ROZDZIAŁ 4:
Leżałam na łące wśród milionów kolorowych kwiatów.
Słońce świeciło,ptaki śpiewały...było jak w raju.Po chwili zorientowałam się,że nie jestem tu sama.Koło mnie leżał...Justin.Jego czekoladowe tęczówki były we mnie wpatrzone,jak w obrazek.Leżeliśmy tak w ciszy,którą przerywały jedynie nasze oddechy.Nagle znikąd zerwała się burza,a ja...otworzyłam oczy.To sen,to tylko sen-mówiłam sobie.Lecz czy nie był on alegorią wydarzeń,które miały nastąpić?
-Wstawać śpiochy!-usłyszałam wesoły głos Austina.
Przeciągnęłam sie i głośno ziewnęłam.Zerknęłam na Abby,która zrobiła to samo.Powoli wywlekłyśmy się ze śpiworów i wyszłyśmy na dwór,mróżąc oczy.Słońce było już wysoko,co oznaczało,że jest koło 11:00.Chłopaki przyglądali nam się,a ja nie za bardzo wiedziałam o co im chodzi.Dopiero gdy usłyszałam,że Abby wybuchła śmiechem zorientowałam sie w czym rzecz.Otóż stałyśmy przed prawie nieznajomymi,starszymi od nas chłopakami w samej bieliźnie i prześwitujących koszulkach,które więcej odkrywały,niż zakrywały,a do tego te roztrzepane na wszystkie strony włosy...No tak,to nie mogło pozostać niezauważalne.Dołączyłam do śmiejącej się Abby,lecz nic więcej z tym nie zrobiłyśmy.Chłopaki widzieli nas przecież w strojach kompielowych,a zresztą ja nie miałam nic do ukrycia.Patrząc na miny naszych znajomych wywnioskowałam,że również nie mają nic przeciwko takim strojom.Podeszłyśmy do stolika przy którym siedzieli i zaczęłyśmy jeść śniadanie,czując na sobie wzrok chłopaków.
-Tak swoją drogą to łatwo poradziłyście sobie z tymi pijaczkami w parku...-zaczął rozmowę Justin.
-Co?...Aaa,tak,tak.Chodzimy z nimi do szkoły,dlatego poszło szybko.Poza tym,oni byli kpmpletnie nawaleni,ale...skąd wy o tym wiecie?-zapytałam z ciekawością.
-Siedzieliśmy akurat w kawiarni.Już chcieliśmy wam pomóc,ale same dałyście sobie radę.-zaśmiał się Austin.
Gadaliśmy tak jeszcze jakiś czas,lecz trzeba się było zbierać.Postanowiłam zadzwonić do faceta od którego pożyczyłyśmy kajaki.Umówiłam się z nim,że przyjedzie za godzinę.Przez ten czas ubrałyśmy się i złożyłyśmy namiot.Chłopaki uczynili to samo.Doiero teraz zorientowałam się,że są bez koszulek.Mój wzrok zatrzymał się na nagim torsie Justina,który,niestety ,musiał to zauważyć.
-Robi wrażenie,co?-zaśmiał się,na co ja poczułam lekkie skrępowanie.-Nie martw się,u ciebie co innego przyciąga wzrok...
Na moje szczęście,tę niezręczną dla mnie sytuację przerwał warkot samochodu właściciela kajaków.
-I jak się udał spływ?-zapytał.
-Znakomicie!-odpowiedziałyśmy z Abby.
-No to się cieszę.Wsiadajcie,a ja zapakuje kajaki.
-My odwieziemy koleżanki pod sam dom.Nie ma sensu żeby jechały pociągiem.-powiedział Justin spoglądając na mnie i na Abby,na co my przytaknęłyśmy.Szczerze,spodobał mi się ten pomysł.
Właściciel zabrał kajaki,a my pakowaliśmy bagaże do czarnego BMW.Gdy na polanie nic już nie było,zajeliśmy swoje miejsca.Justin za kierownicą,Austin od strony pasażera,a my z Abby z tyłu.Chłopaki włączyli radio i ruszyliśmy.Była pora obiadu,więc postanowiliśmy zatrzymać się w jakiejś restauracji.
Każdy zamówił,co chciał.Po skończonym posiłku,wróciliśmy do samochodu.Jechaliśmy jeszcze jakieś 10 minut,aż zobaczyliśmy tabliczkę z napisem Las Vegas.
-No to teraz dokładne adresy proszę.-powiedział Justin śmiesznym tonem.
-No nie wiem,nie wiem.-przyłączyłam się do żartów-A jak włamiesz się do mnie w nocy?
-Oj tam,oj tam...
Po tych słowach nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.Najpierw Justin odwiózł Abby, a potem jechał w kierunku mojego domu.Umówiłyśmy się z moją przyjaciółką,że nie zaszczycimy naszych rodziców opowieściami o nowych znajomych.Kontem oka zauważyłam,że Justin wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.Podał Austinowi,a potem sam wyjął szluga.
-Chcesz?-zwrócił się do mnie.
-Nie dzięki.-odpowiedziałam z niesmakiem.Byłam odwiecznym wrogiem palenia.
Po chwili podjechaliśmy pod mój dom.
-No to pa,laska.Fajnie było poznać.
-No hej.Mnie również.
Wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.Rodzice byli w domu.Zaczepili mnie,gdy tylko przekroczyłam próg domu.
-No i opowiadaj! Jak się udał wyjazd?-zapytała mama.
-Było świetnie! Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.-
miałam na myśli i spływ i to co działo się potem,lecz oszczędziłam rodzicom szczegółów...
Poszłam do siebie.Od razu wzięłam prysznic.Potem obejrzałam jakiś film.Nagle poczułam się strasznie zmęczona.W nocy nie udało nam się zbyt długo pospać.Chłopaki się upili i zachowywali sie...głośno,mówiąc delikatnie,a tak naprawdę darli się wniebogłosy.Po pijaku ludzie mają bardzo dobry chumor,a najlepsze jest to,że nic nie pamiętają...jak było z naszymi znajomymi.W nocy wpadli do rzeki,a my z Abby,pękając ze śmiechu,musiałyśmy ich wyciągać.Skończyło się tak,że zostałyśmy wciągnięte do wody.Chłopcy zataczali się na wszystkie strony.Musiałyśmy ich trzymać,żeby się nie utopili.Gdy w końcu,po długich błaganiach,wyszli z wody,byłyśmy zmuszone zaprowadzić ich do namiotu,bo nie chcieli nas póścić.Jak dzieci...Chcieli nawet,żebyśmy ich przebrały,ale na to już się nie zgodziłyśmy.Ogólnie było bardzo śmiesznie,lecz i tak,najlepsza z tego wszystkiego była reakcja chłopaków,gdy rano im o tym powiedziałyśmy.Z przepełnioną myślami głową,odpłynęłam w krainę snów...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Przepraszam,że nie dodałam nic wczoraj...
Dzisiaj na pewno będzie jeszcze rozdział 6...
Pamiętajcie,że Was kocham ;-*
jest dobrze ;)
OdpowiedzUsuń