ROZDZIAŁ 7:
-No to co? Jeszcze dwa kółka?-zapytałam przyjaciółkę.
-Ok,ale potem idziemy na największe lody w mieście.-wydyszała Abby.
Postanowiłyśmy,że zaczniemy poranne bieganie.Jednak w naszym przypadku słowo "poranne" powinno zostać zamienione na "południowe".Otóż,zanim zebrałyśmy się z Abby była godzina 11:30,co oznaczało,że słońce świeciło najmocniej.Trudno biega się w takim skwarze...Pokonałyśmy jeszcze prędzej umówione dwa okrążenia i udałyśmy się do domu mojej przyjaciółki,której rodzice wyjechali na tydzień...Musiałyśmy to wykorzystać.Miałyśmy zaplanowaną wielką imprezę.Dodałyśmy na tweeterze wpis
"Hejka ludziska!!! Macie między 15 a 22 rokiem życia??? Jeśli tak,to zapraszamy na najgorętszą impreze tego lata!!! Przynieście ze sobą parę promili...
Małolaty"
Dodałyśmy jeszcze adres i godzinę.
Już parę minut później miałyśmy pełno odpowiedzi.
Weszłyśmy do domu Abby,po kolei wzięłyśmy prysznic i przebrałyśmy się w jakieś dresy.Była już 14:00,więc zabrałyśmy się za przygotowywanie domu.
Gdy posprzątałyśmy i pochowałyśmy rzeczy,które łatwo mogłyby ulec zniszczeniu,poszłyśmy na wielkie zakupy.Wybrałyśmy sklep,w którym bez większych problemów sprzedadzą nam alkochol.Oprócz tego kupiłyśmy jeszcze wszystkie niezbędne rzeczy na naszą szaloną imprezkę.Chciałyśmy,żeby ten dzień zapadł w nie tylko naszej pamięci,ale również wszystkich gości.Po powrocie do domu,porozstawiałyśmy kubki i alkochol,jak również miski z jedzeniem.Tak swoją drogą to nie pomyślałyśmy o sąsiadach Abby,którzy nie byli przyjaźnie nastawieni do jakiejkolwiek młodzieży,a już na pewno nie do imprezowiczów.
Po sprawdzeniu,czy na pewno niczego nie brakuje,poszłyśmy do pokoju Abby z zamiarem przebrania się.
Moja przyjaciółka zdecydowała się na kreację u góry obcisłą a na dole rozszerzaną na ramiączkach,a ja postanowiłam zaszaleć i ubrałam sukienkę bez ramiączek,ledwo zakrywającą tyłek...mówiąc prościej bardzą skąpą.Założyłyśmy do tego szpilki i zeszłyśmy na dół.Już na schodach usłyszałyśmy pierwszy dzwonek do drzwi,dzwonek oznaczający świetną zabawę.Podekscytowane podeszłyśmy do drzwi,otwierając je.W progu stało czterech chłopaków.Na oko mieli jakieś 18 lat i wyglądali na takich,którzy potrafili rozkręcić każdą imprezę.
-Siemano,dobrze trafiliśmy?-zapytał jeden z nich,mierząc nas wzrokiem-Czyli dobrze...jeżeli impreza będzie taka świetna jak wy,to nie kłamałyście mówiąc,że będzie to najgorętsza impreza.-dodał i oblizał usta patrząc na nas,wchodząc do środka.
-Jesteście pierwsi.Czujcie się jak u siebie.-powiedziała Abby,uśmiechając się.
-Powiedzieliśmy jeszcze naszym kumplom,że jest impreza,więc na pewno wpadną...-odparł inny.
-To świetnie! Im więcej ludzi,tym lepiej!-krzyknęłam,na co chłopacy się zaśmiali.
Podeszłam do wieży i puściłam muzykę na maksa,co zdecydowanie spodobało się naszym gościom.
Ludzi zaczęło przybywać,a impreza rozkręciła się na maksa.Spotkałam również parę osób od nas ze szkoły.Po paru przetańczonych piosenkach usiadłam na kanapie,żeby trochę odpocząć.Nagle pomyślałam o rodzicach i o ich reakcji gdyby zobaczyli mnie w tej sukience.Nie podobało im się,gdy patrzył na mnie jakiś chłopak,tata zawsze piorunował go wzrokiem.Tu,na imprezie,wielu gości wlepiało we mnie gały.Nie przejęłam się tym,a nawet,nie ukrywam,trochę mi się to podobało.Siedziałam jeszcze trochę,kiedy przysiadła się do mnie Abby,po skończonym tańcu z jakimś blondynem.
-Matko kochna...Jest odjazdowo !!!-wydyszała.
-Zgadzam się z tobą.-odpowiedziałam przekrzykując muzykę.
Rozejrzałam się po pokoju i uznałam,że zrobiłyśmy kawał dobrej roboty.Popatrzyłam na drzwi od pokoju i aż mnie zatkało,gdy w progu zobaczyłam...
***Oczami Justina***
Po tych wszystkich przejściach,postanowiliśmy się z Austonem zabawić.Znaleźliśmy w internecie zaproszenie na jakąś imprezę...Nie obchodziło nas jaka to impreza,gdzie i o której.Poprostu chcieliśmy iść i dobrze się bawić,nie myśląc o tym co nas otaczało,nie myśląc o ostatnich wydarzeniach.
Weszliśmy do domu,który z jakiegoś względu wydawał mi się znajomy,lecz nie poświęciłem temu większej uwagi.Weszliśmy do środka i aż zaniemówiłem,gdy zobaczyłem te wszystkie dekoracje..."małolaty" jak się nazwały,miały bardzo dobry styl i gust.Rozgościliśmy się,biorąc ze stołu piwo,potem drugie...impreza zaczęła nabierać kolorów.Nie żebym był pijany,ale zdecydowanie się rozluźniłem.Przetańczyłem z jakąś dziewczyną piosenkę.Była nawet ładna,ale nie jak..zresztą nie ważne.Wziąłem Austina i przeszliśmy na drugi koniec pokoju.
Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu kogoś znajomego,aż moje oczy natrafiły na kogoś,na kogo dawno już chciały wpaść.W rogu na jednej z kanap siedziała Maja rozmawiająca z Abby.Uśmiechnąłem się,widząc ubraną ją tak seksownie...W tym momencie ona spojrzała na mnie,a jej źrenice momemtalnie się rozszeżyły.Zaśmiałem się pod nosem i szturchnąłem Austina w bok,chcąc by popatrzył w tę samą stronę co ja.Podeszliśmy do nich z łobuzerskimi uśmiechami wymalowanymi na twarzy.
-Siema laski! Co tam słychać.Nie wiedziałem,że z was takie niegrzeczne dziewczynki...-popatrzyłem na nie,a właściwie na ich sukienki,bardzo skąpe sukienki,na piwo w ich rękach i ogólnie na salę i powiedziałem z typowym dla mnie,zadziornym uśmiechem.
-Czasem trzeba zaszaleć!-pisnęła Maja.Ta dziewczyna ma w sobie coś takiego...nie wiem jak to nazwać...
-Swoją drogą,to super impreza,no nie ?-wtrącił Austin.
Maja z Abby popatrzyły na siebie i nagle wybuchnęły śmiechem.
-Hmm...powiedziałem coś nie tak ?-zapytał zdezorientowany Austin.
-Dzięki za komplement...-odrzekła Abby.
Jak na zawołanie,zrobiliśmy zdziwione oczy.
-To nasza robota,nasza impreza,nasz styl i nasza szalona natura.-zaśmiała się Maja.
-Zaraz,zaraz...chcecie mi powiedzieć,że to wy użądziłyście tę imprezkę ???
-Chcemy i mówimy...
-Wow !-wytrzeszczyliśmy na nie oczy z niedowierzaniem.
Posiedzieliśmy z nimi trochę,gadając o głupotach.Zerknąłem na Austina,wymieniając znaczące spojrzenia.Wstaliśmy i ustawiliśmy się przed dziewczynami.
-Można prosić do tańca?
"Małolaty" niemal natychmiast się zgodziły.Wyszliśmy z kąta na środek pokoju.Akurat w tym momencie zaczęła lecieć spokojna,wolna piosenka.Poczułem się troszeczkę zakłopotany i zmieszany,zresztą nie tylko ja,bo Maja również spóściła wzrok wpatrując się w swoje szpilki.Nie wiedziałem jak mam się zachować.Nie byłem na to przygotowany.Zresztą o czym my wogóle mówimy.Ja nie umiem tańczyć! Postanowiłem jednak,że nie będę tchórzem.Nie mam nic do stracenia.Ostrożnie położyłem swoje ręce na talii Maji i przysunąłem ją do siebie.Ona chyba też zaczęła się powoli rozluźniać,kładąc mi dłonie na karku.Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej,powodując tym samym,że nasze ciała zaczęły się stykać,a my powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki,zapominając o całym otaczającym nas świecie...
***Oczami Maji***
Nigdy wcześniej nie czułam się tak jak teraz.Świat zawirował,a ja pomimo głośnej muzyki,słyszałam tylko bicie swojego serca.Patrzyliśmy sobie w oczy,nic nie mówiąc,skupiając się jedynie na rytmie piosenki.Trwaliśmy w tym stanie,aż ktoś koło nas głośno nie odkaszlnął.
-Sorki,że wam przerywam,ale piosenka dawno się skończyła,a wy zostaliście sami na środku pokoju.-powiedział Austin z lekkim rozbawieniem,które dało się słyszeć w jego głosie.
-Nie stary,wogóle nie przeszkadzasz...-odparł Justin sarkastycznie.
Zeszliśmy z parkietu,kierując się za Abby i Austinem.
Cały czas uśmiechałam się pod nosem.To co się przed chwilą wydarzyło,nie było przecież niczym wielkim,a dla mnie jednak coś to znaczyło.Nie wiem,może dziewczyny odbierają takie rzeczy inaczej,bardziej się wszystkim przejmują...A może to faktycznie coś znaczyło...
***
Małe rzeczy...Takie zdarzają się ciągle,praktycznie cały czas.Niby nie są niczym ważnym i znaczącym,lecz bez nich nie byłoby tych dużych,poważnych.Pierwsze spotkanie,niby nic takiego,lecz gdyby nie ono,nie byłoby żadnej miłosnej historii na świecie.Pierwsza rozmowa,może i o błahostkach,lecz od czegoś trzeba zacząć,aby nawiązać konwersacje.Pierwszy taniec...Z tym jest inaczej.Pierwszy,to ten magiczny,o którym pamięta się nawet w ostatnim dniu swojego życia.Wspólny rytm,który rozbrzmiewa tylko w ich głowach,wspólne kroki,które znają tylko oni i idealnie uzupełniające się bicie serc.Serc,które biją w tylko im znanym rytmie,które biją tylko dla nich i które nie przestaną bić,póki ich życie się nie skończy...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !
Mam nadzieję,że rozdział nie jest dla Was bardzo nudny...
Jeśli myślicie,że impreza się skończyła,to jesteście w ogromnym błędzie...
Dziękuję Wam za prawie 700 wejść na bloga.Jesteście kochani ! Oby tak dalej !
Pod ostatnim rozdziałem znalazłam tylko jeden komentarz,za który jestem bardzo wdzięczna jego autorce.Jednak chciałabym znaleźć tam wiecej Waszych opini,które są dla mnie naprawdę ważne.One motywują mnie do dalszego pisania...
Wystarczy mi krótka ocena rozdziału.Liczę na Was...
Następny rozdział pojawi się wkrótce...
Do następnego !
Pamiętajcie,że was kocham ;-*
Ps.Jest jeszcze parę spraw...
1.Jeśli macie jakieś pytania,zapraszam na mojego ask'a(zakładka na górze strony).
2.Jeśli nudzi Wam się i chcecie popisać,jestem chętna.
Mój numer gg: 48457509
3.Serdecznie zapraszam do czytanie polecanych przeze mnie opowiadań.Będzie ich przybywać i mogę Was zapewnić...są genialne ! (zakładka na górze strony)
4.Jeśli chcecie polecić swoje opowiadania,serdecznie zapraszam ( SPAM-zakładka na górze strony)
Kocham Was ;-*
czwartek, 29 sierpnia 2013
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Rozdział 6...
ROZDZIAŁ 6:
***Oczami Austina***
Siedziałem na korytarzu i z przejęciem czekałem,na dalczy ciąg wydarzeń.Dlaczego musiało się to przytrafić właśnie jej? Ona jest taka mała,taka bezbronna...Moje przemyślenia przerwał huk zatrzaskiwanych drzwi.Z pomieszczenia wyszedł Justin.Nigdy nie widziałem go takiego wkurzonego.Nie pytałem,o co chodzi,bo wiedziałem,że to nie jest najlepszy moment.Mój kumpel prawie że wybiegł ze szpitala,kontem oka zauważyłem,że wytarł łzy cisnące się do jego oczu.Byłem zdezorientowany.Przecież tu nie mogło chodzić tylko o Jazzy.Wtedy nie był by zdenerwowany.Poczekałem na rodziców Justina,którzy po chwili również wyszli z gabinetu.Pani Bieber płakała.Było widać gołym okiem,że jej smutek ma związek z nagłą zmianą nastroju jej starszego syna.O co do cholery jasnej mogło chodzić?Gdy Jaxon był już pod opieką rodziców,pożegnałem się z nimi i ruszyłem na poszukiwania Justina.Na pewno nie poszedł do domu,to było pewne.Zastanowiłem się nad tym chwilę i doszedłem do wniosku,że mój kumpel mógł pojechać do starych baraków,gdzie mieliśmy spotkania gangu.Oprócz nas nikt tam nigdy nie przychodził,więc Justin mógłby w spokoju przemyśleć wszystkie sprawy,wypłakać się...Wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem na baraki.Nie myliłem się.Czarne BMW mojego przyjaciela stało zaparkowane przy głównym wejściu.Podjechałem w to samo miejsce,zgasiłem silnik i wysiadłem.W barakach było jak zwykle ciemno,lecz ciszę,która zawsze tu panuje,przerywał cichy płacz.To był Justin...
***Oczami Justina***
Musiałem tu przyjechać.Musiałem to wszystko przemyśleć.Dlaczego nic mi nie powiedzieli,dlaczego to wszystko przede mną ukrywali?
Usłyszałem za sobą ciche kroki.Nie musiałem się oglądać,żeby wiedzieć kto za mną stoi.
-Dlaczego ja !?-wyrzuciłem z siebie,musiałem z kimś porozmawiać.-Nie dość,że moja siostrzyczka jest śmiertelnie chora,to jeszcze to.Jestem adoptowany...-wyszeptałem.Nie musiałem patrzeć na Austina,żeby poznać jego reakcję.-Moja...mama myślała,że nie może mieć dzieci.Zdecydowali się z tatą na adopcję.Nikomu o tym nie mówili,myśleli,że to nie wyjdzie na jaw.Lekkie komplikacje powstały gdy mama zaszła w ciążę.Nie wiedziała jak to się mogło stać.Potem druga ciąża...-zakryłem twarz w dłoniach.
Austin usiadł koło mnie.Nic nie mówił,po prostu był.Sam nie miałem pojęcia,jak tego potrzebowałem,właśnie w tym momencie.
Gdy już się uspokoiłem,przemyślałem wszystko,porozmawiałem z Austinem,postanowiłem wrócić do szpitala.Na korytarzu zastałem rodziców.Uśmiechnąłem się do nich blado,dając tym samym znak,że już mi przeszło.
-Co z Jazzy?-zapytałem.
-Właśnie trwa operacja.Jaxon został dawcą.
Po paru minutach z sali wyszedł lekarz.
-Operacja się udała.Mała musi zostać w szpitalu jeszcze pare dni.Potem będzie mogła wrócić do domu i przychodzić tylko na regularne wizyty.Można do niej wejść,tylko proszę zachowywać się cicho.-poinformował lekarz i odszedł.
Do Jazzy weszli moi rodzice.Posiedzieli tam około pół godziny.
-Justin,my jedziemy do domu.Musimy położyć małego spać.Możesz do niej wejść.-powiedział tata,trzymając śpiącego Jaxona na rękach.
Wszedłem po cichu do sali i zamknąłem drzwi.Usiadłem na krzesełku koło łóżka,a głowę położyłem na pościeli Jazzy.
-Jak ja cię kocham...-szepnąłem.Mała oczywiście mnie nie słyszała,jeszcze nie obudziła się po operacji.
Leżałem tak i myślałem o wszystkim,aż w końcu zasnąłem.
Rano obudziła mnie rozmowa...Austina z Jazzy.
Przyszedł do niej.Przyszedł bo się martwił.Jakie to słodkie...
-O!Justin,obudziłeś się.Zobacz co dostałam od Austina.-powiedziała i pokazała mi dwa białe,pluszowe misie,siedzące na czerwonej pluszowej poduszeczce w kształcie serca.Uśmiechnąłem się do kumpla,co on od razu odwzajemnił.
***
Minęło kilka dni.Jazzy wyszła ze szpitala i czuje się dobrze,a nawet bardzo dobrze.Ja pogodziłem się z tym,że moi opiekunowie nie są moimi biologicznymi rodzicami.Za jakiś czas postaram się ich odnaleźć,ale jeszcze nie jestem w stanie.To wszystko jednak mocno mną wstrząsnęło.Wiele nad tym myślałem.
Rodzice wytłumaczyli maluchom całą sytuację,a oni zrozumieli to...na swój sposób.Przez te parę dni ogromnym wsparciem był dla mnie Austin.Jestem mu za to naprawdę wdzięczny.Do mojej głowy wpadła również pewna...dziwna myśl,wspomnienie.Mianowicie,przypomniała mi się...Maya i te jej roześmiane oczy...Nie wiem dlaczego o tym pomyślałem,nie mam pojęcia...
***
"Miłość spytała przyjaźń:
-Po co ty istniejesz,skoro ja już jestem?
Przyjaźń odpowiedziała:
-Ja istnieję po to,by zostawiać uśmiech tam,gdzie ty zostawiasz łzy..." *
Przyjaźń...Chyba najsilniejsza z możliwych uczuć.Nawet miłość nie zawsze może jej dorównać.Dwa serca połączone miłością rzadko przetrwają rozłąkę,dzielącą je odległość,osoby trzecie,bądź ostre słowa.To uczucie wygasa,często tak szybko jak się pojawiło.W końcu,nie da się zliczyć,ile na świecie nieszczęśliwych par...
Z przyjaźnią jest inaczej.Gdy mamy kogoś,komu możemy zaufać i kiedy jesteśmy pewni,że przyjaciel nas nie zdradzi,życie staje się piękniejsze.Nawet największe piekło potrafi zamienić w różową bajkę.Ale czy zawsze ?...Od każdej reguły istnieją wyjątki...To opowiadanie jest tego przykładem...
Gdzie miłość zawiedzie,gorzkie łzy i żale.Z czasem jednak odejdą.
Gdy przyjaźń skończona...nic tego nie naprawi...Dożywotnia pustka w sercu...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
*Cytat na początku nie jest mojego autorstwa.Cała reszta,to wymysł mojej wyobraźni.Mam nadzieję,że się podoba...
Hejka kochani !
No i jest rozdział 6. Może być ?
Wiem,że krótki,ale więcej takich nie będzie,nie martwcie się...
Przepraszam Was,że nie dodałam go wcześniej,ale po dwóch miesiącach spotkałam się dzisiaj z przyjaciółką...no i tak jakoś wyszło...
Chciałam Was poinformować,że nie zawsze rozdziały będą dodawane codziennie.To zależy,czy starczy mi czasu...Wróciłam do domu i od razu mam pełno rzeczy na głowie,zaczynając od tego,że moja przyjaciółka pisze jutro poprawkę z matmy.TRZYMAJCIE KCIUKI ! PROSZĘ !!!
Jeśli wiecie,czy można zmienić kolejność postów (aby rozdział czwarty był pod piątym),pomóżcie !
Dziękuję wszystkim,którzy komentują moje starania...Jestem Wam naprawdę wdzięczna.
Dzięki temu wiem,czy komuś się to podoba.To dla mnie ważne...naprawdę...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps.Jeśli macie jakieś pytania zapraszam na mojego ask'a
Jeśli Wam się nudzi,albo po prostu macie ochotę popisać,znajdziecie mnie na gg.
Mój numer:48457509
***Oczami Austina***
Siedziałem na korytarzu i z przejęciem czekałem,na dalczy ciąg wydarzeń.Dlaczego musiało się to przytrafić właśnie jej? Ona jest taka mała,taka bezbronna...Moje przemyślenia przerwał huk zatrzaskiwanych drzwi.Z pomieszczenia wyszedł Justin.Nigdy nie widziałem go takiego wkurzonego.Nie pytałem,o co chodzi,bo wiedziałem,że to nie jest najlepszy moment.Mój kumpel prawie że wybiegł ze szpitala,kontem oka zauważyłem,że wytarł łzy cisnące się do jego oczu.Byłem zdezorientowany.Przecież tu nie mogło chodzić tylko o Jazzy.Wtedy nie był by zdenerwowany.Poczekałem na rodziców Justina,którzy po chwili również wyszli z gabinetu.Pani Bieber płakała.Było widać gołym okiem,że jej smutek ma związek z nagłą zmianą nastroju jej starszego syna.O co do cholery jasnej mogło chodzić?Gdy Jaxon był już pod opieką rodziców,pożegnałem się z nimi i ruszyłem na poszukiwania Justina.Na pewno nie poszedł do domu,to było pewne.Zastanowiłem się nad tym chwilę i doszedłem do wniosku,że mój kumpel mógł pojechać do starych baraków,gdzie mieliśmy spotkania gangu.Oprócz nas nikt tam nigdy nie przychodził,więc Justin mógłby w spokoju przemyśleć wszystkie sprawy,wypłakać się...Wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem na baraki.Nie myliłem się.Czarne BMW mojego przyjaciela stało zaparkowane przy głównym wejściu.Podjechałem w to samo miejsce,zgasiłem silnik i wysiadłem.W barakach było jak zwykle ciemno,lecz ciszę,która zawsze tu panuje,przerywał cichy płacz.To był Justin...
***Oczami Justina***
Musiałem tu przyjechać.Musiałem to wszystko przemyśleć.Dlaczego nic mi nie powiedzieli,dlaczego to wszystko przede mną ukrywali?
Usłyszałem za sobą ciche kroki.Nie musiałem się oglądać,żeby wiedzieć kto za mną stoi.
-Dlaczego ja !?-wyrzuciłem z siebie,musiałem z kimś porozmawiać.-Nie dość,że moja siostrzyczka jest śmiertelnie chora,to jeszcze to.Jestem adoptowany...-wyszeptałem.Nie musiałem patrzeć na Austina,żeby poznać jego reakcję.-Moja...mama myślała,że nie może mieć dzieci.Zdecydowali się z tatą na adopcję.Nikomu o tym nie mówili,myśleli,że to nie wyjdzie na jaw.Lekkie komplikacje powstały gdy mama zaszła w ciążę.Nie wiedziała jak to się mogło stać.Potem druga ciąża...-zakryłem twarz w dłoniach.
Austin usiadł koło mnie.Nic nie mówił,po prostu był.Sam nie miałem pojęcia,jak tego potrzebowałem,właśnie w tym momencie.
Gdy już się uspokoiłem,przemyślałem wszystko,porozmawiałem z Austinem,postanowiłem wrócić do szpitala.Na korytarzu zastałem rodziców.Uśmiechnąłem się do nich blado,dając tym samym znak,że już mi przeszło.
-Co z Jazzy?-zapytałem.
-Właśnie trwa operacja.Jaxon został dawcą.
Po paru minutach z sali wyszedł lekarz.
-Operacja się udała.Mała musi zostać w szpitalu jeszcze pare dni.Potem będzie mogła wrócić do domu i przychodzić tylko na regularne wizyty.Można do niej wejść,tylko proszę zachowywać się cicho.-poinformował lekarz i odszedł.
Do Jazzy weszli moi rodzice.Posiedzieli tam około pół godziny.
-Justin,my jedziemy do domu.Musimy położyć małego spać.Możesz do niej wejść.-powiedział tata,trzymając śpiącego Jaxona na rękach.
Wszedłem po cichu do sali i zamknąłem drzwi.Usiadłem na krzesełku koło łóżka,a głowę położyłem na pościeli Jazzy.
-Jak ja cię kocham...-szepnąłem.Mała oczywiście mnie nie słyszała,jeszcze nie obudziła się po operacji.
Leżałem tak i myślałem o wszystkim,aż w końcu zasnąłem.
Rano obudziła mnie rozmowa...Austina z Jazzy.
Przyszedł do niej.Przyszedł bo się martwił.Jakie to słodkie...
-O!Justin,obudziłeś się.Zobacz co dostałam od Austina.-powiedziała i pokazała mi dwa białe,pluszowe misie,siedzące na czerwonej pluszowej poduszeczce w kształcie serca.Uśmiechnąłem się do kumpla,co on od razu odwzajemnił.
***
Minęło kilka dni.Jazzy wyszła ze szpitala i czuje się dobrze,a nawet bardzo dobrze.Ja pogodziłem się z tym,że moi opiekunowie nie są moimi biologicznymi rodzicami.Za jakiś czas postaram się ich odnaleźć,ale jeszcze nie jestem w stanie.To wszystko jednak mocno mną wstrząsnęło.Wiele nad tym myślałem.
Rodzice wytłumaczyli maluchom całą sytuację,a oni zrozumieli to...na swój sposób.Przez te parę dni ogromnym wsparciem był dla mnie Austin.Jestem mu za to naprawdę wdzięczny.Do mojej głowy wpadła również pewna...dziwna myśl,wspomnienie.Mianowicie,przypomniała mi się...Maya i te jej roześmiane oczy...Nie wiem dlaczego o tym pomyślałem,nie mam pojęcia...
***
"Miłość spytała przyjaźń:
-Po co ty istniejesz,skoro ja już jestem?
Przyjaźń odpowiedziała:
-Ja istnieję po to,by zostawiać uśmiech tam,gdzie ty zostawiasz łzy..." *
Przyjaźń...Chyba najsilniejsza z możliwych uczuć.Nawet miłość nie zawsze może jej dorównać.Dwa serca połączone miłością rzadko przetrwają rozłąkę,dzielącą je odległość,osoby trzecie,bądź ostre słowa.To uczucie wygasa,często tak szybko jak się pojawiło.W końcu,nie da się zliczyć,ile na świecie nieszczęśliwych par...
Z przyjaźnią jest inaczej.Gdy mamy kogoś,komu możemy zaufać i kiedy jesteśmy pewni,że przyjaciel nas nie zdradzi,życie staje się piękniejsze.Nawet największe piekło potrafi zamienić w różową bajkę.Ale czy zawsze ?...Od każdej reguły istnieją wyjątki...To opowiadanie jest tego przykładem...
Gdzie miłość zawiedzie,gorzkie łzy i żale.Z czasem jednak odejdą.
Gdy przyjaźń skończona...nic tego nie naprawi...Dożywotnia pustka w sercu...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
*Cytat na początku nie jest mojego autorstwa.Cała reszta,to wymysł mojej wyobraźni.Mam nadzieję,że się podoba...
Hejka kochani !
No i jest rozdział 6. Może być ?
Wiem,że krótki,ale więcej takich nie będzie,nie martwcie się...
Przepraszam Was,że nie dodałam go wcześniej,ale po dwóch miesiącach spotkałam się dzisiaj z przyjaciółką...no i tak jakoś wyszło...
Chciałam Was poinformować,że nie zawsze rozdziały będą dodawane codziennie.To zależy,czy starczy mi czasu...Wróciłam do domu i od razu mam pełno rzeczy na głowie,zaczynając od tego,że moja przyjaciółka pisze jutro poprawkę z matmy.TRZYMAJCIE KCIUKI ! PROSZĘ !!!
Jeśli wiecie,czy można zmienić kolejność postów (aby rozdział czwarty był pod piątym),pomóżcie !
Dziękuję wszystkim,którzy komentują moje starania...Jestem Wam naprawdę wdzięczna.
Dzięki temu wiem,czy komuś się to podoba.To dla mnie ważne...naprawdę...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps.Jeśli macie jakieś pytania zapraszam na mojego ask'a
Jeśli Wam się nudzi,albo po prostu macie ochotę popisać,znajdziecie mnie na gg.
Mój numer:48457509
Rozdział 4
ROZDZIAŁ 4:
Leżałam na łące wśród milionów kolorowych kwiatów.
Słońce świeciło,ptaki śpiewały...było jak w raju.Po chwili zorientowałam się,że nie jestem tu sama.Koło mnie leżał...Justin.Jego czekoladowe tęczówki były we mnie wpatrzone,jak w obrazek.Leżeliśmy tak w ciszy,którą przerywały jedynie nasze oddechy.Nagle znikąd zerwała się burza,a ja...otworzyłam oczy.To sen,to tylko sen-mówiłam sobie.Lecz czy nie był on alegorią wydarzeń,które miały nastąpić?
-Wstawać śpiochy!-usłyszałam wesoły głos Austina.
Przeciągnęłam sie i głośno ziewnęłam.Zerknęłam na Abby,która zrobiła to samo.Powoli wywlekłyśmy się ze śpiworów i wyszłyśmy na dwór,mróżąc oczy.Słońce było już wysoko,co oznaczało,że jest koło 11:00.Chłopaki przyglądali nam się,a ja nie za bardzo wiedziałam o co im chodzi.Dopiero gdy usłyszałam,że Abby wybuchła śmiechem zorientowałam sie w czym rzecz.Otóż stałyśmy przed prawie nieznajomymi,starszymi od nas chłopakami w samej bieliźnie i prześwitujących koszulkach,które więcej odkrywały,niż zakrywały,a do tego te roztrzepane na wszystkie strony włosy...No tak,to nie mogło pozostać niezauważalne.Dołączyłam do śmiejącej się Abby,lecz nic więcej z tym nie zrobiłyśmy.Chłopaki widzieli nas przecież w strojach kompielowych,a zresztą ja nie miałam nic do ukrycia.Patrząc na miny naszych znajomych wywnioskowałam,że również nie mają nic przeciwko takim strojom.Podeszłyśmy do stolika przy którym siedzieli i zaczęłyśmy jeść śniadanie,czując na sobie wzrok chłopaków.
-Tak swoją drogą to łatwo poradziłyście sobie z tymi pijaczkami w parku...-zaczął rozmowę Justin.
-Co?...Aaa,tak,tak.Chodzimy z nimi do szkoły,dlatego poszło szybko.Poza tym,oni byli kpmpletnie nawaleni,ale...skąd wy o tym wiecie?-zapytałam z ciekawością.
-Siedzieliśmy akurat w kawiarni.Już chcieliśmy wam pomóc,ale same dałyście sobie radę.-zaśmiał się Austin.
Gadaliśmy tak jeszcze jakiś czas,lecz trzeba się było zbierać.Postanowiłam zadzwonić do faceta od którego pożyczyłyśmy kajaki.Umówiłam się z nim,że przyjedzie za godzinę.Przez ten czas ubrałyśmy się i złożyłyśmy namiot.Chłopaki uczynili to samo.Doiero teraz zorientowałam się,że są bez koszulek.Mój wzrok zatrzymał się na nagim torsie Justina,który,niestety ,musiał to zauważyć.
-Robi wrażenie,co?-zaśmiał się,na co ja poczułam lekkie skrępowanie.-Nie martw się,u ciebie co innego przyciąga wzrok...
Na moje szczęście,tę niezręczną dla mnie sytuację przerwał warkot samochodu właściciela kajaków.
-I jak się udał spływ?-zapytał.
-Znakomicie!-odpowiedziałyśmy z Abby.
-No to się cieszę.Wsiadajcie,a ja zapakuje kajaki.
-My odwieziemy koleżanki pod sam dom.Nie ma sensu żeby jechały pociągiem.-powiedział Justin spoglądając na mnie i na Abby,na co my przytaknęłyśmy.Szczerze,spodobał mi się ten pomysł.
Właściciel zabrał kajaki,a my pakowaliśmy bagaże do czarnego BMW.Gdy na polanie nic już nie było,zajeliśmy swoje miejsca.Justin za kierownicą,Austin od strony pasażera,a my z Abby z tyłu.Chłopaki włączyli radio i ruszyliśmy.Była pora obiadu,więc postanowiliśmy zatrzymać się w jakiejś restauracji.
Każdy zamówił,co chciał.Po skończonym posiłku,wróciliśmy do samochodu.Jechaliśmy jeszcze jakieś 10 minut,aż zobaczyliśmy tabliczkę z napisem Las Vegas.
-No to teraz dokładne adresy proszę.-powiedział Justin śmiesznym tonem.
-No nie wiem,nie wiem.-przyłączyłam się do żartów-A jak włamiesz się do mnie w nocy?
-Oj tam,oj tam...
Po tych słowach nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.Najpierw Justin odwiózł Abby, a potem jechał w kierunku mojego domu.Umówiłyśmy się z moją przyjaciółką,że nie zaszczycimy naszych rodziców opowieściami o nowych znajomych.Kontem oka zauważyłam,że Justin wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.Podał Austinowi,a potem sam wyjął szluga.
-Chcesz?-zwrócił się do mnie.
-Nie dzięki.-odpowiedziałam z niesmakiem.Byłam odwiecznym wrogiem palenia.
Po chwili podjechaliśmy pod mój dom.
-No to pa,laska.Fajnie było poznać.
-No hej.Mnie również.
Wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.Rodzice byli w domu.Zaczepili mnie,gdy tylko przekroczyłam próg domu.
-No i opowiadaj! Jak się udał wyjazd?-zapytała mama.
-Było świetnie! Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.-
miałam na myśli i spływ i to co działo się potem,lecz oszczędziłam rodzicom szczegółów...
Poszłam do siebie.Od razu wzięłam prysznic.Potem obejrzałam jakiś film.Nagle poczułam się strasznie zmęczona.W nocy nie udało nam się zbyt długo pospać.Chłopaki się upili i zachowywali sie...głośno,mówiąc delikatnie,a tak naprawdę darli się wniebogłosy.Po pijaku ludzie mają bardzo dobry chumor,a najlepsze jest to,że nic nie pamiętają...jak było z naszymi znajomymi.W nocy wpadli do rzeki,a my z Abby,pękając ze śmiechu,musiałyśmy ich wyciągać.Skończyło się tak,że zostałyśmy wciągnięte do wody.Chłopcy zataczali się na wszystkie strony.Musiałyśmy ich trzymać,żeby się nie utopili.Gdy w końcu,po długich błaganiach,wyszli z wody,byłyśmy zmuszone zaprowadzić ich do namiotu,bo nie chcieli nas póścić.Jak dzieci...Chcieli nawet,żebyśmy ich przebrały,ale na to już się nie zgodziłyśmy.Ogólnie było bardzo śmiesznie,lecz i tak,najlepsza z tego wszystkiego była reakcja chłopaków,gdy rano im o tym powiedziałyśmy.Z przepełnioną myślami głową,odpłynęłam w krainę snów...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Przepraszam,że nie dodałam nic wczoraj...
Dzisiaj na pewno będzie jeszcze rozdział 6...
Pamiętajcie,że Was kocham ;-*
Leżałam na łące wśród milionów kolorowych kwiatów.
Słońce świeciło,ptaki śpiewały...było jak w raju.Po chwili zorientowałam się,że nie jestem tu sama.Koło mnie leżał...Justin.Jego czekoladowe tęczówki były we mnie wpatrzone,jak w obrazek.Leżeliśmy tak w ciszy,którą przerywały jedynie nasze oddechy.Nagle znikąd zerwała się burza,a ja...otworzyłam oczy.To sen,to tylko sen-mówiłam sobie.Lecz czy nie był on alegorią wydarzeń,które miały nastąpić?
-Wstawać śpiochy!-usłyszałam wesoły głos Austina.
Przeciągnęłam sie i głośno ziewnęłam.Zerknęłam na Abby,która zrobiła to samo.Powoli wywlekłyśmy się ze śpiworów i wyszłyśmy na dwór,mróżąc oczy.Słońce było już wysoko,co oznaczało,że jest koło 11:00.Chłopaki przyglądali nam się,a ja nie za bardzo wiedziałam o co im chodzi.Dopiero gdy usłyszałam,że Abby wybuchła śmiechem zorientowałam sie w czym rzecz.Otóż stałyśmy przed prawie nieznajomymi,starszymi od nas chłopakami w samej bieliźnie i prześwitujących koszulkach,które więcej odkrywały,niż zakrywały,a do tego te roztrzepane na wszystkie strony włosy...No tak,to nie mogło pozostać niezauważalne.Dołączyłam do śmiejącej się Abby,lecz nic więcej z tym nie zrobiłyśmy.Chłopaki widzieli nas przecież w strojach kompielowych,a zresztą ja nie miałam nic do ukrycia.Patrząc na miny naszych znajomych wywnioskowałam,że również nie mają nic przeciwko takim strojom.Podeszłyśmy do stolika przy którym siedzieli i zaczęłyśmy jeść śniadanie,czując na sobie wzrok chłopaków.
-Tak swoją drogą to łatwo poradziłyście sobie z tymi pijaczkami w parku...-zaczął rozmowę Justin.
-Co?...Aaa,tak,tak.Chodzimy z nimi do szkoły,dlatego poszło szybko.Poza tym,oni byli kpmpletnie nawaleni,ale...skąd wy o tym wiecie?-zapytałam z ciekawością.
-Siedzieliśmy akurat w kawiarni.Już chcieliśmy wam pomóc,ale same dałyście sobie radę.-zaśmiał się Austin.
Gadaliśmy tak jeszcze jakiś czas,lecz trzeba się było zbierać.Postanowiłam zadzwonić do faceta od którego pożyczyłyśmy kajaki.Umówiłam się z nim,że przyjedzie za godzinę.Przez ten czas ubrałyśmy się i złożyłyśmy namiot.Chłopaki uczynili to samo.Doiero teraz zorientowałam się,że są bez koszulek.Mój wzrok zatrzymał się na nagim torsie Justina,który,niestety ,musiał to zauważyć.
-Robi wrażenie,co?-zaśmiał się,na co ja poczułam lekkie skrępowanie.-Nie martw się,u ciebie co innego przyciąga wzrok...
Na moje szczęście,tę niezręczną dla mnie sytuację przerwał warkot samochodu właściciela kajaków.
-I jak się udał spływ?-zapytał.
-Znakomicie!-odpowiedziałyśmy z Abby.
-No to się cieszę.Wsiadajcie,a ja zapakuje kajaki.
-My odwieziemy koleżanki pod sam dom.Nie ma sensu żeby jechały pociągiem.-powiedział Justin spoglądając na mnie i na Abby,na co my przytaknęłyśmy.Szczerze,spodobał mi się ten pomysł.
Właściciel zabrał kajaki,a my pakowaliśmy bagaże do czarnego BMW.Gdy na polanie nic już nie było,zajeliśmy swoje miejsca.Justin za kierownicą,Austin od strony pasażera,a my z Abby z tyłu.Chłopaki włączyli radio i ruszyliśmy.Była pora obiadu,więc postanowiliśmy zatrzymać się w jakiejś restauracji.
Każdy zamówił,co chciał.Po skończonym posiłku,wróciliśmy do samochodu.Jechaliśmy jeszcze jakieś 10 minut,aż zobaczyliśmy tabliczkę z napisem Las Vegas.
-No to teraz dokładne adresy proszę.-powiedział Justin śmiesznym tonem.
-No nie wiem,nie wiem.-przyłączyłam się do żartów-A jak włamiesz się do mnie w nocy?
-Oj tam,oj tam...
Po tych słowach nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.Najpierw Justin odwiózł Abby, a potem jechał w kierunku mojego domu.Umówiłyśmy się z moją przyjaciółką,że nie zaszczycimy naszych rodziców opowieściami o nowych znajomych.Kontem oka zauważyłam,że Justin wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.Podał Austinowi,a potem sam wyjął szluga.
-Chcesz?-zwrócił się do mnie.
-Nie dzięki.-odpowiedziałam z niesmakiem.Byłam odwiecznym wrogiem palenia.
Po chwili podjechaliśmy pod mój dom.
-No to pa,laska.Fajnie było poznać.
-No hej.Mnie również.
Wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.Rodzice byli w domu.Zaczepili mnie,gdy tylko przekroczyłam próg domu.
-No i opowiadaj! Jak się udał wyjazd?-zapytała mama.
-Było świetnie! Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.-
miałam na myśli i spływ i to co działo się potem,lecz oszczędziłam rodzicom szczegółów...
Poszłam do siebie.Od razu wzięłam prysznic.Potem obejrzałam jakiś film.Nagle poczułam się strasznie zmęczona.W nocy nie udało nam się zbyt długo pospać.Chłopaki się upili i zachowywali sie...głośno,mówiąc delikatnie,a tak naprawdę darli się wniebogłosy.Po pijaku ludzie mają bardzo dobry chumor,a najlepsze jest to,że nic nie pamiętają...jak było z naszymi znajomymi.W nocy wpadli do rzeki,a my z Abby,pękając ze śmiechu,musiałyśmy ich wyciągać.Skończyło się tak,że zostałyśmy wciągnięte do wody.Chłopcy zataczali się na wszystkie strony.Musiałyśmy ich trzymać,żeby się nie utopili.Gdy w końcu,po długich błaganiach,wyszli z wody,byłyśmy zmuszone zaprowadzić ich do namiotu,bo nie chcieli nas póścić.Jak dzieci...Chcieli nawet,żebyśmy ich przebrały,ale na to już się nie zgodziłyśmy.Ogólnie było bardzo śmiesznie,lecz i tak,najlepsza z tego wszystkiego była reakcja chłopaków,gdy rano im o tym powiedziałyśmy.Z przepełnioną myślami głową,odpłynęłam w krainę snów...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Przepraszam,że nie dodałam nic wczoraj...
Dzisiaj na pewno będzie jeszcze rozdział 6...
Pamiętajcie,że Was kocham ;-*
niedziela, 25 sierpnia 2013
Przepraszam...
Hejka !
Przepraszam Was bardzo,ale coś spieprzyłam i usunęłam rozdział 4...
Postaram się to jeszcze dzisiaj naprawić,ale prawdopodobnie rozdział 4 w kolejności będzie po piątym...
Jeszcze raz przepraszam,ale tak się dzieje,jak ją zabieram się za jakieś aktualizacje itp.
Do następnego...;-*
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział 5...
Siedziałem w domu z Austinem.Moi rodzice wyjechali,więc musiałem zająć
się rodzeństwem.Włączyłem im bajki w telewizji,a sam poszedłem do
drugiego pokoju,aby pogadać z kumplem.Mieliśmy bowiem mały kłopot.
-No i co zrobimy stary.Przecież nie zostawimy ich samych.-zaczął Austin.
Wiedzieliśmy o tym dobrze,lecz nie mogliśmy przełożyć zaplanowanego już od dawna spotkania z klientem.
-Nie ma wyjścia.Bierzemy ich ze sobą.Może nie skapną się,o co chodzi.-odpowiedziałem po krótkim namyśle
-No to postanowione.Musimy się już zbierać.
Poszliśmy do salonu.Ja wziąłem Jaxona,a Austin Jazzy na ręce i skierowaliśmy się do samochodu.Przypięliśmy dzieciaki i sami zajęliśmy miejsca.Po jakiś dziesięciu
minutach byliśmy już w umówionym miejscu,czyli w starej zajezdni na
obrzeżach miasta.
-Justin,po co tu przyjechaliśmy?-zapytała mnie Jazzy.
-Muszę tylko oddać coś koledze i wracamy.
Na nasze szczęście,nie zadawała już więcej pytań.
Wysiedliśmy z Austinem z samochodu,lecz on stanął przy masce,nie poszedł
dalej.Zawsze na spotkania chodziliśmy we dwóch,w razie gdyby klientom
zachciało się oszukiwać.Podszedłem do chłopaka z którym byłem umówiony.
-No Bieber…widzę,że z rodzeństwem przyjechałeś.Ile ma ta mała księżniczka? 4,5 lat? Szybko zaczyna…
-Lepiej się zamknij i bierz towar,bo nie ręczę za siebie...
-Spokojnie,już mnie tu nie ma.-zaśmiał się drwiąco.A tak w ogóle,Chris się nie zorientował ?
-Nie i tak ma zostać,mój drogi...-wysyczałem przez zaciśnięte zęby głosem pełnym jadu.
-Ale ty dzisiaj nerwowy...-odparł chłopak,a na jego ustach pojawił się blady uśmieszek.
-Przez...-zacząłem i skinąłem głową w stronę samochodu,w którym siedziało moje rodzeństwo.
-No spoko.Mam nadzieję,że następnym razem utniemy sobie miłą pogawędkę...-puścił do mnie oczko i zniknął za rogiem
budynku,a ja szybkim krokiem wróciłem do samochodu.Koleś jest nie do wytrzymania.To że jest gejem nie zmienia faktu,że ja nie jestem.Ciągle robi sobie nadzieje...
Wymieniliśmy z
Austinem znaczące spojrzenia,spoglądając na Jazzy,która zdawała się
rozumieć całą sytuację.Na szczęście o nic nie pytała,więc ruszyliśmy.Po
drodze odwiozłem Austina do domu,a Jaxona do kolegi.Zostaliśmy z Jazzy
sami.Posadziłem ją z przodu w samochodzie i zacząłem rozmowę:
-Słuchaj mała.Wiem,że zastanawiasz się,co miała oznaczać cała ta
sytuacja.Przepraszam ale nie mogę ci powiedzieć,wyłącznie ze względu na
twoje bezpieczeństwo.Mam tylko do ciebie prośbę.Nie mów nikomu o tym,co
widziałaś,dobrze?
Dziewczynka bez słowa pokiwała głową.
-Justin,włącz radio.-powiedziała po chwili,po czym poznałem,że nie
będzie zastanawiać się już nad minionymi wydarzeniami.Tak jak nakazała
Jazzy,włączyłem radio,a zaraz po tym wysłałem SMS-a do Austina,żeby
przekazać,że wyjaśniłem wszystko z siostrą.
Dojechaliśmy do domu po kilku minutach.Jazzy zaciągnęła mnie do swojego
pokoju i chciała,żebym pobawił się z nią lalkami.Zgodziłem się,ponieważ
wiedziałem,że i tak nie dałaby mi spokoju.
-Dzień dobry pani Jadziu.Czy zechce przyjść pani do mnie na herbatkę?-zaczęła moja siostrzyczka.
-Naturalnie,że tak.
-A ile pani słodzi?
-Dwie łyżeczki,proszę.Co u pani słychać?
-U mnie wszystko w po…-nagle urwała i zsunęła się z krzesełka na podłogę.
Z początku myślałem,że sobie żartuje,lecz gdy zobaczyłem,że się nie rusza,wpadłem w panikę.
-Jazzy! Co ci jest ???-zacząłem się drzeć.Gdy nadal się nie
ruszała,podniosłem ją szybko,lecz ostrożnie i zaniosłem do swojego
samochodu.Od razu skierowałem się do szpitala.Wniosłem ją na rękach do
środka.Byłem cały roztrzęsiony.Bałem się jak cholera.Nie miałem pojęcia
co się dzieje.W głowie układałem najczarniejsze scenariusze.Co się
dzieje z moją małą księżniczką.Chyba zaraz zwariuję.Co się dzieje
???-Moja siostra straciła przytomność.Zróbcie coś do cholery.-prawie
wykrzyczałem do jednej z pielęgniarek.Kobieta pokierowała mnie do jednej
z sali i kazała położyć Jazzy na łóżku.
-Powiedz teraz co się stało.Tylko się uspokój.
-Jak mam się uspokoić?!?!
-Chociaż się postaraj i opowiedz mi wszystko.
-No więc,bawiłem się z małą lalkami…i nagle spadła z krzesła na którym
siedziała.Nie reagowała,jak do niej mówiłem,to od razu przywiozłem ją
tutaj…
Pielęgniarka zapisała wszystko,a po chwili do sali wszedł lekarz.
-Czy siostra na coś choruje?-zapytał
-Nie.-odparłem krótko.
Po chwili zabrali nadal nieprzytomną Jazzy na jakieś badania.To było
okropne uczucie.Widzieć,jak zabierają gdzieś twoją siostrę,która nie
daje znaków życia…
-Niech pan poczeka na korytarzu.-usłyszałem głos kobiety.-Może podać panu środki uspakajające?
-Nie trzeba,dziękuję.-odpowiedziałem.Starałem się,żeby mój głos nie
zadrżał,lecz nie wiem czy mi się to udało.Zresztą,było mi wszystko
jedno.Teraz najważniejsza była Jazzy.
Postanowiłem jednak zadzwonić do Austina.
-Stary,nie wiem co teraz robisz,ale rzuć wszystko i odbierz Jaxona od kolegi,a potem przyjedź do szpitala dziecięcego.
-No jasne,ale co się stało?
-Teraz nie jestem w stanie rozmawiać.Opowiem ci jak przyjedziesz.-po
tych słowach rozłączyłem się,nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
Zdecydowałem się również poinformować o tym rodziców.Nie chciałem dzwonić,więc wysłałem tylko SMS-a.
„Przyjeżdżajcie szybko.Jazzy jest w szpitalu.Robią jej jakieś badanie.Jest nieprzytomna.Nie wiem co się dzieje…”
Wysłałem wiadomość i wyłączyłem telefon,bo wiedziałem,że zaraz zaczęłyby się telefony.
Usiadłem na krześle i czekałem.Czekałem i czekałem,aż wreszcie się czegoś dowiem.
Nagle na korytarz wpadł Austin z Jaxonem na rękach.
Co jak co,ale przyjaciela mam wspaniałego.Zawsze mogę na niego liczyć.I za to go kocham,jak brata.
-Stary co jest grane?
Opowiedziałem mu wszystko.Austin posadził młodego na krzesełku.Po paru
minutach Jaxon zasnął,a my nadal czekaliśmy w milczeniu.Widziałem,że mój
kumpel niepokoi się tak,jak ja.Był jedynakiem,a Jazzy była dla niego
jak młodsza siostra.Był wobec niej bardzo opiekuńczy,kochał ją.Naraz z
drzwi gabinetu
wyszedł lekarz,z miną,która zapowiadała najgorsze…
-Przykro mi.Pana siostra …ma raka szpiku kostnego.Pana siostra…choruje na białaczkę.
W tym momencie załamał się cały mój świat.Lekarz wyszedł,a
ja…rozpłakałem się jak małe dziecko.Nie potrafiłem się opanować.Łzy
spływały po moich policzkach,a ja nie potrafiłem ich powstrzymać.Nie
chciałem.Kontem oka zerknąłem na Austina,który…miał w oczach łzy.Starał
się je zamaskować,ale ja znałem go lepiej niż on sam siebie.Po jakiś
dziesięciu minutach zacząłem się powoli uspokajać.W tym momencie do
szpitala wparowali moi rodzice.Byli przestraszeni,a gdy moja mama
spojrzała na nas,na mnie i na Austina ,zaczęła płakać.Sama jeszcze nie
wiedziała dlaczego,ale to był impuls.
-Justin,co się stało.Wiesz już coś?-zapytał mój tata.
-Ona…ona jest…jest chora…na białaczkę.-wydusiłem przez łzy i znów zakryłem twarz w dłoniach.
Po chwili z sali znowu wyszedł lekarz.
-Państwo są rodzicami,tak? Życie państwa córki nie jest na razie
zagrożone,lecz konieczna będzie operacja.Przeszczep szpiku
kostnego.Któryś z braci Jazzy musi oddać szpik.
-Ja!-krzyknąłem,zanim lekarz zdążył dokończyć.
-Jest pan pełnoletni?
-Tak.
-W takim razie zapraszam za mną.
-Ale…-zaczęła mama,lecz nie dane było jej skończyć.
-Nie ma żadnego „ale”.Im szybciej,tym lepiej.-krzyknąłem do niej,odchodząc za lekarzem.
Po jakimś czasie wróciłem do swoich bliskich.Byłem już bardziej
opanowany.Największe wraże zrobił na mnie Austin,który cały czas
siedział w jednym miejscu.Musiało mu naprawdę zależeć.Usiadłem koło
niego.Po paru minutach z drzwi gabinetu wyszedł lekarz z niesamowicie
zdziwioną miną.
-Czy mogę państwa prosić do siebie.-powiedział.
-Austin,synku,zostań proszę z Jaxonem.-poprosiła moja mama.
-Oczywiście.-odpowiedział szybko.
Weszliśmy do pokoju za doktorem,który od razu przeszedł do rzeczy.
-Powiem wprost.DNA Justina nie jest w najmniejszej części zgodne z DNA Jazzy.To może oznaczać tylko jedno…
Moi rodzice spuścili głowy,a ja stałem ogłupiały,otępiały.Nie miałem pojęcia,o co chodzi…
-Ale mamo,tato,jak to?-zapytałem w końcu.
-Synku…-zaczęła moja mama,z nowymi łzami w oczach-chcieliśmy ci powiedzieć,ale nie wiedzieliśmy jak…
***
Niespodziewane informacje spadają na nas bez żadnej zapowiedzi.Uderzają w nas,przygniatając swoim ciężarem.Wielu ludzi załamuje się psychicznie,wpadają w depresję.Czy ten chłopak poradzi sobie z problemem,który spadł na jego barki ? Może...A poradzi sobie z następnymi...? 100 razy poważniejszymi...?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !
Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy...?
Od razu chciałam Was poinformować,że nie wiem czy uda mi się dodać jutro kolejny rozdział,ponieważ cały dzień spędzę w podróży...W razie czego,zajrzyjcie późnym wieczorem,może się pojawi...
Chciałam serdecznie podziękować za komentarze,a zwłaszcza osobie z nickiem believe...
Jestem Ci ogromnie wdzięczna za te słowa...I możesz być pewna,że nie przerwę tego opowiadania,ponieważ najbardziej zależy mi na końcówce...
Proszę Was o szczerą opinie,co sądzicie o rozdziale,bądź opowiadaniu.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeśli macie jakiekolwiek pytania,serdecznie zapraszam...
Kocham Was i do następnego...;-*
Ps.Zapraszam Was również do reklamowania swoich blogów w zakładce SPAM.
Wkrótce utworzę stronę z blogami-opowiadaniami,które ja czytam...a jest ich sporo...
czwartek, 22 sierpnia 2013
Rozdział 3...
Co się dzieje? Taka była moja pierwsza myśl gdy usłyszałam dźwięk
mojego budzika,który poprzedniego dnia nastawiłam na godzinę 8:00.
Zobaczyłam kontem oka,że Abby również się obudziła.
Oby dwie zwlekłyśmy się powoli z łóżka.
-Zapowiada się wielki dzień.-powiedziałam do przyjaciółki.Wtedy jeszcze nie wiedziałam,jak trafne było to stwierdzenie.
-No raczej!-odparła Abby z wielkim uśmiechem.
Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic.Potem rozczesałam
włosy,zostawiłam je rozpuszczone i,jak zwykle,przerzuciłam na jeden
bok.Po mnie do łazienki weszła Abby.Ja w tym czasie pościeliłam
łóżko.Pare minut później schodziłyśmy już z naszymi ogromnymi plecakami
po schodach.Zostawiłyśmy je w przedpokoju,a same udałyśmy się do kuchni
na śniadanie.Moi rodzice już tam siedzieli.Zjadłyśmy kanapki
przygotowane przez moją rodzicielkę i zaczęłyśmy się powoli zbierać.
-Dziewczynki,upewnijcie się czy wszystko wzięłyście.Macie ciepłe ubrania,ręczniki,wodę,jakieś jedzenie,i środek przeciw komarom?
-Tak,mamy wszystko,ale te ciepłe ubrania to się chyba niezbyt
przydadzą.Jest 27 stopni.Zamiast tego mogłabyś się zapytać czy mamy
namiot,śpiwory i karimaty,no ale po co…-odpowiedziałam ze śmiechem.
-No dobrze,już dobrze.To w takim razie uważajcie na siebie.Postarajcie
się znaleźć jakieś bezpieczne miejsce na nocleg…Idźcie już bo się
spóźnicie.
-Pa!-krzyknęłyśmy jeszcze na pożegnanie i zatrzasnęłyśmy za sobą drzwi.
-No…teraz to ja czuję się naprawdę wolna.-powiedziała Abby gdy byłyśmy dwie ulice dalej.
-Która godzina?-zapytałam,gdy zobaczyłam,że dziewczyna wyjmuje telefon.
-8:55
-No to mamy jeszcze 15 minut,spoko.
Plan był taki,że do miejscowości z której miałyśmy wypożyczyć kajaki dojedziemy pociągiem.
Gdy byłyśmy na dworcu,zegar wskazywał 9:05,a nasz pociąg czekał na nas
na peronie.Wsiadłyśmy do pustego wagonu i zajęłyśmy miejsca naprzeciw
siebie,przy oknie.
Po pół godzinnej drodze byłyśmy na miejscu.Wyjęłam z kieszeni dokładny adres wypożyczalni i podeszłam do jednego z przechodniów.
-Przepraszam,wie pani może jak dojść do wypożyczalni kajaków na ulicy…Sun Street?
-Tak,kochanie.Musisz iść tą ulicą do końca i w prawo.Potem na drugim skrzyżowaniu w lewo i będziesz na miejscu.
Udałyśmy się z Abby do wypożyczalni,zgodnie ze wskazówkami.Gdy
doszłyśmy,skierowałyśmy się od razu do faceta,który stał przy
zapakowanych już na samochód dwóch,jednoosobowych kajakach.
-Dzień dobry.Miałyśmy zarezerwowane na weekend dwa kajaki.
-A tak,tak.Już na was czekają.
Poszłam jeszcze tylko do biura zapłacić i wsiadłam do samochodu,który
miał nas zawieźć do punktu wodowania kajaków.Gdy dojechaliśmy na miejsce
pożegnałyśmy się z panem,umawiając się wcześniej,że jutro,kiedy
będziemy chciały wracać,zadzwonimy do właściciela.
Zostałyśmy same na pomoście.Przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i wsiadłyśmy do kajaków.
***Oczami Justina***
-Justin! Justin! Wstawaj!-usłyszałem radosny krzyk Jazzy.
-Co?Co się stało?-zapytałem całkowicie nieprzytomny.
-No siema stary…Ty jeszcze w łóżku???A ja myślałem,że to ja się spóźniam…-do pokoju wszedł Austin.
-O,siema.Która godzina?
-12:30.
-Ja pierdziele.A czuję się jakby była 9:00.
-Nie marudź tylko wstawaj,bo tych wszystkich piw nie zdążymy
wypić.-powiedział za śmiechem Austin,machając mi przed nosem zgrzewką z alkoholem.
-No,no,postarałeś się.W pierwszej szufladzie są kluczyki od auta.Idź od razu schować.
Austin wyszedł,a ja zacząłem się ubierać…
***Oczami Maji***
Płynęłyśmy już jakieś 3-4 godziny.Nie wiem dokładnie,bo telefon miałam
głęboko schowany.Zdążyłyśmy w tym czasie opisać z Abby wszystkich
chłopaków z naszej szkoły i wyszło nam,że nie ma tam żadnego super
przystojniaka.Płynęłyśmy jeszcze jakąś godzinę,kiedy uznałyśmy,że
jesteśmy już trochę zmęczone i bolą nas ręce.Zaczęłyśmy się rozglądać za
jakąś polaną z łagodnym wejściem do wody.W końcu udało nam się znaleźć
idealne miejsce.Wpłynęłyśmy na mini plażę i wyszłyśmy z
kajaków.Zabrałyśmy z nich plecaki i poszłyśmy się trochę rozejrzeć.Gdy
znalazłyśmy dobre miejsce,postanowiłyśmy rozbić tam namiot.W środku
ułożyłyśmy karimaty,a na nie rzuciłyśmy plecaki.Właśnie zabrałyśmy się
za wyciąganie z wody kajaków,gdy ma polanę wjechało czarne BMW…
***Oczami Justina***
Gdy byłem już gotowy,zszedłem na dół,gdzie moja mama rozmawiała z Austinem.
-Pięknie wczoraj wyglądałeś w tym garniturze.-powiedziała moja mama.
-Nie wydaje mi się…wyróżniałem się z tłumu…za bardzo się wyróżniałem.
-Kochanie,nie przejmuj się.Zresztą…dziewczynom podobają się faceci w
garniturach.-moja mama zabawnie poruszyła brwiami.-Nie wiesz ile ja bym
dała,żeby Justinek założył garnitur,a on jakby się bał,że ten garnitur
go ugryzie…
-Mamoo,ja się wcale nie boję…-oburzyłem się.
-Oj dobrze synuś,mam tylko nadzieję,że na swój ślub nie pójdziesz w dresie…
Pożegnaliśmy się z moją mamą i poszliśmy do garażu.Włożyliśmy do
bagażnika resztę bagaży.Otworzyłem drzwi od garażu i bramę,po czym
wsiadłem do samochodu,odpaliłem silnik i…ruszyliśmy.Nie należę do
ludzi,którzy przestrzegają przepisów,zresztą Austin też nie.Dzięki temu
byliśmy na miejscu po 20 minutach.Skręciliśmy w boczną,leśną
drogę.Jeszcze parę minut jechaliśmy prosto.Drzewa zaczęły się przerzedzać,a my w oddali zobaczyliśmy dwie laski w strojach kąpielowych
stojące przy namiocie.
-Ej stary,to nie są przypadkiem te dwie dziewczyny,które wczoraj w parku widzieliśmy?-zapytał Austin.
-No bez jaj…to one.Jedziemy tam…-odpowiedziałem zabawnie poruszając brwiami,na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
***Oczami Maji***
-Mamy towarzystwo…-powiedziałam do Abby.
Samochód podjechał bliżej i zaparkował w okolicach naszego
namiotu.Chciałam,żebyśmy ten weekend spędziły z Abby razem,same,bez
ludzi,bez innych…lecz szybko zmieniłam zdanie,gdy z auta wysiadło dwóch
chłopaków wyglądających na około 19-20 lat.Na pierwszy rzut oka można
było stwierdzić,że obydwoje są przystojni,lecz mój wzrok zatrzymał się
na szatynie,który wysiadł od strony kierowcy.Szczupły,fajnie ubrany,i do
tego te włosy postawione na żel…marzenie.Oj dobra,za bardzo się
rozmarzyłam,a tymczasem oni zaczęli iść w naszym kierunku.
-Hej laleczki.Możemy się przyłączyć.-zaczął szatyn.
Wymieniłyśmy z Abby znaczące spojrzenia,po czym jak na zawołanie odpowiedziałyśmy:
-No jasne,że tak.
-Jestem Austin.-przywitał się brunet.
-A ja Justin-podszedł do mnie drugi z chłopaków.
Miałam wrażenie,że przelotnie zmierzył mnie wzrokiem.
-Same tu jesteście?-zapytał Justin
-Trzeba się było chociaż na chwilę z domu wyrwać…-odpowiedziałam,na co chłopaki się zaśmiali.
Odeszłam od nich do kajaków,z zamiarem wyjęcia ich na brzeg.Muszę przyznać,że były dość ciężkie.
-Czekaj,czekaj kotuś.Nie przemęczaj się.-powiedział Justin chwytając za
jeden kajak.Wyciągnął go na brzeg z taką łatwością jakby ważyły tyle co
chusteczka.
Austin chwycił za kajak Abby i takim sposobem oby dwa leżały na trawie nieopodal namiotu.
-Wy też na weekend?-zapytała moja przyjaciółka.
-Tak.Taka pogoda nie mogła się zmarnować.-odpowiedział Austin na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Wiem,że kobiet się o to nie pyta ale…ile macie lat?
-15-odpowiedziałam bez zastanowienia.Nie widziałam sensu w tym,żeby kłamać.
Chłopaki zabrali się za rozstawianie swojego namiotu.
Gdy wszystko było gotowe, wymienili między sobą znaczące spojrzenia,co nie uszło mojej uwadze.
Nasi nowi znajomi,przebrani w kąpielówki podbiegli do nas.Austin Abby,a
Justin mnie zarzucił sobie przez ramię i wbiegli do wody.Ja i moja
przyjaciółka nie mogłyśmy powstrzymać się od śmiechu.Woda była zimna,co
chłopakom zdaje się w ogóle nie przeszkadzało.Justin cały czas mnie
łaskotał,a tym samym dotykał.Muszę przyznać,że podobało mi się to.
W końcu,po jakiś 20 minutach złapał mnie w talii i wyciągnął na brzeg.
Wieczorem siedzieliśmy jeszcze przy ognisku,które rozpalili nasi
towarzysze.Chłopaki zaopatrzeni byli w piwo,którym nas
poczęstowali.Wypiłyśmy z Abby po 1,5 piwa,ale nie byłyśmy
pijane.Opowiadaliśmy kawały,śmialiśmy się,wygłupialiśmy,jednym słowem
doskonale czułyśmy się w ich towarzystwie.
Nagle poczułam,że jestem strasznie zmęczona,zresztą nie tylko ja,bo Abby
też rozjeżdżały się oczy.Zaraz po tym poczułam,że Justin mnie
podnosi.Wziął mnie na ręce i zaniósł do namiotu.Po chwili Austin
przyniósł Abby.
-Dzięki,ale chyba byśmy doszły.
-Nigdy nic nie wiadomo…
Pożegnali się i poszli dopijać piwo.Do spania założyłam czystą bieliznę i
koszulkę na ramiączka.Nie zakładałam pidżamy,było za gorąco.Fajny
dzień- pomyślałam i … zasnęłam.
***Oczami Justina***
Zaniosłem Maje do namiotu i wróciłem z Austinem do ogniska.Maja…buzia
anioła,ciało modelki…Zobaczyłem kontem oka,że dziewczyny przebierają się
w namiocie.Nie no,nie będę taką świnią.Odwróciłem głowę w stronę
Austina.
-No to nam się udało…-zacząłem.
-Oj tak.Towarzystwo jest wyśmienite…Tak swoją drogą,to chyba spodobała ci się ta Maja…-Austin zabawnie poruszył brwiami.
-A tobie Abby.-zawtórowałem mu.
Skończyliśmy dopijać…któreś tam piwo.
-Dobra stary,trzeba się kłaść.-powiedziałem w końcu.
Poszliśmy do naszego namiotu.Przebraliśmy tylko kąpielówki na bokserki i
weszliśmy do śpiworów.Słychać jeszcze było śpiew świerszczy i szum
drzew.
***
Pierwsze spotkanie…niby nic specjalnego,a jednak.
Tych dwoje ludzi nie myślało wtedy,że połączy ich tak wiele,że ich drogi splotą się w jedną…
Teoretycznie,lepiej dla nich byłoby,gdyby się nigdy nie spotkali,lecz nie da się zmienić planu,który przygotowało nam życie...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !
Mam nadzieję,że rozdział chociaż trochę się podoba.Narazie to nic wielkiego,ale jakoś muszę wprowadzić Was,do mojej historii.
Zmieniłam kolor liter...Mogą być takie ? Jeśli nie,to podajcie kolor.Dostosuję się.To Wam ma się dobrze czytać...Przez przypadek zmieniłam coś w tle i muszę postarać się to naprawić...
Jak chodzi o komentarze...Jest ich mało,a nawet bardzo,ponieważ pod rozdziałem znalazłam jedynie 1 komentarz...To naprawdę zajmuje Wam chwilę,a mnie motywuje do dalszego pisania.Nie musicie się rozpisywać.Wystarczy mi krótkie zdanie co myślicie o rozdziale bądź opowiadaniu...
Jeśli podoba Wa się to co piszę,polecajcie to opowiadanie innym.Dla autorki najważniejsi są czytelnicy.
I odpowiadam na zadane pytanie:Wszystko co piszę,wszystkie "złote myśli" są mojego autorstwa...
Pamiętaj ! CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham Was i do następnego !!! ;-*
PS.:Jeśli chcecie polecić swoje blogi,śmiało piszcie w komentarzach.Uwielbiam czytać inne opowiadania,a zwłaszcza o Justinie...;-*
Ps.2:Rozdział 4 znajdziecie po rozdziale 5.
Przepraszam za utrudnienia...
Ps.2:Rozdział 4 znajdziecie po rozdziale 5.
Przepraszam za utrudnienia...
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział 1...
Bardzo się cieszę,że zdecydowałaś/eś się czytać mojego bloga.
Teraz (09.12.2013 r.) kiedy czytam początkowe rozdziały,łapię się za głowę i zastanawiam,jak ja mogłam tak strasznie pisać.
Za parę rozdziałów zmienia się długość rozdziałów i ogólnie cały styl,więc jeśli jesteś cierpliwa/y i wytrwasz tych pierwszych parę rozdziałów,obiecuję,że nie pożałujesz... ;-*
Ach,jak cudownie obudzić się wyspanym.Po raz pierwszy od...bardzo dawna.Zakończenie roku szkolnego.Ależ pięknie to brzmi,aż chce się żyć.Po całym roku nauki i stresów w szkole będzie można wreszcie odpocząć.Jednak jest pewien problem.Za dwa miesiące znowu zacznie się męczarnia...
Teraz (09.12.2013 r.) kiedy czytam początkowe rozdziały,łapię się za głowę i zastanawiam,jak ja mogłam tak strasznie pisać.
Za parę rozdziałów zmienia się długość rozdziałów i ogólnie cały styl,więc jeśli jesteś cierpliwa/y i wytrwasz tych pierwszych parę rozdziałów,obiecuję,że nie pożałujesz... ;-*
Ach,jak cudownie obudzić się wyspanym.Po raz pierwszy od...bardzo dawna.Zakończenie roku szkolnego.Ależ pięknie to brzmi,aż chce się żyć.Po całym roku nauki i stresów w szkole będzie można wreszcie odpocząć.Jednak jest pewien problem.Za dwa miesiące znowu zacznie się męczarnia...
Ja skupię się na tym,co jest teraz,czyli...O MÓJ BOŻE ! 09:15 !
Mam pół godziny do wyjścia.Świetnie,chociaż na zakończenie roku mogłabym się nie spóźnić...
Z tą myślą wstałam i podeszłam do szafy,w celu znalezienia ubrań na apel.To zbyt eleganckie,to za luźne,to niewygodne,a to...nie,na to nie mogę nawet patrzeć.Najpierw może zdecyduję w ogóle,czy zakładam spodnie,czy sukienkę.Ostatecznie zdecydowałam się na czerwoną sukienkę.Na górze śliski,a na dole zwiewny materiał będzie idealnie komponował się z czarną marynarką z również śliskiego materiału.Gdy byłam już ubrana,zeszłam na dół na śniadanie.Po skończonym posiłku,spojrzałam na zegarek,który wskazywał godzinę 9:35,co oznaczało,że miałam jeszcze 10 minut.Weszłam na górę i skierowałam się do łazienki z zamiarem umycia zębów.Nie malowałam się.Uważałam,że najważniejsza jest naturalność.Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone,przerzucając na jeden bok,czyli tak jak zwykle.Gdy uznałam,że jestem już w 100% gotowa,chwyciłam torebkę i zeszłam na dół.Założyłam jeszcze czarne szpilki i wyszłam z domu,zamykając go na klucz.Rodziców jak zwykle nie było.Chodzili do pracy na 7:00,a wracali po 16:00,więc często byłam sama.Nie przeszkadzał mi to,a wręcz przeciwnie.
Gdy doszłam do szkoły po około 15 minutach,w drzwiach ujrzałam moją siostrę,bratnią duszę,najcudowniejszą osobę na świecie.Podeszłam do niej i uśmiechnęłam się szeroko,co od razu odwzajemniła.
-I jak się czujesz,siostro.Za chwilę oficjalny koniec męczarni !-zaczęła moja przyjaciółka.
-Świetnie ! A jak mam się czuć ? W końcu będziemy mogły od tego wszystkiego odpocząć.-odpowiedziałam z entuzjazmem.
Po chwili usłyszałyśmy odgłos zbliżających się kroków.Zza drzwi wyłoniła się nasza wychowawczyni.
-Dziewczyny,wy jeszcze tutaj ? Wszyscy są już na sali.Pogadacie sobie później.Będziecie na to miały dwa miesiące.-powiedziała wychowawczyni i znów zniknęła za drzwiami.Swoją drogą,to miłe powitania,jak na ostatni dzień.Chwyciłam Abby za rękę i weszłyśmy do szkoły.
Apel,o dziwo,nie trwał zbyt długo.Dyrektorka chyba wreszcie zrozumiała,że my i tak jej nie słuchamy,a zwłaszcza w ostatnim dniu.Po części oficjalnej,odbyło się jeszcze rozdanie świadectw w klasach,ale to jak zawsze poszło szybko.Wyszłyśmy z Abby przed szkołę i razem,jak na zawołanie krzyknęłyśmy "WOLNOŚĆ"
Umówiłyśmy się wcześniej,że po zakończeniu pójdziemy na pizzę.Udałyśmy się więc do naszej ulubionej pizzerii.
-No to co ? Oficjalnie mamy już luz.-powiedziałam,gdy usiadłyśmy przy jednym ze stolików.
-Czekałam na ten moment cały rok ! -odrzekła Abby,otwierając swoje menu.
-Nie wiem jakim cudem udało nam się namówić rodziców na nasz
wyjazd.
-Też się dziwię,ale...to super ! Będziemy przez te dwa dni zupełnie same.
Jakiś czas przed zakończeniem roku,wymyśliłyśmy z Abby,że strasznie chciałybyśmy popłynąć same na spływ kajakowy,z noclegiem w namiocie na jakiejś polanie.Długo przekonywałyśmy rodziców,którzy cały czas powtarzali,że to niebezpieczne,że coś może nam się stać.Jednak w końcu się zgodzili,a my wyjeżdżamy...Jutro ! Niestety to tylko wypad na weekend,ale zawsze coś...
Po zjedzeniu poszłyśmy jeszcze na spacer do parku,gdzie spotkałyśmy...no tak,to było do przewidzenia.Nasi koledzy oblewający zakończenie roku.Musieli być już po paru piwach,bo nie mówili zbyt wyraźnie,raz po raz zataczając się na boki.
-Hej laski ! Może się przyłączycie.-krzyknął Matthew.Trudno było go zrozumieć,ponieważ bardziej przypominało to bełkotanie niż mówienie.
-Nie,dzięki.-odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem,widząc,jak Jerry spada z ławki.
-Ej no,mała.Jedno piwo Ci nie zaszkodzić.-Matthew nie dawał za wygraną.Podszedł do mnie i objął w pasie.
-No bez przesady.Łapy przy sobie !-moja reakcja była natychmiastowa.
-Dobra Mat.Zostaw je.Nie chcą,to trudno.-powiedział Luke.-Nie wiecie,co tracicie !-krzyknął za nami,gdy skierowałyśmy się w stronę wyjścia z parku.
-Co za idioci.Nie minęły nawet dwie godziny od zakończenia,a ci już są kompletnie nawaleni.-zaśmiałam się.
-Faceci...-westchnęła Abby,na co obie się zaśmiałyśmy.
-No dobra,to co robimy.Pamiętaj,trzeba się spakować.
-To może najpierw chodźmy do mnie.Pomożesz mi się spakować,a potem pójdziemy już prosto do ciebie.
Jak postanowiłyśmy,tak zrobiłyśmy.Pakowanie rzeczy Abby zajęło nam około 1,5 godziny.Gdy skończyłyśmy była 15:00.Zeszłyśmy więc na dół pożegnać się z rodzicami Abby,ponieważ wcześniej ustaliłyśmy,że moja przyjaciółka będzie nocować dzisiaj u mnie.Mieszkam jakieś 10 minut drogi od domu Ab,więc koło 15:20 byłyśmy u mnie.Nie zastałyśmy moich rodziców,co oczywiście nie było dla nas zdziwieniem.Poszłyśmy do mojego pokoju.Spakowałam się,tak jak moja przyjaciółka,w duży plecak.Pakowanie moich rzeczy trwało troszkę dłużej,ponieważ musiałyśmy znaleźć jeszcze namiot,karimaty i śpiwory.Po upewnieniu się,że spakowałyśmy już wszystko,zeszłyśmy na dół,gdzie siedzieli moi rozdzice.
-Cześć dziewczynki.-przywitała nas moja mama.Zawsze tak się do nas zwracała,a nas to za każdym razem rozśmieszało.-Nie chcieliśmy wam z tatą przeszkadzać.Jesteście gotowe?
-W 101% !-odpowiedziałyśmy razem,po czym wszyscy zaczęli się śmiać.
Z rodzicami siedziałyśmy jeszcze jakiś czas.Gdy zrobiło się już dość późno poszłyśmy na górę.Wpierw ja,a potem Abby wzięła prysznic.Przebrałyśmy się w piżamy i położyłyśmy do łóżka.Znałyśmy się od 15 lat,więc od urodzenia,a i tak nigdy nie brakowało nam tematów do rozmów.Gadałyśmy więc jeszcze jakieś 2 godziny,lecz uznałyśmy,że najwyższa pora iść już spać.Musiałyśmy nabrać sił przed nadchodzącym weekendem.W końcu,nigdy nie wiadomo,co wydarzy się jutro...
***
Jutro...nikt nie wie,co wydarzy się jutro.Ludzie mają różne plany,lecz kto wie,czy los nie spłata figli i nie wydarzy się coś nieprzewidzianego.Wielu ludzi na stwierdzenie "Jutrzejsze wydarzenie odmieni Twoje życie" wyśmiałoby to,nie uwierzyliby.Lecz czy tak nie może się stać?
Wypadek,choroba,niesamowite spotkanie,czy parę słów za dużo może przynieść nieodwracalne skutki.
Ta dziewczyna należała do osób,którzy nie zastanawiają się nad tym,co wydarzy się jutro.A może powinna...? Może powinna pomyśleć,że jej życie może się diametralnie odmienić ?
Nie.Nawet gdyby się nad tym zastanawiała,nawet gdyby wzięła to pod uwagę i tak nie mogła przewidzieć tego,co miało wydarzyć się wkrótce...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Taak ! W końcu udało mi się dodać...(nie patrzcie na godzinę podaną na dole,bo tam jest coś zjebane;aktualnie jest 00:00...)
Wiem,że nie tego się spodziewaliście i pewnie Was trochę zawiodłam.Niestety,takie są początki opowiadań...Z czasem akcja zacznie się znacznie rozkręcać...(Mam napisane wiele rozdziałów do przodu,więc wiem co,kiedy,jak i gdzie :P) Każdy następny rozdział jest pisany coraz lepszym stylem. Po prostu nie chciałam już zmieniać początku,który nie za bardzo mi się podoba,no ale cóż...Jest taki...pospolity...
Mam nadzieję,że nie zniechęcicie się i zostaniecie ze mną.Pomysł na to opowiadanie spadł na mnie jak grom z jasnego nieba,a właściwie to słowa przed ostatniego rozdziału..Wiecie,że mam już zaplanowany epilog..? Dobra,nic więcej nie zdradzam.
Wkrótce powinien pojawić się rozdział 2.Proszę..nie przekreślajcie mnie po pierwszym rozdziale.Akcja nie może rozkręcać się od samego początku.
Dziękuję za Wasze komentarze.Jestem Wam niezmiernie wdzięczna...
Zajrzyjcie koniecznie,na blogi dwóch czytelniczek:
sztukiibanialuki.bloog.pl
modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com
Pamiętaj !
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Liczę na Was i Wasze komentarze...
Jakieś pytania ? Zapraszam !
http://ask.fm@Paulaaa962
Do następnego ! Kocham Was ;-*
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Bohaterowie...
Maja Greyson
"Byłam zwykłą piętnastolatką.Miałam beztroskie życie,jak większość osób w moim wieku.
Nie zastanawiałam się,jak wyglądać będzie moja przyszłość.
Żyłam chwilą.Byłam typową marzycielką.Miałam bardzo dobry kontakt z rodzicami.
Wszystko się zmieniło,gdy na swojej drodze spotkałam jego..."
Justin Bieber
"Nie obchodziło mnie,co myślą o mnie inni.Miałem 19 lat i mogłem robić co chciałem.
Niebezpieczeństwo i ryzyko to moje drugie imię.
Jednak było coś,co szanowałem ponad wszystko.Rodzina.Rodzina,a zwłaszcza moje młodsze rodzeństwo,które kochałem najbardziej na świecie.
Myślałem,że tak już będzie zawsze,lecz w moim życiu pojawiła się ona..."
Abby Mayer
"Byłam przyjaciółką Maji.Znałyśmy się od urodzenia.Traktowałyśmy się jak siostry.
Mówiłyśmy sobie o wszystkim.Potrafiłyśmy godzinami rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Lecz pewnego dnia..."
Austin Mahone
"Byłem najlepszym kumplem Justina.Byliśmy jak bracia.Znaliśmy się od urodzenia.
Razem wplątaliśmy się w to bagno,z którego chyba nie da się wyjść.Justin chciał spróbować,ja głupi się zgodziłem.Do tej pory wszystko szło gładko.
Lecz pewnego dnia..."
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani !!!
Jak obiecałam,dodaję bohaterów.Przepraszam,że tak późno,ale moje życie rozpoczyna się po 20...(jak chodzi się spać o 4:00...:P)
Jeszcze raz przepraszam,że najpierw dodałam prolog,a dopiero później bohaterów,ale cóż...sprzęty elektroniczne też mogą zastrajkować.
Chciałam z całego serca podziękować tym osobom,które skomentowały mojego bloga...
stay- dziękuję bardzo,doceniam to,że chłopaki również wchodzą na takie blogi...;-* Kocham Cię...xD
Ulaa Polska-jesteś wspaniała,już Ci dziękowałam,ale robię to jeszcze raz,ponieważ dużo dla mnie znaczysz i to co sądzisz o moim opowiadaniu. Kocham Cię...xD
Monii Sz.-naprawdę Ci dziękuję i gratuluję wspaniałego bloga Kocham Cię...xD: http://imagesoflovee.blogspot.com/ -zajrzyjcie koniecznie !!!
Bukowina-dla mnie liczy się każdy komentarz,przyjmuję każdą krytykę.Najważniejsza jest szczerość i mogę zapewnić,że mam dobry pomysł.Liczę na to,że skomentujesz również następne...
Pamiętajcie,że jeśli podoba Wam się to,co piszę polecajcie moje opowiadanie! Mam nadzieję,że jutro uda mi się dodać rozdział 1...
I pamiętaj !!!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
To dla mnie naprawdę ważne...
Kocham Was i do następnego ;-*
I jeszcze jedno...
Założyłam aska,więc jeśli macie jakieś pytania,chętnie na nie odpowiem...
http://ask.fm/Paulaaa962
Prolog...
Czy gdyby się wtedy nie spotkali,wszystko tak by się potoczyło?
Czy gdyby nie spojrzeli sobie głęboko w oczy,ich życie wyglądałoby tak,jak wyglądało?
Czy gdyby nie wpadli na siebie całkowicie przez przypadek,czuliby do siebie to,co nikt,nigdy,do nikogo nie czuł?
Takich pytań jest wiele.Takie pytania można by zadawać cały czas,lecz nie prowadzą do niczego,ponieważ odpowiedź jest tylko jedna.Tak,miłość połączyłaby tych dwoje ludzi,ponieważ takie było ich przeznaczenie...
No właśnie.Przeznaczenie.Jedno słowo,a znaczy tak wiele.Czasem wznosi na szczyt,a czasem ściąga na dno...
Nikt tak naprawdę nie wie,jak wyglądać będzie jego przyszłość.
Nikt nie wie,jak potoczy się jego los.
Tych dwoje wyobrażało sobie swoje życie całkowicie inaczej,lecz niczego nie żałowali.Wiedzieli,że tak poprostu musiało być i przez te parę chwil poczuli się spełnieni,nie potrzebowali do szczęścia niczego więcej.Mieli siebie,więc mieli wszystko...
Historia nastoletnich ludzi.Z pozoru szczęśliwa,lecz wszyscy dobrze wiemy,jak pozory mogą mylić.Może i byli szczęśliwi,lecz krótko.Potem stało się coś,czego nikt nie mógł przewidzieć.
A co było tego powodem ?...Miłość...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
No i jest prolog.Jak Wam się podoba ?
Przepraszam,że najpierw dodałam prolog,a dopiero jutro będą bohaterowie,ale miałam problem z dodaniem zdjęć,na których bardzo mi zależy...
Mam nadzieję,że zaciekawiłam Was tym wstępem.
Jeśli podoba Ci się to,co piszę,polecaj innym.
I pamiętaj :
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
To dla mnie naprawdę wiele znaczy...
Do zobaczenie :-* Kocham Was !
niedziela, 18 sierpnia 2013
Hejka Kochani !!!
Przeniosłam bloga ze strony blog.pl,ponieważ od wielu osób słyszałam,że blogger.com jest o wiele lepszy i wygodniejszy w obsłudze.Nie zawiodłam się ! Od pierwszych chwil poczułam,że tu jest moje miejsce..
Mam nadzieję,że spodoba Wam się mój pomysł,moje opowiadanie,ponieważjest ono...oryginalne.
Liczę na Was i Wasze komentarze.
Jeżeli macie jakieś pytania,piszcie pod rozdziałami.Z chcęcią odpowiem na wszystkie...
Do zobaczenia...;-*
Subskrybuj:
Posty (Atom)