiję mu mordę tak, że zapamięta mnie do końca życia.
W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi oraz kroków.
-Wróciłem! - momentalnie przewróciłem oczami, słysząc bardzo dobrze znany mi głos.
Chłopak wszedł do salonu, zatrzymując się nagle, kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały.
-Bieber? Co ty tu robisz? - w jego głosie można było usłyszeć nutę paniki.
-Przyszedłem naskarżyć na ciebie twojej mamie. - zaśmiałem się cicho.
-Ej no, stary... - mruknął, a ja wiedziałem, że wziął moje słowa na serio.
-Spokojnie. Nie jestem taki. - ponownie zachichotałem.
-W takim razie dowiem się w końcu, co robisz w moim domu? I to na dodatek z taką ślicznotką? - zerknął na Maję i oblizał wargi, czym momentalnie podniósł mi ciśnienie.
-Nawet o tym nie myśl. - warknąłem, posyłając mu znaczące spojrzenie. On dobrze wiedział, co noszę za paskiem od spodni, dlatego zrozumiał moje ostrzeżenie. - Nie odbija się dziewczyny bratu, Nate.
Chłopak zrobił mało inteligentną minę, spoglądając pytająco na mamę.
-Jak widzę, dobrze się znacie, więc nie muszę was sobie przedstawiać. - uśmiechnęła się lekko. - Nate, mówiłam ci, że przed urodzeniem ciebie byłam w ciąży, ale nie mogłam się zająć dzieckiem. To właśnie Justin jest twoim bratem. - wyszczerzyłem się do niego, kiedy on wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
-Serio? - zachichotałem, obserwując jego zdezorientowaną minę.
-Jesteś na mnie skazany, Nate. A może raczej powinienem powiedzieć "braciszku".
-Ja pierdole. Bieber jest moim bratem. Zrobiło się na prawdę ciekawie... - rzucił z rozbawieniem, a ja zauważyłem, jak jego matka zmroziła go wzrokiem za słownictwo.
Po chwili Nate poszedł na górę, do swojego pokoju, zostawiając nas samych.
-Nie krępuj się, Justin. Pytaj o co tylko chcesz. - kobieta posłała mi delikatny uśmiech.
-Właściwie to mam pytanie. - zacząłem powoli, opierając łokcie o kolana. - Wie pani, kto jest moim biologicznym ojcem?
-Nie wiem, jak ma na imię ani na nazwisko. Poznałam go na jakiejś imprezie. Zaszłam z tobą w ciążę po sporej ilości alkoholu. Zapomnieliśmy się zabezpieczyć, ale teraz widzę, że dobrze, że tego nie zrobiliśmy. - spojrzała na nas znacząco.
-A czy on wie, że ma syna? - uniosłem brwi, oblizując powoli wargi.
-Nie. - pokręciła przecząco głową. - Nie spotkaliśmy się nigdy więcej. To był jednorazowy, przygodny seks. Nie łączyło mnie nic z twoim ojcem. Jedyne, co mi po nim pozostało, to zdjęcie. - kobieta wstała z kanapy, a następnie podeszła do komody. Wyjęła z niej jakieś zdjęcie, po czym wróciła do nas. - To est zdjęcie sprzed dwudziestu paru lat. Nie wiem nic więcej, Justin. Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. Jeśli chcesz, możesz wziąć to zdjęcie. Nie uda ci się po nim odnaleźć ojca, ale zawsze to jakaś pamiątka.
-Na pewno nie chce go pani zatrzymać? - niepewnie wziąłem od niej fotografię.
-Tak, chociaż tyle mogę zrobić..
-Dziękuję. - mruknąłem, po czym podniosłem się z kanapy. - Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną porozmawiać. To dla mnie dużo znaczy. A teraz musimy się już zbierać. - posłałem jej lekki uśmiech, kierując się w stronę drzwi.
-To ja dziękuję, że mogłam cię poznać. Że mogłam poznać swojego... syna i jego dziewczynę. - przeniosła wzrok ze mnie na Maję. - Mam nadzieję, że nie popełnicie tego błędu, co ja i zajmiecie się waszym dzieckiem.
Pożegnaliśmy się z kobietą, a następnie opuściliśmy dom. Podszedłem do samochodu i otworzyłem drzwi od strony pasażera. Następnie, kiedy Maja zajęła swoje miejsce, zamknąłem drzwi. Przeszedłem dookoła samochodu, wsiadając do środka. Westchnąłem głośno, opierając się o kierownicę. Poczułem, jak Maja gładzi mnie po plecach, składając delikatne pocałunki na moim ramieniu.
-Dziękuję, że poszłaś ze mną. - pocałowałem ją w główkę, przejeżdżając opuszkami palców po jej policzku. - Wiesz co? Zawsze się zastanawiałem, jak można mieć tak delikatną i gładziutką skórę, jak ty. - sunąłem dłonią po jej szczęce, szyi, dekolcie oraz ramieniu.
Dziewczyna wplątała palce w poje włosy i przyciągnęła mnie do siebie, wpijając się w moje usta. Zsunąłem dłonie na jej tyłek, ściskając go lekko, przez co z ust Mai wydobył się cichy jęk. Wykorzystując okazję, wsunąłem język do jej ust, by po chwili połączyć swój z jej w namiętnym tańcu.
-Justin, jedź... - szepnęła w moje usta, kiedy oderwaliśmy od siebie nasze wargi.
Z głośnym westchnieniem odsunąłem się od niej, włączając silnik. Zjechałem z podjazdu, wjeżdżając na główną drogę.
-Justin, skąd się znacie? Ty i twój... brat. - spytała Maja, odwracając się w moją stronę.
-Jestem jego dilerem. - wzruszyłem ramionami, śmiejąc się pod nosem. - Ten koleś ćpa od piętnastego roku życia. Jest jednym z najbardziej uzależnionych ludzi, jakich znam.
Po chwili usłyszałem dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz, przejeżdżając palcem po dotykowym ekranie.
-No witam. - przywitałem się z mamą.
-Cześć, Justin. Kiedy wracacie? - spytała, a ja usłyszałem w tle odgłos uderzanych o siebie garnków. - Dzieciaki wariują bez ciebie.
-Tak a propo rodzeństwa, właśnie się dowiedziałem, że mam brata, trzy lata młodszego ode mnie.
-Widziałeś się ze swoją biologiczną matką? - spyta z przejęciem, zaprzestając wszelkich czynności.
-Tak, właśnie od niej wracamy. - mruknąłem, podtrzymując ramieniem komórkę, w tym samym czasie zmieniając bieg w samochodzie.
-I jaka jest? - dopytywała.
-Wydaje się miła, ale rozmawiałem z nią tylko chwilę. Powiedziała, dlaczego nie mogła się mną zająć i ogólnie opowiedziała, jak to było. - gwałtownie nacisnąłem na hamulec, widząc, wybiegającą na ulicę, małą dziewczynkę. - Muszę kończyć. - rzuciłem do mamy, odkładając telefon. Widząc przerażenie w oczach tego dziecka, wysiadłem z samochodu, podchodząc do dziewczynki. Miała najwyżej z cztery latka, a jej malutka twarzyczka była cała zapłakana.
-Co się stało, kochanie? - ukucnąłem obok niej, zakładając kosmyk jej włosków za ucho.
-Ma - ma... - wychlipała, przecierając piąstkami oczka.
-Zgubiłaś mamusię? - uniosłem brwi, na co dziewczynka nieśmiało skinęła główką. - Chodź, znajdziemy ją. - wziąłem małą na ręce, schodząc z ulicy na chodnik. - Powiedz, księżniczko, jak masz na imię? - spojrzałem na dziewczynkę, która bawiła się skrawkiem swojej sukienki.
-Lily... - powiedziała cicho, dziecięcy głosikiem.
-Ja jestem Justin. - uśmiechnąłem się do niej.
Nagle do naszych uszu doszły głośne krzyki.
-Lily! - głos kobiety był zrozpaczony. - Lily, gdzie jesteś!?
Podszedłem do, jak przypuszczam, mamy małej dziewczynki.
-Znalazłem zgubę. - uśmiechnąłem się serdecznie. - Mała wybiegła mi prosto pod samochód. - mama wzięła córeczkę na ręce.
-Jak mam ci dziękować? - spytała, patrząc na mnie z wdzięcznością w oczach.
-Po prostu niech pani nie spuszcza z niej oka. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia.
-Dziękuję. - kobieta pogładziła mnie po ramieniu.
Mała Lily wychylił się i pocałowała mnie w policzek, po chwili chowając twarzyczkę w zagłębienie szyi swojej mamy, zawstydzona.
-Jak słodko. - zaćwierkałem. - Oby tylko moja dziewczyna nie była zazdrosna. - dodam, a następnie oddaliłem się w stronę samochodu. Zająłem miejsce kierowcy i z powrotem włączyłem się do ruchu.
-Nawet nie wiem, co powiedzieć... - szepnęła Maja, przez co przeniosłem na nią wzrok. - To było tak cholernie kochane...
-To, że jej nie rozjechałem? - uniosłem lekko brwi, uśmiechając się pod nosem.
-Wiesz o czym mówię. - mruknęła, uderzając mnie lekko w ramię. - Ale teraz wiem, w jakich dziewczynach gustujesz. Nie w pół nagich prostytutkach, tylko w czterolatkach, ubranych w różowe sukieneczki. - zachichotała cicho.
Nie potrafiłem tego nie odwzajemnić, jej śmiech był zaraźliwy.
-A tak na prawdę, będziesz wspaniałym ojcem, Justin. Czuję to... - musnęła mój policzek. Ułożyłem dłoń na jej kolanie, pocierając je delikatnie.
-Będę się starał. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. - odparłem, przenosząc rękę na oparcie fotela Mai.
***Oczami Mai***
Po dwudziestu minutach Justin zaparkował na podjeździe przed moim domem. Wysiadłam z samochodu, kiedy szatyn wyjmował bagażnika moją torbę. Złapał mnie za rękę, udając się w stronę domu. Weszliśmy do środka i ściągnęliśmy buty oraz kurtki, wieszając je na wieszaku.
-Wróciliśmy! - krzyknęłam, aby poinformować rodziców.
Po chwili moja mama pojawiła się w przedpokoju, zamykając mnie w uścisku.
-Ależ ja się za tobą stęskniłam. - mruknęła, tuląc mnie do siebie.
-Mamo, udusisz mnie. - jęknęłam, na co i z jej i z Justina ust, uciekł cichy chichot
-Mam nadzieję, że się zabezpieczaliście. - powiedziała, a szatyn kolejny raz się zaśmiał, tym razem głośniej.
-Kiedy pamiętaliśmy... - powiedział cicho, za co oberwał ode mnie lekko z łokcia w brzuch.
-A wy się zabezpieczaliście? - uniosłam brwi, wpatrując się w rodzicielkę.
-Majka! - kobieta przybrała oburzony wyraz twarzy. - To chyba nasza prywatna sprawa.
-Wydaje mi się, że to, czy ja i Justin się zabezpieczaliśmy, to również nasza prywatna sprawa. - posłałam jej znaczące spojrzenie, przez co pokręciła z rozbawieniem głową.
-Oj dzieci, dzieci... - mruknęła, a następnie, posyłając nam serdeczny uśmiech, odeszła do salonu.
Skierowaliśmy się schodami na górę, prosto do mojego pokoju. Położyłam na biurku zdjęcie, które Justin otrzymał od swojej biologicznej matki, po czym podeszłam do niego. Zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję i stanęłam na palcach. Justin objął mnie ramionami w pasie, przyciągając maksymalnie blisko siebie.
W tym momencie do pokoju wszedł mój ojciec.
-Słyszałem, że moja córeczka wróciła. - podszedł do mnie i przytulił, kiedy odsunęłam się od szatyna.
-Tato... - wydusiłam z siebie. - Czy wy razem z mamą chcecie mnie dzisiaj udusić?
Mężczyzna puścił mnie ze śmiechem, opierając się o biurko. Nagle jego wzrok padł na fotografię. Wziął ją do ręki i uśmiechnął się szeroko.
-Maja, skąd masz to zdjęcie? - spytał.
-Znasz tego człowieka? - mój głos przepełniony był nadzieją. Wierzyłam, że Justinowi uda się odnaleźć ojca.
-Oczywiście, że tak. - odpowiedział wesoło. - To przecież ja...
W tym momencie poczułam, jak z mojej twarzy odpływają wszelkie kolory, a przed oczami stanęła jedynie ciemność...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Powracam po mojej tygodniowej przerwie.
I jak rozdział? Zaskoczeni, czy spodziewaliście się tego?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania:
Kocham Was i do następnego ;-* <który pojawi się szybciutko>

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 46...

***Oczami Mai***
Powoli otworzyłam powieki, zauważając dookoła jedynie ciemność, co oznaczało, że był środek nocy. Przeszukałam rękoma całe łóżko, jednak nigdzie nie znalazłam szatyna. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, gdzie mógł pójść. Usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju.
Wiecie, jaka była moja pierwsza myśl, kiedy zauważyłam, że nie ma go przy mnie? Że Justin pojechał do tej prostytutki ze stacji. Momentalnie parsknęłam śmiechem, przeczesując palcami swoje blond włosy. Podniosłam się z łóżka i założyłam na siebie krótkie spodenki oraz bluzę Justina. Już miałam wyjść z pokoju, kiedy zauważyłam na podłodze czerwoną kopertę. Zdziwiona, podniosłam ją i otworzyłam, wyjmując ze środka kartkę.
"Kochasz mnie? To chyba nie będziesz się bała pójść do lasu...?"
Na moich ustach mimowolnie zawitał szczery uśmiech. Pokręciłam lekko głową, zastanawiając się, co ten mój kochany idiota mógł wymyślić.
Trzymając w rękach kartkę, wyszłam z domku. Momentalnie przyłożyłam dłoń do ust, kiedy zobaczyłam przed domkiem strzałkę, ułożoną z różowych świeczek. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, udając się we wskazanym kierunku. Powoli i z odrobiną niepewności weszłam do lasu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu szatyna, jednak jego nigdzie nie było. W pewnym momencie zauważyłam taką samą, czerwoną kopertę, przyczepioną do drzewa. Wzięłam ją do ręki i wyjęłam ze środka kartkę.
"Wiesz, że nie potrafię powiedzieć Ci, jak bardzo cię kocham, prawda?"
-Boże, jaki ty jesteś słodki... - westchnęłam, przytulając do siebie kartkę. - Jakim cudem ja cię znalazłam?
Ruszyłam dalej, cały czas szeroko uśmiechając się do siebie. Automatycznie ułożyłam rękę na brzuchu, głaszcząc go delikatnie.
-Będziecie miały najwspanialszego tatusia na świecie. - szepnęłam, czując pod powieką jedną, samotną łzę.
Po przejściu paru kroków, ujrzałam w oddali nikłe światła. Skierowałam się w to miejsce, przechodząc przez krzaki. Kiedy tylko weszłam na polanę, zatrzymałam się nagle, czując szklanki w oczach.
Na środku, na trawie, leżał koc, a wokół niego ułożone było serce z czerwonych i różowych, zapalonych świeczek. Pomimo że było to na dworze, w powietrzu unosił się cudowny zapach kwiatów. Otarłam z policzków łzy, w dalszym ciągu obserwując piękny widok przede mną.
Nagle poczułam, jak ktoś przekłada moje włosy na jedną stronę, a następnie zawiesza mi na szyję łańcuszek. Wzięłam do ręki zawieszkę, przyglądając jej się uważnie. Było to złote serduszko, z wygrawerowanymi literkami M + J.
Momentalnie z moich oczu zaczęły wypływać słodkie łzy. Odwróciłam się, po czym, obejmując twarz Justina dłońmi, wpiłam się w jego usta. Chociaż wiedziałam, że to niemożliwe, chciałam pokazać mu, jak bardzo go kocham. Chłopak ułożył jedną dłoń na moich plecach, przyciągając mnie bliżej siebie. Stanęłam na palcach, pogłębiając pocałunek. Nasze języki nie walczyły, tylko wzajemnie się uzupełniały, jakby tworzyły jedną całość. Tak samo, jak ja i Justin. Dopełnialiśmy się wzajemnie i żadna, nawet największa siła nie mogła nas rozdzielić.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Justin wyciągnął zza pleców bukiet róż, wręczając go mnie.
-Dzisiaj mijają dwa miesiące, odkąd jesteśmy razem, odkąd wyznałem ci miłość. Tak dokładnie za... - spojrzał na swój zegarek, po czym uśmiechnął się szeroko. - Dokładnie teraz.
-Boże, Justin. Ja nie wiem, co mam powiedzieć... - wyszeptałam, patrząc prosto w jego tęczówki.
-Wystarczy, że powiesz, że nigdy mnie nie zostawisz. - pogłaskał mnie delikatnie po policzku.
-Nigdzie się nie wybieram. - uśmiechnęłam się przez łzy. - Dziękuję, Justin. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie zrobił dla mnie czegoś tak pięknego. - dodałam, wtulając się delikatnie w bukiet róż. - Jesteś tak cholernie kochany, Justin. - trzymając kwiaty w jednej ręce, drugą objęłam jego szyję, wtulając się w szatyna. Chłopak objął mnie ramionami w pasie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zaczął składać na niej delikatne pocałunki, przez co przymknęłam powieki.
-Chcę, żebyś wiedziała, jak dużo dla mnie znaczysz. - wyszeptał mi do ucha.
-Kocham cię, Justin. Tak cholernie mocno. - wzięłam głęboki oddech, napawając się zapachem jego perfum. - Dziękuję...
-To ja dziękuję, kochanie. Zmieniłaś moje życie. - popatrzył mi prosto w oczy, po chwili marszcząc brwi. - Nie płacz, skarbie. - otarł z moich policzków łzy, a następnie złożył delikatne pocałunki na moich powiekach.
-Po prostu się wzruszyłam. - posłałam mu szczery uśmiech. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka jestem szczęśliwa. A wszystko dzięki tobie.
Szatyn ułożył ręce na mojej talii, po czym skierował nas w stronę koca. Usiadłam na nim, podciągając kolana do klatki piersiowej.
-To tutaj... - szepnęłam, wpatrując się w wodę.
-Dokładnie w tym miejscu. - Justin usiadł obok mnie. - Wiesz, że już wtedy miałem nadzieję, że nie zostaniemy jedynie przyjaciółmi? Pamiętam, jak po naszym pierwszym pocałunku ty zasnęłaś, a ja ułożyłem twoją główkę na swojej klatce piersiowej i wpatrywałem się w ciebie. W twoje oczka, usta, włoski... - przerwał na moment, uśmiechając się łobuzersko. - Nie ukrywam, że na cycki też patrzyłem. - zrobił minę niewiniątka, na co ja momentalnie parsknęłam śmiechem. - Już wtedy stałaś się dla mnie cholernie ważna. - zaplątał sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
-Całą drogę powrotną do domu rozmyślałam nad tym, co zdarzyło się między nami. Zastanawiałam się wtedy, czy to coś dla ciebie znaczyło, czy byłam kolejną dziewczyną, z którą się przelizałeś. - zaśmiałam się cicho. - Pamiętam też, jak Abby to przeżywała. Wiesz, to był mój pierwszy pocałunek, a ona czasami zachowuje się, jakby była moją matką. - szatyn zachichotał pod nosem, przenosząc wzrok z wody na mnie.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że taka ślicznotka, jak ty, nigdy wcześniej nie miała chłopaka. Przecież to wręcz fizycznie niemożliwe.
-Właśnie o to chodzi. "Fizycznie" znalazłabym chłopaka, który mówiłby do mnie kochanie tylko w łóżku. Nie jestem typem dziewczyny, która chodziłaby z jakimś chłopakiem tylko dlatego, że jest przystojny i ma ładną buźkę. Dla mnie liczy się też to, co ma się w środku. Właśnie dlatego Luke był u mnie skreślony od samego początku.
-Maja, uważasz, że mam ładną buźkę? - zacytował, unosząc jedną brew.
-Oczywiście, że tak. - zaćwierkałam radośnie, łapiąc go za policzki. - Jesteś tak cholernie słodziutki, że mogłabym cię zjeść. - chłopak parsknął śmiechem. - Jak takie ciasteczko z czekoladą. - oblizałam usta, wpatrując się w Justina.
-Widzę, że wyobraźnia cię dzisiaj ponosi, kochanie. - zachichotał cicho. - Wiesz, wolałbym jednak, żebyś mnie nie zjadała.
Oparłam się na łokciach o koc, wpatrując się w gwiazdy. Czułam radość, wypełniającą moje serce. Rozchodziła się ona również po całym moim ciele. Wypełniała każdą, nawet najdrobniejszą cząstkę mnie.
Wstałam, zakładając ręce na piersi, po czym zeszłam z koca na trawę. Wpatrywałam się w lekko falującą wodę przede mną oraz słuchałam cichego szumu wiatru.
Chwilę później poczułam silne ramiona, owinięte wokół mojej talii.
-Maja, muszę cię o coś spytać. - zaczął, a jego głos brzmiał poważnie. - Ja wiem, że masz dopiero piętnaście lat i że jesteś jeszcze dzieckiem. Wiem, że wielu ludzi uznałoby mnie za szaleńca i wariata. Ale wiem również, że to z tobą chcę spędzić resztę życia. To przy tobie chcę się budzić każdego ranka oraz zasypiać, trzymając twoje drobne ciałko w ramionach. To w twoje oczki chcę patrzeć do ostatniego dnia swojego życia oraz z tobą przeżywać te najbardziej erotyczne chwile. - zaśmiałam się cicho, jednak już po chwili mój wyraz twarzy zmienił się na zaskoczony. Justin uklęknął przede mną, patrząc prosto w moje tęczówki. - Kochanie, ja zrozumiem, jeśli powiesz nie i będę czekać tak długo, jak tylko będziesz chciała, ale muszę o to spytać. - chłopak wziął głęboki wdech, po czym wyjął zza pleców małe pudełeczko w kształcie serduszka. - Wyjdziesz za mnie...?
Momentalnie całe moje ciało zesztywniało. Wpatrywałam się w niego, czując, jak po moich policzkach spływają kolejne łzy, których nie byłam w stanie zahamować. W ogóle nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Po chwili uklęknęłam, aby być na tej samej wysokości, co szatyn. Objęłam jego twarz dłońmi, bardzo delikatnie muskając jego usta.
-Tak, Justin... - wyszeptałam, czując, jak mój głos zaczyna się łamać.
Chłopak, nie czekając na nic dłużej przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta w cholernie namiętnym pocałunku. Wplątałam palce w jego włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki, kiedy palce szatyna zetknęły się z nagą skórą na mojej talii. Jęknęłam cicho, czując jego dłonie, błądzące po moim ciele.
-Boże, na prawdę się zgadzasz? - wyszeptał w moje usta, obejmując dłońmi moją twarz, a jego palce wplątane były w moje włosy.
-Tak. - powtórzyłam, patrząc prosto w oczy chłopaka.
Nagle spod jego powieki wypłynęła jedna, samotna łza. Otarłam ją delikatnie, składając delikatny pocałunek na jego czółku. Chłopak wtulił się we mnie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Poczułam, jak jego ciało delikatnie się trzęsie, co oznaczało, że płakał. Wplątałam palca w jego włosy, delikatnie głaszcząc skórę jego głowy.
-Dziękuję, kochanie... - wyszeptał, odsuwając się ode mnie po chwili.
Wstaliśmy po chwili, patrząc sobie głęboko w oczy. Pogładziłam go po policzku, po którym spływały ostatnie łzy. - Przepraszam za każdą chwilę, w której zachowywałem się jak skończony idiota. Przepraszam. - powiedział cicho, spuszczając wzrok.
-Justin, dla mnie to nie jest ważne. Liczy się to, co jest teraz, a nie to, co było. - szepnęłam w jego usta, muskając je delikatnie.
-Maja, zdejmij bluzę. - na ustach szatyna pojawił się uśmieszek.
Lekko zdziwiona ściągnęłam przez głowę ubranie chłopaka, odkładając je na trawę.
-A teraz spodenki. - przygryzł dolną wargę, mierząc mnie wzrokiem.
-Justin, co ty kombinujesz... - pokręciłam z rozbawieniem głową. - Kiedy chciało ci się bzykać, to raczej ty mnie rozbierałeś. - na moje słowa, chłopak zachichotał pod nosem.
Zdjął z siebie koszulkę, a następnie odpiął spodnie, zsuwając je z siebie. Przyglądałam mu się z rękoma założonymi na piersi oraz widocznym rozbawieniem. Szatyn podszedł do mnie i ułożył swoje dłonie na zapięciu moich spodenek. Odpiął guzik, a następnie rozpiął rozporek, po czym zsunął ze mnie dolną część garderoby. Jego ręce wylądowały przy krańcach mojej koszulki. Uniósł ją, ściągając ze mnie przez głowę.
-Wiesz, że cię kocham, prawda? - zaczął, łobuzersko się przy tym uśmiechając. Niepewnie skinęłam głową, marszcząc brwi. - I wybaczysz mi to, co zrobię, prawda?
-Justin, o czym ty... - nie zdążyłam jednak dokończyć, ponieważ szatyn przerzucił sobie moje ciało przez ramię, a następnie skierował się w stronę wody.
-Justin, nie! - pisnęłam, kiedy zorientowałam się, jakie są jego zamiary. - Tam jest zimno!
-To ja cię ogrzeję, kotek. - mruknął ze śmiechem, układając dłonie na moim tyłku.
Chwilę później z jego ust wydobył się cichy syk.
-Lodowata. - zachichotał, wchodząc głębiej do jeziora.
-Nie,ja nie chcę! Proszę! - pisnęłam ze śmiechem, uderzając w jego plecy piąstkami.
Nagle poczułam chłód, przeszywający całe moje ciało. Wynurzyłam się z wody, odrzucając swoje włosy do tyłu.
-Justin! - krzyknęłam, patrząc na chłopaka, któremu woda sięgała jedynie nad kolana. Szatyn pękał ze śmiechu, kiedy ja miałam ogromną ochotę go zabić. Tak na żarty, oczywiście.
Zanurkowałam, podpływając do niego powoli. Kiedy byłam już wystarczająco blisko, złapałam się gumki od jego bokserek, wynurzając się z wody. Zaczęłam sunąć mokrymi i zimnymi dłońmi po jego, jeszcze suchej, klatce piersiowej.
-Kurwa, jaka zimna. - syknął cicho, przez co wybuchnęłam śmiechem.
-Wyobraź sobie, że zaraz znajdziesz się w niej cały. - zaćwierkałam radośnie, zdobywając od chłopaka przerażone spojrzenie.
Stanęłam na palcach, a następnie objęłam twarz szatyna dłońmi. Złączyłam nasze spragnione usta, muskając jego wargi. Zaczęłam go ciągnąć w kierunku głębszej wody, a ze względu na to, że Justin nie potrafił przerwać naszego gorącego pocałunku, woda sięgała mu już do pasa. Ułożyłam ręce na jego karku, po czym przyciągnęłam go tak, że chłopak znalazł się w wodzie. Wypłynął po chwili, przeczesując palcami włosy.
-No to teraz chodź tu do mnie, laleczko. - mruknął seksownie.
Objął dłońmi moją nagą talię, przyciągając moje ciało do swojego. Kiedy moje biodra zderzyły się z jego przyrodzeniem, jęknął cicho w moje usta. Naparł na moje wargi, bez ostrzeżenia wsuwając język do moich ust. Otarł nim o moje podniebienie, przez co, tym razem ja, jęknęłam cicho. Ułożył dłonie na moich nagich plecach, odchylając mnie lekko do tyłu. Wplątałam palce w jego gęste włosy, przyciągając go bliżej siebie.
Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Nigdy w życiu nie byłam tak cholernie szczęśliwa. Miałam ochotę cały czas płakać z radości, która przepełniała moje serce. Właśnie najważniejsza dla mnie osoba na świecie trzymała mnie w swoich ramionach, okazując mi swoją miłość. Pod sercem nosiłam dwie, malutkie istoty, które są dowodem naszej miłości. Wzajemnej walki o to, co mamy teraz.
Mamy siebie i nic więcej nie jest potrzebne...
Szatyn przeniósł swoje usta na moją rozpaloną skórę na dekolcie. Przymknęłam powieki, spod których wypłynęły łzy. Chciałam tę chwilę zatrzymać na wieczność i już zawsze być w objęciach Justina.
Jednak każdy z czasem przekonuje się o tym, że życie nie jest bajką, a szczęście to tylko jedno, ulotne, nic nie znaczące słowo, które z czasem znika, jak bańka mydlana...
-A teraz chodź, bo mi tu na prawdę zamarzniesz. - szatyn potarł moje ramiona.
Podpłynęłam do niego od tyłu i weszłam mu na plecy. Chłopak ułożył dłonie pod moimi udami, przytrzymując moje ciało. Wyszedł na brzeg, kierując się na polanę. Chwilę później postawił mnie zaraz obok naszych ubrań. Pocałowałam go w policzek, po czym założyłam na siebie spodenki. Wsunęłam rękę pod zapięcie stanika, odpinając go. Górna część mojej bielizny opadła na ziemię. Czułam na sobie głodny wzrok Justina. Chłopak oblizał wargi, wpatrując się w moje piersi. Podniosłam z ziemi suchą koszulkę oraz bluzę szatyna. Założyłam na siebie ubrania, roztrzepując lekko włosy.
-Jesteś najpiękniejszą osobą, jaka chodzi po tej ziemi. - do moich uszu doszedł głos Justina. Posłałam mu szczery uśmiech, idąc w kierunku koca, na którym siedział mój chłopak. Uklęknęłam za nim, układając swoje dłonie na jego karku.
-Rozluźnij się, kochanie. - mruknęłam mu do ucha, sunąc dłońmi po jego ramionach.
Chłopak wziął głęboki oddech, wypuszczając go po chwili. Zaczęłam masować jego kark i plecy, czując, jak jego mięśnie powoli się rozluźniają.
-Coś się stało? Jesteś spięty. - złożyłam kilka delikatnych pocałunków na jego skórze.
-Nie przejmuj się tym. - mruknął, odchylając lekko głowę i dając mi tym samym większy dostęp do jego szyi.
-Martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś się stresował. - szepnęłam, bawiąc się końcówkami jego włosów.
Obejmując chłopaka od tyłu, ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, sunąc po niej delikatnie.
-Pójdę na odwyk. - powiedział nagle, przez co moje brwi lekko się uniosły. - Zrozumiałem, że jestem uzależniony. - westchnął cicho, przyciągając mnie na swoje kolana. Zarzuciłam mu ręce na szyję, wpatrując się w jego tęczówki. - Nie wiem, myślałem, że biorę tak bez żadnych zobowiązań.
-Zrobisz to dla nas? - uśmiechnęłam się delikatnie, przeczesując jego włosy.
-Wszystko, co tylko chcesz. - złożył pocałunek na moim czole, przytulają się do mnie.
-Chcę, żeby już zawsze było tak, jak teraz. - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
-Będzie, kochanie. Nikt nam tego nie zniszczy. Już zawsze będziemy tylko ty, ja i te małe szkraby...
***Oczami Justina***
Skłamałbym, mówiąc, że wyspałem się tej nocy. Praktycznie w ogóle nie zmrużyłem oka. Cały czas wpatrywałem się w moją księżniczkę, leżącą obok mnie na łóżku. Przez całą noc bawiłem się jej włoskami i głaskałem po policzku. Tak cholernie cieszyłem się, że mam ją przy sobie i że jest tylko i wyłącznie moja. Wiem również, że zostanie ze mną na zawsze.
Pocierając twarz dłońmi, wyplątałem się z objęć blondynki. Poprawiłem swoje bokserki, a następnie przykryłem jej, osłonięte jedynie skąpą bielizną, ciało, cienką kołdrą. Pocałowałem ją delikatnie w czółko, po czym wyszedłem z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Udałem się do kuchni, wyjąłem potrzebne składniki do naleśników, a następnie zmieszałem je ze sobą. Wyjąłem z szafki patelnię, po czym wlałem na nią trochę ciasta.
Parę minut później na talerzu urósł spory stos naleśników. Posmarowałem je nutellą, po czym ułożyłem na nich truskawki i bitą śmietanę. Położyłem śniadanie na tacy, udając się z nim do sypialni. Postawiłem talerz na szafce, a sam usiadłem na łóżku, obok mojego aniołka. Odrzuciłem niesforne kosmyki włosów z jej twarzy, kiedy dziewczyna powoli uniosła powieki. Zamrugała kilka razy, po czym odkryła lekko kołdrę, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Dzień dobry, słoneczko. - pocałowałem ją w policzek.
-Hej. - odparła zaspana, ziewając cicho. - Co tu tak ślicznie pachnie? - dodała po chwili.
Wziąłem z szafki talerz z naleśnikami, a następnie ukroiłem kawałek, kierując do jej ust. Blondynka oblizała wargi, posyłając mi swój najpiękniejszy uśmiech.
-Dziękuję. - powiedziała, po skończonym śniadaniu. - Jesteś najukochańszą osobą na świecie.
-Nie tak kochaną, jak ty. - odłożyłem talerz na szafkę, po czym nachyliłem się nad dziewczyną, sprawiając, że opadła na poduszki. Oparłem się na łokciach po obu stronach jej głowy, spoglądając w czekoladowe tęczówki Mai. Dziewczyna zaczęła kreślić niewidzialne wzorki na mojej nagiej klatce piersiowej.
-Weźmiemy ślub w dzień twoich osiemnastych urodzin. - powiedziałem, muskając delikatnie jej usta.
-Dobrze. - odarła z uśmiechem, przeczesując moje włosy.
Składałem pocałunki na jej szyi, a do moich uszu dochodziły ciche jęki Mai. Po chwili odsunąłem się od niej, wstając z łóżka. Posłałem jej w stu procentach szczery uśmiech, po czym wyszedłem z sypialni, udając się do kuchni. Umyłem talerze, a następnie zacząłem chować produkty do szafek. W pewnym momencie poczułem drobne ramionka, obejmujące mnie w pasie. Odwróciłem się przodem do dziewczyny, układając dłonie na jej bioderkach. Posadziłem ją na blacie kuchennym, po czym rozsunąłem jej nogi, stając pomiędzy nimi.
-Nigdy nie uwierzę, że to wszystko dzieje się na prawdę, a ty nie jesteś jedynie wytworem mojej wyobraźni. - szepnąłem w jej usta, po chwili wpijając się w nie. Przejechałem językiem po dolnej wardze Mai, a ona uchyliła lekko usta. Zaczęliśmy nasz namiętny taniec i wzajemną wymianę uczuć. Mocniej naparłem na jej ciało, nie odrywając swoich spragnionych ust od jej. Moje dłonie błądziły po całym jej ciele, pieszcząc jej skórę. Maja przysunęła się bliżej mnie, sprawiając tym samym, że jej krocze zetknęło się z moim przyrodzeniem. Jęknąłem w jej usta, wsuwając dłonie pod uda blondynki. Uniosłem jej leciutkie ciałko, a dziewczyna oplątała mnie nogami w pasie. Kontynuowaliśmy nasz gorący pocałunek, kiedy ja kierowałem się do sypialni. Wszedłem do pomieszczenia, zamykając nogą drzwi. Ułożyłem dziewczynę na łóżku, zawisając nad jej ciałem.
-Czyżbyś chciała powtórki z wczoraj, kochanie? - wydyszałem, starając się unormować ciężki oddech.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko ponownie wpiła się w moje usta, przenosząc mnie do zupełnie innego świata...
***
-Majka, długo jeszcze? - westchnąłem, opadając na kanapę.
-Coś ty taki niecierpliwy? - rzuciła z rozbawieniem, na co ja teatralnie przewróciłem oczami.
-No bo czekam na ciebie od dziesięciu minut. - jęknąłem, opadając na oparcie. Zamknąłem oczy, oddychając głęboko. Kiedy jednak nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, uniosłem jedną powiekę, spoglądając na, lekko uchylone, drzwi od łazienki.
-Ej, cycki mi urosły. - mruknęła Maja, wychodząc z łazienki. - Ten strój nie był u góry tak dopasowany. - wydęła dolną wargę, układając dłonie pod swoim biustem.
Oblizałem powoli wargi, mierząc wzrokiem ciało blondynki, osłonięte jedynie skąpym strojem kąpielowym.
-Moje dwie zabaweczki. - mruknąłem z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, układając ręce na jej piersiach.
-Podobno ci się spieszyło. - zatrzepotała słodko rzęsami, a następnie musnęła moje usta, wychodząc z domku.
Wziąłem koc oraz ręczniki, po czym udałem się za Mają, zamykając drzwi. Schowałem klucz do kieszeni spodenek, ruszając w stronę plaży. Po dotarciu, rozłożyłem koc na piasku, zakładając na oczy okulary przeciwsłoneczne. Rozłożyłem się na kocu, układając ręce pod głową. Maja położyła się na brzuchu, obok mnie. Podparłem się na jednym łokciu, biorąc w rękę małą garść piasku. Zacząłem delikatnie wysypywać go na plecy Mai, przez co dziewczyna zaśmiała się cicho. Ułożyłem z piasku serce, po chwili zdmuchując je.
Nagle do moich uszu doszedł pusty chichot jakiś dziewczyn. Zirytowany, przewróciłem oczami, przybierając znudzony wyraz twarzy. Za plecami cały czas słyszałem szepty i śmiechy. Miałem ogromną ochotę po prostu zatkać uszy, żeby nie słyszeć tych idiotycznych odgłosów.
-Oj, Justin, Justin... - westchnęła Maja, przez co mój wzrok wylądował na niej. - One tak się starają, żebyś chociaż na nie spojrzał, a ty co? - dodała ze śmiechem.
-Jakoś nie jestem zainteresowany. Już znalazłem swoją księżniczkę. - nachyliłem się nad nią i pocałowałem namiętnie usta.
-A zrobisz coś dla mnie? - spytała słodko, wiedząc, że i tak nie potrafiłbym jej odmówić.
-Co tylko zechcesz, skarbie. - uśmiechnąłem się do niej.
-Odwróć się i chociaż na nie spojrzyj. - powiedziała, obserwując moją reakcję.
-Ale po co? - zmarszczyłem brwi, śmiejąc się pod nosem.
-Wiesz, umysł kobiety działa inaczej niż umysł mężczyzny. - zaczęła, przez co ja podparłem się na jednym łokciu, wsłuchując się w jej historię. - Dla ciebie to jedno, głupie spojrzenie, a one poczują się dowartościowane. - wzruszyła lekko ramionami.
-Czyli mam rozumieć, że moja dziewczyna namawia mnie, żebym oglądał się za innymi, tak? - uniosłem jedną brew, wpatrując się w nią.
-Powiedzmy. - zachichotała. - Tylko nie patrz za długo. - posłała mi udawanie ostrzegawcze spojrzenie.
Z głośnym westchnieniem odwróciłem się w stronę tych dziewczyn. Kiedyś pewnie uznałbym je za całkiem ładne i warte przelecenia, ale teraz nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Przez chwilę mierzyłem wzrokiem ich ciała, po chwili odwracając się w stronę Mai. Do moich uszu doszły kolejne chichoty i szepty, tylko że kilka razy głośniejsze.
-To wszystko? - wyszeptałem do blondynki.
-Widzisz, jaką sprawiłeś im radość? - pogładziła mnie po ramieniu. - trzeba uszczęśliwiać ludzi.
-Ja tam wolę uszczęśliwiać ciebie. - mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, po czym naparłem na jej ciało, opierając się na łokciach po obu stronach jej głowy. Dziewczyna objęła moją twarz dłońmi i zaczęła delikatnie muskać moje usta. Pod wpływem jej dotyku miałem wrażenie, że odpływam do całkowicie innego świata. Do miejsca, w którym jesteśmy tylko my, bez żadnych problemów czy zmartwień...
***
-I tak cię znajdę, maleńka! - krzyknąłem, przeszukując wzrokiem las.
Przeszedłem kawałek w przód, zaglądając za drzewa. W pewnym momencie zauważyłem kosmyk blond włosów. Na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmiech, a ja na palcach kierowałem się w stronę drzewa. Gdy byłem już wystarczająco blisko, ustawiłem się nad kucającą dziewczyną. Oparłem się o drzewo, spoglądając w dół, prosto w jej roześmiane oczy.
-Kogo ja tu widzę...? - uniosłem lekko brwi, oblizując wargi. Maja, przytrzymując się moich spodni, podniosła się do pozycji stojącej. Byłem tak blisko, że nasze ciała się stykały. - Mówiłem, że mi nie uciekniesz, kotuś. - mruknąłem w jej usta.
Nagle do naszych uszu doszedł głośny odgłos kroków. Odsunąłem się od blondynki, spoglądając w stronę źródła dźwięku. Parę metrów od nas stał Conor, z zaciśniętymi pięściami i szczęką.
-Ty gnoju! Nie daruję ci tego! - krzyknął, zbliżając się do mnie.
Momentalnie moje ciało się spięło, kiedy uświadomiłem sobie, że Conor może wszystko powiedzieć. I to, że Danny zgwałcił mojego aniołka i także to, że ja go zabiłem.
-Spierdalaj stąd. - warknąłem, ustawiając się przed Mają.
-Najpierw zapłacisz za to, co zrobiłeś! - wrzasnął, podchodząc do mnie.
Wymierzył pierwszy cios w moją szczękę, jednak ja zrobiłem unik, uderzając go z łokcia w plecy. Chłopak odwrócił się przodem do mnie, uderzając mnie pięścią w brzuch. Zakląłem cicho pod nosem, po czym oddałem mu uderzeniem w nos. Kopnąłem go z kolana w brzuch, w czasie, kiedy on wymierzył cios w mój łuk brwiowy.
-Przestańcie! - do moich uszu doszedł zrozpaczony głos blondynki.
Odepchnąłem od siebie Conora, uderzając jego ciałem o drzewo.
-To jeszcze nie koniec, Bieber. - warknął, po czym splunął krwią i odszedł w przeciwnym kierunku.
-Nic ci nie jest? - Maja od razu podbiegła do mnie.
-Wszystko w porządku. - odparłem, ocierając koszulką krew.
-O czym on mówił, Justin? - spytała z przejęciem, obejmując moją twarz dłońmi.
-Nie przejmuj się tym, kochanie. - mruknąłem wymijająco.
-Na pewno? - upewniła się, gładząc moje policzki.
-Tak.
Objąłem ją ramionami w pasie, przyciągając do siebie. Oparłem brodę o jej ramię, wdychając cudowny zapach mojej księżniczki. Złożyłem kilka pojedynczych pocałunków na jej szyi, chowając twarz wśród włosów piętnastolatki.
-Maja... - zacząłem, odsuwając się od niej. - Jestem już gotowy...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
I oto taki rozdział przed wyjazdem ;) Dla mnie jest zdecydowanie zbyt słodziutki i romantyczny, no ale cóż... I w ogóle nic się nie dzieje...
Po pierwsze walentynki, a po drugie, wiem, że niektóre z Was lubią takie słodkie rozdziały. Nacieszcie się nim, ponieważ jest to ostatni rozdział tego typu...
Od następnego zacznie się końcowa akcja...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Z chęcią oowiem na wszystkie Wasze pytania ;-*
Kocham Was i do następnego <czyli następny weekend> ;-*
Ps.1. Chociaż ja nie przepadam za walentynkami, chciałam Wam życzyć wszystkiego najlepszego i wielu cudownych chwil spędzonych z Waszą drugą połówką ;-*
Ps.2. Boże, to jest chyba mój najbardziej zestresowany dzień. Wiem, że Justin ma świetnych prawników, jednak ta świadomość, że może pójść siedzieć... Jeju, nawet nie chcę o tym myśleć...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 45...

***Oczami Justina***
Przymrużyłem lekko oczy, przez promienie słoneczne, wpadające do mojego pokoju. Syknąłem cicho, czując ból głowy w okolicach skroni. Nagle zorientowałem się, że moja dłoń spoczywa na... hm... bardzo ciekawym miejscu. Tak konkretnie, moja ręka ułożona była na piersiach dziewczyny, leżącej obok mnie. Na moje usta automatycznie wkradł się łobuzerski uśmiech. Otworzyłem oczy, spoglądając na blondynkę. Podparłem się na jednym łokciu, obok jej głowy, w dalszym ciągu obejmując jej piersi dłonią. Sunąłem po nich opuszkami palców, cały czas uśmiechając się pod nosem. Delektowałem się gładkością i miękkością jednego z dwóch jej cudów, mimowolnie wyobrażając ją sobie nagą.
Nagle do moich uszu doleciał cichutki śmiech blondynki. Dziewczyna otworzyła oczy, wpatrując się swoimi tęczówkami w moje.
-Justin, mogę wiedzieć, co ty robisz? - zaśmiała się, kiedy ja zrobiłem minę niewiniątka.
-Jakby to powiedzieć. - udałem, że poważnie się nad tym zastanawiam. - Podniecam się od samego rana. - wyszczerzyłem się do niej, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Ty mój zboczeńcu. - pokręciła z rozbawieniem głową, po czym objęła moją twarz dłońmi i złączyła nasze usta.
Przejechała językiem po mojej dolnej wardze, a kiedy uchyliłem usta, zaczęliśmy walkę o dominację. Oparłem się na łokciach po obu stronach jej głowy, zawisając nad jej drobnym ciałem i mocniej napierając na jej wargi.
Po paru minutach oderwałem się od niej, utrzymując na ustach szczery uśmiech. Przeczesałem delikatnie jej blond włosy, odrzucając z twarzy kilka niesfornych kosmyków.
-Czy ty masz w ogóle pojęcie, jak ja cię zajebiście mocno kocham? - mruknąłem w jej usta kiedy Maja delikatnie sunęła dłońmi po mojej nagiej klatce piersiowej.
-Tak mocno, że aż nie dałeś mi w nocy spać. - zachichotała cicho. Z uśmiechem na ustach zmarszczyłem brwi, dając jej znak, żeby kontynuowała. - Cały czas gadałeś. Normalnie buzia ci się nie zamykała.
Zachichotałem pod nosem, przypominając sobie, że byłem na prawdę pijany, ponieważ film urwał mi się już wieczorem.
-A mógłbym wiedzieć, co jeszcze robiłem? - wyszczerzyłem się do niej, kiedy Maja przeczesała palcami moje włosy.
-Pomyślmy... - udała, że poważnie się nad tym zastanawia, chociaż ja wiedziałem, że doskonale pamiętała. - Najpierw chciałeś, żebym poszła z tobą do łazienki i potrzymała twojego "kolegę"... - parsknąłem śmiechem, opadając delikatnie na jej drobniutkie ciałko.
-Nadal możesz go potrzymać, kochanie... - mruknąłem jej do ucha. - Mi będzie bardzo przyjemnie.
Maja wybuchnęła śmiechem, klepiąc mnie lekko po plecach.
-Z pewnością... - mruknęła cicho.
-A co zrobiłem później? - przygryzłem dolną wargę, czekając na ciąg dalszy.
-Potem chłopaki zaczęli wyobrażać sobie ciebie w pampersie, ale ty oznajmiłeś, że coś by ci się tam nie zmieściło. - blondynka posłała mi znaczące spojrzenie, a ja poczułem jej dłoń na swoim przyrodzeniu. Wciągnąłem głęboko powietrze, mocno przygryzając wargi.
-To ciekawe, jak jednym ruchem można przejąć nad kimś kontrolę. - szepnęła mi do ucha, jednak do mnie mało docierało, przez podniecenie, ogarniające moje ciało. - No dobra, już cię nie męczę. - zaśmiała się, odsuwając swoją dłoń od mojego krocza.
-Wykończysz mnie kiedyś, kochanie. - mruknąłem, uspokajając swój oddech. - A co było dalej?
-Później poszliśmy na górę i ty chciałeś się do mnie dobrać, ale ja nie chciałam i poszłam spać, a wtedy ty zacząłeś gadać i gadać, więc się wkurzyłam i poszłam do Jazzy. A wtedy ty wpadłeś ze swoim genialnym pomysłem. Zacząłeś mi się oświadczać i chciałeś zaciągnąć mnie do kościoła. - Maja parsknęła śmiechem.
-Ej, nie śmiej się. Ja tam bym chciał... - wydąłem dolną wargę.
-Może za parę lat, Justin... - przeczesała moje włosy, bawiąc się ich końcówkami.
-Już teraz mogę ci obiecać, że nocy poślubnej nie zapomnisz do końca życia. - posłałem jej łobuzerski uśmiech.
-Nie zapomnę żadnej nocy, spędzonej z tobą. - spojrzała prosto w moje oczy, a ja poczułem dreszcze, przechodzące przez całe moje ciało.
To niesamowite, że ta dziewczyna jednym spojrzeniem potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu.
-A później, kiedy dałam ci tabletki nasenne spytałeś, czy cię nie zgwałcę. - zachichotała pod nosem, a ja momentalnie parsknąłem śmiechem.
-Wiesz, ja jestem bardziej niż chętny. - poruszyłem znacząco brwiami. - Przez ciebie mógłbym być gwałcony regularnie.
-Oj spieprzaj. - dziewczyna zepchnęła mnie ze swojego ciała, kręcąc z rozbawieniem głową.
Zsunęła z siebie kołdrę, a moim głodnym oczom ukazało się jej przepiękne ciało, osłonięte jedynie skąpą, koronkową bielizną.
-Co ja tu widzę. - oblizałem powoli wargi, na co Maja przewróciła oczami.
Zeszła z łóżka, podchodząc do fotela, na którym leżały jej ubrania.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka wszedł Chris.
-No proszę... - zaczął, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. - Znowu przychodzę w samą porę. - oblizał powoli wargi, mierząc wzrokiem ciało blondynki.
-Chris, spierdalaj stąd! - pisnęła dziewczyna, na co z jego ust uciekł cichy chichot.
-Przyszedłem się tylko pożegnać. - uniósł ręce w obronnym geście, podchodząc do mnie. - Dzięki, stary. Do zobaczenia. - pożegnał się ze mną po męsku. Już kierował się w stronę Mai, kiedy ona wystawiła przed siebie rękę, nie pozwalając tym samym zbliżyć się Chrisowi.
-Nawet o tym nie myśl. - posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.
-Myślę od dwóch miesięcy. - wyszczerzył się do niej, na co Maja przewróciła oczami. Chwyciła koszulkę, leżącą na fotelu, zakładając ją na siebie, po czym podeszła do chłopaka. Chris objął ją w pasie, przytulając do siebie, a przeze mnie przeszła minimalna fala zazdrości. Zacisnąłem pięści, obserwując, jak ten jebany frajer dotyka moją dziewczynę.
-Kurwa, gdzie te łapy? - warknąłem, widząc jego ręce niebezpiecznie blisko tyłka dziewczyny.
-Spokojnie, stary. - Chris odsunął się od Mai, posyłając mi wesołe spojrzenie.
Zacisnąłem lekko szczękę, aby powstrzymać niepotrzebny potok słów, kiedy blondyn wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych.
-Justiiiin... - zaczęła dziewczyna, podchodząc do mnie. Uklęknęła za mną na łóżku, a następnie wtuliła się we mnie od tyłu, obejmując ramionkami moją szyję. - Chyba nie jesteś zazdrosny, prawda? - szepnęła mi do ucha, całując skórę obok niego.
Przez moje ciało przeszła kolejna fala dreszczy, kiedy ta urocza piętnastolatka składała delikatne pocałunki na mojej szyi. - Wiesz, że ja kocham tylko ciebie. - ponownie szepnęła mi do ucha, opierając się o moje plecy.
-Ale ty jesteś słodka. - mruknąłem, kręcąc z rozbawieniem głową.
-Taką mnie zrobili. - szepnęła i, zawisając na moich plecach, zaczęła składać kolejne pocałunki, tym razem na moim policzku i szczęce. - A teraz wstawaj. - mruknęła, po czym zeszła z łóżka i złapała mnie za ręce.
-Dokąd mnie prowadzisz, kochanie? - zaśmiałem się z jej entuzjazmu.
-Pod prysznic. - szepnęła mi uwodzicielsko do ucha, a następnie otworzyła drzwi od łazienki, wchodząc do środka.
Z łobuzerskim uśmiechem na ustach przekroczyłem próg pomieszczenia. Owinąłem ramieniem drobną talię blondynki, od tyłu. Przyciągnąłem ją do siebie, a następnie złożyłem kilka pocałunków na rozgrzanej skórze jej szyi. Kiedy dziewczyna odsunęła się ode mnie, zdjęła przez głowę koszulkę, odkładając ją na szafkę. Oblizałem powoli wargi, a następnie wsunąłem dłoń pod zapięcie stanika dziewczyny, ściągając z niej górną część bielizny. Maja zsunęła z siebie koronkowe majteczki, po czym weszła pod prysznic. Z uśmiechem pozbyłem się swoich bokserek, a następnie dołączyłem do dziewczyny.
-Muszę cię ukraść na parę dni. - mruknąłem, układając dłonie na jej bioderkach. Maja odwróciła się przodem do mnie, posyłając mi pytające spojrzenie. - Pamiętasz ten ośrodek, w którym...
-Jak mogłabym zapomnieć? - przerwała mi nagle, kręcąc lekko głową.
-W takim razie jedziemy tam. - wyszczerzyłem się do niej.
-A jak chcesz przekonać moich rodziców? Wyobraź sobie, że ja mam szkołę.
-Coś wymyślę, skarbie. Zaufaj mi. - odparłem, a mój wzrok cały czas zjeżdżał na jej pełne piersi. - A teraz muszę cię ukarać za to, co zrobiłaś wczoraj...
-Nie będę protestować... - posłała mi łobuzerski uśmiech, po czym przybliżyła się do mnie i złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku.
***
Wszedłem za blondynką do jej domu, zamykając za nami drzwi. Zdjąłem z jej ramion kurtkę, wieszając ubranie na wieszaku. Mój wzrok wylądował na tyłeczku Mai, kiedy ona schyliła się, aby zdjąć buty.
Chwilę później uśmiechnęła się do mnie słodko, a następnie pobiegła do swojego pokoju.
Wsunąłem ręce do kieszeni, udając się do salonu, gdzie zastałem rodziców mojego aniołka, siedzących na kanapie.
-Dzień dobry. - przywitałem się, zajmując miejsce na przeciwko.
-Cześć, Justin. - odparł jej tata. Spoglądali na mnie pytająco, więc postanowiłem rozpocząć.
-Mam do państwa pytanie, a raczej prośbę. - mruknąłem, drapiąc się po karku.
-Cokolwiek by to było, pamiętaj, że Maja ma piętnaście lat. - kobieta spojrzała na mnie znacząco.
-Tak, wiem. - posłałem jej uspokajający uśmiech. - Chodzi o to, że chciałbym ukraść Maję na parę dni. - przygryzłem wargę, obserwując ich reakcję.
-Justin, co masz na myśli, mówiąc ukraść, bo ja mam od razu złe przeczucia. - mama Mai zmarszczyła brwi.
-Chcielibyśmy wyjechać z Mają do tego ośrodka, w którym kiedyś się spotkaliśmy. - wyjaśniłem.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ona ma szkołę...
-To tylko parę dni. Zresztą Maja jest za mądra, żeby miała jakieś zaległości. - wyszczerzyłem się do nich.
-Masz się nią opiekować. - ojciec dziewczyny spojrzał na mnie znacząco.
-Oczywiście. - uśmiechnąłem się, wiedząc, że mój słodki uśmiech ich przekupił.
Wstałem powoli z kanapy, chcąc udać się na górę, do pokoju Mai, jednak zatrzymał mnie głos kobiety.
-Justin, muszę o to spytać. - zaczęła, przez co odwróciłem się w jej stronę. - Dlaczego ją uderzyłeś?
Zacisnąłem lekko szczękę, spuszczając głowę.
-To była najgorsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu i nigdy sobie tego nie wybaczę. - powiedziałem cicho, unikając ich wzroku. - Ubzdurałem sobie coś w tym pustym łbie, no i... - nie chciałem kontynuować. - Nie wybaczę sobie tego. - powtórzyłem, po czym odwróciłem się powoli, kierując się w stronę schodów.
Po chwili wszedłem do pokoju blondynki. Zauważyłem, że światło w łazience jest zapalone, co oznaczało, że Maja tam była.
Wyjąłem z jej szafy torbę na ubrania, a następnie zacząłem wkładać do niej rzeczy. Zapakowałem parę koszulek na ramiączka oraz na krótki rękaw, a także kilka par krótkich spodenek. Następnie ukucnąłem obok szuflady, w której Maja trzymała bieliznę. Otworzyłem ją, wyciągając ze środka komplet skąpej, koronkowej bielizny. Mimowolnie oblizałem wargi, wyobrażając sobie ciało blondynki, osłonięte jedynie tym, co aktualnie trzymałem w dłoniach.
-Justin, mogę wiedzieć, dlaczego trzymasz moją bieliznę? - do moich uszu doszedł dźwięk cichego śmiechu dziewczyny. Przeniosłem na nią wzrok, wyrywając się z zamyśleń.
-Pakuję cię na wyjazd. - posłałem jej jeden ze swoich sławnych uśmiechów, przeczesując włosy.
-Zgodzili się? - spytała z niedowierzaniem, na co pokiwałem lekko głową.
-Nie było trudno. Niemal od razu się zgodzili. - wzruszyłem lekko ramionami. - Wiesz, może chcą mieć cały dom dla siebie. - poruszyłem znacząco brwiami, na co Maja parsknęła śmiechem. - Dorośli też mają swoje potrzeby.
-I myślisz, że czekają na moment, kiedy mnie nie ma w domu? - pokręciła lekko głową. - Proszę cię...
-Chcesz powiedzieć, że...
-Tak. To okropne. - zmarszczyła się lekko, przez co, tym razem ja, wybuchnąłem śmiechem. - Nie śmiej się. Kiedy byłam młodsza, nie wiedziałam co się dzieje. Bałam się. - blondynka założyła ręce na piersi. - Powiem ci coś, jeśli obiecasz, że nikomu nie powiesz. - ostrzegła mnie.
-Nie pisnę słówka. - przyrzekłem, układając dłoń na sercu.
-Najstraszniejszy był pierwszy raz. Obudziłam się w nocy i słyszę takie "szybciej, szybciej". Wiesz co ja sobie wtedy pomyślałam? - sapnęła cicho. - Że chcę mnie wywieźć gdzieś do lasu, jak Jasia i Małgosię. Byłam pewna, że moja mama krzyczy do taty dlatego, że w każdej chwili mogłam się obudzić i zepsuć ich plany. Pamiętam, że zamknęłam się wtedy w łazience i nie wyszłam przez całą noc. - Maja zakończyła swoją historię, siadając obok mnie na łóżku.
Momentalnie parsknąłem śmiechem, który tłumiłem w sobie od początku opowiadania.
-Serio? Jaś i Małgosia? A może Calineczka... - zachichotałem, przez co dziewczyna uderzyła mnie lekko w tył głowy.
-To wcale nie było śmieszne. Nawet nie wiesz, jak ja się wtedy przestraszyłam. - przewróciła oczami, zabierając ode mnie swoją koronkową bieliznę.
Zapakowała resztę rzeczy, a następnie uśmiechnęła się do mnie, dając mi tym samym znak, że jest gotowa. Wziąłem od dziewczyny torbę i złapałem ją za rękę, wychodząc z pokoju. Zeszliśmy na dół schodami, kierując się do salonu.
-To my jedziemy, mamo. - powiedziała Maja, kiedy kobieta odwróciła się przodem do nas.
-Jest już późno. Na pewno nie zaczekacie z tym do jutra? - podeszła do córki, przytulając ją lekko.
-Nie. - blondynka zachichotała cicho pod nosem.
-Tylko jedź ostrożnie, Justin. - zwróciła się do mnie, na co pokiwałem głową.
Razem z Mają udaliśmy się do przedpokoju, gdzie założyliśmy buty oraz kurtki. Otworzyłem drzwi, aby dziewczyna mogła wyjść. Już miałem uczynić to samo, kiedy poczułem dłoń na ramieniu. Odwróciłem się, stając twarzą w twarz z ojcem Mai.
-Justin, pierwsze co robisz, to jedziesz do sklepu i kupujesz prezerwatywy. Maja już jest w ciąży, chociaż ostrzegaliśmy was przed tym. Nie pozwólcie, żeby to zaszło za daleko. - posłał mi znaczące spojrzenie, klepiąc mnie lekko po ramieniu. - Bardzo ciężko jest mi się pogodzić z tym, że moja mała córeczka, która jeszcze niedawno siadała na moich kolanach, prowadzi dorosłe życie.
-Teraz siada na moich kolanach. - zaśmiałem się cicho, na co tata dziewczyny odpowiedział mi tym samym.
-Sam zostaniesz ojcem i zobaczysz jak to jest, kiedy koło twojej córki kręcą się jacyś faceci.
-Nie pozwolę im dotknąć mojej córki. - mruknąłem od razu.
-No właśnie. To musisz zastanowić się, jak ja się czuję, kiedy widzę, jak patrzysz na Maję, albo jak ją dotykasz. To na prawdę nie jest łatwe, ale muszę się do tego przyzwyczaić. Pamiętaj tylko, że ona nadal jest dzieckiem. -uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Będę pamiętał, bo właśnie za to ją kocham. Jest sobą i nie próbuje udawać kogoś innego. - odparłem z uśmiechem na ustach.
Pożegnałem się z ojcem dziewczyny, a następnie udałem się do swojego samochodu, gdzie na miejscu pasażera siedziała już Maja. Otworzyłem bagażnik, układając jej torbę obok swojej. Zająłem miejsce od strony kierowcy, a następnie odpaliłem silnik, zjeżdżając z podjazdu.
-Maja... - zacząłem niepewnie, spoglądając na dziewczynę. - Myślałaś kiedyś o tym, żebyśmy zamieszkali razem? - spytałem, wyjmując ze schowka papierosy.
Dziewczyna spojrzała na mnie z zainteresowaniem w oczach.
-Wiesz, kiedy urodzą się te bachory moglibyśmy pomyśleć trochę bardziej na poważnie o naszej wspólnej przyszłości, o zamieszkaniu razem...
-Chciałbyś... ? - na jej ustach pojawił się szczery śmiech.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo, maleńka. - odparłem, układając dłoń na jej kolanie.
-Ja też, Justin. Ja też... - powiedziała, po czym oparła się o boczną szybę.
***
Po jakimś czasie drogi zauważyłem, że w zbiorniku kończy się paliwo. Zjechałem więc na stację, aby zatankować. Zatrzymałem się na jednym z wolnych miejsc, zerkając na blondynkę. Dziewczyna spała jak aniołek. Uśmiechnąłem się na ten widok, głaszcząc ją delikatnie po policzku. Wysiadłem po cichu z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Zacząłem nalewać do zbiornika paliwa, opierając się bokiem o samochód.
W pewnym momencie zobaczyłem w oddali grupę bardzo prowokacyjnie ubranych dziewczyn. Przewróciłem oczami, niemal natychmiast orientując się, kim one były. Zauważyłem, że ich wzrok zwrócony był w moją stronę. Zaśmiałem się pod nosem, oblizując powoli wargi.
-Nie tym razem, dziewczynki... - zakpiłem cicho pod nosem, odchodząc w stronę wejścia na stację.
Podszedłem do kasy, zauważając półkę z prezerwatywami. Podszedłem do niej, mierząc wzrokiem kolorowe pudełeczka.
-Weź te. - do moich uszu doszedł dźwięk głosu młodego sprzedawcy. - Nakręcą ci laskę na maksa. - zaśmiał się cicho, przez co i z moich ust wydobył się chichot.
-Jej nie trzeba nakręcać. - mruknąłem z rozbawieniem pod nosem.
Wziąłem z półki prezerwatywy, które polecił mi sprzedawca, po czym położyłem je na ladzie.
-Zazdroszczę ci. - westchnął cicho, naliczając należną sumę za paliwo oraz gumki. Wręczyłem mu pieniądze, kiedy poczułem, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu w pasie.
Odwróciłem się, zauważając Maję, odrobinkę zaspaną. Dziewczyna ziewnęła słodko, w czasie, kiedy ja chowałem prezerwatywy do kieszeni spodni.
-Muszę iść do toalety. - mruknęła, a następnie skierowała się do pomieszczenia po lewej stronie stacji.
Oparłem się o ścianę, czekając na mojego aniołka, kiedy zauważyłem, jak grupa prostytutek wchodzi na stację. Kolejny raz przewróciłem oczami, wzdychając głośno. Zmierzyłem wzrokiem każdą po kolei, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Mój wzrok zatrzymał się na tyłku wysokiej brunetki. Oblizałem powoli wargi, mierząc wzrokiem jej ciało. Zauważając to, dziewczyna dała znak innej, a po chwili dziewczynki skierowały się w moją stronę. Zauważyłem, że miały one maksymalnie po szesnaście lat, przez co zaśmiałem się cicho.
-Hej przystojniaku. - zaczęła brunetka, stając pomiędzy moimi nogami.
-No witam. - mruknąłem, oblizując wargi.
-Co taki facet jak ty robi tutaj sam? - spytała kusząco, sunąc dłonią po mojej klatce piersiowej.
-Tak się składa, że nie jestem tu sam. - odparłem, starając się powstrzymać śmiech. Nic nie poradzę na to, że one są aż tak żałosne. Sprzedawać swoje ciało za parę groszy? Żenada...
-Ale chyba nie przeszkadza ci to, żeby skoczyć ze mną na parę minut w ustronniejsze miejsce. - przysunęła się do mnie jeszcze bliżej, układając obie ręce na mojej klatce piersiowej.
-A w jakim celu? - ona robiła z siebie idiotkę, więc ja też mogłem.
-Byłoby nam bardzo przyjemnie... - wyszeptała seksownie, układając dłoń na moim policzku.
Dobra, dosyć tego. Pobawiłem się, a teraz czas powiedzieć to, co na prawdę myślę.
-Kochanie, ty powinnaś się jeszcze lalkami bawić, a nie dawać dupy napalonym skurwielom. - zaszydziłem, odpychając ją od siebie.
-Czyli przyznajesz, że jesteś napalony? - ponownie przybliżyła się do mnie, na co ja przewróciłem oczami.
-Jestem napalony, ale na pewno nie na ciebie.
W tym momencie usłyszałem za sobą kroki, które ucichły zaraz obok mnie.
-Przepraszam, czy ja ci przypadkiem nie przeszkadzam? - Maja założyła ręce na piersi, wpatrując się w brunetkę.
-Przeszkadzasz, kochaniutka. To mój facet. Znajdź sobie innego. - prychnęła dziewczyna, wywołując u mnie atak śmiechu.
-Na prawdę? - spytała Maja z uśmieszkiem na twarzy.
-Tak. On jest mój. - brunetka stanęła bliżej mnie, na co ja zrobiłem kroczek w tył.
-To muszę cię rozczarować, ale spóźniłaś się jakieś dwa miesiące. - blondynka posłała jej przesłodzony uśmiech, a następnie złapała mnie za koszulkę i, stając na palcach, złączyła nasze usta. Moje dłonie powędrowały na jej tyłek, ściskając go lekko.
-Ty suko. - syknęła brunetka, odpychając ode mnie Maję. Dziewczyna uderzyła blondynkę w brzuch, przez co mój aniołek syknął z bólu. - Jak śmiesz...
-To ty jak śmiesz, pierdolona dziwko. - przerwałem jej, popychając dziewczynę na ścianę. - Nigdy więcej nie przezywaj, ani nie dotykaj mojej dziewczyny. - warknąłem, uderzając brunetkę w twarz.
-Justin... - do moich uszu doszedł cichy głosik. Maja ułożyła dłoń na moim ramieniu, gładząc je uspokajająco.
-Zapamiętaj sobie jedno. - uderzyłem ją z pięści w brzuch. - Jesteś zwykłą, nic nie wartą kurwą... - w tym momencie zostałem odciągnięty od brunetki przez Maję.
-Przepraszam cię za niego. - mruknęła do dziewczyny, kucającej przy ścianie.
Szarpnęła mnie za koszulkę, wyciągając mnie na zewnątrz. Byłem cholernie wkurwiony. Cały czas zaciskałem pięści i szczękę, starając się nie wybuchnąć.
-Justin, do cholery jasnej, co ty wyprawiasz!? - krzyknęła Maja, czym prawdę mówiąc, jeszcze bardziej wyprowadziła mnie z równowagi.
-Co ja wyprawiam!? To ta dziwka coś odpierdala! - wrzasnąłem, wyrzucając ręce w powietrze.
-Justin, przestań ją tak nazywać!
-Ona jest dziwką! Puszcza się za kasę! - prychnąłem, pod nosem z naiwności Majki.
-Jest prostytutką. - poprawiła mnie, na co ja parsknąłem śmiechem.
-Jest zwykłą kurwą. I tyle. - w tym momencie poczułem pieczenie na lewym policzku. Przyłożyłem do niego dłoń, kiedy zorientowałem się, że to Maja mnie uderzyła.
-Przestań tak mówić! To jej praca! - wyrzuciła ręce w powietrze.
-Praca!? - prychnąłem z niedowierzaniem. - Pracą nazywasz robienie loda każdemu facetowi!?
-To może lepiej jest zabijać ludzi i sprzedawać im prochy, co!? Ja wolałabym się puszczać, niż zabić człowieka... - ostatnią część zdania wyszeptała.
Poczułem lekkie ukłucie w serce, kiedy usłyszałem jej słowa. Ułożyłem dłoń na policzku dziewczyny, jednak ona odwróciła głowę, strzepując moją rękę.
-Maja, nie kłóćmy się... - mruknąłem cicho, przeczesując jej blond włosy.
-To ty zacząłeś. Pobiłeś tę prostytutkę. - powiedziała z wyrzutem.
-Ponieważ uderzyła ciebie. - przewróciłem oczami, wkładając ręce do kieszeni.
-Justin, ja to ledwo poczułam, a ty pobiłeś ją tak, jakby to był Chris, czy Austin. Ona też jest dziewczyną i wyobraź sobie, że ma uczucia.
Po zakończonej przemowie Mai, chciałem ją do siebie przytulić, jednak dziewczyna lekko odepchnęła mnie od siebie, a następnie udała się samochodu. Z głośnym westchnienie udałem się za nią, zajmując miejsce od strony kierowcy, a następnie w ciszy włączając silnik.
-Ej, mała, długo będziesz się jeszcze na mnie gniewać? - spytałem, wpatrując się w przednią szybę.
-Nie wiem. - odparła, opierając głowę o drzwi.
Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy, która niesamowicie mnie irytowała. Po kilkunastu minutach spojrzałem na blondynkę, która spała, jak aniołek. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Zjechałem na pobocze, zatrzymując się na chwilę. Sięgnąłem po koc, znajdujący się na tylnych siedzeniach, a następnie przykryłem nim blondynkę. Zatrzymałem przez chwilę swój wzrok na jej ślicznej twarzyczce. Ostatnią rzeczą, którą chciałem, było kłócenie się z nią. Ponownie wjechałem na drogę, zaciskając ręce na kierownicy. Wyjąłem z paczki papierosa, po czym włożyłem go do ust, podpalając koniec zapalniczką. Zaciągnąłem się mocno, aby wyładować swoją złość. Nie chciałem przez przypadek nawrzeszczeć na Maję.
***
Godzinę później wjeżdżałem przez bramę do ośrodka. Jadąc powoli leśną drogą, zatrzymałem się dopiero przy recepcji. Zerknąłem na zegarek, który wskazywał 22:00. Wysiadłem z samochodu, podchodząc do niewielkiego domku. Wszedłem do środka, a wzrok małżeństwa w średnim wieku, siedzących w środku, padł na mnie.
-Dobry wieczór. - przywitałem się. - Przyszedłem odebrać klucze.
-Pan Justin Bieber? - spytała kobieta, zapisując coś w zeszycie.
-Zgadza się. - odparłem, wysuwając ręce z kieszeni.
-Przyjechałeś z kimś czy sam? - uniosła brwi, czekając na moją odpowiedź.
-Z dziewczyną.
Wiecie, tak sobie teraz pomyślałem, że Maja jest dla mnie kimś znacznie ważniejszym, niż "dziewczyną", z którą chodzi się za rękę w parku i uprawia seks wieczorami. Dla mnie była kimś ponad wszystko...
Kobieta podała mi klucze, z numerem 126, życząc udanego pobytu. Wyszedłem z domku, z powrotem wsiadając do samochodu. Przejechałem kawałek, szukając odpowiedniego numeru. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy zauważyłem, że nasz domek jest częściowo odsunięty od innych. Zaparkowałem przed wejściem, po czym wyłączyłem silnik i wysiadłem. Otworzyłem drzwi od strony pasażera, a następnie jedną rękę ułożyłem na jej pleckach, a drugą wsunąłem pod kolana. Uniosłem delikatnie jej ciałko, kierując się do drzwi. Wszedłem do środka i ułożyłem Maję na łóżku w sypialni, całując ją delikatnie w czółko. Wyszedłem jeszcze do samochodu po nasze torby, po czym wróciłem, zamykając drzwi od domku na klucz. Udałem się do sypialni i podszedłem do Mai, kucając obok łóżka. Odpiąłem jej spodenki, ściągając z niej delikatnie. Kiedy położyłem ubranie na szafce, Maja zaczęła otwierać oczy.
Wiedziałem, że nadal będzie na mnie wkurzona. Prawdę mówiąc, nie byłem jej dłużny. Jak ona mogła jeszcze bronić tej dziwki. Zasłużyła sobie na to, a zamiast tego, to ja oberwałem w twarz.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi, dużymi oczami, a jej wzrok zdradzał, że nie ma zamiaru nic powiedzieć.
-Ile jeszcze czasu masz zamiar się do mnie nie odzywać? - westchnąłem, przeczesując palcami włosy.
-Trzeba było najpierw pomyśleć, co robisz. - mruknęła, siadając na łóżku.
-Ja pierdole. - warknąłem, czując, jak moje ciśnienie zaczyna wzrastać. - Zasłużyła sobie na to.
-Nie, Justin. Nie zasłużyła. Jakbyś nie wiedział, każdego traktuje się z szacunkiem.
-Kurwa, Majka. To jest zwykła dziwka. Jedyne w czym jest dobra to w pieprzeniu. Ja nie mam do niej szacunku. Co najwyżej w łóżku mógłbym ją wykorzystać.
-Proszę bardzo. Droga wolna. - mruknęła, zaciskając lekko szczękę.
Mówiłem już, że ten dzieciak czasami cholernie mnie irytuje...?
-Jak chcesz, to dobrze. Miała całkiem fajny tyłek...
-No to leć do niej! Ja cię nie zatrzymuję!
-Kurwa, teraz zachowujesz się jak jakaś rozkapryszona gówniara. - warknąłem, zaciskając pięści.
-Lepiej być rozkapryszoną gówniarą niż damskim bokserem. - wyrzuciła ręce w powietrze, posyłając mi mordercze spojrzenie.
Wkurzyłem się i wyszedłem z sypialni, trzaskając za sobą drzwiami. Poszedłem do samochodu, a z tylnej skrytki wyjąłem jednego skręta. Podpaliłem go, wkładając do ust. Zaciągnąłem się mocno parę razy, wypuszczając po chwili dym. Kiedy wypaliłem go do końca, wyrzuciłem do jeziora.
Wróciłem do domku i, omijając sypialnię, udałem się do pierwszego - lepszego pokoju. Ściągnąłem z siebie spodnie oraz koszulkę, a następnie wsunąłem się pod kołdrę, zamykając powieki.
***
Obudziłem się w nocy, układając na wznak na łóżku. Popatrzyłem przez chwilę w sufit, przypominając sobie wydarzenia ze wczorajszego wieczoru.
Może faktycznie trochę przesadziłem i nie powinienem jej tak pobić. Chociaż z drugiej strony, ona uderzyła Maję i to na dodatek w brzuch...
Przetarłem twarz rękoma, a następnie wstałem z łóżka, wychodząc z pokoju. Skierowałem się do sypialni, z której usłyszałem cichutki płacz. Nie powiem, to lekko ścisnęło moje serce. Złapałem za klamkę i wszedłem do środka, gdzie zastałem Maję, siedzącą na łóżku, z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Ukucnąłem obok łóżka, sunąc dłonią po jej nagim udzie.
-Kochanie, nie kłóćmy się... - mruknąłem, drugą ręką gładząc jej plecki. - Przepraszam, poniosło mnie.
-Tak, Justin. Poniosło cię... - szepnęła, podnosząc głowę.
-Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć. - usiadłem obok niej na łóżku. - Nie chcę się z tobą kłócić, skarbie... - pogładziłem ją delikatnie po włoskach.
-Ja też nie chcę, Justin. - mruknęła, a następnie przybliżyła się do mnie i objęła ramionkami w pasie.
-Przepraszam, kochanie. - szepnąłem, wtulając ją w siebie. Złożyłem kilka pojedynczych pocałunków na jej szyjce, wdychając cudowny zapach mojego aniołka.
-Ja też przepraszam, Justin. - mruknęła, układają główkę na moim ramieniu. - A teraz chodź tutaj. Nie chcę spać sama. - dodała cicho, popychając mnie delikatnie na poduszki.
Z uśmiechem na ustach położyłem się na materacu. Maja wdrapała się na mnie, układając główkę na mojej klatce piersiowej.
-Justin... - zaczęła niepewnie, kreśląc wzorki na mojej skórze.
-Tak, kochanie? - uniosłem brwi.
-Podobają ci się takie dziewczyny, jak te na stacji? - mruknęła nieśmiało, a z moich ust momentalnie wyleciał cichy chichot. Zaplątałem sobie kosmyk jej włosów wokół palca, wpatrując się w ścianę.
-Może gdyby były naturalne, byłyby chociaż trochę ładne. Ja tam nie lubię tony tapety na twarzy i sylikonu w cyckach. - wzruszyłem lekko ramionami. - Wolę MOJE naturalne cudeńka. - dodałem, układając dłonie na biuście dziewczyny.
Blondynka zachichotała pod nosem, jednak nie zsunęła moich rąk ze swoich piersi, przez co łobuzerski uśmieszek na moich ustach jeszcze się powiększył.
-Ale tak swoją drogą to niesprawiedliwe, że dziewczyny mogą sobie powiększyć cycki, a faceci tego na dole nie. - mruknąłem, po czym zachichotałem pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, jak to musiało zabrzmieć.
Maja ze śmiechem uniosła się na jednym łokciu, spoglądając na mnie.
-Justin, czyżbyś miał kompleksy. - zmarszczyła brwi w śmieszny sposób, na co ponownie się zaśmiałem.
Wstałem z łóżka i ustawiłem się przed materacem a następnie zsunąłem bokserki.
-A powinienem? - uniosłem brwi, w czasie, kiedy Maja wybuchnęła śmiechem. - No właśnie. - z powrotem założyłem na siebie bokserki, po czym ułożyłem się obok dziewczyny.
Przykryłem nas kołdrą, a następnie jedną rękę wsunąłem pod kolano blondynki. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, układając sobie jej nogę na wysokości moich bioder.
-Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie, kochanie. - szepnąłem jej do ucha, wtulając twarz w jej włosy. - Tak cholernie cię kocham i nie chcę, żebyśmy więcej się kłócili. - dodałem, spoglądając na blondynkę. Dziewczyna miała zamknięte powieki i oddychała miarowo, dzięki czemu mogłem poznać, że spał.
Uśmiechnąłem się delikatnie, a następnie wyswobodziłem z objęć Mai.
Mój plan czas zacząć...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
W rozdziale raczej nic konkretnego się nie dzieje. Taki jest ten i będzie jeszcze następny. Później zrobi się ciekawiej ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*