***Oczami Mai***
Weszłam po cichu do domu, ściągając buty. Powiesiłam na wieszaku swoją kurtkę, a torbę postawiłam na szafce.
-Wróciłam! - mój krzyk rozniósł się echem po całym domu.
Weszłam do salonu w tym samym momencie, w którym mama odwróciła się w moją stronę.
-Boże, dziecko! Gdzie ty znowu byłaś. - westchnęła głośno, a następnie podeszła do mnie i przytuliła.
-Najważniejsze, że już jestem. - odparłam wymijająco, odsuwając się od mamy na parę kroków.
-Siadaj tutaj. - wskazała wysokie krzesło przy blacie kuchennym. Posłusznie wykonałam jej polecenie, układając ręce na kolanach. - Z kim byłaś? - spytała, zakładając ręce na piersi.
-Z Justinem... - mruknęłam cicho, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z rodzicielką.
-Maja, czy ty nie widzisz, jak on cię potraktował? - uniosła z wyrzutem brwi, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. - Pobił cię. - wskazała na moje nadgarstki oraz policzek.
-Wiem, co zrobił, ale ja mu wybaczyłam. Nie był wtedy sobą. - powiedziałam, starając się na nowo przekonać mamę co do Justina.
Nagle wzrok mamy wylądował na moich ramionach, a następnie zjechał na uda. Podążyłam za jej spojrzeniem, odnajdując spore siniaki. Przygryzłam dolną wargę, wpatrując się w mamę.
-Czy ty nie uważasz, że przesadzasz? - spytała po chwili ciszy, posyłając mi sceptyczne spojrzenie.
-A niby z czym? - odparłam pytaniem na pytanie, unosząc brwi.
-Jeszcze bardzo niedawno wyzwał cię i bił, przez co płakałaś całą noc, a teraz już się z nim puszczasz? - w tym momencie moja szczęka uderzyła o podłogę.
-Słucham...? - wydukałam w kompletnym niedowierzaniu.
-Właśnie to, Maja. Myślisz, że nie domyślam się, skąd masz te wszystkie siniaki? Przecież widzę, że to Justin zrobił ci je podczas seksu. Maja, ja nie jestem głupia. Nie ukryjesz tego przede mną.
-I to oznacza, że się z nim "puszczam"? - zacytowałam jej słowa, otwierając szerzej oczy. - Justin jest moim chłopakiem i chyba mam prawo z nim sypiać.
-Maja, nie chcę cię urazić, ale spełniasz każdą jego zachciankę. On ma ochotę na seks, to ty mu się oddajesz. Dziecko, ty masz piętnaście lat, a nie dwadzieścia pięć. Moim zdaniem, Justin chce cię jedynie wykorzystać. Pobawić się tobą, a potem zmienić na inną. Nie wiem, może lubi takie młode, może szuka nowych wrażeń łóżkowych, ale ty jesteś mu zbyt posłuszna.
-Słucham!? - podniosłam głos, nie mogąc uwierzyć w słowa mamy. - Mamo, Justin nas ko... To znaczy, Justin mnie kocha i nie jest ze mną jedynie dla seksu.
-A wiesz, jak ty się zachowujesz? W ogóle siebie nie szanujesz. Wskakujesz mu do łóżka, kiedy tylko tego chce, chociaż jeszcze parę dni temu tak cię potraktował. Wybaczyłaś mu bez mrugnięcia okiem i od razu dałaś się przelecieć.
-Teraz przegięłaś, mamo. Ja nie jestem dziwką i nie "wskakuję Justinowi do łóżka". - powiedziałam ostro, wstając z krzesła. - Kocham go i mam prawo z nim robić to, co chcę, a ty nie masz nic do gadania.
-Maja, próbuję cię zrozumieć, ale zrozum, że ty jesteś dla niego zabawką. Omotał cię i zasłonił oczy. Rozumiem, że jesteś zakochana, ale to nie znaczy, że masz spełniać każdą jego seksualną zachciankę! Powinnaś zastanowić się nad tym, co robisz. Oddajesz mu swoje ciało za parę czułych słówek. Nie tak cię wychowywałam. Nie wychowałam dziwki...
Oczy zaszły mi łzami, kiedy pociągnęłam nosem.
-Nie wierzę, że usłyszałam takie słowa z ust własnej matki. - wyszeptałam. - Może po prostu wzięłam przykład z ciebie? - odpyskowałam bezczelnie, zaciskając szczękę.
W tym momencie poczułam pieczenie na lewym policzku. Przyłożyłam do niego dłoń, pocierając delikatnie.
-Uważaj na słowa, gówniaro. To ty znalazłaś sobie pięć lat starszego chłopaka, żeby go zaspokajać. To ty pieprzysz się z nim, kiedy on tylko pstryknie palcami. Nie chcę nawet myśleć o tym, co kazał ci robić w łóżku. To twoja sprawa. Tylko później nie przychodź do mnie z płaczem. - warknęła, wpatrując się we mnie pustymi, lodowatymi oczami.
Momentalnie pobiegłam na górę, wpadając do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, po czym zsunęłam się po nich i usiadłam na podłodze. Wybuchnęłam głośnym płaczem, chowając głowę w podkurczonych kolanach.
Nie wierzyłam, że własna matka mogła mi coś takiego powiedzieć. Każde jej słowo wkłuło się w moje serce. Wiedziałam, że Justin mnie kocha i nie jestem dla niego jedynie zabawką, dlatego tak ciężko było mi się pogodzić z tym, co usłyszałam z ust własnej matki.
Powoli wyciągnęłam z kieszeni komórkę, odblokowując ją. Wybrałam numer Justina, a następnie przycisnęłam zieloną słuchawkę, czekając, aż chłopak po drugiej stronie odbierze.
-Hej, kicia. - powiedział wesoło.
-Jus - Justin... - wychlipałam cicho, ocierając łzy.
-Boże, maleńka. Co się stało? - spytał z przejęciem. - Już do ciebie jadę. - słyszałam, jak trzaska drzwiami. - A teraz opowiadaj, kochanie, co się stało. - zachęcał, odpalając przy tym silnik.
-Ja im nie powiem. - załkałam do telefonu. - Nie powiem rodzicom o ciąży. Nie potrafię...
-Spokojnie, skarbie. Coś wymyślimy, nie martw się. - starał się mnie uspokoić. - Dlaczego płaczesz? - spytał z troską.
-Przez mamę... - mruknęłam cicho.
-Będę u ciebie za kilka minut. - rzucił szybko.
-Justin, jedź spokojnie. - pouczyłam go. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Rozłączyłam się, ponownie obejmując kolana ramionami. Ułożyłam na nich głowę, nie zmieniając pozycji. Jedną dłoń umieściłam na swoim brzuchu, a na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech. Pogładziłam swój brzuch, okrywając go szczelnie koszulką.
-Rodzice bardzo cię kochają. - mruknęłam cicho, uśmiechając się przez łzy. - Najmocniej na świecie.
Siedziałam skulona jeszcze przez parę minut, kiedy nagle usłyszałam kroki w swoim pokoju.
-Boże, kochanie. Co się stało? - szatyn spytał z przejęciem, wtulając mnie w swoje ciało. Objęłam go ramionami w pasie, układając głowę na klatce piersiowej chłopaka. - Cichutko, już dobrze. Jestem tutaj, skarbie. - szepnął mi do ucha, kołysząc delikatnie moim ciałem. Szatyn gładził mnie po włosach, a ja mogłam w spokoju wypłakać się w jego koszulkę.
Po chwili odsunęłam się od niego, ścierając z policzków łzy.
-Skąd to masz? - spytał, zaciskając szczękę. Delikatnie przejechał opuszkami palców po moim zaczerwienionym policzku. - Mama cię uderzyła? - jego oczy rozszerzyły się w całkowitym niedowierzaniu.
Pokiwałam twierdząco głową, a Justin przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu.
-Zabiję sukę... - warknął, zaciskając pięści.
-Justin! - pisnęłam cicho. - To moja mama... - drugą część zdania wyszeptałam. - Nie idź do niej, tylko zostań ze mną, proszę... - spojrzałam na niego załzawionymi oczkami, wiedząc, że tylko tak mogę go przekonać. Westchnął głośno, przeczesując palcami włosy.
-Dobrze, kicia... - mruknął wreszcie, pocierając twarz dłońmi.
Wstałam z podłogi, a następnie podeszłam do łóżka, siadając na nim.
-Kładź się, Justin. - mruknęłam cicho, ocierając pozostałości łez.
Chłopak ściągnął buty, a następnie położył się na łóżku, przyciągając mnie do siebie. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w miarowe bicie serca chłopaka. Przymknęłam powieki, relaksując się pod wpływem jego dotyku. Szatyn bowiem wsunął rękę pod moją koszulkę, kreśląc niewidzialne wzorki na mojej nagiej talii.
-Opowiesz mi, co się stało? - spytał po dłuższej chwili ciszy.
-Jak weszłam do domu, mama od razu zaczęła mnie wypytywać gdzie byłam, z kim byłam, więc powiedziałam, że z tobą. A potem zobaczyła te siniaki... - wskazałam ślady na swoich ramionach oraz udach, przez co na usta Justina mimowolnie wkradł się łobuzerski uśmiech. - I ona od razu domyśliła się, kiedy one powstały. Powiedziała, że w ogóle siebie nie szanuję, że oddaję ci swoje ciało i... - zacięłam się, pociągając nosem. - Że nie wychowała dziwki. - spuściłam wzrok, bawiąc się materiałem spodni Justina.
-Słucham!? - krzyknął, przez co lekko drgnęłam. Szatyn ponownie wtulił mnie w siebie, wplątując palce w moje włosy. - Na prawdę tak powiedziała? Może coś źle zrozumiałaś? - spytał, z wyczuwalną nadzieją w głosie.
-Justin, ona użyła dokładnie tych słów, co ja teraz... - wyszeptałam, wtulając się w poduszkę.
-Ej, od czego masz mnie...? - wydął dolną wargę, zabierając mi poduchę.
Z uśmiechem na ustach przeszłam kawałek na kolanach, aż w końcu wdrapałam się na Justina. Usiadłam okrakiem na jego dolnej połowie, przez co z ust szatyna wydostał się cichy jęk. Zachichotałam pod nosem, a następnie położyłam się na nim, układając głowę na klatce piersiowej chłopaka. Poczułam, jak Justin zaczyna się bawić moimi włosami, zawijając je sobie wokół palców. Pocałowałam w paru miejscach jego skórę, sunąc ustami coraz wyżej. Chłopak ułożyć dłonie na moich biodrach, ściskając je lekko. Dotarłam ustami do szyi Justina. Z uśmiechem sunęłam ustami po jego rozpalonej skórze, kierując się do jego czułego punktu. Zaczęłam ją delikatnie ssać i przygryzać, przez co powstał w tym miejscu czerwony ślad. Przejechałam po nim językiem, a następnie pocałowałam. Zerknęłam na Justina, który miał zamknięte powieki i przygryzał dolną wargę. Przejechałam opuszkami palców po jego gładkim policzku, uśmiechając się pod nosem.
Nagle szatyn odwrócił nas tak, że znalazłam się pod jego ciałem. Przyssał się do skóry na mojej szyi, ssąc i przygryzając ją delikatnie. Wplątałam palce w jego włosy, ciągnąc za ich końcówki. Z moich ust uciekł cichy jęk, kiedy chłopak wyprawiał swoim językiem cuda na mojej rozgrzanej skórze. Zacisnęłam piąstki na jego koszulce, wpijając się w jego usta. Chłopak podparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Bardziej naparł na moje wargi, siadając na mnie okrakiem. Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę, sunąc delikatnie po mięśniach na brzuchu szatyna. Przeczesałam jego włosy, ciągnąc za ich końcówki, na co Justin odpowiedział mi cichym jękiem. Kiedy podwinęłam jego koszulkę trochę ponad brzuch, oderwał się ode mnie na chwilę, żeby zdjąć ją przez głowę. Przygryzłam dolną wargę, czekając, aż ponownie wpije się w moje wargi. Już po chwili nasze języki tańczyły w dzikim tańcu, walcząc wzajemnie o dominację. Chłopak zaczął powoli odpinać guziki od mojej koszulki, nie omijając dłońmi piersi. Po chwili zdjął ze mnie ubranie, wpatrując się z uwielbieniem w mój biust. Ponownie oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Ułożyłam dłonie na jego plecach, sunąc po nich opuszkami palców.
Nagle usłyszeliśmy kroki, a chwilę później drzwi od pokoju otworzyły się, ukazując postać mojej mamy.
-Majka, ja... - zacięła się, kiedy jej wzrok padł na nas. Zacisnęła lekko szczękę, mierząc wzrokiem Justina, a następnie przeniosła go na mnie. - Nie, wcale nie wskakujesz mu do łóżka i wcale nie spełniasz jego zachcianek. - warknęła w czasie, kiedy ja zakładałam swoją koszulę. Prychając kpiąco pod nosem, wyszła z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
-Nie słuchaj tego, co ona mówi. - szatyn zaczął gładzić delikatnie moje odkryte ramię.
-Jak ja mam jej niby powiedzieć, że jestem w ciąży? - spytałam cicho, czując jak chłopak ociera jedną, płynącą po moim policzku, łzę.
-Coś wymyślimy, maleńka. - pocałował mnie w czółko. - A jak się czuje nasz bobasek? - ułożył dłoń na moim brzuchu, uśmiechając się delikatnie.
-Jutro mam wizytę u lekarza. - odparłam. - Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. - przeczesałam jego włosy palcami.
-Oczywiście, że chcę. - odparł od razu. - Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. - mruknął, przyciągając moje ciało do swojego...
***Oczami Justina***
Otworzyłem dziewczynie drzwi, a następnie poczekałem, aż wysiądzie. Zamknąłem samochód, obejmując ramieniem jej drobne ciałko. Udaliśmy się w stronę wejścia do szpitala, wchodząc przez szklane drzwi.
-Ten biały kolor przyprawia mnie o mdłości. - mruknąłem, krzywiąc się lekko.
Dziewczyna parsknęła śmiechem, spoglądając na mnie z rozbawieniem.
-To kto tu jest w końcu w ciąży? - uniosła pytająco brwi. - To ja powinnam mieć mdłości.
-Ciekawie by było, gdybym to ja był w ciąży... - zachichotałem pod nosem. - Wyobrażasz sobie mnie z takim brzuchem?
Dziewczyna ponownie wybuchnęła śmiechem, zarażając tym mnie.
-Podstawowa różnica jest w tym, że nie miałbyś jak urodzić tego dzidziusia. - spojrzała na mnie znacząco, jednak ja wpatrywałem się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Justin, ty wiesz, jak się rodzą dzieci, prawda? - wypowiedziała każde słowo bardzo powoli.
-No wykluwają się z jajka... - podrapałem się po karku, udając mało inteligentny wyraz twarzy. Blondynka momentalnie parsknęła śmiechem, łapiąc się za brzuch. - Albo nie, już wiem. To wszystko wina bocianów! - pokiwałem lekko głową.
Maja nadal nie mogła opanować śmiechu, a z jej oczu leciały łzy.
-Ty się nie śmiej. Ja mówię prawdę. - założyłem ręce na piersi, udając obrażonego.
-Justin, pani doktor dokładnie ci wszystko wyjaśni. - Maja pokiwała ze współczuciem głową.
Udaliśmy się prosto korytarzem, aż do ostatniego gabinetu. Dziewczyna zapukała cicho w drzwi, a następnie, słysząc słowo "proszę", weszliśmy razem do środka.
-Dzień dobry. - przywitała się słodko.
-Witaj. Ty pewnie jesteś Maja. - kobieta po trzydziestce uśmiechnęła się do mojej dziewczyny. - A to kto? - wskazała na mnie, lecz ja dopiero po chwili zdałem sobie z tego sprawę, ponieważ zajęty byłem rozglądaniem się po całym gabinecie.
-To mój chłopak. - odparła dziewczyna.
-Rozumiem, że jest on ojcem dziecka, tak? - kobieta, uniosła brwi, czekając na odpowiedź.
-Tak. - przytaknęła blondynka, siadając na krześle, wskazanym przez panią ginekolog.
Gdyby nie Maja, nie wiedziałbym nawet czym zajmuje się taki lekarz. Moja wiedza w tych tematach była na prawdę ograniczona.
-Dobrze. W takim razie, powiedz mi, Maju, ile masz lat? - zaczęła kobieta, otwierając jakąś teczkę.
-Piętnaście. - odparła blondynka, wieszając swoją torbę na oparciu krzesła.
-Kiedy to się stało? Mam na myśli, kiedy zaszłaś w ciążę?
-Mniej więcej cztery tygodnie temu.
-Dokładnie trzy tygodnie i cztery dni. - spojrzałem na blondynkę z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - No co? To akurat pamiętam. - dodałem, czując na sobie wzrok Mai i pani doktor.
-Miałaś skończone piętnaście lat, prawda? - uniosła pytająco brwi, przyglądając się dziewczynie.
-Tak. - odparła Maja, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-A kiedy ostatni raz współżyliście? - podniosła wzrok, a z moich ust uciekł cichy chichot.
-To są podstawowe pytania. - kobieta pokręciła lekko głową, uśmiechając się pod nosem. - Więc kiedy?
-Wczoraj. - powiedziała dziewczyna, układając dłonie na kolanach.
-Dobrze. To teraz powiedz mi, kiedy ostatni raz miałaś okres? - spytała, a ja przenosiłem wzrok z lekarki, na blondynkę.
-Miesiąc temu.
-Jak długo trwa twój cykl? - zadała kolejne pytanie, a ja zmarszczyłem brwi, kompletnie nie wiedząc, o czym one rozmawiają.
-28 dni.
-Z przyczyn formalnych muszę o to zapytać. Jest to twoja pierwsza ciąża i nigdy nie poroniłaś, prawda?
-Tak. - przytaknęła dziewczyna.
-Teraz pytania do was obojga. Czy chorujecie na jakieś przewlekłe choroby?
-Nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
-A czy wiecie o jakiś genetycznych chorobach w waszych rodzinach?
-Nie. - kolejny raz udzieliliśmy odpowiedzi w tym samym czasie.
-Dobrze. Napiszę ci jeszcze skierowanie na badania krwi. - kobieta zwróciła się do blondynki. - A teraz, czy masz może jakieś pytania do mnie?
-Właściwie to mam prośbę. - mruknęła dziewczyna, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. - Czy mogłaby pani wytłumaczyć mojemu chłopakowi, jak się rodzą dzieci? - spojrzała na mnie znacząco, a ja przełknąłem głośno ślinę.
-Oczywiście. - uśmiechnęła się. - Ale lepiej, żeby obejrzał on film z porodu. - pani doktor włożyła jakąś płytę do DVD, a następnie włączyła telewizor.
Osunąłem się bardziej na krześle, wpatrując swój wzrok w ekran. Usłyszałem głośne krzyki i płacz. Jacyś lekarze kręcili się wokół kobiety, leżącej na łóżku. Płakała. Widać było, że bardzo cierpi. Zrobiło mi się nagle cholernie gorąco i słabo. Poród trwał nadal. Z przerażeniem wpatrywałem się w film, na którym ta kobieta cały czas piszczała. Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to z filmem pornograficznym, których miłośnikiem jest Chris. Przygryzłem dolną wargę, widząc ból i cierpienie wymalowane na twarzy przyszłej matki. Obraz przed oczami lekko mi się rozmazał, a ja poczułem ostre zawroty głowy.
-Dobra, stop! - wystawiłem przed siebie rękę, zasłaniając nią obraz.
Pani ginekolog wraz z Mają zaśmiały się cicho na widok mojej reakcji, jednak mi wcale do śmiechu nie było.
-I ją ma to tak boleć? - spytałem z lekkim niedowierzaniem, wskazując na Maję.
-To zależy również od stanu psychicznego matki. Od środowiska, w jakim wychowuje się dziecko. Pan musi być dla niej teraz szczególnym wsparciem. Ale nie ukrywam, że poród będzie boleć. - zakończyła swoją wypowiedź.
Spoglądałem to na nią, to na Maję z lekkim przerażeniem.
-Moje biedactwo... - mruknąłem w końcu, zatrzymując wzrok na dziewczynie.
Obydwie zaśmiały się cicho, przyglądając mi się uważnie.
-A teraz pytam tak z czystej ciekawości. Ile ma pan lat? - zwróciła się do mnie.
-Dwadzieścia. - odparłem, przeczesując palcami włosy.
-Nie planowaliście tego dziecka, prawda? - posłała nam znaczące spojrzenie.
-Nie. - odpowiedziała blondynka, zerkając na mnie kątem oka. Zachichotałem cicho, przypominając sobie, w jakich okolicznościach powstał ten dzieciak.
-Ale Mai nic się nie stanie podczas porodu, prawda? - w końcu zadałem nurtujące mnie pytanie.
Kobieta spojrzała na dziewczynę, na co ta lekko skinęła głową.
-Bywają przypadki, w których kobieta umiera podczas porodu, ale...
-Słucham!? - krzyknąłem, czując narastającą we mnie panikę.
-Spokojnie, to zdarza się na prawdę rzadko. Jednak pana dziewczyna jest bardzo młoda i nie może się przemęczać.
Przeczesałem włosy, ciągnąc z frustracją za ich końcówki.
Kiedy kobieta wzięła Maję na jakieś badania do drugiej części pomieszczenia, ja wstałem z krzesła i podszedłem do jednej ze ścian, na której wisiał jakiś plakat. Zmrużyłem lekko oczy, przyglądając mu się uważnie. Było na nim parę, komputerowo wykonanych, rysunków. Mogę przyrzec, że moje serce zatrzymało się na moment, kiedy zobaczyłem, co one przedstawiają. Był to plakat, informujący o przebiegu aborcji. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, jak to przebiega, dopóki nie zobaczyłem tego na własne oczy. Najnormalniej w świecie rozrywali to biedne dziecko, wyrzucając jego martwe szczątki. Przełknąłem głośno ślinę, nabierając głęboko powietrza. Za sobą usłyszałem głos Mai, pełen niedowierzania, jednak nie wiedziałem, czego on dotyczył, ponieważ moja uwaga skupiona była na procesie aborcji.
-O Boże... - szepnąłem, zwracając przy tym na siebie uwagę Mai i tej kobiety.
-Tak. - westchnęła pani doktor. - To jest najgorsze, co człowiek mógł wymyślić.
-Ale jak oni mogą... - zaciąłem się, nie będąc w stanie tego powiedzieć.
-Aborcja legalna jest tylko w przypadku bezpośredniego narażenia życia matki oraz dzieci, pochodzących z gwałtu. - wytłumaczyła. - Oczywiście jest to również zabieg wykonywany nielegalnie. Wiele młodych ludzi, takich jak wy, przychodzi do mnie, chcąc usunąć ciążę. Cieszę się, że wy chcecie wychowywać to dziecko i zapewnić mu szczęśliwy dom. - uśmiechnęła się do nas. - A teraz, musi pan chyba o czymś wiedzieć. - spojrzała pytająco na Maję, na co ta skinęła delikatnie głową. - Proszę usiąść. - wskazała na wolne krzesło, obok czegoś, przypominającego łóżko, na czym siedziała dziewczyna.
-Ale...
-Justin, usiądź. - mruknęła blondynka, a ja spełniłem jej prośbę.
-Czy dowiem się w końcu, o co chodzi? - spytałem, lekko się niecierpliwiąc.
-A więc... - zaczęła pani doktor. - Wykryłam, że... ciąża jest podwójna. - razem z Mają wpatrywały się we mnie uważnie.
-To znaczy...? - spytałem, marszcząc brwi.
-To znaczy, że zostanie pan ojcem bliźniaków. - sprostowała, uśmiechając się do nas.
Poczułem, jak cały świat zaczyna wirować, rozmazując mi obraz przed oczami. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco, a na moje usta mimowolnie wpełzł szeroki uśmiech.
-Siostro! Proszę przynieść tabletki uspokajające! - krzyknęła kobieta, chichocząc cicho pod nosem.
Już po chwili jakaś pielęgniarka podała mi leki, które popiłem szklanką wody. Zamrugałem kilka razy, a następnie spojrzałem prosto w czekoladowe tęczówki piętnastolatki.
-O Boże... - szepnąłem. - Czy może być jeszcze piękniej...? - wydukałem, czując w oczach łzy.
-Cieszysz się? - spyta niepewnie, przygryzając dolną wargę.
Momentalnie wstałem z krzesła i objąłem jej drobniutkie ciałko ramionami. Schowałem twarz w zgłębieniu jej szyi, wdychając cudowny zapach mojego aniołka.
-Kocham cię najmocniej na świecie. - szepnąłem w jej włosy, czując na swoich policzkach pojedyncze łzy, wypływające spod moich powiek. - Ciebie i nasze dzieciaki.
-Ja też, Justin. Ja też. - westchnęła, a kiedy odsunęła się ode mnie odrobinę, objąłem jej twarz dłońmi, a następnie namiętnie wpiłem się w jej słodkie wargi.
Całowałem ją delikatnie i z oddaniem, chcąc pokazać jej, jak wiele dla mnie znaczy. Po paru chwilach oderwaliśmy się od siebie, czując na sobie wzrok pani doktor.
-W takim razie my będziemy się już zbierać. - powiedziała blondynka, biorąc z krzesła torbę. Nie założyła jej jednak na ramię, ponieważ zdążyłem zabrać jej przedmiot. Dziewczyna ledwo zauważalnie przewróciła oczami, przenosząc wzrok na kobietę.
-Zapraszam cię na kolejną wizytę za cztery tygodnie. - poinformowała, a następnie posłała nam przyjazny uśmiech. - A dla ciebie mam tutaj takie ulotki. Przeczytaj je sobie dokładnie. - zwróciła się do mnie, wręczając mi broszury.
-Dziękujemy, do widzenia. - pożegnała się Maja, a następnie razem wyszliśmy z gabinetu.
Objąłem Maję ramieniem, prowadząc do wyjścia z budynku. Cały czas zerkałem na nią kątem oka, a na moich ustach widniał szczery uśmiech.
-Miałaś dobre przeczucie. - powiedziałem, otwierając jej drzwi od strony pasażera.
-Z czym? - uniosła brwi, czekając, aż zajmę miejsce kierowcy.
-To bliźniaki... - posłałem jej znaczące spojrzenie. - Boże, nadal nie mogę uwierzyć w to, że zostanę ojcem. - westchnąłem, zagłębiając się w fotelu.
-Też nie mogę w to uwierzyć, Justin. Zwłaszcza po tym, kiedy dowiedziałam się, że według ciebie dzieci wykluwają się z jajek. - blondynka parsknęła śmiechem, zarażając tym mnie. - Teraz został nam już tylko jeden problem. - westchnęła głośno. - Musimy powiedzieć moim rodzicom. Dzisiaj...
***
Kobieta razem ze swoim mężem stanęła przed drzwiami domu, w którym mieszka dziewczyna ich syna. Zapukała w nie, słysząc kroki, dochodzące z wnętrza budynku. Po chwili, średniego wzrostu blondynka otworzyła drzwi, posyłając im pytająco, ale jednocześnie przyjazne spojrzenie.
-Dzień dobry. Nazywam się Pattie Bieber. Jesteśmy rodzicami Justina. - zaczęła kobieta, uśmiechając się delikatnie.
-Dzień dobry. Zapraszam. - mama Mai otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając gości do środka. Była lekko zdziwiona niespodziewaną wizytą państwa Bieber, jednak chciała się dowiedzieć, co jest jej przyczyną. - Zapraszam do salonu. Czego się państwo napiją? - spytała, wskazując ręką kanapę w pomieszczeniu.
-Może herbaty. - odparła Pattie.
-To jest mój mąż, David. - przedstawiła mężczyznę,kiedy podszedł do nich z zaciekawionym wyrazem twarzy. - To są rodzice Justina. - wyjaśniła, a następnie udała się do kuchni, aby przygotować herbatę.
Po chwili wróciła do salonu, stawiając przed gośćmi ich napoje.
-Dziękujemy. - Pattie uśmiechnęła się do niej.
-Nie ukrywam, że jestem lekko zdziwiona państwa wizytą. Czy coś się stało? - spytała szczupła blondynka.
-Przyszliśmy w sprawie tego dziecka... - zaczęła, upijając łyk ze swojej filiżanki.
-Boże święty. Jakiego dziecka? - zaniepokojona kobieta wymieniła porozumiewawcze spojrzenia ze swoim mężem.
-Czyli państwo jeszcze nie wiedzą? - ojciec Justina zmarszczył brwi.
-Ale o czym? - w głosie blondynki było coraz więcej paniki.
-Maja jest w ciąży. Wczoraj znaleźliśmy u Justina test ciążowy. Przyznał, że to Mai. - w momencie, kiedy Pattie wypowiedziała te słowa, mama Mai poczuła zawroty głowy.
-Słucham? - do rozmowy włączył się David. - Nasza mała córeczka jest w ciąży?
-Boże... Przecież to jeszcze dziecko. - Joanna zakryła dłonią usta. - Musimy coś z tym zrobić...
***Oczami Justina***
Stanąłem jak wryty, kiedy zauważyłem moich rodziców, siedzących w salonie razem z rodzicami mojej dziewczyny.
-Dzień dobry... - powiedziała powoli Maja.
-Co to ma znaczyć!? - krzyknęła jej matka, wstając z kanapy.
-Mamo, ja... - zaczęła, kiedy objąłem ją w talii.
-Co ja ci mówiłam!? Nie mogłaś chociaż raz mnie posłuchać!? - ponownie podniosła głos. - Dziewczyno, ty masz piętnaście lat, a jesteś w ciąży!
-A czy ty mogłabyś chociaż raz na mnie nie krzyczeć!? - blondynka odparła pytaniem na pytanie, lekko trzęsącym się głosem. Wtuliłem ją bardziej w swoje ciało, jednak dziewczyna wyplątała się z mojego uścisku. - Zostaw mnie, Justin. - pociągnęła nosem. - Stało się! Jestem w ciąży i nic na to nie poradzisz. - dodała, a następnie pobiegła na górę. Poczekałem, aż do moich uszu doszedł odgłos trzaskających drzwi, a następnie przeniosłem wzrok na rodziców, zarówno Mai, jak i moich.
-Sprawia pani przyjemność wypominanie jej wszystkiego? - syknąłem, zaciskając pięści.
-Justin. - upomniała mnie moja mama, jednak w tym momencie miałem ją, za przeproszeniem, w dupie.
-Przecież to jest jeszcze zwykła gówniara! Ona nie ma pojęcia o byciu matką!
-Przepraszam... - zacząłem, wpatrując się prosto w nią. - Ale jest pani hipokrytką. Ile miała pani lat, kiedy urodziła pani Maję? - spytałem, unosząc bezczelnie brwi.
-Nie pozwalaj sobie, gówniarzu. Oboje nie nadajecie się na rodziców.
-Ale nimi zostaniemy i oboje się z tego cieszymy. - powiedziałem ostro.
-Maja powinna usunąć ciążę. Inaczej zniszczy sobie życie.
-Słucham? - spytałem z niedowierzaniem. - Chce pani powiedzieć, że przez urodzenie Mai zniszczyła sobie pani życie? - wytrzeszczyłem oczy.
-Nie to miałam na myśli. Uważamy jednak, że powinniście oddać to dziecko do adopcji.
-Nigdy w życiu. - powiedziałem od razu.
-Justin, może to jest jednak jakaś pomyłka. Testy ciążowe czasami pokazują błędny wynik. - wtrąciła się moja mama.
-Właśnie wracamy z Mają od lekarza. - każdy podniósł wzrok, wpatrując się we mnie uważnie. - I powiem wam więcej. - uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie moment, w którym prawie zemdlałem u lekarza. - To bliźniaki. - zakończyłem, po czym udałem się w stronę schodów. Wszedłem na górę, kierując się prosto do pokoju Mai.
Otworzyłem cicho drzwi, widząc dziewczynę, leżącą na łóżku, tyłem do mnie. Obszedłem łóżko dookoła, a następnie ukucnąłem przed blondynką.
-Nie płacz, słoneczko. - szepnąłem, przeczesując palcami jej włoski. - Nikt nam tego nie zniszczy...
Weszłam po cichu do domu, ściągając buty. Powiesiłam na wieszaku swoją kurtkę, a torbę postawiłam na szafce.
-Wróciłam! - mój krzyk rozniósł się echem po całym domu.
Weszłam do salonu w tym samym momencie, w którym mama odwróciła się w moją stronę.
-Boże, dziecko! Gdzie ty znowu byłaś. - westchnęła głośno, a następnie podeszła do mnie i przytuliła.
-Najważniejsze, że już jestem. - odparłam wymijająco, odsuwając się od mamy na parę kroków.
-Siadaj tutaj. - wskazała wysokie krzesło przy blacie kuchennym. Posłusznie wykonałam jej polecenie, układając ręce na kolanach. - Z kim byłaś? - spytała, zakładając ręce na piersi.
-Z Justinem... - mruknęłam cicho, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z rodzicielką.
-Maja, czy ty nie widzisz, jak on cię potraktował? - uniosła z wyrzutem brwi, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. - Pobił cię. - wskazała na moje nadgarstki oraz policzek.
-Wiem, co zrobił, ale ja mu wybaczyłam. Nie był wtedy sobą. - powiedziałam, starając się na nowo przekonać mamę co do Justina.
Nagle wzrok mamy wylądował na moich ramionach, a następnie zjechał na uda. Podążyłam za jej spojrzeniem, odnajdując spore siniaki. Przygryzłam dolną wargę, wpatrując się w mamę.
-Czy ty nie uważasz, że przesadzasz? - spytała po chwili ciszy, posyłając mi sceptyczne spojrzenie.
-A niby z czym? - odparłam pytaniem na pytanie, unosząc brwi.
-Jeszcze bardzo niedawno wyzwał cię i bił, przez co płakałaś całą noc, a teraz już się z nim puszczasz? - w tym momencie moja szczęka uderzyła o podłogę.
-Słucham...? - wydukałam w kompletnym niedowierzaniu.
-Właśnie to, Maja. Myślisz, że nie domyślam się, skąd masz te wszystkie siniaki? Przecież widzę, że to Justin zrobił ci je podczas seksu. Maja, ja nie jestem głupia. Nie ukryjesz tego przede mną.
-I to oznacza, że się z nim "puszczam"? - zacytowałam jej słowa, otwierając szerzej oczy. - Justin jest moim chłopakiem i chyba mam prawo z nim sypiać.
-Maja, nie chcę cię urazić, ale spełniasz każdą jego zachciankę. On ma ochotę na seks, to ty mu się oddajesz. Dziecko, ty masz piętnaście lat, a nie dwadzieścia pięć. Moim zdaniem, Justin chce cię jedynie wykorzystać. Pobawić się tobą, a potem zmienić na inną. Nie wiem, może lubi takie młode, może szuka nowych wrażeń łóżkowych, ale ty jesteś mu zbyt posłuszna.
-Słucham!? - podniosłam głos, nie mogąc uwierzyć w słowa mamy. - Mamo, Justin nas ko... To znaczy, Justin mnie kocha i nie jest ze mną jedynie dla seksu.
-A wiesz, jak ty się zachowujesz? W ogóle siebie nie szanujesz. Wskakujesz mu do łóżka, kiedy tylko tego chce, chociaż jeszcze parę dni temu tak cię potraktował. Wybaczyłaś mu bez mrugnięcia okiem i od razu dałaś się przelecieć.
-Teraz przegięłaś, mamo. Ja nie jestem dziwką i nie "wskakuję Justinowi do łóżka". - powiedziałam ostro, wstając z krzesła. - Kocham go i mam prawo z nim robić to, co chcę, a ty nie masz nic do gadania.
-Maja, próbuję cię zrozumieć, ale zrozum, że ty jesteś dla niego zabawką. Omotał cię i zasłonił oczy. Rozumiem, że jesteś zakochana, ale to nie znaczy, że masz spełniać każdą jego seksualną zachciankę! Powinnaś zastanowić się nad tym, co robisz. Oddajesz mu swoje ciało za parę czułych słówek. Nie tak cię wychowywałam. Nie wychowałam dziwki...
Oczy zaszły mi łzami, kiedy pociągnęłam nosem.
-Nie wierzę, że usłyszałam takie słowa z ust własnej matki. - wyszeptałam. - Może po prostu wzięłam przykład z ciebie? - odpyskowałam bezczelnie, zaciskając szczękę.
W tym momencie poczułam pieczenie na lewym policzku. Przyłożyłam do niego dłoń, pocierając delikatnie.
-Uważaj na słowa, gówniaro. To ty znalazłaś sobie pięć lat starszego chłopaka, żeby go zaspokajać. To ty pieprzysz się z nim, kiedy on tylko pstryknie palcami. Nie chcę nawet myśleć o tym, co kazał ci robić w łóżku. To twoja sprawa. Tylko później nie przychodź do mnie z płaczem. - warknęła, wpatrując się we mnie pustymi, lodowatymi oczami.
Momentalnie pobiegłam na górę, wpadając do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, po czym zsunęłam się po nich i usiadłam na podłodze. Wybuchnęłam głośnym płaczem, chowając głowę w podkurczonych kolanach.
Nie wierzyłam, że własna matka mogła mi coś takiego powiedzieć. Każde jej słowo wkłuło się w moje serce. Wiedziałam, że Justin mnie kocha i nie jestem dla niego jedynie zabawką, dlatego tak ciężko było mi się pogodzić z tym, co usłyszałam z ust własnej matki.
Powoli wyciągnęłam z kieszeni komórkę, odblokowując ją. Wybrałam numer Justina, a następnie przycisnęłam zieloną słuchawkę, czekając, aż chłopak po drugiej stronie odbierze.
-Hej, kicia. - powiedział wesoło.
-Jus - Justin... - wychlipałam cicho, ocierając łzy.
-Boże, maleńka. Co się stało? - spytał z przejęciem. - Już do ciebie jadę. - słyszałam, jak trzaska drzwiami. - A teraz opowiadaj, kochanie, co się stało. - zachęcał, odpalając przy tym silnik.
-Ja im nie powiem. - załkałam do telefonu. - Nie powiem rodzicom o ciąży. Nie potrafię...
-Spokojnie, skarbie. Coś wymyślimy, nie martw się. - starał się mnie uspokoić. - Dlaczego płaczesz? - spytał z troską.
-Przez mamę... - mruknęłam cicho.
-Będę u ciebie za kilka minut. - rzucił szybko.
-Justin, jedź spokojnie. - pouczyłam go. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Rozłączyłam się, ponownie obejmując kolana ramionami. Ułożyłam na nich głowę, nie zmieniając pozycji. Jedną dłoń umieściłam na swoim brzuchu, a na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech. Pogładziłam swój brzuch, okrywając go szczelnie koszulką.
-Rodzice bardzo cię kochają. - mruknęłam cicho, uśmiechając się przez łzy. - Najmocniej na świecie.
Siedziałam skulona jeszcze przez parę minut, kiedy nagle usłyszałam kroki w swoim pokoju.
-Boże, kochanie. Co się stało? - szatyn spytał z przejęciem, wtulając mnie w swoje ciało. Objęłam go ramionami w pasie, układając głowę na klatce piersiowej chłopaka. - Cichutko, już dobrze. Jestem tutaj, skarbie. - szepnął mi do ucha, kołysząc delikatnie moim ciałem. Szatyn gładził mnie po włosach, a ja mogłam w spokoju wypłakać się w jego koszulkę.
Po chwili odsunęłam się od niego, ścierając z policzków łzy.
-Skąd to masz? - spytał, zaciskając szczękę. Delikatnie przejechał opuszkami palców po moim zaczerwienionym policzku. - Mama cię uderzyła? - jego oczy rozszerzyły się w całkowitym niedowierzaniu.
Pokiwałam twierdząco głową, a Justin przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu.
-Zabiję sukę... - warknął, zaciskając pięści.
-Justin! - pisnęłam cicho. - To moja mama... - drugą część zdania wyszeptałam. - Nie idź do niej, tylko zostań ze mną, proszę... - spojrzałam na niego załzawionymi oczkami, wiedząc, że tylko tak mogę go przekonać. Westchnął głośno, przeczesując palcami włosy.
-Dobrze, kicia... - mruknął wreszcie, pocierając twarz dłońmi.
Wstałam z podłogi, a następnie podeszłam do łóżka, siadając na nim.
-Kładź się, Justin. - mruknęłam cicho, ocierając pozostałości łez.
Chłopak ściągnął buty, a następnie położył się na łóżku, przyciągając mnie do siebie. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w miarowe bicie serca chłopaka. Przymknęłam powieki, relaksując się pod wpływem jego dotyku. Szatyn bowiem wsunął rękę pod moją koszulkę, kreśląc niewidzialne wzorki na mojej nagiej talii.
-Opowiesz mi, co się stało? - spytał po dłuższej chwili ciszy.
-Jak weszłam do domu, mama od razu zaczęła mnie wypytywać gdzie byłam, z kim byłam, więc powiedziałam, że z tobą. A potem zobaczyła te siniaki... - wskazałam ślady na swoich ramionach oraz udach, przez co na usta Justina mimowolnie wkradł się łobuzerski uśmiech. - I ona od razu domyśliła się, kiedy one powstały. Powiedziała, że w ogóle siebie nie szanuję, że oddaję ci swoje ciało i... - zacięłam się, pociągając nosem. - Że nie wychowała dziwki. - spuściłam wzrok, bawiąc się materiałem spodni Justina.
-Słucham!? - krzyknął, przez co lekko drgnęłam. Szatyn ponownie wtulił mnie w siebie, wplątując palce w moje włosy. - Na prawdę tak powiedziała? Może coś źle zrozumiałaś? - spytał, z wyczuwalną nadzieją w głosie.
-Justin, ona użyła dokładnie tych słów, co ja teraz... - wyszeptałam, wtulając się w poduszkę.
-Ej, od czego masz mnie...? - wydął dolną wargę, zabierając mi poduchę.
Z uśmiechem na ustach przeszłam kawałek na kolanach, aż w końcu wdrapałam się na Justina. Usiadłam okrakiem na jego dolnej połowie, przez co z ust szatyna wydostał się cichy jęk. Zachichotałam pod nosem, a następnie położyłam się na nim, układając głowę na klatce piersiowej chłopaka. Poczułam, jak Justin zaczyna się bawić moimi włosami, zawijając je sobie wokół palców. Pocałowałam w paru miejscach jego skórę, sunąc ustami coraz wyżej. Chłopak ułożyć dłonie na moich biodrach, ściskając je lekko. Dotarłam ustami do szyi Justina. Z uśmiechem sunęłam ustami po jego rozpalonej skórze, kierując się do jego czułego punktu. Zaczęłam ją delikatnie ssać i przygryzać, przez co powstał w tym miejscu czerwony ślad. Przejechałam po nim językiem, a następnie pocałowałam. Zerknęłam na Justina, który miał zamknięte powieki i przygryzał dolną wargę. Przejechałam opuszkami palców po jego gładkim policzku, uśmiechając się pod nosem.
Nagle szatyn odwrócił nas tak, że znalazłam się pod jego ciałem. Przyssał się do skóry na mojej szyi, ssąc i przygryzając ją delikatnie. Wplątałam palce w jego włosy, ciągnąc za ich końcówki. Z moich ust uciekł cichy jęk, kiedy chłopak wyprawiał swoim językiem cuda na mojej rozgrzanej skórze. Zacisnęłam piąstki na jego koszulce, wpijając się w jego usta. Chłopak podparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Bardziej naparł na moje wargi, siadając na mnie okrakiem. Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę, sunąc delikatnie po mięśniach na brzuchu szatyna. Przeczesałam jego włosy, ciągnąc za ich końcówki, na co Justin odpowiedział mi cichym jękiem. Kiedy podwinęłam jego koszulkę trochę ponad brzuch, oderwał się ode mnie na chwilę, żeby zdjąć ją przez głowę. Przygryzłam dolną wargę, czekając, aż ponownie wpije się w moje wargi. Już po chwili nasze języki tańczyły w dzikim tańcu, walcząc wzajemnie o dominację. Chłopak zaczął powoli odpinać guziki od mojej koszulki, nie omijając dłońmi piersi. Po chwili zdjął ze mnie ubranie, wpatrując się z uwielbieniem w mój biust. Ponownie oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Ułożyłam dłonie na jego plecach, sunąc po nich opuszkami palców.
Nagle usłyszeliśmy kroki, a chwilę później drzwi od pokoju otworzyły się, ukazując postać mojej mamy.
-Majka, ja... - zacięła się, kiedy jej wzrok padł na nas. Zacisnęła lekko szczękę, mierząc wzrokiem Justina, a następnie przeniosła go na mnie. - Nie, wcale nie wskakujesz mu do łóżka i wcale nie spełniasz jego zachcianek. - warknęła w czasie, kiedy ja zakładałam swoją koszulę. Prychając kpiąco pod nosem, wyszła z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
-Nie słuchaj tego, co ona mówi. - szatyn zaczął gładzić delikatnie moje odkryte ramię.
-Jak ja mam jej niby powiedzieć, że jestem w ciąży? - spytałam cicho, czując jak chłopak ociera jedną, płynącą po moim policzku, łzę.
-Coś wymyślimy, maleńka. - pocałował mnie w czółko. - A jak się czuje nasz bobasek? - ułożył dłoń na moim brzuchu, uśmiechając się delikatnie.
-Jutro mam wizytę u lekarza. - odparłam. - Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. - przeczesałam jego włosy palcami.
-Oczywiście, że chcę. - odparł od razu. - Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. - mruknął, przyciągając moje ciało do swojego...
***Oczami Justina***
Otworzyłem dziewczynie drzwi, a następnie poczekałem, aż wysiądzie. Zamknąłem samochód, obejmując ramieniem jej drobne ciałko. Udaliśmy się w stronę wejścia do szpitala, wchodząc przez szklane drzwi.
-Ten biały kolor przyprawia mnie o mdłości. - mruknąłem, krzywiąc się lekko.
Dziewczyna parsknęła śmiechem, spoglądając na mnie z rozbawieniem.
-To kto tu jest w końcu w ciąży? - uniosła pytająco brwi. - To ja powinnam mieć mdłości.
-Ciekawie by było, gdybym to ja był w ciąży... - zachichotałem pod nosem. - Wyobrażasz sobie mnie z takim brzuchem?
Dziewczyna ponownie wybuchnęła śmiechem, zarażając tym mnie.
-Podstawowa różnica jest w tym, że nie miałbyś jak urodzić tego dzidziusia. - spojrzała na mnie znacząco, jednak ja wpatrywałem się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Justin, ty wiesz, jak się rodzą dzieci, prawda? - wypowiedziała każde słowo bardzo powoli.
-No wykluwają się z jajka... - podrapałem się po karku, udając mało inteligentny wyraz twarzy. Blondynka momentalnie parsknęła śmiechem, łapiąc się za brzuch. - Albo nie, już wiem. To wszystko wina bocianów! - pokiwałem lekko głową.
Maja nadal nie mogła opanować śmiechu, a z jej oczu leciały łzy.
-Ty się nie śmiej. Ja mówię prawdę. - założyłem ręce na piersi, udając obrażonego.
-Justin, pani doktor dokładnie ci wszystko wyjaśni. - Maja pokiwała ze współczuciem głową.
Udaliśmy się prosto korytarzem, aż do ostatniego gabinetu. Dziewczyna zapukała cicho w drzwi, a następnie, słysząc słowo "proszę", weszliśmy razem do środka.
-Dzień dobry. - przywitała się słodko.
-Witaj. Ty pewnie jesteś Maja. - kobieta po trzydziestce uśmiechnęła się do mojej dziewczyny. - A to kto? - wskazała na mnie, lecz ja dopiero po chwili zdałem sobie z tego sprawę, ponieważ zajęty byłem rozglądaniem się po całym gabinecie.
-To mój chłopak. - odparła dziewczyna.
-Rozumiem, że jest on ojcem dziecka, tak? - kobieta, uniosła brwi, czekając na odpowiedź.
-Tak. - przytaknęła blondynka, siadając na krześle, wskazanym przez panią ginekolog.
Gdyby nie Maja, nie wiedziałbym nawet czym zajmuje się taki lekarz. Moja wiedza w tych tematach była na prawdę ograniczona.
-Dobrze. W takim razie, powiedz mi, Maju, ile masz lat? - zaczęła kobieta, otwierając jakąś teczkę.
-Piętnaście. - odparła blondynka, wieszając swoją torbę na oparciu krzesła.
-Kiedy to się stało? Mam na myśli, kiedy zaszłaś w ciążę?
-Mniej więcej cztery tygodnie temu.
-Dokładnie trzy tygodnie i cztery dni. - spojrzałem na blondynkę z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - No co? To akurat pamiętam. - dodałem, czując na sobie wzrok Mai i pani doktor.
-Miałaś skończone piętnaście lat, prawda? - uniosła pytająco brwi, przyglądając się dziewczynie.
-Tak. - odparła Maja, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-A kiedy ostatni raz współżyliście? - podniosła wzrok, a z moich ust uciekł cichy chichot.
-To są podstawowe pytania. - kobieta pokręciła lekko głową, uśmiechając się pod nosem. - Więc kiedy?
-Wczoraj. - powiedziała dziewczyna, układając dłonie na kolanach.
-Dobrze. To teraz powiedz mi, kiedy ostatni raz miałaś okres? - spytała, a ja przenosiłem wzrok z lekarki, na blondynkę.
-Miesiąc temu.
-Jak długo trwa twój cykl? - zadała kolejne pytanie, a ja zmarszczyłem brwi, kompletnie nie wiedząc, o czym one rozmawiają.
-28 dni.
-Z przyczyn formalnych muszę o to zapytać. Jest to twoja pierwsza ciąża i nigdy nie poroniłaś, prawda?
-Tak. - przytaknęła dziewczyna.
-Teraz pytania do was obojga. Czy chorujecie na jakieś przewlekłe choroby?
-Nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
-A czy wiecie o jakiś genetycznych chorobach w waszych rodzinach?
-Nie. - kolejny raz udzieliliśmy odpowiedzi w tym samym czasie.
-Dobrze. Napiszę ci jeszcze skierowanie na badania krwi. - kobieta zwróciła się do blondynki. - A teraz, czy masz może jakieś pytania do mnie?
-Właściwie to mam prośbę. - mruknęła dziewczyna, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. - Czy mogłaby pani wytłumaczyć mojemu chłopakowi, jak się rodzą dzieci? - spojrzała na mnie znacząco, a ja przełknąłem głośno ślinę.
-Oczywiście. - uśmiechnęła się. - Ale lepiej, żeby obejrzał on film z porodu. - pani doktor włożyła jakąś płytę do DVD, a następnie włączyła telewizor.
Osunąłem się bardziej na krześle, wpatrując swój wzrok w ekran. Usłyszałem głośne krzyki i płacz. Jacyś lekarze kręcili się wokół kobiety, leżącej na łóżku. Płakała. Widać było, że bardzo cierpi. Zrobiło mi się nagle cholernie gorąco i słabo. Poród trwał nadal. Z przerażeniem wpatrywałem się w film, na którym ta kobieta cały czas piszczała. Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to z filmem pornograficznym, których miłośnikiem jest Chris. Przygryzłem dolną wargę, widząc ból i cierpienie wymalowane na twarzy przyszłej matki. Obraz przed oczami lekko mi się rozmazał, a ja poczułem ostre zawroty głowy.
-Dobra, stop! - wystawiłem przed siebie rękę, zasłaniając nią obraz.
Pani ginekolog wraz z Mają zaśmiały się cicho na widok mojej reakcji, jednak mi wcale do śmiechu nie było.
-I ją ma to tak boleć? - spytałem z lekkim niedowierzaniem, wskazując na Maję.
-To zależy również od stanu psychicznego matki. Od środowiska, w jakim wychowuje się dziecko. Pan musi być dla niej teraz szczególnym wsparciem. Ale nie ukrywam, że poród będzie boleć. - zakończyła swoją wypowiedź.
Spoglądałem to na nią, to na Maję z lekkim przerażeniem.
-Moje biedactwo... - mruknąłem w końcu, zatrzymując wzrok na dziewczynie.
Obydwie zaśmiały się cicho, przyglądając mi się uważnie.
-A teraz pytam tak z czystej ciekawości. Ile ma pan lat? - zwróciła się do mnie.
-Dwadzieścia. - odparłem, przeczesując palcami włosy.
-Nie planowaliście tego dziecka, prawda? - posłała nam znaczące spojrzenie.
-Nie. - odpowiedziała blondynka, zerkając na mnie kątem oka. Zachichotałem cicho, przypominając sobie, w jakich okolicznościach powstał ten dzieciak.
-Ale Mai nic się nie stanie podczas porodu, prawda? - w końcu zadałem nurtujące mnie pytanie.
Kobieta spojrzała na dziewczynę, na co ta lekko skinęła głową.
-Bywają przypadki, w których kobieta umiera podczas porodu, ale...
-Słucham!? - krzyknąłem, czując narastającą we mnie panikę.
-Spokojnie, to zdarza się na prawdę rzadko. Jednak pana dziewczyna jest bardzo młoda i nie może się przemęczać.
Przeczesałem włosy, ciągnąc z frustracją za ich końcówki.
Kiedy kobieta wzięła Maję na jakieś badania do drugiej części pomieszczenia, ja wstałem z krzesła i podszedłem do jednej ze ścian, na której wisiał jakiś plakat. Zmrużyłem lekko oczy, przyglądając mu się uważnie. Było na nim parę, komputerowo wykonanych, rysunków. Mogę przyrzec, że moje serce zatrzymało się na moment, kiedy zobaczyłem, co one przedstawiają. Był to plakat, informujący o przebiegu aborcji. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, jak to przebiega, dopóki nie zobaczyłem tego na własne oczy. Najnormalniej w świecie rozrywali to biedne dziecko, wyrzucając jego martwe szczątki. Przełknąłem głośno ślinę, nabierając głęboko powietrza. Za sobą usłyszałem głos Mai, pełen niedowierzania, jednak nie wiedziałem, czego on dotyczył, ponieważ moja uwaga skupiona była na procesie aborcji.
-O Boże... - szepnąłem, zwracając przy tym na siebie uwagę Mai i tej kobiety.
-Tak. - westchnęła pani doktor. - To jest najgorsze, co człowiek mógł wymyślić.
-Ale jak oni mogą... - zaciąłem się, nie będąc w stanie tego powiedzieć.
-Aborcja legalna jest tylko w przypadku bezpośredniego narażenia życia matki oraz dzieci, pochodzących z gwałtu. - wytłumaczyła. - Oczywiście jest to również zabieg wykonywany nielegalnie. Wiele młodych ludzi, takich jak wy, przychodzi do mnie, chcąc usunąć ciążę. Cieszę się, że wy chcecie wychowywać to dziecko i zapewnić mu szczęśliwy dom. - uśmiechnęła się do nas. - A teraz, musi pan chyba o czymś wiedzieć. - spojrzała pytająco na Maję, na co ta skinęła delikatnie głową. - Proszę usiąść. - wskazała na wolne krzesło, obok czegoś, przypominającego łóżko, na czym siedziała dziewczyna.
-Ale...
-Justin, usiądź. - mruknęła blondynka, a ja spełniłem jej prośbę.
-Czy dowiem się w końcu, o co chodzi? - spytałem, lekko się niecierpliwiąc.
-A więc... - zaczęła pani doktor. - Wykryłam, że... ciąża jest podwójna. - razem z Mają wpatrywały się we mnie uważnie.
-To znaczy...? - spytałem, marszcząc brwi.
-To znaczy, że zostanie pan ojcem bliźniaków. - sprostowała, uśmiechając się do nas.
Poczułem, jak cały świat zaczyna wirować, rozmazując mi obraz przed oczami. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco, a na moje usta mimowolnie wpełzł szeroki uśmiech.
-Siostro! Proszę przynieść tabletki uspokajające! - krzyknęła kobieta, chichocząc cicho pod nosem.
Już po chwili jakaś pielęgniarka podała mi leki, które popiłem szklanką wody. Zamrugałem kilka razy, a następnie spojrzałem prosto w czekoladowe tęczówki piętnastolatki.
-O Boże... - szepnąłem. - Czy może być jeszcze piękniej...? - wydukałem, czując w oczach łzy.
-Cieszysz się? - spyta niepewnie, przygryzając dolną wargę.
Momentalnie wstałem z krzesła i objąłem jej drobniutkie ciałko ramionami. Schowałem twarz w zgłębieniu jej szyi, wdychając cudowny zapach mojego aniołka.
-Kocham cię najmocniej na świecie. - szepnąłem w jej włosy, czując na swoich policzkach pojedyncze łzy, wypływające spod moich powiek. - Ciebie i nasze dzieciaki.
-Ja też, Justin. Ja też. - westchnęła, a kiedy odsunęła się ode mnie odrobinę, objąłem jej twarz dłońmi, a następnie namiętnie wpiłem się w jej słodkie wargi.
Całowałem ją delikatnie i z oddaniem, chcąc pokazać jej, jak wiele dla mnie znaczy. Po paru chwilach oderwaliśmy się od siebie, czując na sobie wzrok pani doktor.
-W takim razie my będziemy się już zbierać. - powiedziała blondynka, biorąc z krzesła torbę. Nie założyła jej jednak na ramię, ponieważ zdążyłem zabrać jej przedmiot. Dziewczyna ledwo zauważalnie przewróciła oczami, przenosząc wzrok na kobietę.
-Zapraszam cię na kolejną wizytę za cztery tygodnie. - poinformowała, a następnie posłała nam przyjazny uśmiech. - A dla ciebie mam tutaj takie ulotki. Przeczytaj je sobie dokładnie. - zwróciła się do mnie, wręczając mi broszury.
-Dziękujemy, do widzenia. - pożegnała się Maja, a następnie razem wyszliśmy z gabinetu.
Objąłem Maję ramieniem, prowadząc do wyjścia z budynku. Cały czas zerkałem na nią kątem oka, a na moich ustach widniał szczery uśmiech.
-Miałaś dobre przeczucie. - powiedziałem, otwierając jej drzwi od strony pasażera.
-Z czym? - uniosła brwi, czekając, aż zajmę miejsce kierowcy.
-To bliźniaki... - posłałem jej znaczące spojrzenie. - Boże, nadal nie mogę uwierzyć w to, że zostanę ojcem. - westchnąłem, zagłębiając się w fotelu.
-Też nie mogę w to uwierzyć, Justin. Zwłaszcza po tym, kiedy dowiedziałam się, że według ciebie dzieci wykluwają się z jajek. - blondynka parsknęła śmiechem, zarażając tym mnie. - Teraz został nam już tylko jeden problem. - westchnęła głośno. - Musimy powiedzieć moim rodzicom. Dzisiaj...
***
Kobieta razem ze swoim mężem stanęła przed drzwiami domu, w którym mieszka dziewczyna ich syna. Zapukała w nie, słysząc kroki, dochodzące z wnętrza budynku. Po chwili, średniego wzrostu blondynka otworzyła drzwi, posyłając im pytająco, ale jednocześnie przyjazne spojrzenie.
-Dzień dobry. Nazywam się Pattie Bieber. Jesteśmy rodzicami Justina. - zaczęła kobieta, uśmiechając się delikatnie.
-Dzień dobry. Zapraszam. - mama Mai otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając gości do środka. Była lekko zdziwiona niespodziewaną wizytą państwa Bieber, jednak chciała się dowiedzieć, co jest jej przyczyną. - Zapraszam do salonu. Czego się państwo napiją? - spytała, wskazując ręką kanapę w pomieszczeniu.
-Może herbaty. - odparła Pattie.
-To jest mój mąż, David. - przedstawiła mężczyznę,kiedy podszedł do nich z zaciekawionym wyrazem twarzy. - To są rodzice Justina. - wyjaśniła, a następnie udała się do kuchni, aby przygotować herbatę.
Po chwili wróciła do salonu, stawiając przed gośćmi ich napoje.
-Dziękujemy. - Pattie uśmiechnęła się do niej.
-Nie ukrywam, że jestem lekko zdziwiona państwa wizytą. Czy coś się stało? - spytała szczupła blondynka.
-Przyszliśmy w sprawie tego dziecka... - zaczęła, upijając łyk ze swojej filiżanki.
-Boże święty. Jakiego dziecka? - zaniepokojona kobieta wymieniła porozumiewawcze spojrzenia ze swoim mężem.
-Czyli państwo jeszcze nie wiedzą? - ojciec Justina zmarszczył brwi.
-Ale o czym? - w głosie blondynki było coraz więcej paniki.
-Maja jest w ciąży. Wczoraj znaleźliśmy u Justina test ciążowy. Przyznał, że to Mai. - w momencie, kiedy Pattie wypowiedziała te słowa, mama Mai poczuła zawroty głowy.
-Słucham? - do rozmowy włączył się David. - Nasza mała córeczka jest w ciąży?
-Boże... Przecież to jeszcze dziecko. - Joanna zakryła dłonią usta. - Musimy coś z tym zrobić...
***Oczami Justina***
Stanąłem jak wryty, kiedy zauważyłem moich rodziców, siedzących w salonie razem z rodzicami mojej dziewczyny.
-Dzień dobry... - powiedziała powoli Maja.
-Co to ma znaczyć!? - krzyknęła jej matka, wstając z kanapy.
-Mamo, ja... - zaczęła, kiedy objąłem ją w talii.
-Co ja ci mówiłam!? Nie mogłaś chociaż raz mnie posłuchać!? - ponownie podniosła głos. - Dziewczyno, ty masz piętnaście lat, a jesteś w ciąży!
-A czy ty mogłabyś chociaż raz na mnie nie krzyczeć!? - blondynka odparła pytaniem na pytanie, lekko trzęsącym się głosem. Wtuliłem ją bardziej w swoje ciało, jednak dziewczyna wyplątała się z mojego uścisku. - Zostaw mnie, Justin. - pociągnęła nosem. - Stało się! Jestem w ciąży i nic na to nie poradzisz. - dodała, a następnie pobiegła na górę. Poczekałem, aż do moich uszu doszedł odgłos trzaskających drzwi, a następnie przeniosłem wzrok na rodziców, zarówno Mai, jak i moich.
-Sprawia pani przyjemność wypominanie jej wszystkiego? - syknąłem, zaciskając pięści.
-Justin. - upomniała mnie moja mama, jednak w tym momencie miałem ją, za przeproszeniem, w dupie.
-Przecież to jest jeszcze zwykła gówniara! Ona nie ma pojęcia o byciu matką!
-Przepraszam... - zacząłem, wpatrując się prosto w nią. - Ale jest pani hipokrytką. Ile miała pani lat, kiedy urodziła pani Maję? - spytałem, unosząc bezczelnie brwi.
-Nie pozwalaj sobie, gówniarzu. Oboje nie nadajecie się na rodziców.
-Ale nimi zostaniemy i oboje się z tego cieszymy. - powiedziałem ostro.
-Maja powinna usunąć ciążę. Inaczej zniszczy sobie życie.
-Słucham? - spytałem z niedowierzaniem. - Chce pani powiedzieć, że przez urodzenie Mai zniszczyła sobie pani życie? - wytrzeszczyłem oczy.
-Nie to miałam na myśli. Uważamy jednak, że powinniście oddać to dziecko do adopcji.
-Nigdy w życiu. - powiedziałem od razu.
-Justin, może to jest jednak jakaś pomyłka. Testy ciążowe czasami pokazują błędny wynik. - wtrąciła się moja mama.
-Właśnie wracamy z Mają od lekarza. - każdy podniósł wzrok, wpatrując się we mnie uważnie. - I powiem wam więcej. - uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie moment, w którym prawie zemdlałem u lekarza. - To bliźniaki. - zakończyłem, po czym udałem się w stronę schodów. Wszedłem na górę, kierując się prosto do pokoju Mai.
Otworzyłem cicho drzwi, widząc dziewczynę, leżącą na łóżku, tyłem do mnie. Obszedłem łóżko dookoła, a następnie ukucnąłem przed blondynką.
-Nie płacz, słoneczko. - szepnąłem, przeczesując palcami jej włoski. - Nikt nam tego nie zniszczy...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Wiecie, do której pisałam w nocy rozdział? Do piątej rano hahaha ;)
Cóż mogę więcej powiedzieć... Dziękuję Wam za wszystko...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska:
Kocham Was i do następnego ;-*
o ja pierdole. ja pierdole. kurwa mac (sory ale nie mogę się opanować )
OdpowiedzUsuńjej matka stanowczo przesadza . jak mogła jej coś takiego powiedzieć kocham?
Justin i jego niewiedza na temat dzieci jest powalajaca .. nie mogę. wciąż się śmieje ..
dwa małe bieberki ? to jeszcze lepsze <3
jejku genialnie <3 kocham cię i czekam na nn <3
~Aniaa
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Swietne *.*
OdpowiedzUsuńO kurwa.. O kurwa.. i jeszcze raz O kurwa <---- sorry.....
OdpowiedzUsuńPo 1. Justin i jego inteligencja jest powalająca..
Po 2. To było takie słodkie w tym gabinecie...
Po 3. Ich rodzice przesadzają..
Po 4. Mama Mai jest po prostu wkurwiająca.
Po 5. Oni są tacy słodcy.. że aż normalnie hfbcjshsdfhdsfvgh
Mogę wymieniać w nieskończoność ale nie zrobię tego bo jutro idę do pracy na rano.. hahahaha
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału..
Kocham to po prostu..
I ciebie
I wszystkich
Dobra koniec mojego pisania bo jeszcze pomyślisz że jestem jakaś walnięta..
Nie myliłabyś się dużo w końcu jestem Belieber hahaha
Skończ (pomyślałam) hahah nie nic
Omg.
OdpowiedzUsuńJaka matka, taka sama jak moja ciotka.
Moj tata lepszy, ze jak dzieci zrobię pod most pójdę.
Mini Bieberki.
Rudział zajebisty i czekam na kolejny.
Dzięki ze oderwałaś mnie od fizyki.
Kocham cie.
Nie wierzę w to że Justin nie wie skąd sa dzieci........ wiedzialam ze to będą blizniaki hahaha
OdpowiedzUsuńBoski, cudowny, wspaniały, najlepszy itp.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!!!
<3<3<3<3<3<3
NHVZFBGSFDSKHZGFKZSGFYKRGF ROZDZIAŁ WSPANIAŁY CUDOWNY ZAJEBISTY NORMALNIE BRAK SŁÓW <333 HAHAHA JUSTIN I TA JEGO WIEDZA NA TEMAT PORODU DZIECI XDDDD CZEKAM NN! KCKCKCKCKCCK <333
OdpowiedzUsuńOMG, OMG, OMG.... Ale cuuudowny rozdział <3 Czekam nn ;* <3
OdpowiedzUsuńoni są cudowni iskughyuew <3
OdpowiedzUsuńBoooooski!! (:(:
OdpowiedzUsuńJezzzuu genialnyyy :***
OdpowiedzUsuńO boże to jest boskie! Genialne!
OdpowiedzUsuńZAJEBISTE!
Kocham <3
OdpowiedzUsuńO Jezu , ale z tej matki Mai jest głupia siksa. Nie lubię jej. Wredna , głupia zołza. A po za tym rozdział wspaniały :) Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Hugudhiuehiwjaikmkwowsj aaaw boskie *o* nie mogę się doczekać nn <3333
OdpowiedzUsuńJesteś genialna <3 nie mogę się doczekać nn <3
OdpowiedzUsuńo matko świetny rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnego!
OdpowiedzUsuńunnormall.blogspot.com
<3
OdpowiedzUsuńuuuuu. cudowny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńKochaaaaaam <3
/czytelniczkaa
Świetne ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :D Dzięki za oderwanie mnie od nauki niemieckiego
OdpowiedzUsuńta jej matka jest przerażająca ;/ w pewnym momencie myślałam, że wyrzuci Maję z domu. aaaaaaale super by było, jakby Maja zamieszkała z Justinem hhahahhaa :D a Justin taki słodziak ♥♥♥ i będą malutkie bieberki <3 największa wiadomość dnia hhahahaha taki cudowny i wspaniały ten rozdział ♥ od razu poprawiłaś mi humor :D
OdpowiedzUsuń