środa, 11 września 2013

Rozdział 10...

ROZDZIAŁ 10:
Minęły już 4 dni,niestety.Czas płynął tutaj cudownie.Zapomniałam o wszystkim,zapomniałam o Bożym świecie,zapomniałam o przykrej historii,która spotkała mnie niedawno.Znacznie zbliżyłam się do chłopaków a zwłaszcza do Justina...Zaprzyjaźniliśmy się...tylko...Chociaż nie byłam tego pewna,a może nie chciałam,żeby to była tylko przyjaźń,może liczyłam na coś więcej ? Czasami miałam wrażenie,że Justin czuł to co ja,lecz nigdy nie rozmawialiśmy o tym otwarcie.Raz tylko usłyszałam rozmowę chłopaków na mój temat,a to co Justin mówił Austinowi...bardzo mi się podobało.
Miałam cichą nadzieję,że to przerodzi się w coś głębszego,że to przerodzi się w coś czego nigdy jeszcze nie czułam,prosto mówiąc,miałam cichą nadzieję,że to przerodzi się w miłość...
Nie myślałam wtedy jednak o tym,że życie to nie bajka i że nie wszyscy żyją długo i szczęśliwie.Nie myślałam o tym,że przez jedno wydarzenie,jedno słowo,jedną...rzecz wszystko mogło się wydarzyć,wszystko mogło się tak potoczyć.Całe dotychczasowe życie mogło stanąć do góry nogami,żeby spaść w dolinę rozpaczy..
***
-Grasz w kosza ?-zapytał Austin,wyrywając mnie z zamyśleń.
-Jeśli liczy się gra na w-fie,to tak.-odparłam z uśmiechem.Może nie byłam wybitna,ale potrafiłam kozłować piłkę i czasami nawet trafiałam do kosza,co było dla mnie powodem dok dumy.
-No to może rozegramy mały meczyk,co ?-do rozmowy włączył się Justin.
-Ym..no nie wiem...-byłam lekko zakłopotana.Nie chciałam zrobić z siebie pośmiewiska przy chłopakach,biorąc pod uwagę,że oni grali profesjonalnie o kilku lat.
-No chodź.Będzie fajnie !-nie dawali za wygraną.
Musiałam szybko wymyślić jakąś wymówkę.
-Ale jak zamierzacie grać ? W trzy osoby ?-to nawet nie była wymówka.Po prostu zastanawiałam się,jak chcieli rozegrać mecz z tak małą ilością graczy.
-Nie jesteśmy w tym ośrodku sami.Widziałem paru chłopaków przed jednym z domków...-no tak,mogłam się domyśleć,że Justin znajdzie każdy możliwy sposób,aby zaciągnąć mnie na to boisko.
-Niech będzie...-westchnęłam zrezygnowana.Moje starania poszły na marne.
Chłopcy przybili sobie piątki,a ja podeszłam do mojej torby,żeby wyjąć strój sportowy.Nie będę przecież grać w jeansach.
-Pójdę się tylko przebrać i możemy iść.-poinformowałam chłopaków i skierowałam się w stronę łazienki.Skinęli głowami i usiedli na swoich łóżkach,czekając,aż będę gotowa.
Założyłam na siebie luźną bokserkę i krótkie spodenki dresowe.Spięłam włosy w wysoką kitkę,po czym spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.Muszę przyznać,że nie wyglądałam najgorzej,pomimo mojego stroju.Wręcz przeciwnie.Pasował do mojej osobowości i mojego stylu życia.
Wyszłam z łazienki,gasząc światło i zamykając za sobą drzwi.Zastałam chłopców w takiej samej pozycji,w jakiej ich zostawiłam.Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
-Yhm-odkaszlnęłam.-Idziecie czy nie,bo nie mam zamiaru grać sama ze sobą.-uśmiechnęłam się słodko,odwracając się w kierunku chłopaków.Widok przede mną był lekko...komiczny.
Justin patrzył na mnie,z szeroko otwartymi oczami,a w Justina wpatrywał się Austin chichocząc pod nosem.Miałam wrażenie,że moje policzki przybrały lekko różowy kolor.Maja,co się z tobą dzieje ?Przecież ty się nie rumienisz.Nigdy.
Chłopcy podnieśli się ze swoich łóżek.Justin podszedł do szafy i wyjął z niej piłkę.
Poszliśmy na plażę,gdzie moja i Austina mama leżały na leżakach i opalały się.Ja,po pierwsze,miałam zakaz opalania się,ze względów zdrowotnych.Lekarz zabronił mi wychodzić na dłużej na słońce.Po drugie,najnormalniej w świecie mnie to nudziło.Jak można tak cały dzień leżeć i nic nie robić ? Dla mnie to cholernie bezsensowne.
-Mamo,idziemy na boisko pograć w kosza.Będziemy...później.-powiedział Austin do swojej rodzicielki.Pani Mahone skinęła głową i uśmiechnęła się ciepło.Była naprawdę sympatyczną kobietą.Widać jej syn ma z nią bardzo wiele wspólnego.
-Kochanie,gdzie masz okulary ?-spytała mnie moja mama.
-Oj...-zrobiłam minę szczeniaczka.Według zaleceń,miałam nosić okulary przeciwsłoneczne,które częściowo zasłaniały mnie przed słońcem.
-Skarbie...-zaczęła moja mama.
-No dobrze,dobrze.Wrócę się po nie,ok ?-zrezygnowałam z kłótni z moją rodzicielką,ponieważ wiedziałam jakby się skończyła.
-Ja po nie pójdę.-zaproponował Justin.
***Oczami Justina***
-Mógłbyś ? Będę ci wdzięczna.-powiedziała Maja.Gdybyśmy byli sami,zapytałbym ją,co dostanę w zamian,ale biorąc pod uwagę fakt,że byliśmy w towarzystwie mamy Austina i Maji,zmusiło mnie to,do powstrzymania komentarza.Uśmiechnąłem się tylko i pobiegłem do naszego domku.Wszedłem do pokoju i skierowałem się w stronę łóżka Maji,przy którym stała jej torba z rzeczami.Uklęknąłem przy niej i rozpiąłem zamek.To co zobaczyłem na samym wierzchu sprawiło,że na moje usta wkradł się łobuzerski uśmieszek,a w głowie układał się już chytry plan.Nic nie poradzę na to,że lubię robić ludziom kawały.Oczywiście takie nieszkodliwe.Na samej górze leżał prześliczny (jakkolwiek brzmi to w moich ustach),różowy stanik Maji.Muszę przyznać,że był niemałych rozmiarów...No co? Jestem tylko facetem...
Wyjąłem go z jej torby i schowałem do mojej.Następnie z powrotem ukucnąłem przy rzeczach dziewczyny,aby w końcu znaleźć to,po co tu przyszedłem.Nie było to jednak łatwe,przez inną część bielizny,która rozproszyła moją uwagę.Dobra Justin,ogarnij się.
Znalazłem okulary w bocznej kieszeni torby i skierowałem się z nimi do wyjścia,zamykając za sobą drzwi.W oddali zauważyłem Maję z Austinem,którzy wolnym krokiem opuszczali teren plaży,udając się w stronę boiska.Dogoniłem ich szybko.Zatkało mnie kiedy usłyszałem,o czym mój kumpel opowiadał Maji.Mianowicie,rozmawiał z nią o piżamce w misie,którą mama spakowała mi na wycieczkę szkolną w czwartej klasie.Serio ? On to jeszcze pamięta?
Szybko skoczyłem na niego,zasłaniając mu dłonią usta,aby nie wydobyły się z nich już żadne słowa ap ropo mojej "piżamki w misie".
Austin spojrzał na mnie z miną,mówiącą "sorry stary,nie mogłem się powstrzymać"Miałem cholerną ochotę przywalić mu-oczywiście tak po przyjacielsku,ale znalazłem inny sposób na zemstę.
-Oh,Austin.A może mam opowiedzieć naszej słodkiej przyjaciółce o Franiu ?
-O nie...Nie ośmielisz się...-odrzekł mój przyjaciel z grobowym wyrazem twarzy.
-To się zdziwisz.-uśmiechnąłem się bezczelnie.-Otóż widzisz,droga Maju.Austin posiadał plusz...-urwałem,ponieważ chłopak złapał mnie za głowę,zakrywając tym samym usta.
-Kurwa,stary.Obiecuję ci,że jeżeli wygadasz,to ...
-To co ?-zapytałem,z niesamowitą pewnością siebie.
-Cokolwiek !-wykrzyknął zdesperowany Austin.
-Otóż,Maju.-zacząłem ponownie,mając nadzieję,że tym razem dane mi będzie skończyć.-Jak Austin był mały nie rozstawał się ze swoim pluszakiem Franiem.Taki słodki,mały piesek.Pamiętasz ?-zwróciłem się do kumpla,starając się go przekrzyczeć.
Maja płakała ze śmiechu,widząc nas "bijących się ze sobą" po przyjacielsku.
-No dobra.Skoro ja poznałam wasze "sekrety",to zdradzę wam swój.Miałam misia Arnolda i nadal śpię w koszulce z Hallo Kitty...-powiedziała przez łzy,i spuściła głowę,lekko zawstydzona.Nie wiem jak bym zareagował normalnie,ale w tych okolicznościach po prostu wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem.Zresztą nie tylko ja.Austin I Maja trzymali się za brzuchy.Ogólnie rzecz biorąc,mieliśmy wrażenie,że zaraz pękniemy ze śmiechu.Chyba nigdy się tak nie śmiałem,a gdy zobaczyłem,że Maja usiadła na trawie i schowała całą zalaną łzami twarz w dłoniach,wszystko się nasiliło.
Uspokoiliśmy się dopiero po jakiś dziesięciu minutach,gdy w oddali zobaczyliśmy grupę trzech chłopaków,kierujących się w stronę boiska.
***Oczami Maji***
-Siema ! Gracie ?-zapytał wysoki brunet,który wyglądał na jakieś 20-21 lat.
-O to samo miałem zapytać.Jasne !-odparł Justin,podchodząc bliżej bruneta.
-Mike.-chłopak wyciągnął rękę do Justina,który uścisnął ją w przyjaznym geście.
-Justin.-odpowiedział szatyn,uśmiechając się lekko.
Po przedstawieniu wszystkich,przeszliśmy na teren boiska,aby w końcu rozpocząć mecz.Dwójka przyjaciół Mike'a wydawała się naprawdę sympatyczna,zresztą tak samo jak Mike.Szczupły blondyn o niebieskich oczach to Erick.Trzeci chłopak miał na imię Marcus i był ciemno skóry,więc oczywiście jego tęczówki miały barwę bardzo ciemnego brązu.Nie wiem dlaczego,ale zawsze gdy poznaję nowych ludzi,patrzę im w oczy.Podobno,zdradzają one prawdę o człowieku.Pamiętam,jak pierwszy raz spojrzałam Justinowi w oczy.Widać w nich było radość,szczęście,chęć do życia,ale również emocje,których nie mogłam odczytać.Pewien rodzaj...agresji.Sama nie wiem.
-My przeciwko wam,pasuje ?-z zamyśleń wyrwał mnie ten o którym rozmyślałam...Znowu...
-Spoko.-odparł Mike.
-Ymm...-zaczęłam niepewnie.-Skoro macie drużynę,to może ja usiądę sobie na trawce i popatrzę ?-uśmiechnęłam się słodko i zatrzepotałam rzęsami.
-O nie,nie,nie...Nie wywiniesz się z tego.-Justin zrobił krok w moją stronę,na co ja odpowiedziałam krokiem do tyłu.-Muszę w końcu zobaczyć,jak grasz.
-Zepsuję wam mecz.Jestem beznadziejna.-westchnęłam.
Kolejny krok Justina w przód,mój kolejny krok w tył.
Potem wszystko potoczyło się szybko.Szatyn przyspieszył,zmniejszając tym samym odległość między nami.Odsunęłam się,lecz nic mi to nie dało.Chłopak złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.Właściwie,to mogłam zostać w tej pozycji...Nie Maja.Weź się w garść.
Justin wziął mnie na ręce i zaniósł na środek boiska.Próbowałam go przekonać,żeby mnie postawił,ale jak Justin się na coś uprze,to żadna siła mu tego nie odbierze.Nie miało więc sensu dalsze szarpanie się,więc zaczęłam się śmiać z poważnej miny Justina,która chwilę później zmieniła się w ogromny uśmiech.
Po kilku chwilach szatyn postawił mnie na ziemi.Zauważyłam,że Austin i trójka nowych znajomych,śmieją się z nas.No jasne.Nie ma to jak stać się pośmiewiskiem czwórki starszych ode mnie kolesi.
-Wyglądaliście tak uroczo...-zagruchał Austin słodkim głosem.Miałam ochotę podejść i po prostu go walnąć,ale w obecnej sytuacji pewnie potknęłabym się o własne nogi i wywołałabym jeszcze większe śmiechy chłopaków.Zamiast tego postanowiłam poprawić swoją kitkę,która rozwaliła się pod wpływem...hm...Justina.Zdjęłam gumkę i przechyliłam się tak,że wszystkie włosy były przede mną.Złapałam je i zrobiłam niedbałego koka na czubku głowy.Gdy wróciłam do normalnej pozycji,zauważyłam,że wszyscy przyglądają mi się z lekkim,szczerym uśmiechem.
-No co tak patrzycie ? Gramy czy nie ?
-Kobiety i te ich zmiany nastrojów...Nigdy tego nie zrozumiem.-westchnął Austin,po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Gra toczyła się dobrze,a nawet bardzo dobrze.Wygrywaliśmy 30 do 25,z czego ja zdobyłam 10 punktów Rozumiecie to ? Maja Greyson zdobyła 10 punktów ! To zdecydowanie mój rekord !
Przejęłam piłkę i kozłując ją,biegłam do kosza.Już miałam skoczyć.Już miałam zdobyć kolejny punkt,gdy odbiłam się od czegoś twardego i wylądowałam na betonie,uderzając lekko głową o podłoże.Obraz przed oczami delikatnie mi się rozmazał.Słyszałam szybkie kroki zbliżające się w moim kierunku.
-Maja ! Maja,nic ci nie jest ?-usłyszałam lekko spanikowany głos Justina.
-Nie,wszystko w porządku.-odparłam,lecz nie byłam tego tak do końca pewna.
Podparłam się na rękach i próbowałam wstać.W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i zachwiałam się,jednak przed upadkiem powstrzymała mnie para silnych rąk.Po bransoletce na nadgarstku poznałam,że to Austin.Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy,próbując przywrócić się do normalności.Austin posadził mnie z powrotem na ziemi.Zgięłam kolana i oparłam na nich czoło.
-Przepraszam.Przepraszam.To był wypadek.Ja nie chciałem.Ja...-tłumaczył się Marcus,ale mu przerwałam.
-Nic się nie stało.Naprawdę.To tylko chwilowe.-nie miałam do niego żalu czy pretensji.Przecież to normalne,że podczas sportu zdarzają się kontuzje.
-Przynieść ci wody ?-zapytał opiekuńczo Justin.Ojej martwi się o mnie.Jak słodko...
-Nie,dzięki.Już mi lepiej.-odparłam uprzejmie.
-Naprawdę przepraszam...-znów zaczął Marcus.-Nie wiedziałem,że jesteś taka...lekka..
-Ja lekka ? Nie rozśmieszaj mnie.-prychnęłam.-Chciałabym...
Chłopcy zaczęli się śmiać,a ja razem z nimi.Przestało kręcić mi się w głowie i czułam się już normalnie.
Skończyliśmy grę z wynikiem 30 do 25 dla nas.I jeszcze raz powtarzam:to ja zdobyłam 10 punktów.Ja !
Pożegnaliśmy się z chłopakami i udaliśmy się do naszego domku,który znajdował się po przeciwnej stronie ośrodka.Podsumowując,bardzo udany dzień.Chyba nigdy się tyle nie śmiałam,no chyba że przy Abby.Ap ropo.Z jednej strony nie chcę wracać do domu,ale z drugiej,cholernie stęskniłam się za moją przyjaciółką...Na szczęście,niedługo wraca...
Reszta dnia,a raczej wieczoru,bo było już po 20:00 zapowiadała się spokojnie...chociaż...?
***
Była godzina 23:00,dzień przed wyjazdem,gdy siedzieliśmy w altance i graliśmy w karty.Justin wygrywał już drugą kolejkę z rzędu.Nie mogłam mu na to pozwolić.
Graliśmy jeszcze jakąś godzinę,aż starsi poczuli ogarniające ich zmęczenie.Weszłam do domu i pożegnałam się ze swoimi i Austina rodzicami,po czym skierowałam się do naszego pokoju.Wzięłam szybki prysznic i przebrawszy się w piżamy,na które składała się luźna koszulka do pępka i krótkie spodenki,wyszłam kierując się do swojego łóżka.Doznałam szoku,widząc Justina.Bardzo starałam się nie wybuchnąć śmiechem,lecz się nie dało.Otóż szatyn paradował na środku pokoju w moim różowym staniku.Nikt,nigdy,przenigdy i nigdzie nie doprowadził mnie do takiego śmiechu,a przyznaję.Uwielbiałam się śmiać.Szybko złapałam swoją komórkę i zrobiłam Justinowi zdjęcie.Najlepsza pamiątka na świecie.Zdecydowanie.Ze łzami w oczach podbiegłam do Justina i próbowałam zdjąć z niego moją bieliznę,jednak chłopak skutecznie się bronił.Popchnęłam go na łóżko i usiadłam na nim.Jakkolwiek dwuznacznie to wyglądało,byłam zdesperowana,żeby odebrać Justinowi mój stanik.Modliłam się tylko,żeby moi rodzice nie weszli w tej chwili do pokoju,bo miałabym,ładnie mówiąc,przesrane.Tak,to zdecydowanie dziwnie wyglądało,zwłaszcza,że szatyn był bez koszulki.Nie żeby mi to przeszkadzało.
Justin miał nieco zdezorientowany wyraz twarzy,ale po chwili na jego ustach pojawił się ten łobuzerski uśmieszek.Przewróciłam oczami i korzystając z chwilowego zdekoncentrowania  Justina,ściągnęłam z niego moją górną część bielizny.Zeszłam z niego poprawiając koszulkę.Kątem oka zobaczyłam Austina pękającego ze śmiechu.Faktycznie,wyglądało to niesamowicie komicznie.Wyobraźcie sobie dziewczynę,siedzącą na chłopaku i ściągającą z niego stanik.O.Mój.Boże...Cały czas śmiejąc się,poszłam do łóżka,po czym rzuciłam się na nie i zakopałam w kołdrze.Chłopcy,podśmiewając się pod nosem,po kolei wzięli prysznic.Słyszałam jeszcze,ja rozbijają się w łazience i od razu przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie i noc,w której byli kompletnie zalani i niesamowicie weseli...
Gdy zgasło światło,a wszyscy byli już w swoich łóżkach,odwróciłam głowę do ściany,chcąc jak najszybciej zasnąć.Nie było mi to jednak dane.Przewracałam się z boku na bok,wierciłam,próbowałam oczyścić umysł i nie myśleć o niczym,lecz znowu przypomniały mi się słowa Justina zaczynające się od "rozwalę ci łeb..."Nie miałam jednak odwagi zapytać go o to,nie wiedziałam,jak może zareagować...
Moje przemyślenia przerwał cichy szept,dochodzący z drugiego kąta pokoju.
-Maja...Maja,śpisz?-zapytał Justin.
-Nie,nie mogę zasnąć.
-To tak jak ja.Mam pewien pomysł...
-Wal śmiało.
-Nie chciałabyś się wybrać na spacer...w blasku księżyca?
-Wow,nie wiedziała,że z ciebie taki romantyk...
-Właściwie to miał być żart,ale jeśli ci się to podoba...
Lekko się speszyłam,a między nami nastała lekko krępująca cisza.
-Więc? Poszłabyś?-przerwał ją Justin.
-Ale teraz? W piżamach?-nie powiem,byłam lekko zaskoczona,ale pozytywnie.-No niech ci będzie...W końcu to ostatnia noc...
Wygrzebaliśmy się z łóżek.Justin chwycił jeszcze swoje spodenki i wyszliśmy z domku,najciszej jak się dało.Gdy byliśmy już dobre 30 metrów od domu zaczęliśmy normalnie oddychać.
-No więc? Gdzie idziemy?-zapytał Justin.
-Proponuję gdzieś,gdzie się nie zgubimy..-odparłam z lekkim niepokojem w głosie,który Justin od razu musiał wyczuć.
-Boisz się...?-zdziwił się szatyn,ze swoim łobuzerskim uśmiechem.
  Spuściłam głowę,czując,że się rumienię.Nagle poczułam,że chłopak łapie moją dłoń.
-Jak jesteś ze mną,skarbie,nie musisz się bać...-szepnął z troską w głosie,a ja wiedziałam,byłam pewna,że przypomniał sobie scenę z imprezy.Mina mi zrzedła,kiedy o tym pomyślałam.
-Ej,spokojnie kotuś.Już wszystko dobrze.Uśmiechnij się,wtedy jesteś jeszcze piękniejsza...-urwał,zdając sobie sprawę,co właśnie powiedział.
Zamarłam,kiedy dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.Po całym moim ciele rozlało się nieznane mi wcześniej ciepło,które wypełniło każdy centymetr mojego ciała.Poczułam niesamowitą radość,chociaż było to przecież jedno ulotne,nic nie znaczące słowo.A może znaczące...? Może nie wypowiedział go przez przypadek? Może czekał tylko na dobry moment i uznał,że jest on właśnie teraz...?
Potrząsnęłam głową,odpędzając myśli.Kątem oka zerknęłam na Justina,którego wzrok wbity był w jego buty.Dopiero teraz zauważyłam,że był w samych spodenkach...
-Ojej...nie jest ci zimno?-zapytałam z troską w głosie,delikatnie dotykając jego nagiej klaty.
-A tobie?-odparł pytaniem na pytanie,kładąc rękę na mojej nagiej talii.
-Ach...no tak.-zorientowałam się,że moja koszulka sięgała jedynie do pępka,a spodenki miałam przynajmniej 3 razy krótsze niż on.Spuściłam głowę,wpatrując się w swoje różowe trampki.Justin cicho się zaśmiał,widząc moje zakłopotanie i mocniej chwycił mnie za rękę.
Poszliśmy na spacer dookoła jeziora.Dużo rozmawialiśmy,bardziej na poważnie,o sobie.Przeszliśmy już z 3/4 drogi,kiedy znaleźliśmy małą polankę,nad samym brzegiem.Usiedliśmy na mokrej od rosy trawie i wsłuchiwaliśmy się w nocne odgłosy natury.Tę chwilę mogłabym zatrzymać na wieki.Jak dla mnie ta chwila mogłaby się nigdy nie skończyć.Było tak pięknie.Nie myślałam o niczym.Jedyne co wypełniało mój umysł,to cykanie świerszczy.Lekki wiatr roztrzepywał moje włosy na wszystkie strony.Zamknęłam oczy i siedziałam tam nie robiąc kompletnie nic.Trwało to dobre 10 minut,jak nie więcej.Zerknęłam na Justina,który wpatrywał się we mnie.Uśmiechnęłam się do niego,co zaraz odwzajemnił.
-Mogę cię o coś spytać?-zaczął szeptem,jakby...onieśmielony...
-Tak,oczywiście.-pokiwałam głową,na znak,żeby kontynuował.
-Co byś zrobiła,gdybym cię teraz pocałował?

***
W jednej chwili-szczęście i radość.
W drugiej-smutek i rozpacz.
Pomiędzy radością,a smutkiem jest obojętność.
Pod smutkiem i rozpaczą-to czego nikt nie chce przeżyć.
Jednak niektórzy,są na to skazani...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
 Hejka Kochani !!!
I jak się podoba rozdział...?
Wyszedł mi prawie cztery razy dłuższy niż na początku...
Chciałam bardzo podziękować,za tę uwagę,żeby rozdziały były dłuższe.
Bardzo ważne jest dla mnie Wasze zdanie na temat rozdziałów.
Jeżeli macie jakiekolwiek zastrzeżenia,piszcie śmiało.Postaram się poprawić.
Po napisaniu tego rozdziału,zorientowałam się,jak dużo zaczerpnęłam z mojego życia...
A zwłaszcza ten upadek...:P
Przepraszam,że przerywam w takim momencie...ale uwielbiam to robić (i będzie tak jeszcze nie raz...)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do następnego !
Pamiętajcie,że Was kocham...;-*

4 komentarze:

  1. no wiesz ty co ;p w takim momencie ? ; > wiesz doskonale, jak utrzymać w napięciu czytelnika! fantastyczny rozdział <3 wiele opisów,a to mi zawsze najbardziej się podoba ;) Jejku...aż mi się ciepło na sercu zrobiło i miałam motylki w brzuchu ;* Oby tak dalej ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeejku kocham tego bloga :D Uwielbiam i nie mogłam się doczekać tego rozdziału ! :) Rozdział cudowny *.* *.*
    Justin i Maja widać , że coś ich łączy ;p
    Czekam na następny ;** czytelniczkaa :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Czekam na następny i zapraszam do mnie: opowiadanie-dramatyczne.blogspot.com - piszę nowe opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  4. No szybko nowy rozdział, bo nie wytrzymam co dalej :D Ale tak ogólnie to b. fajny :) Naprawdę....Czekam na ten rozdział :)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad...To dużo dla mnie znaczy...