-Maja! - do moich uszu doszedł zrozpaczony głos Justina. - Maja, obudź się!
Powoli uniosłam powieki, mrugając nimi kilka razy.Niekontrolowanie z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które Justin otarł wierzchem dłoni.
-Przecież to niemożliwe. - wyszeptałam, siadając na łóżku, na którym położył mnie szatyn.
-Dziecko, o co chodzi z tym zdjęciem? - spytał mój ojciec, patrząc na mnie ze zmartwieniem, wypisanym na twarzy.
-By - byliśmy dzisiaj u biologicznej matki Justina. - zaczęłam przez łzy. - I ona dała Justinowi zdjęcie jego ojca. - wybuchnęłam płaczem, ale chłopak momentalnie objął mnie ramionami, przytulając do swojej klatki piersiowej.
-Tato, ty jesteś biologicznym ojcem Justina. - spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
Na jego twarzy wymalowany był szok, kiedy szatyn w dalszym ciągu głaskał i całował mnie po włosach.
-Spokojnie, kochanie. Zrobimy badania DNA, może to jakaś pomyłka. - chłopak starał się mnie uspokoić.
-Jedźmy teraz. Od razu. - powiedziałam, a następnie wstałam i złapałam go za rękę.
Wyciągnęłam go ze swojego pokoju, schodząc na dół. Kiedy tylko moja mama zauważyła, w jakim stanie jestem, podeszła do nas.
-Co się stało? - spytała z troską, jednak ja zignorowałam ją i, będąc jakby w transie, skierowałam się razem z Justinem do przedpokoju.
Wsunęłam nogi w buty i założyłam jeansową kurtkę, czekając, aż szatyn zrobi to samo. Otworzyłam drzwi od domu i wyszłam na dwór. Podeszłam do samochodu Justina, kiedy on otworzył przede mną drzwi. Po chwili zajął miejsce na fotelu kierowcy, a ja poczułam, że mogę dać upust swoim emocjom.
-Przecież to nie może być prawda... - powiedziałam, łamiącym się głosem.
-Spokojnie, maleńka. Nie wiadomo, z iloma facetami spała. Równie dobrze moim ojcem może być jakiś inny, przypadkowy koleś. - szatyn kolejny raz starał się mnie uspokoić. - Poza tym, nie możesz się denerwować, skarbie. - ułożył rękę na moim brzuchu, gładząc go delikatnie. Następnie pocałował mnie w czoło i odpalił silnik, zjeżdżając z podjazdu.
Po dwudziestu minutach Justin zaparkował pod szpitalem. Chociaż cały czas powtarzał, żebym się nie denerwowała, całym moim ciałem wstrząsał niepokój. Żyłam nadzieją, że biologiczna matka Justina pomyliła się. Źle wyliczyła dzień, w którym zaszła w ciążę.
Wierzyłam w to, ponieważ nie chciałam nawet myśleć, co by było, gdyby okazało się, że jesteśmy z Justinem spokrewnieni.
Wysiadłam z samochodu, a szatyn objął mnie jedną ręką w pasie, prowadząc w stronę wejścia do szpitala. Będąc w środku, podeszłam do recepcji, przy której siedziała młoda kobieta.
-Przepraszam, na którym piętrze znajduje się laboratorium? - spytałam, trzęsącym się głosem.
-Drugie piętro, od windy w lewo. - odparła, uśmiechając się delikatnie.
-Dziękuję. - mruknęłam, odchodząc od recepcji.
Złapałam chłopaka za rękę kierując się do windy. Kiedy tylko weszliśmy do środka, mocno wtuliłam się w Justina, mocząc łzami jego koszulkę.
-Boję się... - wyszeptałam, czując, jak chłopak odwzajemnia uścisk, gładząc mnie po plecach.
-Spokojnie, kochanie. Jestem pewien, że to pomyłka. - złożył kilka delikatnych pocałunków na mojej szyi.
Drzwi od windy otworzyły się, a my wysiedliśmy na drugim piętrze. Zgodnie ze wskazówkami pielęgniarki z recepcji, doszliśmy do laboratorium.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - podeszła do nas jakaś pielęgniarka. Zacisnęłam zęby, powstrzymując potok łez.
-Chcieliśmy wykonać badania DNA. - powiedział Justin, widząc, że ja nie potrafię z siebie nic wydusić.
-Na wykrycie pokrewieństwa? -uniosła brwi, wpatrując się w szatyna.
-Tak. - odparł krótko. - Bardzo zależy nam na czasie.
-W takim razie zapraszam. - wskazała na wejście do pomieszczenia.
Usiadłam na krześle, czekając, aż pielęgniarka podejdzie do mnie. Złapała moją rękę i podwinęła rękaw nad łokieć. Przyłożyła igłę do mojej żyły, a następnie wbiła ją powoli.
Czułam, że razem z krwią, której przybywało w strzykawce, jesteśmy coraz bliżej poznania prawdy.
Prawdy, która miała zadecydować o naszym dalszym życiu...
Kobieta przyłożyła wacik, nasączony spirytusem do miejsca, z którego pobierała krew. Zgięłam rękę, wstając z krzesła, natomiast moje miejsce zajął Justin. Ułożył prawą rękę na oparciu fotela, zerkając na pielęgniarkę.
-Daj mi drugą rękę. - wskazała na lewą, na co Justin przygryzł dolną wargę.
-Wolę z tej.
-Nie interesuje mnie, co ty wolisz. - posłała mu sceptyczne spojrzenie, a szatyn, z głośnym westchnieniem ułożył lewą rękę na oparciu. Od razu mogłam zobaczyć ślady po wkłuciach w żyły.
-Teraz rozumiem, dlaczego tak broniłeś tej ręki. - mruknęła kobieta, przejeżdżając gumową rękawiczką po jego żyłach. - Może od razy zrobimy ci badania na obecność narkotyków?
-Już miałem sprawę w sądzie. - skłamał. - Może sobie pani odpuścić.
Kobieta westchnęła cicho, po czym wbiła igłę w jego żyłę. Obserwowałam, jak krew przepływa przez igłę, prosto do strzykawki. Czułam jeszcze większy stres, ogarniający moje ciało. Otarłam z policzków łzy, kiedy chłopak posłał mi uspokajające spojrzenie.
-Wyniki powinny być za jakieś pół godziny. - uśmiechnęła się do nas, znikając za drzwiami kolejnego pomieszczenia.
Wyszliśmy na korytarz, siadając na białych, plastikowych krzesłach. Szatyn zaczął bawić się moimi włosami, chcąc w ten sposób oderwać mnie od natłoku myśli.
-Będzie dobrze, kochanie. - trącił nosem moją szyję, a następnie złożył na niej kilka pocałunków.
-A jeśli nie będzie? - nie wytrzymałam i wyrzuciłam ręce w powietrze. - A co, jeśli okaże się, że to prawda?
-Jestem pewien, że ona się pomyliła. Może i spała z twoim ojcem, ale to nie oznacza, że mnie wtedy zrobili. - sunął dłonią po moim odkrytym udzie.
-Justin, przestań. Nie mam nastroju. - zrzuciłam jego rękę, przez co westchnął głośno.
Przeczesałam włosy opierając się o kolana.
-To czekanie jest najgorsze. Tak samo, jak wtedy, kiedy trzymałam w ręce test ciążowy. - mruknęłam, przypominając sobie moment, w którym na malutkim ekranie pojawiły się dwie kreski.
Justin uśmiechnął się, jednak ja nie potrafiłam tego odwzajemnić.
Nie teraz...
Po paru minutach z jednego z pomieszczeń wyszła pielęgniarka.
-Tutaj są wyniki. - uśmiechnęła się do nas, podając mi białą kopertę, a następnie odeszła w drugą stronę.
Na korytarzu nie było nikogo, oprócz mnie i Justina. Dookoła panowała przerażająca wręcz cisza. Mogłam usłyszeć każde uderzenie swojego serca, jak i serca Justina. Podeszłam do chłopaka i ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej, w okolicach serca.
Nie myliłam się. Justin denerwuje się tak samo, jak ja...
Nagle do mojej głowy zaczęły powracać wspomnienia. Otworzyłam szerzej oczy, a spod moich powiek wypłynęły słone łzy.
-Justin, to mi się śniło. To miejsce, ta koperta... - wychlipałam.
-Spokojnie, sny o niczym nie świadczą. - mruknął, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Justin, ty to otwórz. Ja nie mogę... - podałam chłopakowi białą kopertę, a on przełknął głośno ślinę.
Spuściłam głowę, słysząc dźwięk szeleszczącego papieru. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając zęby na dolnej wardze. W tym momencie, czekałam na swoje dalsze życie...
-O Boże... - wyszeptał Justin, siadając na krześle. Z jego ręki wyleciała biała kartka, opadając na podłogę. - To niemożliwe...
W tym momencie moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Drżącą ręką podniosłam z ziemi wyniki, mierząc wzrokiem małe literki.
Momentalnie zalałam się łzami, które zamoczyły kartkę. Opadłam na krzesło obok Justina. Nie mogłam opanować trzęsącego się ciała.
-Kurwa, nie wierzę w to. - zaklął Justin, kopiąc krzesło, które przewróciło się z hukiem. Podskoczyłam na swoim miejscu, obserwując, jak szatyn pociera dłońmi twarz i ciągnie z frustracją za końcówki swoich włosów.
-Ty wiesz, co to oznacza...? - wychlipałam, spoglądając na niego.
-Tak, kurwa, wiem. - warknął, zaciskając pięści. - Że jestem zakochany we własnej siostrze. Kurwa, ja sypiam z własną siostrą.
Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem.
-Przepraszam, kochanie. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał, siadając na krześle obok mnie. Ułożył dłonie na moich biodrach,a następnie przyciągnął mnie do siebie, sprawiając, że usiadłam na jego kolanach.
-Justin, ty nie możesz być moim bratem. Po prostu nie możesz. - wyszeptałam, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Oplątał ramiona wokół mojej talii, mocniej wtulając moje ciało w swoje.
-Boże, dlaczego akurat moja matka musiała się pieprzyć z twoim ojcem. Mało było facetów w tym klubie? - warknął cicho. - Ja już teraz nie wiem, czy mam do ciebie mówić kochanie, czy... siostrzyczko...
Siedzieliśmy w takiej ciszy parę minut, aż w końcu przerwały ją dłonie Justina, ułożone na moim brzuchu.
-Jestem w ciąży z własnym bratem... - wyszeptałam przez łzy.
-Ja pierdole, to ja będę w końcu ojcem, czy wujkiem. - mruknął, łamiącym się głosem. - Kurwa, to jest pojebane...
-Justin, nie chcę tu siedzieć. Możemy już stąd jechać? - odsunęłam się od niego, ścierając z jego policzka jedną, samotną łzę.
-Oczywiście, skarbie. - odparł, po czym musnął moje usta.
Przez jego gest z moich oczu wypłynęło jeszcze więcej łez. Miałam świadomość tego, że jako rodzeństwo nie możemy się ze sobą spotykać, całować, kochać...
Nie możemy być razem, a to zabijało mnie od środka...
Wyszliśmy ze szpitala, kierując się do samochodu Justina. Chłopak otworzył przede mną drzwi, a ja zajęłam swoje miejsce, tępo wpatrując się w przednią szybę. Odpalił silnik i wjechał na drogę, prowadzącą do mojego domu. Przez cały czas siedzieliśmy w ciszy. Widziałam smutek, wymalowany na jego twarzy. A wiecie, co ja czułam?
Strach...
Strach i bezsilność...
Nie wiedziałam, jak teraz wyglądać będzie moje życie. Potrzebowałam Justina, jako mojego chłopaka i ojca moich dzieci, a nie jako mojego brata. My nie kochamy się jak rodzeństwo. Nasze uczucie jest dużo silniejsze. Nie potrafię go nawet opisać słowami...
Po jakimś czasie szatyn zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał się przed moim domem.
-Moi rodzice tu są. - wskazał na samochód, stojący na podjeździe.
Wysiadłam z auta i razem udaliśmy się do drzwi. Z moich oczu nie przestawały wypływać łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Nie po tym, czego się dowiedziałam.
-No i co? Wiecie już coś? - od progu przywitał nas głos mojego ojca. Udaliśmy się za nim do salonu, gdzie siedzieli nasi rodzice.
-Jesteśmy rodzeństwem. - powiedział Justin, oschłym głosem. Widziałam, że nie chciał ukazać swoich emocji przed wszystkimi. Starał się zatrzymać łzy, chociaż ja widziałam, że nie było to dla niego proste.
-O Boże... - szepnęła mama Justina, przykładając dłoń do ust.
Usiadłam na kanapie, na przeciwko dorosłych, a szatyn zajął miejsce obok mnie. Patrzyli na nas smutnym wzrokiem, przez co jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Nie potrzebowałam współczucia. Chciałam po prostu odzyskać Justina. Chciałam, żeby to wszystko okazało się jedynie snem, a nie chorą rzeczywistością.
-Maja... musisz usunąć ciążę. - do moich uszu doszedł niepewny głos, ale nie potrafiłam nawet powiedzieć, do kogo on należał.
-Nie zabiję własnych dzieci. - wychlipałam, łapiąc się za brzuch. Czułam, jak Justin obejmuje mnie ramionami, a ja tak po prostu miałam ochotę się w niego wtulić i żyć tak, jak dawniej.
Ale wiedziałam, że to niemożliwe...
-Maja, nie możesz urodzić dzieci własnego brata. Jedynym wyjściem jest aborcja. Trzeba to zrobić, zanim będzie za późno.
-I co? Mamy tak po prostu zabić własne dzieci? - warknął Justin, zaciskając pięści.
-A widzisz inne rozwiązanie? Maja jest twoją siostrą. Wy nie możecie być razem, nie możecie ze sobą sypiać, nie możecie mieć dzieci.
-Majka jest moją dziewczyną. Tylko wy wiecie, że jesteśmy rodzeństwem...
Spojrzałam na niego spod kurtyny rzęs, przecierając wierzchem dłoni załzawione oczy.
-Co chcesz przez to powiedzieć. - jego mama zmarszczyła brwi.
-Ja ją kocham i chcę z nią być. - odparł ostro.
-Nie możecie być razem. Jakbyś nie wiedział, to jest nielegalne.
-Ale ja, kurwa, nie potrafię tratować ją jak siostrę. Ona samym spojrzeniem mnie podnieca, więc o czym my w ogóle mówimy. To jest fizycznie niemożliwe. - podniósł lekko głos. Pogładziłam go po ramieniu, czując jak jego mięśnie się rozluźniają.
-Nie możecie się spotykać i koniec. - powiedziała moja mama. - Maja, usuniesz ciążę.
Momentalnie zerwałam się z kanapy i pobiegłam do siebie, na górę. Trzasnęłam drzwiami, po czym rzuciłam się na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Czułam, jak materiał pod moją głową robi się coraz bardziej wilgotny, przez łzy, wypływające litrami spod moich powiek.
Justin był dla mnie wszystkim. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Nosiłam pod sercem nasze dzieci, które kazali mi zabić...
Jak można zabić własne dzieci?
Nie mogłam tego zrozumieć. Nie usunę ciąży, chociażby mieli zaciągnąć mnie do lekarza siłą. Zrobię wszystko, żeby je uratować. One nie są niczemu winne. To ja przespałam się z własnym bratem, chociaż wtedy nie wiedziałam, że jesteśmy rodzeństwem.
Chwilę później drzwi od pokoju otworzyły się cicho. Justin wszedł do środka, podchodząc do mojego łóżka. Usiadł na jego skraju, sunąc dłonią po moich nagich udach.
-Justin, ja nie zabiję tych dzieci. Nigdy. - wychlipałam, przewracając się na plecy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wycierając z policzków łzy.
-Spokojnie, kochanie. Nie mogą cię do tego zmusić. - pogłaskał mnie po włosach, całując w czoło.
-Nie możemy się spotykać. Nie możemy ze sobą być... - wyszeptałam, obejmując swoimi dłońmi jego.
-Ale ja cie kocham. - jęknął cicho, a ja widziałam, że był bliski płaczu.
-Ja też cię kocham, Justin. - wplątałam palce w jego włosy, opierając swoje czoło o jego. - Najmocniej na świecie.
Spod jego powiek wypłynęło kilka łez, które starłam kciukami. Złożyłam delikatne pocałunki na jego powiekach, a następnie na czole. Objęłam jego twarz dłońmi, patrząc szatynowi głęboko w oczy.
-Jesteś moim bratem, Justin. Nie możemy, rozumiesz...?
Chłopak, ignorując moje słowa, momentalnie wpił się w moje usta, wplątując palce w moje włosy. Odwzajemniałam brutalny pocałunek, a z moich oczu wylewały się strumienie łez. Wiedziałam, że nie możemy tego robić, a jednak nie potrafiłam przerwać. Nie miałam wystarczająco dużo silnej woli, aby go od siebie odepchnąć. Zamiast tego pogłębiłam pocałunek, wprawiając w namiętny taniec nasze języki.
-Justin, ja jestem twoją siostrą... - wyszeptałam, kiedy oderwaliśmy od siebie nasze spragnione usta, aby zaczerpnąć powietrza.
-Wiem. - mruknął cicho, a następnie ponownie złączył nasze wargi.
Przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej, chcąc czuć każdą jego część. Opadłam delikatnie na poduszki, a Justin naparł na moje ciało. Jego dłoń błądziła po moim ciele. Uniósł lekko moją nogę, sprawiając tym samym, że był jeszcze bliżej mnie.
W jednym momencie chciałam płakać ze smutku i ze szczęścia. Miałam świadomość tego, że to co robimy jest złe, a dla wielu ludzi wręcz chore. Z drugiej jednak strony, czułam bliskość Justina. Czułam jego ciepłe wargi na swoich. Czułam jego miłość...
W tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka weszła moja mama, razem z mamą Justina.
Justin zsunął się ze mnie, stając na podłodze, a ja poprawiłam bluzkę, siadając na łóżku.
-Czy wy nie rozumiecie, że nie możecie być razem? - zaczęła pani Bieber, przez co momentalnie spuściłam głowę.
-A czy wy nie rozumiecie, że to jest silniejsze od nas? - warknął chłopak. - My się, kurwa, kochamy. Nie zaczniemy z dnia na dzień traktować się jak rodzeństwo.
-Justin, powinieneś stąd pójść.- powiedziała jego mama, łapiąc go za ramię.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - wyrwał się z jej uścisku.
-Nie możesz tu być. - tym razem jej głos brzmiał dużo ostrzej.
-Mogę, ponieważ Maja jest moją dziewczyną.
-Nie, ona jest twoją siostrą. - ponownie starała się go wyprowadzić z pokoju, jednak Justin wyszarpał swoją rękę, chcąc podejść do łóżka.
***Oczami Justina***
Kierowałem się w stronę blondynki, kiedy do pokoju wszedł mój ojciec, razem z ojcem Mai, czyli równocześnie z moim biologicznym ojcem.
-Jeremy, musicie go stąd wyprowadzić. - mruknęła moja mama, a ja poczułem uścisk na ramieniu.
-Zostaw mnie. - warknąłem, wyrywając się.
-Justin, uspokój się.
-Jak mam się, kurwa, uspokoić, skoro chcecie odebrać mi najważniejszą osobę w moim życiu!? - ryknąłem, przez co mama Mai oraz moja zadrżały.
Ponownie poczułem uścisk na ramieniu, tym razem z oby dwóch stron. Mężczyźni siłą wyprowadzili mnie z pokoju. Wkurwiony, zbiegłem schodami na dół, wychodząc z domu. Trzasnąłem drzwiami, kierując się do swojego samochodu. Wyjąłem z bagażnika butelkę wódki, po czym zająłem miejsce kierowcy. Wyciągnąłem z kieszeni spodni komórkę, a w oczach zebrały mi się łzy.
"Kocham cię, maleńka. I nigdy nie przestanę..."
Wysłałem sms'a do Mai, po czym odpaliłem silnik. Zjechałem z podjazdu, otwierając butelkę wódki. Wypiłem dwa łyki, trzymając szklany przedmiot w jednej ręce...
***
Zaparkowałem przed starymi barakami. Wyłączyłem silnik, po czym wysiadłem z samochodu, biorąc ze sobą butelkę, z której ubyło część zawartości. Z twarzą zalaną łzami wszedłem do środka. Nie przejmowałem się w tej chwili tym, czy kumple zobaczą mnie w takim stanie.
Wszystko miałem już w dupie...
Zastałem siedzących w środku Austina i Chrisa, z puszkami piwa w ręce. Ich wzrok niemal natychmiast wylądował mnie, a wyraz twarzy z wesołych zmienił się ma zdezorientowane.
-A tobie co się stało? - Austin uniósł brwi. - Tylko mi nie mów, że znowu ubzdurałeś sobie, że Majka puściła się z Dannym. - mruknął, po czym razem z Chrisem zaśmiali się cicho.
-Zabiłem skurwiela tydzień temu. - warknąłem, siadając pod ścianą.
-Sprzątnąłeś Danny'ego? - spytał Chris, na co skinąłem głową, a z moich oczu wypłynęły kolejne łzy.
-W takim razie co ci jest? - chłopaki patrzyli na mnie z lekką ironią w oczach.
-Życie mi się spieprzyło. - powiedziałem cicho, wpatrując się tępo w ziemię.
-A co? Majka nie chce się z tobą bzykać? - parsknęli śmiechem, wyprowadzając mnie tym z równowagi.
Rzuciłem, w połowie pełną, butelką wódki o ścianę, momentalnie wstając z miejsca. Szybkim krokiem podszedłem do Austina, przykładając mu broń do gardła.
-Ja pierdolę! Opanuj się człowieku! - krzyknął, odpychając mnie od siebie.
Ze wściekłością rzuciłem pistolet na ziemię, wybuchając płaczem. Oparłem się o ścianę i zsunąłem po niej, siadając na ziemi.
-Nie mogę być z Majką...
Chłopaki zmarszczyli brwi, kucając obok mnie.
-Dlaczego? - Austin poklepał mnie lekko po ramieniu. - Ty kochasz ją, ona kocha ciebie...
-Majka jest moją siostrą... - wyszeptałem, chowając głowę w kolanach...
Powoli uniosłam powieki, mrugając nimi kilka razy.Niekontrolowanie z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które Justin otarł wierzchem dłoni.
-Przecież to niemożliwe. - wyszeptałam, siadając na łóżku, na którym położył mnie szatyn.
-Dziecko, o co chodzi z tym zdjęciem? - spytał mój ojciec, patrząc na mnie ze zmartwieniem, wypisanym na twarzy.
-By - byliśmy dzisiaj u biologicznej matki Justina. - zaczęłam przez łzy. - I ona dała Justinowi zdjęcie jego ojca. - wybuchnęłam płaczem, ale chłopak momentalnie objął mnie ramionami, przytulając do swojej klatki piersiowej.
-Tato, ty jesteś biologicznym ojcem Justina. - spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
Na jego twarzy wymalowany był szok, kiedy szatyn w dalszym ciągu głaskał i całował mnie po włosach.
-Spokojnie, kochanie. Zrobimy badania DNA, może to jakaś pomyłka. - chłopak starał się mnie uspokoić.
-Jedźmy teraz. Od razu. - powiedziałam, a następnie wstałam i złapałam go za rękę.
Wyciągnęłam go ze swojego pokoju, schodząc na dół. Kiedy tylko moja mama zauważyła, w jakim stanie jestem, podeszła do nas.
-Co się stało? - spytała z troską, jednak ja zignorowałam ją i, będąc jakby w transie, skierowałam się razem z Justinem do przedpokoju.
Wsunęłam nogi w buty i założyłam jeansową kurtkę, czekając, aż szatyn zrobi to samo. Otworzyłam drzwi od domu i wyszłam na dwór. Podeszłam do samochodu Justina, kiedy on otworzył przede mną drzwi. Po chwili zajął miejsce na fotelu kierowcy, a ja poczułam, że mogę dać upust swoim emocjom.
-Przecież to nie może być prawda... - powiedziałam, łamiącym się głosem.
-Spokojnie, maleńka. Nie wiadomo, z iloma facetami spała. Równie dobrze moim ojcem może być jakiś inny, przypadkowy koleś. - szatyn kolejny raz starał się mnie uspokoić. - Poza tym, nie możesz się denerwować, skarbie. - ułożył rękę na moim brzuchu, gładząc go delikatnie. Następnie pocałował mnie w czoło i odpalił silnik, zjeżdżając z podjazdu.
Po dwudziestu minutach Justin zaparkował pod szpitalem. Chociaż cały czas powtarzał, żebym się nie denerwowała, całym moim ciałem wstrząsał niepokój. Żyłam nadzieją, że biologiczna matka Justina pomyliła się. Źle wyliczyła dzień, w którym zaszła w ciążę.
Wierzyłam w to, ponieważ nie chciałam nawet myśleć, co by było, gdyby okazało się, że jesteśmy z Justinem spokrewnieni.
Wysiadłam z samochodu, a szatyn objął mnie jedną ręką w pasie, prowadząc w stronę wejścia do szpitala. Będąc w środku, podeszłam do recepcji, przy której siedziała młoda kobieta.
-Przepraszam, na którym piętrze znajduje się laboratorium? - spytałam, trzęsącym się głosem.
-Drugie piętro, od windy w lewo. - odparła, uśmiechając się delikatnie.
-Dziękuję. - mruknęłam, odchodząc od recepcji.
Złapałam chłopaka za rękę kierując się do windy. Kiedy tylko weszliśmy do środka, mocno wtuliłam się w Justina, mocząc łzami jego koszulkę.
-Boję się... - wyszeptałam, czując, jak chłopak odwzajemnia uścisk, gładząc mnie po plecach.
-Spokojnie, kochanie. Jestem pewien, że to pomyłka. - złożył kilka delikatnych pocałunków na mojej szyi.
Drzwi od windy otworzyły się, a my wysiedliśmy na drugim piętrze. Zgodnie ze wskazówkami pielęgniarki z recepcji, doszliśmy do laboratorium.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - podeszła do nas jakaś pielęgniarka. Zacisnęłam zęby, powstrzymując potok łez.
-Chcieliśmy wykonać badania DNA. - powiedział Justin, widząc, że ja nie potrafię z siebie nic wydusić.
-Na wykrycie pokrewieństwa? -uniosła brwi, wpatrując się w szatyna.
-Tak. - odparł krótko. - Bardzo zależy nam na czasie.
-W takim razie zapraszam. - wskazała na wejście do pomieszczenia.
Usiadłam na krześle, czekając, aż pielęgniarka podejdzie do mnie. Złapała moją rękę i podwinęła rękaw nad łokieć. Przyłożyła igłę do mojej żyły, a następnie wbiła ją powoli.
Czułam, że razem z krwią, której przybywało w strzykawce, jesteśmy coraz bliżej poznania prawdy.
Prawdy, która miała zadecydować o naszym dalszym życiu...
Kobieta przyłożyła wacik, nasączony spirytusem do miejsca, z którego pobierała krew. Zgięłam rękę, wstając z krzesła, natomiast moje miejsce zajął Justin. Ułożył prawą rękę na oparciu fotela, zerkając na pielęgniarkę.
-Daj mi drugą rękę. - wskazała na lewą, na co Justin przygryzł dolną wargę.
-Wolę z tej.
-Nie interesuje mnie, co ty wolisz. - posłała mu sceptyczne spojrzenie, a szatyn, z głośnym westchnieniem ułożył lewą rękę na oparciu. Od razu mogłam zobaczyć ślady po wkłuciach w żyły.
-Teraz rozumiem, dlaczego tak broniłeś tej ręki. - mruknęła kobieta, przejeżdżając gumową rękawiczką po jego żyłach. - Może od razy zrobimy ci badania na obecność narkotyków?
-Już miałem sprawę w sądzie. - skłamał. - Może sobie pani odpuścić.
Kobieta westchnęła cicho, po czym wbiła igłę w jego żyłę. Obserwowałam, jak krew przepływa przez igłę, prosto do strzykawki. Czułam jeszcze większy stres, ogarniający moje ciało. Otarłam z policzków łzy, kiedy chłopak posłał mi uspokajające spojrzenie.
-Wyniki powinny być za jakieś pół godziny. - uśmiechnęła się do nas, znikając za drzwiami kolejnego pomieszczenia.
Wyszliśmy na korytarz, siadając na białych, plastikowych krzesłach. Szatyn zaczął bawić się moimi włosami, chcąc w ten sposób oderwać mnie od natłoku myśli.
-Będzie dobrze, kochanie. - trącił nosem moją szyję, a następnie złożył na niej kilka pocałunków.
-A jeśli nie będzie? - nie wytrzymałam i wyrzuciłam ręce w powietrze. - A co, jeśli okaże się, że to prawda?
-Jestem pewien, że ona się pomyliła. Może i spała z twoim ojcem, ale to nie oznacza, że mnie wtedy zrobili. - sunął dłonią po moim odkrytym udzie.
-Justin, przestań. Nie mam nastroju. - zrzuciłam jego rękę, przez co westchnął głośno.
Przeczesałam włosy opierając się o kolana.
-To czekanie jest najgorsze. Tak samo, jak wtedy, kiedy trzymałam w ręce test ciążowy. - mruknęłam, przypominając sobie moment, w którym na malutkim ekranie pojawiły się dwie kreski.
Justin uśmiechnął się, jednak ja nie potrafiłam tego odwzajemnić.
Nie teraz...
Po paru minutach z jednego z pomieszczeń wyszła pielęgniarka.
-Tutaj są wyniki. - uśmiechnęła się do nas, podając mi białą kopertę, a następnie odeszła w drugą stronę.
Na korytarzu nie było nikogo, oprócz mnie i Justina. Dookoła panowała przerażająca wręcz cisza. Mogłam usłyszeć każde uderzenie swojego serca, jak i serca Justina. Podeszłam do chłopaka i ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej, w okolicach serca.
Nie myliłam się. Justin denerwuje się tak samo, jak ja...
Nagle do mojej głowy zaczęły powracać wspomnienia. Otworzyłam szerzej oczy, a spod moich powiek wypłynęły słone łzy.
-Justin, to mi się śniło. To miejsce, ta koperta... - wychlipałam.
-Spokojnie, sny o niczym nie świadczą. - mruknął, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Justin, ty to otwórz. Ja nie mogę... - podałam chłopakowi białą kopertę, a on przełknął głośno ślinę.
Spuściłam głowę, słysząc dźwięk szeleszczącego papieru. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając zęby na dolnej wardze. W tym momencie, czekałam na swoje dalsze życie...
-O Boże... - wyszeptał Justin, siadając na krześle. Z jego ręki wyleciała biała kartka, opadając na podłogę. - To niemożliwe...
W tym momencie moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Drżącą ręką podniosłam z ziemi wyniki, mierząc wzrokiem małe literki.
Momentalnie zalałam się łzami, które zamoczyły kartkę. Opadłam na krzesło obok Justina. Nie mogłam opanować trzęsącego się ciała.
-Kurwa, nie wierzę w to. - zaklął Justin, kopiąc krzesło, które przewróciło się z hukiem. Podskoczyłam na swoim miejscu, obserwując, jak szatyn pociera dłońmi twarz i ciągnie z frustracją za końcówki swoich włosów.
-Ty wiesz, co to oznacza...? - wychlipałam, spoglądając na niego.
-Tak, kurwa, wiem. - warknął, zaciskając pięści. - Że jestem zakochany we własnej siostrze. Kurwa, ja sypiam z własną siostrą.
Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem.
-Przepraszam, kochanie. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptał, siadając na krześle obok mnie. Ułożył dłonie na moich biodrach,a następnie przyciągnął mnie do siebie, sprawiając, że usiadłam na jego kolanach.
-Justin, ty nie możesz być moim bratem. Po prostu nie możesz. - wyszeptałam, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Oplątał ramiona wokół mojej talii, mocniej wtulając moje ciało w swoje.
-Boże, dlaczego akurat moja matka musiała się pieprzyć z twoim ojcem. Mało było facetów w tym klubie? - warknął cicho. - Ja już teraz nie wiem, czy mam do ciebie mówić kochanie, czy... siostrzyczko...
Siedzieliśmy w takiej ciszy parę minut, aż w końcu przerwały ją dłonie Justina, ułożone na moim brzuchu.
-Jestem w ciąży z własnym bratem... - wyszeptałam przez łzy.
-Ja pierdole, to ja będę w końcu ojcem, czy wujkiem. - mruknął, łamiącym się głosem. - Kurwa, to jest pojebane...
-Justin, nie chcę tu siedzieć. Możemy już stąd jechać? - odsunęłam się od niego, ścierając z jego policzka jedną, samotną łzę.
-Oczywiście, skarbie. - odparł, po czym musnął moje usta.
Przez jego gest z moich oczu wypłynęło jeszcze więcej łez. Miałam świadomość tego, że jako rodzeństwo nie możemy się ze sobą spotykać, całować, kochać...
Nie możemy być razem, a to zabijało mnie od środka...
Wyszliśmy ze szpitala, kierując się do samochodu Justina. Chłopak otworzył przede mną drzwi, a ja zajęłam swoje miejsce, tępo wpatrując się w przednią szybę. Odpalił silnik i wjechał na drogę, prowadzącą do mojego domu. Przez cały czas siedzieliśmy w ciszy. Widziałam smutek, wymalowany na jego twarzy. A wiecie, co ja czułam?
Strach...
Strach i bezsilność...
Nie wiedziałam, jak teraz wyglądać będzie moje życie. Potrzebowałam Justina, jako mojego chłopaka i ojca moich dzieci, a nie jako mojego brata. My nie kochamy się jak rodzeństwo. Nasze uczucie jest dużo silniejsze. Nie potrafię go nawet opisać słowami...
Po jakimś czasie szatyn zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał się przed moim domem.
-Moi rodzice tu są. - wskazał na samochód, stojący na podjeździe.
Wysiadłam z auta i razem udaliśmy się do drzwi. Z moich oczu nie przestawały wypływać łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Nie po tym, czego się dowiedziałam.
-No i co? Wiecie już coś? - od progu przywitał nas głos mojego ojca. Udaliśmy się za nim do salonu, gdzie siedzieli nasi rodzice.
-Jesteśmy rodzeństwem. - powiedział Justin, oschłym głosem. Widziałam, że nie chciał ukazać swoich emocji przed wszystkimi. Starał się zatrzymać łzy, chociaż ja widziałam, że nie było to dla niego proste.
-O Boże... - szepnęła mama Justina, przykładając dłoń do ust.
Usiadłam na kanapie, na przeciwko dorosłych, a szatyn zajął miejsce obok mnie. Patrzyli na nas smutnym wzrokiem, przez co jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Nie potrzebowałam współczucia. Chciałam po prostu odzyskać Justina. Chciałam, żeby to wszystko okazało się jedynie snem, a nie chorą rzeczywistością.
-Maja... musisz usunąć ciążę. - do moich uszu doszedł niepewny głos, ale nie potrafiłam nawet powiedzieć, do kogo on należał.
-Nie zabiję własnych dzieci. - wychlipałam, łapiąc się za brzuch. Czułam, jak Justin obejmuje mnie ramionami, a ja tak po prostu miałam ochotę się w niego wtulić i żyć tak, jak dawniej.
Ale wiedziałam, że to niemożliwe...
-Maja, nie możesz urodzić dzieci własnego brata. Jedynym wyjściem jest aborcja. Trzeba to zrobić, zanim będzie za późno.
-I co? Mamy tak po prostu zabić własne dzieci? - warknął Justin, zaciskając pięści.
-A widzisz inne rozwiązanie? Maja jest twoją siostrą. Wy nie możecie być razem, nie możecie ze sobą sypiać, nie możecie mieć dzieci.
-Majka jest moją dziewczyną. Tylko wy wiecie, że jesteśmy rodzeństwem...
Spojrzałam na niego spod kurtyny rzęs, przecierając wierzchem dłoni załzawione oczy.
-Co chcesz przez to powiedzieć. - jego mama zmarszczyła brwi.
-Ja ją kocham i chcę z nią być. - odparł ostro.
-Nie możecie być razem. Jakbyś nie wiedział, to jest nielegalne.
-Ale ja, kurwa, nie potrafię tratować ją jak siostrę. Ona samym spojrzeniem mnie podnieca, więc o czym my w ogóle mówimy. To jest fizycznie niemożliwe. - podniósł lekko głos. Pogładziłam go po ramieniu, czując jak jego mięśnie się rozluźniają.
-Nie możecie się spotykać i koniec. - powiedziała moja mama. - Maja, usuniesz ciążę.
Momentalnie zerwałam się z kanapy i pobiegłam do siebie, na górę. Trzasnęłam drzwiami, po czym rzuciłam się na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Czułam, jak materiał pod moją głową robi się coraz bardziej wilgotny, przez łzy, wypływające litrami spod moich powiek.
Justin był dla mnie wszystkim. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Nosiłam pod sercem nasze dzieci, które kazali mi zabić...
Jak można zabić własne dzieci?
Nie mogłam tego zrozumieć. Nie usunę ciąży, chociażby mieli zaciągnąć mnie do lekarza siłą. Zrobię wszystko, żeby je uratować. One nie są niczemu winne. To ja przespałam się z własnym bratem, chociaż wtedy nie wiedziałam, że jesteśmy rodzeństwem.
Chwilę później drzwi od pokoju otworzyły się cicho. Justin wszedł do środka, podchodząc do mojego łóżka. Usiadł na jego skraju, sunąc dłonią po moich nagich udach.
-Justin, ja nie zabiję tych dzieci. Nigdy. - wychlipałam, przewracając się na plecy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wycierając z policzków łzy.
-Spokojnie, kochanie. Nie mogą cię do tego zmusić. - pogłaskał mnie po włosach, całując w czoło.
-Nie możemy się spotykać. Nie możemy ze sobą być... - wyszeptałam, obejmując swoimi dłońmi jego.
-Ale ja cie kocham. - jęknął cicho, a ja widziałam, że był bliski płaczu.
-Ja też cię kocham, Justin. - wplątałam palce w jego włosy, opierając swoje czoło o jego. - Najmocniej na świecie.
Spod jego powiek wypłynęło kilka łez, które starłam kciukami. Złożyłam delikatne pocałunki na jego powiekach, a następnie na czole. Objęłam jego twarz dłońmi, patrząc szatynowi głęboko w oczy.
-Jesteś moim bratem, Justin. Nie możemy, rozumiesz...?
Chłopak, ignorując moje słowa, momentalnie wpił się w moje usta, wplątując palce w moje włosy. Odwzajemniałam brutalny pocałunek, a z moich oczu wylewały się strumienie łez. Wiedziałam, że nie możemy tego robić, a jednak nie potrafiłam przerwać. Nie miałam wystarczająco dużo silnej woli, aby go od siebie odepchnąć. Zamiast tego pogłębiłam pocałunek, wprawiając w namiętny taniec nasze języki.
-Justin, ja jestem twoją siostrą... - wyszeptałam, kiedy oderwaliśmy od siebie nasze spragnione usta, aby zaczerpnąć powietrza.
-Wiem. - mruknął cicho, a następnie ponownie złączył nasze wargi.
Przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej, chcąc czuć każdą jego część. Opadłam delikatnie na poduszki, a Justin naparł na moje ciało. Jego dłoń błądziła po moim ciele. Uniósł lekko moją nogę, sprawiając tym samym, że był jeszcze bliżej mnie.
W jednym momencie chciałam płakać ze smutku i ze szczęścia. Miałam świadomość tego, że to co robimy jest złe, a dla wielu ludzi wręcz chore. Z drugiej jednak strony, czułam bliskość Justina. Czułam jego ciepłe wargi na swoich. Czułam jego miłość...
W tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka weszła moja mama, razem z mamą Justina.
Justin zsunął się ze mnie, stając na podłodze, a ja poprawiłam bluzkę, siadając na łóżku.
-Czy wy nie rozumiecie, że nie możecie być razem? - zaczęła pani Bieber, przez co momentalnie spuściłam głowę.
-A czy wy nie rozumiecie, że to jest silniejsze od nas? - warknął chłopak. - My się, kurwa, kochamy. Nie zaczniemy z dnia na dzień traktować się jak rodzeństwo.
-Justin, powinieneś stąd pójść.- powiedziała jego mama, łapiąc go za ramię.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - wyrwał się z jej uścisku.
-Nie możesz tu być. - tym razem jej głos brzmiał dużo ostrzej.
-Mogę, ponieważ Maja jest moją dziewczyną.
-Nie, ona jest twoją siostrą. - ponownie starała się go wyprowadzić z pokoju, jednak Justin wyszarpał swoją rękę, chcąc podejść do łóżka.
***Oczami Justina***
Kierowałem się w stronę blondynki, kiedy do pokoju wszedł mój ojciec, razem z ojcem Mai, czyli równocześnie z moim biologicznym ojcem.
-Jeremy, musicie go stąd wyprowadzić. - mruknęła moja mama, a ja poczułem uścisk na ramieniu.
-Zostaw mnie. - warknąłem, wyrywając się.
-Justin, uspokój się.
-Jak mam się, kurwa, uspokoić, skoro chcecie odebrać mi najważniejszą osobę w moim życiu!? - ryknąłem, przez co mama Mai oraz moja zadrżały.
Ponownie poczułem uścisk na ramieniu, tym razem z oby dwóch stron. Mężczyźni siłą wyprowadzili mnie z pokoju. Wkurwiony, zbiegłem schodami na dół, wychodząc z domu. Trzasnąłem drzwiami, kierując się do swojego samochodu. Wyjąłem z bagażnika butelkę wódki, po czym zająłem miejsce kierowcy. Wyciągnąłem z kieszeni spodni komórkę, a w oczach zebrały mi się łzy.
"Kocham cię, maleńka. I nigdy nie przestanę..."
Wysłałem sms'a do Mai, po czym odpaliłem silnik. Zjechałem z podjazdu, otwierając butelkę wódki. Wypiłem dwa łyki, trzymając szklany przedmiot w jednej ręce...
***
Zaparkowałem przed starymi barakami. Wyłączyłem silnik, po czym wysiadłem z samochodu, biorąc ze sobą butelkę, z której ubyło część zawartości. Z twarzą zalaną łzami wszedłem do środka. Nie przejmowałem się w tej chwili tym, czy kumple zobaczą mnie w takim stanie.
Wszystko miałem już w dupie...
Zastałem siedzących w środku Austina i Chrisa, z puszkami piwa w ręce. Ich wzrok niemal natychmiast wylądował mnie, a wyraz twarzy z wesołych zmienił się ma zdezorientowane.
-A tobie co się stało? - Austin uniósł brwi. - Tylko mi nie mów, że znowu ubzdurałeś sobie, że Majka puściła się z Dannym. - mruknął, po czym razem z Chrisem zaśmiali się cicho.
-Zabiłem skurwiela tydzień temu. - warknąłem, siadając pod ścianą.
-Sprzątnąłeś Danny'ego? - spytał Chris, na co skinąłem głową, a z moich oczu wypłynęły kolejne łzy.
-W takim razie co ci jest? - chłopaki patrzyli na mnie z lekką ironią w oczach.
-Życie mi się spieprzyło. - powiedziałem cicho, wpatrując się tępo w ziemię.
-A co? Majka nie chce się z tobą bzykać? - parsknęli śmiechem, wyprowadzając mnie tym z równowagi.
Rzuciłem, w połowie pełną, butelką wódki o ścianę, momentalnie wstając z miejsca. Szybkim krokiem podszedłem do Austina, przykładając mu broń do gardła.
-Ja pierdolę! Opanuj się człowieku! - krzyknął, odpychając mnie od siebie.
Ze wściekłością rzuciłem pistolet na ziemię, wybuchając płaczem. Oparłem się o ścianę i zsunąłem po niej, siadając na ziemi.
-Nie mogę być z Majką...
Chłopaki zmarszczyli brwi, kucając obok mnie.
-Dlaczego? - Austin poklepał mnie lekko po ramieniu. - Ty kochasz ją, ona kocha ciebie...
-Majka jest moją siostrą... - wyszeptałem, chowając głowę w kolanach...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Nie wiem, czy wam się to podoba, czy uważacie to raczej za chore, ale dla mnie TAKA miłość pomiędzy bratem, a siostrą jest przepiękna...
Wiecie, że zostały już tylko dwa rozdziały i epilog...?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania.
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Chciałam Was zaprosić na pięknego bloga/ opowiadanie. Jest właśnie o tym, co dla mnie jest piękne. O miłości, takiej, jak między chłopakiem, a dziewczyną, tylko że główni bohaterowie od początku wiedzą, że są rodzeństwem...
Czy ja płaczę? Boże.. tak ja płacze.. Proszę powiedz mi że to wszystko jest nieprawda.. oni nie mogą być rodzeństwem.. To jest NIEMOŻLIWE.. rozumiesz
OdpowiedzUsuńN I E M O Ż L I W E ... Proszę, błagam i wg,, niech to się okaże jebanym snem :(((
Oni nie wiedzieli że są rodzeństwem wiec muszą byc razem nooooooo
OdpowiedzUsuńPłacze.Przecież oni muszą być razem !
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział.Oni musza byc razem choć to chyba by wyglądało dziwnie w końcu sa rodzeństwem.
OdpowiedzUsuńwiedziałam
OdpowiedzUsuńJą po prostu nie umiem komentować twoich rozdziałów! Wow OMG<3
OdpowiedzUsuńświetny rozdzial xD chodz do tej pory nie mogę się uspokoic wyje jak male dziecko ;( oni musza byc razem nie mozesz ich rozdzielic...
OdpowiedzUsuńAwwww... Świetny rozdział!!!! Tylko szkoda ze oni są jednak rodzenstwem :'-(
OdpowiedzUsuńCzekam nn ;* <3
to nie prawda jej sie tylko to śni, oni nie są rodzeństwem
OdpowiedzUsuńPOWIEDZ, ŻE TO TYLKO SEN MAJKI LUB JUSTINA!!
O ja pierdole. Załamanie przechodzę. Jak nie wyprowadzka, to rozdział. Ja tu zaraz zawalu dostane. Biedna Maja i Justin oni się tak kochają, a z dnia na dzień dowiadują się ze nie mogą być razem. To smutne. Tyle ze sobą prześli. A Maja nie może usunąć dzieci, po prostu nie może.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie http://shwatyissexy.blogspot.com/
płaczę :c przecież oni musza być razem !
OdpowiedzUsuńnie ma innej opcji.
Ale przecież jako rodzeństwo nie mogą być razem
Czyli co rozumiem że za dwa rozdziały koniec opowiadania ? :(
/czytelniczkaa
Nie no. Nie !!!
OdpowiedzUsuńNie mogą być rodzeństwem. cholera..
Chociaż taka miłość również jest piękna i wspaniała <3
Jak matka może mówić jej żeby usunęła dziecko, czy ona jest normalna? pojebana !
Kocham gdy Justin tak o nią walczy <3
Znowu ryczę ! Znowu to zrobiłaś ! doprowadziłaś mnie do łez już chyba po raz 100000 !
Końcówka najbardziej wzruszająca i genialna jak całość rozdziału kochanie <3
Nie moge wciąż się pogodzić, że to już końcówka mojego ulubionego bloga !
chyba muszę już sobie zrobić zapasy chusteczek na koniec.. ;<
Nie chcę końca !
Kocham Cię <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Zawału prawie dostałam jak to czytałam xD czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńNapisz że to jest sen... Proszę... Oni muszą być razem ...
OdpowiedzUsuńOMG!
OdpowiedzUsuńnieee nieeee nieeee to nie moze byc koniec!! jejku ja tego bloga codziennie bym mogla czytac.. kuzwa i sie poplakalam.. kurcze czemu fajne blogi sie szybko koncza.. :(:(:(
OdpowiedzUsuńzapomnialam sie podpisac hehe @kasiulek981
UsuńCudowny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńJ A P I E R D O L E
OdpowiedzUsuńPrzeprwszam za słownictwo, ale inaczej nie da się tego określić :D Do końca miałam nadzieję, że jednak to okaże się nieprawdą :o kurczę, dalej nie mogę w to uwierzyć! Oj no weź, to nie może być prawda.xd
powiedz że to laboratorium się pomyliło ???????
OdpowiedzUsuńJezu płacze ;c
OdpowiedzUsuńTo nie może być prawda ;c
Czekam na nn <3
@scute4
Placze :c
OdpowiedzUsuńOMG <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com