czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 49...

 Jeśli jesteście wrażliwi, przygotujcie chusteczki...
W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosem, skapujących na ziemię, łez.
-Jak to siostrą...? - wyszeptał Chris.
-Po prostu, siostrą. Jestem zakochany we własnej siostrze, pieprzę się z własną siostrą i, kurwa, będę miał dzieci z własną siostrą.
-Ja pierdole, przecież to niemożliwe... - Austin przeczesał swoje włosy.
-Też tak myślałem, dopóki nie zrobiliśmy badań genetycznych. Wyszło jasno, że jesteśmy rodzeństwem.
-O kurwa... - zaklął Chris.
-Co ja mam teraz zrobić? - wydukałem przez łzy. - Nasi rodzice zabraniają nam się spotykać. Musieli mnie siłą odciągać od Majki. Ja ją kocham i chcę z nią być. Tak cholernie mocno...
-Nawet nie wiem, co mam ci powiedzieć, stary. - Austin pokręcił lekko głową.
-Jedyne, czym mógłbyś mnie pocieszyć, to powiedzieć, że to wszystko jest jakimś pieprzonym snem. Nie, ja nie potrafię uwierzyć w to, że nie możemy być razem. Kurwa, przecież ona jest moim pieprzonym ideałem! Pod każdym względem. Dlaczego Bóg aż tak mnie nienawidzi... - wziąłem puszkę piwa i otworzyłem ją, biorąc porządnego łyka. - Chyba się powieszę...
-Bieber, ogarnij się. To jeszcze nie koniec świata. - Chris poklepał mnie przyjacielsko po plecach.
-Kurwa, Majka jest całym moim światem! Nie możecie tego zrozumieć!? Dla mnie tylko ona się liczy! Nie, jako siostra, tylko jako dziewczyna...
Zauważyłem, jak Chris wyjmuje z kieszeni mały woreczek z kokainą i podaje mi go. Wysypałem jego zawartość na skraj dłoni i zacząłem powoli wciągać biały proszek, czując, jak na chwilę moje spięte mięśnie się rozluźniają. Narkotyk nie pozwolił mi całkowicie zapomnieć o problemach, ale przyniósł ukojenie, którego teraz najbardziej potrzebowałem.
Położyłem się na zimnym betonie, wpatrując się w sufit. Moje myśli biegały w mojej głowie, jednak nad żadną nie mogłem się skupić dłużej, niż przez pięć sekund. Przetarłem dłońmi twarz, przymykając powieki. Nie chciałem nawet dopuścić do siebie myśli, że mogę już nigdy nie pocałować Mai, nie kochać się z nią, nie być przy niej. To wszystko przerosło mnie.
Nie wiem, ile tak leżałem. Dziesięć minut, godzina, dwie, nie mam pojęcia. Narkotyki przestawały działać, przez co z oczu wypłynęły kolejne łzy. Wstałem z ziemi, łapiąc równowagę. Uderzyłem pięścią w ścianę, aby chociaż w niewielkiej części wyładował swój gniew.
-Gdzie idziesz? - spytał Austin, kiedy dotarłem do wyjścia z baraków.
-Do Majki. - powiedziałem, lekko bełkocząc.
Nie czekając na odpowiedź kumpli wyszedłem na dwór, udając się do swojego samochodu. Zająłem miejsce na fotelu kierowcy i odpaliłem silnik, a następnie wjechałem na leśną drogę.
***
Zaparkowałem na podjeździe przed domem mojej księżniczki. Wyszedłem z samochodu i skierowałem się do drzwi. Nie pukając, wszedłem do środka, zastając moich rodziców i rodziców Mai, rozmawiających w salonie. Kiedy tylko spojrzeli na mnie, przewróciłem oczami.
-Justin, nie możesz do niej przychodzić. - zaczęła moja mama, na co prychnąłem pod nosem.
-A kto mi niby zabroni. - starałem się powstrzymać lekko plączący się język.
-Jesteś pijany. - stwierdziła. - I może jeszcze naćpany, co?
-Dziwisz mi się? - warknąłem. - Chcecie odciągnąć mnie od dziewczyny, która jest dla mnie całym światem. Musiałem jakoś odreagować.
Skierowałem się w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro, jednak zatrzymał mnie uścisk na moich ramionach.
-Justin, zostaw ją. - mój ojciec razem z tatą Mai powstrzymywali mnie od pójścia na górę.
-Kurwa, chce się z nią tylko zobaczyć! Nie będziemy się przecież pieprzyć! - wyrwałem się mężczyzną, po czym wszedłem po schodach.
Po cichu otworzyłem drzwi od pokoju blondynki, zastając ją leżącą na łóżku, śpiącą. Spojrzałem na tabletki na szafce nocnej. Zrozumiałem, że Maja, tak samo jak ja, chciała chociaż przez chwilę o tym nie myśleć. Ja zatopiłem smutki w alkoholu i narkotykach, a ona w tabletkach nasennych, które na jakiś czas przeniosły ją do innej krainy.
Ukucnąłem obok jej łóżka, gładząc dziewczynę po włosach. Maja uniosła powoli powieki, spoglądając na mnie swoimi zaspanymi oczkami.
-To był tylko sen, prawda? - spytała cicho, przez co spuściłem głowę.
-Niestety nie. - wyszeptałem, opierając się o skraj łóżka.
Spod powiek blondynki ponownie zaczęły wypływać łzy, które otarłem kciukami, całując ją w czółko.
-Justin, przemyślałam to wszystko. - zaczęła, siadając na łóżku. - Skoro nie możemy być razem, ja już nie chcę żyć...
***
Z lekkim uśmiechem na ustach, chłopak złapał swoją dziewczynę, a zarówno siostrę, za rękę. Blondynka podniosła się z łóżka, udając się za szatynem w stronę wyjścia z jej pokoju. Zeszli schodami na dół, gdzie w salonie siedzieli ich rodzice.
-Gdzie wy idziecie? - mama dziewczyny posłała im pytające spojrzenie.
-Na spacer. - odparła Maja, tak samo jak chłopak, uśmiechając się delikatnie.
-Możecie nie trzymać się za ręce? - wtrąciła jego mama, przez co chłopak, wyraźnie chcąc zrobić matce na złość, przyciągnął do siebie blondynkę, całując ją w czółko.
Nie czekając na nic więcej wyszli z domu, objęci. Udali się w stronę parku. Kiedy znaleźli się wśród drzew, usiedli na jednej z ławek. Tak konkretnie, dziewczyna usiadła na kolanach chłopaka. Chcieli jeszcze przez chwilę czuć to szczęście, które towarzyszyło im przez ostatnie dwa miesiące. Już nie płakali. Teraz na ich twarzach gościły uśmiechy. Jedyne, czego chcieli, to być razem. Być razem bez względu na wszystko. Byli w sobie, wręcz szaleńczo, zakochani. Wiedzieli, że teraz ludzie uznaliby ich miłość za chorą, a nawet patologiczną. Jednak dla nich nie liczyło się nic, oprócz ich wzajemnej miłości. Wiedzieli również, że tylko w jeden sposób mogą być razem. Tylko w jeden sposób mogą czuć się szczęśliwi. Nie ważne, jaką będą musieli zapłacić za to cenę.
Nic już nie miało znaczenia...
Chłopak nie odrywał oczu od jej tęczówek. Były dla niego jak morze czekolady, w którym pływał, przy każdym spojrzeniu na tę drobną osóbkę, siedzącą na jego kolanach. Trzymając ją w swoich ramionach, czuł, że ma przy sobie cały swój świat. Ona była jego powietrzem, jego wodą. Była dla niego po prostu wszystkim.
W pewnym momencie szatyn wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę. Dziewczyna przyglądała mu się, kiedy on ukucnął przed ławką i zapalił zapalniczkę. Zaczął wypalać coś w drewnie, poświęcając się temu całkowicie. Po chwili uśmiechnął się do siebie, przejeżdżając palcami po wypalonym miejscu. Były to pierwsze litery ich imion, otoczone sercem. Spod powieki dziewczyny uciekła pojedyncza łza, tym razem ze szczęścia. Ich serca przejęły kontrolę nad umysłami. Zatracili się w tej chwili, przestali racjonalnie myśleć.
Blondynka wstała z ławki i delikatnie ujęła dłoń Justina. Skierowali się w stronę niewielkiego jeziorka. Usiedli na pomoście, przytuleni do siebie, wpatrując się w falującą wodę. Dziewczyna oparła się o ramię swojego chłopaka, jak i brata, wzdychając cicho.
Czuli się na prawdę szczęśliwi. Udało im się przezwyciężyć wszystko. Strach, bezsilność i smutek - to wszystko jest już za nimi. Wychodzą na długą prostą, którą kończy jedynie ciemność.
Nagle chłopak zsunął się z pomostu i wszedł do wody, która sięgała mu do pasa. Dziewczyna zaśmiała się, kiedy on ułożył dłonie na jej biodrach i podniósł lekko, opuszczając jej ciało do chłodnej wody.
Oboje nie przestawali się uśmiechać. Według nich, nie mieli już powodu do smutku.
Justin ułożył ciało Mai na tafli wody, podtrzymując je jedną ręką pod plecami dziewczyny, a drugą pod jej udami. Wpatrywał się z miłością w każdą część jej ciała, w każdą, nawet najmniejszą cząstkę jej duszy. Wiedział, że teraz będzie już łatwo. Nic nie stanie na drodze do ich szczęścia, a nie potrzebował niczego innego. Uwolnią się od problemów i zmartwień raz na zawsze. Przestaną odczuwać jakiekolwiek negatywne emocje, pogrążeni w ich wzajemnej miłości.
Po paru minutach wyszli z wody na brzeg. Wyszli z parku na zatłoczone ulice Las Vegas. Nie przejmowali się tym, że ludzie posyłają im dziwne spojrzenia. Ich ubrania były całe mokre, tak samo jak ich ciała. Jedyne, co było suche, to ich oczy. Nie było w nich widać łez, które jeszcze kilka godzin temu wypływały litrami.
Trzymali się za ręce, śmiejąc się i biegnąc po chodniku. Nie widzieli nikogo, poza sobą. Jakby wszyscy ludzie dookoła nagle zniknęli. Oni nie myśleli już racjonalnie. W tym momencie w ogóle nie myśleli.
Co jakiś czas do ich uszu docierały komentarze przechodniów, ale zdawali się ich nie słyszeć. Jedynym dźwiękiem, jaki wyłapywali było bicie ich serc. Biły dokładnie w takim samym rytmie, co do najmniejszych części sekundy.
W pewnym momencie doszli do wypożyczalni motorów. Chłopak spojrzał ukradkiem na swoją dziewczynę, uśmiechając się pod nosem. Wziął jeden z motorów, podając jakiemuś mężczyźnie plik banknotów. Zajął miejsce z przodu, a sam polecił Mai, aby usiadła za nim i mocno się trzymała.
Już po chwili pędzili z zawrotną prędkością po ulicach Las Vegas. Nie zwracali uwagi na zdenerwowanych kierowców, którzy rzucali w ich stronę wyzwiska.
Dziewczyna odchyliła się do tyłu, przymykając powieki przez rażące słońce. Mogła głęboko odetchnąć. Poczuła wiatr we włosach, przez co zyskała nową energię. Przytuliła się od tyłu do swojego chłopaka, składając delikatne pocałunki na jego plecach.
Po jakimś czasie szatyn zatrzymał się przed wejściem do najwyższego budynku w Las Vegas. Oparł motor o drzewo, po czym podniósł blondynkę, stawiając ją na ziemi. Ponownie splątali ze sobą swoje palce, czując dreszcze, wstrząsające ich ciałami. Weszli do budynku, kierując się w stronę schodów. Na każdym piętrze zatrzymywali się, aby wspominać najpiękniejsze momenty ich wspólnego życia. Stosunkowo krótkiego, lecz pięknego. Wracali myślami do ich pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku, pierwszej, wspólnie przeżytej, namiętnej nocy. W żadnym z tych momentów nie było czasu na smutek.
Tak, jak teraz...
Po kilkunastu minutach dotarli na najwyższe piętro. Skierowali się w stronę drabinki, prowadzącej na dach. Wyszli na dwór, czując silny wiatr. Oboje odwrócili się w stronę zachodzącego słońca, wciągając głęboko powietrze.
-Dziękuję, kochanie... - zaczął szatyn, kiedy podeszli do skraju dachu. Objął jej twarz dłońmi, patrząc głęboko w oczy. - Dziękuję, że mogłem się w tobie zakochać. Dziękuję za to, że byłaś przy mnie wtedy, kiedy cię potrzebowałem. Dziękuję, że pokazałaś mi, czym jest miłość. Nigdy nie czułem się tak, jak przy tobie. To ty otworzyłaś mi oczy i pokazałaś świat. Nie wiem, gdzie bym był, gdyby nie ty. Nie wiem, co by się ze mną stało. Znalazłbym się na dnie. - oboje utrzymywali na ustach delikatne uśmiechy.
-Ja też ci dziękuję, Justin. - wyszeptała blondynka. - Za to, że pokazałeś mi, co to znaczy być szczęśliwym. Dziękuję, że wkradłeś się do mojego serduszka. Dziękuję, że każdego dnia mogłam czuć się, jak księżniczka, w ramionach swojego księcia z bajki. Czułam, że jestem dla ciebie najważniejsza. - pogładziła szatyna po policzku, a on przymknął powieki, pod wpływem jej delikatnego dotyku.
-Dziękuję, że przy tobie czuję się jak w niebie. Jesteś moim słoneczkiem, kochanie. Moim centrum wszechświata. Dziękuję.
-Mogę cię o coś spytać? - uniosła pytająco brwi.
-Oczywiście, maleńka.
-O co chodziło z twoim kuzynem. Nie chciałam powracać do tego tematu, ale to nie daje mi spokoju. - wyszeptała w jego usta.
-Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć, skarbie. Zaufaj mi.
Dziewczyna skinęła głową, opierając swoje czoło o jego. Wpatrywali się w siebie przez dobre parę minut.
-Pierdolę to. - mruknął w końcu szatyn, po czym cholernie namiętnie wpił się w jej usta.
To był zdecydowanie najpiękniejszy pocałunek w historii wszystkich pocałunków. Był zarazem delikatny, jak i brutalny, wolny, jak i szybki. Namiętny, cudowny i... ostatni.
Podczas ich pierwszego pocałunku poznawali się, witali. Ten był pożegnaniem. Ostatnim dowodem miłości.
Ich uczucie było najsilniejszym na całym świecie. Nikt nigdy nie czuł czegoś takiego, jak oni. Ich miłość była wyjątkowa i niepowtarzalna. To tak jakby stali po dwóch stronach świata, a mimo wszystko usłyszą bicie swoich serc. Byli dla siebie idealni pod każdym możliwym względem.
W tym momencie nie czuli do siebie pożądania. Była tylko i wyłącznie miłość.
Przepiękna miłość...
Prawdziwa...
Taka, która zdarza się raz na milion.
Taka, która zostaje nawet po śmierci...
Po chwili oderwali od siebie swoje spragnione wargi, oddychając szybko. Chłopak oparł swoje czoło o jej, głaszcząc kciukami zaróżowione policzki nastolatki.
-Kocham cię, siostrzyczko... - wyszeptał w jej usta.
-Ja ciebie też, braciszku... - spod jej powieki wypłynęła jedna samotna łza. Szatyn zacisnął wargi, lecz nic to nie dało, a z jego oczu wypłynął maleńki strumień ciepłych łez. Przytulił ją do siebie, czując, jak ciało blondynki zaczyna drżeć.
-Jesteś moim aniołkiem, wiesz? - głaskał ją po włosach, całując każdą część jej zapłakanej twarzyczki.
Następnie uklęknął przed dziewczyną i ułożył dłonie na jej brzuchu. Ponownie z jego oczu wypłynęły łzy, tym razem było ich o wiele więcej. Podwinął lekko jej koszulkę, sunąc opuszkami palców po brzuchu dziewczyny.
-Przepraszam. - wyszeptał, składając na nim kilka pocałunków. - Rodzice bardzo mocno was kochają, ale nie potrafią tak dalej żyć. - tym razem spod powiek Mai wypłynął strumień łez. - Musimy to zrobić. Inni nie rozumieją uczucia, jakim się darzymy. - ponownie złożył serię pocałunków na skórze blondynki. - Nie chcieliśmy odbierać wam życia, ale nie możemy postąpić inaczej. To jest silniejsze od nas... - załamał się. Usiadł na betonie i rozpłakał się na dobre. Nie potrafił pohamować łez. To wszystko przerosło go psychicznie. Nigdy nie sądził, że będzie w takiej sytuacji. Pociągnął nosem i otarł łzy, a następnie ponownie ułożył dłonie na brzuchu Mai. Tam, gdzie znajdowały się jego, nienarodzone jeszcze, dzieci.
-Cholernie mocno was kochamy, ale nie możemy postąpić inaczej. Nie możemy być szczęśliwą rodziną. To nie wasza wina. Wy jesteście dowodem naszej miłości. Przepraszamy... - wytarł, zalaną łzami, twarz w koszulkę. - Nawet nie wiecie, jak to boli. Myśl o tym, że musimy wam to zrobić. Ale nie ma innego wyjścia. Tylko tak możemy oderwać się od tego świata i być szczęśliwi. Kochamy was najmocniej na świecie, jesteście dla nas tak cholernie ważni. - szatyn toczył ze sobą walkę. Chciał być szczęśliwy razem z Mają. Chciał tego, pragnął, jak niczego innego. Jednak z drugiej strony nie mógł dopuścić do siebie myśli, że swoim egoizmem pozbawi życia te dwie malutkie istotki. Nie potrafił ich ochronić.
I to bolało najbardziej...
-Przepraszam... - wyszeptał, po czym wstał i złapał Maję za rękę.
Dziewczyna spojrzała na niego ze łzami w oczach, a następnie skinęła głową, dając chłopakowi sygnał. Podeszli do skraju dachu, spoglądając w przepaść pod nimi.
-Kocham cię... - wyszeptali w tym samym momencie, robiąc krok w przód.
Czuli, że już za chwilę oderwą się od swoich problemów i zmartwień. Trafią do świata, w którym będą tylko oni, ich szczęście i ich miłość...
Parę sekund później ich dusze nie znajdowały się już wśród żywych. Przenieśli się do swojego własnego świata. Zabili się z miłości. Oddali życie, aby być razem. Chcieli być szczęśliwi. Razem, nie osobno. Wiedzieli, że tylko tak mogą połączyć się na wieczność. Jedynie śmierć mogła przynieść im szczęście. Dostali to, czego pragnęli najbardziej.
Dostali siebie...
I już nikt, nigdy ich nie rozdzieli...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Myślałam, że napisanie tego rozdziału pójdzie mi tak samo, jak pisanie innych.
Myliłam się...
Końcówkę pisałam i cały czas płakałam, a zwłaszcza jeden moment.
To straszne, kiedy ojciec żegna się z, nienarodzonymi jeszcze, dziećmi...
Nie wiem, może to ja się po prostu rozkleiłam, wiedząc, że to już końcówka the other side.
I powiem Wam, że jeszcze zanim zaczęłam pisać to opowiadanie, miałam dokładnie ułożony ten rozdział.
Po prostu...
PAMIĘTAJCIE, ŻE TO JESZCZE NIE KONIEC. CZEKA NAS JESZCZE ROZDZIAŁ 50 I EPILOG, KTÓRY, MOIM ZDANIEM, BĘDZIE CIEKAWY. MAM NADZIEJĘ, ŻE ZOSTANIECIE ZE MNĄ DO KOŃCA.
Zapraszam Was na mojego aska. Odpowiem na wszystkie Wasze pytania:
Ps. Chciałam Was zaprosić na świetne opowiadanie ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*
Nie miejcie mi tego za złe. Nie wszystkie historie kończą się happy endem...

22 komentarze:

  1. Jezu:'''( Rycze strumieniami. Piękny<3

    OdpowiedzUsuń
  2. kurwa mac rycze jak jakas pieprzona mala dziewczynka... Nie moge sie emocjonalnie po tym pozbierac... ale kurde dobrze ze chociaz po smierci beda szczesliwi xD a rozdzial rewelacyjny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże rycze jak głupie :'( to jest piękne <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Poryczałam się :'(

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez ciąg tego rozdziału próbowałam powtrzymac łzy. I jakoś mi się udało, ale jeszcze nie wiem na jak długo. Wiec do puki jeszcze nie zalewam się łzami i widzę klawiaturę, napisze: rozdział genialny, niesamowity i zaskakujący. Wszystkie te określenia oczywiście w pozytywnym sensie.
    Od dzisiaj zaczyna się moja strata, a wszystkie emocje które w tym momencie czuje są nie do opisania, tak jak ten rozdział. Na początku myślałam ze Maja urodzi dzieci i razem z Justin'em je wychowa, ale teraz w sercu czuje pustkę. Justin byłby niesamowitym ojcem, a Majka niesamowitą matką. Czekam z niecierpliwością na rozdział 50 i Epilog i na wszelki wypadek kupuje dwie tony chusteczek. Tez cie kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest najpiękniejszy i najbardziej poukładany blog ze wszystkich jakie chyba istnieją! OMG dopiero kiedy zeszli uśmiechnięci po schodach ogarnęłam się, co chcą zrobić :) Mimo, iż opowiadanie kończy się tragicznie, ja będę miała naprawdę cuuudowne i mile wspomnieni :* Choć myślałam, że to wszystko jednak okaże się nieprawdą :(

    OdpowiedzUsuń
  7. O moj Bieber... rycze. A ja nie placze, prawie nigdy. Mimo tego ze odrzuca mnie taka forma milosci partnerskiej, to... kurde no to jest cudne ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. to jest piękne :'( ryczę <3

    OdpowiedzUsuń
  9. JEDNO WIELKIE O MÓJ BOŻE !

    OdpowiedzUsuń
  10. ja pierdole. nie moge przestac ryczec. boze jak Justin się żegnał z dziećmi. Co prawda od samego początku ryczalam ale to mnie dobilo . Najbardziej emocjonalny rozdział ever. Na samą myśl że to już koniec rycze jak debil. Cholera do konca mialam nadzieje ze oni nie zabiją się . Cholera wszystko zamazane takze za błędy przepraszam. Jestes tak utalentowana. .. kocham cie ;*
    true-big-love-jb.blogspot. com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Naaajlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam!!!! Popłakałam się ... :'-( Czekam nn ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  12. O Boże nie.... Dlaczego???
    Najpiękniejsza historia o miłości wszech czasów......
    Uwielbiam je <3
    Czytając to trzęsłam się i płakałam :(
    To piękne że takie emocje towarzyszą przy czytaniu opowiadania <3
    czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  13. jejku cudowny wzruszający rozdział *.*
    przykro mi że to już koniec ;c
    byłam od początku i zostanę do końca <3
    Kocham Cię, mimo że Cię nie znam <3
    /czytelniczkaa

    OdpowiedzUsuń
  14. To było... boże brak mi słów.. płaczę.. nie mogę przestać.. Czekam na następny rozdział... ILY <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Przez cb boli mnie glowa! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. O Boże to było... Nie moge przestać płakać i ten moment jak on sie żegna z dziecmi i je przeprasza i... No nie mogę..
    Czekam na następny rozdział i idę dalej ryczeć haha ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. O boże! O matko! Rycze!

    OdpowiedzUsuń
  18. Jezu płacze ;c
    Brak mi słów na to co teraz czuje ;c
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  19. Płacze jak małe dziecko któremu nie chcą dać lizaka. Przepiękne <3 szkoda tylko że to powoli koniec :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Placz, lament i lzy <3

    OdpowiedzUsuń
  21. NO po prostu rycze jak szalona.
    Nigdy tak nie płakałam przy czytaniu bloga.
    Masz talent dziewczyno.
    Kocham cie <3
    http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad...To dużo dla mnie znaczy...