piątek, 27 września 2013

Rozdział 13...

ROZDZIAŁ 13:
Obudziłam się rano,kompletnie niewyspana.W głowie cały czas miałam wydarzenia z wczorajszego dnia.Byłam całkowicie bezsilna.
Znalazłyśmy się w sytuacji bez wyjścia.
Nie miałyśmy możliwości wykonania żadnego ruchu.
Krok w przód-niebezpieczeństwo dla chłopaków.
Krok w tył-niebezpieczeństwo dla nas.
Co byście zrobili w takiej sytuacji,bo ja nie mam pojęcia.A to przecież my mamy podjąć decyzję.
Właściwą decyzję...
W głębi duszy cały czas miałam nadzieję,że t wszystko było jedną wielką pomyłką,lub jeszcze lepiej-wymysłem mojej wyobraźni...
Nie mam pojęcia,co bym zrobiła,gdyby ten absurd okazał się rzeczywistością.
Z jednej strony,w pewnym stopniu zależało mi na Justinie,lecz po wczorajszych wydarzeniach zaczęłam się go...bać ?
Zaraz,zaraz...Czy ja właśnie przyznałam się,że wierzę w słowa tych podejrzanych kolesi...?
Szybko odgoniłam z głowy te myśli.Nie chciałam się tym zadręczać.Prawdopodobnie to wszystko było żartem.Może to jacyś koledzy Justina i Austina chcieli nas wrobić,a oni patrzyli z boku i robili sobie z nas żarty...
To by było podłe,lecz jednak o niebo lepsze od tej pierwszej wersji...
Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy z zamiarem wyjęcia z niej ubrań na dzisiaj.Połowa lipca niosła ze sobą straszne upały.Zdecydowałam się więc na krótkie spodenki koloru miętowego,poszarpane na dole i luźną,czerwoną koszulkę na ramiączkach.Zeszłam na dół,gdzie zastałam Abby,rozmawiającą w kuchni z moją mamą.Podeszłam do nich i przywitałam się.
-Maja-zaczęła mama.-Chcemy z tobą porozmawiać.-jej głos był lekko zestresowany,a ja zastanawiałam się,czego ów rozmowa miała dotyczyć.
-Nie możemy tego przełożyć ? No bo wiecie...-wskazałam ręką na Abby,która stała z boku skrępowana.Nie dziwię się jej.Skoro moi rodzice mają jakiś problem,to możemy załatwić go przecież później.
-Właśnie to jest odpowiedni moment.Dobrze się składa,że Abby jest z nami.-do rozmowy dołączył się tata.No tak,jeszcze jego tu brakowało.
Nienawidziłam poważnych rozmów i,powiedzmy sobie szczerze,nie miałam ich zbyt wiele.Nie wiem dlaczego zaczęłam się stresować.
-Powiedz nam,Maja.Co się stało pomiędzy tobą,a Justinem.
Nieeeee !!! Oni sobie chyba żartują ! Przecież rozmawialiśmy już o tym.Czy oni nie mogą pojąć,że nie są osobami z którymi będę o tym rozmawiać ?
To są moje sprawy..prywatne.O tym mogę rozmawiać z Abby czy ewentualnie Austinem.Z szatynem nie,bo byłoby to zbyt krępujące.
-Tatooo- przeciągnęłam ostatnią literę.-Przecież już wam mówiłam,że nic.-odparłam z wyrzutem.
Czy nie należy mi się choć odrobina zaufania ? Przecież zawsze byłam grzeczną córeczką rodziców.Nie sprawiałam kłopotów,wracałam do domu o ustalonej porze,nie zadawałam się z podejrzanymi ludźmi,nie piłam(w towarzystwie rodziców,oczywiście). Naprawdę zasługuję na zaufanie...
-Owszem,to już słyszeliśmy.A teraz chcemy poznać prawdę.-tata uniósł brwi,czekając na moje wyjaśnienia.Niestety,będzie musiał pogodzić się z faktem,że prawdy nie pozna.
-W takim razie wszystko już wiesz.-odpowiedziałam,pewna siebie.-Więc jeśli pozwolicie,chciałabym się udać z moją drogą,obecną tu przyjaciółką,Abby Mayer na zakupy.-skąd we mnie tyle ironii ? To do mnie nie podobne...
-Majka !-mama podniosła głos.Zdziwiłam się,ponieważ robi to na prawdę rzadko.
-No co ?-spytałam,wzruszając ramionami.-Już nie mogę nigdzie wyjść ze swoją najlepszą przyjaciółką ?-Jaki oni mieli problem ? Kiedyś dobrze się rozumieliśmy,a teraz ? Wszystko uległo zmianie...Zastanawiam się tylko,z czyjej winy...
Odwróciłam się w stronę schodów.Po tym wszystkim odechciało mi się jeść.Tak właściwie to o co my się kłócimy ? O jedną noc ? Przecież to bez sensu.
Zawsze miałam dobre relacje z rodzicami,nie chciałam tego niszczyć...
Udałam się do swojego pokoju i położyłam się na łóżku.
***Oczami Abby***
Zobaczyłam,jak moja przyjaciółka znika za rogiem,udając się do swojego pokoju.Było mi jej żal.Jej rodzice nie powinni naskakiwać na nią z wyrzutami.
-Abby.-mama Majki oderwała mnie od myśli.-Może od ciebie dowiemy się wszystkiego ?-zapytała z nadzieją.
Zastanawiałam się,jak mam odpowiedzieć,nie urażając jej przy tym.
-Tyle,że to właśnie jest prawda.Do niczego między nimi nie doszło.Maja by mi przecież o tym powiedziała.Znamy się od zawsze i mówimy sobie wszystko.Na prawdę nie mają państwo powodów do niepokoju.Ona nie jest głupia.Wie co robi i jestem pewna,że nigdy nie posunie się do czegoś,czego później będzie żałować.-moja przemowa nie okazała się jednak zbyt skuteczna,sądząc po wyrazie twarzy rodziców Maji.
Uśmiechnęłam się do nich szczerze i poszłam na górę do pokoju przyjaciółki.
***Oczami Maji***
Leżałam w dalszym ciągu na swoim niesamowicie wygodnym łóżku,wpatrując się w sufit i rozmyślając o wszystkim.
Nie powinno ich to w ogóle obchodzić.
Koniec.Kropka.
I nie interesuje mnie ich pieprzenie o tym,że jestem ich jedyną córką,że się o mnie martwią i żebym,w każdej sytuacji,najpierw myślała,a później robiła.Bla bla bla.
W tej chwili drzwi od pokoju otworzyły się,a Abby weszła do środka.Usiadła na materacu obok mnie i przyglądała mi się.
-Rozmawiałam z twoimi rodzicami.-zaczęła powoli,spuszczając wzrok.Miałam dziwne uczucie,że chce coś przede mną zataić.
-I...?-machnęłam ręką,aby kontynuowała.
Chyba nie powiedziała im prawdy...?
Wściekłabym się !
-Potwierdziłam twoją wersję i zapewniłam ich,że nie mają się o co martwić.-odparła cicho,podnosząc wzrok i uśmiechając się do mnie ciepło.
Kamień spadł mi z serca.
A ja podejrzewałam,że mnie zdradziła...
-Dziękuję.-odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do niej.
*
Poszłam do łazienki umyć zęby i rozczesać włosy.Miałyśmy na dzisiaj zaplanowane wielkie zakupy.Ogólnie nie lubiłam całych dni spędzać w sklepach,ale raz na jakiś czas nikomu jeszcze nie zaszkodziło.Zeszłyśmy z Abby na dół.Moi rodzice siedzieli w salonie,oglądając jakiś program telewizyjny.Gdy miałam już założone buty i chwyciłam za klamkę od drzwi,przerwał mi głos mojej mamy.
-Jesteś na to za młoda, Majka !
Moje oczy otworzyły się szeroko,a szczęka prawie że upadła na podłogę.
Nie,nie,nie ! Ona sobie chyba żartuje.
-Że co proszę ?-zapytałam chyba zbyt dosadnie,ale miałam do tego powody.
-Dobrze wiesz o czym mówię,więc nie zgrywaj teraz takiej niewinnej.-odparła mama.
Krew się we mnie zagotowała.Nie wiedziałam,co miałam odpowiedzieć.Przecież tłumaczyłam jej wszystko kilka razy.Nie sądzę,że dotarłoby do niej teraz...
-Widzę,że odebrało ci mowę.Może chcesz nam jednak to wyjaśnić ?-jej pełen ironii głos spowodował u mnie wybuch.Moje emocje wydostały się ze środka.
-Czy myślisz,że jestem aż taka głupia,żeby stracić dziewictwo z chłopakiem,o którym tak na prawdę nic nie wiem ? -krzyknęłam.-Nie jestem tobą...-wyszeptałam,odwracając się.
Wiedziałam,że poważnie ją tym wkurzyłam,lecz nie dbałam o to.Szybko wybiegłam z domu,ciągnąc za rękę Abby.Gdy byłyśmy już dwie przecznice dalej,nie wytrzymałam.
-Czemu oni mają mnie za zwykłą dziwkę ?-zapytałam,choć do końca nie wiedziałam kogo.
-Nie mów tak,Maja.-Abby przytuliła mnie do swojego boku.-Oni po prostu się martwią.Jesteś ich jedyną córką.Musisz to zrozumieć.-Abby próbowała mnie pocieszyć.
-Wieem...Ale nie mogą mieć do mnie choć odrobinę zaufania ?-na prawdę nie chciałam wiele.Czy to takie trudne ?
Abby wyszeptała jeszcze do mojego ucha ciche "Nie przejmuj się" i potarła uspokajająco moje ramię.
Szłyśmy w kierunku największego centrum handlowego w mieście.Nie powiem,w środku było bardzo ciekawie.
Gdy oderwałam się od myśli o kłótni z rodzicami,ich miejsce musiały zastąpić jeszcze gorsze...
-Myślałaś jeszcze o...tym ?-zaczęła nieśmiało Abby.
-Szczerze? Cały czas myślę...-odpowiedziałam.
Wiedziałam,że nie unikniemy tego tematu.Prawdę mówiąc,byłam ciekawa,co o tym wszystkim myśli moja przyjaciółka.Przecież była tak samo zamieszana w całe to "przedstawienie" grane na żywo.
-Ja też...Nie mogę przestać...-spuściła wzrok,wpatrując się w swoje buty.
-Tak się zastanawiam,jak zareagowaliby chłopaki,gdybyśmy,jakimś cudem,zdołały im o tym powiedzieć.-pozwoliłam moim myślom wyjść na zewnątrz.
-Nie mam pojęcia...i chyba nie chcę wiedzieć.-
-Przecież my nie mamy z tym nic wspólnego !-to było w tym wszystkim najgorsze.Dlaczego właśnie my ?  Dlaczego oni musieli przyczepić się akurat do nas...Jest tyle innych dziewczyn,które znają...Czemu my...?
Jak to jest,że kłopoty zawsze przychodzą do nas...?
Chociaż nie wiem jak byśmy się starali one zawsze powracają.Są...jak magnes,którego drugą połówką jesteśmy my...Unikamy ich,uciekamy przed nimi,a one i tak nas znajdują,gdziekolwiek byśmy nie byli,są nieodłączną częścią naszego życia...
Weszłyśmy głównym wejściem do środka galerii.Od razu można było poczuć cudowne,orzeźwiające i chłodne powietrze.Skierowałyśmy się do naszych ulubionych sklepów.Weszłyśmy do pierwszego.Moje oczy od razu ujrzały różnokolorowe,krótkie spodenki.Wzięłam z półki kilka par dla siebie i Abby,udając się do przymierzalni.
Odprężyłyśmy się,zapomniałyśmy o wczorajszych zdarzeniach.Przez cały czas żartowałyśmy,śmiałyśmy się,wygłupiałyśmy.Kupiłam sobie trzy pary krótkich,jeansowych spodenek,jedne rurki,trzy koszulki na ramiączkach,dwie na krótki rękaw i jedną sukienkę.Była cudowna,taka jaką sobie wymarzyłam.Abby kupiła podobne do mnie ubrania.
Właśnie byłyśmy w drodze do łazienek,żeby przebrać się w nasze nowe sukienki.Była pora obiadu,więc następnie skierowałyśmy się do jednej z restauracji.
-Witam,co podać?-podeszła do nas kelnerka z przyjaznym uśmiechem.
-Pierogi !-powiedziałyśmy z Abby równocześnie,na co nasza kelnerka cicho się zaśmiała.
-Oczywiście,a co do picia?-spytała uprzejmie.
-Dla mnie sok z czarnej porzeczki,a dla Abby...
-Pomarańczowy,proszę.-dokończyła za mnie przyjaciółka.
-Wasze zamówienie powinno być gotowe za jakieś 15-20 minut.-powiedziała i odeszła w stronę baru.
Czekałyśmy na jedzenie,gadając o głupotach.Rozejrzałam się po sali i...zamarłam.Otóż w drzwiach od restauracji stał chłopak,który groził nam wczoraj wieczorem.Kopnęłam Abby w kostkę.Spojrzała na mnie pytająco.Przeniosłam swój przerażony wzrok na chłopaka.Abby podążyła za mną.Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły.Zaczerpnęła głośno powietrze,zasłaniając usta dłonią.Chłopak zauważył nas przy jednym stoliku i zaczął iść w naszym kierunku z łobuzerskim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Do końca tygodnia...-szepnął,przechodząc obok.Siedziałam jak sparaliżowana.Czyli ich groźby były prawdziwe? Naprawdę mieli zamiar nam coś zrobić,jeżeli nie policzą się z Justinem i Austinem?
Po chwili odzyskałam mowę.Nie zamierzałam tego tak zostawić.Zerwałam się na równe i szybkim krokiem podeszłam do stojącego przy ścianie chłopaka.
-Czego wy od nas,ku**a,chcecie?-powiedziałam do niego cicho,ale stanowczo.
-Spokojnie,mała.Przecież wiesz...-jego uśmieszek irytował mnie najbardziej.Gdyby nie było tu tych wszystkich ludzi,zdarłabym mu go z twarzy.
-Ale my ich ledwo znamy !-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-To mnie nie interesuje.-i znów ten cholerny uśmieszek.
-Nie mamy jak im przekazać tej waszej pieprzonej wiadomości.-to również było zgodne z prawdą.
-To też mnie nie interesuje.-tego było już za wiele.Czy on nie zna innych słów ?!
-To co cie,ku**a interesuje? Łaskawie mi wyjaśnij !-podniosłam głos,jednak nie na tyle,aby mogli usłyszeć mnie inni klienci restauracji.
-Ostra jesteś...-skomentował,przysuwając się do mnie.Wyciągnęłam przed siebie rękę,zachowując między nami bezpieczną odległość.-Macie im po prostu przekazać wiadomość,a to chyba nie jest takie trudne.Nie obchodzi mnie w jaki sposób to zrobicie.Wiedzcie tylko,że macie czas do końca tygodnia.I nie obchodzi mnie czy się dobrze znacie,czy nie.Zrobicie to,albo nie będzie tak miło...
-Skoro to nie jest takie trudne,to rusz łaskawie swoją dupę i sam im o tym powiedz.Nie mam pojęcia,co oni wam zrobili i gówno mnie to obchodzi.-w tym momencie skłamałam,no ale cóż.
-Do zobaczenia,kochanie.-wyszeptał mi do ucha i wyszedł z pomieszczenia,jak gdyby nigdy nic.
I znowu wyszło na jego.Znów sparaliżował mnie strach i nie byłam już w stanie nic powiedzieć.Podeszłam do naszego stolika i usiadłam przy nim.
-Co ty wyprawiasz Majka ?- naskoczyła na mnie Abby.
-Chciałam z nim tylko porozmawiać...-odpowiedziałam spokojnie,dochodząc do siebie.
-No i co? Co powiedział ?-ciekawska natura Abby właśnie dała o sobie znać.Zresztą,nie mogę się jej dziwić...
-Starałam się wytłumaczyć mu,że nie mamy jak im tego przekazać i żeby nas w to nie mieszali...
-Posłuchał ?-Abby zrobiła wielkie oczy.
-No coś ty.Wyśmiał mnie i powiedział,że to go nic nie interesuje...-na wspomnienie jego idiotycznego uśmieszku,przeszła mnie fala złości.
-No to mamy przejebane...-skwitowała moja przyjaciółka.
-Zgadzam się...-westchnęłam.W głębi duszy czułam się niesamowicie zestresowana.
Zjadłyśmy swoje porcje i wyszłyśmy z centrum handlowego,kierując się w stronę domu.Weszłyśmy do mojego pokoju i rzuciłyśmy się na łóżko.Byłyśmy zmęczone,po całym dniu chodzenia po sklepach.Włączyłyśmy sobie jakiś film na DVD i zapatrzone w niego,zapomniałyśmy,o spotkaniu w restauracji...
Była godzina 19:00,gdy postanowiłyśmy wybrać się na spacer.Do końca tego tygodnia powinnyśmy mieć normalne życie.Później będziemy się martwić...
Wyszłyśmy z domu,zamykając go na klucz.Moich rodziców nie było...właściwie to nie wiem dlaczego.Nie przejęłam się tym.Poszłyśmy w stronę parku,gdzie usiadłyśmy na jednej z ławek.
-Napiłabym się czegoś.-powiedziałam nagle.
-Ja też...piwo?-zapytała Abby.
-Nom.-przytaknęłam wesoło.
Wstałyśmy i udałyśmy się do pobliskiego sklepu w którym kupiłyśmy dwie puszki piwa.Sprzedawcą tam, jest dwudziestoparoletni  chłopak,dla którego nie jest niczym dziwnym,że piętnastolatki kupują alkohol.Za to go lubiłyśmy.Wróciłyśmy z naszym piwem do parku,siadając na tej samej ławce.Przez ostatnie wydarzenia,byłyśmy z Abby trochę zestresowane,poddenerwowane,dlatego wypicie go poszło nam bardzo szybko.Od razu poczułyśmy się lekko rozluźnione i odprężone.Wstałyśmy,udając się na dalszą część spaceru.Wieczór był naprawdę ładny,nie chciało nam się wracać do domu.Nogi zaprowadziły nas do starych baraków,gdzieś na obrzeżach miasta.Ze środka dało się słyszeć jakieś głosy.Może i było to bardzo nierozważne z naszej strony,ale ciekawość wzięła górę nad strachem.Po cichu podeszłyśmy do okna,a właściwie to miejsca,w którym powinno się ono znajdować.Ostrożnie zajrzałyśmy przez nie,nie chcąc zwrócić na siebie uwagi.To co zobaczyłyśmy w środku,uświadomiło nam,że nie powinnyśmy w ogóle tu przychodzić...
Kilku chłopaków siedziało przy stole,na drewnianych,starych krzesłach,jeszcze kilku zajmowało miejsca na materacu,a na środku sali znajdowały się trzy osoby...a właściwie to tylko dwie...bo jedna nie żyła.Jeden chłopak z zakrwawioną twarzą klęczał przed innym,który przykładał mu pistolet do skroni.
-Proszę cię,Chris...-wyszeptał klęczący.Nie zajęło mi dużo czasu zorientowanie się,o co chodzi.Nie miałam pojęcia,jak powinnam postąpić.
Z jednej strony,trzeba mu pomóc,uratować go.
Z drugiej jednak,wiedziałam,że bez sensu jest wchodzić pomiędzy mordercę,a ofiarę-zostałabym zabita,zanim zdążyłabym cokolwiek powiedzieć.
-Teraz mnie prosisz?-zaśmiał się,jak przypuszczam,Chris-Daruj sobie.Teraz to już za późno...-na sam dźwięk jego głosu,przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze.Strach ogarnął całe moje ciało.Moje oczy tępo wpatrywały się w chłopaka.Był niewiele starszy ode mnie.To okropne,jak można być takim potworem.
Może i go nie znam,lecz obrazek przede mną,mówi sam za siebie.
On zabija z zimną krwią,a co najgorsze-czerpie z tego satysfakcję.To obrzydliwe !
-To nie ja! To Ju...
Strzał z pistoletu,cichy krzyk i...zapadła głucha cisza...
Razem z Abby zamarłyśmy,uświadamiając sobie,że właśnie byłyśmy świadkami morderstwa...
Ja się pytam...Dlaczego zawsze my? Ze wszystkich ludzi na tym świecie,to właśnie my musimy pakować się w największe bagno...
Do oczu napłynęły mi łzy.Nie wiem dlaczego.
Przecież nie znałam tego chłopaka,a mimo wszystko,zrobiło mi się go szkoda.
Na pewno miał rodzinę,dziewczynę...Nie chcę myśleć o ich bólu,gdy dowiedzą sie,że on...nie żyje.
Ale czułam coś jeszcze.Coś,przez co czułam do siebie obrzydzenie.
Ja tu byłam.Ja to widziałam.A mimo wszystko nie zrobiłam nic,żeby mu pomóc.Stałam tylko i patrzyłam...Mam do siebie po prostu żal.Już zawsze będę żyła ze świadomością,że w pewnym stopniu przyczyniłam się do śmierci,możliwe,że niewinnego człowieka...
Nagle podskoczyłam,gdy poczułam wielką dłoń zaciskającą się na moim ramieniu...
Serce zatrzymało mi się,aby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej.
-Matka was nie nauczyła,że to nieładnie podsłuchiwać?
***
"Nigdy nie należy tracić nadziei,choć czasem sprawa wydaje się przegrana..."
Czy nie jest tak,że jedno złe dzień pokonuje tysiąc szczęśliwych ?
Czy nie jest tak,że po tym wszystkim tracimy nadzieję,na lepsze jutro ?
W końcu,czy nie jest tak,że człowiek przestaje widzieć to co dobre i wybiera to,co łatwe ?
Mówią,że po każdym okresie smutku i rozpaczy,przychodzi szczęście i radość.
Lecz co,jeśli to wszystko zostanie zastąpione jeszcze większym złem ... ?
Oni się o tym przekonają...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !
I co myślicie o rozdziale ?
Mówiłam,że akcja się rozkręci.
Mogę Wam zdradzić,że w następnym będzie się działo...
PRZEŻYŁAM SZOK !!!
Od opublikowania ostatniego rozdziału miałam...785 wyświetleń !!!
Jestem Wam za to niezmiernie wdzięczna.
Aż mi się słabo zrobiło jak zobaczyłam tę liczbę... :P
Szkoda tylko,że tak mało osób komentuje.
785 wyświetleń = 3 komentarze...
Mam nadzieję,że kiedyś będzie lepiej...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do następnego !
Kocham Was ;-*
Ps.
Chciałam Wam polecić bloga  Koszmar jak ze snu.
Świetne opowiadanie o Justinie...

sobota, 21 września 2013

Rozdział 12

ROZDZIAŁ 12:
W końcu wróciła! Moja kochana Abby wróciła! Nie widziałyśmy się dwa tygodnie,a jakby minęło kilka lat.Uroczyście stwierdzam,że jestem od niej uzależniona..

Minęło już 5 dni od powrotu,a ja nadal miałam przed oczami tamtą polanę,tamto jezioro,tamte zdarzenia i oczywiście Justina.Nie mogłam przestać o tym myśleć.Po prostu nie mogłam wyrzucić tego z głowy.Starałam się,lecz wszystko powracało wraz z dokładniejszymi szczegółami.Chociaż...może wcale nie chciałam o tym zapomnieć.Może wciąż chciałam mieć przed oczami jego słodkie usta,czekoladowe oczy i lśniące włosy...?
Muszę jednak postarać się zepchnąć to w głąb mojego umysłu i nie wracać do tego.
Przecież Justin ma 19 lat,a ja tylko 15.Nigdy nie uważałam,że wiek może być przeszkodą,lecz jak przyszło co do czego,nie byłam już taka pewna.Przypomniała mi się historia Abby i jej byłego chłopaka,3 lata starszego.Wydawało się,że to będzie wielka miłość,na dobre i na złe.Jak się później okazało,chodziło mu tylko o jedno.Moja przyjaciółka nie była gotowa,więc on ją po prostu rzucił,nie licząc się z jej uczuciami.
Wiem,że Justin taki nie jest,że nie zrobiłby czegoś takiego.A jednak mam wrażenie,że coś stoi na drodze.To tak,jakby intuicja podpowiadała mi,że ja i Justin nie możemy być razem,że do siebie nie pasujemy.Gdybym wtedy wiedziała,że mam rację...
Nigdy nie miałam chłopaka i szczerze mówiąc,nie wiem czy chciałabym mieć.Wszyscy moi znajomi są tak niedojrzali...Większość z nich traktuje dziewczyny jak zabawki:gdy bateria się wyczerpie,wyrzucają do kosza.
Justin jednak był inny.Po pierwsze starszy,a po drugie dojrzalszy.Już sama nie wiem,co mam o tym wszystkim myśleć...
Siedziałyśmy właśnie z Abby na murku,niedaleko naszego parku,w którym spędziłyśmy razem wiele cudownych chwil.Przegadałyśmy cały dzień,głównie o tym,jak daleko zaszła znajomość moja i Justina.Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy,gdy się o wszystkim dowiedziała.Jej źrenice powiększyły się trzykrotnie...
Trudno było jej przyjąć to do wiadomości.Zawsze byłam typem nieśmiałej i cichej dziewczyny,która nie szukała problemów,czyli chłopaka.Zresztą Abby tak samo.Cieszyłyśmy się każdą chwilą,nie planując przyszłości.
Spojrzałam na Abby,która wpatrywała się we mnie swoim charakterystycznym,zaciekawionym wzrokiem.Wiem,że będę musiała jej powiedzieć.Będę musiała jej powiedzieć,że coś się we mnie zmienia,że zaczynam czuć do niego coś,przed czym zawsze się broniłam...

Była godzina 18:00,więc postanowiłyśmy udać się do naszej ulubionej kawiarni.
Po 15 minutach stałyśmy przed szklanymi drzwiami,na którym widniał ozdobny,różowo-szary napis "Słodkie spotkania".Nacisnęłam klamkę,wchodząc do środka.Moje nozdrza niemal natychmiast wypełnił zapach świeżej kawy,owoców i czekolady.Zdecydowanie,było to najlepsze miejsce na ziemi...Podeszłyśmy z przyjaciółką do kasy,przy której stała Emma-dwudziesto letnia kelnerka.
-Cześć dziewczyny !-powitała nas radośnie.-To co zwykle ?-dodała,wyciągając spod lady czarny notatnik.-Oczywiście !-powiedziałam wesoło.Z Emmą poznałyśmy się jakiś rok temu,właśnie tutaj.Byłyśmy tu wtedy po raz pierwszy,kompletnie nie wiedząc,co chciałyśmy zamówić.Wtedy,do naszego stolika podeszła Emma.Poleciła nam mieszankę świeżych owoców w czekoladzie z lodami.Od tamtej pory,nie zamawiałyśmy tutaj nic,prócz tego.W końcu,kto zrezygnowałby z kawałka nieba,umieszczonego w pucharku do lodów...?
Usiadłyśmy przy naszym stoliku,na drugim piętrze.
-To kiedy zadzwonisz do Justina ?-zapytała Abby,kładąc swoją torbę na krześle obok.
To było to ! Olśnienie !
Po cholerę ja w ogóle rozmyślałam o Justinie,skoro nie miałam jak się z nim skontaktować.
-No bok widzisz...-zaczęłam niepewnie,bojąc się wybuchu mojej przyjaciółki.-Jest taka sprawa...-zaśmiałam się cicho,starając się rozluźnić napiętą atmosferę.
-Nie !-krzyknęła nagle Abby,zwracając na nas uwagę kilku,spokojnie popijających kawkę,staruszków.-Tylko mi nie mów,że nie masz jego numeru.-dodała już trochę ciszej.Nie mniej jednak jej głos brzmiał poważnie i...strasznie.
Uśmiechnęłam się do niej głupio,nie wiedząc,co miałabym powiedzieć.
-Tak jakoś wyszło.-wydusiłam w końcu z siebie,wyszczerzając do niej swoje proste zęby.
-Nie,nie,nie...-pokręciła głową,mrużąc oczy.-Ja chyba się przesłyszałam.Chcesz mi powiedzieć,że nie wzięłaś numeru od chłopaka,z którym spotkałaś się trzy razy,z czego jeden był tygodniowym wyjazdem.Spałaś z nim pod tym samym dachem,co więcej,w tym samym pokoju.Z którym całowałaś się z pół godziny i który przytulał cię całą noc,abyś nie zmarzła na jakiejś pieprzonej trawie ?!-jej głos był bardzo donośny.Zbyt donośny.
-Jakoś tak nie było czasu...-odparłam krótko spuszczając głowę.
-Oh,ale jakoś był czas na całowanie się i ocie...-urwała,kiedy zatkałam jej usta truskawką w czekoladzie.Nie było innego sposobu,aby zatrzymać jej potok słów.
-Po co być cicho ? Niech nawet w Chinach wiedzą co robiłam...-prychnęłam,lekko zdenerwowana.
-Przepraszam Majka,ale nie mogę w to uwierzyć.Przecież zależy ci na nim.To widać.-uśmiechnęła się ciepło.-Ja to widzę.-sprostowała.-Możesz teraz zaprzeczać,ale pamiętaj,że nikt nie zna cię tak dobrze,jak ja...-usiadła koło mnie i objęła w przyjacielskim geście.-W razie czego,zawsze możesz poprosić rodziców,żeby dali ci namiary na rodziców Austina,a potem będzie już z górki.
Odsunęłam się od niej,patrząc na nią z niedowierzaniem.
-Po pierwsze,moi rodzice,nadal są oburzeni tym,że zastali nas,śpiących razem na polanie,a po drugie,jak ty sobie to wszystko wyobrażasz ? Że niby co ? Pójdę do domu Austina i poproszę go o numer do Justina,bo zapomniałam się go spytać wcześniej ? Abby ! To on powinien zadzwonić gdyby chciał.Wyszłabym na jakiegoś dzieciaka,który podnieca się tym,że ktoś taki jak Justin zwrócił na mne swoją uwagę.
-Zrobisz jak zechcesz.Ja ci tylko mówię,co jest dla ciebie najlepsze...Znam cię kochanie i wiem,że tęsknisz za nim na swój sposób.-Abby potarła moje ramię uspokajająco.Naprawdę nie wiem,co bym bez niej zrobiła.Była przy mnie zawsze wtedy,kiedy najbardziej jej potrzebowałam.Mogłam na nią liczyć o każdej porze dnia i nocy.Zresztą,Abby tak samo mogła polegać na mnie.
"Prawdziwy przyjaciel to ktoś taki,kto wie o tobie wszystko,a mim to nadal cię lubi..."
Nagle Abby zesztywniała,wpatrując się tępo w punkt za moimi plecami.Nie wiedziałam o co chodzi,więc odwróciłam się,aby mieć widok,na to samo.
Niemal natychmiast tego pożałowałam.
Przed schodami stał mój największy wróg-Lisa...
Nienawidziłyśmy się od 5 klasy.Właściwie,to ja nie wiem nawet dlaczego.To jest dla mnie chore !
Kiedyś nasza znajomość była na etapie "cześć" na szkolnym korytarzu,lub na ulicy.I nagle,z dnia na dzień zabijała mnie wzrokiem ij rozpowiadała wszystkim plotki na mój temat.Całe szczęście mało kto jej wierzył.Miała w szkole wyrobioną,nie za ciekawą opinię...
Nagle poczułam,jak moja twarz robi się blada jak kartka papieru,a oczy,maksymalnie się powiększają.Odwróciłam się,wpatrując tępo w przestrzeń.
-Majka...Co się dzieje ?-spytała Abby,zauważając moją nietypową reakcję.
Nie mogłam w to uwierzyć.Jeszcze raz odwróciłam się w kierunku schodów,zerkając na schody.
Nie myliłam się...
Obok Lisy stał on.Chłopak,który parę dni temu chciał mnie zgwałcić.
Ja chciałam o tym zapomnieć ! Nie wracać do tamtej nocy ! Wymazać z pamięci !
Chwilę później mój przerażony wzrok spotkał jego.Rozpoznał mnie od razu.Na jego ustach zaczął kształtować się chytry uśmiech,który przyprawił mnie o dreszcze.Okropne dreszcze.
Przeniosłam swój wzrok na Lise,która wpatrywała się we mnie morderczym wzrokiem.Gdyby tak spojrzenie mogło zabijać,dawno byłabym martwa...
Nie wiedziałam,co czuję.Czy strach,na widok mojego niedoszłego oprawcy,czy też złość,na widok znienawidzonej dziewczyny.Mieszanina emocji wypełniła mój umysł,odrywając mnie na parę sekund od rzeczywistości.
Lisa złapała chłopaka za rękę i swoim charakterystycznym krokiem ruszyła w stronę naszego stolika.Będąc wystarczająco blisko,zamachnęła się swoją torebką,przewracając tym samym moją szklankę z wodą.Ciecz wylała się na moją koszulkę,wywołując nieprzyjemne,lodowate uczucie.
Całe moje przerażenie zniknęło,ponieważ zastąpione zostało wściekłością.
-Ojej ! Maja ! Przepraszam,nie zauważyłam cię...-powiedziała swoim przesłodzonym głosem,w którym nawet głuchy usłyszałby ironię.
Lisa tymczasem odeszła,obściskując się z tym dupkiem,jak gdyby nigdy nic.
Poczułam rękę Abby na ramieniu.
-Odpuść Maja.Nie warto.-wyszeptała.Wyczułam w jej głosie zmartwienie i troskę.Dobrze wiedziała,że pod wpływem złości jestem w stanie zrobić wiele rzeczy,których później mogę żałować.
Jednak kiedy zobaczyłam ten chamski uśmieszek na twarzy mojego wroga,przypomniały mi się wszystkie sytuacje w których mnie poniżała,w których zrobiła ze mnie idiotkę.Moje nerwy puściły,a ja obiecałam sobie,że nie wyjdę z kawiarni,dopóki nie poczuje się tak,jak ja.
Wstałam i skierowałam się w stronę stolika dwójki idiotów.Oderwali się od swoich ust,spoglądając na mnie.Ja natomiast szłam tanecznym krokiem z przyklejonym do twarzy uśmiechem od ucha do ucha.Stanęła nad Lisą,po czym powoli podniosłam filiżankę z jej kawą.Na koniec posłałam jej najbardziej nieszczery uśmiech,na jaki było mnie stać.Podniosłam szklankę na wysokość jej głowy.Już po chwili ciemna ciecz spływała po jej włosach,twarzy,bluzce.
Tak !
Na to czekałam !
Spojrzałam na chłopaka.Zauważyłam jeszcze pozostałości po ranach i siniakach,jakich doznał po "starciu" z Justinem.
I dobrze mu tak...
Postanowiłam wykorzystać sytuację,która mogła się więcej nie zdarzyć.Wzięłam pucharek z lodami,stojący na stoliku przed chłopakiem i jednym szybkim ruchem pozbyłam się jego zawartości,która wylądowała na spodniach chłopaka.
Oboje byli zbyt zdezorientowani,aby jakkolwiek zareagować.To była moja szansa.
-Mam dwie sprawy.Po pierwsze-zwróciłam się do Lisy-Nigdy więcej nie waż się nic o mnie mówić.Nie znasz mnie,a nienawidzisz.Nawet nie wiem za co,ale,szczerze mówiąc,gówno mnie to obchodzi.Chcę tylko,żebyś się ode mnie odwaliła raz na dobre.Nie obchodzi mnie jaki masz problem.Po prostu się odpieprz.-zbliżyłam się do chłopaka,stając centralnie przed nim.-A ty nie waż się nigdy więcej położyć na mnie swoich brudnych łap.Radzę wam to zapamiętać.
Mój umysł przepełniała tylko jedna emocja-cholerna satysfakcja.Teraz to oni byli słabi.Ja byłam silna.
Złapałam Abby za rękę,wyciągając ją z tymczasowego oszołomienia.Wyszłyśmy na dwór,a ja wybuchłam śmiechem.
-Widziałaś ich miny !? Cudowne !-śmiałam się wniebogłosy.
***
Kierowałyśmy się w kierunku naszego osiedla.Zauważyłam grupkę chłopaków,którzy szli krok w krok za nami.Nie uszło to również uwadze Abby,która posłała mi znaczące spojrzenie.Przyspieszyłyśmy kroku,starając się ich zgubić,lecz bezskutecznie.Skręciłyśmy w boczną uliczkę,chcąc skrócić sobie drogę do domu.Nasi prześladowcy wykonali ten sam ruch.Serce zaczęło mi szybciej bić.Chciałam się ich pozbyć,ale nie miałam jak.Nie oddalali się od nas na więcej niż 10 metrów.
-Hej laleczki ! Gdzie się tak spieszycie ?-krzyknął do nas jeden z nich.
Nie odwróciłyśmy się.Szłyśmy dalej,nie zwracając na nich uwagi,chociaż w głębi duszy odczuwałam straszny niepokój.Słyszałam za naszymi plecami jakieś szepty,śmiechy i pogwizdywania.W końcu nie wytrzymałam.Zatrzymałam się i odwróciłam w ich stronę.
-Czego chcecie?-zapytałam chyba trochę zbyt gwałtownie,bo Abby podskoczyła.
Dwóch chłopaków wysunęło się na przód,podchodząc do nas.Ubrani byli w czarne skórzane kurtki i mieli koło 20 lat.Wystraszyłam się.Przed oczami stanęła mi scena z imprezy.
Nieznajomi złapali nas za nadgarstki i popchnęli w stronę muru.
-Mamy dla was wiadomość...
Spojrzałyśmy na siebie z Abby,zastanawiając się o co im mogło chodzić.Jaką wiadomość? Dla kogo...? Ba,od kogo?
-Z tego co wiemy,zadajecie się z Austinem i tym Bieberem...-zaczął powoli.
Zamarłyśmy,słysząc ich nazwiska.Nie miałam pojęcia,czego mogą od nich chcieć.Postanowiłam więc dać im dokończyć i wysłuchać,co mieli do przekazania.

-Powiedzcie im,że jeśli nie przyjdą do nas do końca tygodnia...będzie z wami źle...-zagroził,popychając mnie mocniej do muru
Z nami? A co MY mamy z tym wspólnego.Zaraz,zaraz...z czym wspólnego?
-O co ci chodzi? Nie mam pojęcia,o czym ty do mnie mówisz,człowieku!-krzyknęłam,czując narastającą we mnie panikę.
-Ale Bieber wie i to nam wystarcza...-zaśmiał się.-Tak jak już mówiłem,przekażecie im to,bo inaczej...nie chcesz wiedzieć,kotku.-wyciągnął rękę z kieszeni i pogładził nią mój policzek.-Oni wiedzą gdzie i o której.
-Powiedz mi chociaż w czym rzecz...-poprosiłam cicho,choć szczerze wątpiłam,że czegokolwiek się dowiem.
-Jak Bieber zechce to ci powie...w co wątpię...-znowu się zaśmiał.Miałam tego serdecznie dosyć.
-A ty nie możesz? Chyba mamy prawo wiedzieć...
-Prawa,to mam ja,a wy,jak grzeczne dziewczynki,będziecie wykonywać nasze polecenia,rozumiemy się?-zacisnął uścisk na moim nadgarstku.
-T-tak.-przełknęłam głośno ślinę.
-Widzę,że już nie jesteś taka odważna,jak na początku,maleńka.-zaśmiał mi się w twarz.
Niewidzialna gula urosła mi w gardle,przez co nie byłam w stanie nic odpowiedzieć.
Puścili nas,a my nie oglądając się,ruszyłyśmy w kierunku domu najszybciej jak się dało.
Gdy weszłyśmy do środka i zamknęłyśmy za sobą drzwi,zaczęłyśmy wyrzucać z siebie wszystkie myśli gromadzące się w naszych głowach.
-O co im do jasnej cholery chodziło?-zaczęła Abby z charakterystycznym dla nie zdenerwowaniem w głosie.
-Mnie się pytasz??? Nie mam pojęcia! W co oni się wpakowali...-byłam jednocześnie przestraszona i poirytowana.
-I skąd wiedzieli,że ich znamy...-westchnęła Abby.Szczerze powiedziawszy,to samo mnie męczy.
Kim byli ?
Czego chcieli ?
I skąd nas do cholery znają ?
-Jezu kochany!!! Nie mamy nawet jak im o tym powiedzieć...Nie mam jego numeru...-pisnęłam.Nie chciałam doświadczyć na własnej skórze gróźb,o których mówili.
-Super...I co teraz?-szepnęła Abby.Znałam ją naprawdę dobrze i wiedziałam,że była w tym momencie roztrzęsiona.
-Nie wiem...Nie mam pojęcia.-westchnęłam
Podeszłam do Abby i przytuliłam się do niej.Nie ukrywam,że się bałam.Bałam się i to bardzo.Nie wiedziałam,czy ci tajemniczy kolesie mówili prawdę.Czy naprawdę byliby w stanie nam coś zrobić? Czy naprawdę miałyśmy powody,żeby czuć przerażenie?
Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć.Czy to oni coś sobie ubzdurali? Czy może Justin i Austin zawinili. I co oni chcieli im zrobić...? Czy to miało jakikolwiek związek z tym co powiedział Justin na imprezie...?
Mnóstwo pytań zaprzątało moje myśli.Niestety,na żadne z nich nie znałam odpowiedzi...A tak bardzo chciałam je poznać ...
Rozmawiałyśmy o tym wszystkim z Abby do późnej nocy.Nasze przypuszczenia zaszły tak daleko,że same się ich wystraszyłyśmy.Justin z Austinem w jakimś gangu,gdzie ich życie było ciągle narażone...
Nie wiedziałam wtedy tylko,że nasze przypuszczenia mogły okazać się prawdziwe...
***
Dlaczego ?
Kto ?
Jak ?
Po co ?
Najczęściej zadawane pytania...zwłaszcza,gdy wydarzy się coś,czego nie planowaliśmy,coś,co nie miało się wydarzyć.Zastanawiamy się wtedy,co by było gdyby...Chcemy cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń,chociaż wiemy,że to niemożliwe.Nie myślimy wtedy realnie.Obwiniamy wszystkich,tylko nie siebie.
Bywają również ludzie,którzy nie potrafią zrozumieć,że nie mieli wpływu na przeszłość i obwiniają się o wszystkie nieszczęścia tego świata.
Tych dwoje młodych ludzi nie miało pretensji do nikogo.Nie widzieli po prostu innego rozwiązania,innego wyjścia z sytuacji.Zrobili coś,czego nie żałowali,zrobili coś,co zrobić musieli...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani ;-*
Przepraszam Was !
Miałam dodać rozdział wcześniej,ale brałam udział w akcjach z wolontariatu i nie mogłam.
Przepraszam ! Postaram się dodawać rozdziały częściej.
Jak chodzi o opowiadanie,od następnego rozdziału akcja się rozwinie...
Dziękuję Wam za wszytko !
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps.Moje opowiadanie zostało umieszczone na stronie justinbieberfanfictionpl.blogspot.com.
Serdecznie zapraszam do odwiedzenia tej strony !

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 11

ROZDZIAŁ 11:
Zamarłam.Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku,nie byłam w stanie się poruszyć.Wpatrywałam się tępo w wodę,analizując sens wypowiedzianych przez niego słów.Nie wiedziałam co mam zrobić,nie wiedziałam,jak się zachować.Nagle poczułam rękę Justina na swoim policzku.Delikatnie obrócił moją głowę tak,że teraz patrzyłam mu prosto w oczy.Zaczął przysuwać się do mnie powoli.Był coraz bliżej i bliżej,aż w końcu dzieliła nas odległość dziesięciu centymetrów.To był impuls,chwila zatracenia we własnych oczach.Nie panowaliśmy nad tym.Przysunęłam swoją głowę bliżej Justina.Mój wzrok padł na jego usta.Idealne,czerwone usta...Chłopak jakby na to czekał.Chwilę później,złączył nasze usta w cudownym pocałunku.W pierwszych sekundach muskał delikatnie moje wargi,swoimi.Nasze usta poruszały się w pełnej synchronizacji,jakby były dla siebie stworzone,takie..podobne.Całkowicie zatraciłam się w tej niesamowitej chwili.Cały świat zniknął nagle,jakby wcale go tam nie było.Wszystko dookoła,przestało mieć znaczenie.Liczyło się tylko to,co jest teraz i tutaj...Położyłam dłonie na szyi Justina,by po chwili wplątać je w jego włosy.Były tak cudownie miękkie i grube.Równie wspaniałe,jak jego usta,na których skoncentrowana była cała moja uwaga.Justin objął moją twarz swoimi dłońmi i przysunął mnie jeszcze bliżej.Całkowicie poddałam się jemu.Przeniósł ręce na moją talię.Po chwili zjechał niżej,zatrzymując się na moich biodrach.Przyciągnął mnie do siebie,sprawiając,że usiadłam na nim okrakiem.Justin przejechał językiem po mojej dolnej wardze,prosząc o dostęp,który chętnie mu dałam.Już po chwili nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę o dominację.Nasze usta były idealnie do siebie dopasowane.Byłam w tej chwili tak niesamowicie szczęśliwa,jak jeszcze nigdy.Delikatnie otarłam się o krocze chłopaka,przysuwając swoje ciało jeszcze bliżej jego,o ile w ogóle było to możliwe.Szatyn jęknął cicho w moje usta.Uśmiechnęłam się przez pocałunek,co odwzajemnił.Minęła chwila,a jakby wieczność.Po paru minutach oderwaliśmy się od siebie.Poczułam się zakłopotana i chyba nie tylko ja,bo Justin również spuścił głowę.
-Przepraszam.Nie potrafiłem się pohamować...-wyszeptał,przerywając ciszę.
- Nie masz za co.-odpowiedziałam szeptem,czując,jak się rumienię.Naprawdę mi się to podobało...Coś nowego,co od razu pokochałam...
Chłopak zaśmiał się cicho,a ja zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
-Wyglądasz naprawdę uroczo,kiedy się rumienisz...-wyszeptał swoim głębokim głosem,odwracając się w moją stronę
Uśmiechnęłam się do niego,najszczerzej jak umiałam.Szczerze powiedziawszy,czułam lekkie skrępowanie,siedząc teraz koło Justina,jak gdyby nigdy nic.Chłopak siedział z rękoma opartymi na kolanach,wpatrując się w wodę.Na jego twarzy cały czas gościł uśmiech.Przepiękny uśmiech,który tak uwielbiałam...
Siedzieliśmy tak w ciszy jakieś dziesięć minut,kiedy postanowiłam ją przerwać.
-Jacy są twoi rodzice?
Chłopak nic nie powiedział,tylko jakby...posmutniał...?
-Przepraszam,jeśli powiedziałam coś nie tak...-dodałam zmieszana,widząc,jak Justin zesztywniał.Może nie powinnam zadawać tego pytania...?
-Nie,nie.To nie twoja wina,tylko...Widzisz...parę dni temu dowiedziałem się,że...-szatyn wziął głęboki oddech-...jestem adoptowany...-tą ostatnią część,wypowiedział prawie szeptem.
Nie wiedziała,co mam powiedzieć.Czy współczuć mu,czy pocieszać słowami "wszystko będzie dobrze".Zdecydowałam w końcu,że powiem to,co naprawdę myślałam.
-Nawet nie wiem,co mam powiedzieć,Justin.
Zaśmiał się cicho,słysząc moje słowa.
-Nie ma sprawy.Samemu było mi ciężko w to uwierzyć,zrozumieć.-wyszeptał.Może bał się,że jego głos się załamie ? Może nie chciał pokazywać przy mnie swoich słabości ?
-Powiedzieli ci ? Twoi...rodzice ?-zapytałam,nie patrząc mu w oczy.Czułam,że źle robię,wypytując go o tak osobiste sprawy,ale moja ciekawość wzięła górę.Liczyłam na to,że Justin otworzy się przede mną,udowadniając tym samym zaufanie do mnie.W końcu,czy przyjaciele,którymi byliśmy,nie powinni rozmawiać ze sobą o wszystkim ? Chociaż z drugiej strony,czy mogłam nazwać Justina po prostu przyjacielem,po tym,co zdarzyło się parę minut temu ?
-Nie,chcieli to ukryć.Dowiedziałem się przez przypadek,kiedy u mojej siostry wykryli białaczkę i miałem zostać dawcą szpiku...-odpowiedział,na wcześniej zadane przeze mnie pytanie,wyrywając mnie z zamyśleń.
-Oh !-wyrwało mi się,zanim mogłam się powstrzymać.-Tak mi przykro...Znowu nie wiem co mam powiedzieć...-I taka była prawda.Jak miałam się zachować,gdy dowiedziałam się,że jego malutka siostrzyczka jest śmiertelnie chora.To straszne,że choroby dotykają również dzieci.To niesprawiedliwe.Przecież one nie wyrządziły na świecie żadnego zła,a mimo wszystko spotyka ich kara...
-Z małą już dobrze,a ja zaczynam się przyzwyczajać...-chłopak znów przerwał moje zamyślenia.Ucieszyłam się,że stan jego siostry się poprawił.Może ten świat jednak nie jest taki straszny...? Tak,teraz nie.Gdybym tylko wiedziała,co życie przygotowało dla mnie...
-Chcesz ich kiedyś odnaleźć,poznać ?-spytałam nieśmiało,wykorzystując okazję,że szatyn odwrócił głowę tak,że nasze spojrzenia się spotkały.
-Kiedyś tak,ale dopiero,jak się z tym wszystkim oswoję.Na razie nie jestem w stanie,nie jestem gotowy.To wszystko jednak mocno mną wstrząsnęło...-urwał,nie chcąc,żebym usłyszała,że załamał mu się głos.
Nie mówiłam już nic więcej.Doskonale rozumiałam,że nie jest to dla niego proste.Co innego,gdyby dowiedział się,mając 5 czy 6 lat,ale teraz...?
Nie rozumiałam ludzi,którzy starają się zataić tak istotne fakty,przed swoimi adoptowanymi dziećmi.To normalne,że prędzej czy później się dowiedzą...
Nagle poczułam ogarniającą mnie senność.Próbowałam z nią walczyć,lecz w końcu,oparta o ramię Justina,zasnęłam,zabierając ze sobą wszystkie myśli przepełniające moją głowę...
***Oczami Justina***
Było mi jakoś dziwnie lżej,kiedy zwierzyłem się Maji.Jakby wszystkie problemy odeszły,razem z wypowiedzianymi słowami.Czułem,że mogę jej zaufać,tak,jak ufam Austinowi.Pod pewnym względem byli do siebie podobni.Nic nie mówili,tylko słuchali,a w takich momentach potrzebuje się tego dużo bardziej,niż jakiegokolwiek pocieszenia.Zerknąłem na Maję opartą o moje ramię.Spała jak aniołek...Nie wiedziałem co mam zrobić.Czy zanieść ją do domku,czy zostać tutaj.Ostatecznie położyłam się na trawie,tym samym kładąc Maję na swoim torsie.Wtuliła się we mnie jak dziecko w swojego pluszowego misia.Objąłem ją ramieniem,przytulając do siebie.Ciekawe jak zareaguje,gdy rano obudzi się...na mnie...Pogłaskałem ją po włosach,czując,jakie były miękkie i delikatne.Przechyliłem głowę na bok,zamykając oczy.Musiałem być naprawdę zmęczony,bo,nie wiedząc kiedy,zasnąłem.
***
Poczułem lekkie szturchnięcie,i następne,i następne.W końcu zdecydowałem się otworzyć oczy...czego chwilę później pożałowałem.Otóż,nad moją głową stał Austin,jego rodzice oraz rodzice Maji...Matko kochana...Maja.Zerknąłem w dół,gdzie nadal spała ta drobna,cudowna istota.Pogłaskałem ją lekko po plecach,chcąc ją obudzić.Nie zadziałało...spała jak zabita.
-Majka !-usłyszałem donośny głos jej mamy.Zerwała się ze mnie,jak oparzona i usiadła obok.
-T-tak?-zapytała,powstrzymując ziewnięcie.
Wyglądała naprawdę ślicznie,pomimo zaspanych oczu i roztrzepanych na wszystkie strony włosów.Na moje usta wkradł się niekontrolowany uśmiech,co nie uszło uwadze jej rodziców,którzy zmierzyli mnie wzrokiem.
-Co wy tu robicie...?-zapytał jej tata,przyglądając się nam podejrzliwie.
-My...nic...-odpowiedziała Maja jąkając się.Taka odpowiedź była,moim zdaniem,najlepsza.W końcu co miała powiedzieć ? Hej mamo.Justin i ja poszliśmy,w środku nocy na spacer dookoła jeziora,tyle że po drodze skręciliśmy w jakąś ścieżkę prowadzącą na polanę-co zresztą sami widzicie,a potem całowaliśmy się tak,że prawie straciliśmy nad sobą kontrolę ocierając się o siebie i nie skończyłoby się jedynie na całowaniu ? To bez sensu,chociaż taka była prawda...
-Przepraszam was bardzo,ale zastaliśmy was w troszeczkę dziwnej sytuacji...-tata Maji zasygnalizował,że nadal tu są i czekają na jakieś wyjaśnienia,bo słowo "nic" ich nie usatysfakcjonowało.
-To nie tak...ja...-chciałem wytłumaczyć,ale przerwano mi.
-Czy wy...ze sobą...? Czy między wami coś zaszło...?-źrenice Maji powiększyły się dwukrotnie,w większej części zasłaniając jej czekoladowe tęczówki.
-Nie !-krzyknęliśmy razem,tłumiąc śmiech.To było naprawdę komiczne.Czułem się jak na jakimś przesłuchaniu.Czy oni myśleli,że ja mam 15 lat,że będę się tak spowiadał.Ale zaraz...Maja miała 15 lat...No dobra,punkt dla nich.
-Nie mogliśmy spać,więc poszliśmy na spacer dookoła jeziora.Odpoczywaliśmy tu i...zasnęliśmy...-miałem nadzieję,że to ich przekona.Właściwie,to nie kłamałem,tylko ominąłem niektóre szczegóły,których woleliby chyba nie poznać.Zrobiłem to dla ich dobra...
-Ale co wam strzeliło do głowy,żeby nocą błąkać się po lesie ?-spytała,nadal zdenerwowana,mama Maji.
-Przecież Justin przed chwilą powiedział.-sapnęła zdesperowana Maja.Zachichotałem cicho,żeby tylko ona mogła mnie usłyszeć.Posłała mi wściekłe spojrzenie.Była na mnie zła,że jej nie pomagam,ale co mogłem zrobić ? Ta sytuacja była dla mnie zbyt śmieszna.
-Ale ktoś mógł was napaść,pobić...no nie wiem.Cokolwiek !-pani Greyson nie dawała za wygraną.Maja chyba odziedziczyła po niej charakter.
No i znowu zachciało mi się śmiać.Tylko tym razem o wiele bardziej,niż parę chwil temu.
Macie czasem tak dobry humor,że śmiejecie się,dosłownie,ze wszystkiego ? Bo ja mam...
-Byłam z Justinem...Obroniłby mnie przed...Właśnie nie wiem kim...Kto normalny chodzi w nocy po lesie...?
Ja z Austinem wytrzeszczyliśmy na nią oczy,wybuchając niesamowicie głośnym śmiechem.Austin siedział z głową schowaną w kolanach,płacząc ze śmiechu.Widziałem,że rodzice moich przyjaciół bardzo starają się nie roześmiać,lecz już po chwili dali za wygraną i dołączyli do nas.
Tylko Maja przyglądała nam się jakbyśmy mieli pięć głów.
-No wiesz...Tak właściwie to my byliśmy na nocnym spacerze...-powiedziałem,tłumiąc śmiech,na widok poważnej twarzy dziewczyny.Widziałem dokładnie,jak grobową minę zastępuje ogromny uśmiech,który swoją drogą po prostu uwielbiałem...
Wszyscy zaczęli się uspokajać,lecz gdy Maja zrozumiała,co tak naprawdę powiedziała,wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem,a my do niej dołączyliśmy.Dziewczyna,tak jak przed chwilą Austin ukryła twarz w kolanach.Widziałem,że jej twarz,cała zalana była łzami.Chichocząc,przysunąłem się bliżej i objąłem ją ramieniem,głaszcząc jej nagą talę.Miała tak niesamowicie gładką skórę i płaski brzuch...Nie mogłem jednak zapomnieć o tym,że nie byliśmy na tej polance sami.Austin-pół biedy,ale rodzice Maji-nie...
***
Gdy wszystko zostało wyjaśnione,udaliśmy się do naszego domku.Szedłem z tyłu obserwując,jak Maja z Austinem idą koło swoich rodziców.Mama Maji chyba nie dała się do końca przekonać zwykłym "nocnym spacerem".Do mojej głowy wróciły wspomnienia z dzisiejszej nocy.O.Mój.Boże.Całowałem się z Mają !!! Może to nie był mój pierwszy pocałunek,ale zdecydowanie najlepszy.Znaczący.Nie wiedziałem,co myślała Maja.Nigdy wcześniej,nie chciałem czytać komuś w myślach tak,jak teraz.Podobało jej się ? A może uznała to za kompletną porażkę...?
Nie,tak źle nie mogło być.Ludzie,jestem Justin Bieber ! Ja potrafię całować ! Ale czuję,że Maja zasługuje na coś lepszego...Dobra,człowieku...Przestań tyle myśleć.Przecież ty nigdy nie myślisz.
Oj Maja..Żebyś ty wiedziała,jak na mnie działasz...
*
Kiedy byliśmy już w naszym pokoju,a drzwi od niego zostały zamknięte,Austin zapytał:
-No dobra,a teraz bez ściemy...Robiliście to?
Otworzyłem szeroko oczy,nie wierząc w to,że mój kumpel zadał to pytanie przy Maji.Czy on naprawdę jest aż takim kretynem ? Nie mógł poczekać,aż będziemy sami ? Przecież wiedział,że i tak wszystko bym mu wyśpiewał.Ale nie ! On musiał przekroczyć wszelkie granice...
Byłem w totalnym szoku.Zaniemówiłem,co nie zdarza mi się zbyt często.
Z mojego obecnego stanu wyrwała mnie scena,rozgrywająca się przede mną.
Maja podniosła się z łóżka w zastraszająco szybkim tempie,a poduszka,którą jeszcze przed sekundą trzymała w ręku,zderzyła się z twarzą Austina.
-Idiota ! Kompletny idiota !-wykrzyczała mu prosto w twarz,powstrzymując wybuch śmiechu.
-Czyli że tak ! Wiedziałem ! Wiedziałem ! Justin !-zwrócił się do mnie,a ja nadal stałem w tym samym miejscu,w tej samej pozycji,bojąc się tego,co Austin chciał powiedzieć.-Szczegóły proszę !
Byłem na niego wściekły,a jednocześnie chciało mi się śmiać.Maja weszła na łóżko Austina,żeby być wyższą od niego i zatkała mu usta ręką,wybuchając śmiechem.Mój kumpel oczywiście śmiał się już od dawna.A ja ? Ja,jak sierota,stałem cały czas w tym samym miejscu,w tej samej pozycji,nie mogąc zrobić nic.A może nie chciałem ni zrobić...?
Dobra Justin,ogarnij się !
-Ty jesteś kurwa psychiczny !!!-rzuciłem się na niego,wybuchając,po raz kolejny już dzisiaj,niepohamowanym śmiechem.
-Czyli miałem racje !!!-przekrzykiwał mnie Austin.
-Nie,kurwa,nie masz !-wrzasnęła rozbawiona Maja,a my jak na zawołanie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na nią zaszokowani.
-Ty...-zaczął Austin.
-Ty przeklinasz ?-uniosłem pytająco brwi.To był pierwszy raz,gdy usłyszałem z jej ust przekleństwo.
-Jak mam powody..Widać,jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiecie...-zatrzepotała rzęsami i skierowała się do łazienki,kołysząc przy tym biodrami.Oboje patrzyliśmy na nią,aż nie zniknęła za drzwiami.
-Ej !-walnąłem Austina w bark.-Ja mogę się na nią gapić,ty nie !
Zaśmiał się,prostując swoje ubrania,które pogiąłem mu podczas naszej walki.
-No to jak:było coś,czy nie ?-a ten znowu swoje...
-Nie nie było !-miałem ochotę mu przywalić,ale tak porządnie.
-Justin zawiedziony...-zaćwierkał mi przy uchu i wybiegł z pokoju,zanim zdążyłem go złapać.
Podparłem swoje łokcie na kolanach,przeczesując włosy palcami.Zaśmiałem się pod nosem czekając,aż Maja przebierze piżamę,na normalne ciuchy,chociaż jak dla mnie,mogłaby zostać w piżamie...
***
Około godziny 12 wszystkie rzeczy były już spakowane,a ja Maja i Austin robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.Ich rodzice poszli oddać klucze.Gdy wrócili,przyszedł czas na pożegnania.Podszedłem do blondynki.Nie wiedziałem za bardzo jak mamy się pożegnać.Zadziałałem spontanicznie.Objąłem ją w pasie i podniosłem do góry.Ona zarzuciła mi ręce na szyję wtulając się we mnie.Postawiłem ją na ziemi i położyłem głowę na jej ramieniu.Ta dziewczyna zawsze ślicznie pachniała...Wtuliłem ją w siebie i pocałowałem w czubek głowy.Po chwili usłyszałem jak ktoś odkaszlnął cicho.Odsunęliśmy się od siebie,jeszcze przez chwilę patrząc sobie w oczy.Zauważyłem,że wszyscy na nas patrzą.
Zaraz po mnie do Maji podszedł Austin i uścisnął ją po przyjacielsku.Chciałem powiedzieć,że ta drobna blondynka,to nie jego dwudziestoletni,napakowany kumpel,którego może klepać po plecach i ściskać.
Boże ! Austin ! To dziewczyna ! Młodsza,mniejsza,krucha drobna dziewczyna ! Zaraz ją zgnieciesz !
Całe szczęście powstrzymałem się,jednak wpadłem w panikę.A co jak on połamie jej kości ?
Nie,uspokój się.Będzie dobrze.
Po chwili Austin odsunął się od Maji.Poczułem ulgę,gdy zobaczyłem ją w jednym kawałku.
Kierowaliśmy się do samochodów.Szedłem pomiędzy moimi przyjaciółmi.Rzuciłem zwykłe cześć do Maji i już miałem się odwrócić,kiedy dziewczyna złapała mnie za rękę,po czym stanęła na palcach i dała soczystego buziaka w policzek.Uśmiechnęła się przelotnie i zniknęła za drzwiami swojego samochodu.Stałem tam chwilę,trzymając się za policzek,na którym jeszcze parę sekund temu były usta Maji...
Wszedłem do samochodu,z głową przepełnioną myślami.Tata Austina odpalił silnik,po czym wyjechaliśmy z ośrodka.Myślami wróciłem do dzisiejszej nocy,a konkretnie do naszego pocałunku.Był taki...niesamowity,cudowny.Zapomniałem wtedy o wszystkim i skupiłem się tylko na Maji,na jej ustach...słodkich ustach...Na jej zapachu,równie pięknym jak cała reszta.Chciałbym jeszcze raz to poczuć,ale nie wiem,czy dla niej to coś znaczyło...
Zauważyłem,że Austin dokładnie mi się przypatruje.Westchnąłem,wiedząc,że będę musiał mu powiedzieć,że i tak to ze mnie wyciągnie.Wiedziałem,że prędzej czy później zorientuje się,że coś się we mnie zmienia...

***Dwa dni później***
-Cholera ! Zwijamy się stąd ! Szybko !-wrzasnąłem do Austina.Pobiegliśmy do jego samochodu.Zająłem miejsce pasażera,czekając,aż Austin usiądzie na miejscu kierowcy.
Ja pierdole...Po prostu świetnie ! Jak mogłem,jak mogłem być takim debilem.No ale zaraz...Przecież miałem powód,no nie ? Nic nie dzieje się bez przyczyny...Chociaż to wcale nie zmienia faktu,że mamy zdrowo przejebane...
***
Kto z nas nie lubi marzyć ?
Chyba tylko ci,którzy z góry obstawiają,że marzenia się nie spełniają...
A szkoda,bo czasem każdy potrzebuje oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść do świata zwanego wyobraźnią.W końcu,tamto życie jest o wiele lepsze niż ziemskie koszmary...
"Życie ludzkie ubiega,między wspomnieniem,a nadzieją".A co jest po środku ?
O tym wiedzą nieliczni,którzy z całego serca,chcieliby o tym zapomnieć...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Jak podoba Wam się rozdział ?
Liczę na szczerą opinię...
Dziękuję Wam za wszystko.Za to,że czytacie.Za to,że komentujecie.I za to,że po prostu jesteście...Dziękuję !!!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do następnego !
Kocham Was ;-*

środa, 11 września 2013

Rozdział 10...

ROZDZIAŁ 10:
Minęły już 4 dni,niestety.Czas płynął tutaj cudownie.Zapomniałam o wszystkim,zapomniałam o Bożym świecie,zapomniałam o przykrej historii,która spotkała mnie niedawno.Znacznie zbliżyłam się do chłopaków a zwłaszcza do Justina...Zaprzyjaźniliśmy się...tylko...Chociaż nie byłam tego pewna,a może nie chciałam,żeby to była tylko przyjaźń,może liczyłam na coś więcej ? Czasami miałam wrażenie,że Justin czuł to co ja,lecz nigdy nie rozmawialiśmy o tym otwarcie.Raz tylko usłyszałam rozmowę chłopaków na mój temat,a to co Justin mówił Austinowi...bardzo mi się podobało.
Miałam cichą nadzieję,że to przerodzi się w coś głębszego,że to przerodzi się w coś czego nigdy jeszcze nie czułam,prosto mówiąc,miałam cichą nadzieję,że to przerodzi się w miłość...
Nie myślałam wtedy jednak o tym,że życie to nie bajka i że nie wszyscy żyją długo i szczęśliwie.Nie myślałam o tym,że przez jedno wydarzenie,jedno słowo,jedną...rzecz wszystko mogło się wydarzyć,wszystko mogło się tak potoczyć.Całe dotychczasowe życie mogło stanąć do góry nogami,żeby spaść w dolinę rozpaczy..
***
-Grasz w kosza ?-zapytał Austin,wyrywając mnie z zamyśleń.
-Jeśli liczy się gra na w-fie,to tak.-odparłam z uśmiechem.Może nie byłam wybitna,ale potrafiłam kozłować piłkę i czasami nawet trafiałam do kosza,co było dla mnie powodem dok dumy.
-No to może rozegramy mały meczyk,co ?-do rozmowy włączył się Justin.
-Ym..no nie wiem...-byłam lekko zakłopotana.Nie chciałam zrobić z siebie pośmiewiska przy chłopakach,biorąc pod uwagę,że oni grali profesjonalnie o kilku lat.
-No chodź.Będzie fajnie !-nie dawali za wygraną.
Musiałam szybko wymyślić jakąś wymówkę.
-Ale jak zamierzacie grać ? W trzy osoby ?-to nawet nie była wymówka.Po prostu zastanawiałam się,jak chcieli rozegrać mecz z tak małą ilością graczy.
-Nie jesteśmy w tym ośrodku sami.Widziałem paru chłopaków przed jednym z domków...-no tak,mogłam się domyśleć,że Justin znajdzie każdy możliwy sposób,aby zaciągnąć mnie na to boisko.
-Niech będzie...-westchnęłam zrezygnowana.Moje starania poszły na marne.
Chłopcy przybili sobie piątki,a ja podeszłam do mojej torby,żeby wyjąć strój sportowy.Nie będę przecież grać w jeansach.
-Pójdę się tylko przebrać i możemy iść.-poinformowałam chłopaków i skierowałam się w stronę łazienki.Skinęli głowami i usiedli na swoich łóżkach,czekając,aż będę gotowa.
Założyłam na siebie luźną bokserkę i krótkie spodenki dresowe.Spięłam włosy w wysoką kitkę,po czym spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.Muszę przyznać,że nie wyglądałam najgorzej,pomimo mojego stroju.Wręcz przeciwnie.Pasował do mojej osobowości i mojego stylu życia.
Wyszłam z łazienki,gasząc światło i zamykając za sobą drzwi.Zastałam chłopców w takiej samej pozycji,w jakiej ich zostawiłam.Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
-Yhm-odkaszlnęłam.-Idziecie czy nie,bo nie mam zamiaru grać sama ze sobą.-uśmiechnęłam się słodko,odwracając się w kierunku chłopaków.Widok przede mną był lekko...komiczny.
Justin patrzył na mnie,z szeroko otwartymi oczami,a w Justina wpatrywał się Austin chichocząc pod nosem.Miałam wrażenie,że moje policzki przybrały lekko różowy kolor.Maja,co się z tobą dzieje ?Przecież ty się nie rumienisz.Nigdy.
Chłopcy podnieśli się ze swoich łóżek.Justin podszedł do szafy i wyjął z niej piłkę.
Poszliśmy na plażę,gdzie moja i Austina mama leżały na leżakach i opalały się.Ja,po pierwsze,miałam zakaz opalania się,ze względów zdrowotnych.Lekarz zabronił mi wychodzić na dłużej na słońce.Po drugie,najnormalniej w świecie mnie to nudziło.Jak można tak cały dzień leżeć i nic nie robić ? Dla mnie to cholernie bezsensowne.
-Mamo,idziemy na boisko pograć w kosza.Będziemy...później.-powiedział Austin do swojej rodzicielki.Pani Mahone skinęła głową i uśmiechnęła się ciepło.Była naprawdę sympatyczną kobietą.Widać jej syn ma z nią bardzo wiele wspólnego.
-Kochanie,gdzie masz okulary ?-spytała mnie moja mama.
-Oj...-zrobiłam minę szczeniaczka.Według zaleceń,miałam nosić okulary przeciwsłoneczne,które częściowo zasłaniały mnie przed słońcem.
-Skarbie...-zaczęła moja mama.
-No dobrze,dobrze.Wrócę się po nie,ok ?-zrezygnowałam z kłótni z moją rodzicielką,ponieważ wiedziałam jakby się skończyła.
-Ja po nie pójdę.-zaproponował Justin.
***Oczami Justina***
-Mógłbyś ? Będę ci wdzięczna.-powiedziała Maja.Gdybyśmy byli sami,zapytałbym ją,co dostanę w zamian,ale biorąc pod uwagę fakt,że byliśmy w towarzystwie mamy Austina i Maji,zmusiło mnie to,do powstrzymania komentarza.Uśmiechnąłem się tylko i pobiegłem do naszego domku.Wszedłem do pokoju i skierowałem się w stronę łóżka Maji,przy którym stała jej torba z rzeczami.Uklęknąłem przy niej i rozpiąłem zamek.To co zobaczyłem na samym wierzchu sprawiło,że na moje usta wkradł się łobuzerski uśmieszek,a w głowie układał się już chytry plan.Nic nie poradzę na to,że lubię robić ludziom kawały.Oczywiście takie nieszkodliwe.Na samej górze leżał prześliczny (jakkolwiek brzmi to w moich ustach),różowy stanik Maji.Muszę przyznać,że był niemałych rozmiarów...No co? Jestem tylko facetem...
Wyjąłem go z jej torby i schowałem do mojej.Następnie z powrotem ukucnąłem przy rzeczach dziewczyny,aby w końcu znaleźć to,po co tu przyszedłem.Nie było to jednak łatwe,przez inną część bielizny,która rozproszyła moją uwagę.Dobra Justin,ogarnij się.
Znalazłem okulary w bocznej kieszeni torby i skierowałem się z nimi do wyjścia,zamykając za sobą drzwi.W oddali zauważyłem Maję z Austinem,którzy wolnym krokiem opuszczali teren plaży,udając się w stronę boiska.Dogoniłem ich szybko.Zatkało mnie kiedy usłyszałem,o czym mój kumpel opowiadał Maji.Mianowicie,rozmawiał z nią o piżamce w misie,którą mama spakowała mi na wycieczkę szkolną w czwartej klasie.Serio ? On to jeszcze pamięta?
Szybko skoczyłem na niego,zasłaniając mu dłonią usta,aby nie wydobyły się z nich już żadne słowa ap ropo mojej "piżamki w misie".
Austin spojrzał na mnie z miną,mówiącą "sorry stary,nie mogłem się powstrzymać"Miałem cholerną ochotę przywalić mu-oczywiście tak po przyjacielsku,ale znalazłem inny sposób na zemstę.
-Oh,Austin.A może mam opowiedzieć naszej słodkiej przyjaciółce o Franiu ?
-O nie...Nie ośmielisz się...-odrzekł mój przyjaciel z grobowym wyrazem twarzy.
-To się zdziwisz.-uśmiechnąłem się bezczelnie.-Otóż widzisz,droga Maju.Austin posiadał plusz...-urwałem,ponieważ chłopak złapał mnie za głowę,zakrywając tym samym usta.
-Kurwa,stary.Obiecuję ci,że jeżeli wygadasz,to ...
-To co ?-zapytałem,z niesamowitą pewnością siebie.
-Cokolwiek !-wykrzyknął zdesperowany Austin.
-Otóż,Maju.-zacząłem ponownie,mając nadzieję,że tym razem dane mi będzie skończyć.-Jak Austin był mały nie rozstawał się ze swoim pluszakiem Franiem.Taki słodki,mały piesek.Pamiętasz ?-zwróciłem się do kumpla,starając się go przekrzyczeć.
Maja płakała ze śmiechu,widząc nas "bijących się ze sobą" po przyjacielsku.
-No dobra.Skoro ja poznałam wasze "sekrety",to zdradzę wam swój.Miałam misia Arnolda i nadal śpię w koszulce z Hallo Kitty...-powiedziała przez łzy,i spuściła głowę,lekko zawstydzona.Nie wiem jak bym zareagował normalnie,ale w tych okolicznościach po prostu wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem.Zresztą nie tylko ja.Austin I Maja trzymali się za brzuchy.Ogólnie rzecz biorąc,mieliśmy wrażenie,że zaraz pękniemy ze śmiechu.Chyba nigdy się tak nie śmiałem,a gdy zobaczyłem,że Maja usiadła na trawie i schowała całą zalaną łzami twarz w dłoniach,wszystko się nasiliło.
Uspokoiliśmy się dopiero po jakiś dziesięciu minutach,gdy w oddali zobaczyliśmy grupę trzech chłopaków,kierujących się w stronę boiska.
***Oczami Maji***
-Siema ! Gracie ?-zapytał wysoki brunet,który wyglądał na jakieś 20-21 lat.
-O to samo miałem zapytać.Jasne !-odparł Justin,podchodząc bliżej bruneta.
-Mike.-chłopak wyciągnął rękę do Justina,który uścisnął ją w przyjaznym geście.
-Justin.-odpowiedział szatyn,uśmiechając się lekko.
Po przedstawieniu wszystkich,przeszliśmy na teren boiska,aby w końcu rozpocząć mecz.Dwójka przyjaciół Mike'a wydawała się naprawdę sympatyczna,zresztą tak samo jak Mike.Szczupły blondyn o niebieskich oczach to Erick.Trzeci chłopak miał na imię Marcus i był ciemno skóry,więc oczywiście jego tęczówki miały barwę bardzo ciemnego brązu.Nie wiem dlaczego,ale zawsze gdy poznaję nowych ludzi,patrzę im w oczy.Podobno,zdradzają one prawdę o człowieku.Pamiętam,jak pierwszy raz spojrzałam Justinowi w oczy.Widać w nich było radość,szczęście,chęć do życia,ale również emocje,których nie mogłam odczytać.Pewien rodzaj...agresji.Sama nie wiem.
-My przeciwko wam,pasuje ?-z zamyśleń wyrwał mnie ten o którym rozmyślałam...Znowu...
-Spoko.-odparł Mike.
-Ymm...-zaczęłam niepewnie.-Skoro macie drużynę,to może ja usiądę sobie na trawce i popatrzę ?-uśmiechnęłam się słodko i zatrzepotałam rzęsami.
-O nie,nie,nie...Nie wywiniesz się z tego.-Justin zrobił krok w moją stronę,na co ja odpowiedziałam krokiem do tyłu.-Muszę w końcu zobaczyć,jak grasz.
-Zepsuję wam mecz.Jestem beznadziejna.-westchnęłam.
Kolejny krok Justina w przód,mój kolejny krok w tył.
Potem wszystko potoczyło się szybko.Szatyn przyspieszył,zmniejszając tym samym odległość między nami.Odsunęłam się,lecz nic mi to nie dało.Chłopak złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.Właściwie,to mogłam zostać w tej pozycji...Nie Maja.Weź się w garść.
Justin wziął mnie na ręce i zaniósł na środek boiska.Próbowałam go przekonać,żeby mnie postawił,ale jak Justin się na coś uprze,to żadna siła mu tego nie odbierze.Nie miało więc sensu dalsze szarpanie się,więc zaczęłam się śmiać z poważnej miny Justina,która chwilę później zmieniła się w ogromny uśmiech.
Po kilku chwilach szatyn postawił mnie na ziemi.Zauważyłam,że Austin i trójka nowych znajomych,śmieją się z nas.No jasne.Nie ma to jak stać się pośmiewiskiem czwórki starszych ode mnie kolesi.
-Wyglądaliście tak uroczo...-zagruchał Austin słodkim głosem.Miałam ochotę podejść i po prostu go walnąć,ale w obecnej sytuacji pewnie potknęłabym się o własne nogi i wywołałabym jeszcze większe śmiechy chłopaków.Zamiast tego postanowiłam poprawić swoją kitkę,która rozwaliła się pod wpływem...hm...Justina.Zdjęłam gumkę i przechyliłam się tak,że wszystkie włosy były przede mną.Złapałam je i zrobiłam niedbałego koka na czubku głowy.Gdy wróciłam do normalnej pozycji,zauważyłam,że wszyscy przyglądają mi się z lekkim,szczerym uśmiechem.
-No co tak patrzycie ? Gramy czy nie ?
-Kobiety i te ich zmiany nastrojów...Nigdy tego nie zrozumiem.-westchnął Austin,po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Gra toczyła się dobrze,a nawet bardzo dobrze.Wygrywaliśmy 30 do 25,z czego ja zdobyłam 10 punktów Rozumiecie to ? Maja Greyson zdobyła 10 punktów ! To zdecydowanie mój rekord !
Przejęłam piłkę i kozłując ją,biegłam do kosza.Już miałam skoczyć.Już miałam zdobyć kolejny punkt,gdy odbiłam się od czegoś twardego i wylądowałam na betonie,uderzając lekko głową o podłoże.Obraz przed oczami delikatnie mi się rozmazał.Słyszałam szybkie kroki zbliżające się w moim kierunku.
-Maja ! Maja,nic ci nie jest ?-usłyszałam lekko spanikowany głos Justina.
-Nie,wszystko w porządku.-odparłam,lecz nie byłam tego tak do końca pewna.
Podparłam się na rękach i próbowałam wstać.W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i zachwiałam się,jednak przed upadkiem powstrzymała mnie para silnych rąk.Po bransoletce na nadgarstku poznałam,że to Austin.Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy,próbując przywrócić się do normalności.Austin posadził mnie z powrotem na ziemi.Zgięłam kolana i oparłam na nich czoło.
-Przepraszam.Przepraszam.To był wypadek.Ja nie chciałem.Ja...-tłumaczył się Marcus,ale mu przerwałam.
-Nic się nie stało.Naprawdę.To tylko chwilowe.-nie miałam do niego żalu czy pretensji.Przecież to normalne,że podczas sportu zdarzają się kontuzje.
-Przynieść ci wody ?-zapytał opiekuńczo Justin.Ojej martwi się o mnie.Jak słodko...
-Nie,dzięki.Już mi lepiej.-odparłam uprzejmie.
-Naprawdę przepraszam...-znów zaczął Marcus.-Nie wiedziałem,że jesteś taka...lekka..
-Ja lekka ? Nie rozśmieszaj mnie.-prychnęłam.-Chciałabym...
Chłopcy zaczęli się śmiać,a ja razem z nimi.Przestało kręcić mi się w głowie i czułam się już normalnie.
Skończyliśmy grę z wynikiem 30 do 25 dla nas.I jeszcze raz powtarzam:to ja zdobyłam 10 punktów.Ja !
Pożegnaliśmy się z chłopakami i udaliśmy się do naszego domku,który znajdował się po przeciwnej stronie ośrodka.Podsumowując,bardzo udany dzień.Chyba nigdy się tyle nie śmiałam,no chyba że przy Abby.Ap ropo.Z jednej strony nie chcę wracać do domu,ale z drugiej,cholernie stęskniłam się za moją przyjaciółką...Na szczęście,niedługo wraca...
Reszta dnia,a raczej wieczoru,bo było już po 20:00 zapowiadała się spokojnie...chociaż...?
***
Była godzina 23:00,dzień przed wyjazdem,gdy siedzieliśmy w altance i graliśmy w karty.Justin wygrywał już drugą kolejkę z rzędu.Nie mogłam mu na to pozwolić.
Graliśmy jeszcze jakąś godzinę,aż starsi poczuli ogarniające ich zmęczenie.Weszłam do domu i pożegnałam się ze swoimi i Austina rodzicami,po czym skierowałam się do naszego pokoju.Wzięłam szybki prysznic i przebrawszy się w piżamy,na które składała się luźna koszulka do pępka i krótkie spodenki,wyszłam kierując się do swojego łóżka.Doznałam szoku,widząc Justina.Bardzo starałam się nie wybuchnąć śmiechem,lecz się nie dało.Otóż szatyn paradował na środku pokoju w moim różowym staniku.Nikt,nigdy,przenigdy i nigdzie nie doprowadził mnie do takiego śmiechu,a przyznaję.Uwielbiałam się śmiać.Szybko złapałam swoją komórkę i zrobiłam Justinowi zdjęcie.Najlepsza pamiątka na świecie.Zdecydowanie.Ze łzami w oczach podbiegłam do Justina i próbowałam zdjąć z niego moją bieliznę,jednak chłopak skutecznie się bronił.Popchnęłam go na łóżko i usiadłam na nim.Jakkolwiek dwuznacznie to wyglądało,byłam zdesperowana,żeby odebrać Justinowi mój stanik.Modliłam się tylko,żeby moi rodzice nie weszli w tej chwili do pokoju,bo miałabym,ładnie mówiąc,przesrane.Tak,to zdecydowanie dziwnie wyglądało,zwłaszcza,że szatyn był bez koszulki.Nie żeby mi to przeszkadzało.
Justin miał nieco zdezorientowany wyraz twarzy,ale po chwili na jego ustach pojawił się ten łobuzerski uśmieszek.Przewróciłam oczami i korzystając z chwilowego zdekoncentrowania  Justina,ściągnęłam z niego moją górną część bielizny.Zeszłam z niego poprawiając koszulkę.Kątem oka zobaczyłam Austina pękającego ze śmiechu.Faktycznie,wyglądało to niesamowicie komicznie.Wyobraźcie sobie dziewczynę,siedzącą na chłopaku i ściągającą z niego stanik.O.Mój.Boże...Cały czas śmiejąc się,poszłam do łóżka,po czym rzuciłam się na nie i zakopałam w kołdrze.Chłopcy,podśmiewając się pod nosem,po kolei wzięli prysznic.Słyszałam jeszcze,ja rozbijają się w łazience i od razu przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie i noc,w której byli kompletnie zalani i niesamowicie weseli...
Gdy zgasło światło,a wszyscy byli już w swoich łóżkach,odwróciłam głowę do ściany,chcąc jak najszybciej zasnąć.Nie było mi to jednak dane.Przewracałam się z boku na bok,wierciłam,próbowałam oczyścić umysł i nie myśleć o niczym,lecz znowu przypomniały mi się słowa Justina zaczynające się od "rozwalę ci łeb..."Nie miałam jednak odwagi zapytać go o to,nie wiedziałam,jak może zareagować...
Moje przemyślenia przerwał cichy szept,dochodzący z drugiego kąta pokoju.
-Maja...Maja,śpisz?-zapytał Justin.
-Nie,nie mogę zasnąć.
-To tak jak ja.Mam pewien pomysł...
-Wal śmiało.
-Nie chciałabyś się wybrać na spacer...w blasku księżyca?
-Wow,nie wiedziała,że z ciebie taki romantyk...
-Właściwie to miał być żart,ale jeśli ci się to podoba...
Lekko się speszyłam,a między nami nastała lekko krępująca cisza.
-Więc? Poszłabyś?-przerwał ją Justin.
-Ale teraz? W piżamach?-nie powiem,byłam lekko zaskoczona,ale pozytywnie.-No niech ci będzie...W końcu to ostatnia noc...
Wygrzebaliśmy się z łóżek.Justin chwycił jeszcze swoje spodenki i wyszliśmy z domku,najciszej jak się dało.Gdy byliśmy już dobre 30 metrów od domu zaczęliśmy normalnie oddychać.
-No więc? Gdzie idziemy?-zapytał Justin.
-Proponuję gdzieś,gdzie się nie zgubimy..-odparłam z lekkim niepokojem w głosie,który Justin od razu musiał wyczuć.
-Boisz się...?-zdziwił się szatyn,ze swoim łobuzerskim uśmiechem.
  Spuściłam głowę,czując,że się rumienię.Nagle poczułam,że chłopak łapie moją dłoń.
-Jak jesteś ze mną,skarbie,nie musisz się bać...-szepnął z troską w głosie,a ja wiedziałam,byłam pewna,że przypomniał sobie scenę z imprezy.Mina mi zrzedła,kiedy o tym pomyślałam.
-Ej,spokojnie kotuś.Już wszystko dobrze.Uśmiechnij się,wtedy jesteś jeszcze piękniejsza...-urwał,zdając sobie sprawę,co właśnie powiedział.
Zamarłam,kiedy dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.Po całym moim ciele rozlało się nieznane mi wcześniej ciepło,które wypełniło każdy centymetr mojego ciała.Poczułam niesamowitą radość,chociaż było to przecież jedno ulotne,nic nie znaczące słowo.A może znaczące...? Może nie wypowiedział go przez przypadek? Może czekał tylko na dobry moment i uznał,że jest on właśnie teraz...?
Potrząsnęłam głową,odpędzając myśli.Kątem oka zerknęłam na Justina,którego wzrok wbity był w jego buty.Dopiero teraz zauważyłam,że był w samych spodenkach...
-Ojej...nie jest ci zimno?-zapytałam z troską w głosie,delikatnie dotykając jego nagiej klaty.
-A tobie?-odparł pytaniem na pytanie,kładąc rękę na mojej nagiej talii.
-Ach...no tak.-zorientowałam się,że moja koszulka sięgała jedynie do pępka,a spodenki miałam przynajmniej 3 razy krótsze niż on.Spuściłam głowę,wpatrując się w swoje różowe trampki.Justin cicho się zaśmiał,widząc moje zakłopotanie i mocniej chwycił mnie za rękę.
Poszliśmy na spacer dookoła jeziora.Dużo rozmawialiśmy,bardziej na poważnie,o sobie.Przeszliśmy już z 3/4 drogi,kiedy znaleźliśmy małą polankę,nad samym brzegiem.Usiedliśmy na mokrej od rosy trawie i wsłuchiwaliśmy się w nocne odgłosy natury.Tę chwilę mogłabym zatrzymać na wieki.Jak dla mnie ta chwila mogłaby się nigdy nie skończyć.Było tak pięknie.Nie myślałam o niczym.Jedyne co wypełniało mój umysł,to cykanie świerszczy.Lekki wiatr roztrzepywał moje włosy na wszystkie strony.Zamknęłam oczy i siedziałam tam nie robiąc kompletnie nic.Trwało to dobre 10 minut,jak nie więcej.Zerknęłam na Justina,który wpatrywał się we mnie.Uśmiechnęłam się do niego,co zaraz odwzajemnił.
-Mogę cię o coś spytać?-zaczął szeptem,jakby...onieśmielony...
-Tak,oczywiście.-pokiwałam głową,na znak,żeby kontynuował.
-Co byś zrobiła,gdybym cię teraz pocałował?

***
W jednej chwili-szczęście i radość.
W drugiej-smutek i rozpacz.
Pomiędzy radością,a smutkiem jest obojętność.
Pod smutkiem i rozpaczą-to czego nikt nie chce przeżyć.
Jednak niektórzy,są na to skazani...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
 Hejka Kochani !!!
I jak się podoba rozdział...?
Wyszedł mi prawie cztery razy dłuższy niż na początku...
Chciałam bardzo podziękować,za tę uwagę,żeby rozdziały były dłuższe.
Bardzo ważne jest dla mnie Wasze zdanie na temat rozdziałów.
Jeżeli macie jakiekolwiek zastrzeżenia,piszcie śmiało.Postaram się poprawić.
Po napisaniu tego rozdziału,zorientowałam się,jak dużo zaczerpnęłam z mojego życia...
A zwłaszcza ten upadek...:P
Przepraszam,że przerywam w takim momencie...ale uwielbiam to robić (i będzie tak jeszcze nie raz...)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do następnego !
Pamiętajcie,że Was kocham...;-*

piątek, 6 września 2013

Rozdział 9..

Przeczytajcie,proszę,notkę na dole !!!  
ROZDZIAŁ 9:
-Czy wszystko gotowe? Jesteś spakowana?
-Tak mamo! Już schodzę!
Rodzice postanowili zorganizować wspólny wyjazd na parę dni,żebym mogła poznać ich znajomych,z którymi mieliśmy jechać.Cieszyłam się,że nie będę sama siedzieć w domu.Abby wyjechała,więc zostałam sama.Miałam nadzieję,że ten wyjazd okaże się udany i że będę się świetnie bawić.
Zeszłam na dół,gdzie zastałam moich rodziców krzątających się po kuchni.Podeszłam do stołu,na którym mama postawiła mi śniadanie.Zjadłam i poszłam do łazienki umyć się i ubrać.Gdy byłam już gotowa,wzięłam swoją torbę i udałam się z nią na dół,czekając na rodziców.Po 15 minutach bagaże były już zapakowane,a my wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.Dowiedziałam się tylko tyle,że jedziemy nad jakieś jeziorko,do ośrodka wypoczynkowego.Droga miała zająć nam koło dwóch godzin,więc postanowiłam wyciągnąć komórkę i słuchawki,żeby posłuchać muzyki.Włączyłam swoje ulubione kawałki i opierając głowę o szybę,zaczęłam myśleć...o wszystkim.Moja pamięć wracała jednak do wydarzeń sprzed paru dni.Co by było gdyby chłopaki nie wyszli wtedy na ten cholerny korytarz? Czy stałoby się to o czym nawet nie chciałam myśleć? I w końcu,co miały oznaczać słowa Justina:"rozwalę ci łeb,a kto jak kto,ale ty dobrze wiesz,że jestem do tego zdolny"? Co on chciał w ten sposób powiedzieć? Nie wiem i pewnie się nie dowiem,chociaż znając nasze szczęście,pewnie jeszcze wpadniemy na siebie...I nie ukrywam,że w ogóle mi to nie przeszkadza...Zanim się zorientowałam,wjeżdżaliśmy przez bramę do naszego ośrodka.Wow,nie wiedziałam,że moje przemyślenia zajęły tak dużo czasu.Tata podjechał do jednego z domków,przy którym stało małżeństwo w wieku moich rodziców.Zaparkował samochód i wysiadł,co chwilę później uczyniła moja mama.Przywitali się ze znajomymi uściskiem dłoni i machnęli na mnie ręką,żebym wyszła z auta.Nieco skrępowana,podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.
-Dzień dobry.-powiedziałam nieśmiało.
-Witaj kochanie.Miło nam cię poznać.-powiedziała kobieta,na której twarzy również malował się uśmiech.Na pierwszy rzut oka było widać,że jest osobą pozytywnie nastawioną do świata.
-Chodźcie do środka.-powiedział jej mąż.-Jak ustalaliśmy,wy-skinął na moich rodziców-dostaniecie jedną sypialnię na górze,my zajmiemy drugą,a Maja dostanie pokój z chłopakami.
Podniosłam pytający wzrok na znajomego moich rodziców.
-Mamy syna,trochę starszego od ciebie,który przyjechał z przyjacielem.Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać,zajmiesz z nimi pokój.
Pokiwałam głową,tym samym wyrażając zgodę.Poszłam w kierunku pokoju na parterze,z którego dochodziły odgłosy zamykanych szafek.
-Chłopcy,to jest Maja.Maju,to jest nasz syn Au...
-Znamy się-przerwał jej Austin.
Podniosłam głowę,na dźwięk tego głosu i ujrzałam Justina i Austina siedzących na jednym z łóżek z typowymi dla nich uśmiechami.
-Taak? No to cudownie!-ucieszyła się moja mama.
-My idziemy do recepcji.Zostawiamy was samych.-powiedziała mama Austina,na co nasza trójka posłusznie pokiwała głowami.
Nasi rodzice wyszli z domku,a ja skierowałam się do pustego łóżka,siadając na nim i kładąc pod nim swoją torbę.
-Cóż za spotkanie...-Justin usiadł koło mnie.
-Kolejne...ja nie wiem,jakim cudem ciągle na siebie wpadamy...-zaśmiałam się,a chłopaki zawtórowali mi.
Moje przemyślenia były jednak prawdziwe.Znów się spotkaliśmy,nawet prędzej niż mogliśmy przypuszczać.Cieszyłam się,naprawdę się cieszyłam.Od razu wiedziałam,że nie będzie to nudny wypad z rodzicami,tylko szalone parę dni w towarzystwie Justina i Austina.Wiedziałam,że nie będę się nudzić,tak jak na początku myślałam.Zapowiadał się naprawdę świetny tydzień...
***Oczami Justina***
Taaak!!! Wiedziałem,że się jeszcze spotkamy! Teraz już wiem,że to przeznaczanie!!! Może i cieszę się jak dziecko,ale nic na to nie poradzę...po prostu jestem szczęśliwy...i nawet do końca nie wiem dlaczego...Dlatego,że ją zobaczyłem? Dlatego,że usłyszałem jej głos? Dlatego,że zobaczyłem jej piękny uśmiech i roześmiane oczy? Nie wiem,nie mam pojęcia.Nigdy czegoś takiego nie czułem w towarzystwie żadnej dziewczyny...Dziwne...ale fajne...
***
Siedzieliśmy na pomoście,ja Maja i Austin,bo ich rodzice,poszli na spacer po okolicy.Rozmawialiśmy,śmialiśmy się,wygłupialiśmy,bliżej poznawaliśmy.Wcześniej nie mieliśmy okazji opowiadać o sobie,teraz był idealny moment.Dowiedziałem się o Maji wiele ciekawych rzeczy.Powoli zbliżałem się do niej,a ona do mnie.Cieszyłem się,że mogę poznać ją bliżej.
W pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł.Nie wiedziałem,jak zareaguje na to,co chciałem zrobić.Szybko podniosłem się i wziąłem ją na ręce.
-Nie! Proszę,nie!-zaczęła śmiać się Maja.Wiedziałem już,że nie będzie na mnie strasznie zła.Podszedłem z nią na skraj pomostu.Za sobą słyszałem głośny śmiech Austina.
-Daj buziaka,a ci daruję.-wyszczerzyłem się.
-W twoich snach,Bieber!-krzyknęła i wypięła mi język.
-Sama tego chciałaś,skarbie.-powiedziałem i już miałem wrzucić ją do wody,kiedy ona złapała mnie za koszulkę i skończyło się na tym,że razem wpadliśmy do jeziora.Nie mogliśmy przestać się śmiać.Podpłynąłem do niej i objąłem ją rękoma w pasie,przytrzymując,żeby się nie utopiła.Maja popłynęła za mnie i weszła mi na barana,trzymając mnie za szyję.Podpłynęliśmy do pomostu,który złapałem jedną ręką.
Maja zeszła ze mnie i również złapała się pomostu,próbując na niego wejść.Zaśmiałem się,widząc jej poczynania.Podpłynąłem bliżej,chcąc jej pomóc.Wyglądała naprawdę słodko.Złapałem ją za biodra,podsadzając ,aby mogła wejść na pomost.Był on wysoko,więc Maja nie mogła wejść,a ten debil,Austin nawet nie raczył jej pomóc.Wiedziałem dobrze,o co mu chodziło.Cicho westchnąłem,po czym przesunąłem ręce na jej tyłek,podsadzając ją do góry.Maja weszła na pomost i wyciągnęła rękę,żeby mi pomóc.Wskrabałem się na górę i otrzepałem ciuchy,spoglądając na Maję,która,pomimo że była mokra,wyglądała...pięknie.Wow,po raz pierwszy to powiedziałem.Dziewczyna posłała mi zadziorny uśmieszek i zeszła z pomostu lekko popychając śmiejącego się Austina.Ja osobiście miałem wielką ochotę mu przywalić,chociaż właściwie dzięki niemu miałem okazję...Maję...dobra,nie ważne.Poszliśmy za nią i weszliśmy do domku,kierując się od razu do naszego tymczasowego pokoju.Weszliśmy do środka i można powiedzieć,że...troszeczkę...zaparło mi dech.Na swoim łóżku siedziała Maja.Widocznie przebierała się bo była bez bluzki,w samym staniku.Stałem jak wryty i,za przeproszeniem,wlepiałem w nią gały.Ona widocznie nie zorientowała się,że weszliśmy,bo dalej odwrócona była do nas plecami.Wszystko było idealnie,tylko ten kretyn jak zawsze musiał coś popsuć.
-Nie patrz,Bieber! To nie dla dzieci!-skoczył na mnie i zasłonił mi dłonią oczy,a ja naprawdę miałem ochotę rozerwać go na strzępy.
Maja gwałtownie odwróciła się do nas,szybko zakładając koszulkę.Miała całkowicie zdezorientowane oczy.
-Co-wy...od ilu tu stoicie?-wydusiła z siebie.
-Nie,nic.-zdołałem powiedzieć i natychmiast podszedłem do swojej torby.
-Ta,jasne...Nic,nie znaczy stanie i wpatrywanie się z otwartą gębą i wybałuszonymi oczami...-skomentował Austin tłumiąc śmiech.
-Zabiję cię,ja po prostu cię zabiję.-powiedziałem i wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
***
Przypadkowe spotkania,czasem miłe,a czasem wręcz przeciwnie.Niewidziany od lat kolega,dalszy krewny,czy najzwyczajniej w świecie znajomy,spotkany na ulicy,to powód do uśmiechu.Niestety tych okazji jest coraz mniej,więc korzystajmy,gdy taka się pojawi.
Jednak spotkać możemy również fałszywych przyjaciół,lub wrogów,przez co nasze myśli ogarnięte są tym niefortunnym zbiegiem okoliczności.
Trzeba jednak nauczyć się przebaczać,złe wspomnienia odsunąć na dalszy tor.Jednak bywa,że po pewnym czasie wracają,ze zdwojoną siłą...
Oni,cieszyli się ze spotkania,ponieważ podświadomie liczyli na coś więcej,chociaż tak krótko się znali...
Wiedzieli,że to może być dla nich szansa,lecz nie pomyśleli wtedy,że przez właśnie takie,niewinne,przypadkowe spotkania mogą zostać ukarani przez wrogów,los ...i życie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka kochani !!!
Rozdział nie jest najlepszy,no ale cóż...
Mam nadzieję,że nie wynudziliście się strasznie ;-*
Prosiłam,abyście przeczytali notkę na dole ponieważ mam do Was sprawę...Otóż,miałam ponad 200 wejść od momentu dodania 8 rozdziału,i tylko dwa komentarze...Niemożliwym jest,żeby Test wszystkie wejścia nabiły dwie czy trzy osoby...
Tak więc proszę Was,abyście pisali,co sądzicie o rozdziale.Chcę wiedzieć ile osób naprawdę czyta moje opowiadanie...Dla Was,to dwie minuty,a dla mnie wielki uśmiech na twarzy i świadomość,że Wam również na tym zależy...
Serdecznie dziękuję tym,którzy komentują moje starania.Jestem Wam niezmiernie wdzięczna ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*
Moje gg: 48457509
Mój ask: zakładka na górze strony

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 8...

Była godzina 23:00,a ja bawiłam się znakomicie.Towarzystwa dotrzymywali nam oczywiście Justin i Austin,więc nie mogło być nudno.Koło 24;00 część ludzi zaczęła się zbierać,dziękując za świetną imprezę.
Dostałyśmy nawet z Abby wielkie brawa i,jak się okazało,byłyśmy tam najmłodsze,a tak konkretnie to ja,bo urodziłam się parę dni po mojej przyjaciółce.
Między 1:00,a 2:00 wyszła większość osób.Został tylko jakaś grupka chłopaków i z dwie dziewczyny,oprócz nas.Po kolejnej przetańczonej piosence,postanowiłam pójść do łazienki,trochę się odświeżyć.Wyszłam z pokoju,kierując się długim korytarzem do końca.Przemyłam twarz wodą i wytarłam ręcznikiem.Gdy wychodziłam z pomieszczenia,poczułam szarpnięcie,a zaraz po tym zostałam dociśnięta do ściany.Nie miałam pojęcia,co się dzieje.Byłam zdezorientowana.Moje serce zatrzymało się,żeby zaraz zacząć bić dwa razy szybciej.Poczułam czyjś oddech na twarzy.Niepewnie podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą trzech chłopaków,których widziałam pierwszy raz w życiu,z czego jeden z nich przypierał mnie do ściany.
-Czego chcesz?-warknęłam na tyle głośno,na ile pozwolił mi mój obecny stan.Nadal trwałam w tym samym przerażeniu,co przed paroma chwilami.
-Taka duża dziewczynka,a się nie domyśla…-odparł ze swoim obrzydliwym uśmieszkiem na twarzy.
Gdy zrozumiałam,o co mu chodzi,co nie trwało zbyt długo,zaczęłam się szarpać.Jednak nic to nie dało,był starszy i o wiele silniejszy ode mnie,a jego żelazny uścisk,zacisnął się jeszcze bardziej na moich ramionach.
-Puszczaj!-syknęłam-To boli!
On tylko zaśmiał mi się w twarz.To całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi.Nie myślałam co robię.Po prostu splunęłam mu w twarz.Puścił mnie na chwilę i wytarł się wierzchem dłoni.
-Pożałujesz tego mała suko.-warknął na mnie i uderzył w twarz,ponownie przypierając mnie do ściany,tyle,że teraz o wiele mocniej.Zaczęłam krzyczeć,lecz na nie wiele się to zdało,przez hałas panujący w całym domu.
-Krzycz ile chcesz,skarbie-syknął z tym swoim obrzydliwym uśmieszkiem-I tak nikt ci nie pomoże.
Po moim policzku niekontrolowanie zaczęła spływać łza.Bałam się cokolwiek powiedzieć,bałam się poruszyć,bałam się,ponieważ nie miałam pojęcia co się za chwilę zdarzy.Chłopak,który mnie trzymał zjeżdżał powoli swoimi dłońmi na moją talię,na biodra,żeby zaraz położyć je na moim tyłku.Zaczęłam się drzeć i szarpać,wszystko,żeby tylko mnie puścił.
Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem.Nie mogłam zrozumieć,dlaczego to musiało się przytrafić właśnie mi.
-Przestań się drzeć,przecież wiem dobrze,że też tego chcesz.
-Jesteś chory!-wykrzyczałam mu w twarz przez łzy i zaczęłam się jeszcze bardziej szarpać,sprawiając,że dwóch jego kumpli podeszło bliżej i przytrzymywało mnie,kiedy ten sukinsyn zaczął dobierać się do mojej sukienki,wkładając mi pod nią rękę.
-Nie udawał takiej cnotki.Czego się spodziewałaś,kiedy założyłaś taką sukienkę?-wyszeptał mi do ucha.
Wyrywałam się,wrzeszczałam,lecz wszystko na marne.
To musi być sen,to nie może dziać się naprawdę…
***Oczami Justina***
No gdzie jest ta Majka? Przecież poszła tam dobre 10 minut temu.Co ona tam robi? Zacząłem się trochę niepokoić.Co ją mogło tak długo zatrzymać? Nagle zorientowałem się,że w pokoju nie ma również Jeasona i dwóch jego kumpli.Od początku,gdy zobaczyłem ich na imprezie miałem złe przeczucia,lecz teraz,kiedy to zobaczyłem,serce podskoczyło mi do gardła.Abby akurat wyszła do kuchni,a ja pociągnąłem Austina za łokieć,chcąc,żeby poszedł ze mną na korytarz.W głowie miałem najczarniejsze scenariusze,lecz gdy wyszliśmy z pokoju,nogi się pode mną ugięły.Jeason,przypierający do ściany Maję,obmacywał ją i rozbierał,a na to wszystko tych dwóch jego kumpli,przytrzymujący jej drobne ciało.Maja szarpała się,próbowała wyrwać,lecz nie miała szans z trójką dorosłych facetów.Ocknąłem się po paru sekundach i bez zastanowienia podszedłem do Jeasona i uderzyłem go w nos z całej siły.Chłopak oderwał się od Maji,chwiejąc się na nogach.Odepchnąłem jednego z jego kolegów w kąt korytarza tak,że uderzył głową w róg i upadł na podłogę.Austin zajął się tym drugim,który oberwał od niego z kolana w nos.Ja odwróciłem się przodem do Jeasona,złapałem go za koszulkę i przyparłem do ściany.
-Jeszcze raz położysz na niej swoje brudne łapy,a rozwalę ci łeb,a kto jak kto,ale ty wiesz dobrze,że jestem do tego zdolny.-warknąłem.
Nie odpowiedział nic tylko zaśmiał mi się w twarz.
Nie wytrzymałem.Zacisnąłem jedną rękę w pięść i uderzyłem go w brzuch kilka razy.Gnojek zgiął sięw pół,po czym upadł na ziemię.
-Wypierdalaj stąd.I zapamiętaj sobie,że ze mną się nie zadziera.-warknąłem za nim.
Pokazałem swoją złą stronę.Cholera,co ja najlepszego zrobiłem..ale nie.Zasłużył sobie na to.
Podszedłem do Maji,która siedziała w kącie skulona,trzymając głowę opartą na kolanach i cicho płakała.
Austin pochylony przy niej,próbował ją uspokoić.Do oczu zebrały mi się łzy,ale nie mogłem tego pokazać.
-Spokojnie,nie płacz.-ukucnąłem przy niej,obejmując ją ramieniem.Cała drżała.
Powoli pomogłem jej wstać,po czym wtuliłem ją w swoją klatkę piersiową.Dziewczyna objęła mnie i znów zaczęła płakać.
-Dziękuję-szepnęła przez łzy.-Dziękuję wam.-powiedziała już głośniej obracając się w stronę Austina.
-Cii,nie płacz.Już wszystko dobrze.-próbowałem ją pocieszyć,lecz wiedziałem kogo ona w tej chwili potrzebowała…
W tym momencie na korytarz wyszła Abby,a talerz,który trzymała w rękach,momentalnie jej wypadł.
-C-Co się stało ?-za jąkała się.
Maja od razu,słysząc jej głos,wyrwała się z moich objęć,zrzuciła z siebie szpilki i pobiegła prosto w ramiona Abby.Wiedziałem,że tylko ona może ją uspokoić… i nie myliłem się,bo Maja zaczęła spokojniej oddychać i przestała płakać.W końcu,kto może lepiej zrozumieć dziewczynę,niż dziewczyna?
Reszta gości wyszła,została tylko nasza czwórka.
Maja z Abby przeszła do pokoju i usiadły na kanapie.
Blondynka opowiedziała przyjaciółce,co się stało,a ja siedziałem z Austinem na kanapie obok i zaciskałem szczękę słysząc opowieść Maji.
Posiedzieliśmy jeszcze z godzinę,kiedy dziewczyna całkowicie się uspokoiła i znów zaczęła się uśmiechać.Wiedziałem dobrze,co to znaczy wsparcie przyjaciela,bo parę dni temu potrzebowałem go tak samo,jak teraz Maja.
Zbliżała się już 3:00,więc postanowiliśmy pożegnać się z dziewczynami i iść do siebie do domu.Byłem pewien,że ten dupek nie wróci,lecz wolałem je ostrzec.
-Wiem,że brzmię jak jakiś stary dziadek,ale pamiętajcie,żeby zamknąć za nami drzwi i okna.Nie sądzę,że on tu wróci,bo wie,co go czeka…
Dziewczyny nic nie powiedziały,tylko posłusznie pokiwały głowami.Przytuliłem się do Maji i Abby,co chwilę po mnie uczynił Austin.Wyszliśmy z budynku i szliśmy ciemną,wąską uliczką,prowadzącą na nasze osiedle.Cieszyłem się,że spotkałem Maję,naprawdę się cieszyłem.Coś,nie wiem dlaczego,przyciągało mnie do tej dziewczyny.Coś czego nie mogłem opisać,coś co mnie przerażało,a jednocześnie coś,co cholernie mi się podobało…

***
Nikt dokładnie nie wie,w jakim momencie życia,spotka swoją drugą połówkę...
W kinie,na spacerze,na ławce w parku czy po prostu na ulicy...Nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć...
Drugą rzeczą jest,kiedy odkryjemy,że dana osoba,to nasz ideał,dopełnienie naszej duszy...
To zazwyczaj pojawia się z czasem.Długie rozmowy,wspólne spacery i miliony wysyłanych do siebie uśmiechów,to podręcznikowa recepta na miłość.
Jednak zdarza się,że przychodzi ona tak niespodziewanie,jak niebezpieczeństwo,które połączyło serce dwojga ludzi...
 ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
I jakie wrażenia po rozdziale ?
Mam nadzieję,że się tego nie spodziewaliście ;-*
Jak tam rozpoczęcie roku,bo u mnie jak zwykle tragicznie.W końcu,jak może być w pierwszy dzień szkoły...
Jeśli czytacie moje opowiadanie,zostawiajcie po sobie komentarze-one bardzo mnie motywują...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do następnego !
Kocham Was ;-*
Ps. 1.Jakieś pytania ? Mój ask
      2.Chcecie popisać ? Moje gg: 48457509
      3.Polecajcie swoje opowiadania w zakładce SPAM- przeczytam i skomentuję...