niedziela, 15 września 2013

Rozdział 11

ROZDZIAŁ 11:
Zamarłam.Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku,nie byłam w stanie się poruszyć.Wpatrywałam się tępo w wodę,analizując sens wypowiedzianych przez niego słów.Nie wiedziałam co mam zrobić,nie wiedziałam,jak się zachować.Nagle poczułam rękę Justina na swoim policzku.Delikatnie obrócił moją głowę tak,że teraz patrzyłam mu prosto w oczy.Zaczął przysuwać się do mnie powoli.Był coraz bliżej i bliżej,aż w końcu dzieliła nas odległość dziesięciu centymetrów.To był impuls,chwila zatracenia we własnych oczach.Nie panowaliśmy nad tym.Przysunęłam swoją głowę bliżej Justina.Mój wzrok padł na jego usta.Idealne,czerwone usta...Chłopak jakby na to czekał.Chwilę później,złączył nasze usta w cudownym pocałunku.W pierwszych sekundach muskał delikatnie moje wargi,swoimi.Nasze usta poruszały się w pełnej synchronizacji,jakby były dla siebie stworzone,takie..podobne.Całkowicie zatraciłam się w tej niesamowitej chwili.Cały świat zniknął nagle,jakby wcale go tam nie było.Wszystko dookoła,przestało mieć znaczenie.Liczyło się tylko to,co jest teraz i tutaj...Położyłam dłonie na szyi Justina,by po chwili wplątać je w jego włosy.Były tak cudownie miękkie i grube.Równie wspaniałe,jak jego usta,na których skoncentrowana była cała moja uwaga.Justin objął moją twarz swoimi dłońmi i przysunął mnie jeszcze bliżej.Całkowicie poddałam się jemu.Przeniósł ręce na moją talię.Po chwili zjechał niżej,zatrzymując się na moich biodrach.Przyciągnął mnie do siebie,sprawiając,że usiadłam na nim okrakiem.Justin przejechał językiem po mojej dolnej wardze,prosząc o dostęp,który chętnie mu dałam.Już po chwili nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę o dominację.Nasze usta były idealnie do siebie dopasowane.Byłam w tej chwili tak niesamowicie szczęśliwa,jak jeszcze nigdy.Delikatnie otarłam się o krocze chłopaka,przysuwając swoje ciało jeszcze bliżej jego,o ile w ogóle było to możliwe.Szatyn jęknął cicho w moje usta.Uśmiechnęłam się przez pocałunek,co odwzajemnił.Minęła chwila,a jakby wieczność.Po paru minutach oderwaliśmy się od siebie.Poczułam się zakłopotana i chyba nie tylko ja,bo Justin również spuścił głowę.
-Przepraszam.Nie potrafiłem się pohamować...-wyszeptał,przerywając ciszę.
- Nie masz za co.-odpowiedziałam szeptem,czując,jak się rumienię.Naprawdę mi się to podobało...Coś nowego,co od razu pokochałam...
Chłopak zaśmiał się cicho,a ja zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
-Wyglądasz naprawdę uroczo,kiedy się rumienisz...-wyszeptał swoim głębokim głosem,odwracając się w moją stronę
Uśmiechnęłam się do niego,najszczerzej jak umiałam.Szczerze powiedziawszy,czułam lekkie skrępowanie,siedząc teraz koło Justina,jak gdyby nigdy nic.Chłopak siedział z rękoma opartymi na kolanach,wpatrując się w wodę.Na jego twarzy cały czas gościł uśmiech.Przepiękny uśmiech,który tak uwielbiałam...
Siedzieliśmy tak w ciszy jakieś dziesięć minut,kiedy postanowiłam ją przerwać.
-Jacy są twoi rodzice?
Chłopak nic nie powiedział,tylko jakby...posmutniał...?
-Przepraszam,jeśli powiedziałam coś nie tak...-dodałam zmieszana,widząc,jak Justin zesztywniał.Może nie powinnam zadawać tego pytania...?
-Nie,nie.To nie twoja wina,tylko...Widzisz...parę dni temu dowiedziałem się,że...-szatyn wziął głęboki oddech-...jestem adoptowany...-tą ostatnią część,wypowiedział prawie szeptem.
Nie wiedziała,co mam powiedzieć.Czy współczuć mu,czy pocieszać słowami "wszystko będzie dobrze".Zdecydowałam w końcu,że powiem to,co naprawdę myślałam.
-Nawet nie wiem,co mam powiedzieć,Justin.
Zaśmiał się cicho,słysząc moje słowa.
-Nie ma sprawy.Samemu było mi ciężko w to uwierzyć,zrozumieć.-wyszeptał.Może bał się,że jego głos się załamie ? Może nie chciał pokazywać przy mnie swoich słabości ?
-Powiedzieli ci ? Twoi...rodzice ?-zapytałam,nie patrząc mu w oczy.Czułam,że źle robię,wypytując go o tak osobiste sprawy,ale moja ciekawość wzięła górę.Liczyłam na to,że Justin otworzy się przede mną,udowadniając tym samym zaufanie do mnie.W końcu,czy przyjaciele,którymi byliśmy,nie powinni rozmawiać ze sobą o wszystkim ? Chociaż z drugiej strony,czy mogłam nazwać Justina po prostu przyjacielem,po tym,co zdarzyło się parę minut temu ?
-Nie,chcieli to ukryć.Dowiedziałem się przez przypadek,kiedy u mojej siostry wykryli białaczkę i miałem zostać dawcą szpiku...-odpowiedział,na wcześniej zadane przeze mnie pytanie,wyrywając mnie z zamyśleń.
-Oh !-wyrwało mi się,zanim mogłam się powstrzymać.-Tak mi przykro...Znowu nie wiem co mam powiedzieć...-I taka była prawda.Jak miałam się zachować,gdy dowiedziałam się,że jego malutka siostrzyczka jest śmiertelnie chora.To straszne,że choroby dotykają również dzieci.To niesprawiedliwe.Przecież one nie wyrządziły na świecie żadnego zła,a mimo wszystko spotyka ich kara...
-Z małą już dobrze,a ja zaczynam się przyzwyczajać...-chłopak znów przerwał moje zamyślenia.Ucieszyłam się,że stan jego siostry się poprawił.Może ten świat jednak nie jest taki straszny...? Tak,teraz nie.Gdybym tylko wiedziała,co życie przygotowało dla mnie...
-Chcesz ich kiedyś odnaleźć,poznać ?-spytałam nieśmiało,wykorzystując okazję,że szatyn odwrócił głowę tak,że nasze spojrzenia się spotkały.
-Kiedyś tak,ale dopiero,jak się z tym wszystkim oswoję.Na razie nie jestem w stanie,nie jestem gotowy.To wszystko jednak mocno mną wstrząsnęło...-urwał,nie chcąc,żebym usłyszała,że załamał mu się głos.
Nie mówiłam już nic więcej.Doskonale rozumiałam,że nie jest to dla niego proste.Co innego,gdyby dowiedział się,mając 5 czy 6 lat,ale teraz...?
Nie rozumiałam ludzi,którzy starają się zataić tak istotne fakty,przed swoimi adoptowanymi dziećmi.To normalne,że prędzej czy później się dowiedzą...
Nagle poczułam ogarniającą mnie senność.Próbowałam z nią walczyć,lecz w końcu,oparta o ramię Justina,zasnęłam,zabierając ze sobą wszystkie myśli przepełniające moją głowę...
***Oczami Justina***
Było mi jakoś dziwnie lżej,kiedy zwierzyłem się Maji.Jakby wszystkie problemy odeszły,razem z wypowiedzianymi słowami.Czułem,że mogę jej zaufać,tak,jak ufam Austinowi.Pod pewnym względem byli do siebie podobni.Nic nie mówili,tylko słuchali,a w takich momentach potrzebuje się tego dużo bardziej,niż jakiegokolwiek pocieszenia.Zerknąłem na Maję opartą o moje ramię.Spała jak aniołek...Nie wiedziałem co mam zrobić.Czy zanieść ją do domku,czy zostać tutaj.Ostatecznie położyłam się na trawie,tym samym kładąc Maję na swoim torsie.Wtuliła się we mnie jak dziecko w swojego pluszowego misia.Objąłem ją ramieniem,przytulając do siebie.Ciekawe jak zareaguje,gdy rano obudzi się...na mnie...Pogłaskałem ją po włosach,czując,jakie były miękkie i delikatne.Przechyliłem głowę na bok,zamykając oczy.Musiałem być naprawdę zmęczony,bo,nie wiedząc kiedy,zasnąłem.
***
Poczułem lekkie szturchnięcie,i następne,i następne.W końcu zdecydowałem się otworzyć oczy...czego chwilę później pożałowałem.Otóż,nad moją głową stał Austin,jego rodzice oraz rodzice Maji...Matko kochana...Maja.Zerknąłem w dół,gdzie nadal spała ta drobna,cudowna istota.Pogłaskałem ją lekko po plecach,chcąc ją obudzić.Nie zadziałało...spała jak zabita.
-Majka !-usłyszałem donośny głos jej mamy.Zerwała się ze mnie,jak oparzona i usiadła obok.
-T-tak?-zapytała,powstrzymując ziewnięcie.
Wyglądała naprawdę ślicznie,pomimo zaspanych oczu i roztrzepanych na wszystkie strony włosów.Na moje usta wkradł się niekontrolowany uśmiech,co nie uszło uwadze jej rodziców,którzy zmierzyli mnie wzrokiem.
-Co wy tu robicie...?-zapytał jej tata,przyglądając się nam podejrzliwie.
-My...nic...-odpowiedziała Maja jąkając się.Taka odpowiedź była,moim zdaniem,najlepsza.W końcu co miała powiedzieć ? Hej mamo.Justin i ja poszliśmy,w środku nocy na spacer dookoła jeziora,tyle że po drodze skręciliśmy w jakąś ścieżkę prowadzącą na polanę-co zresztą sami widzicie,a potem całowaliśmy się tak,że prawie straciliśmy nad sobą kontrolę ocierając się o siebie i nie skończyłoby się jedynie na całowaniu ? To bez sensu,chociaż taka była prawda...
-Przepraszam was bardzo,ale zastaliśmy was w troszeczkę dziwnej sytuacji...-tata Maji zasygnalizował,że nadal tu są i czekają na jakieś wyjaśnienia,bo słowo "nic" ich nie usatysfakcjonowało.
-To nie tak...ja...-chciałem wytłumaczyć,ale przerwano mi.
-Czy wy...ze sobą...? Czy między wami coś zaszło...?-źrenice Maji powiększyły się dwukrotnie,w większej części zasłaniając jej czekoladowe tęczówki.
-Nie !-krzyknęliśmy razem,tłumiąc śmiech.To było naprawdę komiczne.Czułem się jak na jakimś przesłuchaniu.Czy oni myśleli,że ja mam 15 lat,że będę się tak spowiadał.Ale zaraz...Maja miała 15 lat...No dobra,punkt dla nich.
-Nie mogliśmy spać,więc poszliśmy na spacer dookoła jeziora.Odpoczywaliśmy tu i...zasnęliśmy...-miałem nadzieję,że to ich przekona.Właściwie,to nie kłamałem,tylko ominąłem niektóre szczegóły,których woleliby chyba nie poznać.Zrobiłem to dla ich dobra...
-Ale co wam strzeliło do głowy,żeby nocą błąkać się po lesie ?-spytała,nadal zdenerwowana,mama Maji.
-Przecież Justin przed chwilą powiedział.-sapnęła zdesperowana Maja.Zachichotałem cicho,żeby tylko ona mogła mnie usłyszeć.Posłała mi wściekłe spojrzenie.Była na mnie zła,że jej nie pomagam,ale co mogłem zrobić ? Ta sytuacja była dla mnie zbyt śmieszna.
-Ale ktoś mógł was napaść,pobić...no nie wiem.Cokolwiek !-pani Greyson nie dawała za wygraną.Maja chyba odziedziczyła po niej charakter.
No i znowu zachciało mi się śmiać.Tylko tym razem o wiele bardziej,niż parę chwil temu.
Macie czasem tak dobry humor,że śmiejecie się,dosłownie,ze wszystkiego ? Bo ja mam...
-Byłam z Justinem...Obroniłby mnie przed...Właśnie nie wiem kim...Kto normalny chodzi w nocy po lesie...?
Ja z Austinem wytrzeszczyliśmy na nią oczy,wybuchając niesamowicie głośnym śmiechem.Austin siedział z głową schowaną w kolanach,płacząc ze śmiechu.Widziałem,że rodzice moich przyjaciół bardzo starają się nie roześmiać,lecz już po chwili dali za wygraną i dołączyli do nas.
Tylko Maja przyglądała nam się jakbyśmy mieli pięć głów.
-No wiesz...Tak właściwie to my byliśmy na nocnym spacerze...-powiedziałem,tłumiąc śmiech,na widok poważnej twarzy dziewczyny.Widziałem dokładnie,jak grobową minę zastępuje ogromny uśmiech,który swoją drogą po prostu uwielbiałem...
Wszyscy zaczęli się uspokajać,lecz gdy Maja zrozumiała,co tak naprawdę powiedziała,wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem,a my do niej dołączyliśmy.Dziewczyna,tak jak przed chwilą Austin ukryła twarz w kolanach.Widziałem,że jej twarz,cała zalana była łzami.Chichocząc,przysunąłem się bliżej i objąłem ją ramieniem,głaszcząc jej nagą talę.Miała tak niesamowicie gładką skórę i płaski brzuch...Nie mogłem jednak zapomnieć o tym,że nie byliśmy na tej polance sami.Austin-pół biedy,ale rodzice Maji-nie...
***
Gdy wszystko zostało wyjaśnione,udaliśmy się do naszego domku.Szedłem z tyłu obserwując,jak Maja z Austinem idą koło swoich rodziców.Mama Maji chyba nie dała się do końca przekonać zwykłym "nocnym spacerem".Do mojej głowy wróciły wspomnienia z dzisiejszej nocy.O.Mój.Boże.Całowałem się z Mają !!! Może to nie był mój pierwszy pocałunek,ale zdecydowanie najlepszy.Znaczący.Nie wiedziałem,co myślała Maja.Nigdy wcześniej,nie chciałem czytać komuś w myślach tak,jak teraz.Podobało jej się ? A może uznała to za kompletną porażkę...?
Nie,tak źle nie mogło być.Ludzie,jestem Justin Bieber ! Ja potrafię całować ! Ale czuję,że Maja zasługuje na coś lepszego...Dobra,człowieku...Przestań tyle myśleć.Przecież ty nigdy nie myślisz.
Oj Maja..Żebyś ty wiedziała,jak na mnie działasz...
*
Kiedy byliśmy już w naszym pokoju,a drzwi od niego zostały zamknięte,Austin zapytał:
-No dobra,a teraz bez ściemy...Robiliście to?
Otworzyłem szeroko oczy,nie wierząc w to,że mój kumpel zadał to pytanie przy Maji.Czy on naprawdę jest aż takim kretynem ? Nie mógł poczekać,aż będziemy sami ? Przecież wiedział,że i tak wszystko bym mu wyśpiewał.Ale nie ! On musiał przekroczyć wszelkie granice...
Byłem w totalnym szoku.Zaniemówiłem,co nie zdarza mi się zbyt często.
Z mojego obecnego stanu wyrwała mnie scena,rozgrywająca się przede mną.
Maja podniosła się z łóżka w zastraszająco szybkim tempie,a poduszka,którą jeszcze przed sekundą trzymała w ręku,zderzyła się z twarzą Austina.
-Idiota ! Kompletny idiota !-wykrzyczała mu prosto w twarz,powstrzymując wybuch śmiechu.
-Czyli że tak ! Wiedziałem ! Wiedziałem ! Justin !-zwrócił się do mnie,a ja nadal stałem w tym samym miejscu,w tej samej pozycji,bojąc się tego,co Austin chciał powiedzieć.-Szczegóły proszę !
Byłem na niego wściekły,a jednocześnie chciało mi się śmiać.Maja weszła na łóżko Austina,żeby być wyższą od niego i zatkała mu usta ręką,wybuchając śmiechem.Mój kumpel oczywiście śmiał się już od dawna.A ja ? Ja,jak sierota,stałem cały czas w tym samym miejscu,w tej samej pozycji,nie mogąc zrobić nic.A może nie chciałem ni zrobić...?
Dobra Justin,ogarnij się !
-Ty jesteś kurwa psychiczny !!!-rzuciłem się na niego,wybuchając,po raz kolejny już dzisiaj,niepohamowanym śmiechem.
-Czyli miałem racje !!!-przekrzykiwał mnie Austin.
-Nie,kurwa,nie masz !-wrzasnęła rozbawiona Maja,a my jak na zawołanie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na nią zaszokowani.
-Ty...-zaczął Austin.
-Ty przeklinasz ?-uniosłem pytająco brwi.To był pierwszy raz,gdy usłyszałem z jej ust przekleństwo.
-Jak mam powody..Widać,jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiecie...-zatrzepotała rzęsami i skierowała się do łazienki,kołysząc przy tym biodrami.Oboje patrzyliśmy na nią,aż nie zniknęła za drzwiami.
-Ej !-walnąłem Austina w bark.-Ja mogę się na nią gapić,ty nie !
Zaśmiał się,prostując swoje ubrania,które pogiąłem mu podczas naszej walki.
-No to jak:było coś,czy nie ?-a ten znowu swoje...
-Nie nie było !-miałem ochotę mu przywalić,ale tak porządnie.
-Justin zawiedziony...-zaćwierkał mi przy uchu i wybiegł z pokoju,zanim zdążyłem go złapać.
Podparłem swoje łokcie na kolanach,przeczesując włosy palcami.Zaśmiałem się pod nosem czekając,aż Maja przebierze piżamę,na normalne ciuchy,chociaż jak dla mnie,mogłaby zostać w piżamie...
***
Około godziny 12 wszystkie rzeczy były już spakowane,a ja Maja i Austin robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.Ich rodzice poszli oddać klucze.Gdy wrócili,przyszedł czas na pożegnania.Podszedłem do blondynki.Nie wiedziałem za bardzo jak mamy się pożegnać.Zadziałałem spontanicznie.Objąłem ją w pasie i podniosłem do góry.Ona zarzuciła mi ręce na szyję wtulając się we mnie.Postawiłem ją na ziemi i położyłem głowę na jej ramieniu.Ta dziewczyna zawsze ślicznie pachniała...Wtuliłem ją w siebie i pocałowałem w czubek głowy.Po chwili usłyszałem jak ktoś odkaszlnął cicho.Odsunęliśmy się od siebie,jeszcze przez chwilę patrząc sobie w oczy.Zauważyłem,że wszyscy na nas patrzą.
Zaraz po mnie do Maji podszedł Austin i uścisnął ją po przyjacielsku.Chciałem powiedzieć,że ta drobna blondynka,to nie jego dwudziestoletni,napakowany kumpel,którego może klepać po plecach i ściskać.
Boże ! Austin ! To dziewczyna ! Młodsza,mniejsza,krucha drobna dziewczyna ! Zaraz ją zgnieciesz !
Całe szczęście powstrzymałem się,jednak wpadłem w panikę.A co jak on połamie jej kości ?
Nie,uspokój się.Będzie dobrze.
Po chwili Austin odsunął się od Maji.Poczułem ulgę,gdy zobaczyłem ją w jednym kawałku.
Kierowaliśmy się do samochodów.Szedłem pomiędzy moimi przyjaciółmi.Rzuciłem zwykłe cześć do Maji i już miałem się odwrócić,kiedy dziewczyna złapała mnie za rękę,po czym stanęła na palcach i dała soczystego buziaka w policzek.Uśmiechnęła się przelotnie i zniknęła za drzwiami swojego samochodu.Stałem tam chwilę,trzymając się za policzek,na którym jeszcze parę sekund temu były usta Maji...
Wszedłem do samochodu,z głową przepełnioną myślami.Tata Austina odpalił silnik,po czym wyjechaliśmy z ośrodka.Myślami wróciłem do dzisiejszej nocy,a konkretnie do naszego pocałunku.Był taki...niesamowity,cudowny.Zapomniałem wtedy o wszystkim i skupiłem się tylko na Maji,na jej ustach...słodkich ustach...Na jej zapachu,równie pięknym jak cała reszta.Chciałbym jeszcze raz to poczuć,ale nie wiem,czy dla niej to coś znaczyło...
Zauważyłem,że Austin dokładnie mi się przypatruje.Westchnąłem,wiedząc,że będę musiał mu powiedzieć,że i tak to ze mnie wyciągnie.Wiedziałem,że prędzej czy później zorientuje się,że coś się we mnie zmienia...

***Dwa dni później***
-Cholera ! Zwijamy się stąd ! Szybko !-wrzasnąłem do Austina.Pobiegliśmy do jego samochodu.Zająłem miejsce pasażera,czekając,aż Austin usiądzie na miejscu kierowcy.
Ja pierdole...Po prostu świetnie ! Jak mogłem,jak mogłem być takim debilem.No ale zaraz...Przecież miałem powód,no nie ? Nic nie dzieje się bez przyczyny...Chociaż to wcale nie zmienia faktu,że mamy zdrowo przejebane...
***
Kto z nas nie lubi marzyć ?
Chyba tylko ci,którzy z góry obstawiają,że marzenia się nie spełniają...
A szkoda,bo czasem każdy potrzebuje oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść do świata zwanego wyobraźnią.W końcu,tamto życie jest o wiele lepsze niż ziemskie koszmary...
"Życie ludzkie ubiega,między wspomnieniem,a nadzieją".A co jest po środku ?
O tym wiedzą nieliczni,którzy z całego serca,chcieliby o tym zapomnieć...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Jak podoba Wam się rozdział ?
Liczę na szczerą opinię...
Dziękuję Wam za wszystko.Za to,że czytacie.Za to,że komentujecie.I za to,że po prostu jesteście...Dziękuję !!!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do następnego !
Kocham Was ;-*

4 komentarze:

  1. hhahahha chciałbym zobaczyć ich miny, jak się obudzili ;d Wyobraziłam sobie, jak Justin tak drze się na Austia taki piskliwym głosikiem. xd Widzę, że z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej ;) Rozdziały są dłuższe i pełniejsze ;> Coraz więcej akcji, a co za tym idzie więcej emocji! I o to chodzi ;) Aż się boję co będzie w kolejnym rozdziale. xd Ta końcówka mnie przeraziła ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju coraz lepsze są te rozdziały! Pisz je prędko, bo już czekam na kolejne rozdziały....może dodasz 2 następnym razem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle cudowny rozdział *.*
    Ten opis tego pocałunku po prostu zajebisty <3
    Uwielbiam i czekam na następny :)
    P.S.
    Jestem ciekawa czemu mają przejebane
    /czytelniczkaa

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad...To dużo dla mnie znaczy...