***Oczami Mai***
Ból, ból i jeszcze raz ból. To jedyne emocje, jakie odczuwałam w tej chwili. I nie mówię już nawet o bólu fizycznym, który również mi towarzyszył. Bolały mnie nadgarstki, policzek i całe plecy. Jednak najgorszy był ból psychiczny, który opanował całą moją duszę. W dalszym ciągu siedziałam na podłodze z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Przez łzy nie mogłam zobaczyć zupełnie nic. Całkowicie zasłoniły moje pole widzenia.
Dlaczego on mnie tak potraktował? Co ja takiego zrobiłam? Jak on mógł mnie uderzyć i nazwać dziwką. I najważniejsze... Czy on na prawdę byłby w stanie mnie zgwałcić...?
Te pytania nieustannie krążyły po mojej głowie przez ostatnie kilka, kilkanaście, a może i nawet kilkadziesiąt minut. Straciłam poczucie czasu. Żaden element świata zewnętrznego nie docierał do mnie w tej chwili. Odcięłam się, pogrążona w smutku, bólu i rozpaczy...
Widziałam po jego oczach, że nie był sobą. To nie był ten Justin, którego pokochałam. To była jego agresywna strona, której nigdy nie chciałam poznać. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że chłopak, który jest dla mnie wszystkim, tak brutalnie mnie potraktował. A najgorsze jest to, że nie miałam pojęcia, dlaczego...
Drżącą ręką przyciągnęłam do siebie torbę, a następnie otworzyłam ją i wyciągnęłam ze środka telefon. Wzięłam parę głębokich wdechów, ocierając łzy, które litrami wylewały się spod moich powiek...
***Oczami Abby***
Zarzuciłam mu ręce na szyję, wplątując palce we włosy chłopaka. Ciaśniej objął mnie ramionami w talii, kierując się w stronę łóżka. Popchnęłam go delikatnie na materac, a następnie usiadłam okrakiem w okolicach jego krocza. Austin jęknął cicho w moje usta, wywołując tym u mnie uśmiech zwycięzcy. Brunet przeniósł dłonie na mój tyłek, ściskając go lekko. Wykorzystując moją chwilę nieuwagi wsunął swój język do moich ust. Przysunęłam się do niego maksymalnie blisko, ocierając się delikatnie o jego przyrodzenie.
-Czyżbyś chciała powtórki z wczoraj, kochanie? - mruknął w moje usta, w przerwie pocałunku.
-Może... - zatrzepotałam słodko rzęsami, opierając swoje czoło o jego.
Nagle w pokoju rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Austin przewrócił oczami, kiedy ja zsunęłam się z jego kolan, podchodząc do, leżącej na szafce nocnej, komórki. Uśmiechnęłam się lekko, widząc kto dzwoni, a następnie odebrałam połączenie.
-Hej. - przywitam się ciepło. W słuchawce usłyszałam jedynie cichy szloch, przez co moje serce pękło na pół.
-A - Abby... - wychlipała z trudem. - Możesz do mnie przyjść? - dodała przez płacz.
-O Boże. Maja, co się stało? Oczywiście, zaraz będę. - odparłam z przejęciem, w głowie układając najczarniejsze scenariusze.
Austin popatrzył na mnie pytająco, lecz ja jedynie uciszyłam go gestem ręki.
-Dziękuję. - dodała cicho, po czym rozłączyła się, pozostawiając mnie w kompletnym osłupieniu.
Oddaliłam telefon od ucha, chowając go powoli do kieszeni.
-Co się stało? - spytał od razu, widząc moje zaniepokojenie.
-Właśnie nie wiem... - odparłam z lekkim przerażeniem, słyszalnym w głosie. - Majka zdzwoniła do mnie cała zapłakana i poprosiła, żebym do niej przyszła. - dodałam, poprawiając swoją bluzkę. Przewiesiłam torbę przez ramię, a następnie podeszłam do chłopaka i musnęłam go w policzek.
-Zadzwonię do ciebie później. - mruknęłam, po czym, nie czekając na jego odpowiedź, zbiegłam na dół. Pospiesznie założyłam buty i opuściłam dom Austina.
Parę minut później byłam już pod, dobrze mi znanym, domem mojej przyjaciółki. Bez pukania weszłam do środka, lecz widok, który zastałam sprawił, że ugięły się pode mną kolana.
-Boże, kochanie. Co się stało? - szybko uklęknęłam koło zapłakanej, siedzącej na podłodze Mai.
Dziewczyna bez słowa wtuliła się we mnie, mocząc łzami moją koszulkę. Pogładziłam ją delikatnie po plecach i dopiero teraz zorientowałam się, że była bez bluzki. Serce podeszło mi do gardła, kiedy mój wzrok zatrzymał się na jej koszuli. Rozerwanej koszuli, leżącej po drugiej stronie przedpokoju.
-Boże, Maja. Co się tu stało...? - wyszeptałam, głaszcząc ją po włosach. Dziewczyna w dalszym ciągu nie potrafiła się uspokoić.
-On... - wychlipała cicho, zawieszając głos. - Przyszedł tu, zaczął na mnie krzyczeć... - każde słowo wypowiadała z ogromnym trudem.
-Ale kto? - spytam, obejmując jej twarz dłońmi i patrząc prosto w czekoladowe tęczówki blondynki.
-Justin... - szepnęła, kolejny raz wybuchając płaczem.
Ja natomiast otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa przyjaciółki. Przecież on ją kocha. To widać na pierwszy rzut oka. Dlaczego więc miałby tak skrzywdzić najważniejszą dla niego dziewczynę na świecie.
-Maja, chodź, pójdziemy na górę. - mruknęłam cicho, obejmując dziewczynę ramieniem. Podniosłam z ziemi koszulę, a następnie razem udałyśmy się do pokoju blondynki. - Teraz masz mi wszystko opowiedzieć. Chyba że jest to dla ciebie za trudne. - dodałam od razu.
Maja bez słowa położyła się na łóżku, klepiąc lekko miejsce obok siebie.
-Chciałam iść na spacer, ale nagle wpadł Justin i zaczął się na mnie wydzierać, że przespałam się z jego kuzynem. Popchnął mnie na ścianę, uderzył, zaczął rozbierać, a na koniec nazwał mnie dziwką. - wydusiła przez łzy.
-Skurwiel... - mruknęłam pod nosem.
-Ale ja go kocham, Abby. Jak on mógł mnie tak potraktować? - spojrzała na mnie załzawionymi oczami.
-Zarzucił ci, że przespałaś się z Dannym? - spytałam z niedowierzaniem. - Czy jego kompletnie pojebało?
-Zaczął na mnie wrzeszczeć, że jestem dziwką, że z każdym się puszczam... Abby, dlaczego on to powiedział?
-Nie wiem, kochanie. Ale przyrzekam ci, że się dowiem...
***Oczami Austina***
Leżałem na łóżku, z rękoma ułożonymi pod głową. Wiele myśli przewijało się przez mój umysł, lecz dwie były dominujące.
Boże święty. Jaka ona jest zajebista w łóżku. To, co robiliśmy wczoraj w nocy było... Nie będę zagłębiać się w szczegóły...
Natomiast drugą rzeczą był telefon od Majki. Przeraził mnie sam widok przerażonej Abby. Coś musiało się stać. Czekałem tylko na telefon od mojego słonka.
I w tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki. Pospiesznie wyciągnąłem rękę i złapałem przedmiot. Zmarszczyłem brwi widząc na wyświetlaczu numer mamy Justina.
-Halo? - spytałem niepewnie.
-Austin, jest może z tobą Justin? - jej głos brzmiał na zmartwiony i przestraszony.
-Nie, nie widziałem się z nim od wczoraj. Czy coś stało? - najpierw płacząca Maja, teraz Justin...
-Martwię się o niego, bo...
-Będę u pani za pięć minut. - przerwałem jej szybko i, nie czekając na odpowiedź, zakończyłem połączenie.
Schowałem komórkę do kieszeni spodni i zszedłem z łóżka, zbiegając na dół schodami. Wsunąłem stopy w buty, a następnie wziąłem klucze od samochodu. Zamknąłem dom na klucz, udając się do auta. Wsiadłem na miejsce kierowcy, po czym odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu.
Cały czas zastanawiałem się, dlaczego mama Justina była taka przestraszona. Z tego co wiem, Justin miał pojechać do dziadków i wrócić dopiero dzisiaj. Już sam nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić...
Po niecałych dziesięciu minutach dojechałem pod dom kumpla. Zaparkowałem na podjeździe, a następnie wysiadłem z auta, kierując się w stronę drzwi. Zapukałem kilka razy, a po chwili otworzyła mi matka Justina.
-Dzień dobry. - przywitałem się, wchodząc do środka.
-Cześć, Austin. - odparła, udając się razem ze mną do salonu.
-Co się stało? Co z Justinem? - spytałem od razu, przyglądając się kobiecie.
-Nie wiem, co się z nim dzieje... - zdążyła wyszeptać, kiedy w salonie pojawiła się roztrzęsiona Jazzy. Podbiegła do mnie, a ja wziąłem ją na ręce. Objęła ramionkami moją szyję, wtulając się w moje ciało.
Pierwsza myśl, jaka przebiegła mi przez myśl...?
Abby byłaby zazdrosna...
-Co się dzieje, księżniczko? - pogładziłem ją po pleckach, czując na swoim ramieniu łzy.
-Justin... - wychlipała. - Boję się go...
Moje źrenice powiększyły się dwukrotnie, kiedy usłyszałem takie słowa z ust Jazzy. Justin od zawsze był opiekuńczym starszym bratem. Nie mogę uwierzyć, że mała się go boi.
-A czemu, kochanie? Coś ci zrobił? - z dziewczynką na rękach usiadłem na kanapie, sadzając ją na swoich kolanach.
-Popchnął mnie. - mruknęła nieśmiało, bawiąc się skrawkiem swojej sukienki. - I pobił Danny'ego. - dodała, a ja wewnętrznie przewróciłem oczami. Mogłem się od razu domyślić, że chodzi o tego skurwiela.
-I był bardzo zdenerwowany i powiedział brzydkie słowo i wyciągnął jakieś dziwne woreczki... - wymieniała, cały czas siedząc na moich kolanach.
-Jakie woreczki, Jazzy? - spytałem, zaalarmowany.
-Nie wiem. W środku było coś białego. - mruknęła cicho.
Zacisnąłem szczękę, spoglądając kątem oka na mamę Justina.
-Jazzy, idź do swojego pokoju. Muszę porozmawiać z twoją mamusią, dobrze? - posłałem jej serdeczny uśmiech, który od razu odwzajemniła.
Dziewczynka pocałowała mnie w policzek, a następnie, zawstydzona, pobiegła w stronę schodów.
-Słyszałeś, Austin? On nigdy się tak nie zachowywał. Nie wiem, co by się stało, gdybym nie weszła wtedy do pokoju Justina. Zabiłby chyba Danny'ego. I jeszcze te narkotyki... - westchnęła cicho. - Nie znam się na tym, ale to nie była tylko ta trawka, którą popalacie. Austin, on wybiegł taki wściekły z domu. Boję się, że coś mu się może stać... - zakończyła, patrząc na mnie smutno.
-Mówi pani, że wybiegł z domu i od tamtej pory nie daje znaku życia? - spytałem, marszcząc lekko brwi.
-Dokładnie. Wcześniej wypił piwo, więc był na dodatek po alkoholu. - Nie usłyszałem dokładnie, co do mnie mówiła, ponieważ zacząłem łączyć ze sobą fakty.
-O kurwa... - mruknąłem cicho. - Przepraszam za słownictwo. - posłałem kobiecie krzywy uśmiech, lecz ona jedynie machnęła lekceważąco ręką. - Chodzi o to, że... - zacząłem, podpierając ręce na kolanach. - Moja dziewczyna jest przyjaciółką Mai. Parę godzin temu Majka zadzwoniła do Abby cała zapłakana. Czekam właśnie na telefon od niej i... - dokładnie w tym momencie poczułem w kieszeni wibracje. Wyjąłem komórkę, widząc na wyświetlaczu imię swojej dziewczyny.
-Czy ty, kurwa, wiesz, gdzie jest ten twój pieprzony przyjaciel!? - krzyknęła tak, że aż odsunąłem telefon od ucha.
-Gdzie jesteś? - spytałem od razu, ignorując jej wcześniejsze pytanie.
-W parku. - odparła. - Kurwa, Austin! Gdzie on jest!? Obiecuję, że jak tylko go znajdę, urwę mu jaja!
-Spokojnie, kochanie. Czekaj tam na mnie, zaraz będę. - starałem się ją uspokoić i, nie czekając na jej dalsze krzyki, rozłączyłem się.
-Coś się stało, Austin? - spytała pani Bieber, siadając obok mnie na kanapie.
-Dowiedziałem się tylko tyle, że moja dziewczyna chce urwać Justinowi jaja... - mruknąłem, spoglądając na kobietę kątem oka.
-Wiesz, kochanie... Cokolwiek zrobił, wolałabym jednak, żeby wrócił do domu w całości. - zaśmiała się cicho.
-Postaram się uratować Justinowi... no wiadomo co. Ja będę już leciał. Jak czegoś się dowiem, dam pani znać. - wstałem z kanapy po czym skierowałem się w stronę drzwi.
Już miałem wchodzić do przedpokoju, kiedy zauważyłem Danny'ego i Conora, schodzących po schodach. Kuzyn Justina miał rozcięty łuk brwiowy oraz złamany nos.
-No proszę, kogo to moje oczy widzą. - rzucił z ironią, na co przewróciłem teatralnie oczami.
-Zajmij się lepiej swoją buźką. - odparłem, zakładając buty.
-Jestem ciekawy czy ta blond laleczka wyszła cało ze spotkania z Bieberem. - zaśmiał się razem z Conorem. Podniosłem głowę, spoglądając na niego pytająco.
-O czym ty pieprzysz? - warknąłem, automatycznie zaciskając pięści.
-Chyba był na nią cholernie wkurwiony... - na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
Nie chcąc stracić nad sobą kontroli, wyszedłem z domu kumpla, udając się prosto do swojego samochodu. Odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu.
Po paru minutach byłem już w okolicach parku. Zatrzymałem się na jednym z wolnych miejsc, rozglądając się w poszukiwaniu Abby. Zauważyłem ją, siedzącą na jednej z ławek. Trzymała papierosa między wargami, zaciągając się nim.
Muszę przyznać, że wyglądała cholernie pociągająco...
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem do niej sms'a. Parę chwil później dziewczyna zauważyła mnie i szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu.
-Hej. - przywitała się ze mną, całując mnie krótko w policzek.
-Cześć, kotek. - mruknąłem, odwracając się w stronę szatynki. - Mama Justina jest bardzo zaniepokojona tym, że chcesz go pozbawić...
-Austin, ty wiesz, co on zrobił? - uniosła lekko głos.
-Nie, nie rozmawiałem z nim. A teraz opowiadaj. - posłałem jej zachęcające spojrzenie.
-No więc... - rozsiadła się wygodniej, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Wchodzę do Mai do domu i zastaję ją siedzącą na podłodze, całą we łzach i bez bluzki...
-Co!? - nie wytrzymałem, musiałem jej przerwać.
-Tak, Austin. Właśnie to. - wyrzuciła ręce w powietrze. - Ten skurwiel zarzucił jej, że przespała się z Dannym.
-Co!? - wrzasnąłem, tym razem jeszcze głośniej.
-Tak, Austin. Właśnie to. - powiedziała z wyrzutem. - Kurwa! On nazwał ją dziwką, uderzył i chciał zgwałcić! Rozumiesz to!?
Poczułem, jak z mojej twarzy odpływają wszystkie kolory. Nie potrafiłem zrozumieć tych słów. A może nie chciałem przyjąć tego do wiadomości...
-Na prawdę to zrobił...? - wyszeptałem, przeczesując palcami włosy.
-Tak. - odparła stanowczo. - Gdybyś wiedział, w jakim Majka jest teraz stanie. Ma siniaki na całych plecach, nadgarstkach i na policzku. A poza tym, ona jest cholernie wrażliwą osobą, a on tak ją zranił... - zakończyła, spuszczając głowę.
-Kurwa... - mruknąłem pod nosem, odpalając silnik. - On był naćpany...
-I to ma go usprawiedliwić? - sapnęła z wyrzutem.
-Nie. - odparłem, wbijając wzrok w przednią szybę.
Wjechałem na drogę, omijając park. Dobrze wiedziałem, gdzie jest teraz Justin. Zawsze tam przyjeżdżał, jeśli miał jakiś problem. A teraz zdecydowanie miał. Z samym sobą...
-Jedziesz ze mną? - spojrzałem kątem oka na szatynkę. - Ostrzegam, że on po dragach jest bardzo agresywny.
-Zdążyłam się przekonać, Austin. Wystarczyło spojrzeć na Maję. - syknęła wrednie, zakładając ręce na piersi.
-Kurwa, Abby! Ty jesteś w ciąży czy co? Uspokój się. - wyrzuciłem ręce w powietrze.
-Jak mam się uspokoić!? - krzyknęła. - Ona jest moją przyjaciółką! Traktuję ją jak własną siostrę!
-Rozumiem, ale moim przyjacielem jest Justin i ja właśnie jego traktuję jak brata! - warknąłem, zaciskając ręce na kierownicy. - Jesteś taka pewna, że Majka nie puściła się z Dannym?!
-Kurwa! Teraz przesadziłeś! - pokręciła powoli głową. - Zatrzymaj się. - warknęła. - Powiedziałam zatrzymaj się!
Z głośnym westchnieniem zjechałem na pobocze, obserwując dziewczynę, która przewiesiła torbę przez ramię i wyszła z samochodu, trzaskając drzwiami.
-Kurwa! - zakląłem głośno, uderzając pięścią w kierownicę.
Szybko opuściłem samochód po czym ruszyłem za Abby.
-Niunia... - próbowałem ją zatrzymać, jednak ona nadal nie zwracała na mnie uwagi. - Kurwa, kotek... - krzyknąłem w desperacji.
Przyspieszyłem tępa i pociągnąłem ją za nadgarstek. Dziewczyna obróciła się twarzą do mnie, jednak unikała mojego wzroku.
-Czego chcesz? - syknęła cicho.
-Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć...
-Ale powiedziałeś, Austin. Zrobiłeś to. - uderzyła lekko w moją klatkę piersiową.
-Przepraszam, kicia. Nie miałem tego na myśli. Wiem, że Maja by go nie zdradziła.
-Następnym razem dwa razy przemyśl to, co masz zamiar powiedzieć. - mruknęła, a następnie wtuliła się w moje ciało. Objąłem dziewczynę ramionami, całując ją w czółko.
-A teraz chodź. Musimy porozmawiać z tym kretynem. - rzuciłem do Abby, a następnie złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do samochodu. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a sam zająłem miejsce kierowcy. Wjechałem z powrotem na główną drogę wylotową z miasta, przyspieszając trochę. Parę minut później dojechaliśmy do zjazdu w boczną drogę, prowadzą do baraków. Zauważywszy samochód Justina, zaparkowałem obok, wyłączając silnik.
-Nie wiem, ile wziął i ile wypił. Po prostu nie słuchaj tego, co będzie mówił. - mruknąłem do szatynki, a następnie oboje wyszliśmy z auta...
***Oczami Justina***
Kiedy tylko z moich oczu przestały wypływać łzy, sięgnąłem po kolejny woreczek, tym razem z kokainą. Układając z niej cienką kreskę, wciągnąłem całość. Odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu, kierując się do najbliższego sklepu. Zaparkowałem auto, a następnie wysiadłem z niego, lekko chwiejnym krokiem udając się do wejścia. Od razu skierowałem się do działu z alkoholami. Brałem wszystko, co wpadło mi w ręce, zaczynając na piwach, przez wódkę, kończąc na butelkach z whisky. Podszedłem do kasy, przy której stała jakaś starsza kobieta. Popatrzyła na mnie, a następnie na butelki.
-Nie mogę ci tego sprzedać. Jesteś pijany. Wróć, jak wytrzeźwiejesz. - mruknęła, zabierając się za czytanie gazety.
Krew zagotowała się w moich żyłach, a ja momentalnie zacisnąłem pięści. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni broń i odbezpieczyłem ją.
-Posłuchaj mnie, kurwa, dokładnie. - warknąłem, przykładając pistolet do głowy przerażonej sprzedawczyni. - Jak gdyby nigdy nic skasujesz te butelki, a ja, jak gdyby nigdy nic za nie zapłacę. Potem każde z nas odejdzie w swoją stronę. Ty zarobisz kilkaset dolarów, a ja zaleje tym gównem swoje złamane serce...
Kasjerka bez słowa zaczęła naliczać należną sumę. Wręczyłem kobiecie plik banknotów i, nie czekając na resztę, wyszedłem ze sklepu. Włożyłem alkohol do bagażnika, po czym zamknąłem go, zajmując miejsce kierowcy. Z piskiem opon ruszyłem z parkingu, wjeżdżając na główną drogę wylotową z miasta. Po paru minutach dojechałem do zjazdu, prowadzącego do opuszczonych baraków. Zaparkowałem niedaleko wejścia, po czym schowałem do kieszeni resztę narkotyków. Zabrałem ze sobą alkohol, po czym wszedłem do baraków - mojego ulubionego miejsca.
Postawiłem butelki na ziemi, po czym rzuciłem woreczki z białym proszkiem. Odpaliłem jednego skręta, wkładając go do ust. Zaciągnąłem się mocno, wypuszczając po chwili dym. Podniosłem szklaną butelkę piwa i otworzyłem ją, wypijając od razu połowę butelki.
-Mówiłaś, że mnie kochasz! - wrzasnąłem. - Kłamałaś... - dodałem szeptem.
Wysypałem biały proszek, nie sprawdzając nawet, co to takiego. Wciągnąłem jego część, szarpiąc z frustracji za włosy. Otworzyłem wódkę i upiłem kilka łyków prosto z butelki.
-Kłamałaś, kurwa! A ja zrobiłbym dla ciebie wszystko! - krzyknąłem, tracąc nad sobą kontrolę. - Wszystko, kurwa! - rzuciłem szklaną butelką o mur.
Szkło, rozłamane na miliony kawałeczków, przypominało moje serce...
Tak cholernie zranione serce...
-Dlaczego mi to zrobiłaś!? - ryknąłem, czując na swoich policzkach nowe łzy. - Przecież ja cię tak cholernie kocham! Oddałbym za ciebie swoje własne życie! - wierzchem dłoni otarłem mokre oczy. Pociągnąłem kolejne kilka łyków wódki. - Mówiłaś, że mnie nie zostawisz! Że będziesz przy mnie! Że jestem dla ciebie najważniejszy! - usiadłem na ziemi, chowając głowę w podkurczonych kolanach. - Kłamałaś... - zalałem się łzami. Całe moje ciało drżało, nie potrafiłem się uspokoić. - Dlaczego, kurwa! Dlaczego mi to zrobiłaś!? - otworzyłem butelkę whisky, wypijając parę łyków bursztynowego alkoholu. - Kocham cię, kurwa!!! Czemu mi to zrobiłaś!? Każde twoje słowo było kłamstwem! Każdy twój uśmiech fałszywy! A mimo wszystko kochałem, kocham i będę kochać do końca życia każdą część twojej duszy, twojego ciała... - ponownie starłem łzy, uniemożliwiające mi widzenie. - Dlaczego mi to zrobiłaś!? Myślałem, że jesteś inna! Myślałem, że mnie kochasz! A okazałaś się zwykłą dziwką!!! - wrzasnąłem, kolejny raz rozbijając o ścianę najbliżej znajdującą się butelkę. - Dziwką, którą kocham ponad wszystko... - szepnąłem, wybuchając płaczem. Nie potrafiłem się uspokoić. Litry łez wypływały spod moich powiek. - Dlaczego mi to zrobiłaś!? Byłaś jedyną, którą pokochałem! Żadna inna się nie liczyła! Nikt oprócz ciebie nie miał znaczenia! Byłaś tylko ty, rozumiesz!? W życiu bym ci czegoś takiego nie zrobił! - ponownie szarpnąłem z frustracją za włosy. - Mówiłaś, że mnie kochasz, szmato!!! A ja ci uwierzyłem! Myślałem, że mówisz prawdę! A ty kłamałaś... - nie wytrzymałem. Podniosłem z ziemi jeden z większych kawałków potłuczonego szkła, przykładając go do swojego nadgarstka. Wbiłem ostry kawałek szkła głęboko w skórę, lecz nie poczułem żadnego bólu. Ból fizyczny był na prawdę niczym w porównaniu do bólu psychicznego, który wręcz paraliżował całe moje ciało. Rozciąłem skórę, wbijając szkło w miejsce obok nowo powstałego przecięcia. Powtórzyłem czynność parę razy, widząc krew, spływającą po moich nadgarstkach. Jednak ja w dalszym ciągu nie czułem zupełnie nic. Chwyciłem butelkę z najmocniejszym alkoholem, jaki kupiłem i, nie zastanawiając się długo, wylałem go na rany.
Dalej nic. Żadnego bólu fizycznego.
-Majka, ty dziwko!!! Ja cię tak cholernie kocham! A ty tak mnie zraniłaś... - podniosłem pełną butelkę z piwem i, kładąc się na betonie, przyłożyłem szkło do ust, nie odrywając go, dopóki nie zniknęła cała zawartość butelki. - Mówiłaś, że mi pomożesz!!! - wrzasnąłem. - Kłamałaś... - i w tym momencie poczułem, jak wszystko dookoła zanika.
Pozostały tylko łzy, ból i pustka w sercu...
Ból, ból i jeszcze raz ból. To jedyne emocje, jakie odczuwałam w tej chwili. I nie mówię już nawet o bólu fizycznym, który również mi towarzyszył. Bolały mnie nadgarstki, policzek i całe plecy. Jednak najgorszy był ból psychiczny, który opanował całą moją duszę. W dalszym ciągu siedziałam na podłodze z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Przez łzy nie mogłam zobaczyć zupełnie nic. Całkowicie zasłoniły moje pole widzenia.
Dlaczego on mnie tak potraktował? Co ja takiego zrobiłam? Jak on mógł mnie uderzyć i nazwać dziwką. I najważniejsze... Czy on na prawdę byłby w stanie mnie zgwałcić...?
Te pytania nieustannie krążyły po mojej głowie przez ostatnie kilka, kilkanaście, a może i nawet kilkadziesiąt minut. Straciłam poczucie czasu. Żaden element świata zewnętrznego nie docierał do mnie w tej chwili. Odcięłam się, pogrążona w smutku, bólu i rozpaczy...
Widziałam po jego oczach, że nie był sobą. To nie był ten Justin, którego pokochałam. To była jego agresywna strona, której nigdy nie chciałam poznać. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że chłopak, który jest dla mnie wszystkim, tak brutalnie mnie potraktował. A najgorsze jest to, że nie miałam pojęcia, dlaczego...
Drżącą ręką przyciągnęłam do siebie torbę, a następnie otworzyłam ją i wyciągnęłam ze środka telefon. Wzięłam parę głębokich wdechów, ocierając łzy, które litrami wylewały się spod moich powiek...
***Oczami Abby***
Zarzuciłam mu ręce na szyję, wplątując palce we włosy chłopaka. Ciaśniej objął mnie ramionami w talii, kierując się w stronę łóżka. Popchnęłam go delikatnie na materac, a następnie usiadłam okrakiem w okolicach jego krocza. Austin jęknął cicho w moje usta, wywołując tym u mnie uśmiech zwycięzcy. Brunet przeniósł dłonie na mój tyłek, ściskając go lekko. Wykorzystując moją chwilę nieuwagi wsunął swój język do moich ust. Przysunęłam się do niego maksymalnie blisko, ocierając się delikatnie o jego przyrodzenie.
-Czyżbyś chciała powtórki z wczoraj, kochanie? - mruknął w moje usta, w przerwie pocałunku.
-Może... - zatrzepotałam słodko rzęsami, opierając swoje czoło o jego.
Nagle w pokoju rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Austin przewrócił oczami, kiedy ja zsunęłam się z jego kolan, podchodząc do, leżącej na szafce nocnej, komórki. Uśmiechnęłam się lekko, widząc kto dzwoni, a następnie odebrałam połączenie.
-Hej. - przywitam się ciepło. W słuchawce usłyszałam jedynie cichy szloch, przez co moje serce pękło na pół.
-A - Abby... - wychlipała z trudem. - Możesz do mnie przyjść? - dodała przez płacz.
-O Boże. Maja, co się stało? Oczywiście, zaraz będę. - odparłam z przejęciem, w głowie układając najczarniejsze scenariusze.
Austin popatrzył na mnie pytająco, lecz ja jedynie uciszyłam go gestem ręki.
-Dziękuję. - dodała cicho, po czym rozłączyła się, pozostawiając mnie w kompletnym osłupieniu.
Oddaliłam telefon od ucha, chowając go powoli do kieszeni.
-Co się stało? - spytał od razu, widząc moje zaniepokojenie.
-Właśnie nie wiem... - odparłam z lekkim przerażeniem, słyszalnym w głosie. - Majka zdzwoniła do mnie cała zapłakana i poprosiła, żebym do niej przyszła. - dodałam, poprawiając swoją bluzkę. Przewiesiłam torbę przez ramię, a następnie podeszłam do chłopaka i musnęłam go w policzek.
-Zadzwonię do ciebie później. - mruknęłam, po czym, nie czekając na jego odpowiedź, zbiegłam na dół. Pospiesznie założyłam buty i opuściłam dom Austina.
Parę minut później byłam już pod, dobrze mi znanym, domem mojej przyjaciółki. Bez pukania weszłam do środka, lecz widok, który zastałam sprawił, że ugięły się pode mną kolana.
-Boże, kochanie. Co się stało? - szybko uklęknęłam koło zapłakanej, siedzącej na podłodze Mai.
Dziewczyna bez słowa wtuliła się we mnie, mocząc łzami moją koszulkę. Pogładziłam ją delikatnie po plecach i dopiero teraz zorientowałam się, że była bez bluzki. Serce podeszło mi do gardła, kiedy mój wzrok zatrzymał się na jej koszuli. Rozerwanej koszuli, leżącej po drugiej stronie przedpokoju.
-Boże, Maja. Co się tu stało...? - wyszeptałam, głaszcząc ją po włosach. Dziewczyna w dalszym ciągu nie potrafiła się uspokoić.
-On... - wychlipała cicho, zawieszając głos. - Przyszedł tu, zaczął na mnie krzyczeć... - każde słowo wypowiadała z ogromnym trudem.
-Ale kto? - spytam, obejmując jej twarz dłońmi i patrząc prosto w czekoladowe tęczówki blondynki.
-Justin... - szepnęła, kolejny raz wybuchając płaczem.
Ja natomiast otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa przyjaciółki. Przecież on ją kocha. To widać na pierwszy rzut oka. Dlaczego więc miałby tak skrzywdzić najważniejszą dla niego dziewczynę na świecie.
-Maja, chodź, pójdziemy na górę. - mruknęłam cicho, obejmując dziewczynę ramieniem. Podniosłam z ziemi koszulę, a następnie razem udałyśmy się do pokoju blondynki. - Teraz masz mi wszystko opowiedzieć. Chyba że jest to dla ciebie za trudne. - dodałam od razu.
Maja bez słowa położyła się na łóżku, klepiąc lekko miejsce obok siebie.
-Chciałam iść na spacer, ale nagle wpadł Justin i zaczął się na mnie wydzierać, że przespałam się z jego kuzynem. Popchnął mnie na ścianę, uderzył, zaczął rozbierać, a na koniec nazwał mnie dziwką. - wydusiła przez łzy.
-Skurwiel... - mruknęłam pod nosem.
-Ale ja go kocham, Abby. Jak on mógł mnie tak potraktować? - spojrzała na mnie załzawionymi oczami.
-Zarzucił ci, że przespałaś się z Dannym? - spytałam z niedowierzaniem. - Czy jego kompletnie pojebało?
-Zaczął na mnie wrzeszczeć, że jestem dziwką, że z każdym się puszczam... Abby, dlaczego on to powiedział?
-Nie wiem, kochanie. Ale przyrzekam ci, że się dowiem...
***Oczami Austina***
Leżałem na łóżku, z rękoma ułożonymi pod głową. Wiele myśli przewijało się przez mój umysł, lecz dwie były dominujące.
Boże święty. Jaka ona jest zajebista w łóżku. To, co robiliśmy wczoraj w nocy było... Nie będę zagłębiać się w szczegóły...
Natomiast drugą rzeczą był telefon od Majki. Przeraził mnie sam widok przerażonej Abby. Coś musiało się stać. Czekałem tylko na telefon od mojego słonka.
I w tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki. Pospiesznie wyciągnąłem rękę i złapałem przedmiot. Zmarszczyłem brwi widząc na wyświetlaczu numer mamy Justina.
-Halo? - spytałem niepewnie.
-Austin, jest może z tobą Justin? - jej głos brzmiał na zmartwiony i przestraszony.
-Nie, nie widziałem się z nim od wczoraj. Czy coś stało? - najpierw płacząca Maja, teraz Justin...
-Martwię się o niego, bo...
-Będę u pani za pięć minut. - przerwałem jej szybko i, nie czekając na odpowiedź, zakończyłem połączenie.
Schowałem komórkę do kieszeni spodni i zszedłem z łóżka, zbiegając na dół schodami. Wsunąłem stopy w buty, a następnie wziąłem klucze od samochodu. Zamknąłem dom na klucz, udając się do auta. Wsiadłem na miejsce kierowcy, po czym odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu.
Cały czas zastanawiałem się, dlaczego mama Justina była taka przestraszona. Z tego co wiem, Justin miał pojechać do dziadków i wrócić dopiero dzisiaj. Już sam nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić...
Po niecałych dziesięciu minutach dojechałem pod dom kumpla. Zaparkowałem na podjeździe, a następnie wysiadłem z auta, kierując się w stronę drzwi. Zapukałem kilka razy, a po chwili otworzyła mi matka Justina.
-Dzień dobry. - przywitałem się, wchodząc do środka.
-Cześć, Austin. - odparła, udając się razem ze mną do salonu.
-Co się stało? Co z Justinem? - spytałem od razu, przyglądając się kobiecie.
-Nie wiem, co się z nim dzieje... - zdążyła wyszeptać, kiedy w salonie pojawiła się roztrzęsiona Jazzy. Podbiegła do mnie, a ja wziąłem ją na ręce. Objęła ramionkami moją szyję, wtulając się w moje ciało.
Pierwsza myśl, jaka przebiegła mi przez myśl...?
Abby byłaby zazdrosna...
-Co się dzieje, księżniczko? - pogładziłem ją po pleckach, czując na swoim ramieniu łzy.
-Justin... - wychlipała. - Boję się go...
Moje źrenice powiększyły się dwukrotnie, kiedy usłyszałem takie słowa z ust Jazzy. Justin od zawsze był opiekuńczym starszym bratem. Nie mogę uwierzyć, że mała się go boi.
-A czemu, kochanie? Coś ci zrobił? - z dziewczynką na rękach usiadłem na kanapie, sadzając ją na swoich kolanach.
-Popchnął mnie. - mruknęła nieśmiało, bawiąc się skrawkiem swojej sukienki. - I pobił Danny'ego. - dodała, a ja wewnętrznie przewróciłem oczami. Mogłem się od razu domyślić, że chodzi o tego skurwiela.
-I był bardzo zdenerwowany i powiedział brzydkie słowo i wyciągnął jakieś dziwne woreczki... - wymieniała, cały czas siedząc na moich kolanach.
-Jakie woreczki, Jazzy? - spytałem, zaalarmowany.
-Nie wiem. W środku było coś białego. - mruknęła cicho.
Zacisnąłem szczękę, spoglądając kątem oka na mamę Justina.
-Jazzy, idź do swojego pokoju. Muszę porozmawiać z twoją mamusią, dobrze? - posłałem jej serdeczny uśmiech, który od razu odwzajemniła.
Dziewczynka pocałowała mnie w policzek, a następnie, zawstydzona, pobiegła w stronę schodów.
-Słyszałeś, Austin? On nigdy się tak nie zachowywał. Nie wiem, co by się stało, gdybym nie weszła wtedy do pokoju Justina. Zabiłby chyba Danny'ego. I jeszcze te narkotyki... - westchnęła cicho. - Nie znam się na tym, ale to nie była tylko ta trawka, którą popalacie. Austin, on wybiegł taki wściekły z domu. Boję się, że coś mu się może stać... - zakończyła, patrząc na mnie smutno.
-Mówi pani, że wybiegł z domu i od tamtej pory nie daje znaku życia? - spytałem, marszcząc lekko brwi.
-Dokładnie. Wcześniej wypił piwo, więc był na dodatek po alkoholu. - Nie usłyszałem dokładnie, co do mnie mówiła, ponieważ zacząłem łączyć ze sobą fakty.
-O kurwa... - mruknąłem cicho. - Przepraszam za słownictwo. - posłałem kobiecie krzywy uśmiech, lecz ona jedynie machnęła lekceważąco ręką. - Chodzi o to, że... - zacząłem, podpierając ręce na kolanach. - Moja dziewczyna jest przyjaciółką Mai. Parę godzin temu Majka zadzwoniła do Abby cała zapłakana. Czekam właśnie na telefon od niej i... - dokładnie w tym momencie poczułem w kieszeni wibracje. Wyjąłem komórkę, widząc na wyświetlaczu imię swojej dziewczyny.
-Czy ty, kurwa, wiesz, gdzie jest ten twój pieprzony przyjaciel!? - krzyknęła tak, że aż odsunąłem telefon od ucha.
-Gdzie jesteś? - spytałem od razu, ignorując jej wcześniejsze pytanie.
-W parku. - odparła. - Kurwa, Austin! Gdzie on jest!? Obiecuję, że jak tylko go znajdę, urwę mu jaja!
-Spokojnie, kochanie. Czekaj tam na mnie, zaraz będę. - starałem się ją uspokoić i, nie czekając na jej dalsze krzyki, rozłączyłem się.
-Coś się stało, Austin? - spytała pani Bieber, siadając obok mnie na kanapie.
-Dowiedziałem się tylko tyle, że moja dziewczyna chce urwać Justinowi jaja... - mruknąłem, spoglądając na kobietę kątem oka.
-Wiesz, kochanie... Cokolwiek zrobił, wolałabym jednak, żeby wrócił do domu w całości. - zaśmiała się cicho.
-Postaram się uratować Justinowi... no wiadomo co. Ja będę już leciał. Jak czegoś się dowiem, dam pani znać. - wstałem z kanapy po czym skierowałem się w stronę drzwi.
Już miałem wchodzić do przedpokoju, kiedy zauważyłem Danny'ego i Conora, schodzących po schodach. Kuzyn Justina miał rozcięty łuk brwiowy oraz złamany nos.
-No proszę, kogo to moje oczy widzą. - rzucił z ironią, na co przewróciłem teatralnie oczami.
-Zajmij się lepiej swoją buźką. - odparłem, zakładając buty.
-Jestem ciekawy czy ta blond laleczka wyszła cało ze spotkania z Bieberem. - zaśmiał się razem z Conorem. Podniosłem głowę, spoglądając na niego pytająco.
-O czym ty pieprzysz? - warknąłem, automatycznie zaciskając pięści.
-Chyba był na nią cholernie wkurwiony... - na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
Nie chcąc stracić nad sobą kontroli, wyszedłem z domu kumpla, udając się prosto do swojego samochodu. Odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu.
Po paru minutach byłem już w okolicach parku. Zatrzymałem się na jednym z wolnych miejsc, rozglądając się w poszukiwaniu Abby. Zauważyłem ją, siedzącą na jednej z ławek. Trzymała papierosa między wargami, zaciągając się nim.
Muszę przyznać, że wyglądała cholernie pociągająco...
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem do niej sms'a. Parę chwil później dziewczyna zauważyła mnie i szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu.
-Hej. - przywitała się ze mną, całując mnie krótko w policzek.
-Cześć, kotek. - mruknąłem, odwracając się w stronę szatynki. - Mama Justina jest bardzo zaniepokojona tym, że chcesz go pozbawić...
-Austin, ty wiesz, co on zrobił? - uniosła lekko głos.
-Nie, nie rozmawiałem z nim. A teraz opowiadaj. - posłałem jej zachęcające spojrzenie.
-No więc... - rozsiadła się wygodniej, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Wchodzę do Mai do domu i zastaję ją siedzącą na podłodze, całą we łzach i bez bluzki...
-Co!? - nie wytrzymałem, musiałem jej przerwać.
-Tak, Austin. Właśnie to. - wyrzuciła ręce w powietrze. - Ten skurwiel zarzucił jej, że przespała się z Dannym.
-Co!? - wrzasnąłem, tym razem jeszcze głośniej.
-Tak, Austin. Właśnie to. - powiedziała z wyrzutem. - Kurwa! On nazwał ją dziwką, uderzył i chciał zgwałcić! Rozumiesz to!?
Poczułem, jak z mojej twarzy odpływają wszystkie kolory. Nie potrafiłem zrozumieć tych słów. A może nie chciałem przyjąć tego do wiadomości...
-Na prawdę to zrobił...? - wyszeptałem, przeczesując palcami włosy.
-Tak. - odparła stanowczo. - Gdybyś wiedział, w jakim Majka jest teraz stanie. Ma siniaki na całych plecach, nadgarstkach i na policzku. A poza tym, ona jest cholernie wrażliwą osobą, a on tak ją zranił... - zakończyła, spuszczając głowę.
-Kurwa... - mruknąłem pod nosem, odpalając silnik. - On był naćpany...
-I to ma go usprawiedliwić? - sapnęła z wyrzutem.
-Nie. - odparłem, wbijając wzrok w przednią szybę.
Wjechałem na drogę, omijając park. Dobrze wiedziałem, gdzie jest teraz Justin. Zawsze tam przyjeżdżał, jeśli miał jakiś problem. A teraz zdecydowanie miał. Z samym sobą...
-Jedziesz ze mną? - spojrzałem kątem oka na szatynkę. - Ostrzegam, że on po dragach jest bardzo agresywny.
-Zdążyłam się przekonać, Austin. Wystarczyło spojrzeć na Maję. - syknęła wrednie, zakładając ręce na piersi.
-Kurwa, Abby! Ty jesteś w ciąży czy co? Uspokój się. - wyrzuciłem ręce w powietrze.
-Jak mam się uspokoić!? - krzyknęła. - Ona jest moją przyjaciółką! Traktuję ją jak własną siostrę!
-Rozumiem, ale moim przyjacielem jest Justin i ja właśnie jego traktuję jak brata! - warknąłem, zaciskając ręce na kierownicy. - Jesteś taka pewna, że Majka nie puściła się z Dannym?!
-Kurwa! Teraz przesadziłeś! - pokręciła powoli głową. - Zatrzymaj się. - warknęła. - Powiedziałam zatrzymaj się!
Z głośnym westchnieniem zjechałem na pobocze, obserwując dziewczynę, która przewiesiła torbę przez ramię i wyszła z samochodu, trzaskając drzwiami.
-Kurwa! - zakląłem głośno, uderzając pięścią w kierownicę.
Szybko opuściłem samochód po czym ruszyłem za Abby.
-Niunia... - próbowałem ją zatrzymać, jednak ona nadal nie zwracała na mnie uwagi. - Kurwa, kotek... - krzyknąłem w desperacji.
Przyspieszyłem tępa i pociągnąłem ją za nadgarstek. Dziewczyna obróciła się twarzą do mnie, jednak unikała mojego wzroku.
-Czego chcesz? - syknęła cicho.
-Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć...
-Ale powiedziałeś, Austin. Zrobiłeś to. - uderzyła lekko w moją klatkę piersiową.
-Przepraszam, kicia. Nie miałem tego na myśli. Wiem, że Maja by go nie zdradziła.
-Następnym razem dwa razy przemyśl to, co masz zamiar powiedzieć. - mruknęła, a następnie wtuliła się w moje ciało. Objąłem dziewczynę ramionami, całując ją w czółko.
-A teraz chodź. Musimy porozmawiać z tym kretynem. - rzuciłem do Abby, a następnie złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do samochodu. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a sam zająłem miejsce kierowcy. Wjechałem z powrotem na główną drogę wylotową z miasta, przyspieszając trochę. Parę minut później dojechaliśmy do zjazdu w boczną drogę, prowadzą do baraków. Zauważywszy samochód Justina, zaparkowałem obok, wyłączając silnik.
-Nie wiem, ile wziął i ile wypił. Po prostu nie słuchaj tego, co będzie mówił. - mruknąłem do szatynki, a następnie oboje wyszliśmy z auta...
***Oczami Justina***
Kiedy tylko z moich oczu przestały wypływać łzy, sięgnąłem po kolejny woreczek, tym razem z kokainą. Układając z niej cienką kreskę, wciągnąłem całość. Odpaliłem silnik i zjechałem z podjazdu, kierując się do najbliższego sklepu. Zaparkowałem auto, a następnie wysiadłem z niego, lekko chwiejnym krokiem udając się do wejścia. Od razu skierowałem się do działu z alkoholami. Brałem wszystko, co wpadło mi w ręce, zaczynając na piwach, przez wódkę, kończąc na butelkach z whisky. Podszedłem do kasy, przy której stała jakaś starsza kobieta. Popatrzyła na mnie, a następnie na butelki.
-Nie mogę ci tego sprzedać. Jesteś pijany. Wróć, jak wytrzeźwiejesz. - mruknęła, zabierając się za czytanie gazety.
Krew zagotowała się w moich żyłach, a ja momentalnie zacisnąłem pięści. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni broń i odbezpieczyłem ją.
-Posłuchaj mnie, kurwa, dokładnie. - warknąłem, przykładając pistolet do głowy przerażonej sprzedawczyni. - Jak gdyby nigdy nic skasujesz te butelki, a ja, jak gdyby nigdy nic za nie zapłacę. Potem każde z nas odejdzie w swoją stronę. Ty zarobisz kilkaset dolarów, a ja zaleje tym gównem swoje złamane serce...
Kasjerka bez słowa zaczęła naliczać należną sumę. Wręczyłem kobiecie plik banknotów i, nie czekając na resztę, wyszedłem ze sklepu. Włożyłem alkohol do bagażnika, po czym zamknąłem go, zajmując miejsce kierowcy. Z piskiem opon ruszyłem z parkingu, wjeżdżając na główną drogę wylotową z miasta. Po paru minutach dojechałem do zjazdu, prowadzącego do opuszczonych baraków. Zaparkowałem niedaleko wejścia, po czym schowałem do kieszeni resztę narkotyków. Zabrałem ze sobą alkohol, po czym wszedłem do baraków - mojego ulubionego miejsca.
Postawiłem butelki na ziemi, po czym rzuciłem woreczki z białym proszkiem. Odpaliłem jednego skręta, wkładając go do ust. Zaciągnąłem się mocno, wypuszczając po chwili dym. Podniosłem szklaną butelkę piwa i otworzyłem ją, wypijając od razu połowę butelki.
-Mówiłaś, że mnie kochasz! - wrzasnąłem. - Kłamałaś... - dodałem szeptem.
Wysypałem biały proszek, nie sprawdzając nawet, co to takiego. Wciągnąłem jego część, szarpiąc z frustracji za włosy. Otworzyłem wódkę i upiłem kilka łyków prosto z butelki.
-Kłamałaś, kurwa! A ja zrobiłbym dla ciebie wszystko! - krzyknąłem, tracąc nad sobą kontrolę. - Wszystko, kurwa! - rzuciłem szklaną butelką o mur.
Szkło, rozłamane na miliony kawałeczków, przypominało moje serce...
Tak cholernie zranione serce...
-Dlaczego mi to zrobiłaś!? - ryknąłem, czując na swoich policzkach nowe łzy. - Przecież ja cię tak cholernie kocham! Oddałbym za ciebie swoje własne życie! - wierzchem dłoni otarłem mokre oczy. Pociągnąłem kolejne kilka łyków wódki. - Mówiłaś, że mnie nie zostawisz! Że będziesz przy mnie! Że jestem dla ciebie najważniejszy! - usiadłem na ziemi, chowając głowę w podkurczonych kolanach. - Kłamałaś... - zalałem się łzami. Całe moje ciało drżało, nie potrafiłem się uspokoić. - Dlaczego, kurwa! Dlaczego mi to zrobiłaś!? - otworzyłem butelkę whisky, wypijając parę łyków bursztynowego alkoholu. - Kocham cię, kurwa!!! Czemu mi to zrobiłaś!? Każde twoje słowo było kłamstwem! Każdy twój uśmiech fałszywy! A mimo wszystko kochałem, kocham i będę kochać do końca życia każdą część twojej duszy, twojego ciała... - ponownie starłem łzy, uniemożliwiające mi widzenie. - Dlaczego mi to zrobiłaś!? Myślałem, że jesteś inna! Myślałem, że mnie kochasz! A okazałaś się zwykłą dziwką!!! - wrzasnąłem, kolejny raz rozbijając o ścianę najbliżej znajdującą się butelkę. - Dziwką, którą kocham ponad wszystko... - szepnąłem, wybuchając płaczem. Nie potrafiłem się uspokoić. Litry łez wypływały spod moich powiek. - Dlaczego mi to zrobiłaś!? Byłaś jedyną, którą pokochałem! Żadna inna się nie liczyła! Nikt oprócz ciebie nie miał znaczenia! Byłaś tylko ty, rozumiesz!? W życiu bym ci czegoś takiego nie zrobił! - ponownie szarpnąłem z frustracją za włosy. - Mówiłaś, że mnie kochasz, szmato!!! A ja ci uwierzyłem! Myślałem, że mówisz prawdę! A ty kłamałaś... - nie wytrzymałem. Podniosłem z ziemi jeden z większych kawałków potłuczonego szkła, przykładając go do swojego nadgarstka. Wbiłem ostry kawałek szkła głęboko w skórę, lecz nie poczułem żadnego bólu. Ból fizyczny był na prawdę niczym w porównaniu do bólu psychicznego, który wręcz paraliżował całe moje ciało. Rozciąłem skórę, wbijając szkło w miejsce obok nowo powstałego przecięcia. Powtórzyłem czynność parę razy, widząc krew, spływającą po moich nadgarstkach. Jednak ja w dalszym ciągu nie czułem zupełnie nic. Chwyciłem butelkę z najmocniejszym alkoholem, jaki kupiłem i, nie zastanawiając się długo, wylałem go na rany.
Dalej nic. Żadnego bólu fizycznego.
-Majka, ty dziwko!!! Ja cię tak cholernie kocham! A ty tak mnie zraniłaś... - podniosłem pełną butelkę z piwem i, kładąc się na betonie, przyłożyłem szkło do ust, nie odrywając go, dopóki nie zniknęła cała zawartość butelki. - Mówiłaś, że mi pomożesz!!! - wrzasnąłem. - Kłamałaś... - i w tym momencie poczułem, jak wszystko dookoła zanika.
Pozostały tylko łzy, ból i pustka w sercu...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Co do rozdziału, to podoba mi się ta część oczami Justina...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska. Z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*
Jaki świetny :o lubię takie zwroty (:(: pisz dalej, jesteś świetna (:(:
OdpowiedzUsuńOmfg
OdpowiedzUsuńJezzzzuuy BOSKIE !""
OdpowiedzUsuńHdidbebejdjebehdidixsbsbsyxicbdbzbzvzbxiberbjdjfhxicbdns kochan <3
OdpowiedzUsuńO jprdl O.o Cudowne !!! Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńKurwa genialne kocham cię <3 jeszcze tylko 2 rozdziały i się pogodzą nie mogę się doczekać czekam na nn <3333
OdpowiedzUsuńZnowu ryczę ;<
OdpowiedzUsuńnie mogę.
Moment w którym Justin krzyczy .. ;<
ja pierdole to jest idealne.
niech tylko się nie tnie !!!
jejku powiedz, że bd wszystko okej.
cały czas ręce mi się trzęsą po przeczytaniu tego.
najlepszy blog EVER ♥
nie potrafie nawet tego opisać jak on mi się podoba..
czekam na nn i mam nadzieje że bd już nim ok ;<
już nie mogę się doczekać.
KOCHAM CIĘ ♥
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Mam lzy w oczkach
OdpowiedzUsuńJezu RYCZĘ!
OdpowiedzUsuńChcę szybko kolejny rozdział!
Cudowne nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię autentycznie Cię podziwiam <3
OdpowiedzUsuńjejku ryczę jak głupia :c
OdpowiedzUsuńsmutny, lecz piękny rozdział.
mam nadzieję , że jak najszybciej się pogodzą
byli taka cudowna parą
ale oczywiście nie może być długo dobrze
zawsze musi się coś spieprzyć ;c
/czytelniczkaa
Wiesz co podoba mi się w tobie najbardziej? To, że jesteś już na tyle dojrzałą pisarką, że potrafisz zachować proporcje. U ciebie nie ma czegoś takiego, że po 2 dniach się godzą i wszystko jest ładnie pięknie. Szczerze mówiąc, to cały rozdział wywarł na mnie ogrioooooomne wrażenie <3 No ale kurczę, jak zwykle to u ciebie bywa, końcówka jest najlepsza!!! Nie wiem skąd wzięłaś pomysł na wypowiedź Justina, ale gdthzghnceyh to było takie fantastyczne, że bardziej już być nie mogło! :D
OdpowiedzUsuńJeju no zajebisty rozdział! Aż brak słów :) Czekam nn <3 @natalusia99
OdpowiedzUsuńheartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
wspaniały rozdział ;)
OdpowiedzUsuńjak on mógł jej to zrobić no jak ??
aż się popłakałam podczas monologu Justina na koniec
czekam na następny <333