czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 2...




Matko,jaki jestem niewyspany.I łeb mnie napierdala... Zaraz,zaraz,dzisiaj zakończenie roku szkolnego,co oznacza koniec szkoły na dobre.No,to dzisiaj trzeba iść,pożegnać się ze wszystkimi.Spojrzałem na zegarek,wskazywał 9:30.Czemu ja tak wcześnie się obudziłem.Przecież mam jeszcze 15 minut do wyjścia.Powoli zwlekłem się z łóżka i podszedłem do szafy.Przetarłem zaspane oczy,aby znaleźć jakieś w miarę stosowne ubrania.Zobaczmy,co my tu mamy... Jedna bluza,druga bluza,jakieś dresy...właściwie,to ja mógłbym tak iść,tylko wolę nie myśleć,co na to moja mama.W końcu zdecydowałem się na czarne jeansy i granatową koszulę,mama chyba będzie usatysfakcjonowana.Poszedłem do łazienki ogarnąć włosy,które,tak jak zawsze,postawiłem na żel.Zszedłem na dół gdzie moja rodzicielka przygotowywała śniadanie dla mnie i mojego rodzeństwa.O,o wilku mowa…
-Justin! Już wstałeś? Ale ty ładnie wyglądasz.-podbiegła do mnie moja siostrzyczka.
-Hej Jazzy! Ty również ślicznie wyglądasz,jak prawdziwa księżniczka.Tylko księcia ci brakuje.
-Ty jesteś księciem!
-Oh dziękuję.Idziecie z mamą i Jaxonem na zakończenie do przedszkola ?
-Tak!
-Dzieciaki! Śniadanie!-usłyszeliśmy wołanie mamy z kuchni.Wziąłem więc Jazzy za rękę i poszliśmy razem do jadalni.
-Cześć wszystkim-przywitałem się gdy zastałem tam tatę,mamę i Jaxona siedzących przy stole.
-Synuś,ale z ciebie przystojniak,ale…zaraz,zaraz.Czy ty przypadkiem nie miałeś założyć garnituru?-powiedziała mama z lekkim wyrzutem.
-Oj mamoo,nikt nie przychodzi w garniturze.Powinnaś się cieszyć,że nie założyłem dresu,ale zawsze mogę się wrócić…
-Wybij to sobie z głowy!-uniosła się mama,lecz zaraz znowu się uśmiechnęła-Jedz,bo ci wystygnie.
Usiadłem do stołu i zabrałem się za „pożeranie” naleśników i to dosłownie.Uwielbiałem naleśniki!
-A gdzie ty wczoraj tak zabalowałeś,że do domu o 3:00 wróciłeś?-do rozmowy wtrącił się tata,z lekkim uśmieszkiem.
-Oj no wiesz…z kumplami się wyszło.Drugiej takiej okazji jak koniec szkoły nie będzie.-odparłem,nie odrywając wzroku od mojego naleśnika,którego właśnie zacząłem smarować nutellą.
-No niech ci będzie,tylko następnym razem się tak nie rozbijaj,bo wszystkich obudziłeś.
-Właśnie Justin…ja nie mogłem przez ciebie spać.-powiedział słodko mój młodszy braciszek.
-Przepraszam młody.Wybaczysz mi jak zabiorę cie na lody ?-zrobiłem słodkie oczy,które zawsze łagodziły takie sytuacje.
-Oczywiście,że wybaczę.
-A mnie też zabierzesz?…no bo wiesz…ja też się obudziłam…-włączyła się Jazzy.
-Ale oszukujesz Jazzy…wstałaś,bo musiałaś do toalety…i to godzinę po powrocie Justina-zaśmiała się mama.
-Oczywiście Jazzy,że ciebie też zabiorę.To co,może jak wrócę ze szkoły?
-Taaaak!!!-odpowiedzieli zgodnie.
-No to jesteśmy umówieni.A teraz muszę już lecieć.
-Tak,tak synuś.Idź już,żebyś choć raz się nie spóźnił.
-Mamoo,kiedyś też przyszedłem punktualnie.-wszyscy zaczęli się śmiać,a ja tylko skoczyłem na górę po komórkę i wyszedłem z domu.
Od razu skierowałem się za szkołę,bo domyśliłem się,gdzie mogę spotkać Austina.Nie myliłem sie.Mój najlepszy kumpel siedział na murku ze szlugiem w ręku.
-Siema stary.-podszedłem do niego i przywitałem się.
-No siema.Chcesz?-powiedział bez cienia entuzjazmu wyciągając w moją stronę paczkę z papierosami.Wziąłem jednego i sięgnąłem do kieszeni po zapalniczkę.Dopiero teraz dokładniej przyjrzałem się Austinowi,który miał na sobie…garnitur.
-Fajne wdzianko stary.-powiedziałem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
-Weź mi ku**a nic nie mów.Matka tak mnie wystroiła,że wstydzę się wejść na salę.-wyrzucił z siebie.
-Oj chodź,nie będzie tak źle.
Wyrzuciliśmy niedopałki papierosów i skierowaliśmy się do wejścia.
***
-Przeżyliśmy,przeżyliśmy całe 12 lat w budzie! W końcu mamy spokój.-powiedziałem gdy razem z kumplami wyszliśmy ze szkoły.
-To co teraz? Do roboty…?
-Niee !!!-odpowiedzieliśmy chórem.
Pożegnaliśmy się z kolegami i ruszyliśmy się z Austinem w kierunku mojego domu.
-Słuchaj,obiecałem maluchom,że zabiorę je na lody,jako zadośćuczynienie za to,że je w nocy obudziłem…-powiedziałem kiedy już dochodziliśmy.
-No spoko,to teraz idziemy?-zapytał brunet.
-Nom.
Weszliśmy do domu.Już od progu dało się słyszeć radosne krzyki dzieciaków.
-No to jak? Idziemy?-zapytałem,gdy zobaczyłem ich w progu kuchni.
-Taaak!-odkrzyknęli zgodnie.
-To poczekajcie chwilkę.Pójdziemy tylko z Austinem się przebrać i lecimy na lody.
Tak,jak powiedziałem maluchom,poszliśmy do mojego pokoju.
-Stary,pożycz mi jakieś ciuchy,bo nie dość,że wyglądam jak pajac,to do tego jest mi cholernie gorąco.Ile tak w ogóle jest stopni?
Podszedłem do okna za którym był termometr.
-25 w cieniu.-odpowiedziałem.
-O matko kochana…można by wyskoczyć gdzieś na weekend,skoro pogoda tak dopisuje.
-Wiesz,że to dobry pomysł.Trzeba to później obgadać.
Ja przebrałem się w jasne,jeansowe spodenki do kolan i czarną bokserkę,a Austin znalazł sobie jakieś szorty i koszulkę z krótkim rękawem.Gdy byliśmy już gotowi,zeszliśmy na dół,gdzie czekali już na nas Jaxon i Jazzy.
-To pa.-powiedzieliśmy na pożegnanie i wyszliśmy.
-Austiiin…-zaczęła Jazzy słodko.
-No to co księżniczko,na barana?-zapytał chłopak
-Oh Austin,jak ty mnie znasz…-powiedziała Jazzy śmiesznym tonem,na co wszyscy wybuchneliśmy niepohamowanym śmiechem.
Udaliśmy się do naszej ulubionej kawiarni,gdzie zamówiliśmy największe desery lodowe.Śmialiśmy się,żartowaliśmy,wygłupialiśmy.Popatrzyłem na Austina,który spoglądał przez okno wychodzące na pobliski park.Rozgrywała się ciekawa scenka między dwoma dziewczynami,a jakimiś pijanymi chłoptasiami.Wracały chyba ze szkoły bo były w sukienkach.Jak to jest,że dziewczyny tylko czekają na okazję żeby móc się wystroić,a my z Austinem wystrzegamy się garniturów jak ognia.Wracając do scenki w parku…chociaż było to daleko,było widać,że laski nie są chętne do przyłączenia się.Nagle jeden z chłopaków,chyba najbardziej pijany,podszedł do jednej z dziewczyn i objął ją w pasie.W tej chwili włączyła mi się czerwona kontrolka.
-Ej stary,może by im pomóc?-zapytałem kumpla.
-Chyba nie będzie trzeba.Same sobie poradziły.
Gdy znów spojrzałem w tamtym kierunku dziewczyny były już przy wyjściu z parku,więc wróciłem do zajadania się lodami.
Odstawiliśmy maluchy do domu i udaliśmy się na „spotkanie”.
-Justin,po co to wszystko? Skończmy z tym.Wyjdzie nam na dobre.
-Wiesz dobrze,że teraz nie możemy,więc nie marudź.Właściwie to co ci się nie podoba? Kasa którą dostajesz?
-Nie no kasa jest ok,ale to niebezpieczne.Wiesz,że jak nas złapią to będziemy mieli przesrane…
-Tak więc nas nie złapią…-powiedziałem tonem,który wskazywał na to,że nie chcę kontynuować tej rozmowy.
W milczeniu doszliśmy do baraków gdzie mieściła się siedziba gangu.Weszliśmy do największej sali.Byli już wszyscy.
-No dobra,więc możemy zaczynać-przemówił Chris-W wakacje wszystko odbywać się będzie trochę inaczej.Właściwie to tylko w sekcji C.
Po wyjaśnieniach Chrisa pogadaliśmy jeszcze trochę ze wszystkimi.Następne spotkanie miało się odbyć dopiero po wakacjach.Dostaliśmy jeszcze od Chrisa towar i zaczęliśmy się zbierać.
Nasz gang miał trzy tak zwane sekcje.
Sekcja A zajmowała się nielegalnymi wyścigami samochodowymi.Sekcja B zajmowała się transportem narkotyków zza granicy,natomiast sekcja C,czyli ta,w której byliśmy z Austinem,zajmowała się dilerką.
My przystąpiliśmy do gangu jakiś rok temu.Zrobiliśmy to głównie ze względu na kasę,ale również ciekawość.
-Mieliśmy obgadać ten wypad na weekend.-przypomniało mi się gdy byliśmy już w połowie drogi do osiedla na którym mieszkaliśmy.
-A no właśnie…proponuje namiot.
-Dobry pomysł.Pojedziemy we dwójkę…może nad rzekę.Zresztą to się zobaczy jutro.Tu kup piwa,a ja wezmę coś mocniejszego.
-No spoko stary.Będę u ciebie jutro o 12:00.
-Ok.To do jutra.-pożegnałem się z kumplem i poszedłem w swoją stronę.Było kilka minut po dwudziestej,więc chyba nie powinienem nikogo obudzić.Mimo to wszedłem po cichu do domu i zamknąłem za sobą drzwi.Słyszałem z salonu rozmowę rodziców i bajki maluchów.Ja postanowiłem jednak pójść od razu na górę.Wziąłem prysznic,a potem spakowałem plecak.Gdy upewniłem się,że niczego mi nie brakuje,położyłem się do łóżka i szybko odpłynąłem w krainę snów…
***
Sny…ludzie w snach zdobywają górskie szczyty i przeczesują oceaniczne głębiny.Każdy sen jest inny,każdy sen jest oryginalny i w każdym śnie jest nutka prawdy,ułamek odzwierciedlający nasze życie.Ludzie w snach zapominają o tym kim są,zapominają o swoich problemach.Temu chłopakowi problemów nie brakowało.Nie wiedział jednak,że już niedługo tych problemów miało przybyć…
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hejka Kochani !
Właściwie,to miałam dodać rozdział dopiero jutro,ale co mi szkodzi...
Mam nadzieję,że nie jest najgorzej...
Mogę tylko zdradzić,że to jest jedna setna problemów Justina i Austina...
Zastanawiam się,czy wkrótce nie rozpocząć nowego opowiadania,w którym od pierwszego rozdziału będziecie zszokowani.
Dziękuję Ci Przemek z za komentarz,który wywołał uśmiech na mojej twarzy...
Serdecznie polecam niesamowite opowiadanie:
opowiadanie-dramatyczne.blogspot.com
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mam nadzieję,że pod tym rozdziałem znajdę więcej komentarzy...
Kocham Was ;-*

3 komentarze:

  1. świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. opowiadanie zaczyna się fajnie rozkręcać :) Jestem pod wrażeniem. Szkoda tylko, że nie chcą komentować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 kocham twoje opowiadania ;*

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad...To dużo dla mnie znaczy...