***Oczami Mai***
-Ale jak... - zdołałam wydukać, kiedy szatyn w dalszym ciągu leżał na mnie.
-Po prostu, skarbie. - wyszczerzył się do mnie.
W dalszym ciągu miałam lekko uchylone usta i, wpatrzony w Justina, wzrok.
-Ale...
-Nie ma "ale", kotek. - przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu.
-Ale...
-Też cię kocham, słonko. - mruknął, muskając moje usta, a następnie wyszedł z samochodu, pozostawiając mnie tam całkowicie zdezorientowaną.
-Wracaj tu natychmiast! - krzyknęłam, wybuchając śmiechem.
-Ohoho... - zaśmiał się chłopak. - Widzę, że zaczynają się humorki. - przybrał poważny wyraz twarzy. - Już na mnie krzyczysz... - wydął dolną wargę.
-Wracaj tu, gówniarzu! - kolejny raz parsknęłam śmiechem.
-Stara się odezwała... - zironizował, wypinając mi język.
Złapałam pierwszy lepszy przedmiot, który miałam akurat pod ręką i rzuciłam nim w szatyna. Na moje nieszczęście, okazało się, że była to... paczka prezerwatyw...
-Pierwsza zachcianka... - potarł ręce, po złapaniu gumek. - Takie to ja mogę spełniać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Seksoholik! - wypięłam do niego język.
-Ale wychodzi, że to ty jesteś niewyżyta seksualnie, kochanie... - posłał mi swój czarujący uśmiech, potrząsając opakowaniem prezerwatyw.
-Bieber, oddaj mi to w tej chwili! - krzyknęłam, wystawiając przed siebie otwartą dłoń.
-Spokojnie kochanie. - uniósł ręce obronnym geście. - Chyba mi nieco bardziej się to przyda, nie sądzisz...? - zaśmiał się. - Ale obawiam się, że zużyliśmy wczoraj wszystkie... - zrobił minę dziecka, które nie dostało swojej wymarzonej zabawki. - Widzę, że odkąd moja laleczka jest w ciąży, zrobiła się bardziej napalona. - zaćwierkał wesoło.
-Twoja laleczka zawsze była napalona. - wyszeptałam mu kusząco do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam pod swoimi dłońmi, jak mięśnie Justina lekko się spinają, przez co na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek. Chciał w to grać? Chciał się ze mnie naśmiewać? Dobrze, ale ja odpłacę mu się tym samym.
-Wiem, kochanie. I ani trochę mi to nie przeszkadza. - ułożył dłonie na mojej nagiej talii, mrucząc mi seksownie do ucha.
-Tak? - udawałam głupią, sunąc delikatnie dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. - I co zamierzasz z tym zrobić? - zjeżdżałam swoimi dłońmi coraz niżej. Czułam, że z każdą sekundą jego mięśnie się napinają. W końcu dotarłam do jego krocza, układając dłoń na przyrodzeniu chłopaka, osłoniętym jedynie przez czerwone bokserki. Nie odrywając oczu od twarzy Justina, sunęłam delikatnie po jego członku, wiedząc, że doprowadzam go tym do szaleństwa.
-Maja... - jęknął dość głośno, odrzucając głowę do tyłu z przyjemności. - Kurwa, ja przy tobie zwariuję. - dodał, a następnie przeniósł ręce pod zapięcie mojego stanika.
-Nic z tego, kochanie. - zaśmiałam się pod nosem, wiedząc, że chłopak najlepiej od razu przeszedłby do konkretów. - Powiedziałam ci wczoraj. Nie ma gumek, nie ma seksu. Takie są zasady... - zaćwierkałam słodko, obserwując uważnie minę Justina.
-Kicia... - jęknął, a moim oczom rzucił się nabrzmiały "kolega" Justina, przez co zachichotałam cicho.
Wyjęłam z samochodu ubrania, zakładając je na swoje ciało. Czułam na sobie wzrok szatyna, na co przewróciłam oczami.
-Przestaniesz się na mnie gapić czy nie? - sapnęłam w końcu, zakładając ręce na piersi.
-Skarbie, nie denerwuj się. Ja rozumiem, huśtawki nastrojów i te sprawy, ale... - nie zdążył dokończyć, ponieważ zawiązałam mu usta moją bluzką.
Stanęłam przed nim, układając ręce na biodrach.
-Teraz możesz sobie pogadać, kochanie. - wypięłam do niego język, a następnie sięgnęłam po koszulkę Justina, leżącą na siedzeniu. Założyłam ją na siebie, przeczesując palcami włosy.
-Jak przyjemnie posiedzieć w takiej ciszy, prawda kotku? - zaćwierkałam radośnie, zakładając mu ręce na szyję. - NIKT NIC NIE MÓWI... - spojrzałam na niego znacząco, przez co zachichotał pod nosem.
Nagle przerzucił mnie sobie przez ramię i, pomimo moich pisków, nie postawił mnie na ziemi. Doszedł do maleńkiej plaży nad brzegiem rzeki, stawiając mnie na piasku.
-Dokładnie w tym miejscu stałaś, kiedy się poznaliśmy. - powiedział, odwiązując moją bluzkę. - A twój wzrok mówił "Idźcie sobie". - udał ton mojego głosu, za co oberwał lekko w ramię.
-No bo najpierw myślałam, że to jacyś starsi panowie przyjechali połowić sobie rybki. - przewróciłam oczami, słysząc, jak chłopak wybuchnął śmiechem.
-Ten starszy pan okazał się osobą, która zrobiła ci dzieciaczka. - zachichotał, układając ręce na mojej talii.
-Ten starszy pan okazał się osobą, którą pokochałam ponad własne życie. - szepnęłam, a następnie stanęłam na palcach i, zarzucając mu ręce na szyję, wpiłam się w jego wargi.
Szatyn całował mnie delikatnie i z oddaniem, jakby chciał zapamiętać moje usta do końca życia. Wplątałam palce w jego włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki.
-Wiesz, że całujesz się i będziesz miała dziecko z gejem...? - uniósł kpiąco brwi, za co kolejny raz oberwał, tym razem w klatkę piersiową.
-Sam sobie na to zasłużyłeś. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Czy mógłbym odzyskać swoją koszulkę? - spytał, przyjmując taką samą pozycję.
-Nie. - odparłam od razu, kierując się w stronę samochodu.
-Czyli że ja mam założyć twoją, tak? - zaśmiał się pod nosem, udając się za mną.
-Dokładnie. - odparłam, zapinając guzik od swoich spodenek.
-Sama tego chciałaś. - mruknął, a następnie zaczął zakładać na siebie moją bluzkę. - Kurwa, Majka. Jaki ty rozmiar nosisz? Ja nawet jednej ręki nie mogę przez to włożyć. - warknął cicho, mocując się z materiałem. Parsknęłam śmiechem, obserwując jego starania. Po paru minutach przeklinania na moją koszulkę, włożył ją na siebie.
-Ja pierdole, jak ty się w to mieścisz? - rzucił, obserwując siebie w moim ubraniu. - Przypomniało mi się, jak podczas pierwszego wyjazdu założyłem twój stanik. - zaczął, a ja momentalnie prychnęłam śmiechem. - W tym mi jest cholernie ciasno, ale wtedy było tutaj baaadzo dużo miejsca. - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Podszedł do mnie, układając obie dłonie na moich piersiach. - Zdecydowanie ty masz co tam zmieścić. - przygryzł dolną wargę, nie zmazując z twarzy uśmieszku.
-Ej! - pisnęłam cicho, odpychając go od siebie. - Rączki przy sobie.
-Wczoraj mówiłaś zupełnie co innego, skarbie... - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Ściągnął z siebie moją koszulkę, podając ją mnie. To samo zrobiłam z jego ubraniem, czując wzrok szatyna na swoim biuście.
-Mama znowu będzie się mnie czepiać, gdzie jestem, co robię... - westchnęłam, przeczesując włosy palcami.
-Chyba już mnie nie lubi... - mruknął chłopak, spuszczając głowę. - I ma do tego święte prawo. - dodał, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-To będzie musiała polubić cię na nowo. - uniosłam jego brodę tak, że patrzył mi prosto w oczy. - Chociaż będzie to dosyć trudne, kiedy dowie się, że zrobiłeś mi dzieciaka. - zaśmiałam się, spoglądając ukradkiem na mój brzuch. Szatyn ułożył na nim obie dłonie.
-Zastanawiam się tylko nad jednym... - mruknął, marszcząc lekko brwi. - Jak ten szczeniak się tu zmieści... - pogładził mnie delikatnie po brzuchu. - Przecież ty jesteś taka maleńka... - wydął dolną wargę, obejmując moją twarz dłońmi. - Ten gówniarz cię wykończy. No i, kurwa, on się tam fizycznie nie zmieści. - przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, mierząc wzrokiem mój brzuch. - Nie ma szans...
-Justin, nie dobijaj mnie. - sapnęłam. - Ja już teraz się boję, a co dopiero, kiedy zaczniesz mnie straszyć. Wyobraź sobie, że ja się boję tej ciąży. Nie wiem, jak to będzie. Nic nie wiem... - zakończyłam, wtulając się w chłopaka.
-To nie jest ważne. Ja wiem tylko, że będziemy tworzyć razem szczęśliwą rodzinkę. Ja, ty i ten mały gówniarz, który jest... - zaciął się nagle. - Majka, co to jest?
-Pomyślmy... - udałam, że poważnie się nad tym zastanawiam. - Dziecko...?
-Miałem na myśli czy chłopiec czy dziewczynka. - przewrócił teatralnie oczami.
-Jeszcze nie wiem. Muszę iść na USG. - wzruszyłam lekko ramionami.
-A jak czujesz? - dopytywał, uśmiechając się delikatnie.
-Nie mam pojęcia. Mam wrażenie, jakby to był i chłopiec i dziewczynka.
-Masz na myśli bliźniaki, kochanie? - uniósł lekko brwi. - Biorąc pod uwagę nasze zdolności łóżkowe, mogą wyjść nawet dziesięcioraczki... - zachichotał, a ja ponownie uderzyłam go lekko w klatkę piersiową.
-Jakbyś nie zauważył, mam jeden brzuch. Nie dziesięć... - wyrzuciłam ręce w powietrze, śmiejąc się cicho pod nosem. - Justin...? - zaczęłam nieśmiało, sunąc opuszkami palców po jego mięśniach. - Na prawdę tak wszystko dokładnie pamiętasz?
-Tak, kochanie. Dokładnie wszystko. - uśmiechnął się do mnie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Myślałam, wy nie przywiązujecie do tego wagi... - mruknęłam, chociaż w głębi ducha, cieszyłam się. I to bardzo...
-Może dlatego, że inni faceci nie kochają swoich dziewczyn tak, jak ja ciebie. - objął mnie ramionami, układając dłonie w okolicach mojego tyłka.
Poczułam ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele, a w szczególności po sercu. Musnęłam jego usta, przeczesując palcami włosy chłopaka.
-Musimy już wracać, Justin. - szepnęłam w jego usta, głaszcząc go po policzku.
-Ja mógłbym tu zostać... - mruknął cicho. - Tylko z większym zapasem gumek...
-Ty tylko o jednym. - zachichotałam pod nosem.
Wzrok Justina utkwiony był w jednym punkcie za mną. Odwróciłam się, spoglądając w to samo miejsce.
-Co tam robi moja koszulka? - spytał powoli. Podeszłam do niej, podnosząc ubranie z trawy.
-Musiała tu leżeć od naszego poprzedniego wyjazdu. - zachichotałam cicho.
-Ale czemu w krzakach? - podrapał się po karku. - Przecież nikogo wtedy nie pieprzyłem... - zmarszczył brwi, przez co ja wybuchnęłam śmiechem.
-Jakby to powiedzieć... - założyłam ręce na piersi. - Ty i Austin byliście troszeczkę... nietrzeźwi... - zaśmiałam się, co razem ze mną uczynił szatyn.
-A co mówiłem? - spytał, przygryzając wargę.
-Jaka jestem cudowna i wspaniała, a potem wrzuciłeś mnie do wody. - mruknęłam, kierując się w stronę samochodu.
-Od początku miałem rację. - pobiegł za mną, otwierając mi drzwi od strony pasażera.
Zajęłam swoje miejsce, czekając, aż szatyn zrobi to samo, po przeciwnej stronie.
Po chwili usiadł na fotelu, odpalając silnik. Spojrzał na mnie kątem oka, a następnie wychylił się lekko, zapinając mi pas. Przewróciłam ukradkiem oczami, przenosząc wzrok na przednią szybę.
-Robisz się przewrażliwiony, Justin. - powiedziałam, chichocząc cicho pod nosem.
-Ty się nie śmiej, maleńka. Zaraz obok siedzą dwie, najważniejsze osoby w moim życiu. To stresujące. - mruknął, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Boję się... - powiedziałam nagle.
-Czego, niunia? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Reakcji moich rodziców. - odparłam, wzdychając ciężko. - Mama tyle razy mnie ostrzegała, a teraz tak po prostu mam jej powiedzieć, że zostanie babcią?
-Spokojnie, kochanie. Jeśli chcesz, ja im powiem. - położył dłoń na moim udzie, sunąc po nim delikatnie, a zarazem uspokajająco.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego, co od razu odwzajemnił.
Podtrzymując kierownicę kolanem, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, a chwilę później sięgnął do drugiej po zapalniczkę.
-Patrz, co znalazłem. - zaśmiał się, unosząc w górę prezerwatywy.
-Przygotowany na każdą okoliczność, prawda? - pokręciłam z rozbawieniem głową.
-Przy tobie muszę... - posłał mi swój łobuzerski uśmiech.
Podpalił końcówkę papierosa, wkładając go do ust. Uchylił okno, wypuszczając przez nie dym.
-Justin... - zaczęłam niepewnie, odwracając się w jego stronę.
-Tak, skarbie?
-Nie myślałeś kiedyś o tym... - zacięłam się, przygryzając dolną wargę. - Nie myślałeś kiedyś o tym, żeby iść na odwyk? - wydukałam w końcu, obserwując reakcję szatyna.
-Odwyk? - spojrzał na mnie ukradkiem. - Nie jestem uzależniony.
-Justin, ty tego nie widzisz. - szepnęłam.
-Maja, nie potrzebny jest mi żaden odwyk. Mogę nie brać, jeśli ty tego chcesz.
-Jesteś pewien? Moim zdaniem potrzebujesz pomocy.
-Na prawdę jest w porządku. - uspokajał mnie, układając rękę na oparciu mojego fotela.
Nagle mój wzrok padł na puste woreczki po narkotykach, leżące w skrytce w samochodzie.
-W porządku? - powtórzyłam, biorąc do ręki opakowania po dragach. - To też jest w porządku?
-Maja... - przeciągnął wyraz, przewracając oczami.
-Zrozum, że ja chcę ci pomóc. Przemyśl to, co ci powiedziałam. - posłałam mu łagodny uśmiech.
-Dobrze, kochanie. - odparł, zakładając niesforny kosmyk moich włosów za ucho. - A teraz nie myśl już o tym, dobrze? - wyrzucił przez okno niedopałek papierosa.
-Spróbuję. - mruknęłam, opierając głowę o szybę. - Justin, gdzie ty jedziesz? - spytałam nagle, kiedy zauważyłam, że przejechał zjazd na moje osiedle.
-Jak to, gdzie? - zaśmiał się chytrze. - Zrobiłaś ze mnie geja, więc teraz musisz to odkręcić. - wyszczerzył się do mnie.
-Chyba nie jedziesz do Chrisa...? - spytałam z lekkim przerażeniem.
-Dokładnie, skarbie. - kolejny raz ukazał mi rządek swoich białych ząbków.
-Nie, Justin. Nie żartuj sobie nawet. - cały czas kręciłam głową.
-Utniesz sobie małą pogawędkę z Chrisem przy chłopakach. - kontynuował, nie zwracając najmniejszej uwagi na moje słowa.
-Kurwa, Justin! Nie rób sobie ze mnie jaj! - pisnęłam cicho, wyrzucając ręce w powietrze.
-Cukiereczku mój kochany! - zaćwierkał wesoło, pocierając ręce. - Wiesz, jaka jesteś cudowna, prawda? Taka śliczniutka, taka słodziutka, taka malutka...
-Justin, przestań... - jęknęłam, pocierając skronie. Musiałam szybko coś wymyślić. Nie miałam najmniejszego zamiaru rozmawiać z Chrisem, a już tym bardziej przy reszcie gangu. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl, a na moich ustach zakwitł minimalny uśmieszek. - Boże, jak mnie głowa rozbolała. - mruknęłam, obserwując kątem oka jego reakcję. - I brzuch... - dodałam, układając dłoń na miejscu, w którym znajdował się nasz maluszek.
-Ej, Bieber. Uspokój się, bo mamusia musi porozmawiać z twoim wujkiem. - mruknął, gładząc mnie po brzuchu.
-Chyba musisz zawieźć mnie do domu. - skrzywiłam się lekko.
-Im szybciej dojedziemy, tym szybciej wrócimy. - mrugnął do mnie, mocniej dociskając pedał gazu.
Zrezygnowana opadłam na fotel, przykładając rękę do czoła.
-Nie rób mi tego... - jęknęłam, robiąc minę zbitego psa.
-Wczoraj było raczej "zrób to, Justin..." - udał ton mojego głosu, przez co ja sapnęłam z niedowierzaniem.
-Mam cię dość... - mruknęłam, parskając śmiechem.
-A ja ciebie nie, myszeczko. - pocałował mnie w policzek.
Po paru minutach Justin skręcił w boczną drogę, prowadzącą do baraków. Pomimo moich sprzeciwów i prób zatrzymania go, chłopak jechał dalej. Doszło nawet do tego, że wmawiałam mu, że rodzę. Prawie udało mi się go nabrać, lecz w ostatniej chwili przypomniał sobie jedną z lekcji biologii, na której AKURAT był. Po tym, nie miałam już żadnych pomysłów.
Justin zaparkował przed barakami, a ja głośno przełknęłam ślinę.
-Chodź, kochanie. Nikt cię tu nie zje. - zaśmiał się, widząc moje zdenerwowanie.
-Może teraz... - mruknęłam zakładając ręce na piersi.
Chłopak wyszedł z samochodu, a następnie podszedł do drzwi pasażera i otworzył je, podając mi rękę.
-Nigdzie nie idę. - wzruszyłam ramionami, wpatrując się w przednią szybę.
-Idziesz, idziesz, kochanie. Ja sam tłumaczyć się nie będę. - rzucił, po czym wziął mnie na ręce, wynosząc z samochodu. Postawił mnie po chwili na ziemi, a kiedy już chciałam się cofać, złapał mnie w talii. Pociągnął mnie za rękę w stronę wejścia, jednak ja zaparłam się nogami.
-Oj chodź, chodź, koteczku. - zaśmiał się, przerzucając sobie moje ciało przez ramię.
-Gówniarzu głupi! Puszczaj mnie! - pisnęłam, uderzając piąstkami w jego plecy.
-Nie denerwuj się, kochanie. To może zaszkodzić naszemu maleństwu. - pouczył, klepiąc mnie w tyłek. - A tak w ogóle, to ile ma ten nasz kurdupel? - spytał ze śmiechem, w dalszym ciągu trzymając ręce na moim tyłku.
-Prawie miesiąc. - odparłam, podpierając się na łokciach o jego plecy. - To się musiało stać wtedy, pod prysznicem. - dodałam, wracając myślami do tamtego poranka.
-Będzie ciekawie... - zachichotał szatyn. - Jak nasz dzieciak będzie starszy i zapyta się, gdzie go zrobiliśmy, to tatuś odpowie, że pod prysznicem...
-Tylko wtedy, kiedy okaże się, że to chłopczyk. Dziewczynki nie mają takich dziwnych pytań. - pokręciłam z rozbawieniem głową.
Chłopak postawił mnie przy samym wejściu do baraków, a ja, kolejny raz, przełknęłam nerwowo ślinę. Wepchnął mnie lekko do środka, wchodząc za mną.
-Siema, chłopaki. - rzucił do kumpli, przebywających w środku.
-Kurwa, Bieber! Ty się do mnie nie zbliżaj, pedale! Ja na prawdę nie mam nic do gejów, ale... - przerwał, kiedy jego wzrok spotkał się z moim. Wyszczerzyłam się do niego, kątem oka zauważając Austina, siedzącego pod ścianą. - Majka, ty wiesz z kim chodzisz?
-Ja właśnie w tej sprawie...
***Oczami Justina***
Rozsiadłem się pomiędzy Austinem, a Natem, wyciągając z kieszeni telefon.
-Chcecie zobaczyć, jaką mam CUDOWNĄ dziewczynę? - spojrzałem znacząco na Majkę, która stanęła obok Chrisa, zakładając ręce na piersi. Wszedłem w ostatnie wiadomości, otwierając rozmowę z Chrisem.
Chłopaki pękali ze śmiechu, czytając smsy, na co Maja jedynie przewróciła oczami.
-Justin został pedałkiem... - zachichotał Matt, stojący z tyłu.
-Ludzie, ja nadal nie wiem, o co tu chodzi. - Chris ze zdezorientowaniem podrapał się po karku.
-No bo wiesz... - zaczęła Maja, a ja rozsiadłem się wygodniej, przyglądając się mojej dziewczynie.
-Co wiem, skarbie. - chłopak uniósł brwi, opierając się o ścianę.
-Tylko nie skarbie, debilu. - warknąłem, posyłając mu sceptyczne spojrzenie.
-No byłam na was wkurzona. - Maja wyrzuciła ręce w powietrze. - Czy faceci nie mają innych tematów do rozmów? Tylko to czy im staje czy nie... - wszyscy parsknęliśmy śmiechem, na co Maja kolejny raz przewróciła oczami.
-Mi staje... - Nate uniósł w górę ręce, przez co ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-No właśnie o tym mówię. Nic tylko seks i seks. Dziewczyny mają wiele poważniejszych tematów do rozmów. - mruknęła.
-Tak. Jaką kieckę albo torebkę kupić. - rzucił Matt z rozbawieniem.
-Boże. Nie wszystkie dziewczyny są takie. Może te, z którymi wy się zadajecie nie widzą nic poza zakupami. To już nie moja wina. - wzruszyła ramionami, spoglądając na nas po kolei.
-A może ty po prostu zadawałaś się z facetami, którzy gadają tylko o tym czy im staje. Dlatego znalazłaś pocieszenie w rękach Justina. - chłopaki parsknęli śmiechem, klepiąc mnie po plecach. - On się podnieca, jak widzi Chrisa.
Przewróciłem oczami, kręcąc z rozbawieniem głową. Zsunąłem się na kanapie, przyglądając się blondynce, która z trudem powstrzymywała śmiech.
-Justin ma po prostu... inne zainteresowania. - mruknęła dziewczyna, po czym ponownie wybuchnęli śmiechem.
Oblizałem powoli wargi, układając w głowie plan. Ona chciała w to grać? Dobrze...
-Ciekawe czy jakbym miał "inne zainteresowania", krzyczałabyś w nocy tak głośno, kochanie...
Chłopaki momentalnie parsknęli śmiechem, obserwując reakcję Mai. Oczy blondynki rozszerzyły się dwukrotnie, wpatrując się we mnie.
-Nie powiedziałeś tego... - wydukała w całkowitym niedowierzaniu, kręcąc głową.
-Wręcz przeciwnie, skarbie. - zaćwierkałem słodko.
-Bieber, więcej szczegółów prosimy. - rzucił Nate, patrząc to na mnie, to na Maję.
-Obiecuję ci, że jeśli wypowiesz chociażby jedno słowo, pożałujesz tego...
-Uważaj stary, bo mała cię zgwałci! - parsknął Chris, układając Mai rękę na ramieniu.
-Mała, to może być twoja pała. - mruknęła cicho, a my jak na zawołanie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Z oczu chłopaków leciały łzy, kiedy Maja stała wpatrzona we mnie.
-Przez nią, to ja mógłbym być gwałcony kilka razy dziennie... - powiedziałem, słysząc gwizdy ze strony kumpli. - Chcecie zobaczyć, jak mam pięknie plecy podrapane? - uśmiechnąłem się łobuzersko w stronę Mai, która w dalszym ciągu wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
-Obiecuję, że jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, nie dotkniesz mnie przez miesiąc. - założyła ręce na piersi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, przez co nie wiedziałem czy żartuje czy, nie daj Boże, mówi prawdę.
-Kochanie, nie mówisz tego serio, prawda...? - spytałem z lekkim przerażeniem w głosie.
-Bardzo serio... - przymrużyła oczy, a moja mina momentalnie zrzedła. Chłopaki powstrzymywali się od śmiechu, obserwując mój wyraz twarzy.
-Ale ja nie wytrzymam... - jęknąłem w desperacji, patrząc na nią błagalnie.
-Trzeba było tyle nie pieprzyć. - mruknęła, wzruszając ramionami.
-Ale ciebie czy...
-Justin! - pisnęła blondynka, przerywając mi w połowie zdania. Moi kumple kolejny raz parsknęli śmiechem, trzymając się za brzuchy.
-Miałem wrażenie, że bardzo tego chciałaś. Biorąc pod uwagę twoje jęki... - zachichotałem pod nosem.
-Justin! Zamknij się wreszcie! Mam cię dość! - blondynka parsknęła śmiechem.
-Ja tylko stwierdzam fakty, kochanie. - uśmiechnąłem się do niej szeroko.
-Skończ już z tym. - szarpnęła z frustracją za swoje włosy. - Dzięki tobie już niedługo wszyscy dowiedzą się, co robimy w łóżku. - wyrzuciła ręce w powietrze, a ja z chłopakami kolejny raz parsknęliśmy śmiechem.
-Trzeba było nie bawić się moją komóreczką, skarbie. - potrząsnąłem lekko telefonem, na co dziewczyna przewróciła teatralnie oczami.
-Jak bawić? Bieber, o czym ty mówisz? - Chris zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie, natomiast mój wzrok, jak i całej reszty chłopaków, utkwiony był w Mai.
-No dobra, dobra... - mruknęła, przeczesując włosy. - To ja pisałam te smsy, bo byłam wkurzona zarówno na Justina, jak i na ciebie. Kto normalny wymienia się swoimi przeżyciami seksualnymi? - zmarszczyła brwi.
-Każdy facet. - odparliśmy zgodnie, ponownie wybuchając śmiechem.
-Czyli że to ty pisałaś wszystkie te smsy, tak? - dopytywał Chris, przyglądając się uważnie blondynce.
-No tak... - odparła powoli, ukazując mu rządek swoich białych ząbków.
-Boże kochany! Ty chciałaś mnie zabić!? Ja prawie zawału dostałem. - chłopak złapał się za serce, oddychając głęboko.
-Przepraszam...? - mruknęła niepewnie dziewczyna. - Chciałam tylko zemścić się na Justinie. - zmroziła mnie wzrokiem, na co ja posłałem jej bezczelny uśmiech.
-Normalnie byłem przerażony, kiedy to czytałem. - jęknął Chris. - Wszystko przez ciebie. - lekko uderzył Maję w ramię i w brzuch.
-Kurwa, stary. Nie przeginaj. - warknąłem. Pomimo że widziałem, że zrobił to na prawdę lekko, włączył mi się jakiś instynkt.
-Justin, uspokój się. - blondynka przewróciła oczami.
-Martwi się o ciebie, jakbyś była w ciąży... - rzucił Chris w stronę Mai.
Momentalnie wymieniliśmy między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna przygryzła dolną wargę, a ja podrapałem się z zakłopotaniem po karku.
-Co się dzieje? - Chris zmarszczył brwi, przyglądając się nam uważnie.
-Jest taka sprawa... - zacząłem, patrząc niepewnie na Maję.
-Tylko nie mówcie, że bzykaliście się bez gumek... - powiedział powoli Chris.
-Teraz to brzmisz, jak moja mama. - mruknęła cicho dziewczyna, opierając się o ścianę.
-Ja pierdole. Majka, ty jesteś w ciąży? - spytał z niedowierzaniem Austin, wytrzeszczając oczy.
-No przecież nie ja... - rzuciłem, przewracając oczami.
-O kurwa! Będziesz miała dziecko z Bieberem!? Współczuję, maleńka... - Matt poklepał mnie od tyłu po plecach.
-Dzięki, stary! Pomogłeś... - mruknąłem, przewracając oczami.
-Zostanę wujkiem. - Chris pokiwał głową, a uśmiech na jego ustach znacznie się poszerzył.
-Ale to ja będę tym ulubionym wujkiem. - rzucił Austin, klepiąc się dumnie po piersi.
-Nie no, facet! Trzeba to uczcić! - zawołał wesoło Nate, wyciągając butelki z piwem.
-Nie tym razem. - odparłem od razu, spoglądając znacząco na Maję.
-No tak, rozumiem. Obowiązki tatusia wzywają... - zaśmiał się, przez co oberwał ode mnie w tył głowy.
-Wyobrażasz sobie Biebera z pieluchą? - zakpił Matt. - Trzeba będzie to uwiecznić. - dodał, chichocząc pod nosem.
Wywróciłem oczami, a następnie powoli podniosłem się z kanapy, obniżając lekko spodnie w kroku.
-Austin możesz na chwilę? - zwróciłem się w stronę kumpla.
Chłopak pokiwał głową, wstając. Podszedłem do Mai i objąłem ją ramionami w pasie, prowadząc do wyjścia.
-Siema. - rzuciłem do kumpli, po czym opuściliśmy baraki.
-Ja pójdę do samochodu, żeby wam nie przeszkadzać. - blondynka musnęła mój policzek, udając się w stronę czarnego BMW. Jeszcze przez chwilę obserwowałem, jak jej biodra kołyszą się seksownie, kiedy idzie, a następnie przeniosłem wzrok na Austina.
-Chciałem cię przeprosić, stary. Nie panowałem nad sobą. - mruknąłem cicho.
-Wiem. - odparł, patrząc na mnie sceptycznie.
-Sory. Cokolwiek powiedziałem, nie chciałem tego.
-Wiem i dlatego ci wybaczam. - podszedł bliżej mnie i poklepał przyjacielsko po plecach. - A teraz spadaj, bo ktoś cię potrzebuje. - poklepał się lekko po brzuchu, przez co na moich ustach pojawił się uśmiech.
-Rozumiesz to? Ja zostanę ojcem... - pokręciłem z niedowierzaniem głową. - Aż mi się wierzyć nie chce...
Pożegnałem się z kumplem, odbiegając w stronę samochodu. Zająłem miejsce kierowcy, odpalając silnik.
-A teraz masz mi to wszystko wytłumaczyć! - pisnęła dziewczyna, wyrzucając ręce w powietrze.
-Co się stało, maleńka? - udawałem kretyna, odwracając się w jej stronę z głupawym uśmieszkiem na ustach.
-Ciebie kompletnie popieprzyło! - krzyknęła, uderzając mnie w ramię. - Na prawdę musisz opowiadać wszystkim o swoich przeżyciach seksualnych!?
-Spokojnie, słoneczko... - parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z rozbawieniem. - Musiałem się pochwalić, jaką mam zajebistą dziewczynkę. - posłałem jej łobuzerski uśmiech.
-Justin! Ty na prawdę nie możesz zatrzymać tego dla siebie!?
-Nie. - pokręciłem przecząco głową, z wielkim uśmiechem na ustach. - Zresztą ja mówiłem jedynie prawdę, kochanie. Twoje krzyki i jęki były przepiękne. - wyszczerzyłem się do niej.
-Kurwa, Justin! Zamknij się wreszcie! Ty też cichutko nie byłeś... - zmierzyła mnie wzrokiem.
-Przy tobie się nie da. - posłałem jej znaczące spojrzenie, za co kolejny raz oberwałem w ramię.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, zagłębiając się w fotelu.
-Kicia... - mruknąłem, zakręcając sobie kosmyk jej włosów na palcu. - No nie gniewaj się na mnie... - trąciłem nosem jej szyję, uśmiechając się delikatnie.
-Nie potrafiłabym. Jesteś za słodki. - złapała mnie za policzki.
-Ale mogę być również niegrzeczny. - warknąłem cicho, wsuwając dłonie pod jej koszulkę.
-Justin! - pisnęła, kiedy zacząłem ją łaskotać. - Zdążyłam zauważyć. Gdybyś był grzeczniutki, nie wyszedłby nam dzidziuś. - mruknęła, klepiąc się lekko po brzuszku. - Odwieziesz mnie do domu? - spytała słodko.
-Jasne, kotuś. - odparłem, ruszając spod baraków. Po chwili jednak zatrzymałem się, zdobywając pytające spojrzenie od blondynki. - Pasy, kochanie. - mruknąłem, zapinając ją w siedzeniu.
Dziewczyna zachichotała cicho, po czym złapała mnie za koszulkę i krótko, lecz namiętnie, złączyła nasze usta.
-A teraz jedź. - kiwnęła głową w stronę drogi, a ja z uśmiechem na ustach ruszyłem przed siebie.
-Kiedy chcesz powiedzieć rodzicom o dziecku? - spytałem, zerkając na nią kątem oka.
-Jak będzie dobra okazja... - odparła, przeczesując włosy palcami.
-To znaczy kiedy? - dopytywałem, zmieniając bieg.
-Nie wiem, Justin. Na pewno zanim zacznie mi rosnąć brzuch... - zachichotała, czym zaraziła również mnie.
-Boję się tego, że jak moja mama dowie się, że zostanę ojcem, będzie mnie uczyć zakładać pieluchy... - mruknąłem, krzywiąc się lekko, a Maja momentalnie wybuchnęła śmiechem.
-To dobrze. - spojrzała na mnie znacząco. - Będziesz zmieniać pampersy swojemu dzieciaczkowi. - wyszczerzyła się do mnie.
-O Boże... - jęknąłem, słysząc kolejny chichot z ust Mai.
Po dwudziestu minutach zatrzymałem się na podjeździe przed domem mojego aniołka.
-Może wejdziesz? - spytała, zakładając torbę na ramię.
-Bardzo chętnie, skarbie, ale muszę zmierzyć się z rodzicami. - wzdrygnąłem się lekko, posyłając jej po chwili delikatny uśmiech.
-W takim razie do zobaczenia. - odwzajemniła uśmiech, muskając mój policzek.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz? - spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Złapałem ją za koszulkę, przyciągając bliżej siebie. Wpiłem się w jej usta, zsuwając dłonie na tyłek dziewczyny. Wsunąłem język do jej ust, kiedy Maja wplątała palce w moje włosy. Pociągnęła lekko za ich końcówki, pogłębiając pocałunek.
-Muszę iść... - szepnęła w moje usta, pocierając delikatnie moje policzki.
-Nie chcę... - mruknąłem, niczym rozkapryszone dziecko.
-Ja też nie chcę, ale muszę. - posłała mi delikatny uśmiech.
-W takim razie do zobaczenia. - powiedziałem, po czym klepnąłem ją lekko w tyłek, kiedy wychodziła z samochodu.
-Jesteś niewyżyty, Justin... - pokręciła z rozbawieniem głową, a następnie, nie czekając na moja odpowiedź, zamknęła drzwi, podbiegając w stronę wejścia do domu.
-Jestem, skarbie. Oj jestem... - szepnąłem sam do siebie, odpalając silnik, kiedy upewniłem się, że moja księżniczka bezpiecznie dotarła do domu.
Skierowałem się w stronę mojego osiedla, na które dotarłem po piętnastu minutach. Zgasiłem silnik, parkując na podjeździe, a następnie wysiadłem, poprawiając na głowie czapkę oraz opuszczając lekko spodnie w kroku.
Wszedłem do domu, ściągając po cichu buty. Odwiesiłem kurtkę na wieszak, słysząc kroki, dochodzące z salonu.
-Natychmiast do salonu. I nie interesuje nas to, że masz prawie dwadzieścia lat. - powiedziała ostro moja mama.
Spuszczając głowę, udałem się prosto do pomieszczenia. Opadłem na kanapę, obserwując, jak moi rodzice siadają na przeciwko mnie.
-Co się z tobą dzieje, do cholery jasnej!? - ojciec podniósł głos.
-My ciebie nie poznajemy! - dołączyła moja mama, wyrzucając ręce w powietrze. - Jak mogłeś pobić tak Danny'ego?
-Nie wspominaj przy mnie o tym skurwielu. - warknąłem, zaciskając pięści.
-Justin, jak ty się wyrażasz!?
-Tak, jak sobie na to zasłużył.
-Jazzy w dalszym ciągu jest przerażona tym, co zobaczyła. Gdzie byłeś przez te dni? Co się z tobą działo?
-Zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem był robić. Skrzywdziłem Maję i musiałem to naprawić.
-Co masz na myśli, mówiąc "skrzywdziłem"? - mama zmarszczyła brwi.
-Po prostu zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem zrobić. - mruknąłem, wymijająco.
-Justin, jak ją skrzywdziłeś!? - kobieta była coraz bardziej przerażona.
-Pobiłem ją i wyzwałem. - powiedziałem najciszej, jak mogłem.
-Słucham!? - krzyknęła. - Jak mogłeś tak ją potraktować!? Przecież to jeszcze dziecko! - przyłożyła dłoń do ust. - Przez te kilka dni, jedyne co wiedzieliśmy to to, że dziewczyna Austina, która podobno jest przyjaciółką Mai, chciała urwać ci... - nie dokończyła, jednak ja dobrze wiedziałem, co miała na myśli.
-Justin, w tej chwili masz wyjąć wszystko z kieszeni. - rozkazał tata, a ja popatrzyłem na nich z niedowierzaniem.
-Może bez przesady. Należy mi się trochę prywatności.
-My się o ciebie martwimy, Justin. Jesteśmy twoimi rodzicami i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Tak więc w tej chwili opróżnij kieszenie. Tutaj, przy nas...
Przewracając oczami, sięgnąłem do kieszeni i zacząłem powoli wyjmować z niej przedmioty. Pierwszy był telefon, więc rodzice kazali mi kontynuować. Ułożyłem na stoliku paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
-Dostaniesz od tego raka. Nie powinieneś palić.
-Ale nie skończę z tym. - wzruszyłem ramionami. Mama wskazała gestem dłoni, abym kontynuował opróżnianie kieszeni.
Powoli wyciągnąłem prezerwatywy, układając je obok pozostałych przedmiotach.
-Tego mogliśmy się domyślić. - ojciec przewrócił oczami, na co ja zachichotałem cicho.
-Zawsze przygotowany. - mruknąłem, robiąc minę niewiniątka.
Pod wpływem intensywnych spojrzeń rodziców, włożyłem rękę do kieszeni, wyjmując kolejny przedmiot, którym okazały się narkotyki. Położyłem na stoliku parę skrętów oraz woreczków z kokainą i heroiną, patrząc niepewnie na rodziców.
-Boże, Justin... - szepnęła moja mama, przykładając dłoń do czoła. - Dziecko, co ty ze sobą robisz...
Nic nie odpowiedziałem, tylko spuściłem głowę, podpierając łokcie na kolanach.
-Justin, ty musisz coś z sobą zrobić. Nie możesz brać.
-Maja chce mnie wysłać na odwyk. - mruknąłem, przeczesując palcami włosy.
-I ma rację. Powinieneś się leczyć.
-Nie jestem ćpunem. - warknąłem, zaciskając pięści. - Może wciągnę raz na jakiś czas, ale to nie znaczy, że muszę iść na odwyk.
-Wrócimy do tego. Możesz być pewien. - zagroził tata. - Jeszcze tylne kieszenie.
Zaciskając nerwowo szczękę, sięgnąłem ręką po broń.
-Matko kochana! - krzyknęła moja mama, łapiąc się za serce.
-Także no... - mruknąłem pod nosem.
-Pistolet!? Po jaką cholerę nosisz to w kieszeni!?
-Czasami się przydaje... - potarłem skronie, unikając spojrzeń rodziców. - A tak w ogóle, to ja nie muszę się wam spowiadać. Mam dwadzieścia lat i mogę robić to, co mi się podoba.
-Jesteś naszym synem, a my chcemy dla ciebie jak najlepiej. - mama wyrzuciła ręce w powietrze.
Nagle z góry zbiegła roześmiana Jazzy, lecz kiedy tylko mnie zobaczyła, zatrzymała się nagle.
-Jazzy, przepraszam... - mruknąłem, wyciągając zza siebie pluszowego misia. - To dla ciebie, księżniczko. - wyszczerzyłem się do siostry, wręczając jej zabawkę.
-Dziękuję. - powiedziała nieśmiało, wtulając się w pluszaka.
-Nie gniewaj się na mnie. Po prostu byłem zdenerwowany. - ukucnąłem przed nią. - Chodź tu do mnie. - rozłożyłem ręce, a dziewczynka, po chwili zawahania, wtuliła się we mnie. - Przepraszam...
Po chwili Jazzy podeszła do stolika, na którym leżały interesujące przedmioty z moich kieszeni.
-Boże, dziecko, nie dotykaj tego! - krzyknęła moja mama, kiedy ręka siostry powędrowała na pistolet.
-Spokojnie. Jest zabezpieczony. - mruknąłem
-A co to takiego? - spytała, podnosząc prezerwatywy.
Rodzice wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia, a ja zachichotałem pod nosem.
-Używasz to, kiedy chcesz się zabawić i nie ponosić później żadnych konsekwencji. - powiedziałem. - Jak przyjdzie Maja, to ci wytłumaczy. Ja nie mam do tego talentu...
-A co to takiego? - spytała, wskazując na narkotyki.
-Coś, dzięki czemu możesz się odstresować. - mruknąłem, zabierając od niej prochy.
-Justin...? - zaczęła słodko, na co przewróciłem oczami. - A co ty masz w kieszeni? - zaćwierkała wesoło, wskazując na moją tylną kieszeń.
Wzrok rodziców niemal natychmiast wylądował na mnie, a ja przełknąłem nerwowo ślinę.
-Nic. - odparłem wymijająco .
-Justin, wyjmuj to.- powiedziała ostro mama, wyciągając przed siebie otwartą dłoń.
Powoli sięgnąłem po ostatni przedmiot. Wyjąłem go, zaciskając w dłoni, a na moje usta automatycznie wkradł się uśmiech. Podałem mamie test ciążowy, obserwują, jak jej źrenice rozszerzają się dwukrotnie.
-O Boże... - szepnęła, przykładając dłoń do ust. - Czy to znaczy, że...
-Tak. - odparłem od razu. - Maja jest w ciąży.
-Zrobiliście sobie dzidziusia! - pisnęła uradowana Jazzy, klaszcząc w rączki.
-No wyszedł nam taki mały szkrab. - zaśmiałem się, kiwając głową.
Moja siostra pognała na górę, a rodzice w dalszym ciągu wpatrzeni byli w test ciążowy.
-Boże, przecież Maja ma piętnaście lat... - wyszeptała kobieta. - A ty jesteś niedojrzałym gówniarzem. - spojrzała na mnie sceptycznie.
-I właśnie ten gówniarz zostanie tatusiem. - mruknąłem, opadając na kanapę.
-Kiedy się dowiedziałeś? - spytał ojciec.
-Wczoraj wieczorem. - odparłem od razu, podpierając łokcie na kolanach.
-A ile ma ten wasz maluszek? - mama nieco się uspokoiła.
-Prawie miesiąc.
Rodzice przyglądali mi się jeszcze przez parę chwil, aż w końcu kobieta wstała i podeszła do mnie, a następnie przytuliła mnie do siebie.
-Nie mogę uwierzyć, że mój synek zostanie ojcem. Ty wiesz, jaka to jest odpowiedzialność? Musisz się teraz opiekować Mają. W ogóle, jak ona się czuje?
-Dobrze. - odparłem krótko. - Już mnie ostrzegała, że będę musiał znosić jej humorki, bawić się w pieluchy...
-Ty wiesz w ogóle, co to znaczy być ojcem? - mama potrząsnęła mną lekko. - Biedna Maja. Będzie musiała się z tobą użerać jeszcze przez bardzo długi czas...
-Ale jak... - zdołałam wydukać, kiedy szatyn w dalszym ciągu leżał na mnie.
-Po prostu, skarbie. - wyszczerzył się do mnie.
W dalszym ciągu miałam lekko uchylone usta i, wpatrzony w Justina, wzrok.
-Ale...
-Nie ma "ale", kotek. - przeczesał moje włosy, odrzucając je do tyłu.
-Ale...
-Też cię kocham, słonko. - mruknął, muskając moje usta, a następnie wyszedł z samochodu, pozostawiając mnie tam całkowicie zdezorientowaną.
-Wracaj tu natychmiast! - krzyknęłam, wybuchając śmiechem.
-Ohoho... - zaśmiał się chłopak. - Widzę, że zaczynają się humorki. - przybrał poważny wyraz twarzy. - Już na mnie krzyczysz... - wydął dolną wargę.
-Wracaj tu, gówniarzu! - kolejny raz parsknęłam śmiechem.
-Stara się odezwała... - zironizował, wypinając mi język.
Złapałam pierwszy lepszy przedmiot, który miałam akurat pod ręką i rzuciłam nim w szatyna. Na moje nieszczęście, okazało się, że była to... paczka prezerwatyw...
-Pierwsza zachcianka... - potarł ręce, po złapaniu gumek. - Takie to ja mogę spełniać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Seksoholik! - wypięłam do niego język.
-Ale wychodzi, że to ty jesteś niewyżyta seksualnie, kochanie... - posłał mi swój czarujący uśmiech, potrząsając opakowaniem prezerwatyw.
-Bieber, oddaj mi to w tej chwili! - krzyknęłam, wystawiając przed siebie otwartą dłoń.
-Spokojnie kochanie. - uniósł ręce obronnym geście. - Chyba mi nieco bardziej się to przyda, nie sądzisz...? - zaśmiał się. - Ale obawiam się, że zużyliśmy wczoraj wszystkie... - zrobił minę dziecka, które nie dostało swojej wymarzonej zabawki. - Widzę, że odkąd moja laleczka jest w ciąży, zrobiła się bardziej napalona. - zaćwierkał wesoło.
-Twoja laleczka zawsze była napalona. - wyszeptałam mu kusząco do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam pod swoimi dłońmi, jak mięśnie Justina lekko się spinają, przez co na moich ustach pojawił się lekki uśmieszek. Chciał w to grać? Chciał się ze mnie naśmiewać? Dobrze, ale ja odpłacę mu się tym samym.
-Wiem, kochanie. I ani trochę mi to nie przeszkadza. - ułożył dłonie na mojej nagiej talii, mrucząc mi seksownie do ucha.
-Tak? - udawałam głupią, sunąc delikatnie dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. - I co zamierzasz z tym zrobić? - zjeżdżałam swoimi dłońmi coraz niżej. Czułam, że z każdą sekundą jego mięśnie się napinają. W końcu dotarłam do jego krocza, układając dłoń na przyrodzeniu chłopaka, osłoniętym jedynie przez czerwone bokserki. Nie odrywając oczu od twarzy Justina, sunęłam delikatnie po jego członku, wiedząc, że doprowadzam go tym do szaleństwa.
-Maja... - jęknął dość głośno, odrzucając głowę do tyłu z przyjemności. - Kurwa, ja przy tobie zwariuję. - dodał, a następnie przeniósł ręce pod zapięcie mojego stanika.
-Nic z tego, kochanie. - zaśmiałam się pod nosem, wiedząc, że chłopak najlepiej od razu przeszedłby do konkretów. - Powiedziałam ci wczoraj. Nie ma gumek, nie ma seksu. Takie są zasady... - zaćwierkałam słodko, obserwując uważnie minę Justina.
-Kicia... - jęknął, a moim oczom rzucił się nabrzmiały "kolega" Justina, przez co zachichotałam cicho.
Wyjęłam z samochodu ubrania, zakładając je na swoje ciało. Czułam na sobie wzrok szatyna, na co przewróciłam oczami.
-Przestaniesz się na mnie gapić czy nie? - sapnęłam w końcu, zakładając ręce na piersi.
-Skarbie, nie denerwuj się. Ja rozumiem, huśtawki nastrojów i te sprawy, ale... - nie zdążył dokończyć, ponieważ zawiązałam mu usta moją bluzką.
Stanęłam przed nim, układając ręce na biodrach.
-Teraz możesz sobie pogadać, kochanie. - wypięłam do niego język, a następnie sięgnęłam po koszulkę Justina, leżącą na siedzeniu. Założyłam ją na siebie, przeczesując palcami włosy.
-Jak przyjemnie posiedzieć w takiej ciszy, prawda kotku? - zaćwierkałam radośnie, zakładając mu ręce na szyję. - NIKT NIC NIE MÓWI... - spojrzałam na niego znacząco, przez co zachichotał pod nosem.
Nagle przerzucił mnie sobie przez ramię i, pomimo moich pisków, nie postawił mnie na ziemi. Doszedł do maleńkiej plaży nad brzegiem rzeki, stawiając mnie na piasku.
-Dokładnie w tym miejscu stałaś, kiedy się poznaliśmy. - powiedział, odwiązując moją bluzkę. - A twój wzrok mówił "Idźcie sobie". - udał ton mojego głosu, za co oberwał lekko w ramię.
-No bo najpierw myślałam, że to jacyś starsi panowie przyjechali połowić sobie rybki. - przewróciłam oczami, słysząc, jak chłopak wybuchnął śmiechem.
-Ten starszy pan okazał się osobą, która zrobiła ci dzieciaczka. - zachichotał, układając ręce na mojej talii.
-Ten starszy pan okazał się osobą, którą pokochałam ponad własne życie. - szepnęłam, a następnie stanęłam na palcach i, zarzucając mu ręce na szyję, wpiłam się w jego wargi.
Szatyn całował mnie delikatnie i z oddaniem, jakby chciał zapamiętać moje usta do końca życia. Wplątałam palce w jego włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki.
-Wiesz, że całujesz się i będziesz miała dziecko z gejem...? - uniósł kpiąco brwi, za co kolejny raz oberwał, tym razem w klatkę piersiową.
-Sam sobie na to zasłużyłeś. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Czy mógłbym odzyskać swoją koszulkę? - spytał, przyjmując taką samą pozycję.
-Nie. - odparłam od razu, kierując się w stronę samochodu.
-Czyli że ja mam założyć twoją, tak? - zaśmiał się pod nosem, udając się za mną.
-Dokładnie. - odparłam, zapinając guzik od swoich spodenek.
-Sama tego chciałaś. - mruknął, a następnie zaczął zakładać na siebie moją bluzkę. - Kurwa, Majka. Jaki ty rozmiar nosisz? Ja nawet jednej ręki nie mogę przez to włożyć. - warknął cicho, mocując się z materiałem. Parsknęłam śmiechem, obserwując jego starania. Po paru minutach przeklinania na moją koszulkę, włożył ją na siebie.
-Ja pierdole, jak ty się w to mieścisz? - rzucił, obserwując siebie w moim ubraniu. - Przypomniało mi się, jak podczas pierwszego wyjazdu założyłem twój stanik. - zaczął, a ja momentalnie prychnęłam śmiechem. - W tym mi jest cholernie ciasno, ale wtedy było tutaj baaadzo dużo miejsca. - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Podszedł do mnie, układając obie dłonie na moich piersiach. - Zdecydowanie ty masz co tam zmieścić. - przygryzł dolną wargę, nie zmazując z twarzy uśmieszku.
-Ej! - pisnęłam cicho, odpychając go od siebie. - Rączki przy sobie.
-Wczoraj mówiłaś zupełnie co innego, skarbie... - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Ściągnął z siebie moją koszulkę, podając ją mnie. To samo zrobiłam z jego ubraniem, czując wzrok szatyna na swoim biuście.
-Mama znowu będzie się mnie czepiać, gdzie jestem, co robię... - westchnęłam, przeczesując włosy palcami.
-Chyba już mnie nie lubi... - mruknął chłopak, spuszczając głowę. - I ma do tego święte prawo. - dodał, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-To będzie musiała polubić cię na nowo. - uniosłam jego brodę tak, że patrzył mi prosto w oczy. - Chociaż będzie to dosyć trudne, kiedy dowie się, że zrobiłeś mi dzieciaka. - zaśmiałam się, spoglądając ukradkiem na mój brzuch. Szatyn ułożył na nim obie dłonie.
-Zastanawiam się tylko nad jednym... - mruknął, marszcząc lekko brwi. - Jak ten szczeniak się tu zmieści... - pogładził mnie delikatnie po brzuchu. - Przecież ty jesteś taka maleńka... - wydął dolną wargę, obejmując moją twarz dłońmi. - Ten gówniarz cię wykończy. No i, kurwa, on się tam fizycznie nie zmieści. - przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, mierząc wzrokiem mój brzuch. - Nie ma szans...
-Justin, nie dobijaj mnie. - sapnęłam. - Ja już teraz się boję, a co dopiero, kiedy zaczniesz mnie straszyć. Wyobraź sobie, że ja się boję tej ciąży. Nie wiem, jak to będzie. Nic nie wiem... - zakończyłam, wtulając się w chłopaka.
-To nie jest ważne. Ja wiem tylko, że będziemy tworzyć razem szczęśliwą rodzinkę. Ja, ty i ten mały gówniarz, który jest... - zaciął się nagle. - Majka, co to jest?
-Pomyślmy... - udałam, że poważnie się nad tym zastanawiam. - Dziecko...?
-Miałem na myśli czy chłopiec czy dziewczynka. - przewrócił teatralnie oczami.
-Jeszcze nie wiem. Muszę iść na USG. - wzruszyłam lekko ramionami.
-A jak czujesz? - dopytywał, uśmiechając się delikatnie.
-Nie mam pojęcia. Mam wrażenie, jakby to był i chłopiec i dziewczynka.
-Masz na myśli bliźniaki, kochanie? - uniósł lekko brwi. - Biorąc pod uwagę nasze zdolności łóżkowe, mogą wyjść nawet dziesięcioraczki... - zachichotał, a ja ponownie uderzyłam go lekko w klatkę piersiową.
-Jakbyś nie zauważył, mam jeden brzuch. Nie dziesięć... - wyrzuciłam ręce w powietrze, śmiejąc się cicho pod nosem. - Justin...? - zaczęłam nieśmiało, sunąc opuszkami palców po jego mięśniach. - Na prawdę tak wszystko dokładnie pamiętasz?
-Tak, kochanie. Dokładnie wszystko. - uśmiechnął się do mnie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
-Myślałam, wy nie przywiązujecie do tego wagi... - mruknęłam, chociaż w głębi ducha, cieszyłam się. I to bardzo...
-Może dlatego, że inni faceci nie kochają swoich dziewczyn tak, jak ja ciebie. - objął mnie ramionami, układając dłonie w okolicach mojego tyłka.
Poczułam ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele, a w szczególności po sercu. Musnęłam jego usta, przeczesując palcami włosy chłopaka.
-Musimy już wracać, Justin. - szepnęłam w jego usta, głaszcząc go po policzku.
-Ja mógłbym tu zostać... - mruknął cicho. - Tylko z większym zapasem gumek...
-Ty tylko o jednym. - zachichotałam pod nosem.
Wzrok Justina utkwiony był w jednym punkcie za mną. Odwróciłam się, spoglądając w to samo miejsce.
-Co tam robi moja koszulka? - spytał powoli. Podeszłam do niej, podnosząc ubranie z trawy.
-Musiała tu leżeć od naszego poprzedniego wyjazdu. - zachichotałam cicho.
-Ale czemu w krzakach? - podrapał się po karku. - Przecież nikogo wtedy nie pieprzyłem... - zmarszczył brwi, przez co ja wybuchnęłam śmiechem.
-Jakby to powiedzieć... - założyłam ręce na piersi. - Ty i Austin byliście troszeczkę... nietrzeźwi... - zaśmiałam się, co razem ze mną uczynił szatyn.
-A co mówiłem? - spytał, przygryzając wargę.
-Jaka jestem cudowna i wspaniała, a potem wrzuciłeś mnie do wody. - mruknęłam, kierując się w stronę samochodu.
-Od początku miałem rację. - pobiegł za mną, otwierając mi drzwi od strony pasażera.
Zajęłam swoje miejsce, czekając, aż szatyn zrobi to samo, po przeciwnej stronie.
Po chwili usiadł na fotelu, odpalając silnik. Spojrzał na mnie kątem oka, a następnie wychylił się lekko, zapinając mi pas. Przewróciłam ukradkiem oczami, przenosząc wzrok na przednią szybę.
-Robisz się przewrażliwiony, Justin. - powiedziałam, chichocząc cicho pod nosem.
-Ty się nie śmiej, maleńka. Zaraz obok siedzą dwie, najważniejsze osoby w moim życiu. To stresujące. - mruknął, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Boję się... - powiedziałam nagle.
-Czego, niunia? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
-Reakcji moich rodziców. - odparłam, wzdychając ciężko. - Mama tyle razy mnie ostrzegała, a teraz tak po prostu mam jej powiedzieć, że zostanie babcią?
-Spokojnie, kochanie. Jeśli chcesz, ja im powiem. - położył dłoń na moim udzie, sunąc po nim delikatnie, a zarazem uspokajająco.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego, co od razu odwzajemnił.
Podtrzymując kierownicę kolanem, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, a chwilę później sięgnął do drugiej po zapalniczkę.
-Patrz, co znalazłem. - zaśmiał się, unosząc w górę prezerwatywy.
-Przygotowany na każdą okoliczność, prawda? - pokręciłam z rozbawieniem głową.
-Przy tobie muszę... - posłał mi swój łobuzerski uśmiech.
Podpalił końcówkę papierosa, wkładając go do ust. Uchylił okno, wypuszczając przez nie dym.
-Justin... - zaczęłam niepewnie, odwracając się w jego stronę.
-Tak, skarbie?
-Nie myślałeś kiedyś o tym... - zacięłam się, przygryzając dolną wargę. - Nie myślałeś kiedyś o tym, żeby iść na odwyk? - wydukałam w końcu, obserwując reakcję szatyna.
-Odwyk? - spojrzał na mnie ukradkiem. - Nie jestem uzależniony.
-Justin, ty tego nie widzisz. - szepnęłam.
-Maja, nie potrzebny jest mi żaden odwyk. Mogę nie brać, jeśli ty tego chcesz.
-Jesteś pewien? Moim zdaniem potrzebujesz pomocy.
-Na prawdę jest w porządku. - uspokajał mnie, układając rękę na oparciu mojego fotela.
Nagle mój wzrok padł na puste woreczki po narkotykach, leżące w skrytce w samochodzie.
-W porządku? - powtórzyłam, biorąc do ręki opakowania po dragach. - To też jest w porządku?
-Maja... - przeciągnął wyraz, przewracając oczami.
-Zrozum, że ja chcę ci pomóc. Przemyśl to, co ci powiedziałam. - posłałam mu łagodny uśmiech.
-Dobrze, kochanie. - odparł, zakładając niesforny kosmyk moich włosów za ucho. - A teraz nie myśl już o tym, dobrze? - wyrzucił przez okno niedopałek papierosa.
-Spróbuję. - mruknęłam, opierając głowę o szybę. - Justin, gdzie ty jedziesz? - spytałam nagle, kiedy zauważyłam, że przejechał zjazd na moje osiedle.
-Jak to, gdzie? - zaśmiał się chytrze. - Zrobiłaś ze mnie geja, więc teraz musisz to odkręcić. - wyszczerzył się do mnie.
-Chyba nie jedziesz do Chrisa...? - spytałam z lekkim przerażeniem.
-Dokładnie, skarbie. - kolejny raz ukazał mi rządek swoich białych ząbków.
-Nie, Justin. Nie żartuj sobie nawet. - cały czas kręciłam głową.
-Utniesz sobie małą pogawędkę z Chrisem przy chłopakach. - kontynuował, nie zwracając najmniejszej uwagi na moje słowa.
-Kurwa, Justin! Nie rób sobie ze mnie jaj! - pisnęłam cicho, wyrzucając ręce w powietrze.
-Cukiereczku mój kochany! - zaćwierkał wesoło, pocierając ręce. - Wiesz, jaka jesteś cudowna, prawda? Taka śliczniutka, taka słodziutka, taka malutka...
-Justin, przestań... - jęknęłam, pocierając skronie. Musiałam szybko coś wymyślić. Nie miałam najmniejszego zamiaru rozmawiać z Chrisem, a już tym bardziej przy reszcie gangu. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl, a na moich ustach zakwitł minimalny uśmieszek. - Boże, jak mnie głowa rozbolała. - mruknęłam, obserwując kątem oka jego reakcję. - I brzuch... - dodałam, układając dłoń na miejscu, w którym znajdował się nasz maluszek.
-Ej, Bieber. Uspokój się, bo mamusia musi porozmawiać z twoim wujkiem. - mruknął, gładząc mnie po brzuchu.
-Chyba musisz zawieźć mnie do domu. - skrzywiłam się lekko.
-Im szybciej dojedziemy, tym szybciej wrócimy. - mrugnął do mnie, mocniej dociskając pedał gazu.
Zrezygnowana opadłam na fotel, przykładając rękę do czoła.
-Nie rób mi tego... - jęknęłam, robiąc minę zbitego psa.
-Wczoraj było raczej "zrób to, Justin..." - udał ton mojego głosu, przez co ja sapnęłam z niedowierzaniem.
-Mam cię dość... - mruknęłam, parskając śmiechem.
-A ja ciebie nie, myszeczko. - pocałował mnie w policzek.
Po paru minutach Justin skręcił w boczną drogę, prowadzącą do baraków. Pomimo moich sprzeciwów i prób zatrzymania go, chłopak jechał dalej. Doszło nawet do tego, że wmawiałam mu, że rodzę. Prawie udało mi się go nabrać, lecz w ostatniej chwili przypomniał sobie jedną z lekcji biologii, na której AKURAT był. Po tym, nie miałam już żadnych pomysłów.
Justin zaparkował przed barakami, a ja głośno przełknęłam ślinę.
-Chodź, kochanie. Nikt cię tu nie zje. - zaśmiał się, widząc moje zdenerwowanie.
-Może teraz... - mruknęłam zakładając ręce na piersi.
Chłopak wyszedł z samochodu, a następnie podszedł do drzwi pasażera i otworzył je, podając mi rękę.
-Nigdzie nie idę. - wzruszyłam ramionami, wpatrując się w przednią szybę.
-Idziesz, idziesz, kochanie. Ja sam tłumaczyć się nie będę. - rzucił, po czym wziął mnie na ręce, wynosząc z samochodu. Postawił mnie po chwili na ziemi, a kiedy już chciałam się cofać, złapał mnie w talii. Pociągnął mnie za rękę w stronę wejścia, jednak ja zaparłam się nogami.
-Oj chodź, chodź, koteczku. - zaśmiał się, przerzucając sobie moje ciało przez ramię.
-Gówniarzu głupi! Puszczaj mnie! - pisnęłam, uderzając piąstkami w jego plecy.
-Nie denerwuj się, kochanie. To może zaszkodzić naszemu maleństwu. - pouczył, klepiąc mnie w tyłek. - A tak w ogóle, to ile ma ten nasz kurdupel? - spytał ze śmiechem, w dalszym ciągu trzymając ręce na moim tyłku.
-Prawie miesiąc. - odparłam, podpierając się na łokciach o jego plecy. - To się musiało stać wtedy, pod prysznicem. - dodałam, wracając myślami do tamtego poranka.
-Będzie ciekawie... - zachichotał szatyn. - Jak nasz dzieciak będzie starszy i zapyta się, gdzie go zrobiliśmy, to tatuś odpowie, że pod prysznicem...
-Tylko wtedy, kiedy okaże się, że to chłopczyk. Dziewczynki nie mają takich dziwnych pytań. - pokręciłam z rozbawieniem głową.
Chłopak postawił mnie przy samym wejściu do baraków, a ja, kolejny raz, przełknęłam nerwowo ślinę. Wepchnął mnie lekko do środka, wchodząc za mną.
-Siema, chłopaki. - rzucił do kumpli, przebywających w środku.
-Kurwa, Bieber! Ty się do mnie nie zbliżaj, pedale! Ja na prawdę nie mam nic do gejów, ale... - przerwał, kiedy jego wzrok spotkał się z moim. Wyszczerzyłam się do niego, kątem oka zauważając Austina, siedzącego pod ścianą. - Majka, ty wiesz z kim chodzisz?
-Ja właśnie w tej sprawie...
***Oczami Justina***
Rozsiadłem się pomiędzy Austinem, a Natem, wyciągając z kieszeni telefon.
-Chcecie zobaczyć, jaką mam CUDOWNĄ dziewczynę? - spojrzałem znacząco na Majkę, która stanęła obok Chrisa, zakładając ręce na piersi. Wszedłem w ostatnie wiadomości, otwierając rozmowę z Chrisem.
Chłopaki pękali ze śmiechu, czytając smsy, na co Maja jedynie przewróciła oczami.
-Justin został pedałkiem... - zachichotał Matt, stojący z tyłu.
-Ludzie, ja nadal nie wiem, o co tu chodzi. - Chris ze zdezorientowaniem podrapał się po karku.
-No bo wiesz... - zaczęła Maja, a ja rozsiadłem się wygodniej, przyglądając się mojej dziewczynie.
-Co wiem, skarbie. - chłopak uniósł brwi, opierając się o ścianę.
-Tylko nie skarbie, debilu. - warknąłem, posyłając mu sceptyczne spojrzenie.
-No byłam na was wkurzona. - Maja wyrzuciła ręce w powietrze. - Czy faceci nie mają innych tematów do rozmów? Tylko to czy im staje czy nie... - wszyscy parsknęliśmy śmiechem, na co Maja kolejny raz przewróciła oczami.
-Mi staje... - Nate uniósł w górę ręce, przez co ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-No właśnie o tym mówię. Nic tylko seks i seks. Dziewczyny mają wiele poważniejszych tematów do rozmów. - mruknęła.
-Tak. Jaką kieckę albo torebkę kupić. - rzucił Matt z rozbawieniem.
-Boże. Nie wszystkie dziewczyny są takie. Może te, z którymi wy się zadajecie nie widzą nic poza zakupami. To już nie moja wina. - wzruszyła ramionami, spoglądając na nas po kolei.
-A może ty po prostu zadawałaś się z facetami, którzy gadają tylko o tym czy im staje. Dlatego znalazłaś pocieszenie w rękach Justina. - chłopaki parsknęli śmiechem, klepiąc mnie po plecach. - On się podnieca, jak widzi Chrisa.
Przewróciłem oczami, kręcąc z rozbawieniem głową. Zsunąłem się na kanapie, przyglądając się blondynce, która z trudem powstrzymywała śmiech.
-Justin ma po prostu... inne zainteresowania. - mruknęła dziewczyna, po czym ponownie wybuchnęli śmiechem.
Oblizałem powoli wargi, układając w głowie plan. Ona chciała w to grać? Dobrze...
-Ciekawe czy jakbym miał "inne zainteresowania", krzyczałabyś w nocy tak głośno, kochanie...
Chłopaki momentalnie parsknęli śmiechem, obserwując reakcję Mai. Oczy blondynki rozszerzyły się dwukrotnie, wpatrując się we mnie.
-Nie powiedziałeś tego... - wydukała w całkowitym niedowierzaniu, kręcąc głową.
-Wręcz przeciwnie, skarbie. - zaćwierkałem słodko.
-Bieber, więcej szczegółów prosimy. - rzucił Nate, patrząc to na mnie, to na Maję.
-Obiecuję ci, że jeśli wypowiesz chociażby jedno słowo, pożałujesz tego...
-Uważaj stary, bo mała cię zgwałci! - parsknął Chris, układając Mai rękę na ramieniu.
-Mała, to może być twoja pała. - mruknęła cicho, a my jak na zawołanie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Z oczu chłopaków leciały łzy, kiedy Maja stała wpatrzona we mnie.
-Przez nią, to ja mógłbym być gwałcony kilka razy dziennie... - powiedziałem, słysząc gwizdy ze strony kumpli. - Chcecie zobaczyć, jak mam pięknie plecy podrapane? - uśmiechnąłem się łobuzersko w stronę Mai, która w dalszym ciągu wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
-Obiecuję, że jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, nie dotkniesz mnie przez miesiąc. - założyła ręce na piersi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, przez co nie wiedziałem czy żartuje czy, nie daj Boże, mówi prawdę.
-Kochanie, nie mówisz tego serio, prawda...? - spytałem z lekkim przerażeniem w głosie.
-Bardzo serio... - przymrużyła oczy, a moja mina momentalnie zrzedła. Chłopaki powstrzymywali się od śmiechu, obserwując mój wyraz twarzy.
-Ale ja nie wytrzymam... - jęknąłem w desperacji, patrząc na nią błagalnie.
-Trzeba było tyle nie pieprzyć. - mruknęła, wzruszając ramionami.
-Ale ciebie czy...
-Justin! - pisnęła blondynka, przerywając mi w połowie zdania. Moi kumple kolejny raz parsknęli śmiechem, trzymając się za brzuchy.
-Miałem wrażenie, że bardzo tego chciałaś. Biorąc pod uwagę twoje jęki... - zachichotałem pod nosem.
-Justin! Zamknij się wreszcie! Mam cię dość! - blondynka parsknęła śmiechem.
-Ja tylko stwierdzam fakty, kochanie. - uśmiechnąłem się do niej szeroko.
-Skończ już z tym. - szarpnęła z frustracją za swoje włosy. - Dzięki tobie już niedługo wszyscy dowiedzą się, co robimy w łóżku. - wyrzuciła ręce w powietrze, a ja z chłopakami kolejny raz parsknęliśmy śmiechem.
-Trzeba było nie bawić się moją komóreczką, skarbie. - potrząsnąłem lekko telefonem, na co dziewczyna przewróciła teatralnie oczami.
-Jak bawić? Bieber, o czym ty mówisz? - Chris zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie, natomiast mój wzrok, jak i całej reszty chłopaków, utkwiony był w Mai.
-No dobra, dobra... - mruknęła, przeczesując włosy. - To ja pisałam te smsy, bo byłam wkurzona zarówno na Justina, jak i na ciebie. Kto normalny wymienia się swoimi przeżyciami seksualnymi? - zmarszczyła brwi.
-Każdy facet. - odparliśmy zgodnie, ponownie wybuchając śmiechem.
-Czyli że to ty pisałaś wszystkie te smsy, tak? - dopytywał Chris, przyglądając się uważnie blondynce.
-No tak... - odparła powoli, ukazując mu rządek swoich białych ząbków.
-Boże kochany! Ty chciałaś mnie zabić!? Ja prawie zawału dostałem. - chłopak złapał się za serce, oddychając głęboko.
-Przepraszam...? - mruknęła niepewnie dziewczyna. - Chciałam tylko zemścić się na Justinie. - zmroziła mnie wzrokiem, na co ja posłałem jej bezczelny uśmiech.
-Normalnie byłem przerażony, kiedy to czytałem. - jęknął Chris. - Wszystko przez ciebie. - lekko uderzył Maję w ramię i w brzuch.
-Kurwa, stary. Nie przeginaj. - warknąłem. Pomimo że widziałem, że zrobił to na prawdę lekko, włączył mi się jakiś instynkt.
-Justin, uspokój się. - blondynka przewróciła oczami.
-Martwi się o ciebie, jakbyś była w ciąży... - rzucił Chris w stronę Mai.
Momentalnie wymieniliśmy między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna przygryzła dolną wargę, a ja podrapałem się z zakłopotaniem po karku.
-Co się dzieje? - Chris zmarszczył brwi, przyglądając się nam uważnie.
-Jest taka sprawa... - zacząłem, patrząc niepewnie na Maję.
-Tylko nie mówcie, że bzykaliście się bez gumek... - powiedział powoli Chris.
-Teraz to brzmisz, jak moja mama. - mruknęła cicho dziewczyna, opierając się o ścianę.
-Ja pierdole. Majka, ty jesteś w ciąży? - spytał z niedowierzaniem Austin, wytrzeszczając oczy.
-No przecież nie ja... - rzuciłem, przewracając oczami.
-O kurwa! Będziesz miała dziecko z Bieberem!? Współczuję, maleńka... - Matt poklepał mnie od tyłu po plecach.
-Dzięki, stary! Pomogłeś... - mruknąłem, przewracając oczami.
-Zostanę wujkiem. - Chris pokiwał głową, a uśmiech na jego ustach znacznie się poszerzył.
-Ale to ja będę tym ulubionym wujkiem. - rzucił Austin, klepiąc się dumnie po piersi.
-Nie no, facet! Trzeba to uczcić! - zawołał wesoło Nate, wyciągając butelki z piwem.
-Nie tym razem. - odparłem od razu, spoglądając znacząco na Maję.
-No tak, rozumiem. Obowiązki tatusia wzywają... - zaśmiał się, przez co oberwał ode mnie w tył głowy.
-Wyobrażasz sobie Biebera z pieluchą? - zakpił Matt. - Trzeba będzie to uwiecznić. - dodał, chichocząc pod nosem.
Wywróciłem oczami, a następnie powoli podniosłem się z kanapy, obniżając lekko spodnie w kroku.
-Austin możesz na chwilę? - zwróciłem się w stronę kumpla.
Chłopak pokiwał głową, wstając. Podszedłem do Mai i objąłem ją ramionami w pasie, prowadząc do wyjścia.
-Siema. - rzuciłem do kumpli, po czym opuściliśmy baraki.
-Ja pójdę do samochodu, żeby wam nie przeszkadzać. - blondynka musnęła mój policzek, udając się w stronę czarnego BMW. Jeszcze przez chwilę obserwowałem, jak jej biodra kołyszą się seksownie, kiedy idzie, a następnie przeniosłem wzrok na Austina.
-Chciałem cię przeprosić, stary. Nie panowałem nad sobą. - mruknąłem cicho.
-Wiem. - odparł, patrząc na mnie sceptycznie.
-Sory. Cokolwiek powiedziałem, nie chciałem tego.
-Wiem i dlatego ci wybaczam. - podszedł bliżej mnie i poklepał przyjacielsko po plecach. - A teraz spadaj, bo ktoś cię potrzebuje. - poklepał się lekko po brzuchu, przez co na moich ustach pojawił się uśmiech.
-Rozumiesz to? Ja zostanę ojcem... - pokręciłem z niedowierzaniem głową. - Aż mi się wierzyć nie chce...
Pożegnałem się z kumplem, odbiegając w stronę samochodu. Zająłem miejsce kierowcy, odpalając silnik.
-A teraz masz mi to wszystko wytłumaczyć! - pisnęła dziewczyna, wyrzucając ręce w powietrze.
-Co się stało, maleńka? - udawałem kretyna, odwracając się w jej stronę z głupawym uśmieszkiem na ustach.
-Ciebie kompletnie popieprzyło! - krzyknęła, uderzając mnie w ramię. - Na prawdę musisz opowiadać wszystkim o swoich przeżyciach seksualnych!?
-Spokojnie, słoneczko... - parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z rozbawieniem. - Musiałem się pochwalić, jaką mam zajebistą dziewczynkę. - posłałem jej łobuzerski uśmiech.
-Justin! Ty na prawdę nie możesz zatrzymać tego dla siebie!?
-Nie. - pokręciłem przecząco głową, z wielkim uśmiechem na ustach. - Zresztą ja mówiłem jedynie prawdę, kochanie. Twoje krzyki i jęki były przepiękne. - wyszczerzyłem się do niej.
-Kurwa, Justin! Zamknij się wreszcie! Ty też cichutko nie byłeś... - zmierzyła mnie wzrokiem.
-Przy tobie się nie da. - posłałem jej znaczące spojrzenie, za co kolejny raz oberwałem w ramię.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, zagłębiając się w fotelu.
-Kicia... - mruknąłem, zakręcając sobie kosmyk jej włosów na palcu. - No nie gniewaj się na mnie... - trąciłem nosem jej szyję, uśmiechając się delikatnie.
-Nie potrafiłabym. Jesteś za słodki. - złapała mnie za policzki.
-Ale mogę być również niegrzeczny. - warknąłem cicho, wsuwając dłonie pod jej koszulkę.
-Justin! - pisnęła, kiedy zacząłem ją łaskotać. - Zdążyłam zauważyć. Gdybyś był grzeczniutki, nie wyszedłby nam dzidziuś. - mruknęła, klepiąc się lekko po brzuszku. - Odwieziesz mnie do domu? - spytała słodko.
-Jasne, kotuś. - odparłem, ruszając spod baraków. Po chwili jednak zatrzymałem się, zdobywając pytające spojrzenie od blondynki. - Pasy, kochanie. - mruknąłem, zapinając ją w siedzeniu.
Dziewczyna zachichotała cicho, po czym złapała mnie za koszulkę i krótko, lecz namiętnie, złączyła nasze usta.
-A teraz jedź. - kiwnęła głową w stronę drogi, a ja z uśmiechem na ustach ruszyłem przed siebie.
-Kiedy chcesz powiedzieć rodzicom o dziecku? - spytałem, zerkając na nią kątem oka.
-Jak będzie dobra okazja... - odparła, przeczesując włosy palcami.
-To znaczy kiedy? - dopytywałem, zmieniając bieg.
-Nie wiem, Justin. Na pewno zanim zacznie mi rosnąć brzuch... - zachichotała, czym zaraziła również mnie.
-Boję się tego, że jak moja mama dowie się, że zostanę ojcem, będzie mnie uczyć zakładać pieluchy... - mruknąłem, krzywiąc się lekko, a Maja momentalnie wybuchnęła śmiechem.
-To dobrze. - spojrzała na mnie znacząco. - Będziesz zmieniać pampersy swojemu dzieciaczkowi. - wyszczerzyła się do mnie.
-O Boże... - jęknąłem, słysząc kolejny chichot z ust Mai.
Po dwudziestu minutach zatrzymałem się na podjeździe przed domem mojego aniołka.
-Może wejdziesz? - spytała, zakładając torbę na ramię.
-Bardzo chętnie, skarbie, ale muszę zmierzyć się z rodzicami. - wzdrygnąłem się lekko, posyłając jej po chwili delikatny uśmiech.
-W takim razie do zobaczenia. - odwzajemniła uśmiech, muskając mój policzek.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz? - spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Złapałem ją za koszulkę, przyciągając bliżej siebie. Wpiłem się w jej usta, zsuwając dłonie na tyłek dziewczyny. Wsunąłem język do jej ust, kiedy Maja wplątała palce w moje włosy. Pociągnęła lekko za ich końcówki, pogłębiając pocałunek.
-Muszę iść... - szepnęła w moje usta, pocierając delikatnie moje policzki.
-Nie chcę... - mruknąłem, niczym rozkapryszone dziecko.
-Ja też nie chcę, ale muszę. - posłała mi delikatny uśmiech.
-W takim razie do zobaczenia. - powiedziałem, po czym klepnąłem ją lekko w tyłek, kiedy wychodziła z samochodu.
-Jesteś niewyżyty, Justin... - pokręciła z rozbawieniem głową, a następnie, nie czekając na moja odpowiedź, zamknęła drzwi, podbiegając w stronę wejścia do domu.
-Jestem, skarbie. Oj jestem... - szepnąłem sam do siebie, odpalając silnik, kiedy upewniłem się, że moja księżniczka bezpiecznie dotarła do domu.
Skierowałem się w stronę mojego osiedla, na które dotarłem po piętnastu minutach. Zgasiłem silnik, parkując na podjeździe, a następnie wysiadłem, poprawiając na głowie czapkę oraz opuszczając lekko spodnie w kroku.
Wszedłem do domu, ściągając po cichu buty. Odwiesiłem kurtkę na wieszak, słysząc kroki, dochodzące z salonu.
-Natychmiast do salonu. I nie interesuje nas to, że masz prawie dwadzieścia lat. - powiedziała ostro moja mama.
Spuszczając głowę, udałem się prosto do pomieszczenia. Opadłem na kanapę, obserwując, jak moi rodzice siadają na przeciwko mnie.
-Co się z tobą dzieje, do cholery jasnej!? - ojciec podniósł głos.
-My ciebie nie poznajemy! - dołączyła moja mama, wyrzucając ręce w powietrze. - Jak mogłeś pobić tak Danny'ego?
-Nie wspominaj przy mnie o tym skurwielu. - warknąłem, zaciskając pięści.
-Justin, jak ty się wyrażasz!?
-Tak, jak sobie na to zasłużył.
-Jazzy w dalszym ciągu jest przerażona tym, co zobaczyła. Gdzie byłeś przez te dni? Co się z tobą działo?
-Zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem był robić. Skrzywdziłem Maję i musiałem to naprawić.
-Co masz na myśli, mówiąc "skrzywdziłem"? - mama zmarszczyła brwi.
-Po prostu zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem zrobić. - mruknąłem, wymijająco.
-Justin, jak ją skrzywdziłeś!? - kobieta była coraz bardziej przerażona.
-Pobiłem ją i wyzwałem. - powiedziałem najciszej, jak mogłem.
-Słucham!? - krzyknęła. - Jak mogłeś tak ją potraktować!? Przecież to jeszcze dziecko! - przyłożyła dłoń do ust. - Przez te kilka dni, jedyne co wiedzieliśmy to to, że dziewczyna Austina, która podobno jest przyjaciółką Mai, chciała urwać ci... - nie dokończyła, jednak ja dobrze wiedziałem, co miała na myśli.
-Justin, w tej chwili masz wyjąć wszystko z kieszeni. - rozkazał tata, a ja popatrzyłem na nich z niedowierzaniem.
-Może bez przesady. Należy mi się trochę prywatności.
-My się o ciebie martwimy, Justin. Jesteśmy twoimi rodzicami i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Tak więc w tej chwili opróżnij kieszenie. Tutaj, przy nas...
Przewracając oczami, sięgnąłem do kieszeni i zacząłem powoli wyjmować z niej przedmioty. Pierwszy był telefon, więc rodzice kazali mi kontynuować. Ułożyłem na stoliku paczkę papierosów oraz zapalniczkę.
-Dostaniesz od tego raka. Nie powinieneś palić.
-Ale nie skończę z tym. - wzruszyłem ramionami. Mama wskazała gestem dłoni, abym kontynuował opróżnianie kieszeni.
Powoli wyciągnąłem prezerwatywy, układając je obok pozostałych przedmiotach.
-Tego mogliśmy się domyślić. - ojciec przewrócił oczami, na co ja zachichotałem cicho.
-Zawsze przygotowany. - mruknąłem, robiąc minę niewiniątka.
Pod wpływem intensywnych spojrzeń rodziców, włożyłem rękę do kieszeni, wyjmując kolejny przedmiot, którym okazały się narkotyki. Położyłem na stoliku parę skrętów oraz woreczków z kokainą i heroiną, patrząc niepewnie na rodziców.
-Boże, Justin... - szepnęła moja mama, przykładając dłoń do czoła. - Dziecko, co ty ze sobą robisz...
Nic nie odpowiedziałem, tylko spuściłem głowę, podpierając łokcie na kolanach.
-Justin, ty musisz coś z sobą zrobić. Nie możesz brać.
-Maja chce mnie wysłać na odwyk. - mruknąłem, przeczesując palcami włosy.
-I ma rację. Powinieneś się leczyć.
-Nie jestem ćpunem. - warknąłem, zaciskając pięści. - Może wciągnę raz na jakiś czas, ale to nie znaczy, że muszę iść na odwyk.
-Wrócimy do tego. Możesz być pewien. - zagroził tata. - Jeszcze tylne kieszenie.
Zaciskając nerwowo szczękę, sięgnąłem ręką po broń.
-Matko kochana! - krzyknęła moja mama, łapiąc się za serce.
-Także no... - mruknąłem pod nosem.
-Pistolet!? Po jaką cholerę nosisz to w kieszeni!?
-Czasami się przydaje... - potarłem skronie, unikając spojrzeń rodziców. - A tak w ogóle, to ja nie muszę się wam spowiadać. Mam dwadzieścia lat i mogę robić to, co mi się podoba.
-Jesteś naszym synem, a my chcemy dla ciebie jak najlepiej. - mama wyrzuciła ręce w powietrze.
Nagle z góry zbiegła roześmiana Jazzy, lecz kiedy tylko mnie zobaczyła, zatrzymała się nagle.
-Jazzy, przepraszam... - mruknąłem, wyciągając zza siebie pluszowego misia. - To dla ciebie, księżniczko. - wyszczerzyłem się do siostry, wręczając jej zabawkę.
-Dziękuję. - powiedziała nieśmiało, wtulając się w pluszaka.
-Nie gniewaj się na mnie. Po prostu byłem zdenerwowany. - ukucnąłem przed nią. - Chodź tu do mnie. - rozłożyłem ręce, a dziewczynka, po chwili zawahania, wtuliła się we mnie. - Przepraszam...
Po chwili Jazzy podeszła do stolika, na którym leżały interesujące przedmioty z moich kieszeni.
-Boże, dziecko, nie dotykaj tego! - krzyknęła moja mama, kiedy ręka siostry powędrowała na pistolet.
-Spokojnie. Jest zabezpieczony. - mruknąłem
-A co to takiego? - spytała, podnosząc prezerwatywy.
Rodzice wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia, a ja zachichotałem pod nosem.
-Używasz to, kiedy chcesz się zabawić i nie ponosić później żadnych konsekwencji. - powiedziałem. - Jak przyjdzie Maja, to ci wytłumaczy. Ja nie mam do tego talentu...
-A co to takiego? - spytała, wskazując na narkotyki.
-Coś, dzięki czemu możesz się odstresować. - mruknąłem, zabierając od niej prochy.
-Justin...? - zaczęła słodko, na co przewróciłem oczami. - A co ty masz w kieszeni? - zaćwierkała wesoło, wskazując na moją tylną kieszeń.
Wzrok rodziców niemal natychmiast wylądował na mnie, a ja przełknąłem nerwowo ślinę.
-Nic. - odparłem wymijająco .
-Justin, wyjmuj to.- powiedziała ostro mama, wyciągając przed siebie otwartą dłoń.
Powoli sięgnąłem po ostatni przedmiot. Wyjąłem go, zaciskając w dłoni, a na moje usta automatycznie wkradł się uśmiech. Podałem mamie test ciążowy, obserwują, jak jej źrenice rozszerzają się dwukrotnie.
-O Boże... - szepnęła, przykładając dłoń do ust. - Czy to znaczy, że...
-Tak. - odparłem od razu. - Maja jest w ciąży.
-Zrobiliście sobie dzidziusia! - pisnęła uradowana Jazzy, klaszcząc w rączki.
-No wyszedł nam taki mały szkrab. - zaśmiałem się, kiwając głową.
Moja siostra pognała na górę, a rodzice w dalszym ciągu wpatrzeni byli w test ciążowy.
-Boże, przecież Maja ma piętnaście lat... - wyszeptała kobieta. - A ty jesteś niedojrzałym gówniarzem. - spojrzała na mnie sceptycznie.
-I właśnie ten gówniarz zostanie tatusiem. - mruknąłem, opadając na kanapę.
-Kiedy się dowiedziałeś? - spytał ojciec.
-Wczoraj wieczorem. - odparłem od razu, podpierając łokcie na kolanach.
-A ile ma ten wasz maluszek? - mama nieco się uspokoiła.
-Prawie miesiąc.
Rodzice przyglądali mi się jeszcze przez parę chwil, aż w końcu kobieta wstała i podeszła do mnie, a następnie przytuliła mnie do siebie.
-Nie mogę uwierzyć, że mój synek zostanie ojcem. Ty wiesz, jaka to jest odpowiedzialność? Musisz się teraz opiekować Mają. W ogóle, jak ona się czuje?
-Dobrze. - odparłem krótko. - Już mnie ostrzegała, że będę musiał znosić jej humorki, bawić się w pieluchy...
-Ty wiesz w ogóle, co to znaczy być ojcem? - mama potrząsnęła mną lekko. - Biedna Maja. Będzie musiała się z tobą użerać jeszcze przez bardzo długi czas...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
I jak się podoba rozdział?
Wiecie, co Wam powiem? Właśnie przeczytałam rozdział na pewnym blogu i nadal nie mogę się otrząsnąć. Chyba jeszcze nigdy nic tak na mnie nie zadziałało... Aż zapomniałam, że mam wstawić rozdział ;D
Tak więc, jeśli ktoś z Was nie czytał jeszcze http://true-big-love-jb.blogspot.com/ , nakazuję Wam natychmiast wejść. Boże, nadal się trzęsę xD
Zapraszam na mojego aska. Uwielbiam czytać Wasze opinie i odpowiadać na Wasze pytania ;-*
Kocham Was i do następnego ;-*
GENIALNE <3
OdpowiedzUsuńo mój boże ..
OdpowiedzUsuńto jest idealne, mega zajebiste i wgl najlepsze !!!
oni są tacy idealni.
ta sytuacja w magazynie hahahahah
cały czas się śmiałam.. i do teraz nie mogę przestać.
Dobrze że Jazzy zobaczyła ten test hahah
Justin napalony dupek hahahaha
jesteś najlepsza.
Wgl dziękuję za polecenie bloga <3
to na prawde dla mnie ważne <3
Kochana jesteś <3
Więcej takich rozdziałów <3
Kocham Cię <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
CUDO, POZDRAWIAM <3
OdpowiedzUsuńHahahahaah najlepsza była akcja w barakach czy jakos tak ;P haahaha :D rozdział suuuuuuper!!!!! Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3 Czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńOMG. Brechtam się na cały dom, a moi znajomi patrzyli się na mnie jak na idiotkę (tak samo było na matematyce dzisiaj).
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, kocham i wgl.
Jestem nim zahipnotyzowana.
Ja tez chce dzidziusia.
Czekam na nn.
Kocham tegoo blogaaaa !!!!!
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się tekst Justina, że to on jest w ciąży hhahahahahhaahhahahahha do tej pory z tego leje hahahhahahahahhaa :D Ja chyba nie byłabym w stanie wybaczyć czegoś takiego :o Już wyobrażam sobie miny rodziców Mai :OOOOOOO Wspaniały rozdział nooooooo ♥♥♥ Mogłabym czytać twojego bloga godzinami <3
OdpowiedzUsuńAwww<3
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńJeju, awww czekam nn <3
OdpowiedzUsuńJezu jak to czytam mam wielkiego banana na ryju xd zazwyczaj nie lubie jak jest tak slodko ale .... xd kocham to
OdpowiedzUsuńKolejny cudowny rozdział stworzyłaś *.*
OdpowiedzUsuńNo po prostu uwielbiam czytać tego bloga <3
chciałabym żeby on nigdy sie nie skończył ... <3
/czytelniczkaa
Mmmmmm <3333 Kocham. :*
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńta scena w barakach po prostu świetna
ale Pattie dała mu pocieszenie
czekam na następny <33
Gooshhhh znalazłam tego bloga wczoraj i już dzisiaj mam przeczytane wszystkie rozdziały i za każdym razem jak czytałam to płakałam ze śmiechu.. Kocham to opowiadanie i czekam na kolejny rozdział.. Goooshhh do tej pory cieszę się do monitora po ostatnim rozdziale.. Płakałam ze śmiechu jak go czytałam.. To opowiadanie jest genialne.. <3
OdpowiedzUsuńAghthcvdcv Swietne ^^
OdpowiedzUsuń